Przejdź do komentarzyZapis dla powołanych - część 15
Tekst 15 z 41 ze zbioru: Zapis dla powołanych
Autor
Gatunekfantasy / SF
Formaproza
Data dodania2016-03-18
Poprawność językowa
- brak ocen -
Poziom literacki
- brak ocen -
Wyświetleń1987

Kula pierwsza / zapis 1/6


... i uciekliśmy, po raz pierwszy udając się do centrum miasta. Czułem ogromne, dziecięce niemal podniecenie, niczym dzieciak odwijający paczkę z nowym prezentem, kiedy nasz mały Mopkol zakotwiczył na jednej ze ścian obszernego parkingu. Szerokie lustra przeciwzłodziejskie odbijały nasze poruszające się sylwetki. Baczniej jednak przyglądałem się swojemu wizerunkowi niźli mojej towarzyszce. Nie należałem nigdy do wzorów ciała z antycznych rzeźb, ale widok mojego fisis wydał mi się wtedy szczególnie niedobry. Oczy, moja dotychczasowa chluba, ogromnych rozmiarów czarne kule o dziesięciocentymetrowej średnicy o pięknych, długich rzęsach były teraz szare i przemęczone, blisko trzymetrowe ramiona i krótkie nogi potęgowały dodatkowo ogrom mojej czaszki i zminimalizowaną twarz. Wiedziałem, iż będąc Kroptonoxianinen, jestem dalekim potomkiem rasy o innym niż nasz wyglądzie. Ale miałem prawo właśnie taki być. Na rodzimej planecie tak przecież wyglądali niemal wszyscy i tam jakoś nigdy nie to nie drażniło. Tutaj, na Olcoppe, było inaczej. Może dlatego, że zbiły się tu w jedną całość wszystkie możliwe cywilizacje, stanowiące mozaikę najprzeróżniejszych kształtów, rozmiarów i kolorów.

Z zamyślenia wyrwało mnie mocne szarpnięcie Ko i jej cichy, ciepły śmiech. Wówczas była moją najlepszą przyjaciółką, chociaż należała do niezbyt lubianej przez innych rasy, posądzanej o niekontrolowaną agresywność. Jej włochate plecy drgały pod wpływem odbić od wielkiego ogona, wynoszącego zgrabnie całą sylwetkę ku górze. Pomyślałem, że jest w niej coś, czego brakuje naszej rasie, lecz nigdy jej nie pokochałem – to było przecież zabronione. Ko pokazała mi tę część Urm, jakiej jeszcze nie znałem : ruchome chodniki kuliste z Syriusza A, tak szybkie, iż dotarcie do centrum nie zajmowało jakiejś dłuższej chwili. Pamiętam, że ich wibracje tak podnieciły Ko, że bez żadnej żenady musiała zadowolić się własnym ogonem.

Zapuściliśmy się głęboko w rozległe dzielnice handlowe, pełne światła, neonów i zachrypniętych okrzyków okolicznych kupców zachwalających swoje towary, prostytutek i bandziorów, lowelasów, stręczycieli i innych postaci wszelkich ras, wyznań i kolorów. Upojeni oboje wręcz nieograniczoną swobodą biegaliśmy wzdłuż wypalonych stosów atomowych, teraz służących jako pale podporowe dla ruchomych pasów jezdni. Moją uwagę zwrócił ogromnych rozmiarów budynek prezydentury.

- Patrz, Ko ! To właśnie tam siedzi ten gnojek, który rządzi i kontpsami i policją rządu.

Powiedziałem to głośno, wówczas zupełnie nie zdając sobie sprawy z tego, jakie mogło nieść to za sobą niebezpieczeństwa. Ko jednak była bardziej przytomna, momentalnie zasłaniając mi usta ruchliwym ogonem. Poczułem również na sobie ostrość jej pazurów i zrozumiałem wreszcie, czym groziło wypowiedzenie takiego zdania na środku jednej z ulic w centrum Urm-u. Ruchem głowy dała mi wyraźny znak do ucieczki. W mieście było zapewne tysiące szpicli, a i tak zwani „zwykli obywatele” mogli na nas przecież donieść za stosowną, odpowiednio w takim przypadku wysoką, nagrodę.



cdn...


  Spis treści zbioru
Komentarze (0)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
brak komentarzy
© 2010-2016 by Creative Media
×