Przejdź do komentarzyRozdział 13 Upadek
Tekst 13 z 14 ze zbioru: Tom2 - Ścieżka Serca
Autor
Gatunekfantasy / SF
Formaproza
Data dodania2024-03-22
Poprawność językowa
- brak ocen -
Poziom literacki
- brak ocen -
Wyświetleń83

Jadąc wzdłuż szerokich, śnieżnych dróg, Rozalia podziwiała lodowe królestwo. W tym miejscu wychował się mój szalony ojciec i zamordowano moją matkę. To mógłby być mój dom, którego nie było mi dane poznać. Może byłabym tu szczęśliwa?, pomyślała ponuro.

Jak sama nazwa tej krainy wskazywała, wszystko tu zostało stworzone z magicznego lodu i śniegu. Za budowanie – tak jak w Krainie Pustyni, gdzie używano zaczarowanej ziemi – odpowiedzialni byli, tak zwani czarodzieje muotoform. Aby stać jednym z nich, należało najpierw nauczyć się od mnichów albo już doświadczonych magicznych ludzi, jak przy użyciu mocy kształtować z darów Wulkanu wielorakie obiekty.

Te w Krainie Lodu wyglądały naprawdę imponująco. Zrobiły one ogromne wrażenie na odwiedzających pierwszy raz to miejsce Sebastianie, Rozalii i Miriam. Bajkowe domy, gospody, a nawet stodoły były rozmaitej formy. Jedne zwykłe, proste i gładkie, a inne przypominały ogromny płatek śniegu, drzewo, kwiatek, a nawet mały pałac, zamek… – wszystko w zależności od upodobań. Większość z nich otaczał uroczy, śnieżny płotek, ale w ogrodach zamiast kwiatów rosły małe drzewka iglaste, a nierzadko zdobiły je też lodowe posągi przedstawiające zwierzęta: lisy, niedźwiedzie albo wilki. W dziwnych obiektach podobnych do dużych grzybów – jak im wytłumaczył Lenard – kryły się targi. Gdzieniegdzie zauważyli też parki pełne różnych iglaków i ławek, a także place z lodowymi posągami. Zaskoczyła ich uboga liczba zimowych ogrodów, ale jak ich poinformowała, wchodząc w słowo Lenardowi Felicja, poza miastem, przy wioskach znajdowało się ich mnóstwo, a tego, czego nie dało się tu wyhodować, kupowali od innych krain.

Natomiast nikogo nie zdziwił brak lampionów. Były tu one zwyczajnie zbędne, bo otaczająca ich biel czyniła to miejsce wystarczająco jasnym. Teraz dodatkowo wszystko dookoła błyszczało się w promieniach słońca, które swoją drogą czasami tu zaglądało. Jednak nie spełniało ono marzeń gości i nie ogrzewało ich przemarzniętych ciał, ale zwiastowało silny mróz. Jak się niestety okazało, nie było nim zimno, które przywitało ich, gdy przekroczyli góry Corda, ale coś o wiele gorszego, co szczypało boleśnie ich ciała. Tylko Rozalia szybko przywykła do temperatury. Jej towarzysze zgodnie pomyśleli, bo przy dwórce nie chcieli mówić tego głośno, że bez znaczenia nie był fakt, że właśnie tak działała jej magia.

Widok zjawiskowego miasta nasuwał myśl, że to była bardzo bogata kraina. Ale jak się tu żyło tak naprawdę? Czy równie bajkowo? Tego nie mogli odczytać z twarzy jego mieszkańców, bo niewielu mieli okazję zobaczyć. Wojownicy domyślali się, że chowali się oni w domach przed nadciągającym złem i choć było ono jeszcze niewidzialne, to niosło ze sobą strach, który już dało się wyczuć w coraz gęstniejącym powietrzu. A jeśli nawet spotkali jakichś ludzi, to byli oni dobrze przygotowani na taką pogodę – co ich nie dziwiło. Szli opatuleni w grube płaszcze, z puchatymi okryciami na głowach i zarzuconymi na nie kapturami, które szczelnie zakrywały ich ciała, chroniąc przed mrozem. Szczególnie mocno Sebastian, ale jego towarzysze trochę też zazdrościli im.

Wyczarowany na dość dużej górce lodowy pałac, dumnie wznosił się nad miastem. Składał się on w całości z wieżyczek. Najwyższa z nich znajdowała się na środku, a kolejne dookoła niej, malejąc z każdym okrążeniem, aż do szerokich schodów. Ich ściany ozdabiały płatki śniegu i mnóstwo okien. Wojownicy i Felicja zatrzymali się przed nim i zsiedli z koni.

– Zimno! – pożalił się Sebastian po raz kolejny, otulając się mocniej płaszczem i szybko wchodząc po lodowych stopniach.

– W końcu to Kraina Lodu! Myślałeś, że będzie tu grzać czerwone słońce pustyni? – zapytała z drwiną Felicja. Sebastian puścił jej słowa mimo uszu. – Powinniście się lepiej przygotować i założyć uszyte z naszych specjalnych tkanin płaszcze. Te wasze może i chronią przed zimnem, ale nie przed siarczystym mrozem. A, ty, Lenardzie, dlaczego nie ubrałeś płaszczu, który dostałeś ode mnie? – dociekała już uprzejmym głosem, biorąc go pod ramię i wspinając się z nim na górę.

– Niespodziewanie… – zaczął Lenard.

– Długo tu nie zabawimy – wtrąciła szorstko Rozalia.

Wraz z Miriam szły ostatnie, obie, słuchając i przyglądając się z niechęcią dwórce. Lenard uśmiechnął się, słysząc ton odpowiedzi Rozalii i odwrócił się ze satysfakcją do niej. Ona, przewidując jego ruch, aby uniknąć jego spojrzenia, z wielkim żalem popatrzyła na pozostawione przez nich na zimnie konie. Poczucie winy znikło, gdy zobaczyła stajennych, którzy zajęli się zwierzętami i prowadzili je zapewne do stajni.

– Jak my wszyscy! – odparła Felicja.

Kiedy stanęli przed ogromnymi drzwiami w kształcie gwiazdy, te, dzieląc się na pół, otwarły się magicznie przed nimi. Po ich przekroczeniu otuliło ich przyjemne ciepło. Znaleźli się w przestronnym pomieszczeniu, które okazało się salą tronową. Pierwsze, co rzuciło się gościom w oczy to wiszący, pokaźny, kryształowy świecznik. W jego jasnym świetle lśniła pięknie przyozdobiona w wykute księżyce i słońca, lodowa podłoga.

Felicja zaprowadziła ich na tył sali przed oblicze królowej. Zajmowała ona jeden z dwóch okazałych, wyglądających, jakby zostały zaplecione z grubych, śnieżnych gałęzi tronów. Z obu ich stron, po osiem z każdej stały podobne, ale nieco mniejsze krzesła. Poza jednym, na którym po przywitaniu się z Klarysą usiadła Felicja, zostały one zajęte przez pozostałe dwórki. Były one w różnym wieku, ale każda miała bladą skórę, czarne, zaplecione warkocza włosy, brązowe oczy i ozdobione płatkami śniegu usta. Miały ubrane identyczne, długie, gładkie sukienki w kolorze białym albo błękitnym. Wszystkie nieco wyniośle i z powagą obserwowały każdy ruch wojowników.

– Witam moich walecznych gości – rzekła uprzejmie królowa.

Wojownicy przywitali się lekkim skinieniem głowy.

– Dziękujemy za zaproszenie, królowo Klaryso. Miło zastać cię w zdrowiu – odpowiedziała grzecznie Miriam i ukłoniła się nisko, jak przystało na księżniczkę.

Lenard i Rozalia przyglądali się temu, uśmiechając się wymownie pod nosem. Chyba pierwszy raz widzieli, żeby Mira zachowywała się tak, jak powinna dobrze urodzona panienka. Przez co często zapominali, że była córką króla Krainy Słońca. Natomiast Sebastian zakaszlał, maskując śmiech. Miriam zareagowała obojętnie na radosny nastrój przyjaciół, jakby w ogóle nie zauważyła – tym razem – ich nagannego zachowania i z pokorą grała rolę, jaką wyznaczyło jej życie.

– Księżniczko Miriam, całkiem niedawno skończyłaś szesnaście lat, więc nie musisz już się kłaniać, jak mała dziewczynka. Jesteś dorosła – stwierdziła Klarysa i roześmiała się, znając niechęć córki króla Leona do dorastania.

Wszystkie osoby obecne w sali tronowej nie mogły się już dłużej powstrzymać i wybuchły śmiechem.

– Tak, to prawda, ale mi to nie przeszkadza. Jeszcze się przyzwyczajam – przyznała wesoło Miriam. W ogóle nie przejmowała się opinią innych. Była, jaka była i w pełni się akceptowała.

– Jak cię znam, to będzie to trwało długo… i przyjdzie ci to z dużą niechęcią – odrzekła Klarysa, uśmiechając się ciepło.

– A to na pewno – zgodziła się księżniczka, odwzajemniając gest.

– Podziwiam cię Miriam. Opuściłaś chroniony przez wieczne słońce dom, ostatnie bezpieczne miejsce w Magicznych Krainach, aby stawić czoło czarnoksiężnikowi. Jednak jestem też bardzo szczęśliwa, że moja jedyna córka, dziedziczka tronu Krainy Lodu różni się od ciebie i jest mi posłuszna… Obowiązki względem królestwa ponad wszystko inne – zmieniła temat królowa.

– Jeśli nie powstrzymamy Anastola, to księżniczka Klarysa nie będzie miała co dziedziczyć – wtrącił bez rozmysłu Sebastian, broniąc i tłumacząc występek Miriam.

