Przejdź do komentarzyRozdział 11 Zimowy Pałac
Tekst 11 z 14 ze zbioru: Tom2 - Ścieżka Serca
Autor
Gatunekfantasy / SF
Formaproza
Data dodania2024-03-15
Poprawność językowa
- brak ocen -
Poziom literacki
- brak ocen -
Wyświetleń80

Błękitna, okrągła chmura mgły nagle, a także niespotykanie wyskoczyła z Rzeki Snów i wylądowała na brzegu. Gdy opadła, ukazały się cztery sylwetki wojowników.

Sebastian szybko otulił siebie, Lenarda oraz Miriam swoją rudą mocą i ogrzewając ich ciała, uzdrowił je. Od razu poczuli się lepiej i przestali się trząść z zimna po podróży z dna Rzeki Snów w lodowatym świecie Rozalii.

– Jak tu pięknie – wyszeptała czarodziejka.

Jej orzechowe oczy błyszczały, podziwiając ciągnącą się przed nimi w nieskończoność i wzdłuż szerokiej, polnej ścieżki łąkę, na której rosły tylko białe śnieżyczki.

– Tak, to prawda. Mnie też urzekło to miejsce, dlatego śnieżyczka została moim ulubionym kwiatem. A teraz, gdy wracam myślami do najdroższego dla mnie, zapisanego w mojej pamięci i sercu wspomnienia, kiedy to w Święto Kwiatów, ubrana w suknie ze śnieżyczki tańczyłaś w moich ramionach, to ten kwiat stał mi się jeszcze milszy – wyznał Lenard i rozczochrał włosy.

Onieśmielona Rozalia milczała, ale jej płomienne policzki były wystarczającą reakcją dla chłopaka. Miriam, przysłuchując się jego zalotom, nie dziwiła się, że miał on aż tak duże powodzenie u kobiet – zawsze wiedział, co i kiedy powiedzieć. Choć ona nigdy nie odczuła na sobie mocy jego słodkich słówek, bo od ich pierwszego spotkania w Krainie Słońca oboje czuli, że łączyła ich tylko przyjaźń, to i tak zdecydowanie nie działały one na nią. Ale miała świadomość, że jej przyjaciółka bezpowrotnie wpadła w jego sidła. Z kolei Sebastian przekręcił oczami i rzekł:

– Przepraszam, nie chcę wam przeszkadzać w romansowaniu, ale…

– W porządku Sebastianie, wiem, że trudno ci się patrzy na miłość, bo tęsknisz za Danielem – wszedł mu w słowo Lenard.

Miriam i Lenard parsknęli śmiechem, a Rozalia pokręciła głową.

– Ha, ha, ha! Bardzo śmieszne. Bezczelny – stwierdził Sebastian i zmienił temat. – Rozumiem, że szczęśliwie wylądowaliśmy po stronie Magicznych Krain, a ta ścieżka…

– … zaprowadzi nas prosto do gór Corda, które znaczą granice Krainy Lodu – dokończył za niego zdanie Lenard.

Pełni nadziei, że czarnoksiężnik jeszcze nie zdobył lodowego królestwa, wojownicy ruszyli pieszo na północ. Z każdym kilometrem stawało się coraz chłodniej. W końcu przydały się im płaszcze podróżne, wyciągnęli je z toreb i zarzucili na siebie.

Po dłuższym czasie dotarli do pokrytych grubą warstwą śniegu gór Corda, które przypominały dwa ogromne połączone ze sobą serca. Przeszli przez wykuty w nich duży i długi tunel, a wtedy znaleźli się w zasięgu magii Krainy Lodu. Uderzył w nich zimny wiatr, niosący ze sobą drobny śnieg, który delikatnie sypał z szarego nieba. Założyli kaptury na głowy i mocniej otulili się płaszczami, próbując ochronić się przed chłodem.

Śnieg skrzypiał im pod butami, co uniemożliwiało ciche przejście obok innych wędrowców, choć jednocześnie sygnalizowało, gdy ktoś się do nich zbliżał. Na początku wydawało się im to problemem, ale szybko się okazało, że i tak większość ludzi nie zwracała na nich uwagi. Szczelnie opatuleni – tak jak oni – szli pomału, patrząc pod nogi, aby nie pośliznąć się na śliskiej powierzchni.

Kiedy dotarli do rozgałęzienia głównej drogi, skierowali się na północy-zachód, do zamieszkiwanego przez mnichów, wybudowanego na odludziu Zimowego Pałacu – druga odnoga prowadziła do serca Krainy Lodu. Na pustyni śniegu gdzieniegdzie widzieli mniejsze lub większe domy, obok nich stajnie i ogrody zimowe, a raz nawet zauważyli w dali gospodę i targ. Jak wszystko w tej krainie, budynki te zostały zbudowane przy pomocy magii z lodu i śniegu. Jedynie co im towarzyszyło całą trasę to przeróżne drzewa iglaste, których gałęzie uginały się pod ciężarem białego puchu.

– Ale tu jest strasznie zimno – pożalił się Sebastian, krzywiąc się z niesmakiem. Jego jasna twarz poczerwieniała, a z ust wychodziła mu para. – Mam ochotę ogrzać się moją magią, tylko obawiam się, że zanim dojdziemy do celu, to stracę całą energię.

– Witamy w Krainie Lodu. Ciesz się, że nie ma śnieżycy – zażartował Lenard i pocieszył go. – Tak ciężko jest tylko na początku, z czasem ciało przyzwyczaja się do spadku temperatury, a także łatwiej się idzie po śniegu i lodzie.

– Nie podoba mi się tutaj. Nie ma słońca ani zielonych roślin… – mruknął Sebastian.

– Ale zobacz, jakie urocze gwiazdki lecą z nieba – stwierdził Lenard i na dowód, na otwartą rękę złapał parę płatków śniegu i podsunął je pod twarz przyjaciela.

Sebastian prychnął i trącił jego dłoń, co rozśmieszyło Lenarda. Natomiast na dziewczynach Kraina Lodu zrobiła ogromne wrażenie. Owszem, na początku było im trochę zimno, ale szybko do tego przywykły. Zgodnie uznały to miejsce za urokliwe, a nawet dostrzegały w nim nutę romantyzmu, bo kto nie miałby ochoty ogrzać się w ramionach ukochanego. Czysto biały puch przykrywał tu wszystko, co według nich wprowadzało nastrój tajemniczości. Nieliczne – jak na razie – lodowe zabudowania wyglądały wprost bajkowo, a zawsze sześcioramienne, ale różnej formy gwiazdki spadające z nieba, dopełniały ten miły dla oczu krajobraz.

– Śnieg daje dużo światła, więc można powiedzieć, że zastępuje on słońce – broniła lodowe królestwo Miriam.

– Wolę naszą krainę: słońce i umiarkowane ciepło. A ten śnieg to mnie razi i oczy mi łzawią – pożalił się znowu Sebastian, wycierając twarz.

– Ale zawodzisz Sebusiu – stwierdził Lenard i zachichotał. – W Krainie Pustyni pewnie będzie ci za gorąco.

