Przejdź do komentarzyRemont tych remontów remontów. Palma de Mallorca ' 22 XI 2006 r.
Tekst 19 z 23 ze zbioru: Listy do Pawła. Palma de Mallorca
Autor
Gatunekpublicystyka i reportaż
Formaproza
Data dodania2017-04-10
Poprawność językowa
- brak ocen -
Poziom literacki
- brak ocen -
Wyświetleń2427

Zerwał się gwałtowny wiatr - tym bardziej odczuwalny, że mieszkamy na ostatnim, 7. piętrze. Nad nami jest tylko płaski - jak wszędzie na blokowiskach - dach. Na tych naszych dachach - a przynajmniej na sto procent na dachu sąsiedniego bloku vis-a-vis i nieco po skosie naszych balkonów - uwaga! trzymaj się, Paweł, krzesła! - na dachu?? wielkie dwa czarne rozbuchane rottweilery codziennie tam na te swoje pobieguszki wypuszczane rano i wieczorem zostawiają każdorazowo cenne *pamiątki*, bo... komu by się chciało oprowadzać swój zwierzyniec gdzieś jakby może choć troszkę w plener? i nieco dalej?? Prawda, że to wygodniutkie bardzo rozwiązanie? Skoro może być jakiś skrzypek na dachu, jakieś na drapaczach chmur w Chicago ule pszczele i te ogrody Semiramidy wiszące, dlaczego nie miałyby na nim być także pieseczki te nasze kochane, a tym bardziej zwłaszcza ich liczne te super kupy kup?? Te z tego dachu dwa, jak ten byk, rottweilery... Mamuniu ty moja! Niestety, od dwóch już przeszło bitych miesięcy trwa wytrwale pora sucha, więc te pokaźne po nich *pamiątki*, entre nous, jak te pokaźne meteoryty... Aromaty Majorki są nie do podrobienia :)


A domostwa tutaj, osobliwie te na tzw. starówce, buduje się od niepamiętnych czasów jak najtańszym (?? co zaraz zresztą sprawdzimy) jak najtańszym - powtarzam - nakładem sił i środków; każdy jest *wciśnięty* między pozostałe w obu pierzejach, i nie trzeba wcale wznosić jakichś głupich dodatkowych dwóch kosztownych ścian szczytowych, gdyż takowe zapobiegliwi nasi nowi/starzy dwaj sąsiedzi już własnym sumptem byli wcześniej sobie postawili. W taki oto tani sposób mniejsze i większe, a nawet całkiem duże te *chatki Puchatka* tworzą zwarty, długi na setki numerów ciąg *zaporowo-odporowy*, jak ta forteca, przez który na skróty nie przejdziesz, choćbyś ich wszystkich tym miodem smarował: żadnego przejścia, żadnej bramy na sąsiednią ulicę! i, aby dotrzeć w Palmie na zaplecze tych ramię w ramię posesji, trzeba feste drogi nakładać. U nas w Polsce wszędzie w miastach mamy istny labirynt dojść, furtek, przejść, passaży i bram, znanych mieszkańcom od powicia, i w jednej chwili potrafimy w nich *zniknąć* i *wyparować*, jak za dotknięciem tej różdżki. Na Majorce SS-mani i inni gestapowcy mieliby z prześladowanymi dużo łatwiej... Coś zmyślam? Nie. Niestety, Hiszpania w czasie ostatniej wojny światowej opowiedziała się po stronie Hitlera i *osi*, i miała swoje własne specsłużby, nie gorsze od SS.


Stare szacowne kamieniczki przy bocznych zaułkach są ciche, ilekroć byś tamtędy nie chodził, i na oko całkiem bezludne, ale jeśli uważniej spojrzysz, czasem jakieś okienko na parterze uchyli się, i na krzywy chodnik kotek z kokardką wyskoczy albo czyjaś ręka przestawi kwiatek na parapecie...


Tutaj dopiero czuć klimat dawności i trwania, czego tak podprogowo zawsze wszyscy bez wyjątku łakniemy tam, gdzie ten nasz ludzki zwariowany tumult i kotłowanina wszystko co i rusz mielą i od nowa wciąż tylko zmieniają, polepszając i burząc *stare* - tak unikalnie piękne - co było! i do góry nogami wywracając nawet to, co dopiero od wczoraj postawione jest?? Tym samym jednak owo *to co jest* - jest, jakby go wcale nie było, bo nie ma szans, żeby ktokolwiek je zdążył zauważyć i się jakoś z tym *jest* sercem związać - tak błyskawicznie jest to zmielone, polepszone i odnowione... i znika.


Coś konfabuluję? Nie. Od kilku tygodni obserwuję przez wysokie na 3-4 m ni to plandeki, ni to jakieś osłony-siatki - mające wszak tu i owdzie wielkie szpary, przez które malutki Maktarek podziwia, wtykając w nie ciekawski swój łebek, różne hałasujące okropnie potężne maszyny: wielki pod niebo żuraw budowlany w głębokim strasznym wykopie; są też warczące wywrotki, jest koparka i spychacze - obserwujemy prawie codziennie tędy spacerując w kierunku innego fajowego placyku zabaw (Marijka z wózeczka też pewnie to wszystko widzi - i słyszy!) we troje obserwujemy jakąś kuriozalną *budowę*, na której najsampierw jakaś prężna ekipa wykopała - w tej przerwie między kamienicami - głęboki mega dół i oszalowała w nim rowy - czy nie pod fundamenty wzdłuż przyszłych ścian?? ja nie architekt, ale tak to wyglądało! Budowano chyba w tym miejscu... dom-plombę? po czym któregoś dnia wjechały te wywrotki z ziemią... i całą tę potężną robotę... zasypały aż do poziomu naszego krzywego chodnika?? co dzisiaj ta sama koparka wespół z detem i zaś wywrotkami... apiać *odkopała* - ten cały pieprznik - z powrotem! i teraz wykop w tym miejscu zieje jeszcze głębszy, straszniejszy, i ludzie uwijają się tam pod naszymi nogami, jak te mrówki...


Co warty jest ludzki pszczeli trud, ludzki czas, pot, krew i łzy?? Te kosmiczne pieniądze w to wszystko utopione??


Głupota bezdenna poraża. Możesz nie wiedzieć, jak masz na imię - to normalne, że się w tych dookoła bezsensach w takim skwarze już całkiem gubisz! Porażają wagony euro złota, wyp.... one ot, tak! w błoto! w ten Kosmos!


A co! Stać nas na to? Stać!

  Spis treści zbioru
Komentarze (0)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
brak komentarzy
© 2010-2016 by Creative Media
×