– Jesteś bliskim przyjacielem księcia Daniela, tak? – zapytała królowa. Sebastian przytaknął. – Być może w przyszłości i ty, zasiądziesz na tronie… u boku króla Daniela. A wówczas będziesz zmuszony podejmować trudne decyzje i wypełniać rozkazy, które przysłużą się mieszkańcom Krainy Słońca, ale będą sprzeczne z twoimi pragnieniami. Cóż, to nasza powinność. Wspomnisz wtedy moje słowa i przekonasz się, że nie kłamałam.

Sebastian poczerwieniał i spuścił wzrok, jakby dopiero co zauważył nadzwyczajne zdobienia na podłodze, które zapragnął teraz podziwiać. Nie wiedział, co odpowiedzieć na słuszną uwagę królowej Klarysy. Zawsze, kiedy dopadały go myśli związane z przeznaczeniem Daniela, jak najszybciej odganiał je od siebie, znajdując sobie wymagające jego pełnego zaangażowania zajęcie. Nie chciał i chyba nawet nie umiał sobie wyobrazić siebie na tronie u boku Daniela. Był oddany swojemu królowi i ludziom, którym niezależnie od pochodzenia zawsze udzieli pomocy, ale nie był już pewny, czy dałby radę zupełnie rezygnować ze swojej wolności. Kocham Daniela, ale moja rodzina, a więc i ja, nie nadajemy się do rządzenia, pomyślał zrezygnowany, bo to przeszłość – czynny okrutnej królowej Aureli – głównie ciążyła mu na sercu. Nie miał odwagi przyznać się do tego, dlatego postanowił milczeć.

– Ale, ty, królowo, nie musisz umierać… My… my pokonamy Anastola, mamy plan, tylko potrzebujemy trochę czasu – powiedziała Rozalia.

– Zostawcie nas samych – rozkazała królowa swoim dwórką.

Damy dworu wstały posłusznie i jedna za drugą ruszyły pomału do znajdujących się za tronami drzwi. Stojąca obok Lenarda Rozalia – jak okłamywała się w myślach – mimowolnie zaobserwowała pożerającą go wzrokiem Felicję. Postanowiła wykorzystać oba fakty i uświadomić rywalkę – dla jej dobra – że jej romans z chłopakiem to już przeszłość. Dlatego złapała go czule za dłoń, czym go mile zaskoczyła. On odwzajemnił jej gest. Czarodziejka dyskretnie śledziła kątem oka dwórkę. Nawet z takiej odległości widziała wyraźnie, wymalowaną na jej twarzy złość. Plan działa, pomyślała z radością. Aby utrwalić jeszcze swój przekaz, pod pretekstem powiedzenia czegoś, co pierwsze wpadło jej do głowy, przybliżyła usta do ucha Lenarda.

– Musimy namówić królową, żeby stąd uciekła – szepnęła, choć czuła, że było to niemożliwe do wykonania.

Sebastian i Miriam wymownie popatrzyli na siebie, widząc zazdrość Felicji, gdy Lenard nie odtrącił dłoni Rozalii. Czuli zbliżającą się kolejną burzę, ale tym razem miłosną, która dla kogoś z tej trójki z całą pewnością zakończy się łzami.

– Wątpię, że to się uda. To bardzo honorowa kraina – odrzekł szeptem Lenard. Był zachwycony otwartością Rózi, choć wiedział, że przyczyniły się do tego czynny jego byłej i teraz bardzo zazdrosnej kochanki. Ale on w ogóle się tym nie przejmował. Reakcja obu pań nie zaskoczyła go, bo tak już działał na kobiety. Cóż, nie miał na to żadnego wpływu, bo przecież każdy sam odpowiadał za swoje uczucia. Nie widział nic złego w swoim zachowaniu, bo tak jak Frydzie, także Felicji wytłumaczył już na początku zasady ich związku i zaznaczył, że nie szukał miłości. Ona przystała na te warunki, więc kiedy odwiedzał lodowe królestwo, to miło spędzali czas w swoim towarzystwie. Jednak dwórka miała świadomość, że nie będzie to trwało wiecznie i właśnie się skończyło. Według niego załatwiało to sprawę.

Gdy ostatnia dama dworu zniknęła za drzwiami, królowa Klarysa przemówiła:

– Większość mieszkańców Krainy Lodu zostanie, tu jest ich… nasz dom, więc to naturalne, że pragniemy strzec swojego dziedzictwa, dorobku. Jestem królową, nie mogę stchórzyć i porzucić swojego ludu to niehonorowe. Złamałabym nasze zasady, co skutkowałoby utratą szacunku. Już lepsza śmierć od takiej hańby. To mój obowiązek stanąć do walki z wrogiem, choćby i z góry przegranej.

– To nieprawda! Wyjazd to nie tchórzostwo, tylko chwilowy odwrót do czasu, aż pokonamy Anastola. Królowo, swoim postępowaniem dasz sygnał swojemu ludowi, żeby zrobili to samo. Moja kraina was przyjmie. Życie jest najcenniejsze, a ratując je, przetrwa też wasza kultura. Kiedyś będzie miał, kto tu wrócić i wszystko odbudować. To też jest bohaterstwo – przekonywała Miriam.

– To wszystko nie jest takie proste, jak wam, młodym się wydaje – odrzekła Klarysa.

Na jej słowa wojownicy jednomyślnie przekręcili oczami. Według nich, ich wiek nie miał tu nic do rzeczy. Tak jak uważali, że ich ucieczka z Wulkanu nie była spowodowana lękiem przed śmiercią, ale chęcią zebrania sił i znalezienia sposobu na pokonanie czarnoksiężnika. Gdyby wtedy tego nie zrobili, to ich poświęcenie poszłoby na marne, bo zatriumfowałoby zło. A tak, kiedy przyjdzie czas, staną z nim do uczciwej walki. Teraz to samo tyczyło się pojedynku Klarysy z władającym czarną magią Anastolem, który był zwykłą głupotą, a jej wyjazd dałby nadzieję na przyszłość.

– Jeśli nie… to trzeba walczyć! Ktoś tu chyba potrafi przywołać magiczną burzę śnieżną i posługiwać się mieczem? – zapytała Rozalia i bezwiednie popatrzyła na blade dłonie królowej. Na lewej błyszczał lodowy sygnet z wypukłym oczkiem ozdobionym prostymi literami KL, które były skrótem od Krainy Lodu. – Królowo, twój sygnet to dar Bóstw… możesz zmienić wroga w posągi lodowe!

– Z pewnością słyszeliście pogłoski, że my, mieszkańcy lodowego królestwa, niechętnie przelewamy krew. Naszym zdaniem pokój dobrze wpływa na rozwój naszej, a także pozostałych krain, dlatego staramy się porozumieć z innymi. W konsekwencji mamy niewielu wojowników, choć oczywiście zabezpieczyliśmy się na wypadek konfliktu. Podpisane porozumienia z królem Leonem gwarantują nam pomoc zbrojną Krainy Słońca w razie wrogiego najazdu przez Minoru i Romina, o czym obaj zostali poinformowani. Więc nie tracimy cennego czasu i robimy to, co lubimy najbardziej, czyli poświęcamy się pogłębianiu wiedzy. Bo czarnoksiężnika nie powstrzymają żadne miecze, a nawet magia naszej krainy. Anastol pochodzi stąd i jako potomek samego Artoriusa, który tak hojnie obdarował nasze królestwo, posiada on władzę nad śniegiem i lodem. Może je przywołać, jak i zatrzymać czy uśpić. Dotyczy to też mojego sygnetu, który czerpie moc z tego samego źródła. A wiem to, ponieważ szesnaście lat temu, gdy ja i mój mąż zapewniliśmy bezpieczeństwo naszej córce, a więc i przyszłości królestwu, stanęliśmy do walki z agresorem. Użyłam wówczas magii sygnetu, ale lód nie skrzywdził Anastola, tylko wszedł w niego, jakby go wzmacniał. Nie mieliśmy szans z mocą Bóstw i czarną magią, przegraliśmy. Król zginął honorowo, a mnie zamknięto w lochu. Nie wiem, co planowano ze mną zrobić. Międzyczasie Kamelia uśpiła Anastola i nastał pokój, a ja, odzyskałam wolność.

Wojownikom skończyły się argumenty, zamilkli. Zrezygnowani wpatrywali się w brązowe, spokojne oczy królowej – wydawała się pogodzona ze swoim losem. Ona również miała ozdobione płatkami śniegu usta, ale wyróżniały ją krótkie, lekko postawione, czarne włosy, na których lśniła lodowa, w kształcie gwiazdek opaska. A zamiast pięknej sukni założyła biały strój bojowy, składający się z szerokich, grubych spodni i obcisłego kaftana. Była gotowa do walki!

– Czyli Rózia też może kontrolować śnieg i lód? – zapytał Lenard, przerywając ciszę.

– Tak, o ile się tego nauczy – odrzekła Klarysa. – Praktyka czyni mistrza!

Wojownicy przytaknęli. Było to logiczne, bo w porównaniu do Anastola jego córka nie miała okazji dobrze poznać i nauczyć się posługiwać swoją mocą. Do niedawna w ogóle nie wiedziała o swoim pokrewieństwu z Artoriusem i że to właśnie jemu zawdzięczała moc. Wychowujący ją zwolennicy czarnoksiężnika ukryli przed nią prawdę i uśpili w niej ową magię, aby nie mogła zagrozić ich panu.

– Rozalio, miło cię znowu widzieć. Kiedy poprzednio odwiedziłaś mnie z matką, miałaś rok. Teraz masz już siedemnaście lat… jak to szybko minęło, wyrosłaś na piękną kobietę. Przykro mi, że tak się potoczyło twoje życie, ale gdy poplecznicy Anastola zamordowali Kamelie, a ciebie uprowadzili do Krainy Mgły, ja i król Leon nie potrafiliśmy już ci pomóc. Nikt, nawet ty, nie mógł się dowiedzieć prawy o twoim pochodzeniu. Ludzie skrzywdziliby małą, bezbronną córkę okrutnego czarnoksiężnika, a ty… – urwała Klarysa.

