Przejdź do komentarzyDoskonały przeciwnik
Tekst 1 z 1 ze zbioru: Opowiadania
Autor
Gatunekprzygodowe
Formaproza
Data dodania2010-09-01
Poprawność językowa
Poziom literacki
Wyświetleń3396

Dee Ming wszedł i rozejrzał się. W knajpce było potwornie nadymione i dość hałaśliwie. Nawet nie rozglądał się po stolikach, po prostu ruszył w kierunku baru, mając nadzieję, że znajdzie się tam jedno wolne miejsce. Chciało mu się piwa i było mu wszystko jedno w jakich warunkach i w jakim towarzystwie je wypije.

Miejsce się na szczęście znalazło. Usiadł, nawet nie pytając tych po obu jego stronach, czy aby na pewno jest wolne i zamówił piwo.

Kątem oka zauważył jakąś awanturę gdzieś z boku. Nie zwrócił na to większej uwagi, bo co go to wszystko właściwie obchodziło.

Okazało się, że powinno było go obejść - biorąca w awanturze udział dziewczyna, przepychająca się wściekle w kierunku wyjścia, szturchnęła go na tyle solidnie, że część jego piwa wylądowała na jego koszulce.

- Hej!! - odwrócił się do niej.

- Czego!! - warknęła na niego, zatrzymując się.

- Uważaj na to co robisz, dobrze?

- Odwal się, palancie!

Odwróciła się od niego i wybiegła z pubu.

Dee Ming wzruszył ramionami i odwrócił się z powrotem przodem do baru.

- Koleś, z szacunkiem do mojej dziewczyny, dobra? - warknął ktoś za nim, kładąc wielką, ciężką łapę na jego ramieniu.

Dee Ming popatrzył na rękę, a potem, lekko się obracając, na jej właściciela.

- Spadaj. I powiedz jej, żeby mnie więcej nie szturchała. Bo ponoszę straty materialne.

- Żarty sobie robisz, Chinolu?? - warknął facet.

- Nie, jestem śmiertelnie poważny - Dee Ming zaczynał mieć tego dość.

- Chodź na zewnątrz, to ci pokażę, jak ja poważny jestem.

- Nie mam czasu na zabawy.

- To ja się z tobą pobawię.

- Uważaj - krzyknął ktoś - Chinole znają kung fu.

- Bez awantur w moim barze!! - po drugiej stronie baru pojawił się około 40-letni mężczyzna.

- A czy ja się awanturuję? - Dee Ming wzruszył ramionami. - Ja sobie tylko siedzę i piję.

- Wynoś się - mężczyzna warknął na wielgachnego faceta. - Przez ciebie ciągle muszę wstawiać nowe szyby. Wynocha!

Facet patrzył jeszcze przez chwilę na Dee Minga, po chwili trzepnął go w czuprynę, a potem wyszedł. Dee Ming obserwował go nieco zmrużonymi oczami, a potem spokojnie wrócił do swego piwa.

Dee Ming kończył już prawie swój trunek, gdy poczuł wibracje w kieszeni. W ogólnym hałasie pubu nie było słychać dzwonka, dobrze więc, że włączył wibracje.

Wydobył telefon, odebrał, warknął do mikrofonu:

- Czekaj.

Po czym ruszył w kierunku wyjścia.

- Słucham? - spytał, gdy był już na zewnątrz, gdzie było względnie cicho.

Gdzie jesteś? - zapytał go głos syna.

- W Europie.

- Łał!!

- No łał, tak chcesz pogadać, czy coś się stało?

- Dlaczego nigdy mnie nigdzie nie zabierasz?

Dee Ming już wiedział, że nic się nie stało; no, najwyżej z matką się pokłócił.

- Masz szkołę.

- Eeee tam.

- Ucz się. Potem będziesz podróżować.

- Ucz się. Czego?

- Angielskiego na dobry początek - Dee Ming uśmiechnął się sam do siebie.

- To się uczę. Okropny język.

- Wiem. Ale inaczej się w tym wielkim świecie nie dogadasz. Oni nie mówią po kantońsku.

- To ich naucz.

- Ja? Czemu ja!?

- Bo ty jesteś wielki.

Dee Ming znowu się uśmiechnął.

- Jak mama?

- Eeeee tam.

- Co znowu zbroiłeś?

- Nic. Ona się tylko czepia.

- Od tego są mamy. Od czepiania.

- Wolałbym być z tobą.

- Może jak osiądę gdzieś na stałe. Na razie za dużo jeżdżę.

- To jeźdź, ale wygrywaj, tak?

- No przecież wygrywam.

- Wiem, zawsze oglądam w TV. Mama się wtedy złości, że się nie uczę, tylko na głupoty patrzę. Ale ja oglądam dalej.

- Ty lepiej z mamą nie zadzieraj.

- No chyba mnie nie wyrzuci!

- A kto ją tam wie!! - Dee Ming zaśmiał się.

- No tak, ciebie wyrzuciła.

- Właśnie.

- Kiedy wrócisz?

- Nie wiem.

- Ale tak mniej więcej.

- Tak mniej więcej to za dwa tygodnie powinienem już być.

- Dopiero za dwa tygodnie!!!

- To jest bardzo ważny wyścig.

- Oj, mama idzie, kończę.

- Pa - Dee Ming się zaśmiał.

Schował telefon i zapatrzył się przed siebie na krótki moment. Potem wrócił do pubu, skończyć swoje piwo.

Wracając do domu znowu zobaczył tę dziewczynę z pubu. Stała na ulicy, wyglądała jakby na coś czekała. Może prostytutka, albo co - pomyślał Dee Ming, choć wcale nie wyglądała mu na córę Koryntu.

- Przepraszam, że cię szturchnęłam - powiedziała niespodziewanie, gdy ją obojętnie mijał.

- Hmm? - obrócił się do niej nieco zaskoczony.

- Przepraszam. Po prostu chciałam stamtąd jak najszybciej wyjść.

- Okej, nic się nie stało - powiedział.

Uśmiechnęła się do niego, a on ruszył swoją drogą. Po chwili zatrzymał się i wrócił do niej.

- Jakim cudem mnie zapamiętałaś? - zapytał.

- Nieczęsto widuję blond Chińczyków - odparła. -Bo jesteś Chińczykiem, prawda?

Kiwnął głową.

- Aha - mruknął i odwrócił się, by odejść.

- Zdaje się, że naraziłam cię na straty materialne w postaci piwa, czy co tam piłeś.

Odwrócił się z powrotem do niej.

- Jesteś dość spostrzegawcza - zauważył.

- Jeżeli straty były znaczne, to mogę ci postawić kolejne w ramach rekompensaty.

Przyglądał jej się.

- Powiedz coś- roześmiała się. - Tak albo nie...

- Zastanawiam się, czy pojawi się ten wielki facet i mi natłucze.

- Nie znasz jakiegoś kung fu albo co?

- Nie.

- To co z ciebie za Chińczyk! - zaśmiała się.

- Made in China - uśmiechnął się.

- Raczej jakiś falsyfikat. Blond, nie umie się bić.

- Umiem się bić, tylko nie tak jak na filmach.

- Przyznaj się, jesteś falsyfikat.

- No dobra, marna koreańska podróbka - Dee Ming wyszczerzył zęby w uśmiechu.

- No to jak z tym piwem, koreański Chińczyku?

- Ty stawiasz.

- Ja wylałam, ja stawiam.

- Ale już nie tam - Dee Ming wskazał pub, w którym się zderzyli.

- Nie tam.

- To prowadź.

Dziewczyna ruszyła. Dee Ming powoli poszedł za nią.

- Czekałaś na kogoś? - zapytał po chwili. Trochę dziwne mu się wydało, że ona tak po prostu sobie tam stała.

- Nie - odparła.

- Często stoisz tak sobie na ulicy w środku nocy? - spytał.

Sugerujesz coś?

- Jestem ciekaw, ot i tyle.

- Nie, nie często. Właściwie to chciałam się po prostu uspokoić po awanturze z tym gościem.

- Znasz go w ogóle?

- Znam. To mój były.

- Uhm.

- Co?

Rozejrzała się i przeszłą na drugą stronę ulicy. Dee Ming za nią.

- Nic. Nie zachowywał się jak były.

- Ten kretyn nie chce tego zrozumieć. Nigdy go żadna nie rzuciła, zawsze on je.

