Przejdź do komentarzySzalety miejskie w Kielcach. Przewodnik. cz. 2
Tekst 2 z 22 ze zbioru: Bizarre
Autor
Gatunekpublicystyka i reportaż
Formaartykuł / esej
Data dodania2018-11-03
Poprawność językowa
Poziom literacki
Wyświetleń1148

Łażąc po Kielcach i startując z parku, można iść na południe, albo w inne strony świata. Ja, kiedy nie mogę się zdecydować w takiej sytuacji, to używam kostki do gry albo monety. Niech los decyduje, w którą stronę mam iść. Bo trzeba obrać jakąś strategię. Ja żyję z tym mieście na tyle długo, że wiem, iż gdzie bym nie ruszył, to będzie ładnie, fajnie i ciekawie. Przy czym w kilku punktach miasta trafiamy na rozwiązania architektoniczno urbanistyczne, gdzie lewo/prawo i tył/ przód  nie wyczerpują potencjalnych możliwości. W XIX w. ktoś wpadł na pomysł, a w Kielcach wprowadzono go w życie, że od placu ulice rozchodzą się promieniście, jak promienie japońskiego słońca. Nie siatka prostopadłych ulic, ale do przodu w lewo, do przodu i do  przodu w prawo, plus podobne warianty w tył. Jak wybrać? Ja wybieram to kierując się: 1) najbliższy sklep z zimnym piwem, 2) najbliższe miejsce do wypicia takiego piwa bez kamer, 3) czy chcę gdzieś konkretnie dojść.

Główny deptak Kielc, czyli ul. Sienkiewicza, prowadzi albo do dworca PKP, albo z niego na wschód. Na obu jej końcach trafiamy właśnie na takie niejednoznacznie rozchodzące się ulice. Na wschodnim końcu stoi gmach Kieleckiego Centrum Kultury ( mają tam bezpłatny kibelek w środku), a przed nim symbol muzycznych preferencji obecnych włodarzy miasta – pomnik Milesa Dawisa.  Dziedziniec przed tym gmachem oferuje fajnie zacienione ławki. Kiedy chodziłem tam tuż obok do przedszkola ( w jednym z nich – tym tuż obok mieści się teraz siedziba Radia Em, a w tym nieco dalej, naprzeciw poczty, centrum handlowe), to w miejscu gmachu stały wielkie kamienice z – chyba – ceglaną elewacją. Kiedy zacząłem chodzić do szkoły, oni zaczęli  budować Kacek. Pokończyłem szkoły, zacząłem pracować, a w kilka lat potem oni skończyli stawiać to nowe centrum kulturalne Kielc. Na południowym wschodnim krańcu tego placu stroi pomnik pszczoły, i to chyba podświadomie kontr chrześcijańskie, bo zanim ci z pustyń tu przyszli to pszczoła była wysłanniczką bogów.  Z placu odchodzą ulice: Zagórska, Winnicka, Kościuszki, Leonarda, Żeromskiego, Sienkiewicza i ….Ewangelicka. Całe to blokowisko widziane na wschód od kaceku to piękny przykład komunistycznej architektury, takiej naprawdę solidnej, wówczas funkcjonalnej, a dziś dostosowywanej. To jedna wielka kamienica. Jedna, zwarta zabudowa, blok przy bloku,  od strony centrum jeden blok z windą, a obok stylowa restauracja „Winnica”.

Przy skrzyżowaniu Ewangelickiej i Sienkiewicza stoi jeden z najciekawszych kieleckich kościołów – kościół ekumeniczny. Czyli, że różne wyznania się dzielą jego użytkowaniem. On już wcześniej był wspólny – do dyspozycji między polskimi katolikami i ewangelickimi augsburskimi, ale rzymskokatolicy też się tu wdarli i też odprawiają tu swoje msze. To wszystko chrześcijanie, chociaż różni, ale nie słyszałem o tym, by napierdzielali się krzesełkami jak ci w Jerozolimie.