– Dziękuję królowo, mnie również miło cię poznać. Mnisi już mi wszystko wytłumaczyli. Przyznaję, na początku czułam złość, ale teraz dobrze rozumiem, co wami kierowało i nie mam żalu. Już potrafię o siebie zadbać, a przy ojcu nigdy nie stanę – wyznała Rozalia.

– A, dlaczego nie pomogliście Kamelii i Rózi się ukryć? – wtrąciła Miriam.

– Chcieliśmy to zrobić, ale po całym złu, jakie Kameli wyrządził Anastol i nie tylko, straciła ona zaufanie do ludzi. Nawet, a może w szczególności do ostatnich wybrańców przepowiedni i mnie, bo przyjaźniłam się jednym z nich, czyli z twoim ojcem, Miriam. Podejrzewała ona, że ktoś z nich szpiegował na rzecz wroga, który po uśpieniu czarnoksiężnika, nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Jednak polegała na niektórych mnichach i oczywiście swoich siostrach, wróżkach, które żyły w naszym świecie. Ale nie wszystkie jej pomagały, bo przekazując ich tajemną wiedzę Anastolowi, co uczyniło go prawie niepokonanym i przyniosło zgubę naszemu światu, zdradziła ona również swoją rasę. Nie przekonywało ich to, że została oszukana… omamiona fałszywą miłością, wykorzystana i na końcu porzucona. Dlatego sama pragnęła nauczyć Rozalię współgrać z jej magią Bóstw i wyszkolić ją na wojowniczkę. Miała świadomość, że zagrożenie nie minęło, a obudzenie czarnoksiężnika było kwestią czasu, jak i to, że nie odpuści on, dopóki nie zabije ich córki. Tak jak nam i Kamelii doradzała jej mimo wszystko przyjaciółka Flora i królowa Mirela… Nic nie poszło zgodnie z jej planem – wytłumaczyła Klarysa.

– Rozumiem – odparła ponuro Rozalia. Lenard, pragnąc ją pocieszyć, chwycił jej dłoń. Ona odwzajemniła gest, potrzebowała teraz jego bliskości. Przyszło jej do głowy, że przyjaciel posiadł moc czytania w jej myślach. Zarumieniła się, bo uzmysłowiło jej to, jak silna więź już ich łączyła. Poczuła ciepło na sercu.

Jej towarzyszom zrobiło się przykro z powodu losu, jaki spotkał jej matkę i w rezultacie ją. Mimo że Kamelia sama go sobie zgotowała to, tak jak postępowanie Aidy, trudno było je ocenić. Jedna została zaślepiona miłością, a druga żądzą zemsty. Niby każdy popełniał błędy i nie należało nikogo osądzać, to jednakże ich miały opłakane skutki dla mieszkańców Magicznych Krain, bliskich im ludzi i ich samych. Kamelia zapłaciła za nie najwyższą cenę, a ile będzie kosztować zdrada Aidę, tego już wkrótce się dowiedzą. Jednak obie starały się naprawić wyrządzone krzywdy, a ponoć każdy zasługiwał na drugą szansę. Dlatego, ile ludzi i magicznych istot we wszechświecie tyle wyroków.

– Nie zmienimy już przeszłości. Należy się skupić na przyszłości. Sami piszemy swoją historię i popełniamy przy tym własne błędy, które ocenią kolejne pokolenia. Taka jest kolej rzeczy – stwierdziła Klarysa i zapytała, zmieniając temat. – Odnaleźliście to, po co tu przybyliście?

– Dziękujemy, wszystko już mamy. Królowo, my, mamy szansę pokonać czarnoksiężnika, daj nam tylko trochę czasu… – zaczął prosić tym razem Sebastian, ale Klarysa weszła mu w słowo.

– Czas… czas, on głównie działa na naszą niekorzyść. Rodzimy się, dojrzejemy, starzejemy się i w końcu odchodzimy. Wszystko to dzieje się tak szybko… zdecydowanie za szybko!

Nagle te same drzwi, którymi przed chwilą wkroczyli do sali tronowej wojownicy, otwarły się i weszli do środka: książę Feliks, mnich Kajus i dziewiętnastoletnia dziewczyna. Miała ona bladą skórę, czarne, zaplecione wokół głowy w grubego warkocza włosy i brązowe oczy. Była to księżniczka Krainy Lodu, którą z matką poza imieniem łączyły ozdobione płatkami śniegu usta i taka sama lodowa, w kształcie gwiazdek opaska. Wszyscy byli ubrani w długie płaszcze podróżne, te mieszkańców lodowego królestwa miały kolor biały, a księcia Krainy Mgły czarny.

– Podejdźcie – rozkazała im królowa.

Przybysze i obecni w pomieszczeniu przywitali się ze sobą lekkim skinieniem głowy. Księżniczki Klarysa i Miriam uśmiechnęły się do siebie i przytuliły serdecznie. Widać było, że znały się bardzo dobrze i darzyły się sympatią. Natomiast Lenard zmarszczył czoło. Zaskoczyła go wizyta Feliksa, bo był pewny, że ten już dawno uciekł z Krainy Lodu. Jakby tym razem, to królowa czytała w jego myślach, wytłumaczyła cel tego spotkania, co zdziwiło go jeszcze bardziej, ale teraz bardzo miło.

– Dziękuję, książę Feliksie, za twoją nieocenioną pomoc. Zdaję sobie sprawę, że otwarte przeciwstawienie się ojcu nie przyszło ci łatwo. Będę dużo spokojniejsza o córkę i towarzyszące jej dwórki, wiedząc, że udzielisz im wsparcia i ochrony w drodze do Krainy Słońca. Król Leon obiecał im schronienie do czasu, aż powróci pokój na nasze ziemie.

– Zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby księżniczka i lodowe dwórki bezpiecznie dotarły do celu. Królowo, uważam, że powinnaś jechać z… – zaczął Feliks, ale Klarysa weszła mu w słowo:

– Niewielu mamy wojowników, ale wyślę z wami jeszcze trzech zaufanych ludzi. Jakie wieści, Kajusie?

– Dostaliśmy sygnał, że szturm nastąpi jutro, więc księżniczka Klarysa musi jeszcze dziś opuścić Krainę Lodu. Wszyscy mnisi postanowili zostać w Zimowym Pałacu, pragniemy nadal strzec naszej wiedzy. Ostatnim razem Anastol nie odważył się zniszczyć ksiąg, być może dlatego, że tu się wychował i ma do nich taki sam szacunek, jak my. Żywię głęboką nadzieję, że tym razem będzie tak samo i jakoś dotrwamy do całkowitego unicestwienia zła.

– Niech tak właśnie będzie. Córko, Lenardzie, książę Feliksie i mnichu Kajusie, zostańcie jeszcze chwilę, chcę coś z wami omówić. A, wy, poczekajcie w pokoju obok – rozkazała królowa, kończąc audiencje i pokazując dłonią na drzwi z lewej strony.

Sebastian, Miriam i Rozalia ukłonili się i wykonali niechętnie polecenie. Zżerała ich ciekawość, jaki będzie temat tej rozmowy.



Okrągły pokój okazał się swego rodzaju poczekalnią, a jej jedynym umeblowaniem były dwie łukowe, śnieżne ławki i znajdujące się na środku lodowe posągi. Wyglądały bajecznie. Przedstawiały stojącą między różnej wysokości iglakami i głaszczącą dwa wilki dziewczynkę.

Naprzeciwko drzwi, którymi wkroczyli do lodowego pomieszczenia wojownicy, znajdowały się drugie, takie same. Musiały one prowadzić do innej części pałacu, i to właśnie nimi weszła tu Felicja, która znając zwyczaje swojej królowej, przewidziała, że zostaną tu odesłani. Dlatego czekała na nich, a gdy tylko zamknęły się za nimi drzwi, z grymasem wymalowanym na twarzy zaatakowała słownie Rozalię.

– Informuje cię, że ja i Lenard się kochamy!

– Nie! Ty i Lenard byliście kochankami. A to ja i on jesteśmy w sobie zakochani – warknęła Rozalia.

– Lenard, jak każdy młody mężczyzna musi się wybawić, i to właśnie robi z tobą. Ale później wróci do mnie, bo wie, że tylko ja, tak naprawdę go kocham i on mnie również. Kiedy dojrzeje do małżeństwa, to ożeni się ze mną – stwierdziła z wyższością Felicja.

Rozalia prychnęła i oznajmiła:

– Chyba śnisz. Lenard wyznał mi miłość. Więc to tobą się bawił, szukając tej jedynej. Ale już mnie znalazł, co kończy wasz romans.

Felicja poczerwieniała ze złości i niespodziewanie popchnęła mocno Rozalię. Ta cofnęła się o krok, co uchroniło ją przed upadkiem. Wściekła na zarozumiałą rywalkę, której wydało się, że była od niej lepsza i nic do niej nie docierało, bez namysłu postanowiła dać jej nauczkę. Przywołała swoją moc i wysłała ją do niej. Ledwie błękitna mgła musnęła ciała dwórki, a ta jęknęła z bólu. Czuła przeszywające zimno i towarzyszące mu dotkliwe szczypanie – według niej było ono gorsze od tego występującego w Krainie Lodu.

Czarodziejka wzięła głęboki wdech, co ją uspokoiło i wycofała swoją magię. Miała wyrzuty sumienia, że tak pochopnie i okrutnie potraktowała Felicję. A przecież ja nie jestem, taka jak mój ojciec, pomyślała. Ale poczucie winy znikło szybko, gdy dwórka po krótkiej chwili doszła do siebie, oskarżycielsko wycelowała w nią palca i wyniosłym tonem przemówiła:

– Nie masz prawa mnie atakować magią! Wiesz, kim ja jestem? Jestem siostrzenicą królowej Klarysy, po jej córce i mojej matce, kolejna do zajęcia tronu Krainy Lodu. Należy mi się szacunek!