- A czemu ty byłaś pierwsza.

- Żaden dupek nie będzie na mnie ręki podnosił.

- Dupek - mruknął Dee Ming.

- No właśnie mówię - uśmiechnęła się.

Dotarli do jakiegoś pubu. Było w nim nieco spokojniej, niż w poprzednim.

- To miejsce lubię - powiedziała.

- Często tu bywasz?

- Kiedy jestem w Silverstone, to bywam.

- Och, to ty też przyjezdna.

- Owszem, ale ja tu jestem co roku.

- A ja drugi raz.

- Dlatego nie znasz jeszcze tego pubu - uśmiechnęła się znowu.

Popatrzył na nią i zastanowił się, czy da się ją wciągnąć tego wieczora do łóżka. Wyglądała na dość chętną. Usiedli przy jakimś stoliku. Dee Ming nie lubił stolików, wolał bary i ich wysokie krzesełka, ale nic nie powiedział. W sumie to i tak nie miało znaczenia.

Kelnerka przyjęła ich zamówienie i odeszła. Patrząc za nią Dee Ming zauważył kilka rąk, zawzięcie do niego machających. Miu Wai i Chiu Wai siedzieli kilka stolików dalej. Jak tylko zorientowali się, że ich widzi, zaczęli unosić kciuki w górę, ruchem głowy wskazując na dziewczynę. Potrząsnął lekko głową, by przestali, ale oni ciągle wyrażali swój podziw i aprobatę.

- Kto to? - zapytała dziewczyna.

- Dwóch ludzi z mojej załogi - wyjaśnił jej. - Skończeni kretyni.

- Czemu, wyglądają dość sympatycznie. Szczególnie ten po lewej. Zawsze nosi tak tę bandanę?

- Bandanę, albo czapkę, ale coś na głowie ma.

- Przyjdą tu?

- Nie, nie sądzę.

- Zaśmiała się.

Dee Ming zmarszczył brwi i tupnął na nich. Obaj zaczęli się śmiać, a Chiu Wai schował się pod stołem. Wchodząc spod niego uderzył się w głowę i dziewczyna głośno się zaśmiała.

Potem odwróciła się od nich i przestała zwracać na nich uwagę. Na całe szczęście Dee Minga, bo gesty jego załogi zrobiły się o wiele mniej przyzwoite.

Zaczął się jej przyglądać. Miała długie, ciemne włosy i lekko orientalne oczy. Aż miał wrażenie, że miała w sobie azjatycką krew. I musiał przyznać, że była śliczna. Prawie nie rozmawiali. Jakiś facet podszedł do niej i coś jej szepnął do ucha, po czym odszedł. Nie wyjaśniła Dee Mingowi, kto to był, a i on się nie dopytywał. Co go to obchodziło. Nawet nie był ciekaw jej imienia. Jedyne, czego był ciekaw, to czy pójdzie z nim do łóżka. To już nawet niebyła kwestia jego chęci, a raczej prestiżu: wiedział dobrze, co się będzie działo, gdy chłopaki pójdą i powiedzą reszcie, że jej do końca nie wyrwał. Z czasem zauważył, że ona miała w tym pubie spore grono znajomych. A to jeden, a to kto inny ją pozdrowił, zagadał, zerkając równocześnie na Dee Minga, ale kompletnie się do niego nie odzywając. Nie obchodziło go to, prawdę mówiąc. Za kilka tygodni i tak już nie będzie pamiętał o tym miejscu.

Jedyne, co liczyło się dla niego w Silverstone, był tor. I nic poza tym. Po to tu przyjechał i z tym co trzeba miał zamiar wyjechać.

Skończył swoje piwo i zaczął bawić się butelką. Zerknął na chłopaków - byli zajęci rozmową. Całe szczęście.

- Jesteś tu chyba stałym bywalcem - powiedział.

- Ee, wpadam tu raz do roku.

- Wakacje?

- Praca.

- Praca, wymagająca podróży?

- Kiwnęła głową.

- To jak moja - uśmiechnął się.

- Ale tu ciebie jeszcze nie było.

- Byłem. Jakieś 10 lat temu, czy może trochę więcej. Ale wtedy wiele nie osiągnąłem.

- Teraz liczysz na więcej?

- Teraz liczę na wszystko.

- Wszystko!! - zaśmiała się. - Toru się najpierw naucz dobrze!!

- Patrzył na nią nieco zaskoczony.

- Co? - zapytała, śmiejąc się. - Pamiętasz go jeszcze?

- Trochę mnie zaskoczyłaś - przyznał.

- Czemu? Bo wiem, że jesteś jednym z najszybszych w Azji?

Kiwnął głową.

Zaśmiała się.

Poczuł lekkie ukłucie w sercu - zdaje się, że nici z przelecenia tej panienki.

Zrobił zmartwioną minę,

- Co się stało? - spytała.

- Bo myślałem, ze nie możesz oprzeć się mojemu urokowi i że tak szalenie ci się podobam, a ty tylko chciałaś na piwko z mistrzem - powiedział ze spuszczoną głową, a potem lekko ją uniósł i zerknął na nią z łobuzerskim uśmiechem. Patrzyła na niego przez chwilę, usiłując powstrzymać wybuch śmiechu, a potem powiedziała:

- A czy jedno wyklucza drugie?

- To co kłamałaś, że blond Chińczyk.

- Wcale nie kłamałam. Gdybyś miał normalne włosy, to bym cię w ogóle nie zauważyła, ale że nie masz, to zastanowiłam się skąd znam twarz tego gościa. I w końcu skojarzyłam.

- Kiedy?

- Jak zobaczyłam tych dwóch. Od razu widać, że to twoi mechanicy, a to znaczy, że przyjechałeś na tor, a to wszystko się poskładało w całość i wreszcie skojarzyłam. Kiedyś widziałam cię na jakimś zdjęciu, ale to była fota sprzed 15 lat chyba... jakoś inaczej wyglądałeś w każdym razie.

- Ty pewnie też wyglądałaś inaczej 15 lat temu...

- Wyglądało na to, że jeszcze nie stracił szans.

- Zdecydowanie inaczej, chodziłam jeszcze wtedy do szkoły.

- Nie będę pytał ile masz lat, bo chcę żyć.

Uśmiechnęła się.

- Jaki inteligentny - powiedziała.

- Jeszcze jedno, czy masz dość? - zapytał.

- Zależy, kto stawia - odparła. - Ja swoje odrobiłam.

- Moja kolej, znaczy się.

Kiwnął na kelnerkę. Podeszła, a on zamówił kolejne dwa piwa. Wiele nie mówili, zerkali tylko na siebie, uśmiechając się lekko. Ktoś go poklepał po plecach. Uniósł głowę; Chiu Wai.

- Spadamy - powiedział.

- Okej - Dee Ming przyjął to do wiadomości.

Mechanik uśmiechnął się do dziewczyny i poszedł.

- Słodki jest - zauważyła.

- Chcesz się do niego dobrać przeze mnie?

- A mam szanse?

- U mnie czy u niego?

Nie odpowiedziała.

Dee Ming miał wrażenie, że drugie piwo skończył jeszcze szybciej, niż pierwsze. A starał się pić wolniej.

- Lepiej, żebym się nie zachlewał, bo nie będę w formie - powiedział.

- Rozumiem - skinęła.

Zapłacił rachunek - tak naprawdę za obie kolejki - i wyszli.

Ruszyli w tym samym kierunku. Dee Ming nie był pewien, czy ona idzie w to samo miejsce, czy po prostu z nim. Skręcił w stronę swego hotelu, który był dość blisko, a ona razem z nim.

Zerknął na nią.

- No co? - wzruszyła ramionami. - Zgaduję, że zatrzymałeś się w Happy Duckling Hotel.

- Pokiwał głową.

- Zastanawiam się, dlaczego to się tak nazywa. To znaczy właściwie się nie nazywa, tylko ludzie wołają na ten hotel Happy Duckling.

- Nie wiem - odpowiedziała. - Tak już po prostu jest.

Weszli do hotelu, wzięli klucze, każde od swojego pokoju i ruszyli do windy. Dee Ming jechał na 2 piętro, ona na 4.

- Ciągle jesteś mi winna piwo - powiedział.

- No wiem... - mruknęła.

