Przejdź do komentarzyUtrapienie Smoczego Królestwa
Tekst 255 z 255 ze zbioru: Różne teksty
Autor
Gatuneksatyra / groteska
Formaproza
Data dodania2022-07-04
Poprawność językowa
- brak ocen -
Poziom literacki
- brak ocen -
Wyświetleń488


Za trzynastoma górami i dwunastoma morzami, Królestwo Smoków Poczciwych istniało. Stworzenia owe były nadzwyczaj łagodne chociaż rozumne, skore do niesienia pomocy wszystkim potrzebującym gadom. A że świadomi posiadania Króla, Królowej oraz ich Córki byli, egzystowali radośnie, a nawet szczęśliwie. Uprawiali głównie rolę oraz ziajanie ogniem. Przeto wypalanie cegieł, największe profity w handlu przynosiło. Życie upływało w błogiej sielance, gdyż powodów do narzekania, nawet w najdziwniejszych kątach, jakoś znaleźć nie mogli. Chociaż trzeba uczciwie przyznać, że wcale nie szukali. A nawet gdyby coś znaleźli, to milczeli jak płyta nagrobna, by przykrości rodakom nie sprawić, a co gorsza, do płaczu zachęcić.


Aż pewnego razu, wielka skaza na firmamencie rajskiego życia, objawiła swoją mroczną obecność, niczym ciemna zakrwawiona jutrzenka. Niebawem pochowała z dziada pradziada, od wieków ustalony porządek. Ogromny Szewczyk, na jeszcze większym baranie wypełnionym siarką, do Królestwa wjechał i zaczął nie tylko domostwa pustoszyć, lecz także niektóre smoki, a szczególnie smoczyce, swawolnie poniewierać. Ponadto wielu tubylcom kawałki skóry wycinał ostrym narzędziem, rechocząc przy tym radośnie, prosto w zatrwożone dziury ogniowe. Krzyczał bezczelnie, że buciki będzie miał z czego robić, które z wielkim zyskiem na jarmarkach sprzeda, a przez to fortunę zyska i poważanie wśród innych szewców z okolic wszelakich, lub z jakichkolwiek się napatoczą.


Biedne smoki – mimo że wykazywały przemożną chęć – ziajać ogniem na barbarzyńce nie postanowiły, gdyż mógłby jego wierzchowiec w powietrze wylecieć, rozpizdrzając wszystko wokół, na cztery i pół strony królestwa. Gdyby jeno członki Szewczyka, to pies mu mordę lizał. Zjadło by się. Lecz zapewne owe monstrum na którym spoczywał, zmieniłoby swoją konstrukcję w elementy destrukcyjne.


Dzień w dzień nawiedzał i nękał, chciwością napędzając ludzkie serce. Wiele smoczych matek, w obawie o to, żeby skóra z ich dzieci nie została doszczętnie wyszarpnięta jako budulec do sandałków, błagała na styranych życiem łuskach kolanowych, o całkowite najazdów zaprzestanie. On jednak swoją podłość na starym baranie dźwigając, nic sobie z owych błagań zatroskanych tubylców nie robił, jeno jeszcze bardziej ze skór obdzierał, chociaż przyznać trzeba, że żadnego do golasa zupełnie, żeby nie dostał zapalenia płuc lub kataru.


Smoczy Król, widząc co się święci, wielu śmiałków zwołać postanowił. Obiecał każdemu, że jak bestie pokona, to tchnienie ognia królewskiej córki oraz jej rękę i całą resztę otrzyma. Przybiegły od razu różne napalone smoki, młode, stare, z umiejętnościami i bez, te co jeszcze mogły lub tylko im się wydawało, lecz żaden wojak nachalnego do przesady Szewczyka pokonać nie zdołał.


Aż pewnego razu, stanął przed królem smok: mizerny, koślawy, prawie bez skóry i ognistego oddechu. Król ujrzawszy takie indywiduum, z powrotem do rodziny postanowił odesłać, albowiem nie chciał go mieć na królewskim sumieniu siedzącego, jak gdyby był gadającą papugą. Jednak ochotnik ów, był uparty jak stado osłów i odprawić się tak łatwo nie dał, myśląc zapewne o napalonym oddechu królewskiej córki i nie tylko o tym. W końcu król machnął ogonem, dając do zrozumienia, że zezwala Mizernemu... Jadącego na Baranie pokonać.


Szewczyk, gdy takiego rycerza obaczył, zarechotał w głos z pobłażaniem szyderczym, aż sztuczna szczęka wyleciała i miarkując drogę do rzeki, na wieki utonęła. Poszkodowany ujrzawszy ostanie pluśnięcie, popadł w zatrwożenie nieujarzmione, gdyż przyszło mu do głowy, czym będzie gryźć jadło wszelkie, żuć smoczą skórę, lub chrupać zardzewiałe gwoździe, gdyż takim kaprysem, też się przed innymi szewcami chwalić raczył.


Nie myślał długo. Do rzeki na wierzchowcu skoczył i już nigdy nie wypłynęli. Może jakiś konik morski, walnął go w łeb z kopyta. Barana też.

Od tego czasu, spokój zapanował w Smoczym Królestwie.


Mizerny, koślawy smok, dyplomatycznie zrezygnował z córki króla, gdyż okazała się wcale nie ładniejsza od bohatera, a nawet w niektórych szczegółach nieszczególnych, prześcignęła swym wizerunkiem jego wizerunek, jeszcze bardziej nieszczególny.


Może to i dobrze, bo ów bohater w swojej przyszłości, aż takim do rany przyłóż się nie okazał. Nawet budowę pomnika na jego cześć zaprzestano, gdy usłyszano jak mu dekiel zaczyna odbijać. Widocznie sława umysł czochrając, wygładziła fałdy na tyle, że zaoszczędzono parę groszy, budując w tym miejscu Wesołe Miasteczko, w którym to małe smoczki, pluły ogniem na figurkę Złego Pana na Baranie.


Po jakimś czasie w owej krainie, zaczęła krążyć z paszczy do paszczy legenda, o wyłaniającej się z rzeki gałęzi, co powieszonego Szewczyka na smoczej skórze unosi, a któremu z gardła zardzewiałe gwoździe wystają, a na jednym z nich, sztuczna szczęka ukojenie w dyndaniu znajduje, pogryziona przez piranie. Podobno, gdy jakiś smok za długo spoziera na owe zjawisko, to zamienia się w ludzia, który od razu zostaje upieczony i pożarty, gdyż nie spoczywa na ogromnym baranie, którego latające wnętrzności, mogłyby posiać pożogę i zniszczenie, zmieniając wygląd Królestwa na gorszy. Oprócz Córki Króla.

  Spis treści zbioru
Komentarze (1)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
avatar
Ależ historia! Aż strach się bać.
© 2010-2016 by Creative Media
×