– Mylisz się. Jesteś rozkapryszoną, napuszoną panienką, która na szacunek to musi sobie zapracować. Nic do ciebie nie dociera – stwierdziła Rozalia i chcąc się w końcu pozbyć rywalki i zakończyć to przedstawienie, wypaliła. – A ja, jestem czarodziejką, córką czarnoksiężnika i tak jak on władam magią krwi Artoriusa. I będę robić to, na co mam ochotę.

Sebastian i Miriam nie wytrzymali i parsknęli śmiechem na wyznanie przyjaciółki – od razu domyślili się, co pragnęła nim osiągnąć. Oboje trzymali się z boku i z wypiekami na twarzach śledzili kłótnie. Nie mieli ochoty mieszać się w miłosny spór. Poza tym wiedzieli, że Rozalia bez ich wsparcia wygra, a znając jej wybuchowy temperament, liczyli na dobrą zabawę. I nie zawiedli się, widząc wytrzeszczone, pełne strachu oczy i białą jak papier twarz Felicji.

– Co? To niemożliwe. Choć twoja magia była, taka jak naszej krainy… – wyszeptała Felicja. Kiedy dotarło do niej, że Rozalia nie kłamała, odwróciła się napięcie i wybiegła z pokoju drzwiami, którymi wcześniej musiała tu wejść.

– O rety, Daniel miał rację co do lodowych dwórek. Nie znałam ich z tej strony. Owszem są nieco wyniosłe, ale dla mnie były zawsze miłe – powiedziała Miriam.

– Ciekawe dlaczego? Może na ich stosunek do ciebie miało wpływ to, że pochodzisz z rodziny królewskiej. I żadna się w tobie nie podkochiwała, więc nie musiałaś się od nich odpędzać jak twój brat – zaśmiał się Sebastian.

– Pewnie tak – odrzekła Miriam, chichrając się i wyobrażając sobie osaczonego przez lodowe dwórki Daniela.

– Lenard w świecie Motyli powiedział, że oddał już serce. To było wyznanie miłości, prawda? – zapytała Rozalia, jeszcze nie do końca znająca się na uczuciach.

– Tak. I bardzo dobrze potraktowałaś Felicję. Należało się jej. A o miłość trzeba walczyć – oznajmiła buntowniczo księżniczka. Sebastian zgodził się z nią.

Miriam całym sercem popierała związek swojej przyjaciółki z Lenardem. Jednak nie była naiwna. Dobrze znała słynącego z licznych romansów chłopaka, dlatego zamierzała mieć na niego oko i w razie czego interweniować, aby nie dopuścić do złamania już poranionego serca Rozalii.

– Dobrze, że nie gustuje w dziewczynach. Jak się zakochacie, to robicie się straszniejsze niż zwykle. A, jak widać, na przykładzie Rózi, to czarodziejki są jeszcze gorsze – oświadczył Sebastian.

Rozalia już miała mu odpyskować, ale drzwi prowadzące do sali tronowej otwarły się i do pokoju wszedł Lenard.

– Co? – zapytał, wpatrujących się w niego towarzyszy.

– Nic nie słyszałeś? – zapytał wesoło Sebastian. Dziewczyny popatrzyły na niego krzywo.

– Nie. Salę tronową otacza wyciszająca magia, żeby nikt nie podsłuchiwał rozmów królowej – wytłumaczył Lenard. – A co mnie ominęło?

– Nic ciekawego – odparła szybko Rozalia, aby uprzedzić już otwierającego usta Sebastiana, co go rozśmieszyło. – Czego chciała od was królowa? – zmieniła temat.

– …Omówić wyjazd księcia Feliksa, księżniczki Klarysy i jej dwórek, co zresztą ma zaraz nastąpić, bo już są prawie gotowi do podróży. Życzyła sobie informacji na temat tego, co się dzieje poza jej królestwem, a szczególnie interesowało ją miasto Nahran. I to chyba wszystko… tak pokrótce – odpowiedział Lenard.

Jego przyjaciele czuli, że jak zwykle nie mówił on im całej prawdy. Ale wiedzieli też, że jeśli sam nie będzie chciał tego zrobić, to ani prośbą, ani siłą nic by od niego nie wyciągnęli.

– Przykro mi, że królowa Klarysa nie wyjedzie z córką. Mój ojciec z pewnością udzieli schronienia każdemu – powiedziała z żalem w głosie Miriam.

– Zginie honorowo jako symbol wolnej, bo raczej niewalczącej Krainy Lodu – odrzekł Sebastian.

– Marna pociecha – stwierdziła Rozalia.

– Tak – zgodził się Lenard. – Ale nie możemy nic na to poradzić.

Nagle od strony sali tronowej do pokoju weszła Felicja. Omijając wzrokiem szczególnie Lenarda i Rozalię, więc w rezultacie patrzyła tylko na Miriam, bo według niej była ona jedyną godną jej uwagi osobą w tym towarzystwie, rozkazała:

– Macie udać się do sali tronowej. Królowa Klarysa chce się z wami pożegnać, nim wyruszycie w dalszą drogę.

Potem odwróciła się i wróciła tam, skąd przyszła.

Lenarda zaskoczyło chłodne zachowanie Felicji w stosunku do niego. Zawsze okazywała mu dużo zainteresowania i patrzyła na niego z pożądaniem, a teraz dostrzegł w jej oczach złość, a nawet strach.

– Co jej się stało? Co tu się działo pod moją nieobecność? Rozalio? – zapytał Lenard. Po wcześniejszym pytaniu Sebastiana i zachowaniu obu dziewczyn domyślił się, że doszło tu do kłótni o niego, co go zresztą nie zdziwiło. Cóż, taki mój urok, pomyślał.

– Nic – odparła Rozalia. Jej policzki zapłonęły.

– Rózio?

– To Felicja zaatakowała mnie jako pierwsza – poskarżyła się Rozalia. – Więc powiedziałam jej parę słów prawdy, które to dotyczyły waszej relacji, bo sam mówiłeś, że już nic was nie łączy, a ona nadal żyje złudzeniami… chciałam jej tylko pomóc. Ale do niej nic nie docierało. Trochę mnie zdenerwowała i… przecież wiesz, że czasami nie panuje nad swoją magią. – Ostatnie słowa wyszeptała z nadzieją, że Lenard ich nie usłyszy.

Szerokie uśmiechy jej przyjaciół świadczyły, że jej plan się nie powiódł.

– Potraktowałaś Felicję swoją magią? Walczyłyście o mnie? Strasznie żałuję, że tego nie widziałem – stwierdził wesoło Lenard, nie urywając przy tym dumy.

– Nie walczyłyśmy… i nie chodziło o ciebie, tylko o rację – oznajmiła Rozalia.

– Tak, Rozalio, właśnie o to chodziło. A to, że jesteś córką czarnoksiężnika, wymknęło ci się przypadkiem? Trzeba przyznać, że potrafisz usunąć konkurencję – wtrącił Sebastian i puścił oczko do przyjaciela.

Błękitne oczy Lenarda błyszczały z satysfakcji i szczęścia. Jako że uważał się on za znawcę kobiet, to dobrze wiedział, jak z nimi postępować, dlatego postanowił milczeć, kończąc już ten temat. Owszem starał się pobudzić serce uczącej się i odkrywającej swoje uczucia Rozalii, ale robił to bardzo rozważnie, bo miał zrozumienie dla jej wychowania w odosobnieniu i bez bliskości kogokolwiek. Nie chciał jej pospieszać, bo miłość wymagała czasu i cierpliwości. Zresztą z tego, co widział, to już niedługo sama wpadnie mu ona w ramiona.

Miriam prychnęła na niedojrzałe zachowanie mężczyzn. Z kolei Rozalia poczerwieniała jeszcze bardziej i również, pragnąc zakończyć niewygodną dla siebie rozmowę, zmieniła temat, przyznając smutnie:

– Mieli rację, zatajając moje pokrewieństwo z czarnoksiężnikiem. Nienawiść naprawdę mogła mnie zaprowadzić do ojca. Widzieliście minę i zachowanie Felicii. Ludzie będą się mnie bać.

– Na całe szczęście udało się tego uniknąć. A Felicja i inni ludzie, tak jak i my, w końcu zobaczą w tobie dobro, a jeśli nie, to chociaż będą ci wdzięczni za ratunek, gdy już pokonamy czarnoksiężnika – oznajmiła Miriam.

– A, my, nigdy się ciebie nie baliśmy. Tak jak i Sebastiana, chociaż włada on magią Motyli i jego babka była złą królową, która prawie wykończyła wszystkie światy. Nawiasem mówiąc, Anastol musi się bardziej postarać, żeby ją przebić – zażartował Lenard, żeby rozluźnić atmosferę, co podziałało, bo wszyscy się roześmiali.

– W sumie, to w tym wypadku może odrobina strachu nikomu by nie zaszkodziła. Bo załóżmy, że pokonamy Anastola i rozniesie się całkiem przypadkiem po Magicznych Krainach, że ta, która pomogła tego dokonać, jest jego córką, tak jak on włada czarną i białą magią Bóstw i stoi na strzyży pokoju naszego świata. Mogłoby to powstrzymać innych szalonych czarodziejów, którzy chcieliby w przyszłości wziąć przykład z czarnoksiężnika i też czerpać czarną magię z Wulkanu – spekulował Sebastian.

– Nigdy o tym nie pomyślałam, ale masz rację. To jest bardzo dobry powód do strachu – zgodziła się Rozalia.

