Przejdź do komentarzyNina i Czarna Herbata - Rozdział szesznasty.
Tekst 16 z 24 ze zbioru: Nina i czarna herbata
Autor
Gatunekobyczajowe
Formaproza
Data dodania2022-12-27
Poprawność językowa
- brak ocen -
Poziom literacki
- brak ocen -
Wyświetleń386

Święta, święta i po świętach, no nie? Teraz jest ten dziwny tydzień pomiędzy Świętami a Nowym Rokiem gdzie nie wiadomo co robić. Wybaczcie, że nie było notki w piątek, ale dziwnie czułabym się, poświęcając czas na rozrywkę, kiedy było tyle do zrobienia. Chciałam pomóc, ale... Zresztą sami przeczytacie. Opiszę wam dwie Wigilię – klasową oraz rodzinną. 

 

Czwartek, Dwudziestego drugiego grudnia. 

Jeśli mam być szczera to nie miałam zamiaru iść dzisiaj do szkoły. W głowie układałam tekst, który powiem mamie dziś rano. Obawiałam się jej reakcji, jak zwykle, gdy muszę się do niej odezwać. Wczoraj wieczorem rozmyślałam, jakich dokładnie argumentów użyję, by zostać w domu. Wątpiłam, żeby brak normalnych lekcji czy mój strach przed siedzeniem na krześle nieopartym o ścianę mógł jakkolwiek przekonać moją rodzicielkę. Nagle dostałam wiadomość od Tomka. Pisał, że dyrektor Kwiatkowski pojawi się na mojej Wigilii klasowej. Nie dość, że on tam będzie, to zaprosił jeszcze Tomka! Nie miałam praktycznie żadnych wątpliwości, że Kwiatkowski zechce poruszyć sprawę plotek. Tylko w jakim kontekście? I czemu na forum klasowym? Z drugiej strony nasz dyrektor lubi takie publiczne pokazówki świadczące o tym, jak dobrze sprawuje swój urząd. Fakt, iż większość tych gestów jest zwyczajnie bezsensowna to już trochę inna sprawa. 

Nie mogłam zasnąć przez całą noc. Byłam zestresowana. Ciągle myślałam o tym co chce odwalić Kwiatkowski. Rano wybrałam sobie strój: Niekrępującą ruchów sukienkę w biało-czerwoną kratę z kołnierzykiem, białe bawełniane rajstopy, a do tego moje szaro-różowe ortopedyczne trzewiki. Tata związał mi włosy w moją ulubioną fryzurę, czyli w dwa kucyki. Z radością stwierdziłam, że w tym stroju przypominam bardziej uczennicę ostatnich klas podstawówki niż licealistkę. 

Na miejscu sprawdził się mój największy lęk. Wszystkie ławki zostały połączone w jeden wielki stół na środku klasy. Nie było żadnego miejsca pod ścianą. Na szczęście pani Kasia usiadła obok mnie, ale wciąż bałam się, że wszyscy odejdą od stołu, a ja upadnę do tyłu. Moje mięśnie były bardziej napięte niż zwykle. Moja nadwrażliwość sensoryczna też dostała w kość. Było dużo hałasu, brzdęku naczyń, śmiechu ludzi, który mieszał się z kolędami puszczonymi na YouTube. Przy każdym głośniejszym dźwięku podskakiwałam. Przemowa wychowawcy trochę rozluźniła atmosferę. Stwierdził , że powrót czteroletniego liceum to dla niego przekleństwo i błogosławieństwo jednocześnie, bo oprócz tego roku spędzi z nami jeszcze następny. Trochę suchar mu wyszedł, ale lepsze to niż ciągłe myślenie o upadku. 

Po jakimś czasie pojawił się mój największy koszmar, czyli Kwiatkowski. Za nim kroczył zdezorientowany Kalisz. Wszyscy zamilkliśmy, no może z wyjątkiem Braci Golec. 

- Drodzy uczniowie i Panie Maciołek. - zaczął dyrektor, stojąc przed nami. - W ten ważny i refleksyjny dla społeczności szkolnej dzień, chciałbym złożyć wam wszystkim najlepsze życzenia z okazji nadchodzących Świąt Bożego Narodzenia. Jednak nie tylko dlatego tu jestem. Chcę poprosić by Nina Piotrowicz i Dagmara Kwiatkowska podeszły tu do nas. 

Serce na chwilę przestało mi bić. Tomek pomógł wstać mi, a pani Kasia Dagmarze. Dyrektor kazał nas tak ustawić byśmy stały naprzeciwko siebie. Wygląd córeczki dyrektora był totalnym przeciwieństwem mojego. Dagmara miała na sobie rozszerzaną ku dołowi czarną, krótką sukienkę z długimi rękawami i minimalnym dekoltem. Kwiatkowska z natury wygląda na starszą, niż jest, ale w tym mocnym makijażu mogłaby podawać się za trzydziestolatkę i nikt nie wziąłby to za kłamstwo. Większość jej twarzy zakrywały świeżo zrobione loki. 