Popatrzył na nią. Stała z zadartą głową, patrząc na zmieniające się cyferki, informujące na którym piętrze się znajdują. Raz się żyje, pomyślał, odgarnął jej włosy, przybliżył się i ją pocałował. Odwzajemniła pocałunek. Usłyszał tylko szum otwierających się drzwi. Odkleił się od niej, chwycił za rękę i pociągnął na korytarz. Nie opierała się specjalnie. Rozejrzał się, usiłując sobie przypomnieć w którym kierunku był jego pokój.

- Jaki masz numer pokoju? - spytała.

- 265.

- Lewo.

Poszli w lewo i faktycznie, szybko dotarli do 265. Włożył klucz do dziurki, a one oparła policzek o jego ramię. Otworzył drzwi, odwrócił się do niej i znowu pocałował. Całując się wturlali się do pokoju. Nawet nie fatygował się zapalać światło, zresztą i tak było dość jasno ze względu na neony za oknem. Ściągnął z niej kurtkę, potem swoją. Jej włosy pachniały czymś, co przypominało mu zapach świeżej trawy, a to szalenie go podniecało. Dotarł już do ramion, częściowo je obnażając, gdy ona cicho szepnęła:

- Na imię mam Aniki, jeśli cię to w ogóle interesuje.

Znieruchomiał. Uniósł lekko głowę i popatrzył na nią spod uniesionych brwi.

- Aniki?? - powtórzył cicho.

- Aniki. I co z tego? - najwyraźniej nie była zadowolona nagłym ochłodzeniem atmosfery.

Cofnął się.

Jego brwi poszły jeszcze wyżej. Nie wiedział co powiedzieć.

- Wiesz... hmm... wyglądasz jak dziewczyna... ale ja...

Patrzyła na niego przez moment, a potem zaczęła się śmiać.

- Jestem 100% original - powiedziała, przyciągając go do siebie. - Mama dała mi takie imię, bo to było jedyne japońskie imię, jakie znała. Nie wiedziała, że to imię dla chłopca. A we Włoszech i tak nie ma to znaczenia. Tam nikt tego nie wie.

Objęła go ramionami i przycisnęła mocno do siebie.

- No co jest? - zapytała, szturchając go lekko biodrami.

- Ale mnie wystraszyłaś.

- Widzę.

Oparł swoje czoło o jej, a potem znowu zaczął całować. Z początku nieco nieśmiało, ale po kilku chwilach pożądanie wzięło górę i rozkręcił się na dobre.

- Ile ty masz właściwie lat? - zapytała go, gdy leżeli obok siebie, spoceni i zmęczeni.

- Trzydzieści siedem.

Wpełzła mu na klatkę piersiową i oparła się podbródkiem na skrzyżowanych rękach.

- Nie wyglądasz.

- Dlaczego mama dała ci japońskie imię?

- Mój ojciec był Japończykiem. Zginął w katastrofie lotniczej zanim się urodziłam. Mama chciała, żebym miała imię rodem z Wyspy Kwitnącej Wiśni... i stanęło na Aniki, bo tylko to jedno znała, prócz imienia mojego ojca.

- Aleś mnie wystraszyła.

- Zbladłeś jak ściana. Faceci to homofoby.

- Zaraz homofoby. Nie mam nic przeciwko gejom... dopóki się do mnie nie dobierają.

Podsunęła się nieco wyżej, by dosięgnąć jego podbródka i tam go pocałowała.

- Dasz radę jeszcze raz? - zapytała.

- A dasz radę mnie rozgrzać? - odpowiedział pytaniem.

Uśmiechnęła się łobuzersko i zaczęła go całować.

Kiedy rano się obudził, spodziewał się, że jej już nie będzie. Chyba jeszcze nigdy mu się nie zdarzyło, by jakakolwiek kobieta została całkiem do rana, zazwyczaj zmywały się wcześnie, zanim się budził. Ale Aniki spała obok. Przytulona do jego ramienia, z lekko rozchylonymi ustami, cicho oddychając. Zastanowił się, ile ta dziewczyna właściwie miała lat; bo na pewno była od niego sporo młodsza. Powoli usiadł, wyswabadzając swoje ramię z jej objęć. Mruknęła coś gniewnie, po czym odwróciła się na drugi bok. Przeciągnął się i wstał; podszedł do okna - było słonecznie i zapowiadał się dość ładny dzień. Samego toru z okna nie widział, ale widział budynki go okalające - te wyższe. Zerknął na swojego laptopa. Chiu Wai miał mu przygotować wirtualny plan toru, ale czy to zrobił, to się dopiero miło okazać. Poprzedniego wieczora w każdym razie nic na ten temat nie wspominał.

Poszedł pod prysznic. Lubił brać prysznic. Stał długo pod lejącą się mu na głowę wodą, krople ściekały z jego długiej, żółtej grzywki, na nos i podbródek. Już się ogolił i właściwie mógł już dawno temu wyjść z łazienki, ale jakoś nie miał na to ochoty.

W końcu zakręcił wodę, owinął się ręcznikiem i wrócił do pokoju.

- Ja chcę siusiu - Aniki powiedziała z pretensją w głosie.

Siedziała na łóżku, rozczochrana i z naburmuszoną miną. Wyglądała trochę jak mała dziewczynka.

- No to idź.

Wstała i nago poszła do łazienki głośno tupiąc bosymi stopami. Dee Ming przygryzł dolną wargę. Znowu nabrał na nią ochoty. Ale dziś musiał się zająć poważnymi sprawami. Po chwili usłyszał szum wody w łazience. Ona chyba też lubiła prysznice. Otworzył laptopa i uruchomił system.

- Jakiego masz ładnego Windowsa - usłyszał jej głos nad głową, a potem poczuł, jak opiera podbródek na czubku jego czupryny i obejmuje jego szyję.

- To nie jest Windows, to jest Linux.

- Aha...

Przyglądała się przez chwilę temu, co robi.

- Ucz się, ucz - powiedziała, gdy otworzył skrót do aplikacji toru, który - jak się okazało - Chiu Wai rzeczywiście przygotował.

- Usiłuję - powiedział, zadzierając głowę i patrząc na nią.

- Przeszkadzam, tak?

Co miał jej powiedzieć: `przeleciałem cię, było super, ale teraz wynocha`? Straciłby chyba wszystkie zęby. Zrobił dość niewyraźną minę.

- Okej, już się wynoszę, miszczu - uśmiechnęła się.

Obserwował ją, gdy zbierała swoje rzeczy. Zastanawiał się, czy coś się w jej kobiecej głowie rodziło; coś w stylu: to teraz znaczy, że jesteśmy razem, tak? Ostatnią rzeczą, jaką sobie teraz życzył, byłaby wisząca na nim baba. Seks jest okej, ale na tym należy poprzestać.

Wyszła. Nie wyglądała na obrażoną, ale po dziewczynach to wszystkiego można się spodziewać.

Tor był trudny. Ciekawe, że jak tu był ostatnim razem, to taki trudny mu się nie wydawał. Starzeję się, pomyślał.

- No co jest!! - nagłe wpadnięcie Chiu Wai trochę go wystraszyło.

- A ty, kurna, pukać to już nie?

- W czoło się puknij!! Patrz, która godzina! Chcesz tor na 10 minut?

- O kurwa!! - Dee Ming popatrzył na zegarek. - Nie mogłeś wcześniej przyjść??

- Czekamy na ciebie od 20 minut!! Rusz dupsko!

- Lecę, frunę!!

Dee Ming chwycił kurtkę i obaj dosłownie wybiegli z hotelu.

Bolid był gotowy, a cała załoga dość wściekła.

- Ja rozumiem, że bal z panną, ale przegiąłeś - skomentował Tomy.

Dee Ming zerknął na Chiu Wai i Miu Wai. Obaj ostentacyjnie odwrócili wzrok z niewinnymi minami. Dee Ming szybko się przebrał - to był chyba jego życiowy rekord szybkości - i wskoczył do bolida.

- Wszystko na miejscu? - zapytał go Tomy, zaniepokojony najwyraźniej pośpiechem swego podopiecznego.

- Tak.

- Kask.

Dee Ming zasłonił twarz maską i włożył kask.

- Masz 15 minut - Tomy postukał mu w kask. - Chcę zobaczyć maksimum okrążeń, jakie dasz z siebie wycisnąć. Jasne?

