Przejdź do komentarzyCzy po 23 latach normalnego życia można okazać się czarownicą ?
Tekst 1 z 1 ze zbioru: próba
Autor
Gatunekfantasy / SF
Formaproza
Data dodania2012-07-24
Poprawność językowa
Poziom literacki
Wyświetleń3106

Zatrzymałam się tuż przed mostem. Wysiadłam. Potrzebowałam tego, potrzebowałam samotności a  wynajęcie drewnianej chatki  wydało się ku temu idealną okazją.  Nic dziwnego, że po znalezieniu oferty w Internecie od razu zadzwoniłam. Zdziwiła się jedynie moja babka, „ taki mały, drewniany domek na pustkowiu to nie jest miejsce dla młodej kobiety”. Przecież jestem dorosła, więc babcia nie miała za dużo do powiedzenia w tej sprawie. Mimo wszystko jej zdanie było dla mnie ważne. Kiedy odjeżdżałam  powiedziała  tylko, że to złe miejsce. O co chodziło? Nie wiem. Jednak widząc moje  zdecydowanie nie robiła większych problemów. Zaniepokoiłoby mnie zapewne to co powiedziała do siebie tuż po moim odjeździe, ale przecież nie mogłam tego usłyszeć.

Wsiadłam z powrotem do samochodu i przejechałam mostem przez rzekę ku chatce na wzgórzu .Zaparkowałam przed płotem, wysiadłam, pchnęłam bramkę i weszłam na podwórze. Z daleka to miejsce wyglądało na miłą i przytulną samotnie. Z bliska jednak samotnia wydawała się być mroczna. Pewnie to przez zaniedbanie sprawia takie wrażenie. Posprzątam i odzyska dawny urok. Taką przynajmniej miałam nadzieje. Weszłam do środka. Ku mojemu zdziwieniu był tutaj prąd i bieżąca woda. W ogłoszeniu nie było o tym mowy, a może ja nie doczytałam do końca ?

Wnętrze przedpokoju i kuchni było równie drewniane jak ściany z zewnątrz. Moje klimaty. Poszłam do auta po walizkę, kiedy wróciłam światło w kuchni było wyłączone. Jestem pewna, że go nie wyłączałam. Oh, te stare domy. Włączyłam je a mym oczom znów ukazała się tym razem jasna, drewniana kuchnia. Zmęczona podróżą zaparzyłam herbatę i ruszyłam  w poszukiwaniu łazienki, kubek z gorącą herbatą zostawiając na stole. Wróciwszy do kuchni już w progu zdziwiona zauważyłam, że stół stoi całkiem pusty. Cóż, po mojej depresji zdarzało mi się dość często robić coś gdy w rzeczywistości było inaczej. Trudno. Nie miałam ochoty znów czekać aż woda się zagotuje. Zrezygnowana udałam się do salonu. Zgasiłam światło w kuchni i zapaliłam lampę w pokoju dziennym. Prawie podskoczyłam gdy ujrzałam, że kubek z moją herbatą leży na półce przy fotelu. Musiałam ją tu przynieść w drodze do łazienki. Ale jakoś sobie tego nie przypominam. Usiadłszy w wygodnym, staromodnym fotelu w kwiaty chciałam się napić ale podnosząc kubek  zauważyłam ze coś pod nim leżało. Poskładana, mała karteczka. „Witaj. Czekałem” . Tego to nawet po mojej depresji sama bym sobie nie napisała. Zgniotłam kartkę, dopiłam herbatę i pędem ruszyłam na piętro do sypialni. Niestety nie potrafiłam zasnąć, zdawało mi się, że nie jestem sama. Chociaż zapewniano, iż domek wynajęto tylko mnie nie mogłam się pozbyć tego wrażenia. Sprawdziłam więc sypialnie wzrokiem jakieś trzy razy. Dopiero koło pierwszej poczułam, że moje powieki stają się ciężkie toteż pewnie dlatego zdawało mi się drzwi pokoju się zamykają.

Nie myliłam się. Obudziłam się w zamkniętym pomieszczeniu, choć wieczorem zostawiłam drzwi otwarte. Sądziłam, że jest już koło południa. Podeszłam do okna, rozsunęłam rolety i zobaczyłam ciemne, gwiaździste niebo i pełnie księżyca. Wróciłam do łóżka i zasnęłam.

