Przejdź do komentarzy' MROCZNE PRZEZNACZENIE ' Rozdział 4
Tekst 7 z 7 ze zbioru: Powieśc dzielona na rozdziały
Autor
Gatunekfantasy / SF
Formaproza
Data dodania2015-05-11
Poprawność językowa
- brak ocen -
Poziom literacki
- brak ocen -
Wyświetleń1884

    Gotowa do pracy zaczęłam od wycierania półek z książkami. Instynktownie ociągałam się, aby najdłużej, jak to możliwe przeciągać chwilę, w której będę musiała ponownie spojrzeć na diabelną księgę. Nie byłam pewna czy powinnam tak bardzo się do niej zbliżać. Przez moment stałam w miejscu, kalkulując za i przeciw. Do tego wszystkiego Dominik i jego postawa wobec mnie. No ok. Zgodzę się, że wczoraj przesadziłam, ale przecież przeprosiłam, a pieniądze nie były dla mnie, tylko dla potrzebujących. I tak nie miałam zamiaru przyjmować tego obrazu. Gdy tylko go dostarczą to przy pierwszej nadarzającej się okazji będę musiała mu go zwrócić. Od kulminacji moich nieszczęść na dziś dzielił mnie tylko jeden regał. Kiedy zadzwonił dzwoneczek przy drzwiach. W duchu liczyłam, że to Dominik. Wychyliłam się, zerkając do gabinetu Alicji. Wyglądało na to, że nie miała zamiaru z niego wyjść. Odłożyłam ścierkę. Niestety przy wejściu stał zupełnie, kto inny.

    -Dzień dobry.- Kurcze przystojny, pomyślałam. Wysoki, ciemnooki, blondyn uśmiechnął się uprzejmie.

    -Nie wiem czy dobrze trafiłem. Szukam antykwariatu prowadzonego przez Panią Alicje Szymowską.

    -To tutaj. Zawołać…

    -Nie.-Nie pozwolił mi skończyć pytania. W ogóle zachowywał się dziwnie. Popatrzył na mnie, jak gdyby w czymś się upewniał i wyszedł mówiąc tylko dowidzenia. Mimo wszystko miał w sobie coś takiego, sama nie wiem.

    Reszta dnia minęła mi spokojnie. Skończyłam szybciej prace, potem zrobiłam zakupy w osiedlowym sklepie. Ugotowałam kolacje, jeśli gotowaniem można nazwać podgrzanie zapiekanki w kuchence mikrofalowej i przejrzałam notatki na jutrzejszy egzamin z psychologii. Pojęcie psychologia oznaczało naukę o duszy, życiu wewnętrznym. Jak kiedyś napisał Arystoteles” PRAWDZIWA WIEDZA TO ZNAJOMOŚĆ PRZYCZYN”. Teraz rozumiałam mój pociąg do tej dziedziny, która od zawsze mnie interesowała.


    Leżałam w wannie napełnionej po brzegi gorącą wodą. Czułam ulgę, że to już piątek. Cieszyłam się na samą myśl spotkania znajomych i uczestniczenia w jakże zwyczajnych rozmowach, odzyskując, choć namiastkę normalności. Te dwa dni oznaczały także, że nie zobaczę Dominika przynajmniej do poniedziałku. Musiałam przyznać przed samą sobą, że mimo, iż nie przepadałam kiedy przychodził to gdzieś w środku czekałam na chwile, aż  wejdzie do antykwariatu. Pewny siebie, elegancki, pachnący tymi swoimi oszałamiającymi perfumami z szelmowskim uśmiechem i spojrzy na mnie w taki sposób, że znów poczuję te przyjemne łaskotanie w żołądku. Podobał mi się i nie ma, co do tego żadnych wątpliwości. Jego usta wydaja się takie miękkie. Byłam ciekawa jak smakują. Zamknęłam powieki. Jego wczorajsza gorąca dłoń na moim biodrze. Muśnięcie palcy na udzie, dreszcz, który przeszył w tedy, w tak przyjemny sposób moje ciało. To było inne, podniecające, czegoś takiego nie doświadczyłam jeszcze nigdy. Fakt byłam raz z jednym chłopakiem. Poznaliśmy się na uczelni. Sprawiał wrażenie miłego. Umówiliśmy się kilka razy aż wylądowaliśmy w jego łóżku. To była pomyłka, kompletna klapa. Później, już widywaliśmy się tylko na korytarzach w przerwach między wykładami. Czasami go spotykam mówimy sobie szybkie cześć i na tym nasz dialog się kończy. Może i lepiej.

