Przejdź do komentarzyPrawo krwi - Rozdział I, część I
Tekst 2 z 7 ze zbioru: Prawo krwi
Autor
Gatunekfantasy / SF
Formaproza
Data dodania2011-03-11
Poprawność językowa
Poziom literacki
Wyświetleń2296

Sophie stała ukryta w gęstych zaroślach. Sparaliżował ją strach, jakiego nigdy dotąd nie doznała. To, co widziała, gorsze niż wszystkie zasłyszane historie i wszystkie senne koszmary, odebrało jej zdolność wydania jakiegokolwiek dźwięku. W miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą klęczał nad strumieniem jej narzeczony, stał niewysoki kurhan, gęsto porośnięty przylaszczką. W przeciwnym kierunku oddalała się smukła i ulotna jak zjawa postać. Sophie wciąż nie mogła uwierzyć, że ta ognistowłosa piękność okazała się nie kochanką, a morderczynią.

Gdy usłyszała, że Robert wybiera się nocą do lasu, nie wahała się ani chwili. Postanowiła go śledzić. Nie miała najmniejszych wątpliwości, że osłona nocy i cienie drzew mają skryć jego schadzkę z kochanką. Nawet specjalnie jej to nie dziwiło. Choć za złotym warkoczem Sophie uganiali się wszyscy chłopcy we wsi i choć uważali ją za najpiękniejszą z dziewcząt, żaden ani myślał marzyć o jej wdziękach. Nawet Robertowi, choć zgodziła się oddać mu swą rękę, nie wolno było jej tknąć. Sophie z uniesioną głową znosiła śmiechy i pogardliwe spojrzenia innych dziewcząt, lecz słowo „cnotka” ciągnęło się za nią jak cień. Robert nie jeden raz próbował namówić narzeczoną na figle w stogu siana, ona jednak zawsze wymawiała się, iż przyjdzie na to czas po ślubie. Dobrze wiedziała, że bardzo niewielu zakochanych czekało do tego momentu. Prawie wszystkie znane jej pary folgowały sobie aż miło. Dziewczęta z radością oddawały się swoim – i nie tylko swoim – kawalerom, by następnie z dumą opowiadać, który to pokusił się na ich wdzięki. Choć obyczajność nakazywała czystość aż do małżeńskiej alkowy, dziewictwo było piętnem, które sugerowało, że ta oto dziewczyna jest od innych gorsza i żadnemu młodzieńcowi nie zawróciła w głowie. W przypadku Sophie nie było to prawdą. Sophie po prostu nie chciała i – przynajmniej do czasu ślubu – uważała to za swoje święte prawo. Ale Robert był mężczyzną, a mężczyźni mają swoje potrzeby, przypuszczała więc, że mógłby szukać pocieszenia gdzie indziej. Nie chodziło tu nawet o to, że była zazdrosna. Wręcz przeciwnie, byłaby całkiem zadowolona, gdyby jakaś inna kobieta zwolniła ją z tej, jak sądziła, przykrej powinności wobec przyszłego męża. Problem w tym, że Robert był zbyt dobrą partią. Chłopak z szanowanej rodziny, przystojny, bogaty. Jako najstarszy syn Abelarda Gratssona miał niebawem odziedziczyć młyn i spory kawał uprawnej ziemi. Niejedna panna marzyła, aby zostać panią Robertową Gratsson i wieść życie w dostatku. A wszystkie bystre dziewczęta wiedziały, że najprostsza droga do serca mężczyzny wiedzie przez jego spodnie. Sophie nie mogła pozwolić, aby którakolwiek z nich zaczęła rozpowiadać we wsi, że spędziła noc z jej narzeczonym, a już tym bardziej, aby powiła mu dziecko. Honorowy Robert poślubiłby wówczas tę dziewczynę, a Sophie nigdy nie osiągnęłaby wymarzonej pozycji żony. Kiedy więc powzięła podejrzenia o zdradzie, postanowiła osobiście dopilnować wierności narzeczonego.