Dee Ming pokiwał głową.

- Po piątym zmiana kół.

Dee Ming znowu potwierdził, kiwając głową.

Tomy odsunął się od bolida i poszedł na start.

Wirtualnie to nie to samo, co w praktyce... Można nauczyć się zakrętów, do pewnego stopnia wiedzieć jak szybko da się je pokonywać bez wyłożenia się, ale adrenalina tylko w prawdziwym pędzie się pojawia. Uczenie się toru było dla Dee Minga zawsze najnudniejszą rzeczą, ale sama jazda, nawet próbna, to było to, co uwielbiał najbardziej. Po piątym okrążeniu zajechał do mechaników, którzy natychmiast przystąpili do zmiany kół i sprawdzania stanu pojazdu. Zerknął na Tomy`ego; ten pokręcił głową. Znaczy: nie poszło mu za dobrze. Zacisnął zęby. Teraz postara się bardziej.

Mechanicy odskoczyli i Dee Ming ruszył dalej, kątem oka zauważając, jak Tomy wyłącza stoper, liczący czas zmiany kół. Przy kolejnym mijaniu mety Tomy zamachał na niego flaga, oznaczającą przedostatnie okrążenie. Dee Ming przyśpieszył: nie ma to jak doskonały finisz. Na ostatniej prostej dodał gazu, a po przejechaniu linii zajechał do mechaników. Miu Wai pomógł mu wyjść z bolida. Tomy stał obok, obserwując Dee Minga, a potem powiedział spokojnie:

- Za pierwszym razem poszło ci tak sobie. Stać na więcej, po zmianie kół poszło ci jeszcze gorzej.

- Jechałem szybciej.

- Szybciej, nie znaczy lepiej. Nie wygrasz, jeżeli się rozwalisz po drodze.

- Nie rozwaliłem się.

- Tym razem. Słuchaj, ty się musisz skupić na tym, co robisz! - Tomy zaczął wykład. - Znasz tor?

Dee Ming kiwnął głową.

- No to wykorzystaj tę wiedzę, do jasnej cholery!! Pędź jak szalony na prostych, ale opanuj się na zakrętach, bo wylądujesz na barierce, zamiast na mecie. Jasne?

- Tak.

- Cieszę się. A teraz się zwijamy.

Dee Ming się skrzywił.

- Nie wykręcaj gęby - warknął na niego Tomy. - W końcu to twoja wina. Coś ty robił całe rano??

Miu Wai zrobił ruch biodrami. Dee Ming kopnął go w pośladki.

- Odp...

- Spokój! - Tomy był najwyraźniej zły.

- To się więcej nie powtórzy - obiecał Dee Ming.

- Mam nadzieję.

Kilkanaście metrów dalej zajechał kolejny bolid. Wysiadł z niego drobny facet i zaczął rozmawiać z innym, najprawdopodobniej swoim trenerem.

- Kto to jest? - spytał Dee Ming.

- Jakiś Japoniec. Teraz nie pamiętam nazwiska. Jakoś na S.

- Taki mały i kusy, że faktycznie Japoniec - mruknął Chiu Wai.

- Co to za bigoteria!! - zaśmiał się Dee Ming.

- Popatrzymy, jak mu idzie? - nieśmiało zaproponował Dao Lok.

Wszyscy popatrzyli na niego.

- W sumie... można by... - niepewnie poparł go Miu Wai.

- W końcu bardziej swój, niż cała reszta ludzi w kolorze świnek... - stwierdził Dee Ming.

-... i czekolady - dokończył Dao Lok.

- Z jakimi rasistami ja się tu zadaję!! - krzyknął Chiu Wai, wznosząc ręce ku niebu.

- Nieważna solidarność - powiedział Tomy. - Trzeba poznać wroga. Popatrzymy i zobaczymy, czy to godny przeciwnik.

- Nie lubię godnych przeciwników - powiedział Dee Ming, szczerząc zęby w uśmiechu. - Lubię wygrywać.

Wszyscy się zaśmiali.

Poszli na trybuny poprzyglądać się Japończykowi.

Im dłużej obserwowali jazdę, tym bardziej Dee Mingowi rzedła mina.

- Dobry jest, skubany - Dao Lok powiedział w końcu głośno to, co myśleli wszyscy.

- Trochę aż za bardzo godny ten przeciwnik - bąknął pod nosem Dee Ming.

- Cykasz? - zapytał go Miu Wai.

Dee Ming strzelił go kantem dłoni w czubek głowy.

- Chodźcie stąd - Chiu Wai wstał. - Bo jak to widzę, to mi się płakać chce.

- Co, nie wierzysz we mnie? - złowieszczo zapytał go Dee Ming.

- Ty widziałeś w jakim tempie oni obsługują jego bolida?? - Chiu Wai zrobił wielkie oczy. - My to chyba na zwolnionym tempie działamy.

- Nie jest tak źle - powiedział bez przekonania Dao Lok.

- Trzeba nad tym popracować - powiedział poważnie Tomy. - Trzeba duuuuużo pracować.

- Odezwał się... facet ze stoperem - uśmiechnął się Miu Wai.

- Widzisz tego gościa? - Tomy wskazał palcem Dee Minga. - Chcesz, żeby zakończył karierę z pucharem w ręku, czy żeby cię źle wspominał, bo jesteś ślimak?

- Coś ty taki poważny dzisiaj?

- Zły. I wcale nie jest mi do śmiechu. Połowa zawodników jest połowę młodsza od niego.

- No to co? - zaatakował Dee Ming. - To nie jest bieg przez płotki, gdzie się liczy sprawność fizyczna tylko i wyłącznie i mi serducho siądzie, albo co. Doświadczenie to też coś.

Tomy popatrzył na niego.

- Prawda. I dlatego uważam, że powinieneś wygrać ten wyścig. A jeżeli zawalisz, to cię zabiję. Co ze mnie byłby za trener, gdybym nie zmusił cię do wygrania wyścigu, w którym masz tak ogromne szanse.

- O! - Dee Ming uniósł palec. - I na tym poprzestańmy.

- Żreć!!! - powiedział Miu Wai, wstając.

- Nie, no jak ty się wyrażasz!! - Chiu Wai się roześmiał.

- Autentycznie, chodźcie gdzieś coś podjeść - Dao Lok ruszył w kierunku wyjścia. - Trochę zgłodniałem od tego CZEKANIA! - ostatnie słowo zostało wykrzyczane Dee Mingowi w twarz.

Dee Ming wzruszył tylko ramionami.

Poszli cała zgrają do małej knajpki, serwującej pizze.

- Ciekawe, czy mają tu jakieś normalne żarcie – mruknął Miu Wai, czytając kartę dań.

- Jesteś w Europie, jedz po europejsku – szturchnął go Chiu Wai.

- Jestem Chińczykiem.

- No to co? Trzeba poszerzać horyzonty.

- To ty poszerzaj horyzonty, a ja wieczorem pójdę poszukać miejsca, gdzie normalnie dają jeść.

- Lepiej powiedz od razu, że pójdziesz na podryw.

Kelnerka wzięła ich zamówienie, a oni cierpliwie – we względnej ciszy – czekali na swoje pizze.

Dee Ming był zamyślony. Przyglądał się uważnie Japończykowi na torze i wiedział, że to będzie trudny przeciwnik. To był ktoś, kto mógł go pokonać.

- O której jutro zaczynają zawodnicy? – Dee Ming spytał Tomy’ego.

- Nie wiem.

- Mógłbyś sprawdzić?

- Czemu? Chcesz się wcisnąć w wolną chwilę?

- Nie. Chcę na nich popatrzeć.

- Patrzenie ci nic nie da, musisz się z nimi pościgać.

- To swoją drogą, ale chcę wiedzieć, czego się spodziewać.

- Zobaczę, dam ci znać wieczorem.

- Okej.

- A ty się skup na tym, co masz zrobić. Żadnych dziewczyn i innych zbędnych spraw.

- Jasne.

Tomy pokiwał głową i uśmiechnął się do Dee Minga. Ten próbował odwzajemnić uśmiech, ale wyszło mu to dość nieszczególnie i w wyniku końcowym na jego twarzy pojawił się bliżej nieokreślony grymas.

- Chyba nie cykasz? – spytał go Dao Lok.

