Przejdź do komentarzyInaczej niż zazwyczaj - cz. 4
Tekst 29 z 54 ze zbioru: Bywanie w akapitach
Autor
Gatunekobyczajowe
Formaproza
Data dodania2018-12-09
Poprawność językowa
Poziom literacki
Wyświetleń1186

Janeczka trzepotała się pomiędzy stołem, a serwantką z zastawą. Podekscytowana i zarumieniona. Małej trzpiotce jak zwykle nie zamykała się buzia. Hanka roześmiała się mimo woli i żartobliwie pacnęła małą po plecach ścierką.  

- Ty papugo! Jeszcze cię nie rozbolał język od tego gadania? Lepiej pomóż mi wyjąć makowiec z piekarnika, bo przypali się i będzie czarna zwęglona gruda! 

- Mamo, mamo!!! A wiesz, w tamtym roku u wujka Janka były kluski z makiem! Pyszne! Wiesz, taki makaron z mokrym makiem, z migdałami i rodzynkami!  

Hanka uśmiechnęła się na wspomnienie Janka i Małgorzaty.  

- Janeczko, weź słuchawkę telefonu. Pora złożyć życzenia. 


* * *


Małgorzata nie mogła uciszyć myśli. W ubiegłym roku Janeczka obudziła w niej tęsknotę - tęsknotę do przytulania własnego małego szkraba, do głaskania jedwabistych dziecięcych włosów. Do trzymania w swojej dłoni rączek – pulchnych i ciepłych jak poduszeczki. Odganiała te myśli jak natrętne muchy. Przecież nareszcie ma z kim zasiadać do stołu, ma komu zaparzać kawę, ma z kim sprzeczać się o polityczne poglądy w trakcie oglądania programów publicystycznych. No i ma do kogo przytulić się wieczorem, pomilczeć. A kysz, natrętne myśli! I tak życie podarowało jej coś, co zdawało się być już dawno bezpowrotnie stracone. Więc musi to szczęście pielęgnować i nie wydziwiać! 


- Ciociu Małgosiu, ciociu Małgosiu! A mama to chce zrobić z naszego makowca zwęgloną grudę! A ja bym wolała te Twoje kluski z makiem, ale mama nie umie, ja nie umiem... I wcale tego zwęglonego nie chcę! I mama prosi, żebyś dała przepis, a ja to bym wolała, żebyś przywiozła. I żebyś też przywiozła wujka Janka, bo on nie widział jak urosłam, bo duużo jadłam: serów i warzyw, i jadłam ryby, i wszystko. I kanapki też. A wujek to mówił, że mało jem i nie urosnę! Przyjedź, ciociu i weź ze sobą wujka i te kluski, plizz! 

Hanka przerwała słowotok Janeczki, wyjmując zdecydowanym gestem słuchawkę z jej dłoni.  

- Małgosiu, Janeczka ma bardzo dobry pomysł. I nie mam na myśli tych klusków. Spakujcie najpotrzebniejsze rzeczy i przyjedźcie do nas na Wigilię. Mała trajkotka będzie szczęśliwa, ja też. Nieduże to moje mieszkanko, ale pomieścimy się. W końcu nie mieszkamy tak bardzo daleko od siebie, a pociągiem podróż nie trwa długo. 


Janek mamrotał coś niewyraźnie o kolejnym szalonym pomyśle równie szalonych niewiast, o nieplanowanej podróży, szafie, którą trzeba zmieścić w walizce, kosmicznej ilości jedzenia w podręcznej torbie. Ale pod nosem uśmiechał się nieznacznie na myśl o roztrzepanej Janeczce, o jej dziecięcej paplaninie i wiecznie poczochranych włoskach. Ciekaw był też jak urządziła się Hanka w `mysiej norce`, jak nazywała swoją nową kawalerkę ze ślepą kuchnią, z zaniedbanymi przez poprzednich lokatorów ścianami, podłogami i z łazienką w rozmiarze lodówki. Ciekawe jak tam się zagospodarowała, czy sobie radzi, bo jej pensja żałośnie niska, a sporo opłat i potrzeb, gdy wychowuje się samotnie dziecko. Hanka nie miała nawet alimentów. Uśmiech znikł, a jego miejsce zajął niepokój i troska. 


* * *


W domu Małego Dziecka nie zdołał ukryć łez. Zerkał to na Małgorzatę, to znów na szeregi łóżeczek, z których docierał rozdzierający serce płacz niemowląt. Hanka wskazała im adres placówki, gdy Małgosia wyznała, że tęskni za dziećmi, że chciałaby, ale... że biologiczny zegar, że nie uda się. Janek milczał, nie zdradzając swojej opinii w tej sprawie. Ale to milczenie wyrażało wiecej, niż najgorętszy aplauz dla pomysłu siostry. Gosia podchodziła do łóżeczek. Też płakała. 


Udali się do Ośrodka. Adopcja nie jest prostą sprawą, ale właśnie szukają nowych rodzin zastępczych. Małgosia i Janek spełniają wymogi. 


* * *


Kolejna Wigilia tętniła życiem. Tym razem Hanka z Janeczką zawitały w domu Małgosi i Janka. Obie ściskały na powitanie Karolka i Jacka – bliźnięta, które właśnie kończyły trzy latka i ufnie obśliniały policzki obu nowych kuzynek. Na stole pachniał już barszcz z uszkami, karp w galarecie, kapusta z grzybami i kluski z makiem. Pośrodku, na talerzyku, opłatek. 

Przybyło zastawy. Przybyło radości i nadziei, życiowych celów i dążeń, realizacji marzeń. Ubyło złych wspomnień, rozżaleń i smutku. A choinka roztaczała blask – najbardziej magiczny z magicznych. Najwartościowszy dla tych, którzy poznali jego cenę. 





THE END

  Spis treści zbioru
Komentarze (5)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
avatar
Eh, no i się rozczuliłam na końcu...
Piękna Wigilijna ☆ opowieść, Gruszko :)
avatar
Bardzo dziękuje, Agnieszko. Trochę ckliwa, ale to w końcu Wigilijna opowieść :)
avatar
Co nas jako naród jednoczy?

Tylko wspólny język - ta tak trudna w mowie i w piśmie polszczyzna?

A może... tradycja??

Czy może wydrukowane już w kołysze poszanowanie dla wartości, wyniesionych z własnego domu?

Jako homo sapiens czegoś się od innych uczymy... czy jednak niczego?
avatar
Pieroński edytor, żeby go kule biły i kartacze!

Napisałam

WDRUKOWANE już w KOŁYSCE!!
avatar
Że ta oto właśnie przed nami optymistyczna opowieść wigilijna ma także swoje Dickensowskie korzenie świadczy również malutki jak kropka nad "i" szczegół:

THE END

(patrz finał opowiadania)
© 2010-2016 by Creative Media
×