Jeżeli stamtąd pójdziemy…

Żeromskiego. Trochę pod górkę, a za światłami jeszcze bardziej pod górkę. Po lewej pozostawiamy pomnik pszczoły, potem po lewej widzimy gmach monumentalny – to jedna z siedzib Uniwersytetu Jana Kochanowskiego, wcześniej KW PZPR. . Zaś po prawej właśnie mijamy siedzibę Filharmonii Świętokrzyskiej. Ten pierwszy  to neosecesja? – nie wiem jak to nazwać – a ten drugi to właściwie sama konstrukcja , przeszklona – czy przez to dobrze doświetlona? Stoją naprzeciw siebie. Potem są światła, a przy nich bar mleczny. Za światłami po prawej jest gmach sądu. Jeszcze bardziej po prawej, przy kolejnej przecznicy, jest gmach Komendy Wojewódzkiej Policji. Do skrzyżowania z Prostą, Żeromskiego jest pod górę. Przy tym skrzyżowaniu, po lewej, stoi drewniany dom urzędniczy, sprzed II wojny światowej, dziś opuszczony po pożarze.  Potem, aż do Psich Górek, w dół.  Tam gdzie wzgórze przed, tam sklep na rogu kamienicy, a za pasami, po drugiej stronie ulicy już gomułkowskie bloki. Te bardziej w dół, ku górkom, gdy patrzę na te budynki, to takie małe hardziako twardziaki. Niskie i masywne – bloczki? Ale jaki ciekawy balkon!!! Pomieszczenia małe, tak. Po prawej starsze, bardziej gustowne, po lewej nowsze, już o wiele prostsze wersje tych bloków. A przed nami skrzyżowanie z Wojska Polskiego. Najbliższy szalet jest o dobry kwadrans spaceru. W parku miejskim, koło muszli koncertowej.  Albo na deptaku Szarych Szeregów. Przy tamtych kręciła się jakaś obsługa, więc ewentualnie potencjalnie mogliśmy liczyć na pomoc z jej strony. A ten na deptaku  jest bezobsługowy.

Zanim jednak  dotrzemy sprzed Psich Górek na deptak  w jednej z lewych przecznic możemy obejrzeć kolejną postawną budowlę – pozostałość po szpitalu dziecięcym. A cały czas mamy z górki. Przechodzimy przez skrzyżowanie zwane krakowską rogatką, bo takowa tu nieopodal funkcjonowała onegdaj. Gdy tam dochodzimy przed sobą po lewej mamy kolejny monumentalny gmach – dziś Wojewódzki Dom Kultury, nieco przed nim pomnik Czwórki Legionowej ( czterech legionistów w marszu), znany także jako „garbaci” od niesionych przez nich plecaków, a na wprost stoi pierwszy wzniesiony w Kielcach wieżowiec.  Obok stoją jeszcze dwa, ale ten był pierwszy.  Mijamy to wszystko, dochodzimy do przejścia dla pieszych na Krakowskiej za przystankiem i przechodzimy, by znów ruszyć uliczką w dół. Niemal na początku uliczki warto zwrócić uwagę na słup sieci elektrycznej, po lewej. Nie wiem czy ten styl w sztuce ma swą nazwę, ale od strony wizualnej bardzo jest bezpośredni, wręcz brutalny. Dwieście metrów, może trochę więcej w dół i mamy gustowny szalecik. Kiedyś ten przybytek nieźle mnie nastraszył. Weszedłem tam, by siknąć, do tego zadania wybrałem coś wiszącego na ścianie, co uznałem za pisuar, a kiedy zacząłem zgasło światło ( uruchamiane poprzez wejście czujnikiem ruchu). Czyżby to był bidet i ten rozpoznał, ze do niego sikam? Przestałem i światło się zapaliło. Zacząłem znów  i światło znów zgasło. Sprawdziłem, czy drzwi nie są zablokowane – oczywiście jest opcja zamknięcia się od środka na zasuwkę – nie były. Że to możliwe czytałem lat temu kilka: jedna z kieleckich spółdzielni zainstalowała czujniki moczu w windach. Sikasz w windzie? – kabina się zatrzymuje i przyjeżdżają cię ukarać, na co musisz czekać uwięziony. Ciekawe, malownicze – nie sprawdzałem.


  Spis treści zbioru
Komentarze (2)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
avatar
Okazuje się, że te kieleckie szalety są u nas wszędzie jak Polska długa i szeroka, i nad Wisłą jakaś przyjezdna ze świata dama kulturalnie wysiusiać się najczęściej nie ma gdzie. Panowie ze swoimi kurkami na stojąco załatwiają to przyciśnięci jak nie do muru, to pod drzewem; my-babeczki mamy gorzej. Kiedy mieszkałam w Ż. (vis-a-vis zresztą kościoła), na każdej mszy ludzie z dziećmi czy bez dzwonili do mnie za pilną swoją potrzebą. Oczywiście, miłosiernie ich wszystkich u siebie podejmowałam,

tylko kto za to wszystko - dodatkowe zużycie wody, papieru, mydła, ręczników, środków czystości - potem płacił??

Wracając do tekstu: te szalety - to świetny patent na bardzo ciekawą prozę publicystyczną.

Ps. Na marginesie: Kielce ze swoją oryginalną gwiaździstą zabudową placów i ulic - nie są jednak jakoś specjalnie tutaj oryginalne. Taki - gwiaździsty właśnie - jest plan starego z brodą Paryża, taki też jest odbudowany całkiem na nowo po wojennych zgliszczach i popiołach Szczecin i parę innych jeszcze naszych zrównanych z ziemią miast. Przypomnijmy: chociaż to nie do wiary, w 1945 r. nie tylko Warszawa leżała w gruzach
avatar
Nie mówiłem ( chyba), że to kielecka specyfika, ten gwiaździsty układ ulic. Nie, to XIX wieczna moda na rozbudowę miast.
© 2010-2016 by Creative Media
×