    Przebrana w swój biały T- stert pakowałam torbę na jutro. Po ostatnim szukaniu ubrania w popłochu wolałam zaoszczędzić sobie dodatkowych stresów. Komórka zaczęła wibrować na stoliku nocnym. Nie znałam tego numeru telefonu, postanowiłam odebrać.

    -Słucham.

    -Witaj.- To Dominik.

    -Cześć.- Niesamowite, w jaki sposób działał na mnie sam jego głos.

    -Nie gniewaj się, ale wziąłem numer od Alicji.

    -Ok.

    -Muszę z tobą porozmawiać.

    -O, czym?

    - Myślę, że doskonale wiesz o czym.- Głos miał lekko ochrypły, a zarazem płynny, jak rozpuszczony, ciepły karmel, ale tym razem było w nim coś jeszcze. Niepewność, wahanie, zagubienie. Trudno było to określić jednoznacznie.

    -To może o tym jak mnie potraktowałeś wczoraj i dziś rano?  Nie mam zamiaru w kółko cię przepraszać, wystarczy mi, że i tak czuję się niezręcznie.

    -Lena, tu nie chodzi o ten przeklęty obraz, czy pieniądze. To nie tak.

    -A, jak?!- Zapytałam wzburzona.

    -To skomplikowane. Nie jest do końca tak, jak ci się wydaje.

    -Czyli nie potraktowałeś mnie, jak powietrze?! Nie sądziłam, że jesteś takim ignorantem!- Nie wierzę, że to powiedziałam. Było mi łatwiej go zbesztać, kiedy nie musiałam na niego patrzeć.

    -Masz rację i prawo być na mnie zła, lecz wielu spraw nie rozumiesz i pewnie nigdy nie pojmiesz.- Co ty nie powiesz. Gdybym, ja ci powiedziała, co ostatnio wydarzyło się w moim życiu, uznałbyś mnie za wariatkę. Pomyślałam.

    -Czy możemy się jutro spotkać?

    -Mam zajęcia na uczelni do czternastej.

    -Więc, może przyjadę po ciebie.- Już widzę zdziwienie dziewczyn, a zwłaszcza Justyny, kiedy podjeżdża tym swoim czarnym rumakiem.

    -Dobrze.

    -Więc, do zobaczenia moja piękna.- Moja piękna! I, jak ja mam teraz zasnąć. Chwila! Nie powiedziałam mu gdzie ma przyjechać. Złapałam ponownie za telefon i wystukałam na klawiaturze adres: „ULICA DAWIDA 1. BĘDĘ CZEKAĆ PRZED GŁÓWNYM WEJŚCIEM” Wyszukałam ostatnie połączenie i wcisnęłam przycisk wyślij. Nie zdążyłam odłożyć komórki, kiedy nadeszła odpowiedz zwrotna. „TO JA BĘDĘ CZEKAŁ. SŁODKICH SNÓW”


    Przede mną złota ściana wodospadu. Bałam się, że tej nocy również nie będzie mi dane znaleźć się u bram Winami. Lecz, tym razem stałam tu sama. Ten widok chyba już zawsze będzie mnie zadziwiał. Pochyliłam się nad kępom, maleńkich, niebieskich kwiatów. Pachniały słodko, jak połączenie truskawek z odrobiną miodu. Pokusiłam się i zerwałam jeden wsadzając go w rozpuszczone włosy. Kawałek mojej białej sukni, w którą zawsze byłam ubrana będąc tutaj, zanurzył się w odnodze spływającej w dół wody. Ku mojemu zdziwieniu nie był mokry, tylko połyskiwał, jak gdyby  posypano go z proszkowanym złotem. Już czas. Odważnie przekroczyłam wodospad.