Sebastian znowu prychnął.

Jego marudzenie bawiło dziewczyny. Do głowy Miriam wpadł pewien pomysł, którym chętnie, szeptem podzieliła się z przyjaciółką. Rozalia uśmiechnęła się szeroko, co oznaczało jej zgodę na zaproponowany plan. Jakby się zmęczyły, zwolniły kroku, ale tylko trochę, aby nie wzbudzać podejrzeń u towarzyszy. Kiedy znalazły się za ich plecami, szybko zebrały trochę śniegu, uformowały z niego kulki i rzuciły w Sebastiana.

– Przestańcie! – krzyknął oburzony i skulił się przed kolejnymi nadlatującymi śnieżkami.

Lenard z zapałem dołączył do nich. Sebastian znalazł się w potrzasku, gdy przyjaciele go otoczyli i nieprzerwanie atakowali. Zmuszony zrobił parę kulek i oddał im z ochotą. Ruch przy dobrej zabawie i towarzyszący jej głośny śmiech sprawiły, że wszyscy się rozgrzali, a uzdrowiciel nawet nieco przychylniej popatrzył na lodowe królestwo.

– Witamy w Krainie Lodu – powiedział nagle męski głos.

Wojownicy byli tak zajęci sobą, że nie usłyszeli przy hulającym wietrze, a przez teraz już mocno sypiący śnieg nie zauważyli w półmroku zbliżających się gości. Przerwali zabawę i zaskoczeni popatrzyli na pięciu mężczyzn wieku od dwudziestu do czterdziestu lat. Jak wszyscy mieszkańcy Krainy Lodu mieli czarne włosy – teraz były one całe w płatkach śniegu – brązowe oczy i bladą skórę. Ubrani w białe, grube płaszcze podróżowali na koniach w takim samym kolorze, przez co zlewali się z otoczeniem. Przyjaciele bardzo zgodnie w myślach za przeoczenie jeźdźców nie obarczyli winą swoją dekoncentrację, tylko właśnie ich świetny kamuflaż.

– Twoi przyjaciele, Lenardzie, chyba pierwszy raz odwiedzili Krainę Lodu? – zapytał inny, najstarszy mężczyzna o imieniu Kajus. On i jego towarzysze roześmiali się, przyglądając się ich czerwonym z wysiłku twarzą, białym i mokrym płaszczom oraz włosom, bo podczas bitwy na śnieżki kaptury sunęły się im z głów.

Pozostali wojownicy odetchnęli z ulgą, bo Lenard znał mężczyzn i wydawali się oni życzliwie do nich nastawieni.

– Witamy was mnichów: Kajusie, Parysie, Adamie, Falimie i Namirze – odpowiedział uprzejmie Lenard. Wszyscy pozdrowili się lekkim skinieniem głowy. – Tak, właśnie im pokazywałem uroki tego miejsca. – Mężczyźni znowu się roześmiali. – A tak w ogóle, to zmierzamy do waszego pałacu, poszukujemy pradawnej wiedzy.

– Skoro tak, to dobrze trafiliście – oznajmił mnich Parys, który jako jedyny miał czarną brodę.

– A, wy, co tu robicie? – spytał Lenard.

– Jedziemy od królowej Klarysy. Lada dzień spodziewamy się ataku czarnoksiężnika. Musieliśmy omówić parę spraw – odpowiedział Adam.

– To mamy niewiele czasu na znalez… – zaczął Lenard, ale opamiętał się w porę i zmienił szybko temat – A to moi przyjaciele…

– Miriam, księżniczka Krainy Słońca, Sebastian, syn wróżki Rubi i Rozalia, córka wróżki Kamelii. Jestem w kontakcie z twoją matką, Lenardzie i królową Mirelą, a królowa Klarysa z królem Leonem i Rubi – wszedł mu w słowo Kajus.

– Z Mirelą? – zapytał Lenard, marszcząc czoło.

– Nie tylko ciebie los zaprowadził do Motyli. To Mirela podpowiedziała mi, jaka wiedza może ci się przydać, jeśli zdecydujesz się wybrać na Wulkan, by zmierzyć się z czarnoksiężnikiem.

Lenard przekręcił oczami i stwierdził:

– To już wiem, komu dziękować za te twoje nudne nauki. To my tu kombinujemy, kryjemy cel naszej wizyty, a wy wszystko wiecie!

– Nie wszystko, tylko tyle, abyśmy mogli, chociaż trochę wam pomóc, ale bez ingerencji waszą wolę. A szczegóły waszej misji zostawcie dla siebie, tak będzie bezpiecznie – odpowiedział Kajus.

Wojownicy przytaknęli – właśnie taki mieli plan.

– Rozalio, wyglądasz jak Kamelia. I te piękne orzechowe oczy, ona miała takie same. Dobrze, że nie odziedziczyłaś po ojcu czerwonych, które może i pochodzą od samego Artoriusa, ale… – urwał mnich Falim i machnął ręką.

– Ale są szpetne i jako magiczny znak wzbudzałyby u zwykłych ludzi strach i nienawiść. Myśleliśmy, że to symbol czarnej magii – oznajmiła Rozalia.

Mnich pokręcił głową.

– Z takimi oczami to Anastol musiał wiele wycierpieć w Krainie Lodu, bo stąd pochodzi i tu się wychował. Agresja rodzi agresję. Już rozumiem, skąd się wzięło w nim tyle zła – przyznał Sebastian i dodał, gdy wszyscy popatrzyli na niego. – Oczywiście to nie usprawiedliwia jego okrutnych czynów. Tak jak powiedziała nam Flora: Anastol miał trudne dzieciństwo, ale nie on jedyny. A pójście ścieżką zła, to była jego decyzja.

– Jeden z waszych barci zdradził. Był na magicznej górze i to on musiał obudzić Anastola, bo władał magią. Więc mógł też wygadać, gdzie została ukryta Zakazana Księga. Nie żyje. Nie znałem go, więc musiał nauczać tych waszych biednych uczniów, których męczycie – zażartował Lenard.

Mnisi dobrze znali wyrywnego do walki i dziewczyn, a nie do książek Lenarda, dlatego roześmiali się głośno.

Widząc zdziwionych przyjaciół, chłopak wytłumaczył:

– Ja, byłem takim szczęściarzem, że miałem prywatne lekcje tortur u Kajusa.

Wszyscy wybuchli śmiechem.

– To musiał być Dalibor. Oddalił się bez słowa z pałacu i do dziś nie wrócił. Jednak on nie znał miejsca ukrycia Zakazanej Księgi… A była nim kamienna księga trzymana przez lodowy posąg w Zimowym Pałacu. Za to Odys został wtajemniczony, a teraz Anastol wyznaczył go na gospodarza miasta Nahran. To nie może być przypadek – powiedział mnich Namir.

Lenard przeklął. Nie spodziewał się, że szanowany przez mieszkańców miasta Nahran i uważany za jednego z najmądrzejszych wśród mnichów człowiek, który niegdyś był nauczycielem jego matki, mógł dopuścić się zdrady. Dosięgnie go zasłużona kara, pomyślał.