Rano starałam się nie myśleć o wieczorze tylko cieszyć się wyjazdem i ( mam nadzieje) samotnością. Zeszłam na dół do kuchni ale po drodze usłyszałam moja dzwoniącą komórkę w kieszeni płaszcza. To babcia dzwoni. Po wypytaniu mnie o samopoczucie zaczęła namawiać mnie do opuszczenia jej zdaniem „miejsca z okalającą je złą aura”. Babka zawsze była dziwna ale jeszcze nie mówiła do mnie jak jakaś wróżka. Kto wie o co jej  chodziło? Oczywiście odmówiłam, nie wspominając nic o liściku. Skoro wczoraj praktycznie zaraz po przyjeździe pognałam do łóżka nie zdążyłam zobaczyć całego domku. Byłam jedynie w kuchni, łazience i salonie, nie licząc sypialni. Z opisu wynikało, iż dom nie jest tak malutki jak się wydawał. Postanowiłam więc zobaczyć co kryje reszta jego pokoi. Najpierw powinnam się jednak ubrać. Ubrałam się i z tostem w ręku ruszyłam korytarzem. Naprzeciwko drzwi do salonu odkryłam nie małą  biblioteczkę z biurkiem zawalonym papierami. Zdziwiło mnie, że ani właściciel ani poprzedni najemnik nie zabrał stąd tych rzeczy. Najwyraźniej to tylko stare rachunki. Uznałam, że to idealne miejsce na mój laptop, ale rozpakuje się później. Książek też nikt nie zabrał, lecz to mnie ucieszyło. Wychodząc z biblioteczki zauważyłam kolejne drzwi. Były obok salonu. Pchnęłam klamkę ale były zamknięte a klucze miałam w torebce. Ruszyłam na górę. Naprzeciwko schodów była łazienka a obok sypialnia. Zostały jeszcze dwie pary drzwi. Za jednymi znajdował się stary składzik pachnący pleśnią i kurzem, pełen różnych starych rzeczy. Zamknęłam drzwi, nie miałam ochoty na grzebanie w antykach. Kolejne drzwi również były zamknięte jednak tym razem ciekawość zwyciężyła. Poszłam po klucze do przedpokoju gdzie na wieszaku wisiała moja torebka. Wtedy zauważyłam ze ktoś na rowerze właśnie mija rzekę i zbliża się do mnie. W związku z wczorajszą  niespodzianką bałam się kto to. Tajemniczym rowerzystą okazał się listonosz, oczywiście bez poczty dla mnie. Zwyczajnie chciał się przywitać z nową lokatorką i sąsiadką, bo jak się dowiedziałam to on był mi najbliższym sąsiadem. To wysoki, ciemnowłosy mężczyzna o miłym uśmiechu. Przywitał się i zapytał:

-Pęknie pani wygląda. Nie poznaje mnie pani? - czekał na odpowiedź, gdy jej nie dostał rzucił-Wczoraj minęła mnie pani przy rzece i pytała o drogę. Uśmiechnął się.

Przypomniałam sobie.

-Rzeczywiście. Wiktoria Starzyst. Miło mi.-Wyciągnęłam rękę w geście uścisku ale On ją pocałował. Dżentelmen, wydawał się jakby nie z tej epoki.

-Marek Patroszewski. Dostała pani moją karteczkę?- Zapytał i pożegnał się a na moją twarz wpełzł uśmiech. Czyli to on. To on ją wysłał. Chce żebym została. Podobam się listonoszowi?

Wtedy nie dziwiło mnie, że listonosz zostawił mi liścik pod kubkiem z herbatą, skoro to dziś pierwszy raz mnie odwiedził. Zależało mi jedynie na logicznym wytłumaczeniu powitalnej karteczki.