Początkowo wszystko zdawało się potwierdzać jej przypuszczenia. Robert, nieświadomy podążającej jego śladem Sophie, zatrzymał się i uwiązał konia przy strumieniu. Sophie skryła się w zaroślach. Konia zostawiła w przydomowej zagrodzie, nie chcąc by stukot kopyt ją zdradził. Przycupnęła za gęstym, wysokim krzewem i przez szpary miedzy liśćmi przyglądała się poczynaniom chłopaka. No proszę, pomyślała, kiedy Robert zaczął rozpinać koszulę. Jaki bezpośredni! Lada moment pewnie zjawi się jego kochanka! Jakby na potwierdzenie jej domysłów, nie wiedzieć skąd, za plecami Roberta pojawiła się kobieta. Sophie widziała zaledwie burzę ciemno-rudych  włosów, lecz od razu wiedziała, że nie jest to żadna ze znanych jej dziewcząt. Już miała przeszkodzić domniemanym kochankom, gdy zdała sobie sprawę, że coś jest nie tak.

Następne wydarzenia potoczyły się z taką prędkością, że Sophie nie była w stanie ich od siebie oddzielić. Stojąc sparaliżowana strachem i patrząc jak przez mgłę, zrozumiała tylko, że rudowłosa kobieta zabiła Roberta. Później, gdy wielokrotnie rozpamiętywała te chwile i zaczęła kojarzyć fakty, uświadomiła sobie, że to musiało być jedno z tych legendarnych, stworzeń, żywiących się ludzką krwią, o jakich w dzieciństwie opowiadała jej babka. Z każdym wspomnieniem coraz dokładniej widziała ostre białe zęby, zatapiające się w karku jej narzeczonego i ściekającą z nich krew. W tej chwili jednak była zbyt przerażona i nawet zagadkowe pojawienie się kwiecistego kurhanu nad ciałem Roberta, nie uzmysłowiło jej, że ma do czynienia z istotą nieśmiertelną.

Sophie długo kryła się wśród krzewów. Zjawa o ognistych włosach odeszła, znikła między drzewami, lecz dziewczyna nadal nie miała odwagi opuścić swej kryjówki. W tej chwili aż za dobrze rozumiała mroczną mowę lasu. Wyczerpana strachem i przeżyciami, których ludzka dusza nie potrafiła udźwignąć, zasnęła skulona wśród mchu i obudziły ją dopiero pierwsze promienie wschodzącego słońca. Na liściach osiadła rosa. Sophie, zmarznięta i mokra, z trudem przypomniała sobie jak znalazła się w lesie i co wydarzyło się tej nocy. Przedarła się przez kłujące zarośla i upadła na kolana przed porośniętym przylaszczką kurhanem.

Dopiero wtedy pozwoliła sobie na krzyk.

Długi, rozdzierający, mrożący w żyłach krew.

Krzyk nie przerażenia, lecz dzikiej, niepohamowanej wściekłości. I dopiero ten krzyk zbudził uśpiony las, spłoszył śpiące na drzewach ptaki i przegnał upiory. Dziki Las znów stał się znajomy, zwyczajny. Nawet kurhan Roberta zdawał się być tu na właściwym miejscu.

Tylko Sophie nie była.

- Krwiopijca! – krzyknęła – Ty plugawa córo diabła! Odebrałaś mi wszystko, o czym całe życie marzyłam! Wszystko! Moją jedyną szansę! Odebrałaś mi… moje życie! Nie wybaczę ci tego. Przysięgam na wszystko, co święte i wszystko, co przeklęte, na wszystkich bogów i wszystkie demony, że pomszczę śmierć Roberta. Pomszczę moją krzywdę! Choćby miało mi to zabrać całe życie, znajdę cię i zabiję. Zabiję, słyszysz?! Przysięgam!

A Dziki Las słuchał i wierzył w każde jej słowo.


*   *   *

  Spis treści zbioru
Komentarze (3)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
avatar
ciekawa narracja i charakterystyka/budowa postaci Sophie
avatar
To nie jest fantasy/SF - to kolejna papierowa historyjka dla malutkich dziewczynek. Gorzej: ta bajeczka jest kompletnie niewiarygodna psychologicznie
avatar
Żaden Dziki Las nie wierzy w takie głupoty

(patrz zakończenie)
© 2010-2016 by Creative Media
×