- Jak dobrze wiecie po szkole chodziły pogłoski o romansie Niny z Panem Kaliszem. Dzięki mojemu wytrwałemu i długofalowemu śledztwu dowiedziałem się, że na szczęście to tylko stek bzdur. Mimo wszystko było mi bardzo przykro, gdy dowiedziałem się, że autorem tych kłamstw jest moja własna córka. Masz nam coś do przekazania, córeczko? 

Też czułam się źle, ale już nie tylko z powodu kłamstw. Było mi szkoda Dagmary. Czy naprawdę nie mógł powiedzieć jej tego w domu? Albo chociażby u niego w gabinecie? Mógłby przecież tam zabrać mnie, Tomka i Dagmarę nawet prosto z tej Wigilii klasowej. Czy bycie w centrum uwagi jest dla niego najważniejsze? Nawet gdy jest osiągane kosztem jego własnej córki? 

Dagmara spuściła wzrok i wydukała krótkie przeprosiny, które jej ojciec kazał powtórzyć dziewczynie głośniej i dobitniej. Czułam się strasznie, najchętniej bym stamtąd wbiegła, gdybym umiała. 

Podczas gdy dyrektor wygłaszał przemowę końcową, zauważyłam, że Dagmara co chwile zerka na Tomka, a on wyraźnie unika jej wzroku. Daga patrzyła na niego rozszerzonymi źrenicami, z zachwytem w oczach i rumieńcami na policzkach, jakby nie zarejestrowała faktu, że on nawet nie chce spojrzeć w jej kierunku. Nawet taki laik jak ja wie, że to są oznaki zakochania się! Z jednej strony nie mogę w to uwierzyć, a z drugiej teraz wszystko układa się w logiczną całość! Plotki powstały z zazdrości, bo Tomek ze mną ma więź a z nią nie. A to gadanie, że zajęcia z Kaliszem są najgorsze na świecie? Zwykła zasłona dymna! Niestety nie mam jak pogadać o tym z Tomkiem, bo chwile po zakończeniu przemówienia dyrektora wyszedł razem z Kwiatkowskim. Długo się z Tomkiem nie zobaczę, bo w czasie przerwy świątecznej wziął urlop w swoim gabinecie i wyjadą z Patrycją na krótką wycieczkę. A głupio mi pytać o takie rzeczy przez messengera. Nie zmienia to faktu, że ciągle myślę o tej sprawie. 

 

Sobota, Dwudziesty czwarty grudnia – Wigilia Bożego Narodzenia. 

W piątek nie pisałam, ponieważ chciałam się na coś przydać w domu. W przeszłości wiele razy podsłuchiwałam rozmowy rodziców na temat mojej niewdzięczności za tyle lat opieki nade mną. Dyskusje o to, że rehabilitacja w moim przypadku nic nie dała, bo nie jestem w pełni samodzielna to też już norma. Postanowiłam być przydatna i dwa tygodnie przed świętami poprosiłam o zadania do wykonania. Rodzice jednak zgodnie stwierdzili, że i tak nie dam rady pomóc. Byłam na nich wściekła, więc poprzestałam na kupnie prezentów dla wszystkich dwa tygodnie temu. W piątek poodkurzałam mój pokój na czworakach oraz umyłam własne biurko chusteczkami nawilżanymi. Do tej pory Wigilię spędzałam zawsze tylko rodzicami i braćmi, ale w tym roku dziadkowie zaprosili nas do siebie. Ubrałam te same rajstopy i buty co na Wigilię klasową, aczkolwiek sukienkę wybrałam muślinową, białą w rozmiarze oversize. Włosy tata związał mi w jeden warkocz na boku, bo mama nie lubi, gdy czeszę się w dwa kucyki, kiedy jestem w jej towarzystwie. Dlatego noszę tę fryzurę tylko do szkoły i na zajęcia u Tomka. 

Dziadkowie ugościli nas w kuchni. Rozstawiony został duży, dębowy stół, którego nigdy wcześniej tam nie widziałam. Bardzo kontrastował ze ścianami i podłogą, które toną w bladoróżowych płytkach, a już na pewno z kuchennymi meblami rodem ze schyłkowego ZSRR. Na szczęście znalazły się miejsca pod ścianą i chętnie zajęłam jedno z nich. Stół aż uginał się od pyszności, a na kuchennym parapecie z radia rozbrzmiewały kolędy w wykonaniu Krawczyka. Trochę mu się zacinało, bo płyta ma już swoje lata. Na początku było całkiem normalnie. Dzielenie się opłatkiem zawsze jest dla mnie dość niekomfortowe, ale przyzwyczaiłam się do życzeń zrzucenia wagi, dobrych ocen czy opanowania samodzielnego chodzenia. U nas nie ma nakrycia dla zbłąkanego wędrowca. Za to jest jakby inaczej – pusty talerzyk dla Pawełka! Mama jakieś pół godziny o nim mówiła i chyba tylko jedynie tata jej słuchał. Czułam się strasznie winna tego, że go z nami tu nie ma, tak jakby to była moja wina. Następnie temat zszedł na moją ciotkę, która ośmieliła nie pogodzić się z rodzicami na święta. Na szczęście nie było aż tak głośno, jak na Wigilii klasowej, więc czułam się nieco pewniej. W pewnym momencie ze strony babci padło pytanie do mojego starszego brata: 

- Oskarku, a jak tam u ciebie? Masz już jakąś pannę? 

