Autor | |
Gatunek | biografia / pamiętnik |
Forma | proza |
Data dodania | 2014-09-08 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 3091 |

Zostaliśmy na stanowiskach, nie było potrzeby uciekać. Tomek dał znak, kamienie na sznurkach zostały podciągnięte i jednocześnie ponownie je puściliśmy. Tym razem udało się jeszcze lepiej – aż dwa głośne wystrzały, jeden po drugim, rozdarły nocną ciszę. Tym razem zadziałało, reakcja była natychmiastowa – podoficer wyskoczył z dyżurki, popatrzył w stronę parku, krzyknął do kogoś i za krótką chwilę z bramy wybiegła trójka żołnierzy z bronią. O to nam chodziło! Nim przebiegli ulicę, już nas nie było. Biegiem, klucząc w ciemności ścieżkami wśród gęstwiny krzaków, szybko zmyliliśmy i zgubiliśmy pogoń.
Po kilku minutach biegania i kluczenia zarośniętymi ścieżkami w całkowitym mroku, umilkły odgłosy pogoni. Odczekaliśmy jeszcze chwilę dla pewności. Potem, cicho się skradając i uważnie wypatrując ewentualnej zasadzki wartowników, wróciliśmy na poprzednie miejsce. Sznurki z kamieniami dalej wisiały, widocznie żołnierze tylko nas gonili, nie przeszukali terenu najbliższego bramy koszar. Świetnie, w to nam graj.
Zgodnie z ustaleniami, na czujki z naszej lewej i prawej strony poszli Jędrek i Maciek. Teraz trzeba było już nam być ostrożniejszym. Spojrzeliśmy uważnie w kierunku bramy – podoficer dyżurny znowu siedział spokojnie za biurkiem. Jeden wartownik, jak zwykle, stał przy wejściu. Innych nie było widać, widocznie już odpoczywali w swoim pomieszczeniu. To był dobry moment na wznowienie podchodów – wymieniliśmy zużyte naboje, kamienie na sznurkach zostały podciągnięte i powtórzyliśmy operację.
Tym razem „wystrzelił” tylko jeden nabój. Efekt był jednak piorunujący – w ciągu ledwie kilku sekund z bramy ponownie wybiegli wartownicy. Ten widok podziałał na nas jak smagnięcie batem konia – rozbiegliśmy się w różnych kierunkach, aby się rozproszyć. Żołnierze świecili latarkami, ale nie mieli szans złapać kogoś z nas – snopy światła tylko zdradzały ich miejsca obecności w lasku.
Wartownicy tym razem tak szybko nie zaprzestali poszukiwań. Zabawa w podchody trwała kilkanaście minut, nim zrezygnowali. Kiedy wreszcie zebraliśmy się przy bunkrze, jeszcze słyszeliśmy ich głosy. Dochodziły na szczęście z z daleka, nie było widać światła ich latarek.
Włodek brzegiem parku podkradł się bliżej bramy, aby poobserwować i zorientować się w sytuacji. Po dłuższej chwili wrócił:
– Już zrezygnowali. Wszyscy są na dyżurce.
– Na pewno? – Tomek chciał się upewnić.
– Tak, widziałem.
– A policzyłeś ich? Może kogoś zostawili w krzakach.
– Nie zostawili, liczyłem. Wrócili wszyscy. Podoficer i wartownik przy bramie też są.
– To dobra, wracamy. Tylko chłopaki nie hałasować.
Byliśmy dalej pełni obaw, czy warta nie przygotowała nam niespodzianki. Nie było jednak zasadzki, bez problemów podkradliśmy się w to samo miejsce. Dwóch kolegów, zgodnie z ustalonym wcześniej grafikiem, poszło wymienić na czujkach Maćka i Jędrka. Kiedy tylko oni wrócili, przygotowaliśmy się do kolejnego działania. Na dany przez Tomka znak kamienie spadły – wystrzał! Sprężyliśmy się do ucieczki, ale, zaskoczeni, nie zobaczyliśmy żadnego ruchu na wartowni. Pospali się czy co? Przecież musieli słyszeć!
oceny: bezbłędne / znakomite
W tekście niepotrzebne jedno "z": "z z daleka".
oceny: bezbłędne / znakomite
Zwróć uwagę na powtórzenia, w tej części na "tym razem".
Pozdrawiam :)
Piórko, dziękuję. Bardzo słuszna uwaga. Są aż dwie pary powtórzeń "Tym razem". Już je poprawiłem :)