- Tak jakby straciłem trochę pewność siebie, jak zobaczyłem tego Japończyka.

- To lepiej ją odzyskaj, bo inaczej nic nie wygrasz – powiedział Tomy.

- Wiem, wiem... – mruknął bez przekonania Dee Ming.

Po południu znowu był na torze. Chciał go sobie dokładnie obejrzeć. Razem z Kitem chodził, przyglądając się zabezpieczeniom na zakrętach.

- Wcale nie jestem pewien, czy to, czy te tu rzeczy mogą ochronić mi życie – powiedział.

Kit zerknął na niego.

- One nie mają chronić ciebie, tylko widownię przed twoim bolidem.

- Dzięki za pociechę.

- Ach, to miałem cię pocieszać?!

- W jakiej jestem formie?

- Dobrej.

- Ale tak szczerze. Chcę wiedzieć. Chcę wiedzieć na co mnie stać.

- Ah Ming, masz tyle lat ile masz. Wyglądasz na kilka mniej, jesteś zdrowy i w pełni sił. Jest wszystko w porządku. Czym się przejmujesz? Czy może też powinienem zapytać: czym się martwisz?

- Nie wiem. Po prostu chcę wiedzieć, czy mam realne szanse. Nie chcę się zbłaźnić.

- Jeżeli chodzi o twoją kondycję, to tutaj jestem zupełnie spokojny.

Szli przez chwilę w milczeniu.

- Zastanawiałeś się, co potem?

- Potem?

- Po wyścigu. Po tej części życia. Co będziesz robił?

- Nie wiem. Na pewno postaram się poświęcić więcej czasu synowi. A poza tym... chyba nawet o tym nie myślałem.

- Tak pytam, z ciekawości. Mam wrażenie, że jesteś zdenerwowany – Kit zauważył po chwili.

- Jestem. Nawet nie wiem czemu. W końcu to nie pierwszy wyścig, poza tym widywałem trudniejsze tory.

- Może dlatego, że jest ostatni. Każdy chce skończyć w chwale.

- Może. Pewnie tak. Chociaż nie czułem się tak, dopóki nie zobaczyłem tego Japończyka.

- Tu cię boli!

Dee Ming wzruszył ramionami.

- Powinieneś się rozerwać.

- Eeee...

- Poważnie. Pomyśleć o czymś innym. Zapomnieć.

- Tomy każe mi się skupiać.

- Tomy nie jest psychologiem.

- Ty też nie.

- Psychologia jest obowiązkowa na studiach medycznych, coś tam liznąłem.

- Super. Powiedz to Tomy’emu. Bo jak zacznę się rozrywać sam z siebie, to on mi potem głowę urwie.

- Seks to lekarstwo na wszystko. Wyrwij jakiś towar, zabaw się, Tomy nie musi wiedzieć.

- Wczoraj już wyrwałem.

- I jak się czułeś rano?

- Świetnie, tylko że wtedy jeszcze nie widziałem tego Japończyka.

- Tym bardziej wyrwij coś dziś. To się tak zmęczysz, że mózg nie będzie myślał niepotrzebnie o rzeczach, na które i tak nie masz wpływu.

- Czy to jest polecenia pana doktora?

- Traktuj to jak instrukcje twojego osobistego lekarza.

- Jesteś moim osobistym lekarzem.

- No więc właśnie.

Skończyli obchód toru i ruszyli z powrotem do hotelu.

Popołudnie Dee Ming spędził na pracy. Odpuścił sobie już uczenie się toru, zajął się natomiast studiowaniem listy zawodników i tym, co osiągnęli. Nigdy do tej pory czegoś takiego nie robił. Zaczął się zastanawiać, czy to nie objaw jakiejś niezrozumiałej paniki; zawsze chciał wygrywać, ale nigdy nie miało to takiego symbolicznego znaczenia, jak teraz i może właśnie dlatego tak go ta cała sytuacja stresowała.

Zgłodniał, zszedł więc do restauracji na dół, ale nim coś sobie wybrał, to mu apetyt w zasadzie przeszedł. Zamówił tylko jakąś sałatkę i herbatę. Potem ruszył z powrotem do pokoju.

Do windy pakowała się właśnie jakaś wycieczka, która najwyraźniej akurat skądś wróciła, postanowił więc pójść schodami.

- Cześć przystojniaku – usłyszał za sobą głos Aniki.

Odwrócił się.

- Cześć, śliczna.

Uśmiechnęła się do niego i podeszła bliżej – a może po prostu szła do góry. Szli obok siebie przez moment, aż dotarli do drugiego piętra i Dee Ming skręcił w lewo do swojego pokoju. Złapała go za pasek od spodni. Zatrzymał się i obejrzał na nią. Obawiał się tego i zdaje się, że słusznie: ona sobie teraz uzurpowała do niego jakieś prawa.

- A może powtórka? – zapytała.

- Uniósł lekko prawą brew.

- Powtórka... – powtórzył w zamyśleniu.

- Zajęty jesteś? Toru się uczysz?

- Nie, okazało się, że dość dobrze go pamiętam.

- Trochę relaksu ci nie zaszkodzi. Mnie też nie.

Przyglądał jej się przez chwilę. W końcu stwierdził, że nie uzurpowała sobie żadnych praw, interesował ją po prostu seks.

Zmrużył oczy, a potem się uśmiechnął, chwycił ją za rękę i pociągnął za sobą. Doktor kazał, prawda?

Najpierw podszedł do laptopa, by go zamknąć, ale ona już w drodze zaczęła go rozbierać.

- Co ja takiego w sobie mam? – zapytał, wysupłując ręce z do połowy ściągniętej z niego kurtki.

- Nienawidzę blondynów... – powiedziała. – Ale uwielbiam skośne oczy – dokończyła po chwili.

Zamknął laptopa i odwrócił się do niej. Natychmiast go pocałowała.

Kochali się nie mniej dziko, niż poprzedniej nocy, ale rano on nie był już zdziwiony widząc ją obok siebie. Zaczynało mu się to podobać: dziewczyna pojawiała się i robiła co do niej należało, bez zbędnych ceregieli i zawracania głowy. A potem znikała, gdy nie była potrzebna.

Wstał, wziął szybki prysznic i siadł do laptopa. Ciągle nie wiedział, jak się nazywał Japończyk, a Tomy nie poinformował go o rozkładzie ćwiczeń na torze na dziś. Musiał się najwyraźniej upomnieć.

Wszedł na stronę wyścigów i zaczął przeszukiwać listę uczestników.

Sorimachi. Japończyk nazywał się Sorimachi.

- Ciekawa lektura – powiedziała nad jego głową Aniki.

Nie usłyszał, jak wstała i do niego podeszła.

- Mam jeszcze trochę czasu do ćwiczeń, a nie chcę go tracić.

- Zrozumiałe.

Przesunęła ręce po jego głowie od tyłu do przodu, mierzwiąc mu włosy i zrzucając długą grzywkę na oczy. Cmoknął ją w dłoń.

- Mam sobie iść? – zapytała.

Nie było w jej głosie cienia złośliwości.

- Nie wiem – odpowiedział.

Zaczęła masować jego ramiona.

- Nie – powiedział.

Mam przestać?

- Nie, nie idź. Rób to, co właśnie robisz, dalej.

- Mogę zrobić więcej.

- Zrób – uśmiechnął się psotnie.

Pocałowała go w szyję.

- Jak bardzo więcej sobie życzysz?

- Na całego. Zobaczymy na co cię stać.

- Już ty dobrze wiesz, na co mnie stać.

Jej ręce oparły się na jego klatce piersiowej. Po chwili obeszła go dookoła i usiadła na nim okrakiem.

- Zostaw tę machinę – powiedziała, chwytając jego głowę w obie ręce.

Popatrzył na nią.

- Ależ ty masz apetyt – zaśmiał się.

- Mam apetyt na ciebie.

- Zaśmiał się znowu.

- Zaczęli się całować. W trakcie przeniósł ją na łóżko.

- Od dawna je rozjaśniasz? – zapytała, gdy się z niej zsunął, ciężko oddychając.

- A jakieś dwa czy trzy miesiące temu mi odbiło.

- Ach, to widać, bo masz akurat dwu-trzymiesięczne odrosty.

- Co mam?

- A długo taki będziesz?

- Dopóki nie odrosną.