    -Udało się!- Na mój widok Eldora klasnęła w dłonie. Czyli przeczucie mnie nie myliło, że był jakiś problem.

    -Cześć. Gdzie Eridor?

    -Rozmawia z Ezerajem, a dokładniej opracowują nową strategie.

    -Mieliśmy jakąś strategie?

    -Owszem. Dlaczego tak cię to dziwi? Dagona nie da się od tak unicestwić.

    -A, poznam ją?- Eldora przewróciła oczami.- No, co?

    -Jesteś jej głównym punktem, raczej wyjścia nie masz.

    -Więc, na co czekamy. Chodźmy.

    -A, narzekają, że ja jestem marudna.

    -Wszystko słyszę.- Dałam Eldorze pstryczka, chyba troszkę z byt mocnego, bo odepchnęło ją na dobry metr.- Przepraszam.

    -Wariatka!- Zatrzepotała skrzydłami i w odwecie pociągła mnie za pasmo włosów.

    -Ał!

    -Jesteśmy kwita.

    Idąc przez dziedziniec poznałam paru ludzi. Fajnie było wiedzieć, że nie jest się wyjątkiem, albo dziwadłem. Byli bardzo mili. Krępowało mnie natomiast to, jak za każdym razem się kłaniali.

    -Dlaczego to robią?

    -Okazują ci szacunek.

    -Przecież jestem taka sama jak oni.

    -Z jednym wyjątkiem. To od ciebie, a nie ognich zależą losy obu światów.

Nagle zobaczyłam znajomą twarz. Przypomniałam sobie, jak w drodze do pracy zerkałam na przechodniów. Kilka metrów ode mnie stał ten sam starszy pan, który wtedy spacerował z psem. Delikatnie się ukłonił i uśmiechnął.

    -Nie pozwolę na to!- Weszłyśmy do ogromnej sali, w której jeszcze nie byłam. Na środku stali Ezeraj i wzburzony Eridor.

    -Witaj drogie dziecko. Czekaliśmy na ciebie.- Ezeraj podszedł do mnie rozkładając ręce w geście przywitania, poczym spontanicznie uściskał.

    -Też się cieszę, że was widzę. Martwiłam się.

    -Zeszłej nocy mieliśmy tu małe trzęsienie.

    -Eldoro natychmiast powiedz, co się stało!

    -Tak jest wasza wysokość.- Widocznie bawiło ją moje zachowanie, ale miałam to gdzieś, Eridor natomiast nie odezwał się ani słowem tylko stał pogrążony w zadumie.- A, więc nasz diabełek trochę się zdenerwował i delikatnie mówiąc postanowił wstrząsnąć ekosystemem. 

    -Chodzi oto, że coś bardzo wyprowadziło go z równowagi.- Dodał Ezeraj. - Nie wiemy, co to mogło być. Żaden z naszych ludzi także nie wie. Ci, którzy byli w tedy na ziemi nie zrobili nic czego nie robili do tej pory, ale nigdy Dagon nie reagował w tak wybuchowy sposób.

    -Wybuchowy. Dobrze powiedziane.

    -Bawi cię to!- Ryk wściekłego Eridora sprawił, że Eldora ze strachu schowała się za moimi plecami.- Wszyscy jesteście nienormalni! Macie najlepszy przykład jego mocy i potęgi, a planujecie zrobić z Leny ruchomy cel!

    -Proszę uspokój się przyjacielu. Wiem i rozumiem twoje rozgoryczenie, ale dobrze wiesz, że to jedyne wyjście.- Stałam słuchając. Eldora nadal była schowana za plecami.

    -To nie jest wyjście to głupota i skrajna nieodpowiedzialność!

    -Cisza!- Nie wytrzymałam.- O co tu chodzi do diabła?!

    -To raczej nie jest dobre podsumowanie.

    -Ty siedź cicho.

    -Przepraszam.- Niewiarygodne słuchają mnie.

    -Leno Eridor twierdzi, że powinnaś zrezygnować z pracy w tym miejscu.

    -Bo to prawda !

    -Eridorze pozwól mu mówić.- Uśmiechnęłam się do niego.