Przez moment miałam wrażenie, że Oskar uśmiechnął się w moją stronę, lecz potem znów przeniósł swoją uwagę na babcię. 

- Nie, babciu. Dziewczyny co prawda nie mam, ale postanowiłem zapisać się do psychologa... - Był niepewny siebie, ale jednocześnie dumny z podjętej decyzji. 

- Oskar, co ty wygadujesz? – Przerwała mu mama znad karpia, niby od niechcenia. - Jakie ty możesz mieć problemy w tym wieku? Skończ studia, znajdź prawdziwą pracę i zmierz się z życiową tragedią, tak jak ja, to dopiero poczujesz potrzebę terapii... – Mamie zaszkliły się oczy. Niemalże wszyscy oprócz mnie i Oskara rzucili się do pocieszania jej. Czysta groteska! Brat długo tego nie wytrzymał i wyszedł z kuchni pod pretekstem wykonania ważnego telefonu, ale chyba nikt oprócz mnie tego nie zauważył. 

Kiedy rodzicielka się już uspokoiła, dziadek przeniósł uwagę na mnie. 

- Twój tata mówił mi, że coraz lepiej z twoim chodzeniem. Wiem, że już można coraz dalej od ciebie odejść i aż tak się nie boisz. 

Tak, to prawda. Mówię o wszystkich postępach tacie, ale do tej pory myślałam, że nie słucha. Miło było wiedzieć, że jednak mnie nie olewa. 

- Dobrze, że jesteś coraz mniej leniwa. - Dodał tata. - Proszę, obiecaj nam tu teraz, że do następnej Wigilii będziesz chodziła już całkiem sama. 

Poczułam się okropnie. To nie tak, że ja nie chcę. Ja się po prostu boję a im więcej rehabilitacji tym bardziej moje ciało jest mi posłuszne i mniej panikuję. Jak można udawać, że się boi?! No ale w mojej rodzinie od dawna pokutuje przekonanie, że skoro ludzie bez rąk i nóg są super samodzielni, to ja też mogę, tylko mi się nie chce. Trudno im wytłumaczyć, że ciało da się szybciej wypracować do samodzielności, jeśli mózg nie jest uszkodzony. W moim przypadku po prostu trzeba dłużej i z ogromną dozą cierpliwości nad tą samodzielnością pracować. Na szczęście nie zdążyłam odpowiedzieć, bo znudzony Ignaś domagał się prezentów. Udaliśmy się do salonu, prezenty już czekały pod choinką. Oskar też tam był. Ogólnie było mi smutno, bo dostałam tylko dwa prezenty. Od rodziców i Oskara maskotkę renifera. Od dziadków otrzymałam piękną białą, drewnianą szkatułkę na biżuterię. Każdy dostał więcej upominków niż ja, a Ignaś otrzymał aż dziesięć zabawek! Nie wiem skąd, bo kupiłam mu tylko jeden samochodzik. A może niepotrzebnie się czepiam? Przecież jest najmłodszy,wiadomo, że najmłodsi dostają najwięcej. 

 

Uff, to już koniec na dziś! Wy czytajcie, a ja pogapię się na choinkę w moim pokoju. 

Trzymajcie się!

  Spis treści zbioru
Komentarze (2)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
avatar
Co za wigilijne jaja!
Ja! ja! ja! ja! Ja! Ja!
O mnie, we mnie, do mnie!

N I K T już dzisiaj NIE CHCE patrzeć w cudze lustro! Sztuka współczesna - w tym literatura świata - dawno odeszły od narracji "o mnie"! Jej /sztuki/ Odbiorcy szukają tam nie ciebie Ciebie - a

s i e b i e

!

To dlatego

- damy i wieśniaczki
- ostre cięcie
- rewolucje M. Gessler
- nasz nowy dom
- gotowanie na ekranie

TAKIE MAJĄ WZIĘCIE
MAJĄ TAKIE BRANIE

Nie pisz O SOBIE, bo to gol samobój
avatar
Wy sobie czytajcie, a ja pogapię się na choinkę.

(patrz kwintesencja stosunku do tego słodziaka Czytelnika)

NIE PIEPRZ, PIETRZE! Z GÓRY LEPSZE JEST POWIETRZE! CZYSTSZE Z GÓRY GÓRY! Z GÓRY DZIURY - TATRY CZY MAZURY - WSZYSTKO Z GÓRY LEPSZE!
© 2010-2016 by Creative Media
×