Przejdź do komentarzyPowinnota
Tekst 255 z 255 ze zbioru: Mioklonie
Autor
Gatunekpoezja
Formawiersz biały
Data dodania2023-06-09
Poprawność językowa
- brak ocen -
Poziom literacki
- brak ocen -
Wyświetleń167

przechadzam się pośród drewnianych ram. 

puste przestrzenie ziejące z obrazów. 

komuś się spieszyło, uciekło, niektórych 

— jak się domyślam — wyrwano wbrew woli. 


topnienie. coraz ciężej przeglądać się w płótnach. 

farba lśni, kaleczy. wyciągają się łapska 

setek kinestetyków (jak zawsze — zostali najgorsi). 

dotknąć! nauczyć się na pamięć mojej tekstury, kształtu! 

zagłaskać na śmierć widza, gapiciela! 


dziwne uczucie: jakbym cały był z poplątanych lin. 

z więzów. siedzący na olejnym tronie dostojnik 

ma zamiar mnie rekoncyliować (w zawilgłych 

murach opuszczonej od lat wewnętrznej 

kapliczki zalęgły się pospolite infamie, 

herezjuśki o świdrujących ślepiach, 

pogardy i odszczepieństwa, całe w bieli). 


pożeramy się wzrokiem, ja i zastygleńcy. 

trzeba ci wierzyć! powinieneś być tu z nami! dołącz! 

— skrzeczy się sportretowanym praprzodkom. 


zaraz zamknięcie galerii. raczej nie zdążę 

wrócić do ciebie. pokornie i na kolanach. 


wokół głowy wyrasta prostokątna obwódka. 

lśnią pozłacane twarze brodaczy, z luk nieprzyjemnie 

ciągnie starym drewnem i stęchlizną. 


myślę o najgłębszej z wiar, tej, 

której zwyczajnie nie da się stracić. 

o niemożliwym do namalowania autoportrecie.

  Spis treści zbioru
Komentarze (1)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
avatar
Hej, ocen nie stawiam nigdy, text świetny, jak namalować siebie malującego, na przykład...
Pozdrawiam ?
© 2010-2016 by Creative Media
×