Przejdź do komentarzybalkon
Tekst 14 z 29 ze zbioru: Takie sprawy
Autor
Gatunekpublicystyka i reportaż
Formaartykuł / esej
Data dodania2022-05-29
Poprawność językowa
Poziom literacki
Wyświetleń496

BALKON

Od sąsiada mieszkającego drzwi obok kilkakrotnie słyszałem uwagi o posiadaniu i braku balkonu. Ty to chociaż masz balkon, bo ja to mam tylko rzygownik! Tak, mam do dyspozycji balkon, taki przytulny, gdzie zmieszczą się na stojąco 3 szczupłe osoby – sąsiad po otwarciu drzwi balkonowych może wystawić do stojącej za nimi barierki pół stopy.  Wszystkie mieszkania, w jakich przyszło mi mieszkać były wyposażone w balkon, więc nie zdawałem sobie sprawy, nie odczuwałem tego, jak wielką zdobyczą cywilizacyjną jest ta część przestrzeni. Latem można tam usiąść i wypić piwo patrząc na okolicę. Zimą można nań wystawiać alkohole celem schłodzenia, bez konieczności angażowania do tego lodówki.

Są osiedla z identycznych bloków i są takie jak kielecki Czarnów ( gdzie mieszkam), dziś komunalne, a stawiane dla wielu różnych inwestorów, składające się z bloków wykonane wedle różnych projektów. Paląc papierosa na balkonie patrzę na dwa bloki przede mną, które balkonów są pozbawione. A od kilku lat widzę, że w wielu podobnych na osiedlu balkony zaczynają się pojawiać. W jednym z bloków pojawił się jeden balkon. W innym 3, na różnych piętrach. Te to dopiero się na osiedlu wyróżniają!


Bywam u znajomych w nowych, deweloperskich blokach. Oni mają tam balkony, na których latem można mieszkać, a wręcz nawet urządzać bankiety, tyle tam przestrzeni. Ale bywam i u znajomych mieszkających w blokach z epoki Gomułki, Gierka i Jaruzelskiego – co tam bywam, mieszkałem w takich. Wiem, że deweloperzy nie tylko odpowiadają na oczekiwania swych klientów, oni niejednokrotnie je kreują! Bloki z epoki Bieruta ( mamy w Kielcach takie) równały do stojących obok kamienic. Bloki z epok późniejszych już nie starały się upodobnić, to już było myślenie: bierz co ci dają i morda w kubeł.

Wieżowiec z epoki Gomułki miał agorafobiczne balkony z niskimi barierkami, wąziutkie, wystawione poza kalenicę. Taki miałem od gówniaka i się do niego przyzwyczaiłem, ale gdy dziś na taki wychodzę czuję lęk, choć doceniam widoki. Pół Kielc, ówczesnych, zeń widziałem.  Rodzice pracowali i mnie, dwuletniego szkraba zostawiali z nianią, która zadowolona była, że ja siedzę sobie „spokojnie” na balkonie i jej uwagi nie angażuję. Niby jadłem jabłka przywiezione ze wsi, ustawione w skrzynce na balkonie – od tego się zaczęło. I potem, gdy ona czytała gazetę na kanapie ja zmieniłem reguły gry – bo ciekawsze od jedzenia okazało się rzucanie jabłek w dół. 9 piętro! Całe szczęście nie trafiłem nikogo w głowę, ale już w samochody sąsiadów tak. Po tej zabawie miałem nowszą, młodszą, czujniejszą nianię. Co nie zmienia faktu, że te balkony to szkarada jakaś, nie wiedzieć czemu doklejona do fasady. Ani do relaksu – właściwie cholera wie po co?

Za ponurego Wojciecha balkony stały się bardziej użytkowe. Mieściły już kilka osób, kwiatów można tam było naustawiać sporo i wszystkie, które pamiętam, jeśli nie były kradzieżą powierzchni mieszkania, to już nie wystawały tak na zewnątrz, więc lęk wysokości był redukowany, bo niby będąc na jednak stoisz w mieszkaniu, a nie na platformie, która wystaje z wieżowca i czujesz, że za chwilę się urwie pod twoim ciężarem.


W prylu, tym balangowym, balkon odciążał trudno dostępną ubikację. To pamiętam wielokrotnie: ktoś okupuje kibel? – to sikamy z balkonu.

Fantazja projektanta przy tworzeniu akademików kieleckiej WSP zaowocowała balkonami kończącymi korytarze akademików na obu krańcach. Portier na dole pilnował, by nie wnosić alkoholu. „Broda”, wokalista DEKRETU w jego najlepszym czasie, wspomina, że by ominąć portiera postanowił wspiąć się po tych balkonach. Otwarte drzwi były dopiero na szóstym piętrze.  A na plecach plecak. Dzisiejsi alpiniści mają dużo łatwiej.

Przypomina się też w tym kontekście historia o balkoniarzu. Miałem kiedyś zaproszenie na Bal Koniarza – moje pierwsze skojarzenie związane było właśnie z balkoniarzem.  Mieszkałem wtedy w kieleckim Barwinku – a jakże, w wieżowcu. Lato, jedni z sąsiadów wychodząc z domu zostawili otwarty balkon na 3 piętrze. Zauważył to balkoniarz, rabuś wspinający się po balkonach. Jego z kolei zauważyli sąsiedzi i powiadomili policję. Ta przybyła, zapukała: otwieraj! On jednak nie był w stanie otworzyć mieszkania od środka, sąsiedzi byli bardzo daleko i do zatrzymania rabusia konieczna była interwencja straży pożarnej, bo policjanci nie byli chętni do włażenia po balkonach.


Balkon, niby taka duperelka architektoniczna, prawda? Niekoniecznie. Mieszkanie w bloku bez balkonu? To jak wykluczenie cywilizacyjne w naszej części Europy. A posiadanie balkonu – na takim choćby Czarnowie to symbol statusu materialnego. Nowa moda: nie palimy w mieszkaniu. Wychodzimy na balkon. Jeśli go mamy oczywiście. Sąsiedzi z bloku obok, tego bez balkonu, wdziewają laczki i złażą przed klatkę. Niby trudno, ale sprzyja integracji sąsiedzkiej.

Albo dezintegracji.


  Spis treści zbioru
Komentarze (1)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
avatar
Najwspanialsze balkony - obejmujące całą szerokość fasady -
ciągnęły się pod oknami wszystkich sal naszego 3-piętrowego koedukacyjnego internatu w Żukowie /dzisiaj w obrębie aglomeracji Trójmiasta/.

To, że /za mojej pamięci/ nie było tam wśród dziewcząt ani jednego przypadku ciąży, zakrawa na jakiś cud...

No chyba że w t e d y problem ten rozwiązywano za wiedzą wyłącznie rodziny prywatnie i "po cichu"
© 2010-2016 by Creative Media
×