    -Eldora nie mogła cię wczoraj z ciągnąc, ponieważ istniało za duże ryzyko.

    -Ryzyko, że?

    -Dagon zachwiał barierę chroniącą ciebie. Woleliśmy przeczekać i mieć pewność.

    -Udało się mu?

    -Na szczęście nie.- Odetchnęłam z ulgą.

    -Tym razem.- Wtrącił smok.- Jeszcze wczoraj miałeś takie samo zdanie, jak ja.

    -Eridorze, także martwię się o Lenę, dlatego wysłałem Adama, aby sprawdził sytuacje.

    -Kim jest Adam?- W tym Momocie do sali wszedł ciemnooki blondyn, który był w antykwariacie.

    -Leno poznaj proszę mojego syna.- Otwarłam, szeroko oczy ze zdziwienia.

    -Miło znów cię widzieć.- Podszedł do mnie, całując w dłoń.

    -Od razu czułam, że coś z tobą nie tak.

    -Ze mną?- Roześmiał się, zarażając tym i mnie.

    -Od tej pory mój syn będzie zawsze blisko ciebie, na tyle na ile będzie możliwość.

    -To konieczność?

    -Tak.

    -Więc dobrze.- Adam chyba był wyraźnie zadowolony tym obrotem sprawy. Ja natomiast nie do końca. Zastanawiało mnie, co znaczy blisko.

    -Jutro mam egzamin z psychologii. Adama tam nie wpuszczą.

    -Nie miałem na myśli, aby nie odstępował cię na krok. Myślałem bardziej o pracy.

    -Ahh…- Ale, wpadka, choć nie powiem ulżyło mi.

    -Powiedz Lenie, dlaczego to robisz!- Eridor nie dawał za wygraną.

    -Ponieważ to jedyny sposób, żeby dostała się do niego świadomie. Mamy czas, aby przygotować ją do tej walki.

    -A, jeśli mamy go mniej niż ci się wydaje, co w tedy?- Ezeraj zamilkł.- Odpowiedz. Wystawisz ją na pewną śmierć?

    -A, co będzie kiedy zaciągniemy go tu ?- Pomyślałeś o tym drogi Eridorze?- Musiałam im przerwać.

    -Czym grozi sprowadzenie go do Winami?

    -Zagładą, śmiercią wielu osób. Winami zniknie bez możliwości powstania na nowo.

    -Eridorze czy będziesz mógł być przy mnie w czasie walki?

    -Nie Leno. Zostaniesz zdana sama na siebie. I właśnie tego z całych sił pragnę uniknąć.

Rozumiałam Eridora. Bał się o mnie wiedząc, co mnie czeka. Przysięgał trwać przy moim boku, niestety strategia, którą przyjął Ezeraj mu na to nie pozwalała. Z drugiej strony ryzykować zniszczenie Winami, zachować się strasznie egoistycznie tylko, dlatego, że tchórze sama stawić czoła Dagonowi? Nie potrafiłam bym.

    -Sprostam temu zadaniu. Kiedy możemy zacząć przygotowania?

    -Zuch dziewczyna.- Powiedział Adam, który cały czas przysłuchiwał się rozmowie.

    -Myślę, że jutro.

    -W takim razie będę gotowa.- Ezeraz kiwnął głową.

    -Leno nie możesz!

    -Kochany przyjacielu.- Podeszłam do Eridora. Jego ogromne, grafitowe oczy spowiła mgła.- Nie smuć się. Jesteś najlepszym smokiem, jakiego mogłabym sobie wymarzyć. Jedyne, o co cię teraz proszę, to bądź przy mnie. Naucz mnie wszystkiego, co potrafisz, wesprzyj. Potrzebuję tego i wiem, że z twoją pomocą wygram.- Łzy leciały mi ciurkiem po policzkach, serce ściskało się z żalu i strachu.

    -Możesz na mnie liczyć, nie zawiodę cię.

    -Właśnie to chciałam usłyszeć.- Otarłam dłonią wilgotną twarz.- Dziękuje.  

  Spis treści zbioru
Komentarze (0)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
brak komentarzy
© 2010-2016 by Creative Media
×