– Czyli tak jak myśleliśmy, miasto upadło – stwierdziła smutnie Miriam i zapytała. – Nie rozumiem, dlaczego ukryliście księgę w tak oczywistym miejscu? Bo przecież, wy, kojarzycie się z wiedzą! – I wszyscy mają świadomość, że nie umiecie walczyć, pomyślała.

– Czy to nie jest jasne? To, co leży na widoku, najczęściej umyka naszym oczom. Przez wiele lat ta zasada działała, bo wszyscy myśleli, że księga została ukryta w Krainie Słońca. I to było oczywiste rozwiązanie! Bo rządzi w niej prawy i najsprawiedliwszy król w Magicznych Krainach, wieczne słońce chroni ją przed czarną magią i posiada ona dobrze wyszkloną armię. Kiedyś o tym rozmawialiśmy, Lenardzie i ty, też tak przypuszczałeś – wytłumaczył Falim. Chłopak przytaknął. – Gdyby nie ludzie, którzy udają naszych przyjaciół, a tak naprawdę przekładają własny interes nad dobro innych, to do dziś Zakazana Księga pozostawałaby w kamieniu, a to wszystko by się nie wydarzyło. Niestety takie osoby są wszędzie. Nie łudziliśmy się, że Anastol będzie spał wiecznie, dlatego szkoliliśmy was.

– A inne światy? U Motyli księga byłaby bezpieczna – drążyła temat Miriam.

– Chyba żartujesz. Sama widziałaś, co się działo na balu z okazji Święta Kwiatów. W zamian za koronę Mireli niejedna wróżka pomogłaby odzyskać księgę – wtrącił Sebastian.

– Masz rację – zgodziła się niechętnie Miriam.

– Mieszkańcy innych światów uważali, że skoro to my, ludzie, dostaliśmy ją od Bóstw, to tak jak Anastol i ona, to nasz problem. Ale tak naprawdę chodziło o to, że nikt nie chciał się mieszać w konflikt, bo bali się zemsty. Czarnoksiężnik ma wielu zwolenników pośród magicznych istot, a zdarzają się też umiejący podróżować między światami czarodzieje, więc ktoś z nich zapewne w końcu by wyśledził i odzyskać księgę. A istoty wiedzą, że w Anastorze płynie magia krwi Artoriusa, więc może on złożyć niezapowiedzianą wizytę w prawie każdym świecie, co po przebudzeniu umożliwiłoby mu odwet. Kamelia uśpiła go zaklęciem z księgi i po wszystkim postanowiła ją ukryć, bo tylko zapisana w niej pradawna wiedza mogła go znowu obudzić, a wróg już jej szukał. Tak jak mówił Sebastian, bo choć do świata Motyli nie wejdzie się bez zaproszenia, to ona zdawała sobie sprawę, że wśród jej sióstr są zdrajczynie, a po wojnie za rządów Aurelii nie mogła ryzykować kolejnej. Jak my, mnisi, kochała ona wiedzę i ufała nam, dlatego to nam powierzyła księgę. Pewnie tego nie wiesz Rozalio, ale przez krótki czas ukrywałyście się u nas w Zimowym Pałacu. Dla bezpieczeństwa twoja matka często się przenosiła, ale to nie uchroniło was przed ludźmi twojego ojca – wytłumaczył mnich Parys.

– Czyli wiedzieliście, że ojcem wybawicielki jest Anastol? – zapytał Sebastian. Mnisi przytaknęli. – Więc dlaczego pozowaliście jej iść na Wulkan?

– Mirela kazała nam tak zrobić, dlatego Leon i Klarysa prowadzili grę z Rominem i jego ludźmi. Istniała duża szansa, że z waszą pomocą Rozalia uśpi Anastola, a jeśli nie, to razem go pokonacie. Tylko że według Motyli, wy, a przede wszystkim ona, nie mogła się dowiedzieć, kto jest jej ojcem. Mogłoby to wpłynąć na wasze stosunki i decyzje, a tak dostaliście czystą kartkę, którą zamieniliście w przyjaźń. Bo wy, nie znając jej, może ocenilibyście ją przez pryzmat czynów Anastola, co doprowadziłoby do wzgardzenia nią, a ona z poczucia obowiązku i prześladowań, jakie pewnie by ją spotkały, przystać do wroga – powiedział Adam.

– Albo i nie! Jak na to, że niby mamy wolną wolę, to każdy… – zaczęła Rozalia, ale w słowo wszedł jej Sebastian:

– Skoro tak twierdziły wróżki, to tak musiało być. Ich wiedza wykracza poza nasz świat, one rzadko się mylą.

Reszta mu przytaknęła niechętnie.

– To, dlaczego pozwoliliście mnie szkolić Rominowi i jego ludziom? Oni mieli wpływ na moją wolę i robili wszystko, abym wybrała ich stronę. A to zaklęcie, którego kazali mi się nauczyć, żebym uśpiła Anastola, to mogło być przecież fałszywe – drążyła temat Rozalia. Nie chciał się kłócić, ale była zwyczajnie zła. Miała już dość tych sekretów i manipulowania, chciała w końcu sama o sobie decydować.

– Właściwie, to ich plan nie zakładał, że dołączysz do ojca. Od twojego urodzenia pragnął on cię zabić i w końcu by to zrobił, bo również władasz magią Bóstw, więc według niego, tylko ty, możesz mu zagrozić. A samotność miała cię osłabić i mu to ułatwić… Po tym, jak zwolennicy Anastola znaleźli was w głównej części lodowego królestwa i zabili Kamelie, a ciebie porwali, Romin ogłosił na zebraniu rady, że znalazł wybawcę i wraz z Midoku zagłosowali, abyś to w Krainie Mgły była szkolona. Klarysa i Leon nie mieli pomysłu, jak cię stamtąd zabrać bez wzbudzania podejrzeń. Poprosili Mirelę o radę, a ona stwierdziła, że wszystkie istoty kształtuje miłość, dlatego trzeba jej i pozostałym wybrańcom zaufać. I udało się wam to zrobić. A zaklęcie było dobre, bo osobiście przepisałem je z Zakazanej Księgi do Białej Księgi i dostarczałem ją twoim nauczycielom. Jeden z nich szpiegował dla nas i pilnował, aby twoja nauka szła zgodnie z planem – opowiedział Namir.

– Moi rodzice zdawali sobie sprawę, jak ważny był mój i Daniela udział w misji, a i tak próbowali nas powstrzymać – powiedziała Miriam i pokręciła głową.

– Kierowali się tą samą miłością, która miała nas uratować. Liczyli, że pomocy udzielą Rozalii inni wybrańcy, i to wystarczy. A kiedy uśpią oni czarnoksiężnika, to przepowiednia nigdy się nie wypełni i wy, będziecie bezpieczni – odparł Kajus.

– Wspaniale. A może już zakończymy ten wykład o Anastorze i przeszłości? Strasznie zmarzliśmy. Może nas podwieziecie, przyjaciele? – zapytał przymilająco Lenard, pocierając jedną dłoń o drugą, aby się nieco rozgrzać.

