Przejdź do komentarzyPół tysiąca szczęścia
Autor
Gatunekromans
Formaproza
Data dodania2018-03-12
Poprawność językowa
Poziom literacki
Wyświetleń1723

Proszę na Grzybowską, pod Hilton - rozsiadł się wygodne w taksówce i głęboko nabrał powietrze. Nie byłem tutaj ładnych kilka lat  - rozmyślał, oglądając mijane budynki.

Podróż nie trwała długo. Na schodach przywitał go hotelowy portier,  sakramentalnym...

- Czym mogę panu służyć?

- Mam zarezerwony pokój na dwa dni.

- Zatem zapraszam do recepcji, tam pan załatwi resztę formalności... pozwoli pan, że zaprowadzę.

Wiadomo było, że chodzi o napiwek, ale był przyzwyczyjony do „niezbędnika hotelowych - co łaska“.

Kiedy już dotarł na górę, pragnął tylko jednego... poleżeć sobie w wannie z zamkniętymi oczami i słuchać muzyki.

Przebrał się sprawnie, zaczesał na skroniach nieśmiałą siwiznę i westchnął:

- Latka lecą, ale czasami na „szpakowskiego“ można jeszcze niejednej zawrócić w głowie.

Kiedy zjechał na dół, zawahał się na moment, ale wybrał Pistaccio, chociaż z Mezy przyjemnie zapachniało obiadkami. Nie był jednak głodny.

Wszedł do środka i ku swojemu zaskoczeniu, po pobieżnych oględzinach uznał, że będzie ciężko o wolne miejsce. Jakby spod ziemi wyrósł  przed nim pracownik hotelu i zaproponował pomoc.

- Przepraszam bardzo, mamy dzisiaj sporo gości... może w kawiarni będzie jakieś miejsce?

- Hm, chciałbym jednak tutaj... a przepraszam, tam przy tym wielkim akwarium siedzi tylko kobieta, może tam mógłbym?

-Tak, rzeczywiście, ale ona najczęściej rezerwuje stolik i siedzi sama, ale niewykluczone, że gdy pan spyta, może pozwoli się dosiąść.

- Chciałby pan, żebym spytał tej pani?

- Ależ skąd - sam sobie poradzę. Dziękuję panu bardzo

Pracownik hotelu skinął w ukłonie głowę i odszedł bez słowa.

Kiedy dochodził do stolika i już miał pytać o wolne miejsce... stanął, jak wryty.

Olśniewająco piękna kobieta, patrzyła spod przymrużonych powiek.

- Przepraszam, wszystkie miejsca są zajęte i chciałem spytać, czy mógłbym się przysiąść do pani, jeżeli oczywiście pani pozwoli...

- Pozwolę - niech pan siada.

- Dziękuję.

Słowa utknęły mu gdzieś w krtani i chociaż nie mógł spuścić z niej wzroku, udawał, że zajęty jest przeglądaniem karty z drinkami.

- Proszę wybaczyć śmiałość i okoliczności ale nie mogę po prostu oderwać od pani oczu...

- Niech pan sobie patrzy. Patrzenie nic nie kosztuje i jeżeli sprawia to panu przyjemność, to mnie nie przeszkadza.

Czuł się nieswojo i chociaż nie był nieśmiały - zamurowało go tak, że sam siebie nie poznawał.

- Ależ ty jesteś śliczna - myślał udając, że rozgląda się po sali.

Miała piękne, zielone oczy, w migdałowym kształcie, o welurowo-aksamitnej miękkości spojrzenia. Mała torebka z dwoma kieszonkami z przodu... BAGS - przemknęło mu szybko przez głowę - mogła kosztować majątek, ale bardzo pasowała do jej jasnozielonej szmizjerki.   Przyglądał się dyskretnie  jej długim palcom, wypielęgnowanym o adamszkowo gładkiej skórze. Mały nosek i czerwone usta o niezwykłej soczystości i kształtach, jakie ogląda się w najlepszych reklamach Jade.

- Niesamowita... myślał intensywnie, jakby wyrwana z najlepszego katalogu modowego, słodka landrynka, którą można zjeść oczami.

- Wybaczy pani, że spytam. Nie umiem tak siedzieć w towarzystwie kobiety, by nie zaproponować czegoś do picia. Będzie mi wolno namówić panią na drinka?

- Jeżeli już pan tak nalega, to podwójną wódkę poproszę - bez niczego.

Zaskoczyła go szybką odpowiedzią.

- Ależ oczywiście - ożywił się, jakby przełamując lody.

Kelner zjawił się niespodziewanie szybko, mimo że sala falowała od głów.

Niekoniecznie całkiem trzeźwych.

- Poproszę dla pani podwókną czystą wódkę a dla mnie - zastanowił się krótko.

- Dla mnie sea breeze.

- Acha i proszę nie zapomnieć o limonce.

- Oczywiście proszę pana. Jak pan sobie życzy.

- Poczuł znowu w sobie tygrysa tybetańskiego i ruszył ponownie do ataku. Nieznajoma patrzyła na niego prawie obojętnie i to nie dawało mu spokoju.

- Gdy powiem, że jest pani nieziemsko piękna, to myślę, że chyba panią nie zaskoczę.

Nie raz pani to z pewnością słyszała.

- Ma pan rację. Przyzwyczajłam się.

Mówiąc to sięgnęła po papierosa. Pospiesznie wziął ze stołu jej zapalniczkę i prawie wstał, żeby jej przypalić.

- Spokojnie - ostudziła go miłym uśmiechem, pokazując w karminowym sąsiedztwie warg, białe, jak kozi ser - zęby.

- Ja muszę pani coś powiedzieć i uprzedzić, żeby nie brała mnie pani za tuzinkowego podrywacza, bo to ślepy zaułek. Nie jestem nim - pochylił się lekko w jej stronę.

- Powiedzmy, że jestem koneserem piękna. Pani uroda sparaliżowała mi zmysły.

Uśmiechnęła się delikatnie.

- Znam to, ale proszę dalej - zmrużyła znowu uroczo swoje kocie oczy, jakby szykowała się do skoku.

- Proszę mi wierzyć, że nie jestem też facetem, który nie potrafi odróżnić prawdziwego piękna od jego podróbek. Pani oczy... - zawiesił na moment głos - Można się w nich przejrzeć, jak  w najdroższych diamentach. Nie widziałem nigdy Koh-i-Noora, ale myślę, że błyszczy się podobnie, jak pani oczy.

- Interesuje się pan akwarystyką? - niespodziewanie zmieniła temat.

- Niech pan spojrzy na hotelowe akwarium za panem. Widzi pan taką rybkę przyklejoną do szyby? Przyssała się, jakby chciała pyszkiem szybę wciągnąć.

- To glonojad - Mówi to panu coś?

Z ożywieniem patrzyła na akwarium.

- Ach, kiedyś łowiłem łososie w Kanadzie, ale to nie mój sposób na spędzanie wolnego czasu. Ot, jakby przy okazji.

Poczuł, że celowo zmieniła temat, ale nie dawał za wygraną.

Sączyła wódkę przez chwilę i resztę wypiła jednym haustem. Nie mrugnęła przy tym okiem.

- Pani jest jakby z moich marzeń. Nigdy nie spodziewałem się, że ktoś taki może być całkiem niedaleko a wygląda, jak najodleglejsze marzenie, które można dotknąć dłonią.

Mówiąc to, położył dłoń na jej długich palcach. Spuściła oczy ale nie odsunęła ręki.

Patrzyła na niego tak inaczej, niż na początku. Trwało to jednak tylko chwilę. Sięgnęła po papierosa, chociaż niedawno skończyła poprzedniego.

- Pani może źle mnie teraz zrozumie, ale wiem, że jak stąd wyjdę, nie spotkam pani więcej, dlatego nie chcę wychodzić zanim czegoś nie powiem.

- Chciałem panią zaprosić do siebie, do Barcelony. Jestem tam służbowo i mam małe, przytulne mieszkanie służbowe.  Czy widziała pani kiedyś Barcelonę nocą?

Nie czekał na odpowiedź.

- Powiedzmy jakieś dwa tygodnie wspólnych wędrówek, plaże i łazikowanie po mieście. Bez zobowiązań. Ja nie mogę stąd wyjść, żeby pani nie zabrać albo przynajmniej niech pani obieca, że będziemy w kontakcie telefonicznym.

Patrzyła na niego z pewnym zniecierpliwieniem, chociaż oczy już nie były takie pewne siebie, mimo że jeszcze piękniejsze, niż wcześniej.

- Czy mógłby pan zamówić dla mnie podwójną wódkę, bez niczego?

- Ależ oczywiście - dodał, rozglądając się za kelnerem.

- Przepraszam, tak się zagadałem, że zapomniałem na śmierć spytać, czy mógłbym coś zamówić dla pani.

- Pani twarz i pani włosy, to swoisty afrodyzjak. Działa na mnie, jak wysokie napięcie.

Zaśmiał się sympatycznie z tego napięcia i cały czas wpatrzony był w jej twarz.

- Niech pan uważa, żeby nie spaliły się panu sznurowadła przy butach.

Wybuchnęli równocześnie salwą śmiechu.

- A tak poważnie. Jestem tutaj służbowo i mam pokój na górze w hotelu. Czy mógłbym zaprosić panią na szampana... powiedzmy... z truskawkami?

Przestała się śmiać i zacząła bawić się zapalniczką.

- Proszę nie odmawiać. Ja nie mogę tak odejść, żebyśmy nigdy się już nie spotkali.

- Pani... - Powiem wprost. Jesteś tak piękna, że wszystko przestaje mieć dla mnie jakiekolwiek znaczenie. Mogę zrobić dla ciebie bardzo dużo... wszystko, co zechcesz. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że spotkałem kobietę nie na chwilę, na miesiąc, ale na całe życie. Kiedy cię tutaj zobaczyłem, to po prostu oniemiałem. Mamy tylko jedno życie i tak trudno się odszukać, dobrać do siebie i przeżyć razem do końca.

Patrzyła na niego nieco wystraszona i nerwowo stukała zapalniczką o blat stołu.

- Ja nawet nie wiem jak masz na imię, ale wiem, że trafiło mnie od pierwszego spojrzenia. Jesteś zjawiskowa i niepowtarzalna, taka, jak moje marzenia o tobie. Spójrz mi w oczy. Jak masz na imię?

Zmrużyła oczy, patrząc badawczo na niego...

- Powiedz coś wreszcie - czuł, że zaraz zaniesie ją do siebie, do pokoju.

- 500 złotych.

  Spis treści zbioru
Komentarze (3)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
avatar
Dobre pióro - a mnie trudno prozą zatrzymać .
Do-,, ależ skąd sam sobie poradzę " czytałem z wielką przyjemnością.
avatar
Taaaak... Co by jednak nie powiedzieć, 500 zł za numerek to w "Hiltonie" raczej dolna półka.

No, i te po żołniersku wychylane sznapsy...

Ja bym się /na miejscu narratora/ nie zastanawiała
avatar
Adres się zgadza. Czterogwiazdkowy zresztą tylko na Grzybowskiej "hilton" dzisiaj to, jak mawiają millenialsi, żadne specjalne wow. Porównanie "zęby białe jak kozi ser" nie dodaje uśmiechowi krasy. Mówimy "skinął w ukłonie głową" nie głowę. Natrętny podryw też rodem z prowincji, i n8e chodzi o sam podryw, a o język podrywu. Nie ma tygrysów tybetańsk8ch. Reszta jak kokaina. Wciąga.
© 2010-2016 by Creative Media
×