Lodowe ściany zatrzęsły się po silnym i głośnym wybuchu, który przywołał wojowników do rzeczywistości.

– Zaatakowali wcześniej? – zapytała z niedowierzaniem Miriam.

– Powinienem był to przewidzieć – przyznał Lenard. – Cały Romin, zawsze gra nieczysto. Pewnie zmylił szpiegów Krainy Lodu, aby ułatwić jej zdobycie.

– Po uderzeniu wnioskuję, że są już bardzo blisko – stwierdził Sebastian.

Wojownicy wbiegli do sali tronowej i zatrzymali się przed nadal siedzącą spokojnie królową, jak gdyby nic złego się nie działo.

– Moja córka z eskortą wyruszyła już do Krainy Słońca. W razie, gdyby czarnoksiężnik kazał ich ściągać, ja i moi ludzie będziemy go zabawiać, aby dać im jak najwięcej czasu. Na was też już pora – przemówiła Klarysa.

– To nie będzie trudne, bo mój ojciec lubi sobie pogadać, trzeba go tylko sprowokować. A, ja, mam do tego dar, więc zostanę i pomogę, a później odnajdę… – zaczęła Rozalia, ale w słowo wszedł jej Lenard i sprostował:

– Nie, my wszyscy zostaniemy i pomożemy, a później… poradzimy sobie.

Przyjaciele zerknęli wymownie na siebie – wszyscy pomyśleli o tym samym. Anastol pragnął ich śmierci, dlatego przeczuwali, że nie będzie chciał ich tak łatwo wypuścić, a ucieczka z oblężonego miasta mogła być bardzo trudna. Liczyli na podarowaną im pomóc, choć nie wiedzieli jeszcze, czy i jak ona zadziała.

– Dziękuję – powiedziała królowa.

Klarysa i jej goście dołączyli do obrońców pałacu, którzy ustawieni w szeregu już czekali przed nim, na dole lodowych schodów. Ich liczba nie była imponująca, ale nikogo to nie dziwiło, bo wiedzieli, że Kraina Lodu miała niewielu dobrze wyszkolonych wojowników – co miło zaskoczyło dziewczyny, większość stanowiły kobiety. Wszyscy mieli ubrane takie same białe stroje bojowe jak ich królowa, która teraz omawiała z dowódcami plan działania. Prawie każdy trzymał w dłoni broń, a pozostali najprawdopodobniej musieli władać magią, choć nieliczni byli mieszańcami.

– No to czekamy na mojego kochanego teścia – wyszeptał Lenard i roześmiał się melodyjnie.

Rozalia zerknęła krzywo na niego, a reszta zachichotała.

Po pewnym czasie wybuchy dochodziły już z każdej strony. Przeważnie powstawały w wyniku magii, czego dowodem była kolorowa, zaczarowana mgła ozdabiająca zwykle szaro-białe niebo i zabudowania lodowego królestwa. Oznaczało to, że wróg zamykał pierścień okrążenia wokół pałacu, a więc nikt, albo bardzo niewielu stawiało opór. Bardzo szybko została zajęta prawie cała kraina. Wybrańcy przepowiedni wyciągnęli miecze.

– Anastola poparło zaskakująco wielu czarodziejów – stwierdziła Rozalia, próbując doliczyć się, ile barw miały unoszące się, niczym dym nad palącym się miastem pozostałości z magicznych ciosów. Ale było tak wiele odcieni żółtego, zielonego, niebieskiego czy czerwonego, które w dodatku mieszały się ze sobą, że poddała się w końcu.

– Mówi się, że w naszym świecie magicznych ludzi jest dużo mniej niż tych zwykłych, ale teraz wydaje mi się, że jest odwrotnie. Wiem, że powodem tego jest ich połączona teraz magia, której siłę można już wyczuć nawet z odległości i wygląda naprawdę imponująco. Potwierdza to, że w jedności siła. Ale pokazuje to też, jak wielu musiało ukrywać, że ma moc – powiedziała Miriam.

– Tak, to prawda. Zmusił ich do tego strach, dlatego tak wielu czarodziejów, ale również niemagicznych mieszańców poszło za Anastolem. Mają dość wytykania ich palcami, a podobno niektórzy z nich uważają, że skoro są silniejsi od zwykłych ludzi, to oni powinni mieć władzę w krainach. W końcu łączy ich wspólna nazwa, bo przecież są magiczni. Pewnie myślą, że czarnoksiężnik zagwarantuje im zwycięstwo i tak może się zdarzyć. Bo gdyby doszło… a raczej by doszło do walki między tymi tu czarodziejami a tymi popierającymi stary ład, bo wierzcie mi, tych drugich jest trochę, to mogłaby się ona różnie skończyć. A teraz prawie nikt nie wystąpi przeciwko władającemu czarną magią Anastolowi, który najprawdopodobniej potrafi zatrzymać wszystkie dary Bóstw, a więc i obalić chronionych przez ich magię władców. Bo tego zbuntowani magiczni ludzie i tak sami nie daliby rady zrobić, więc w rezultacie nie rządziliby – wytłumaczył Lenard.

– Co za bzdury! W każdym z nas płynie taka sama najsilniejsza magia, magia człowieczeństwa, dlatego mieliśmy rządzić wspólnie: ludzki król z udziałem czarodziejów, a wszyscy chronieni mocą swojej krainy. Powinno to działać jak w Krainie Słońca i Lodu, a nie jak w Krainie Pustyni i Mgły. Wszystko poszło nie tak. Jak już mówiłem to zamknięty krąg. Jednak nic nie usprawiedliwia obu stron, mimo że czasami… bywa ciężko. A popierający Anastola czarodzieje… nie, każdy czarodziej, który krzywdzi kogokolwiek, nie zasługuje na dar mocy wróżek lub innych magicznych istot, bo ona ma służyć ogólnemu dobru – powiedział gniewnie Sebastian i dodał już spokojnie. – Najlepszy przykład to sytuacja w Kranie Pustyni. Rządzi tam Minoru, bo jest on przodkiem wybranego przez Bóstwa pierwszego króla, choć się do tego nie nadaje. To okrutny człowiek, ale fakt, że pomagają mu w tym czarodzieje, stawia ludzi i naszą rasę w jeszcze gorszej sytuacji, z której praktycznie nie ma wyjścia. Bo owszem szkarłatna bransoleta strzeże życia prawowitego władcy, ale ochrona magicznych ludzi uniemożliwia, chociażby próbę zabicia go. Nie byłoby to łatwe, ale możliwe, gdyby przy odrobinie szczęścia nie nosił on szkarłatnej bransolety albo znalazłby się poza mocą swojej krainy. A przekupni czarodzieje, którzy krzywdzą czarami dla własnej korzyści, dają żywy przykład, że inność niesie przemoc, co utwierdza w tym przekonaniu zwykłych ludzi i tak tłumaczą oni swoje prześladowania mieszańców.

– Masz rację – zgodziła się Miriam. – W naszym świecie już od dawna dzieje się źle, a teraz zbieramy tego plony. Trzeba w końcu zrobić z tym porządek, bo nie będzie końca konfliktów.

– Edukacja obu stron, niezależnie od pochodzenia to klucz do zmian. Najczęściej nietolerancję przekazują dzieciom dorośli, a niektórzy idą za tłumem, bo przecież masa musi mieć rację, więc zagłuszają zdrowy rozsądek. Zaczyna się od dokuczania większych grup dzieci rówieśnikom z odmiennym wyglądem. Jeśli władają one magią i oczywiście panują już nad nią, to jeszcze jakoś się obronią, gorzej z tymi zwykłymi ludźmi. W dorosłym życiu przeważają złośliwe uwagi i spojrzenia, choć zdarzają się chętni do bijatyk – wytłumaczył Lenard i dodał, widząc, patrzących na niego ze współczuciem przyjaciół. – Mój urok zmiękcza nawet najbardziej skamieniałe serca przeciwników mieszańców, więc mi odpuszczono, gdy nauczyłem się go używać, a zrobiłem to bardzo szybko. I co najważniejsze ludzie mnie znają jako dobrego człowieka. – Rozczochrał włosy, jakby miało to potwierdzić jego słowa. – A więc gdyby udało się przez naukę zakończyć tę całą nienawiść już w dzieciństwie, to może kolejne pokolenia magicznych i zwykłych mieszańców nie schodziłyby na ścieżkę zła. A dobre traktowanie się obu stron pokazałoby im, że mogą żyć razem, nie krzywdząc się wzajemnie.

– Świetny pomysł. Ale do wykonania tylko wtedy, jeśli zmieni się… oczywiście na lepsze władza w Krainie Mgły i Pustyni. Choć na początek można zacząć od Krainy Słońca i Lodu. Księżniczka Klarysa wydaje się w porządku z tego, co słyszałam król Leon też, więc można by wprowadzić obowiązkowe nauki o tolerancji i innych ważnych sprawach dla dzieci i co niektórych dorosłych. A w przyszłości, kiedy książę Daniel zasiądzie na tronie z tobą u boku Sebastianie, synem wróżki, to będziecie żywym świadectwem… – rozmarzyła się Rozalia.

Sebastian westchnął głęboko i wszedł jej w słowo, zdradzając, co mu leży na sercu:

– Ja i moja rodzina zawsze poprzemy stary łat, choć nie należy on do idealnych nawet tu i w Krainie Słońca, dlatego zgadzam się z wami. Król Leon ma u swego boku magicznych doradców, którzy są szanowani, ale sam słyszałem, że również obrażani i wyśmiewani przez bywalców pałacu. Jednak najgorzej i tak jest u biednych, niewykształconych ludzi. Większość to nawet nie umie czytać, więc co tu dużo mówić… Kraina Lodu słynie z najmądrzejszych ludzi, ale i tak wygląda to u nich podobnie. Zdobycie przynajmniej podstawowej wiedzy to indywidualna sprawa, a nie obowiązek. Chętnie pomogę to naprawić, aby Magiczne Krainy przypominały te z wizji naszych twórców. Tylko że ja, nie wiem, czy… ja i Daniel... my, różnimy się i… chyba nie pasujemy do siebie. Nie dla mnie tron.