Wraz z nadejściem nocy, temperatura spadła jeszcze bardziej, a śnieg i wiatr zyskały na sile. Wojownicy stali już chwilę w bezruchu, a do tego byli przemoknięci po zabawie śniegiem, dlatego trzęśli się teraz z zimna. Mnisi znowu się roześmiali. Podali im ręce i pomogli wsiąść na konia. Rozalia jechała z Falimem, Lenard z Kajusem, Miriam z Adamem, a Sebastian z Parysem.

Im głębiej zapuszczali się w krainę, tym zaspy stawały się większe, a drzewa i nocna mgła gęściejsza. Jednak przyzwyczajone do terenu i uderzającego z dużą siłą śniegu konie, niestrudzenie parły do przodu.

W końcu dotarli do wysokich, białych gór, które otaczały Zimowy Pałac, ukrywając go w swoim sercu. Jedną z czterech wąskich szczelin dostali się do ich środka. Następnie minęli otwartą na oścież, ozdobioną różnej wielkości soplami lodową bramę. Ubita ze śniegu droga prowadziła ich prosto do pałacu. Wzdłuż niej rosły potężne, poryte białym puchem świerki, na których wisiało mnóstwo świecących na żółto lampionów.

Po chwili konie zatrzymały się przed całkiem dużym, magicznie zbudowanym ze śniegu, białym pałacem. Miał on łukowy dach i cztery poziomy. Poza pierwszym pozostałe ozdabiały półokrągłe, oszklone okna – we wszystkich świeciły się teraz lampiony.

Przybysze zeszli z koni. Adam, Namir i Parys podżegali się z gośćmi i poprowadzili zwierzęta na lewo do stajni. Pozostali weszli po lodowych schodach do Zimowego Pałacu. Kajus otworzył również lodowe, gładkie, półokrągłe drzwi i przepuścił przodem skostniałych wojowników.

W okrągłym, śnieżnobiałym, przestronnym i mimo braku okien – za sprawą porozwieszanych latarni – jasnym pomieszczeniu było przyjemnie ciepło. Wojownicy podążyli za mnichami po prześwitującej, dzielącej pomieszczenie na pół, lodowej podłodze. Minęli ustawiony na środku biały, zdobiony płatkami śniegu, prostokątny ołtarz. Po jego lewej stronie stał lodowy posąg, który przedstawiał mężczyznę w długiej szacie trzymającego klepsydrę – symbol upływającego czasu.

– Gdzie posąg z księgą? – zapytał Lenard, zatrzymując się przed schodami. Nagle sobie przypomniał i dodał – Aaa, no tak, to w nim ukryliście Zakazaną Księgę.

Jego przyjaciele i mnisi stanęli obok niego.

– Tak. Wierzę, że uda wam się odnaleźć potrzebne informacje i zatrzymacie piętrzące się nad Magicznymi Krainami czarne chmury – rzekł Falim.

– Lenard wie, gdzie iść. Spieszcie się, bo czarnoksiężnik nadchodzi – wtrącił Kajus.

– Dziękujemy – powiedziała Rozalia.

– A będziecie się bronić? – zapytał jeszcze Sebastian.

– Być może, choć i tak nie mamy szans z czarną magią. Ale postaramy się ochronić nasze cenne zbiory ksiąg – odpowiedział Kajus.

– A, królowa Klarysa, co zamierza? Ucieknie? – dopytywała Miriam.

– Zginie honorowo, tak jak jaj mąż przed laty – oznajmił Kajus.

– Bez sensu – stwierdziła Rozalia.

– Tak to już u nas jest. Przepraszamy, musimy zawiadomić królową o waszym przybyciu, takie było jej życzenie – oświadczył Falim.

Wszyscy ściągnęli kaptury i pożegnali się skinieniem głowy. Mnisi udali się, do znajdujących się za lodowymi schodami drzwi, a wojownicy na górę.

Po drodze mijali ludzi z różnych krain i mnichów w białych, długich szatach. Na każdym z trzech poziomów znajdował się taki sam, ogromny, śnieżnobiały pokój. Na jego środku stały licznie, blisko siebie, sięgające do sufitu i uginające się pod ciężarem książek, lodowe półki – o każdą oparta była śnieżna drabina. Między nimi krążyli poszukujący wiedzy czytelnicy. Na całej długości czterech ścian, przy samych oknach postawiono lodowe stoły, na których leżały książki i lampiony, a także mnóstwo krzeseł do pary – większość była teraz zajęta.

Rozalia z zazdrością przyglądała się studiującym księgi ludziom. Sama chętnie poszperałaby w labiryncie półek i znalazła coś dla siebie, ale Lenard nie zatrzymał się nawet na chwilę, tylko prowadził ich wyżej. Kiedy weszli na czwarty, ostatni poziom, chłopak przeklął cicho i odwrócił się gwałtownie, próbując cofnąć się na dół. Przyjaciele popatrzyli na niego pytająco, ale on nie zdążył im wytłumaczyć swojego dziwnego zachowania, jak i uciec stamtąd.

Już z daleka zauważył Lenarda i podszedł szybko do nich postawny, osiemnastoletni, czarnoskóry młodzieniec o brązowych, kręconych włosach i niebieskich oczach. Widać było, że jego składający się z grubych, czarnych spodni i katany zapinanej na złote guziki strój, został uszyty z dobrego i drogiego materiału, więc musiał on pochodzić z bogatej, a może nawet ze szlacheckiej rodziny.

– Witaj bracie, cieszę się, że jednak żyjesz – przywitał się nieznajomy, uśmiechając się szczerze. Uprzejmie, wszystkim kiwnął głową na powitanie.

Wojownicy odwzajemnili gest. Zrezygnowany Lenard przystanął, w myślach przeklinając nierozważne ściągnięcie kaptura. Odwrócił się niechętnie i burknął:

– Nie błaznuj. To jest Feliks, młodszy syn króla Romina, który teraz brata się z… No właśnie, z kim? Z nami? Przejętym przez czarnoksiężnika i twojego ojca miastem Nahran? Kolejną w kolejce Krainą Lodu? Czy może jednak z Anastolem i Rominem?

– Przecież wiesz, że nie zgadzam się z nim. Władza w Krainie Mgły i mieście Nahran nie należy się naszej rodzinie. Zawsze starałem się w miarę możliwości wam pomagać, ale teraz… Przyjechałem odwiedzić matkę, która uciekła przed nim do mnichów.

– Wiem, przepraszam – mruknął Lenard i zapytał. – Jak się czuje królowa?

– Już trochę lepiej. A ty, co tutaj robisz? Ogłoszono, że nie żyjesz, stąd mój czarny strój… na znak żałoby. Choć czułem w głębi, że ojciec łże. A gdzie Henrietta? – zapytał książę, przyglądając się twarzom przyjaciół Lenarda i dodał, pokazując na dziewczyny dłonią. – Twoje towarzyszki znam. Jesteś uczennicą generała Sambora, widywałem cię w bibliotece. Ojciec ogłosił po przybyciu Anastola do Krainy Mgły, że byłaś wybawicielką… też niby poległaś i księżniczka Miriam, moja niedoszła żona.

– Nie poznałam cię książę. Ostatnio nie było cię widać w pałacu – stwierdziła Rozalia.

– Dużo podróżuje – odparł z nutą żalu w głosie Feliks.

Po tym, co i jak mówił o rodzinie, jego rozmówcy domyślili się, że uciekał on od nich. Zrobiło im się go żal. Pochodził z bogatej rodziny, która dała mu wszystko, oprócz tego, czego potrzebował najbardziej – miłości.

– Ja też cię nie poznałam, zmieniłeś się Feliksie. To już dwa lata minęły od naszego ostatniego spotkania. No cóż, nasze rodziny rzadko się widują – powiedziała Miriam, przyglądając się mu. Pomyślała, że wydoroślał i zmężniał. Oznajmiła jeszcze szybko. – I nic się u mnie nie zmieniło, nadal nie planuje wychodzić za mąż.

Wszyscy roześmiali się przyjaźnie.

– To dobrze, bo ja też nie. Twoja odmowa była mi bardzo na rękę – wyznał książę.

– Spieszymy się trochę – oznajmił nagle Lenard.

– Może w czymś wam pomóc? – zaproponował Feliks.

– Dziękujemy, nie trzeba. Wiesz, że Zimowy Pałac znam równie dobrze, co miasto Nahran – odpowiedział Lenard.

Książę przytaknął smutnie.

– Miałbym jeszcze do ciebie prośbę. Jeśli spotkasz się z ojcem, to czy mógłbyś mu nie wspominać, że mnie… nas widziałeś? – zapytał Lenard.

– Nie będzie to trudne. Ojciec zabronił mi wypowiadać przy nim twoje imię. Poza tym ja nie zamierzam brać udziału w siłowym przejęciu władzy w lodowym królestwie, a skoro nie mogę zrobić nic, aby ich powstrzymać, to jadę dalej.

– To wspaniale. Szerokiej drogi bracie z Krainy Mgły.

Wojownicy pożegnali się z Feliksem, który poszedł schodami na dół. Natomiast Lenard poprowadził przyjaciół na prawo, w głąb biblioteki. Z trudem przeciskali się między półkami i ludźmi.

– To, na której półce znajduje się pradawna wiedza? – zapytał szeptem Sebastian.

– Najstarsze księgi są na samej górze – odparł Lenard i zachichotał.

– To jest najwyższy poziom – stwierdziła Miriam.

Lenard uśmiechnął się tajemniczo do towarzyszy i zaprowadził ich w jedyny kąt pomieszczenia, gdzie stoły nie łączyły się ze sobą. Duża przerwa między nimi umożliwiała swobodne dojście do ściany, na której zamiast okna wisiał od podłogi do sufitu, w ramie w kształcie płatków śniegu obraz. Przedstawiał on przysypany białym puchem iglasty las i prowadzącą przez niego ścieżkę, zagrodzoną przez watahę wilków.

Lenard nie zatrzymał się przed nim, tylko wszedł prosto w niego, a wtedy zniknął. Zdumiona Miriam przetarła oczy, a Rozalia i Sebastian zamrugali szybko. Potem cała trójka wymownie popatrzyła na siebie. Zgodnie pokręcili głowami nad kolejnym niedopowiedzeniem przyjaciela i książek, które czytali o Zimowym Pałacu. Ciekawi ruszyli za nim. Nikt z przebywających tam osób nie zwrócił uwagę na tę dziwną sytuację.

Kiedy weszli w obraz, od razu przenieśli się na skraj lasu. Spodziewali się fali zimna, ale nic takiego się nie wydarzyło, za to czuli przyjemny zapach iglaków i słyszeli ich cichy szum. Dziewięć dużych, szarych wilków wlepiło w nich żółte oczy. Po krótkiej chwili, jak gdyby odczytały one z twarzy swoich gości coś, co powiedziało im, że mogli oni przejść, pokiwały na nich długimi pyskami. Następnie odwróciły się w stronę drzew i bezszelestnie ruszyły ścieżką. Śnieg skrzypiał pod butami wojowników, gdy podążali za nimi. Zwierzęta odprowadziły ich na drugi koniec niewielkiego lasu, jakby się bały, że zabłądzą. Znajdowały się tam drzwi, które zaprowadziły ich do wąskiego, krótkiego, lodowego korytarza.

Czekał tam na nich, opierając się niedbale o ścianę Lenard. Kiedy ich zauważył, uśmiechnął się szeroko i zażartował:

– Dwoje wszechwiedzących czarodziejów, a magii nie wyczuli.

– Mówi się, że pradawna wiedza to zbiór ksiąg w posiadaniu mnichów, ale nikt nie dodał, że się ją ukrywa – oznajmił Sebastian.

– Nikt jej nie ukrywa, bo ten, kto jej szuka, by poszerzyć horyzonty, uzyska do niej dostęp. Ponieważ ja znam drogę i zasady, to żaden mnich nie musiał nam towarzyszyć. Wszystkie księgi w Zimowym Pałacu to drogocenna kolekcja licząca wiele tysiącleci. Ale jak pewnie wiecie, pradawne księgi zostały spisane przez czarodziejów i magiczne istoty, a nieczęsto ich wiedza pochodziła od samych Bóstw, przez co zawierają one dużo starych zaklęć, rytuałów czy informacji o magicznym świecie, które znajdziecie tylko w nich. Dlatego mnisi postanowili je dodatkowo ochronić przed zniszczeniem albo kradzieżą, bo nie każdy ma dobre zamiary. To zadanie wilków, które potrafią odczytać w sercach potencjalnych czytelników, jakie ci mają intencje, a jeśli byłyby one złe, to delikatnie mówiąc, zostaliby oni pogonieni – wyjaśnił Lenard.

– Cudowny pomysł z tym żywym obrazem – przyznała Mira.

– A, ten zaczarowany dar musi pochodzić od istot Raso, które tworzą i opiekują się sztuką – powiedziała Rozalia.

– Tak, wszechwiedząca czarodziejko – odrzekł Lenard. Rozalia przekręciła oczami, na co zachichotał i dodał. – Nikt nie widzi najwyższego piętra Zimowego Pałacu i osób, które zbliżają się do obrazu, zamiarem przejścia przez niego, a to, że ktoś nagle znika, nie wzbudza zainteresowania, jakby było to naturalne zjawisko. Wszystko to za sprawą czaru mgły oczu, który został rzucony na piąty poziom i przestrzeń wokół obrazu. A my, siebie widzieliśmy, bo znaleźliśmy się w zasięgu czaru i naszym wspólnym celem było zgłębienie pradawnej wiedzy. Nie wiem dokładnie, po co to zrobiono, ale wydaje mi się, że chciano dać czytelnikom prywatność, spokój, może anonimowość, żeby nie czuli wstydu, gdyby zostali pogonieni przez wilki. Jest to prezent od istot Asuma, tak jak magia krwi Henrietty.

Wąskimi, lodowymi schodami Lenard zaprowadził przyjaciół na samą górę Zimowego Pałacu. Otwarł również lodowe drzwi, które zaskrzypiały głośno ze starości.

Pokój, do którego weszli, był całkiem spory, choć w porównaniu do innych pomieszczeń w bibliotece wydawał się maleńki. Na jego środku stały dwa lodowe, okrągłe stoły, każdy z dziesięcioma krzesłami do pary. Poza jedną ścianą, gdzie znajdowały się trzy duże, łukowe okna połączone siedziskiem, resztę zakrywały śnieżne półki wypełnione książkami, które pachniały starością.

– Większość pradawnych ksiąg napisano w języku czarodziejów, niewiele osób go zna, głównie to mnisi, ich co zdolniejsi uczniowie, zamożniejsi mieszkańcy krain albo jak Sebastian, wychowankowie magicznych istot i one same, dlatego mało ludzi tu zagląda. A że większość zachowuje swoją wizytę tu w tajemnicy, sam o tym nie opowiadam, żeby uniknąć zbędnych pytań, to informacja o obrazie jak na razie się nie rozeszła. A ci, co zostali pogonieni przez wilki, to też się pewnie tym nie chwalą – wytłumaczył Lenard, kładąc torbę na podłodze i ściągając z siebie mokry płaszcz, który rozwiesił na oparciu krzesła.

Jego towarzysze zrobili to samo. W pomieszczeniu brakowało kominka z trzaskającym ogniem, ale za sprawą magicznych murów w całym pałacu było bardzo ciepło i przytulnie. Zaświecili stojące na stole latarnie i zabrali się za przeglądanie książek, które zostały podzielone na cztery działy: zaklęć, eliksirów, rytuałów i ogólnej wiedzy magicznej. Tylko Miriam usiadła na krześle i oznajmiła zadowolona:

– Ja nie znam języka czarodziejów, więc cierpliwie poczekam, aż znajdziecie wskazówkę.

Wojownicy uzgodnili, że zaczną poszukiwania od największego działu ogólnej wiedzy magicznej, bo według nich tematyka innych światów najbardziej pasowała do niego. Po chwili Sebastian wybrał parę ksiąg, usiadł obok Miriam i przysunął do niej dwie dość grube z nich.

– Proszę, znalazłem książki w znanym ci języku – oświadczył, podśmiewując się cicho.

Miriam kątem oka z nieukrywaną niechęcią zerknęła na czytającego i szczerzącego się Sebastiana. Westchnęła głęboko i ociągając się, zaczęła rękawem wycierać brązową okładkę z kurzu.

– Lenardzie, skoro bywałeś w pałacu Krainy Mgły i dość dobrze znasz księcia Feliksa, to jak to możliwe, że nie poznałeś doradcę króla, generała Sambora? – zapytała Rozalia, kładąc na stole książki i siadając obok niego. Już dłużej nie mogła dusić w sobie dręczących ją pytań.

Sebastian i Miriam przerwali czytanie i popatrzyli na Lenarda, który z kolei oderwał wzrok od książki i przeniósł go na Rozalię.

– Słyszałaś; król mnie nie znosi i zresztą ze wzajemnością, także moje wizyty w pałacu były bardzo nieoficjalne. Ale przyznaję, gdy zobaczyłem mistrza na Wulkanie, to odniosłem wrażenie, że skądś go kojarzę. Jednak dopiero później, gdy on mnie poznał, to sobie przypomniałem, że owszem widywałem go w pałacu. A, skoro, ty, go znałaś, to jak słusznie podejrzewałem na początku, zajmował się on szkoleniami czarodziejów i wojowników, a więc i twoim, ale nie tylko on. Ja z nim nigdy nie rozmawiałem. Musisz zrozumieć, że był on jednym z wielu doradców i magicznych ludzi kręcących się wokół Romina. Poplecznicy Anastola bardzo się pilnowali, mieszali się między zwykłymi ludźmi i na co dzień grali wyznaczone im role, nie zdradzając się ze swoimi poglądami. Tak jak nowy gospodarz miasta Nahran, mnich Odys, który udawał naszego przyjaciela i pewnie mylił nam tropy. My, nie wiemy, gdzie się oni spotykali ani, kto poza Rominem jest zdrajcą. Owszem mieliśmy jakieś podejrzenia, ale to wszystko.

– Szesnaście lat temu, po upadku Anastola, większość jego zwolenników powieszono. Z tego, co opowiadała mi matka, to nielicznym udało się jakoś ukryć albo przekonać królów o swojej niewinności. I oprócz tych, o których nikt nie wiedział, czyli musieli być dobrymi szpiegami jak generał Sambor. Jednak przez te wszystkie lata na pewno nie próżnowali i zdobyli nowych sojuszników, na miejsce tamtych poległych – wtrącił Sebastian.

Jego towarzysze zgodzili się z nim.

– Dlaczego królowa Krainy Mgły uciekła tutaj? – zapytała Miriam.

– To ona pochodzi z rodziny królewskiej, a że dla Romina liczy się tylko władza, to rozkochał ją i… dostał, czego chciał. To bardzo zły człowiek… Biedna kobieta, strasznie ją dręczy. Dobrze, że znalazła tu pomoc – odrzekł krótko Lenard.

Przyjaciele westchnęli smutnie.

– Anastol nie pochwalił się w krainach, że Rozalia to jego córka – stwierdził Sebastian i dodał. – A Feliks wiedział zaskakująco mało o planach ojca. Mieszkał w pałacu, a do niedawna myślał, że Rozalia była zwykłą uczennicą generała.

– Tylko nieliczni, najbardziej zaufani ludzie króla znali prawdę o wybawicielce. Wierzcie mi, nawet Henrietcie nie było łatwo się czegoś dowiedzieć, jak zawsze pomógł jej dar znikania. A Feliks nie miał kolorowego życia… i dobrych wzorców, ale mimo to… Czasami mnie denerwuję, ale nie jest zły, zawsze starał się w miarę swoich możliwości wspierać królową i obrońców miasta, próbował jakoś wpływać na decyzje ojca, który chciał go na siłę wychować na swoje podobieństwo, czego na całe szczęście nie udało mu się dokonać. Otwarcie mówił Rominowi, co myśli o jego czynach, więc nic dziwnego, że ten nie podzieli się z nim swoimi planami. Zresztą król niewielu osobom ufa. To jego starszy syn jest do niego podobny, więc to on ma go w przyszłości zastąpić na tronie – odpowiedział Lenard.

– A, co łączy cię z księciem? Bo… bo ta wasza rozmowa była… sama nie wiem… trochę taka… bliska – wydukała Rozalia.

– Nic… trochę się przyjaźnimy – odparł z wahaniem Lenard. – Jak już mówiłem, Feliks wspierał mieszkańców miasta Nahran, a ja, jako znany przeciwnik króla uczestniczyłem w spotkaniach z nim i… – urwał i wzruszył ramionami.

– A, dlaczego książę uważa, że władza nie należy się jego rodzinie? Przecież, gdy poprzednio Anastol podbijał cztery Magiczne Krainy, to podczas bitwy o Krainę Mgły i po jej przejęciu, wymordowano prawie całą, zresztą bardzo waleczną i liczną rodzinę królewską. Z tego, co słyszałam, to rodziców królowej też zabito, ponoć walczyli do końca. Ją ukryto, a po upadku Anastola, to jej kolejno przypadła korona, choć normalnie była daleko w sukcesji – drążyła Rozalia.

– To długa historia, na którą nie ma teraz czasu – oznajmił Lenard.

Rozalia westchnęła ciężko. Miała już serdecznie dość tych jego tajemnic. Lenard wyczuł jej poirytowanie i pragnąc ją pocieszyć, obiecał:

– Kiedy pokonamy Anastola, to ja albo Henrietta, w zależności od tego, które z nas przeżyje, wszystko ci wyjaśnimy. Wam też – dodał, widząc, że Miriam i Sebastian już otwierali usta, aby się wtrącić. Oboje się uśmiechnęli. – Bo będziemy mieć do ciebie, Rózio, dużą prośbę o pomoc, ale najpierw pokonajmy jedno zło, to łatwiej będzie z kolejnym.

Oczywiście, że wam pomogę, pomyślała Rozalia i przytaknęła.

– Kiedyś wspominałeś nam, że Romin nie znosi mieszańców – przypomniał sobie Sebastian. – Jeśli Daniel nie będzie miał dzieci, to w istocie na tronie Krainy Słońca zasiądą kolejno Miriam i jej rodzina. Tylko że gdyby doszło do jej i Feliksa ślubu, to z ich związku urodziłoby się oczywiście równie urocze dziecko, jak nasza słoneczna księżniczka, ale najprawdopodobniej byłoby ono mieszańcem.

– Dla władzy w Krainie Słońca Romin nawet to przeżyje. On jest zdolny do wszystkiego, byle osiągnąć cel. Choć wątpię, że Feliks pozwoliłby ojcu sobą manipulować, jak kiedyś – odrzekł Lenard.

Rozalia zrobiła wielkie oczy i zaczęła spekulować:

– Romin zgodził się na Daniela, no i twój Sebastianie, udział wyprawie na Wulkan, bo po części nie miał wyjścia, jeśli nie chciał wzbudzać podejrzeń, ale też było mu to na rękę, bo po opuszczeniu przez następcę tronu Krainy Słońca, mógł się go szybciej pozbyć, dlatego wysłał za wami morderców. Gdyby wszystko się udało, to po śmierci księcia załamana rodzina naciskałaby na Miriam, aby ta wyszła za mąż i przedłużyła ród. Oczyśćcie Romin namawiałby na jej i Feliksa ślub, a że aranżowane małżeństwa już się zdarzały, choć rzadko między różnymi krainami, to przyciśnięta do ściany para królewska, znając swoją niesforną córkę, najpierw kazałaby jej za niego wyjść, co pewnie by nie poskutkowało, więc później prosiliby i błagali ją, a nawet płakali nad losem ich rodu. Aż w końcu załamana po nagłej i gwałtownej śmierci brata księżniczka uległaby i zgodziłaby się na propozycje Romina, który dopiąłby swego. To możliwy plan, bo wiecie, kiedy wyruszaliśmy na Wulkan, nie było wiadomo, czy wygra Anastol, czy my i raczej nikt nie zdawał sobie sprawy, że istnieje sposób, aby zgasić wieczne słońce i zdobyć słoneczną krainę.

– Plan Romina był naprawdę świetny. A szczególnie podoba mi się końcówka – zaśmiał się Sebastian.

Miriam, pragnąc dosadnie pokazać, co o tym myślała, skrzywiła się i zrobiła minę, jakby było jej niedobrze.

– Na całe szczęście nie powiódł się – stwierdził Lenard, podśmiewując się pod nosem. Po chwili powiedział już poważny. – Sebastianie, już dawno chciałem cię o coś zapytać, ale unikałem tego tematu ze względu na Daniela. Decyzja króla Leona o zatrzymaniu jego i Miriam na siłę w Krainie Słońca, aby zobojętnić ich serca na prośbę przepowiedni, strasznie go zdenerwowała. Ale dlaczego ty, nigdy nie opuściłeś krainy? Nie pragnąłeś przygód?

– To nie ojciec, ale zazwyczaj matka podejmowała decyzje dotyczące nas, a on jej ulegał dla spokoju – wtrąciła Mira. – Choć ja, gdy czegoś bardzo pragnęłam, to i tak zwykle prosiłam o to ojca, bo on nie umie mi odmówić, a później rodzice… dogadywali się w kwestii odmiennego zdania. Ale teraz już rozumiem, skąd się wzięła u niej ta nadopiekuńczość i dziwny sposób naszego, a raczej Daniela wychowania. Bo wiecie, my jesteśmy otwartą i rozrywkową krainą, tylko mój brat jest taki sztywny. – Przyjaciele zachichotali. – Nasi rodzice podejrzewali albo poznali treść przepowiedni, bo nie wiemy, czy pokłócili się przed, czy może już po jej usłyszeniu. Ojciec oczywiście musiał wypaplać o wszystkim matce, a ona nie potrafiła się z tym pogodzić i próbowała nas ochronić. Jej dzieci mogły zginąć, to pewnie było dla niej trudne. Dla waszych rodziców również…

– Właśnie tak, musiało być. A powaga Daniela, wyróżnia go na tle innych i dodaje mu uroku – bronił partnera Sebastian i odpowiedział Lenardowi. – Kiedy skończyłem szesnaście lat, niosłem się z zamiarem odwiedzenia pozostałych krain. Już wtedy byłem w armii, ale u nas to nie problem, bo według naszych dowódców podróże to dobry sposób na naukę i zdobycie doświadczenia. Jednak parę dni przed moim wyjazdem król wezwał mnie do siebie i poinformował, że zostałem wybrany na partnera jego syna do nauki walki, nie mogłem odmówić władcy, więc zostałem. A jak wiecie, treningi okazały się znacznie przyjemniejsze, niż pierwotnie zakładałem i później już nie chciałem opuszczać Daniela. Miałem świadomość, że on nie złamie woli ojca i nie opuści domu, więc odłożyłem przygody na bliżej nieokreślony czas.

Kiedy omówili już wszystkie nurtujące ich tematy, zamilkli i wrócili do szukania wskazówki. Godzina za godziną płynęła bezlitośnie, ale jak na razie bez większych rezultatów. Jednak oni nie poddawali się, jedne książki odkładali na miejsce i sięgali po kolejne z nadzieją, że w końcu trafią na tę upragnioną.