Potargała jego czuprynę.

- Idź już – powiedział nagle.

Popatrzyła na niego zaskoczona.

- Idź, bo cię zjem, albo będziemy tu szaleć cały dzień, a ja mam inne sprawy – pochylił się nad nią i pocałował.

- Zaraz uciekam.

- Nie zaraz, teraz.

- Ale wrócę...

- To groźba, czy obietnica?

- To zależy. Boisz się, czy cieszysz, gdy to mówię?

- Zaśmiał się.

Usiadła.

- Dobra, idę. Ja też mam sprawy i jakieś zajęcia.

Wyciągnął się na pomiętej pościeli i obserwował ją, jak się ubierała.

- Nie ma to jak zaprzyjaźniać się z torem - powiedział Tomy, uważnie obserwując Dee Minga.

Ten tylko wzruszył ramionami.

- Wskakuj - Chiu Wai odsunął się od bolida, by Dee Ming mógł się do niego dostać.

Wsiadł.

- To nawet nie są eliminacje, po prostu próbujesz na ile ich stać i na ile możesz sobie pofolgować - Tomy nachylił się nad nim z kaskiem w ręku.

- Wiem - mruknął Dee Ming.

Zaraz obok nich było stanowisko ekipy Japończyka. Sorimachi pojawił się w kasku i stanął przy swoim bolidzie. Założył rękawiczki, a potem rozejrzał się; zauważył Dee Minga i mu pomachał, a potem uniósł w górę kciuk. Dee Ming uśmiechnął się, uniósł rękę, wysunął kciuk, a następnie ustawił dłoń w pozycji poziomej i lekko nią pokręcił. Potem roześmiał się. Szkoda, że nie widział miny Japończyka.

- Zastanowiło skąd ta sympatia. Czyżby więzi między Azjatami?

Tomy wepchnął mu w ręce kask i odsunął się od bolida.

Dee Ming ruszył na start. Czuł jak serce mu wali; zawsze waliło, aż do momentu samego startu, kiedy to wszystko przestawało mieć znaczenie i był już tylko on i jego bolid.

Ruszył... Jeszcze na początku zerkał na bolid Japończyka, który jechał tuż przy nim, ale potem przestał zwracać na niego jakąkolwiek uwagę i skupił się na samej jeździe. Dopiero na ostatnim okrążeniu zerknął w prawą i lewą stronę, czy gdzieś jego przeciwnika nie widać. Był sam - nikogo przed nim, nikogo obok. Ci za nim się nie liczyli. Dziób bolida pojawił się po lewej stronie na ostatniej prostej.

- Ming, Sorimachi finiszuje - usłyszał głos Tomy`ego w słuchawce.

O nie... - mruknął Dee Ming i przyspieszył.

Metę przejechał pierwszy, pół bolida przed Japończykiem.

Zajechał do swojej ekipy.

- Mocny jest - powiedział Miu Wai, gdy Dee Ming zdjął kask.

- Pół bolida to dużo - zaczął Tomy - ale nie wystarczająco dużo.

- Wiem. Mam wrażenie, że on się dopiero rozgrzewa - Dee Ming zerknął na Japończyka, który gramolił się ze swojego pojazdu. Ten najwyraźniej zauważył, że Chińczyk patrzy w jego stronę, bo powtórzył jego gest z kciukiem. Dee Ming z kolei powtórzył gest Sorimachiego. Potem przestał na niego zwracać uwagę.

- No, to zacząłeś ładnie - powiedział Kit.

- Tomy nie jest zadowolony - Dee Ming się uśmiechnął.

- Nie spoczywaj na laurach - Tomy popatrzył na nich, a potem też się uśmiechnął. - Moim zadaniem jest zawracać ci głowę.

- Wiem - pokiwał głową Dee Ming. - Aż za dobrze wiem. Bez ciebie siedziałbym teraz w jakimś biurze i przystawiał stempelki na dokumentach.

- I pamiętaj o tym - Tomy pogroził mu palcem.

Wieczorem Dee Ming postanowił sobie trochę pofolgować. Wyskoczył do pubu, który pokazała mu Aniki. Nie, wcale nie chciał jej tam spotkać i wcale nie szedł tam, by na nią trafić. Po prostu chciał się napić piwa, a ona przecież mówiła, że to fajne miejsce.

Usiadł - swoim zwyczajem - przy barze i zamówił Heinekena.

- O, witam - klepnął go ktoś w ramię i usiadł obok.

- Yoshiki - Dee Ming skinął głową. - I ty tu?

- Jak widać.

- A czyim to bolidem się teraz opiekuje niesławny Hashimoto Yoshiki?

- Niesławny?

- No co, zostawiłeś mnie w połowie sezonu... dla dziewczyny - ostatnie słowa wypowiedziane zostały z głośną pretensją. Po chwili Dee Ming uśmiechnął się. - Mam nadzieję, że była tego warta.

- Ee, i tak już nie jesteśmy razem.

- No to kijowo. Ja nie mam mechanika cud, ty nie masz dziewczyny.

- Czyżbyś nie znalazł nikogo na moje miejsce?

- Całe stado. Żaden tak dobry jak ty. Gdzie teraz robisz?

- Tu.

- Sorimachi?? - Dee Ming zapytał z lekkim niedowierzaniem.

Yoshiki tylko pokiwał głową.

- Ten facet mnie prześladuje chyba.

- Facet??

- Nieważne. Jesteś tu z kimś, czy się ze mną napijesz?

- Jestem tu z kimś, ale się z tobą napiję. Bo cię lubię.

- Obóz wroga normalnie... - Dee Ming uśmiechnął się.

- Zaraz wroga. Zresztą i tak skopiemy wam tyłki.

- Żartujesz chyba. Dziś nie daliście rady.

- E tam. Dziś się nie liczy. Czajenie się na przeciwnika.

- Ale ja już swoje wyczaiłem - Dee Ming wyszczerzył zęby.

- Nie bądź taki pewny siebie.

- Nie jestem. Ani trochę nie jestem.

- Ani ciut ciut?

- Ani ciut ciut. Jestem po prostu najszybszy, najprzystojniejszy, najsympatyczniejszy i najskromniejszy. Jedyna moja wada to to, że się nie doceniam.

- Właśnie widzę.

Powód, dla którego Dee Ming wcale nie poszedł do tego pubu, nagle do nich podszedł.

- Znacie się, chłopcy?

- Znamy – Dee Ming pokiwał głową.

Yoshiki przyglądał się mu przez dłuższą chwilę uważnie, a potem popatrzył na Aniki.

- Kiedyś robiłem dla tego drania. Uważaj na niego, to łobuz.

- Lubię łobuzów – Aniki oparła się na ramieniu Dee Minga, a druga ręka powędrowała pod jego kurtkę i oparła się na jego piersi.

- Tego powinnaś unikać.

- Eee tam...

- Lepiej go słuchaj – uśmiechnął się Dee Ming.

- Nigdy nikogo nie słucham. Tylko w pracy go słucham, w pubach niech sobie gada co chce.

- No to nigdy, czy tylko w pracy? – Yoshiki uśmiechnął się podstępnie.

- Głupi jesteś – warknęła na niego, śmiejąc się. – Czy ja też dostanę piwo?

- Nie – Yoshiki pokiwał głową. – Ty możesz dostać co najwyżej soczek.

- A ty co, jej starszy brat jesteś?

- Nie. Ale ktoś musi pilnować tej lafiryndy.

Przyskoczyła do Japończyka i solidnie grzmotnęła go w klatkę piersiową.

Dee Ming patrzył przez chwilę, jak się “biją”, a potem zastanowił się, co ona właściwie robiła w tym świecie wyścigów. Dziewczyny były zazwyczaj czyimiś dziewczynami, więc albo gdzieś tu był jej samiec i on mógł mieć kłopoty, albo była czyjąś byłą – i też mógł mieć kłopoty – albo była tu sama z siebie, bo lubiła wyścigi, albo została w środowisku po jakimś byłym. Grunt, żeby mu nikt jaj nie oberwał za spanie z nią. Co ciekawe, ona wcale nie miała najwyraźniej zamiaru ukrywać, że go zna i że to nie jest znajomy od “cześć”. Świadczył o tym chociażby fakt, iż po “bójce” z Yoshiki znowu wróciła do niego, znowu oparła się na jego ramieniu i przytuliła policzek do jego.