Wróciłam do domu i zaczęłam szukać kluczy. Znalazłam. Chciałam od razu pójść do zamkniętych drzwi na górnym piętrze kiedy przypomniały mi się te obok salonu. I właśnie tam poszłam najpierw. Pęk zawierał pięć kluczy. Pierwszy był do domu, drugi do bramki, więc któryś z pozostałych musi pasować tutaj. Już chciałam spróbować z pierwszym, który wpadł mi w rękę ale bezmyślnie nacisnęłam klamkę. Drzwi okazały się otwarte wtedy poczułam, że moje oczy nadnaturalnie się rozszerzyły a serce nabrało niebezpiecznego tempa. Jestem pewna, że były zamknięte. Otworzyłam drzwi na oścież na wypadek gdybym potrzebowała drogi ucieczki. Miałam złe przeczucia. Z drzwi rozchodziły się schody prowadzące na dół. Piwnica. Zeszłam do jej głębi. U podnóża schodów na ścianie zauważyłam włącznik. Nacisnęłam. Zemdlałam. Ale to co zobaczyłam nie było ani psem ani człowiekiem a ja nie wierzyłam w bajki o wilkołakach.

Obudziłam się leżąc na łóżku w sypialni. Ale w pokoju znajdowałam się tylko ja. W pobliżu nie było nikogo, nie mówiąc już o jakimś dziwnym potworze, który był pewnie kolejnym przywidzeniem po depresji. Taką miałam nadzieje. Popatrzałam na zegar wiszący naprzeciwko łóżka. Właśnie wybijał dwunastą. Nie wiedziałam co myśleć a tym bardziej co robić. Nie mogłam logicznie wyjaśnić tego co stało się rano w piwnicy. Nie chciałam sprawdzać. Bałam się. Ale moje nogi jakby odmówiły mi posłuszeństwa i zaczęły iść własną drogą. Ruszyłam na dół schodami na parter a potem ku drzwiom prowadzącym do piwnicy. Były zamknięte a na podłodze przed nimi leżały klucze i karteczka. Znowu. Schowałam liścik i klucze do kieszeni jeansów. Ktoś się ze mną bawi w kotka i myszkę. Tylko to przestaje mnie bawić. To ten listonosz. Marek. Tak przynajmniej powiedział. Jednak jestem przekonana, że widziałam jak odjeżdża na swoim rowerze.

Koniec. Muszę stąd wyjść Zaczynałam mieć irracjonalne myśli. Znalazłam kluczyki z samochodu. Leżały na półce przede mną. Wyciągnęłam po nie rękę nie przestając myśleć o ucieczce z tego dziwnego miejsca. Coś się stało. Kluczyki zaczęły lecieć ku mojej wyciągniętej dłoni. Byłam w takim szoku, że zdawało mi się to normalne. Wtedy doszło do mnie co się stało i że to nie jest to co zwykle się dzieje z kluczykami gdy o nich myślę. Zdarzyło się coś podobnego tylko raz w moim życiu, kiedy stojąc przed wystawą sklepu z zabawkami myślałam o tym jak bardzo pragnę tej lalki z wystawy.

Wybiegłam z domu. Dosłownie rzuciłam się do drzwiczek samochodu. Otworzyłam. Wsiadłam i zaczęłam się uspokajać. Uświadomiłam sobie, że siadłam na kluczach z domku. Wyjęłam je a wraz z nimi karteczkę. „Przyjechałaś i tylko ty mi możesz pomóc. Zostań”. Tego było za wiele. Odpaliłam i ruszyłam w stronę miasteczka. Jechałam jakieś pięć minut kiedy zadzwonił mi telefon. Tak się wystraszyłam, że podskoczyłam dociskając przy tym gaz. Na szczęście tylko moje auto jechało teraz po tej drodze. Nie odebrałam a telefon przestał dzwonić. Zadzwonił jeszcze kilka razy ale ponieważ numer był mi nie znany a ja zbyt przerażona nie nacisnęłam zielonej słuchawki po raz kolejny. W miarę jazdy już prawie doszłam do siebie. Nie potrafiłam sobie jednak wytłumaczyć co dzisiaj się stało. Dojechałam do miasta. Zaparkowałam przy małym rynku i wysiadałam z samochodu. Zobaczyłam małą kawiarenkę i uznałam, że tam mogę zacząć wizytę w tym mieście. Zamówiłam kawę z mlekiem i rozejrzałam się. W pobliżu nie było za wiele ludzi ale przecież to małe miasteczko. Kelnerka przyniosła co zamówiłam. Upiłam łyk. Musiałam się zamyślić, gdyż nie spostrzegłam podchodzącej do mnie staruszki. Zdałam sobie sprawę z jej obecności wówczas kiedy dotknęła mojej dłoni. Usiadła naprzeciwko przy moim stoliku. Jej oczy wydały mi się niesamowicie bliskie. Tylko skąd ja je znam?