– Oczywiście, że pasujesz! – zaprotestowała tak głośno Miriam, że wszyscy rozglądnęli się bezwiednie, aby sprawdzić, czy nikt nie słyszał ich rozmowy. Na szczęście nie zwracano na nich uwagi. Stali nieco z boku, a obrońcy miasta i ich królowa czekali w skupieniu na wroga. Poza tym ich głosy zagłuszały wybuchy. – Mój brat jest cudowny, ale matka wychowała go na chyba jedyną, bo więcej nie znam, drętwą osobę w całej naszej wesołej krainie. A, jak jeszcze złamiesz mu serce to… a przecież wy się kochacie. Z takim smutnym, załamanym i poważnym królem, to gdzie my… a przede wszystkim ja, dojdę? Do biblioteki? Nie, nie i jeszcze raz nie! A przy tobie Sebastianie, Daniel trochę się rozluźnia i weseli.

– A kiedy przyjdzie czas na twoje rządy, to gdzie z taką królową dojdzie nasza kraina? – odgryzł się Sebastian za Daniela.

– Do pobliskiej wioski na zabawę – zażartował Lenard, na co wszyscy poza Miriam zachichotali.

– Nie, bo nigdy do tego nie dojdzie – zaprotestowała poważnym głosem. – Pragnę przygód, a władza to straszna nuda. Dlatego też mój związek z księciem Renem, przyszłym królem nie miał przyszłości. Bo ja, wierzę, że Kraina Pustyni uwolni się w końcu od Minoru.

Czarnoksiężnik i część jego armii nadjechali na koniach – reszta nadal zajmowała lodowe królestwo. Byli ubrani w grube, różnego koloru płaszcze. Połowa ukrywała twarze pod obszernymi kapturami, chroniąc się przed zimnem i prószącym śniegiem, a wśród pozostałych dało się wypatrzeć wielu mieszańców o barwnych włosach czy oczach, ale również typowych mieszkańców każdej z czterech Magicznych Krain. Jak powiedział niegdyś Lenard, w naszym świecie, aż roi się od zdrajców, i właśnie się to potwierdziło. Jednak teraz nie miało to większego znaczenia. Kluczowe pytanie brzmiało: ilu przeciwników władało magią? Bo choć często uważano, że niewystępujący w żadnej krainie wygląd charakteryzował magicznych ludzi, to było to błędne rozumowanie. Najlepszym dowodem na to byli Rozalia i Lenard. Ona czarodziejka, ale idealnie pasowała do lodowego królestwa, a on zwykły człowiek z mieszanymi cechami po niemagicznych i pochodzących z różnych krain rodzicach.

Anastol i dwóch jego wojowników zeszli z czysto czarnych koni. Nie odwracając się na towarzyszy podeszli bliżej i zatrzymali się naprzeciwko królowej i wybrańców przepowiedni, którzy stanęli u jej boku, gdy tylko zauważyli zbliżającego się do nich wroga.

Czarnoksiężnik nic się nie zmienił od ich ostatniego spotkania na Wulkanie. Miał czarne włosy i żyły, które szpeciły jego śnieżnobiałe, postawne ciało, tak samo, jak odziedziczone po Artoriusie krwisto czerwone oczy. Od Idalii dowiedzieli się, że swój młody dający mu trzydzieści parę lat wygląd, zawdzięczał podróżą do innych światów, gdzie czas płynął wolniej. Ubrany był w długi, czarny płaszcz – tak jak jego towarzysze, którzy ściągnęli kaptury z głów, odsłaniając twarze. Jedną z nich była krucha kobieta o czarnej skórze, brązowych, kręconych włosach i jednym oku czarnym, a drugim grantowym, co czyniło ją mieszańcem. Drugim okazał się chudy i wyższy nawet od swojego pana mężczyzna z Krainy Słońca. Miał długie, kręcone, blond włosy, jasną skórę i zielone oczy, patrzące teraz z pogardą na Miriam, swoją księżniczkę, która odwdzięczyła się zdrajcy tym samym.

– Historia zatoczyła koło, Klaryso. Nic się tu nie zmieniło. Zostaliście ograniczeni i nie pojęliście potrzeby posiadania dobrze wyszkolonej armii, a ty, nadal jesteś nierozsądna jak przed laty, gdy zostałaś z mężem, by razem z nim zginąć honorowo. Przed śmiercią uchroniła cię wówczas zdrada Kamelii, ale tym razem nie możesz liczyć na nią i Rozalię, bo pewnie błędnie łudzicie się, że ona może mierzyć się z moją potęgą. Dziś dołączysz do męża – przemówił czarnoksiężnik twardym głosem.

– W porównaniu do ciebie Anastorze, ja nie lękam się śmierci. A, ty, nigdy nie zrozumiesz mojego poświęcenia, bo nie potrafisz kochać – odrzekła bez cienia strachu Klarysa.

Jej przeciwnicy roześmiali się szyderczo. Anastol znudził się już przewidywalną królową i oświadczył:

– Rózio, jednak żyjesz. Myślałem, że moi sprzymierzeńcy dokończą to, co ja zacząłem na magicznej górze. Ale to nic… Opóźniło się tylko to, co nieuniknione. Osobiście zajmę się tobą i twoimi przyjaciółmi, jak ich nazywasz.

– Trudno mnie zabić. Widać wdałam się w ciebie, ojcze – wyznała Rozalia. Wśród wojowników z obu stron przeszedł szmer głębokiego szoku. – Dlaczego nie pochwaliłeś się swoim ludziom, że masz taką zdolną, również władającą magią Bóstw córkę? Chyba się mnie nie wstydzisz, ojcze? A może się boisz, że uznają mnie za godną ciebie rywalkę i wystraszą się, a może nawet wybiorą moją stronę. Po co niszczycie Krainę Lodu? Przecież oprócz nas nikt nie stawia oporu! – krzyknęła wściekła na koniec.

– Bo strach przed niszczycielską magią zgasi w ludziach nawet najmniejszy płomień buntu, co zapobiegnie ewentualnemu zrywu wolności. To musiał być pomysł Romina, bo on właśnie tak działa. Dlatego go tu nie ma. Osobiście dowodzi armią. Ale widzę Anastorze, że choć to zwykłym ludziom zawdzięczasz wolność, to zamieniłeś swoją eskortę na czarodziei – wtrącił Lenard, spoglądając na stojących z obu stron czarnoksiężnika mężczyznę i kobietę. Ich drwiące uśmiechy zostały odebrane przez obrońców pałacu jako potwierdzenie jego słów. Tym samym uzyskał informacje, na które liczył, bo chciał się dowiedzieć, z kim mieli do czynienia.

– Dzieci, nic z tego, co do tej pory zrobiliście i planujecie, nie zagrozi mi, choć przyznaje, nie doceniłem waszej pomysłowości i determinacji. Śmierć generała Sambora była stratą, ale mam wielu równie oddanych zwolenników, którzy chętnie go zastąpili. A ty, Rozalio, wybawicielko Magicznych Krain, naprawdę myślisz, że kradzież Zakazanej Księgi i poznanie zaklęcia usypiającego władającego czarną magią czarodzieja, przybliża cię do powtórzenia czynu Kamelii? I jak niby chcesz mnie sprowadzić na Wulkan i odebrać mi magię? Posiadam większą od ciebie moc i wiedzę. A bez generała i tej marnej księgi obejdę się – wygadał się Anastol, zakładając błędnie, że Lenard, mówiąc o zmianie eskorty, drwił ze śmierci jego poplecznika i że wiedzieli oni, co się wydarzyło w Krainie Mgły, a może nawet brali w tym udział.

Wojownicy z trudem zachowali spokój. Nie chcieli zdradzić się z niczym przed Anastolem ani tym bardziej wyprowadzać go z błędu, co do celu ich działania. Im mniej wiedział o ich planach, tym lepiej dla nich. Jednak w sercach poczuli euforię, bo skoro druga drużyna zdobyła Przewodnik, a oni odnaleźli wskazówkę, to istniała duża szansa, że już niedługo będą mogli stanąć do uczciwej walki ze złem, którą zamierzali wygrać. Byli też bardzo szczęśliwi, że ich przyjaciele żyli. Bo gdyby było inaczej, to znając butnego czarnoksiężnika, już na początku z ogromną przyjemnością i satysfakcją podzieliłby się z nimi tą jakże radosną dla niego nowiną.

– Gdyby nie ta marna książka, to nadal spałbyś smacznie w Wulkanie – wtrąciła Miriam.

Czarnoksiężnik zlekceważył ją i znowu zwrócił się do córki:

– Wiem o Ścieżce Serca i Przepowiedni Żywego Słońca. Ale wróżby istot Hian rzadko się wypełniają, a dowodem na moje słowa jest ta dotycząca rodziców twoich towarzyszy. Oni zawiedli, bo mnie nie można zabić. Zdawała sobie z tego sprawę twoja matka i wy też, skoro ukradliście Zakazaną Księgę. A ona jak nikt znała się na czarach, w końcu była wróżką na dworze Aurelii, a później Mireli. Dlatego uwięziła mnie w magicznej górze, nośniku mocy Bóstw, z którymi jestem równy, bo tylko ja, w całym wszechświecie mam w sobie ich moc z krwi i z Wulkanu.

– Ale masz wyobraźnie. Bóstwa siedzą teraz na swoich tronach i śmieją się z twoich marzeń – zażartował Sebastian.

Anastol patrzył z pogardą na swoich rozbawionych przeciwników.

– Skoro tak bardzo zależy ci na mojej śmierci, to znaczy, że się mnie boisz. Czyli mogę cię zabić i zrobię to z największą przyjemnością! – przyznała Rozalia, myśląc o zemście za zamordowanie jej matki.

– Przypominasz mi Kamelie, też miała wybuchową naturę. Ale chęć mordu masz na pewno po mnie. Zresztą, jesteś bardziej podobna do mnie, niż myślisz. Po twoim wyznaniu o naszym pokrewieństwie będziesz… nie, ty, już budzisz strach w ludziach. A, co dalej… prześladowania i samotność… bo jesteś za słaba. To dlatego nie powiedziałem nikomu o tobie. Mimo wszystko pragnąłem ci tego oszczędzić.

Rozalia uśmiechnęła się chytrze. Przypomniała sobie, jak pozbyła się Felicji i pomysł Sebastiana, który stawiał ją na strzyży pokoju w Magicznych Krainach. Już wtedy postanowiła, że zrobi to – poświęci się dla dobra ogółu, dlatego też wygadała się, że była córką Anastola.

– Tak, na pewno miałeś właśnie takie intencję – stwierdziła z ironią Rozalia i prychnęła. – Nie pragnę miłości wszystkich. Niech czuje strach ten, kto nosi mrok w sercu – dodała głośno, aby jej słowa dotarły do uszu wszystkich obecnych przed pałacem.

Lenard – jak i pozostali wojownicy – zrozumiał intencję Rozalii, która właśnie ogłosiła, że Magiczne Krainy mają swojego obrońcę. Był z niej bardzo dumny i ze zmiany, jaka w niej zaszła od czasu, gdy opuściła Krainę Mgły. Biła od niej pewność siebie, już nie była tak rozdarta, jak na Wulkanie, gdy Anastol siał w niej wątpliwości, co do jej wartości. A ostatnie wydarzenia, między innymi te z Felicją pokazywały, że ona już wierzyła i udowodniła w szczególności sobie, że umiała kochać i zasługiwała na miłość. Jednak wśród tych pozytywnych odczuć, kryła się w nim też irytacja na uwagę czarnoksiężnika, iż Rózia, jego dziewczyna była podobna do niego. Kompletna bzdura, pomyślał. Zacisnął mocno dłoń na rękojeści miecza. Stwierdził w myślach, że księżniczka Klarysa i jej eskorta na pewno oddalili się na tyle od serca Krainy Lodu, że byli już bezpieczni, dlatego postanowił skończyć tę dyskusję i ruszyć w dalszą drogę.

– Nic nie wiesz o Rózi. Ona jest twoim przeciwieństwem – warknął Lenard i rzucił się na stojącego najbliżej niego przeciwnika.

Ten nagły szturm zaskoczył wszystkich. Czarodziejka, w którą został wymierzony pierwszy cios, w ostatniej chwili stworzyła wokół siebie jaskrawą, niebieską tarczę, zatrzymując miecz. Lenard odbił się od niej i wylądował plecami na twardym śniegu. Tymczasem Miriam i Sebastian przystąpili do walki. Osłaniając, podnoszącego się przyjaciela, próbowali wspólnymi siłami zranić eskortę czarnoksiężnika, unikając przy tym ich nieustających magicznych, niebiesko-zielonych ciosów. Natomiast Rozalia zastygła w bezruchu. Była rozdarta, bo jednocześnie pragnęła im pomóc i zmierzyć się po raz drugi z ojcem, aby chociaż spróbować uratować królową.

– Nie możesz zmienić mojego przeznaczenia, a to, że chciałabyś to zrobić, dowodzi, że różnisz się od ojca. Jesteś dobra, zapamiętaj to! Idźcie Ścieżką Serca, wypełnijcie przepowiednie i uratujcie nasz świat – szepnęła Klarysa do Rozalii, czując jej wahanie i z mieczem w ręce stanęła z godnością do walki z czarnoksiężnikiem.

– Spokojnie córko, to będzie szybka rozgrywka. Później twoja kolej – oznajmił szyderczo Anastol, przywołując swoją magię, która w postaci krwisto czerwonej mgły wyszła z jego ciała i powędrowała do królowej, zaczynając pojedynek.

W tej samej chwili rozpoczęła się ostateczna bitwa. Obie strony natarły agresywnie na siebie, tworząc towarzyszący każdej walce chaos i wrzawę. Wojownicy zmieszali się ze sobą. Wszyscy mocno wierząc w swoje racje i zwycięstwo, próbowali zadać śmiertelny cios wrogowi i chronić własne życie. Z początku to, kto, po której stronie stał, dało się odróżnić po kolorze strojów bojowych, ale gdy walki zaostrzyły się, ostrza i ich właściciele przykryła wielobarwna mgła, którą większości wyczarowali zwolennicy Anastola. Bardzo szybko czysto-biały śnieg pokryła krew i ciała poległych, głównie należące do obrońców lodowego królestwa.

– Nasz czas jeszcze nadejdzie – szepnęła do siebie Rozalia, widząc klęskę armii królowej Klarysy.

Przywołała swoją błękitną magię i przykryta nią podbiegła do zaciekle wojujących z dwójką czarodziejów towarzyszy. Pomimo że tylko Sebastian atakował rudą magią i to bardzo słabą, bo jego talent polegał głównie na uzdrawianiu, to szło im całkiem dobrze. Na pierwszy rzut oka nie byli pokiereszowani i choć wyglądali na zmęczonych, to i tak o wiele mniej niż ich przeciwnicy. Kobieta została ranna w nogę i tak jak mężczyzna była nieco wyczerpana po ciągłym używaniu czarów. Było to skutkiem częstych i bardzo przemyślanych ciosów trójki przyjaciół, którzy chyba czytali we własnych myślach. Rozalia, nie zważając na nic, przerwała to starcie, zapraszając ich do swojego małego, okrągłego świata, w którym przynajmniej na razie mogli czuć się bezpieczni. To nagłe odgrodzenie od siebie obu stron konfliktu zdziwiło walczących.

– Co robisz? Pokonamy ich tylko… – zaczęła Miriam, rwąc się do walki.

– Nie ma na to czasu. Kraina Lodu upadła – przerwała jej Rozalia i pokazała palcem na królową.

Cała czwórka spojrzała na Klarysę w momencie, gdy dosięgnął ją – uderzając w pierś – czerwony strumień światła płynący od Anastola. Miecz wypadł jej z dłoni, a twarz wykrzywiła się w grymasie bólu. Ale z jej gardła nie wydobył się żaden dźwięk, z godnością przyjęła śmiertelny cios i upadła na śnieg. Jej martwe, pełne nadziei oczy zatrzymały się na wojownikach.

– Dasz radę, przenieść nas w swoim świecie w inne miejsce? – zapytał szybko Lenard. – Najlepiej gdzieś w Magicznych Krainach.

– Nie, już próbowałam. Idalia mówiła prawdę o moim talencie. Mogę przemieszczać się tylko między innymi światami. A te znane mi i zamieszkiwane przez dobre istoty, znajdują się bardzo daleko stąd. Nie mam pojęcia, ile czasu potrwałaby taka podróż, jeśli w ogóle byśmy tam dotarli… Czy ja podołam? – odparła na jednym wydechu Rozalia.

Ogromna siła uderzyła w nich, wyniku czego zatrzęsły się i popękały delikatnie ściany. Wojownicy nie widzieli, co się działo poza błękitnym pokojem, ale nie trudno było odgadnąć, że Anastol i podlegli mu czarodzieje, na jego rozkaz przypuścili atak na nich. Rozalia skupiła całą magię na naprawieniu swojego świata, a następnie na utrzymaniu go.

– Córko, miło obserwować, jak panujesz nad swoją magią. Ale nie ukryjesz się przede mną, w tym wyczarowanym świecie. Nie jesteś dość silna – oznajmił czarnoksiężnik.

Sebastian wygrzebał szybko ze swojej torby średniej wielkości, podłużny kryształ, który dostali w prezencie od jednorożców.

– Oby nam pomógł – mruknął Sebastian.

– Złam go, bo już dłużej nie wytrzymam – rozkazała Rozalia, zatrzymując resztką sił kolejny magiczny atak.

Pomarańczowy, lustrzany kamień był bardzo twardy i śliski w dotyku. Sebastian chwycił mocno rękami jego obie gładkie krawędzie. Spodziewał się, że będzie musiał użyć ogromnej siły, aby uwolnić jego moc, ale ledwie nacisnął na niego nieco mocniej, a kryształ popękał i złamał się na dwie części. Wojownicy liczyli na jakąś potężną, magiczną siłę, która im pomoże, ale dar jednorożców po prostu zamienił się w pomarańczowy pył i opadł na ziemię.

– Nie działa! – krzyknęła z niedowierzaniem Miriam. Tak jak jej towarzysze była zszokowana i rozczarowana, że ich jedyny ratunek zawiódł.

– Co teraz? – zapytali chórem przyjaciele i popatrzeli na siebie, licząc, że ktoś z nich miał jakiś inny pomysł.

Anastol stracił w końcu cierpliwość i posłał w ich stronę, wychodzący z jego rąk olbrzymi strumień czerwonej magii. Nacisk na ściany był tak duży, że Rozalia skuliła się i skoncentrowała całą swoją uwagę i energię na utrzymaniu kryjówki. Jej twarz płonęła z wysiłku. Jednak nie na długo to wystarczyło, bo po chwili jej świat rozpłynął się jak dym na wietrze. Głośno dysząc, wyszeptała:

– Przepraszam…

Urwała i jak jej towarzysze wpatrywała się w pomarańczowy pył, który jaskrawo rozbłysnął i zaczął się kręcić, rosnąć przy tym bardzo szybko.

Sebastian uśmiechnął się szeroko i rozkazał cicho:

– Złapmy się mocno za ręce. Nie puszczajcie się, choćby nie wiem co… I myślcie o Czerwonej Pustyni.

Jego przyjaciele bez zbędnych pytań wykonali polecenie. Zrobili to w ostatniej chwili, bo ledwie mrugnęli, a pomarańczowy pył przykrył ich całych i podniósł wysoko do góry. Wojownicy bezwiednie zamknęli oczy, ale wyraźnie słyszeli złowieszcze krzyki przeciwników. Z początku Anastol był zaskoczony zaistniałą sytuacją, ale szybko otrząsnął się i próbował jeszcze dosięgnąć ich swoją magią. Jednak nie mogła ona zrobić im już żadnej krzywdy, bo oddalili się wystarczająco od pałacu.

Kręcąc się, zaczarowany pył posuwał się do przodu z zawrotną prędkością. Wojownicy nadal trzymając się za dłonie, bo ciągle się bali, że któreś z nich wypadnie z wiru, myśleli o celu swojej podróży, którym była Czerwona Pustynia. W tym szaleńczym pędzie niewiele mogli zobaczyć, ale kiedy krajobraz zmienił się z białego śniegu na szkarłatny piasek, to mieli już pewność, że magia kryształu słyszała ich prośbę i nie dość, że ich uratowała, to jeszcze oszczędziła im długiej wędrówki. Gdy tylko opuścili Krainę Lodu, to pomarańczowy pył opadł i zniknął, zostawiając ich na pustyni.

Wylądowali na kompletnym odludziu. Nie było tu nic poza otaczającym ich czerwonym, suchym piaskiem, kaktusami, agawą i adenium. Jednak im to w ogóle nie przeszkadzało. A wręcz nie mogli uwierzyć, że wszystko potoczyło się dużo lepiej, niż nawet zakładali. Z radości wybuchli głośnym śmiechem.

– Anastol naprawdę myśli, że nikt nie może go zabić… a przepowiednia dotyczy przede wszystkim ciebie, Rozalio. W sumie to logiczne, bo dla niego my, zwykli ludzie i czarodzieje nie mamy większej wartości, a ty, władasz magią Bóstw, więc jako jedyna jesteś godna, aby zostać Żywym Słońce. Ale on sądzi też, że my, tak jak i on nie wierzymy w możliwość wypełnienia wróżby i dlatego chcemy go znowu uśpić z pomocą Zakazanej Księgi. Jego błędna interpretacja naszych czynów jest nam bardzo na rękę – stwierdziła z satysfakcją w głosie Miriam, gdy się opanowali.

– Tak. Dobrze, że tylko my, Hiany i pewnie Mirela znamy treść naszej przepowiedni i potrafimy zachować tajemnicę… Każda wróżba brzmi inaczej, więc nie ma znaczenia, czy nasi rodzice usłyszeli i wygadali treść swojej. Bo wszystkie dotyczą innych istot i wypełniają się w różnym czasie – wytłumaczył Sebastian.

– Bardzo dobra wiadomość. A nie wyprowadzenie z błędu Anastola, że to ty, Rozalio, masz go zabić, było świetnym posunięciem. Im mniej wie, tym lepiej dla powodzenia naszej misji – pochwalił Lenard.

– Dziękuję – rzekła z dumą Rozalia.

– To teraz czeka nas bardzo długi spacer – stwierdziła bez przekonania Miriam, rozglądając się po niekończącej się pustyni.

– I co gorsza: nie możemy iść główną drogą, bo tam zawsze roi się od strażników z Krainy Pustyni. A że teraz już wszyscy wiedzą, że jednak żyjemy, to Anastol na pewno rozkaże swoim sojusznikom przez magiczne lustra, żeby nas szukali. To dopiero początek pustyni… Przyznam, że nigdy nie wędrowałem przez nią, bo dotąd nie musiałem tego robić. Ale z tego, co słyszałem, to ta część jest słabo zaludniona. Natomiast wokół pałacu jest mnóstwo gospodarstw i tam bywałem, bo mieszkańcy pustyni wspierają buntowników. Całe szczęście, że w Krainie Lodu nie chciało nam się pić i mamy zapas wody. Kierujmy się na wschód. Znam kogoś, kto przeprowadzi nas przez labirynt tuneli – powiedział Lenard.

Wędrówka przez pustynie w środku dnia nie należała do łatwych. Czerwone słońce świeciło bardzo mocno, nagrzewając wszystko na swojej drodze, przez co wojownicy byli zmuszeni iść w płaszczach i kapturach. Ludzie pustyni także w nich chodzili, ale ich szyto ze specjalnego, cienkiego materiału. Jednak oni nie mieli teraz wyjścia, bo chociaż było im w nich jeszcze gorącej, a pot lał się z ich ciał, to przynajmniej chroniły ich one przed poparzeniem skóry i podnoszącym sypki piasek, również ciepłym wiatrem, który uderzał w nich. Na dodatek po miękkiej powierzchni nie szło się tak przyjemnie i szybko jak po twardej drodze. I choć uparcie posuwali się do przodu, to z każdym kilometrem czuli się coraz bardziej zmęczeni, a przez to robili się nieuważni i potykali się o własne nogi.

– Kraina Pustyni jest bardzo bogata w dary Wulkanu. Szkoda tylko, że jej mieszkańcy nie mogą z tego korzystać. Ponoć prawie wszyscy rządzący nią władcy byli okrutni – powiedziała Rozalia.

– Tak… dlatego też, to właśnie tę krainę uznaje się za najwaleczniejszą. Od wieków buntownicy pomagali słabszym i walczyli o godne, spokojne życie. Nigdy się nie poddali – odpowiedział Lenard.

– Ojciec mówił mi, że buntownicy to szlachetni, godni zaufania wojownicy, a Aida to jedna z nich, tak? – zapytała Miriam. Lenard przytaknął. – To, dlaczego złamała ona ich zasady i pomogła obudzić zło?

– Ojciec Aidy był generałem za rządów Midoku, co ciekawe jego główne zadanie polegało na tropieniu buntowników. Oj, niejeden z nich zginął z jego rąk. Ale gdy Minoru otruł swojego ojca i przejął władzę w krainie, to rozkazał swoim ludziom wymordować zwolenników starego króla. Rodzinę Aidy spotkał właśnie taki los… tylko ona przeżyła. Mimo całego zła, jakie jej ojciec wyrządził buntownikom, oni przygarnęli ją i otoczyli opieką, a z czasem stała się ona jedną z nich. To pokazuję, jak dobrzy są ludzie pustyni… wielu wtedy przygarnęli… – opowiedział Lenard.

– Czyli Aida pragnie zemsty za wszelką cenę – podsumował Sebastian.

– Trochę ją rozumiem. Sama bardzo żałuję, że to nie ja zabiłam generała Sambora i nie z mojej ręki polegnie Anastol. Ale oczywiście obojętne, kto wymierzy sprawiedliwość, najważniejsze, żeby obaj zapłacili za całe zło, jakiego się dopuścili – wyznała Rozalia.

Nienaturalna cisza i utrudniająca swobodne oddychanie duchota zaalarmowały Lenarda. Zaniepokojony rozglądnął się, szukając zaprzeczenia swoim domysłom. Jednak, widząc już wyraźnie stykające się ze sobą czerwone słońce i pustynie, bo wiatr zupełnie zamilkł i piasek nie wirował już w powietrzu, jak robił to wcześniej, to tylko utwierdził się w swoim przypuszczeniu i zawiadomił przyjaciół:

– Cholera, nadchodzi burza piaskowa. Nie mamy wyjścia, musimy ją przeczekać. Zrobimy schronienie z naszych płaszczy… chodźmy szybko tam, między tamte wydmy…

Lenard pokazał palcem na lewo i skręcił tam gwałtownie, zostawiając przyjaciół nieco z tyłu. Niebezpieczeństwo zbliżało się wielkimi krokami. Nagle wiatr rozszalał się z ogromną siłą i zbierając ze sobą armię piasku, naciskał na nich z każdej strony, utrudniając im poruszanie się i zmniejszając widoczność do minimum.

Trudne warunki pogodowe, nieznajomość terenu i pośpiech spowodowały, że Lenard nie zauważył może i niewielkiej, ale spokojnie mieszczącej dorosłego człowieka dziury. Wszedł w nią z impetem i zanurzył się w niej, aż do piersi. Ze wszystkich sił próbował podciągnąć się na łokciach, aby wydostać się z pułapki, ale wiatr i piach stały mu na drodze. Jego towarzysze, dostrzegłszy, że przyjaciel znalazł się w nie lada tarapatach, rzucili się w jego kierunku. Ale zanim dobiegli, chłopak zupełnie opadł z sił i poddał się naciskowi, a wtedy pochłonęła go ziemia.

– Musimy mu pomóc – krzyknęła Rozalia. Uklękła przed dziurą i zaczęła kopać rękami.

Miriam dołączyła do niej, a Sebastian zbadał miejsce, w którym zniknął przyjaciel. Pokręcił głową i stwierdził smutno:

– Nie możemy już mu pomóc.

– Nie, on na pewno żyje – powiedziała łamiącym się głosem Rozalia.

Po krótkiej chwili dziewczyny zaprzestały kopania i podniosły się niechętnie. Dotarło do nich, że Sebastian miał rację – nikt nie mógł przeżyć takiego upadku. Uzdrowiciel przytulił płaczące przyjaciółki, ale na żałobę nie mieli teraz czasu. Musieli przygotować się na nadciągającą burzę piaskową, aby nie podzielić losu Lenarda i jakoś w siódemkę spróbować wypełnić przepowiednie, by jego śmierć nie poszła na marne.

  Spis treści zbioru
Komentarze (0)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
brak komentarzy
© 2010-2016 by Creative Media
×