Zbiór pradawnej wiedzy okazał się skarbnicą informacji o magicznych światach i nie tylko. Rozalia i Sebastian bardzo żałowali, że nie mieli czasu, aby na spokojnie przeczytać, chociaż niektóre z ksiąg. Oboje, żywili nadzieję, że w przyszłości będzie dane im tu wrócić. Natomiast Miriam szybko się znudziła. Kiedy w przyniesionych przez Sebastiana książkach nie znalazła nic o prowadzących do świata Bóstw drzwiach, stwierdziła, udając zawiedzioną, że tak ważna wiedza na pewno została zapisana w języku czarodziejów, a skoro ona go nie znała, to nie mogła im pomóc. Jej towarzysze uśmiechali się pod nosem. Nie liczyli na wielką pomoc nieprzepadającej za książkami księżniczki, która wybrała przesiadywanie w bibliotece, byle tylko uwolnić się od nadopiekuńczego brata.

Miriam przesiadła się z krzesła na siedzisko pod oknem, które wychodziło na tył Zimowego Pałacu. Jej uwagę zwróciły odbijające się w szybie, świecące w mroku światła. Pomyślała, że to złudzenie i stał za tym biały puch, który przestał już sypać, ale że pokrywał on cały teren, to teraz błyszczał się w blasku księżyca. Ciekawa przyglądnęła się temu zjawisku. Zmarszczyła czoło, gdy dojrzała w oddali ciągnące się w nieskończoność, niskie, kryjące się między wszechobecnym, mieniącym się śniegiem, lodowe zabudowania – mimo późnej pory w wielu z nich świeciły się lampiony.

– Lenardzie, a co tam jest? – zapytała Mira, pokazując palcem na domy.

– Miasteczko mnichów i mniszek, to tam mieszkają i uczą swoich uczniów. Uprawiają oni ogromne zimowe ogrody, co sprawia, że są samowystarczalni i czasami miesiącami nie zaglądają do głównej części Krainy Lodu. No, chyba że królowa zwoła naradę w pałacu głównym. Na ten czas strażnicy wiedzy zamykają bibliotekę i prawie wszyscy udają się do Klarysy – odparł, patrząc na przyjaciółkę.

– Myślałam, że jest dużo mniejsze. Rzadko ktoś mówi o mniszkach, tylko zawsze tak ogólnikowo, mnisi. A, ty, pewnie byłeś w ich miasteczku, skoro pobierałeś u nich prywatne nauki. Skąd twoja matka zna tak dobrze mnichów? – dopytywała Miriam.

– Tak się przyjęło. Może dlatego, że mnichów jest o wiele więcej niż mniszek. Rzadko je widać w bibliotece, bo one raczej nie zajmują się czytelnikami, najczęściej nauczają i służą królowej w pałacu głównym jako doradczynie. Moja matka kiedyś tu żyła i była jedną z nich – wyznał Lenard.

Rozalia, słysząc to, gwałtownie oderwała się od książki i spojrzała na niego. Prawie krzycząc, zapytała:

– Co? Twoja matka była mniszką?

– Tak. Oni tu nie żyją w celibacie. Mogą się żenić i mieć dzieci, choć większość z nich odrzuca miłość, bo tak już pokochali wiedzę, że nie chcą tracić cennego czasu na nic innego – wytłumaczył Lenard.

– Dlaczego odeszła? – dopytywała Rozalia.

Lenard już otworzył usta, aby udzielić odpowiedzi, ale wtedy niesłuchający ich i zaczytany Sebastian, krzyknął szczęśliwy:

– Znalazłem wskazówkę!

Rozalia czuła się rozczarowana. Już myślała, że dowie się czegoś więcej o rodzinie Lenarda. Jednak otrząsnęła się szybko, bo teraz mieli ważniejsze sprawy na głowie. Przyjaciele otoczyli siedzącego Sebastiana i pochylili się nad leżącą przed nim książką.

Mira przyjrzała się zapisanym nieco pochyło, małym literom i odeszła, bo przypomniała sobie, że przecież nie znała języka czarodziejów. Natomiast Rozalia i Lenard przeczytali oczami zdania, wskazane im palcem przez Sebastiana. Już chcieli przetłumaczyć Miriam wskazówkę, aby mogli ją wspólnie omówić, ale nagle wilki zawyły głośno.

– Ktoś tu idzie – oznajmił Lenard i rozkazał, biorąc z jednej z półek papier i pióro, które podał Sebastianowi. – Przepisz szybko wskazówkę. A, my, odłóżmy wszystkie książki na miejsce, lepiej niech nikt nie widzi, jaka tematyka nas interesowała.

Ledwie Sebastian schował do torby drogocenny kawałek papieru, a jego towarzysze odłożyli ostatnie księgi na półkę, a do pomieszczenia ktoś wszedł. Była to młoda, drobna dziewczyna z Krainy Lodu, o czym świadczyły czarne, upięte z tyłu głowy w wielkiego koka włosy, śnieżnobiała skóra i brązowe oczy. Ubrana była w elegancki, biały, długi płaszcz i kapelusz. Ale największą uwagę przykuwały jej ozdobione płatkami śniegu usta, które wyróżniały dwórki królowej Klarysy.

Nieznajoma podeszła prosto do Lenarda i pocałowała go czule w usta. Rozalia zacisnęła zęby, obserwując parę.

– Witaj Felicjo – powiedział zaskoczony jej przybyciem Lenard, gdy ta odkleiła się od niego. Dyskretnie zerknął na Rózię i od razu dostrzegł w jej orzechowych oczach szalejące iskry zazdrości i złości. Nie chciał ryzykować, że potraktuje ich ona swoją magią, dlatego odsunął się delikatnie od dwórki.

– Witam was, Lenardzie, księżniczko Miriam i waszych towarzyszy – odrzekła mocnym, nieco wyniosłym głosem i skinęła lekko głową.

Sebastian i Miriam odpowiedzieli tym samym. Oboje postanowili nie wtrącać się w rozmowę i poczekać na rozwój wydarzeń. Byli bardzo ciekawi, jak przyjaciel wybrnie z miłosnej opresji. Rozalia prawie niewidocznie ruszyła głową.

– Królowa zaprasza was do swojego pałacu. Zgłosiłam się na ochotnika, aby was sprowadzić. Konie już czekają przed Zimowym Pałacem – oświadczyła Felicja. Jej władczy ton mówił, że o odmowie mogli zapomnieć. – Bo już znaleźliście to, czego szukaliście?

– Tak, już wszystko wiemy. Dziękujemy za zaproszenie, z przyjemnością spotkamy się z królową Krainy Lodu – odparł Lenard.

– Wspaniale. Muszę jeszcze coś omówić z mnichem Kajusem, więc widzimy się za chwilę przed pałacem – oznajmiła Felicja i wyszła.

– Rózio… ja mówiłem Felicji, że nic poważnego między nami nie będzie, ale ona… – zaczął się tłumaczyć Lenard, tak jak pozostali, ubierając już suchy płaszcz, ale Rozalia weszła mu słowo i warknęła:

– Najwidoczniej nie dość dosadnie!

Potem przewiesiła torbę przez ramię i ruszyła do drzwi z gotową już Miriam.

– Czuję nadciągającą burzę – szepnął Sebastian do Lenarda.

– Wiem, co robię, znam się na kobietach!

  Spis treści zbioru
Komentarze (0)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
brak komentarzy
© 2010-2016 by Creative Media
×