Przejdź do komentarzyPodchody (fragment, cz. 3)
Tekst 6 z 108 ze zbioru: Pozostało w pamięci
Autor
Gatunekbiografia / pamiętnik
Formaproza
Data dodania2014-09-08
Poprawność językowa
Poziom literacki
Wyświetleń2835

Zostaliśmy na stanowiskach, nie było potrzeby uciekać. Tomek dał znak, kamienie na sznurkach zostały podciągnięte i jednocześnie ponownie je puściliśmy. Tym razem udało się jeszcze lepiej – aż dwa głośne wystrzały, jeden po drugim, rozdarły nocną ciszę. Tym razem zadziałało, reakcja była natychmiastowa – podoficer wyskoczył z dyżurki, popatrzył w stronę parku, krzyknął do kogoś i za krótką chwilę z bramy wybiegła trójka żołnierzy z bronią. O to nam chodziło! Nim przebiegli ulicę, już nas nie było. Biegiem, klucząc w ciemności ścieżkami wśród gęstwiny krzaków, szybko zmyliliśmy i zgubiliśmy pogoń.

Po kilku minutach biegania i kluczenia zarośniętymi ścieżkami w całkowitym mroku, umilkły odgłosy pogoni. Odczekaliśmy jeszcze chwilę dla pewności. Potem, cicho się skradając i uważnie wypatrując ewentualnej zasadzki wartowników, wróciliśmy na poprzednie miejsce. Sznurki z kamieniami dalej wisiały, widocznie żołnierze tylko nas gonili, nie przeszukali terenu najbliższego bramy koszar. Świetnie, w to nam graj.

Zgodnie z ustaleniami, na czujki z naszej lewej i prawej strony poszli Jędrek i Maciek. Teraz trzeba było już nam być ostrożniejszym. Spojrzeliśmy uważnie w kierunku bramy – podoficer dyżurny znowu siedział spokojnie za biurkiem. Jeden wartownik, jak zwykle, stał przy wejściu. Innych nie było widać, widocznie już odpoczywali w swoim pomieszczeniu. To był dobry moment na wznowienie podchodów – wymieniliśmy zużyte naboje, kamienie na sznurkach zostały podciągnięte i powtórzyliśmy operację.

Tym razem „wystrzelił” tylko jeden nabój. Efekt był jednak piorunujący – w ciągu ledwie kilku sekund z bramy ponownie wybiegli wartownicy. Ten widok podziałał na nas jak smagnięcie batem konia – rozbiegliśmy się w różnych kierunkach, aby się rozproszyć. Żołnierze świecili latarkami, ale nie mieli szans złapać kogoś z nas – snopy światła tylko zdradzały ich miejsca obecności w lasku.

Wartownicy tym razem tak szybko nie zaprzestali poszukiwań. Zabawa w podchody trwała kilkanaście minut, nim zrezygnowali. Kiedy wreszcie zebraliśmy się przy bunkrze, jeszcze słyszeliśmy ich głosy. Dochodziły na szczęście z z daleka, nie było widać światła ich latarek.

Włodek brzegiem parku podkradł się bliżej bramy, aby poobserwować i zorientować się w sytuacji. Po dłuższej chwili wrócił:

– Już zrezygnowali. Wszyscy są na dyżurce.

– Na pewno? – Tomek chciał się upewnić.

– Tak, widziałem.

– A policzyłeś ich? Może kogoś zostawili w krzakach.

– Nie zostawili, liczyłem. Wrócili wszyscy. Podoficer i wartownik przy bramie też są.

– To dobra, wracamy. Tylko chłopaki nie hałasować.

Byliśmy dalej pełni obaw, czy warta nie przygotowała nam niespodzianki. Nie było jednak zasadzki, bez problemów podkradliśmy się w to samo miejsce. Dwóch kolegów, zgodnie z ustalonym wcześniej grafikiem, poszło wymienić na czujkach Maćka i Jędrka. Kiedy tylko oni wrócili, przygotowaliśmy się do kolejnego działania. Na dany przez Tomka znak kamienie spadły – wystrzał! Sprężyliśmy się do ucieczki, ale, zaskoczeni, nie zobaczyliśmy żadnego ruchu na wartowni. Pospali się czy co? Przecież musieli słyszeć!


  Spis treści zbioru
Komentarze (3)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
avatar
Świetna zabawa, tylko jestem ciekaw, czym się to wszystko skończy.
W tekście niepotrzebne jedno "z": "z z daleka".
avatar
Bardzo dobrze, Hardy :)

Zwróć uwagę na powtórzenia, w tej części na "tym razem".


Pozdrawiam :)
avatar
Janko, uchylę rąbka tajemnicy - przeżyliśmy. Inaczej nie mógłbym teraz tego opisywać.

Piórko, dziękuję. Bardzo słuszna uwaga. Są aż dwie pary powtórzeń "Tym razem". Już je poprawiłem :)
© 2010-2016 by Creative Media
×