-Nie powinnaś była tu przyjeżdżać.- powiedziała i przejechała palcem po mojej dłoni..

-Dlaczego?

-To miejsce, w którym zamieszkałaś nie było dobrym wyborem. Ty jesteś jedynie początkującą czarownicą.

-Nie jestem żadną czarownicą. Mówisz jak moja babka- i… masz oczy jak ona-dodałam ale jej już nie było.

Chciałam teraz dokończyć kawę w spokoju. Nie udało się. Telefon znów mnie niepokoił. Tym razem wyraźnie wyświetlił się numer babki. Byłam zbyt wstrząśnięta żeby teraz z nią rozmawiać. Nacisnęłam czerwoną słuchawkę. Wiedziałam jednak, że się martwi więc napisałam do niej krótkiego sms`a. „Wszystko dobrze. Nie mogę teraz rozmawiać. Jestem w mieście a komórka ma słabą baterie. Zadzwonię później. Wiktoria.” Musiało wystarczyć. Choć babci intuicja nigdy jej nie zawodziła, miałam ogromną nadzieje, że myli się tym razem. Musiałam z nią porozmawiać ale nie mogłam teraz, mam jej za dużo do powiedzenia a ona wyczuje, że coś jest nie tak. Nie mogłam. Nie teraz. Później. Skończyłam i zapłaciłam. Nie potrafiłam przestać myśleć o staruszce, babci i o tym co je łączyło.  Przede wszystkim jednak o tym jak mnie nazwała. Czarownica. Wiedźma. Co dziwne nie kojarzyło mi się to ze złymi starszymi paniami na miotle. Wręcz przeciwnie, z kobietami  niesamowicie mądrymi i o wiedzy godnej podziwu a nie potępienia innych. Pewnie dlatego, że w tych opowieściach babci tak właśnie były opisywane. Tylko skąd ona je brała? Nie przypominam sobie by czytała mi je z jakiejś książki. Kolejna zagadka. Muszę porozmawiać z babka i to jak najszybciej. Póki co jednak nie miałam ochoty na poruszanie tego tematu. Sama nie wiem dlaczego. Nie chciałam wracać też do domku na wzgórzu. Odchodząc w stronę bazaru moją uwagę przykuł starszy mężczyzna stojący za straganem pełnym ziemniaków. Mimo ich okazyjnej ceny to nie o nich teraz myślałam.  Ujrzałam bowiem listonosza, Marka kupującego ziemniaki od staruszka. Bez zastanowienia ruszyłam w jego stronę. Zauważył mnie.

-O. Witam. Pani także po ziemniaki?- zapytał z uśmiechem.

-Proszę  mi mówić Wiktoria. I nie, ja nie po ziemniaki. Chciałabym porozmawiać. Znajdziesz chwilkę?

-Usiądźmy, tam na ławce.- podziękował sprzedawcy i zapłacił wskazując przy tym ławkę nie daleko kawiarni.

-Słucham. – zaczął- o czy chciała pani.. tzn. chciałaś ze mną porozmawiać?

-To ty zostawiasz mi te karteczki w domku?

-Że co? Jakie karteczki? Fakt zostawiłem dla ciebie jedną karteczkę u pani Jagody, ale tylko kartkę powitalna. Taki u nas zwyczaj. Każdy dostaje pocztówkę z pozdrowieniami.

- To miły zwyczaj. Jednak ja ani nie dostałam żadnej powitalnej karteczki- powiedziałam ( z wyjątkiem tej w domku, jednak postanowiłam o niej mu nie wspominać)- ani nie znam żadnej pani Jagody.

Ze zdziwioną miną odparł:

- Jak to nie znasz? Przecież to twoja krewna. To ona poleciła mi cię odwiedzić z prośba aby zobaczyć czy u ciebie wszystko w porządku.  A po za tym rozmawiałaś z nią pijąc kawę w  tej kawiarni.