- Czy wy... tego? – zapytał Yoshiki.

- Czy my tego? – Aniki nachyliła się i zajrzała Dee Mingowi w twarz.

- Tego i tamtego – odparł.

- No to moja pomyłka. Ming, uważaj na nią, to łobuz.

- Za późno – Dee Ming uśmiechnął się lekko.

- No i coś ty zrobił z włosami??

- A co, nieładnie?

- A mówią, że to Japończycy robią idiotyczne rzeczy z włosami... – Yoshiki przewrócił oczami.

- Ty się, Hashimoto, uspokój – Dee Ming wyciągnął nogę, by kopnąć Yoshiki, ale ten się usunął i siedzący Dee Ming go nie dosięgnął.

- Tak jest, Hashimoto, uspokój się – poparła Dee Minga Aniki.

- Nieeee, no tego już za wiele. A ty co, Brutusie!! Judaszu!!!

- Z tym się trzyma, z kim się śpi.

- A z tego żyje, co się je. Kocham ośmiornice... choć się ich brzydzę – zaśmiał się Dee Ming.

- Błeeeee – wyraziła swoją opinię Aniki.

- Nie, no jesteście niemożliwi!!

W pewnym momencie Dee Ming poczuł, że Aniki cała się spięła. Zerknął na nią; patrzyła w kierunku wejścia, stał tam wielki facet, przez którego go poszturchnęła kilka dni wcześniej.

- Yoshiki, jak nie będę wstanie się podnieść, to odtransportujesz mnie do Kita, dobrze?

- Do Kita? Do twojego doktorka? Dobra... ale o co chodzi?

Dee Ming poczekał chwilę, a kiedy wielki facet był już na tyle blisko, by ich zauważyć, obrócił się do Aniki, przyciągnął ją do siebie, chwycił jej głowę w dłonie i mocno pocałował. Momentalnie zatopiła palce w jego czuprynie. Całowali się szaleńczo przez chwilę, a potem odkleili się od siebie i oboje popatrzyli na Yoshiki, który przyglądał się im z lekkim uśmiechem, oparty łokciem o bar.

- Usiadł przy stoliku i udaje, że nie widzi, ale zakatrupi was oboje – powiedział w końcu Japończyk.

- Jestem desperado – warknął Dee Ming.

- Jesteś. Ścigasz się w bolidzie, do tego trzeba być desperado – pokiwał głową Yoshiki.

- Idzie tu – szepnęła Aniki.

Dee Ming nie popatrzył w kierunku niedźwiedzia, po prostu przyciągnął ją znowu i wsunął język w jej usta.

Yoshiki wydał z siebie jeden gwizd.

Dee Ming doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że wielki facet stanął koło nich i coś zamówił. Potem stał, czekając, aż mu się poda napitek. Chińczyk miał to w nosie, podobało mu się prowokowanie faceta, bez względu na to, jak to się mogło skończyć. Tego wieczora Aniki szalenie mu smakowała i miał nadzieję, że ona miała na niego taką samą ochotę, jak on na nią. Z jej gardła wydobył się pomruk i właśnie w tym momencie Dee Ming poczuł, że ktoś go puka w ramię. Niechętnie odkleił się od Aniki i popatrzył – niedźwiedź stał nad nimi.

- Kolego...

- Tak? – Dee Ming zrobił niewinną minę.

- Mogę z nią chwilę porozmawiać?

- Jesteśmy zajęci – Dee Ming udawał, że w ogóle nie wie, co jest grane.

- Widzę. Ale jednak chciałbym z nią porozmawiać.

- Dee Ming popatrzył na przytuloną do niego Aniki.

- Chcesz z nim rozmawiać? – zapytał.

- Nie – odparła.

- Hm, ona nie chce z tobą rozmawiać.

- Ale ja chcę.

- Dee Ming wzruszył ramionami.

- Ale ona nie chce.

Niedźwiedź nachyli się do jego twarzy.

- Żółtku... – warknął groźnie.

- Tak, białasie?

Wielki facet zmrużył oczy, patrzył przez chwilę na Dee Minga, a potem odszedł, klnąc.

- Jezu, myślałam, że ci da w pysk – szepnęła Aniki. – Naprawdę się wystraszyłam.

- Mam nadzieję, że podobałbym ci się nawet bez zębów.

- Ty mi się będziesz podobać zawsze – cmoknęła go w policzek.

Cudowna była. Musiał to przyznać. No, no, żebym się nie zakochał, bo to już przesada, pomyślał sobie.

- Myślałem, że cię rozwali – powiedział cicho Yoshiki, nachylając się do nich, by mogli go usłyszeć.

- Ja też – przyznał Dee Ming.

- Może idźcie, zanim on zmieni zdanie, co?

- To nie jest głupia propozycja – poparła go Aniki.

- Nie będę się spierał – Dee Ming wstał i utopił rękę w kieszeni, szukając pieniędzy.

- Ja stawiam – Yoshiki uniósł rękę. – Masz takie cojones, że należy ci się piwo ode mnie.

Aniki już ciągnęła Dee Minga w stronę wyjścia.

- Dzięki. Jeszcze się na pewno zobaczymy – Chińczyk klepnął Yoshiki w ramię.

- Niewątpliwie.

Wyszli. Dee Ming objął Aniki i nieśpiesznie poszli w kierunku hotelu.

Następnego dnia obudził się wcześnie. Właściwie to Aniki go obudziła, zbierając się do wyjścia.

- Już? – zapytał zdziwiony.

- Już co?

- Już idziesz?

- Idę. Muszę się doprowadzić do porządku przed wyścigiem.

- Okej – mruknął i wtulił się w poduszkę.

- Pocałowała go w nos i wyszła.

Cholera, zakochałem się – mruknął do siebie. – Ciekawe, komu, zołza, kibicuje.

Bo najwyraźniej nie jemu. Jeżeli Sorimachiemu, to pobije Japońca o całego bolida.

Dee Ming był jakoś dziwnie spokojny. Ogólne zamieszanie jakoś mu nie przeszkadzało, a bieganina nie irytowała. Może to była kwestia pewności siebie. Nie zwracał też specjalnie uwagi na ekipę Sorimachiego. Japończyk był ważny tylko na torze, poza nim był jedynie powietrzem. Czasami stawał przy bolidzie i rozglądał się uważnie, usiłując znaleźć w tłumie Aniki, ale jak do tej pory nigdzie jej nie zauważył. W zasadzie mógł po prostu spytać o to, z kim tu była, ale jakoś nie chciał. Wolał dowiedzieć się sam.

- Czas na ciebie - Tomy podał mu kask.

Dee Ming wziął go i wskoczył do bolida. Powoli ruszył na start. Chwilę potem, kątem oka, zauważył bolida Sorimachiego zajeżdżającego obok. Popatrzyli na siebie, pomachali sobie, a potem obaj popatrzyli przed siebie. Dee Ming pomyślał, że to chyba jest właśnie eleganckie sportowe zachowanie: najwięksi przeciwnicy odnoszą się do siebie z sympatią. Bo co by nie mówić - chciał Japończykowi skopać tyłek, ale prywatnie kompletnie nic do niego nie miał. Pewnie mógłby go nawet polubić, gdyby go tylko poznał.

Wystartowali. Dee Ming czuł lekkie wstrząsy; chłopcy coś źle dokręcili, albo on był przewrażliwiony. Wszystko jedno, nie miał zamiaru zjeżdżać.

- Wszystko jest na miejscu? - spytał Tomy`ego.

- Jasne. A co?

- Trzęsie.

- Chcesz sprawdzić?

Dee Ming nie odpowiedział od razu, bo właśnie wjechał na zakręt.

- Nie - odparł, gdy znów był na prostej.

Wiedział, że Tomy uprzedzi chłopaków, żeby wszystko sprawdzili, gdy zjedzie na zmianę kół.

Sorimachi zjechał szybciej. Musiał mieć dobry dzień.

Dee Ming uniósł maskę kasku i Kit podał mu wody na słomce.

- Gdzie trzęsie? - spytał Dao Lok.

- Nie wiem - odpowiedział Dee Ming. - Po prostu jakoś bardziej trzęsie.

- Większy przegląd?

- Ile to zajmie?

- Przynajmniej dwie minuty więcej.

