Przejdź do komentarzyStaroświeckość. Kaprys.
Tekst 51 z 54 ze zbioru: Wiersze II
Autor
Gatunekpoezja
Formawiersz biały
Data dodania2025-09-26
Poprawność językowa
- brak ocen -
Poziom literacki
- brak ocen -
Wyświetleń66

jeśli rzeczywistość zbzikowałaby do reszty

i ni stad ni z owąd spadła na mnie wielka

forsa, stałbym się nagle bogatszy od Lewandowskiego

siedzącego na głowie Billa Gatesa

– nie kupiłbym nic, poza trzema domami.


pierwszym byłby, rzecz jasna, pałac.

niewiele tu do dodania: kolumienki, neobarok,

marmurowe posągi szablozębnych zwierząt.


drugi dom  – pełen pstrokatego artyzmu, znaczy:

zwariowany na całego. chodźcie!  – krzyczałbym

w internetowym zaproszeniu – przerabiajcie!

im dziwaczniej, tym lepiej!


podczas gdy grafficiarze i niedomalarzynki, wyrodna

dziatwa Pollocka i Basquiata ciapkowałaby ściany,

zamawiałbym całe meblowozy jak najabsurdalniejszych

gratów w stylu hindusko-pijacko-loftowym.


o nabyciu trzeciej chałupy nie wiedziałby prawie nikt.

kupiony na słupa, opuszczony od wielu lat,

zdewastowany i rozgrabiony ze wszystkiego, co

cenne, kryty dachówką cementową, parterowy

dom z cegły stałby się moim para-azylem.


przyjeżdżałbym ukradkiem pożyczoną damką,

by pobyć w cudzym, choć teraz już moim

rozgardiaszu, powdychać przemijalność aż

bijącą z dziubków zardzewiałych czajników,

ze spróchniałych krzeseł,

czy szczątków radia.


śmierć cudza i doklejona, czas nieznanych ludzi

zatrzymany na obrazkach z aniołami, okruchach

gazet poszatkowanych zębami myszy,

odcisku palca na musztardówce,

plamie na sienniku.


wbrew pozorom nie wyobrażałbym sobie twarzy,

kłótni, głosów, radości poprzednich mieszkańców.

nie to byłoby istotą posiadania owego domu.


podczas każdej wizyty dorzucałbym łyżeczkę

dziegciu, doprawiałbym zastany chaos

ociupinką własnego. i patrzył, jak jest ona

zjadana przez większego drapieżnika.

  Spis treści zbioru
Komentarze (0)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
brak komentarzy
© 2010-2016 by Creative Media
×