- Ona? Moją krewną? Fakt jest podobna do babci Emilii ale przecież wszystkie staruszki wyglądają podobnie.

- Pani Emilia? O przecież to siostry. Nie wiedziałaś o tym, że przyjeżdżasz do krewnej?

Nie miałam ochoty dłużej rozmawiać z tym człowiekiem. Okazuje się, że on wie więcej niż ja. Muszę porozmawiać z babcią i to zaraz.

- Nie, oczywiście że wiedziałam. Przepraszam. Babcia dzwoniła a ja muszę oddzwonić. – powiedziałam i odeszłam. Szłam w stronę księgarni kiedy babcia sama zadzwoniła.

-Halo. Akurat miałam do ciebie dzwonić. Musimy sobie chyba coś wyjaśnić. –zaczęłam nie dając jej dojść do słowa.

- Och, kochanie wszystko ci wyjaśnię. Gdy Jagoda do mnie zadzwoniła przyjechałam pierwszym pociągiem jaki był. Właśnie jadę do tej twojej chatki na wzgórzu. Spotkajmy się tam. – poprosiła babcia.

-Po co przyjeżdżasz? To ty znasz tę całą panią Jagodę? Już tam jadę, wstąpię tylko do księgarni.- zdenerwowana nacisnęłam czerwoną słuchawkę nie czekając aż się zgodzi.

Księgarnia nie była żadną sieciówką , była przytulna i mała. Miała jednak swój urok. Za lada stał młody chłopak, może dziewiętnastoletni. Brunet o niebieskich oczach i miłym uśmiechu, powiedział, że księgarnia należy do jego ojca a on tylko zarabia na samochód. Poszłam do półki zatytułowanej „legendy i mity”. Po tym co zobaczyłam w piwnicy musiałam się czegoś dowiedzieć nie tylko o takich stworach ale także o czarownicach. Wszystkie książki były albo dla dzieci albo o mitach greckich, co mnie nie interesowało. Już miałam odejść kiedy zobaczyłam na samej górze półki grubą zakurzoną i pewnie stara książkę. Chłopak zza lady podał mi ją. Na okładce pisało” Inny Świat” a narysowany był symbol słońca i księżyca. Otworzyłam a na pierwszej stronie zamiast dedykacji było ręcznie napisane „ Jeśli do niego nie należysz – nie zrozumiesz”. Przestraszyłam się, przez całe dwadzieścia trzy lata mojego życia nie wpadło mi do głowy, że kiedyś będę kupować taką książkę. Wychodząc ze sklepu wydawało mi się że z ławki obserwuje mnie ta stara pani, pani Jagoda. Odwróciłam się, bo chłopak coś do mnie mówił, jednak kiedy z powrotem spojrzałam na tę ławkę była pusta. Nic już nie rozumiem. No nic. Przypomniałam sobie, że babcia miała przyjechać. Ruszyłam do auta i  skierowałam się w kierunku domku z drewna.

Babcia czekała na ławeczce przed drzwiami a obok niej walizka i wiklinowy koszyk.

- Długo czekasz? –zapytałam i przytuliłam ją mimo mojej irytacji.

- Nie, nie. Wejdziemy?- Wskazała drzwi a ja posłusznie otworzyłam je kluczem.

Zaparzyłam nam herbaty i usiadłyśmy w salonie.

-Babciu czy możesz mi wyjaśnić o co tu chodzi? – wybuchnęłam- najpierw te twoje ostrzeżenia, później w domu działy się jakieś dziwaczne rzeczy..

-Czekaj. Jakie rzeczy? - przerwała mi.

- Dostaje karteczki z tajemniczymi napisami, drzwi same się zamykają a … - na samą myśl zakręciło mi się w głowie- a w piwnicy zobaczyłam jakiegoś demona, wyglądał jak wilk a jednocześnie jak człowiek. Przecież wilkołaki istnieją tylko w legendach.

- Legendy zawsze mają nutkę a w tym wypadku trochę więcej prawdy.-powiedziała spokojnie- Wiktorio, nie chciałam ci tego mówić, chciałam zniewolić wszystkie twoje zdolności. To przez to co się tutaj wydarzyło po twoim urodzeniu.