- Nie ma mowy!

- Zjeżdżasz, jak tylko będzie się działo coś niepokojącego - zaznaczył dobitnie Dao Lok.

Dee Ming skinął głową i opuścił maskę.

Kilka sekund później był znowu na torze, usiłując dogonić Sorimachiego.

- LEWO!! - ryknął nagle Tomy.

Dee Ming aż się skrzywił.

- SKRĘCAJ W LEWO!!

Nie będę tracił czasu na skręty, pomyślał Dee Ming. I nie miał zamiaru nikogo przepuszczać. Huk za nim sprawił, że rozkaz Tomy`ego, wwiercający się w jego uszy, stał się natychmiast zrozumiały. Szarpnął lekko kierownicą w lewo, ale nie wiedział, czy było już za późno, czy po prostu i tak nie miał wiele szans na ucieczkę.

Obok niego przekoziołkował jeden bolid na dziobie, kolejny na koziołkującego wpadł z ogromnym impetem spychając go całkiem z toru, a trzeci spadał z góry, gdzieś od prawej strony, prosto na tor tuż przed Dee Mingiem. Nie było czasu na skręty, jedyne co mógł zrobić, to przyśpieszyć, by uniknąć zmiecenia przez lecący z góry bolid. Tak też zrobił; może by się udało, ale jakiś odłamek innego pojazdu rąbnął go w dziób, skutecznie zwalniając i wyraźnie poczuł szarpnięcie, kiedy spadający bolid o niego zahaczył.

- Kurwa!! - zaklął, ale nie zwolnił.

Miał zamiar dokończyć ten wyścig, szczególnie, że były to eliminacje. Może powtórzą, a może nie, kto ich tam wie.

Nie czuł żadnych wyraźnych czy niepokojących zmian, jechał więc dalej.

W jakim jesteście stanie? - usłyszał spokojniejszy już nieco głos Tomy`ego w słuchawce.

- Okej - odpowiedział krótko.

Przynajmniej on okej, bo nie wiedział za bardzo, ja się czuje bolid. Nic nie wskazywało na szkody, ale w końcu nie wiedział, czy się mu na przykład ogon nie kopci.

- Forsowałeś go – powiedział Tomy, kiedy siedzieli już w pubie, omawiając całe eliminacje.

- Mogłem szybciej – odparł Dee Ming.

- Może i mogłeś, ale musiałbyś wysiąść z bolida – powiedział Dao Lok. Jego mina świadczyła o tym, że nie żartuje.

- Czego wy dziś wszyscy ode mnie chcecie? – warknął Dee Ming.

- Zdecydowano, że eliminacje zostaną powtórzone – powiedział Tomy. – Po karambolu wielu zawodników nie dało rady ominąć bolidów w kawałkach, walających się po całym torze.

- Twarde życie i los zawodnika – Dee Ming wzruszył ramionami.

- Tak, ale do mety dojechało was zaledwie kilku. Trochę nieciekawy wyścig to by był.

Dee Ming po raz kolejny wzruszył ramionami. Niewiele go to interesowało, mógł się ścigać nawet milion razy.

W drodze do hotelu Dee Ming uznał, że skoro jest w złym humorze, a był w złym humorze, to musi sobie go jakoś poprawić.

Dowiedział się w recepcji numer pokoju Aniki i ruszył na czwarte piętro.

Zapukał. Nikt nie otwierał. Zapukał jeszcze raz, robiąc się zły. Ciągle cisza. Klnąc cicho pod nosem ruszył korytarzem w stronę schodów.

- Dee Ming? – usłyszał za sobą.

Szła w kierunku swego pokoju od drugiej strony korytarza.

Obrócił się i na nią patrzył.

- Coś się stało? – spytała.

- Mam zły humor i potrzebuję poprawiacza. Masz jakieś plany na wieczór?

- Nie znudziłam ci się jeszcze?

Potrząsnął głową, a jego żółta grzywa zatrzepotała.

- Wieczór mam zajęty, ale noc wolną.

Pokiwał głową jakby ze zrozumieniem; w rzeczywistości zirytował się jeszcze bardziej.

- Przyjdę do ciebie później – powiedziała, kiedy się już odwracał, by ruszyć w stronę schodów.

- Okej – odparł nie obracając się do niej.

Był diabelnie zawiedziony, choć przecież wiedział, że nie musiała być na każde jego zawołanie.

Wrócił do swojego pustego pokoju i jakoś samotnie mu się zrobiło. Pomyślał, że mógłby zadzwonić do syna, ale w Hong Kongu była teraz pewnie jakaś idiotyczna godzina nocna i nie chciał dzieciaka budzić. Szkoła ważniejsza od jego własnej samotności.

Usiadł w fotelu w ciemności i popatrzył w okno, za którym migał jakiś neon.

Wstrętne czarne myśliska się przyplątały. “Co potem?” Co po wyścigach? Co będzie robił? Na trenera się nie nadaje, bo zbyt szybko cierpliwość traci, mechanik też byłby z niego kiepski... Więc co? Ma w domu siedzieć?? Jakim domu?? Przecież on właściwie nawet nie miał domu. Hotele to jego dom, a załoga to jego rodzina.

Z paskudnych myśli wyciągnęło go pukanie.

- Aniki? – zawołał w kierunku drzwi.

Drzwi się otworzyły i dziewczyna weszła. Zamknęła za sobą drzwi – był pewien, że zapali światło i będzie zadawał pytania w stylu: co tu tak ciemno; i natychmiast pożałował, że przyszła; ale ona nic takiego nie uczyniła, tylko podeszła do niego, usiadła na poręczy fotela i zatopiła palce w jego włosach. Popatrzył na nią, a potem ściągnął ją z oparcia na swoje kolana, objął mocno i wtulił się w jej piersi.

- Mógłbym się w tobie zakochać – mruknął.

- To się zakochaj. Przyda mi się wreszcie porządny facet, ciągle na same dupki trafiam.

Objęła go i oparła policzek na jego głowie.

Nie chciało mu się nic, nie chciało mu się ruszyć, dobrze mu było tak jak było, jak tak siedzieli, żadnych pytań, zbędnego gadania, po prostu czuł ciepło jej ciała, słyszał jej cichy oddech i czuł jej palce na ramionach. Tak było fajnie. Tak mogłoby być zawsze.

Ale nie mogło być zawsze.

Uniósł głowę i popatrzył na nią.

- Możesz iść do swoich spraw. Nie mam już na nic dzisiaj ochoty.

- Może masz ochotę na towarzystwo? Kobiety służą jeszcze do innych rzeczy, niż seks, wiesz?

Uśmiechnął się blado.

- Kiepskie dziś ze mnie towarzystwo.

- Mnie tam odpowiada.

Została.

Zamówili sobie późną, lekką kolacje do pokoju, głównie milcząc. Później Dee Ming rozkręcił się trochę, opowiadając o Dee Lai. Słuchała z uśmiechem jego opowieści o synu i, mimo iż żadne tego typu słowo nie padło, wiedziała, że Dee Ming jest ze swej latorośli bardzo dumny. To w jaki sposób o nim mówił, wyraźnie o tym świadczyło.

Została na noc, ale nic się nie zdarzyło; Dee Ming po prostu wtulił się w nią i usnął. Była nieco zawiedziona, ale rozumiała, że był w takim nastroju, że po prostu potrzebował czyjejś bliskości, nie seksu.

Rano oboje obudzili się wcześnie. Po krótkiej walce o łazienkę – którą wygrała Aniki – ona poszła do siebie, a on zaczął przygotowywać się do kolejnych eliminacji.

Usiłował się skupić. Czuł się o wiele lepiej, niż poprzedniego wieczora, na tyle lepiej, by wesoło pomachać do Sorimachiego, którego zauważył dopiero, jak ten wsiadał do bolida. Japończyk odmachał mu równie wesoło.

- Gotowy? – zapytał Dee Minga Tomy.

- Na podbój świata – Dee Ming założył maskę i kask. – Tylko już tak nie wrzeszcz mi do ucha jak ostatnio.

- Jak nie będzie karamboli, to nie będę wrzeszczał.

Dee Ming już miał wsiadać do bolida, gdy kątem oka zauważył, że Dao Lok leży na ziemi za pojazdem i czemuś się uważnie przygląda. Podszedł do niego i kucnął:

- