Przejdź do komentarzyWładek
Tekst 53 z 54 ze zbioru: nowe bla bla
Autor
Gatunekobyczajowe
Formaproza
Data dodania2025-09-15
Poprawność językowa
- brak ocen -
Poziom literacki
- brak ocen -
Wyświetleń109

WŁADEK

To były heroiczne czasy. Większość pracowników była zatrudniona na akord. Można było spędzić w pracy 5 godzin i mieć godziwą dniówkę. Jak jesteś gibki i szybki…  Ale byli i tacy na stawce godzinowej, jak pracownicy magazynu wyrobów gotowych, ładujący je na wywóz do odbiorców… Pracujący na jedną zmianę, do końca, do obsłużenia wszystkiego. Czasem od świtu do nocy. Po 350 godzin w pracy na miesiąc. Bazą był barak z zapleczem socjalnym – czajnik, mikrofala, kuchenka elektryczna. Ci ludzie pracujący w magazynie spędzali tam całe dnie, więc  gotowali tam sobie żarcie. Można było sobie wstawić zupę, która sobie pyrkoliła i pyrkoliła, albo coś na patelni, co dochodzi powoli. Zaglądasz tam co 20 minut, przemieszasz i zajmując się pracą czekasz dalej.

Obok było stanowisko szpachlarza belek. Tam pracował Władek. Któregoś dnia powiedział mi: z tobą się nie witam, bo masz zimne ręce. Taki fajny, oswojony wariat.

Oni wszyscy potem mówili, że to nieprawda. Bo Władek, gdy to żarcie sobie tam pyrkoliło, a oni wszyscy byli na placu i nie pilnowali, tylko pracowali, to on go doglądał tak z partyzanta. Wpadał tam do baraku, przemieszał, spróbował, doprawiał, doglądał. Oni o tym nie wiedzieli. Oni tego nie widzieli.

Podobno Władek próbował też różowego pasywatora do betonu. Tak, apetycznie wyglądał. Ten różowy pasywator.

A potem Władek zmarł – dopadł go rak. Ale to nie miało związku z próbowaniem różowego pasywatora.


  Spis treści zbioru
Komentarze (0)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
brak komentarzy
© 2010-2016 by Creative Media
×