- Słucham? To ja się tutaj urodziłam? Rodzice tu mieszkali?- dopytywałam się zdziwiona.

-Tak.. to bardzo długa historia tragedii twoich rodziców. To tutaj umarli.

- Tutaj ? W tym domu? –prawie  spadłam z krzesła a ręce tak mi się trzęsły, że ledwo potrafiłam utrzymać kubek z herbatą. Babcia zawsze mówiła, że zginęli w wypadku samochodowym w niewyjaśnionych okolicznościach a ona wzięła mnie na wychowanie.

- Uspokój się.- złapała mnie za rękę- Pozwól, że zacznę od początku.

Ponieważ nic nie mówiłam a jedynie wpatrywałam się w nią wielkimi oczyma zaczęła historie:

- Bo widzisz.. to jest moje rodzinne miasteczko, tu się wychowywałam a Jagoda.. oo moja ukochana starsza siostra, co prawda starsza o kilka minut ale zawsze miała się za starszą. Tam gdzie ona teraz mieszka, tam był mój dom. Mieszkałyśmy same z matką, gdzie uciekł ojciec po naszym porodzie nawet ona nie miała pojęcia. Ja, osobiście sądzę, że owszem chciał być z mamą i mieć dziecko, jednak miał być to chłopiec. On dobrze wiedział o tym, że mama i moja babka były czarownicami, a babcia robiła za miejscową znachorkę. Wiedział też, że Moc przechodzi tylko w tej samej linii w jakiej się ukazała, u nas była to linia żeńska. Zatem dziewczynkę by zniósł, ale nie dwie i to po tak potężnej czarownicy jaką była nasza babka Aldona. Uciekł zatem zostawiając tylko liścik „przepraszam, kocham, T.”. Przez pierwsze dwa lata naszego życia opiekowała się nami babcia, mama tkwiła w depresji. Dopiero gdy zaczęły objawiać się nasze moce, ona przestała myśleć o ojcu a skupiła się na nas. –zdawało się, że mogłaby o swoim dzieciństwie ( i nie tylko) opowiadać wieki.

- To na pewno historia, ale proszę zacznij opowiadać o czymś co ma związek z tym co się tu dzieje i ze mną.

- O, przepraszam już, już moja droga przechodzę do sedna. Otóż kiedy ja zaszłam w ciąże i  rodziłam na szczęście mój wybranek  został ze mną i zostałby do teraz gdyby nie to, że  urodziło mu się kolejne dziecko. A mogłabym zgodzić się na ten cały ślub. No trudno. O czym to ja mówiłam.. a. już wiem. Mieszkałam w tym oto domku, wychowując twoją matkę, która praktykując ten dziwny, nowoczesny zwyczaj zaszła w ciąże zanim zaczęła się osiemnasta wiosna w jej życiu. No cóż była piękna, a miasto małe , chłopców dużo.. no co ja ci będę opowiadać przecież wiesz skąd się dzieci biorą. Tak więc Krzysztof zamieszkał z nami kiedy się tylko urodziłaś, akurat tego chłopaka mogłam jej pozazdrościć. Ale byłam jej matką a nie rówieśniczką.. a szkoda.

- Babciu!

- No przecież żartuję, dziecinko. Twoja matka od zawsze pragnęła używać swoich zdolności aby pomagać innym. Kto wie może twojemu ojcu też próbowała pomóc, w lustrze możesz zobaczyć co z tego wyszło – uśmiechnęła się ale widząc mój niesmak zaczęła mówić dalej – Przychodziły do niej różne istoty Innego Świata, które..

- Czekaj. Innego Świata? – wtrąciłam pokazując jej książkę o tej tematyce.

-O, przepraszam powinnam zacząć od tego. Bo wszystkie istoty obdarzone Mocą należą do innego świata. My też tam należymy. A także wampiry, demony i oczywiście wilkołaki.

Ok. Czarownice. Ok już nawet te wilkołaki ale wampiry i demony?!. Byłam w szoku ale zdecydowanie bardziej interesowała mnie historia mojej rodziny, postanowiłam więcej nie przeszkadzać.

-Jak już mówiłam przychodzili do niej różni przedstawiciele Innego Świata potrzebujący pomocy. Pomagała każdemu, o ile się oczywiście dało. No ominiemy kilka nieszkodliwych nieudanych przypadków. Powinnaś wiedzieć, że nasza moc jest zależna od fazy księżyca, najsilniejsza kiedy księżyc jest w pełni. Tak więc potrzebujący wiedzieli kiedy mają przyjść i jakiej siły wymagają ich ..uh.  nazwę to usterkami. Tak to dobre słowo. Usterki. Nasz dom zawsze im służył ale ciebie twój ojciec kazał zabierać na czas rytuałów podczas których twoja mama mogła pomagać innym. Zabierałam cię po południu i przychodziłyśmy już kiedy księżyc się chował. Ja nigdy praktycznie nie wiedziałam kiedy i kto przychodził, dopiero rano mi o wszystkim opowiadali. Jednej mi nie zdążyli opowiedzieć. – zadrżałam- Księżyc tej nocy na niebie pojawił się wcześni niż zazwyczaj. Nas już wtedy nie było, byłyśmy u Jagody. Nie mogłyśmy u niej zostać, tzn. ja nie mogłam a ty nie mogłaś ze mną.

- Ale babciu, dlaczego? Skoro zawsze tak robiłaś, znaczy my. – wtrąciłam.

- Postanowiła wyznać mi prawdę. Mój, ah, .. twój dziadek miał drugie dziecko, o tym wiesz ale miał je z Jagodą właśnie. A ja przez zajmowanie się niemowlakiem nie zauważyłam, że w mojej rodzinie pojawił się nowy. Żywiłam do niej urazę, ale po tym jak ją zostawił dla – zaśmiała się- trzeciego dziecka, uznałam, że czujemy się tak samo i kłótnie nam nie pomogą. Ale wróćmy do feralnej nocy. PO wyjściu od Jagody ja byłam wściekła i myślałam o całonocnym spacerze jednak z ledwie rocznym dzieckiem w pełnie księżyca  nie był to dobry pomysł. Uznałam, że skoro rytuały twojej mamy szły zawsze dobrze w domu będziesz bezpieczna a ja wtedy pójdę sama na ten spacer. Ruszyłyśmy zatem do domu. Nie musiałam nawet słyszeć krzyków Krzysztofa, żeby wyczuć, że coś jest nie tak. Teraz pędem podbiegłam do domu. To co zobaczyłam, uwierz, śni mi się po nocach. Pewnie przez wyrzuty sumienia. Mianowicie tamtej nocy Samantę odwiedził wilkołak. Został wilkołakiem przez ugryzienie, nie chciał tego, nie rozumiał. Nie zdawał sobie też sprawy, że jest pełnia, a może wiedział ile twoja mama będzie potrzebował mocy. Twoja matka stała w kręgu świec a wilkołak tuż przed nią. Kiedy Samanta zaczęła wypowiadać zaklęcie a ognie świeczek wyskoczyły w górę księżyc był na środku. Wilkołak zaczął przemianę a rytuał zamiast je odwrócić, wzmocnił je. Kundel przemienił się zanim przemiana się zdążyła na dobre rozpocząć. Chciałam tam wbiec, pomóc, nie mogłam stać bezczynnie. Jednak twoja w swoich ostatnich bezdźwięcznych słowach wypowiedziała twoje imię wiedziałam, że ze względu na ciebie muszę patrzeć na śmierć mojej córki, no i twojego ojca.-łzy spływały jej po policzkach.

Na moich także poczułam ciepłe, gorzkie oznaki wyrzutów sumienia. Gdyby nie moje głupie bezpieczeństwo żyli by! Zaczęłam płakać.

- Oj, dlaczego płaczesz ? Przecież wiedziałaś, że nie żyją.

- Ale nie wiedziałam, że przeze mnie!

-Przestań. Twoja mama chciała pomagać, nie ty jej kazałaś zaprosić tamtego wilkołaka do domu.- Przytuliła mnie. Zupełnie tak jak robiła kiedy budziłam się w nocy z koszmaru.

-Dobrze. Babciu dokończysz?- powiedziałam, choć tak naprawdę nie wiedziałam czy chciałam usłyszeć opis wyglądu moich martwych rodziców.

