Przejdź do komentarzySierpniowy dzień
Tekst 3 z 5 ze zbioru: zagubione dni
Autor
Gatunekobyczajowe
Formaproza
Data dodania2018-07-31
Poprawność językowa
Poziom literacki
Wyświetleń1250

Sierpniowy dzień


Jest tak pięknie.

Ach, mogłoby być tak pięknie, jest ciepło, gałązki nade mną poruszają się łagodnie, słychać szept listków, nieliczne białe obłoki sunąc ospale po niebie omijają bojaźliwie słońce. Brzoza rzuca tę odrobinę cienia, która wystarcza, aby nie było zbyt gorąco w pełnym słońcu. Powietrze wypełnia śpiew ptaków i zlewające się w jeden burdonowy dźwięk cykanie niezliczonych pasikoników.

Z dala docierają pojedyncze głosy ludzi schodzących z pól. Zbliża się południe.

Ta kłótnia leży mi na piersiach ciężkim kamieniem, jak zawsze.

Miałaś rację, że nie chciałaś, żebym kosił trawę, bardzo mnie to zmęczyło, chociaż myślałem, że taki mały kawałek... Od operacji minęło już kilka miesięcy i lekarz powiedział, że z jego punktu widzenia jestem zdrowy.

Może gdybyś powiedziała to innym tonem, może gdybyś inaczej na mnie popatrzyła.

Ale twoja reakcja na widok mnie z kosą w ręku była tak przesadzona! Zawsze mnie złości, kiedy traktujesz mnie jak kogoś niespełna rozumu. Musisz to wiedzieć; jesteśmy już tyle lat razem.

Rano czułem się dobrze. W sobotę ma przyjechać nasz syn z dziećmi. Chciałem, żeby miały gdzie pograć w piłkę. Czy to takie nienormalne? Koszenie okazało się cięższe niż myślałem; ale to nic, odpocznę teraz w hamaku i po obiedzie zgrabię spokojnie trawę, pewnie już będzie całkiem sucha.

Kapelusz spuściłem na oczy i przez wąską szparę obserwuję świat. Pewnie myślisz, że śpię.

Nie śpię, może drzemię, oczy mi się zamykają na chwilę, a kiedy je otwieram, wszystko takie samo, drzewa, ptaki i mój ból w piersi. Widzę ciebie, kiedy wychodzisz z domu, aby nie patrząc w moją stronę wylać pod płotem pomyje i za chwilę zniknąć w ciemnej sieni. Widzę, że jesteś na mnie rozgniewana, chodzisz ze spuszczoną głową, czarne włosy spadają ci na oczy, czuję twój gniew, twoje rozczarowanie, twój lęk. Idziesz z koszykiem do ogródka, przechodząc obok rosnącej przy studni wiśni przystajesz, patrzysz na wiszącą na niej kosę i rzucasz szybkie spojrzenie w moją stronę. Ten ułamek sekundy sprawia mi radość i żal. Jesteś tu, tak niedaleko, myślisz o mnie, a jednak niedostępna, za tym niewidzialnym murem.

Już tyle razy byliśmy pokłóceni, czasem z całkiem błahych powodów, czasem z poważnych, za każdym razem udawało nam się odnaleźć drogę do siebie. Dlatego tak wiele lat przetrwaliśmy razem. Ale ten czas, w którym złość jest zbyt silna, kiedy zły duch bierze górę i broni drugiemu dostępu, jest dla mnie zawsze udręką. I co z tego, że wiem, że to minie, zawsze mijało.

Może wyniosę stół na dwór, postawię pod lipą, na pewno chcesz jeść na dworze. Muszę jeszcze chwilę odpocząć i tak zrobię. Kiedy zobaczysz, że się dobrze czuję, że odgadłem twoje życzenie, uśmiechniesz się, ja przeproszę, że uniosłem głos. Uklęknę, pocałuję twoje ręce, a ty powiesz `nie wygłupiaj się`.

Tak zrobię.

Chyba drzemałem chwilę; widzę ciebie w ogródku, kucasz odwrócona do mnie plecami, listki nade mną ani drgną, nie słyszę ptaków, nawet owady ucichły, absolutna cisza. Unoszę się na łokciu, skrzypnęły sznury, co za ulga, nie ogłuchłem. Słońce zdaje się świecić prawie pionowo. Miedzą od strony sadu ktoś idzie. W rozdrganym powietrzu nie mogę rozpoznać kształtów, nawet nie wiem, czy to dorosły, czy dziecko. Patrzę na ciebie, dalej siedzisz w ogródku odwrócona tyłem.

Samotna postać przybliżyła się, dziewczyna w białej sukience, długie blond włosy opadają na nagie ramiona, chyba jest wysoka. Zapewne nietutejsza, letniczka jakaś pobłądziła wśród pól. Żeby tak podeszła bliżej; skręca w moją stronę, widzę, że idzie boso; oby stóp nie pokaleczyła na rżysku.

Ale nie, dziewczyna uśmiecha się, sięgająca pod kolana sukienka odsłania zgrabne łydki. Jest naprawdę wysoka, sporo wyższa od ciebie i szczupła, tak jak ty wiele lat temu. Jej włosy lśnią złoto w promieniach słońca, w rękach trzyma bukiet kwiatów. Wdzięcznym krokiem przestąpiła żerdź rozpadającego się płotu, rzeczywiście idzie do mnie, śmiało patrzy na mnie jasnymi oczami, rozchylone usta pokazują białe zęby. Jest śliczna. Teraz mam pewność, ona nie jest stąd.

Dziewczyna mija drzewo, do którego przywiązany jest drugi koniec hamaka, przystaje, bez słowa kładzie rękę na sznurze; jest piękna, ale ja zaczynam tak bardzo tęsknić za tobą. Ona podchodzi do mojej głowy, pokazuje z pewną dumą swój bukiecik białych konwalii. Konwalie w sierpniu? Chmura zasłoniła słońce, pociemniało, chłodny podmuch poruszył liśćmi, ty stoisz przed domem, patrzysz w moim kierunku, przewrócony koszyk leży u twoich stóp.

  Spis treści zbioru
Komentarze (5)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
avatar
Piękny i wzruszający tekst. Wyczuwam w nim wiele wątków osobistych. Może nawet całość jest realem. Piękny, barwny i bogaty język. Wydaje mi się, że brakuje przecinków przed: omijając, wylać. Może nawet całe zwroty poprzedzające wymienione słowa należałoby potraktować jako wtrącenia i wydzielić je przecinkami.
avatar
Bardzo mi się podoba! :)

Krótkie opowiadanie, a tyle w nim dobrych emocji :)

Tylko ten koniec... taki opis jakby peel widział siebie i ukochaną już z innego wymiaru. Proszę o następne opowiadanie z optymistycznym zakończeniem :)
avatar
Piórko, niestety taka ukochana na końcu po każdego przychodzi :(
Przpadek? Piszę właśnie następne banalne opowiadanie, tylko końca mu brakuje :)
avatar
Pisząc o ukochanej nie miałam na myśli "ślicznej z bukiecikiem" :) inni opisują ją w czerni.


Jeszcze raz bardzo proszę o optymistyczne zakończenie następnego :) :)
avatar
Jeżeli śmierć przychodzi tak pięknie, to co tu wiele gadać?!

Zapraszamy!
© 2010-2016 by Creative Media
×