- Byłam w takim szoku, że zapamiętałam  krzyki i to jak wilkołak uciekł. Kiedy weszłam do środka twój tata, albo raczej to co z niego zostało leżał przy schodach a mama w kręgu z wygaśniętych świeczek. Jedyną oznaką, że to zaklęcie było za silne była już wtedy zaschnięta krew w okolicach nosa. Pamiętam, że wtedy ty zaczęłaś płakać. A ja obiecałam sobie, że tobie na to nie pozwolę. Tak więc zaraz po pogrzebie wyniosłam nas jak najdalej stąd.

Kiedy skończyła siedziałyśmy tak wydawałoby się wieczność w ciszy a potem jakby nigdy nic zasnęłyśmy razem na kanapie. Rano obudziłyśmy się przykryte kocem, który ostatni raz widziano w piwnicy. Jednak nie zwróciłyśmy na to zbytniej uwagi.

Zjadłyśmy śniadanie cały czas rozmawiając o czarownicach i mojej Mocy, a także Innym Świecie, kiedy babcia oznajmiła:

- No kochana możemy cię czegoś nauczyć, zwłaszcza, że dzisiaj mamy pełnie.

Starałam się przypomnieć sobie wczorajszą historie i najprawdopodobniej mojego lokatora. Zadrżałam z przerażenia. Opowiedziałam babci jeszcze raz co się tu wydarzyło po moim przyjeździe, tym razem pokazując babci tajemnicze liściki. Wtedy babcia nagle odwróciła się do mnie i krzyknęła:

- Mieszka tu wilkołak, jest pełnia a ty mi teraz to mówisz. Wracamy do domu. Teraz. Albo najpierw zjedzmy śniadanie do końca.

- I pójdziemy do pani Jagody. Chyba mogę ją poznać, to moja krewna.-poprosiłam.

- No dobrze. Ja też chętni ją zobaczę, no i w końcu jesteśmy bezpieczne do wieczora.

Tak więc pojechałyśmy do pani, czy raczej ciotki Jagody. Ona opowiadała historię młodości jej i babci. Na pewno było interesująco ale ja myślami byłam tylko przy mojej nowej tożsamości. Czarownicy.

Było koło 18 kiedy babcia przypomniała sobie, że nie zabrałam swoich rzeczy z domku. Tak więc przed wyjazdem podjechałyśmy tam po nie.  Babcia czekała przy samochodzie a ja zaczęłam się pakować. Poszłam na górę, do sypialni po torbę, ale kiedy tam weszłam to nie to przykuło moją uwagę. Zrobił to liścik leżący na poduszce: „ Teraz kiedy znasz już historie. Wiesz czego oczekuje.” Miałam wrażenie, że krew odpływa mi z twarzy. Babcia się niepokoiła i zaczęła nawoływać. I wtedy także ja zobaczyłam, że za oknem słońce już nie świeci a na jego miejsce wchodzi księżyc. Zbiegłam po schodach szynko wsiadłam do samochodu. Kiedy tylko zdążyłyśmy minąć mostek zauważyłyśmy za nami, w okolicach domku duży, ciemny, wydawałoby się wściekły kształt. A po charakterystycznym okrzyku do księżyca nie miałam wątpliwości, że to mój współlokator wyszedł na spacer.

Minął tydzień kiedy po powrocie do domu na dnie torby zauważyłam karteczkę : „ Nie chciałaś pomóc. A to przez twoją matkę jestem taki jaki jestem. Zemsta. Znasz to słowo?

P.S Wilkołaki tropią jak psy, lepiej niż psy. I Żyją o wiele, wiele dłużej.`

  Spis treści zbioru
Komentarze (2)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
avatar
Niezła jazda bez trzymanki. Fabuła przemyślana, aura tajemnicy jak trzeba, wiarygodne portrety psychologiczne wszystkich postaci, dobry materiał na "ale kino!" z wilkołakiem i Babą Jagą na miotle w pomrokach ponurej nocy
avatar
Na tytułowe pytanie śmiało można odpowiedzieć:

Da się! Nie takie grozy prozy i metamorfozy zna ludzkość
© 2010-2016 by Creative Media
×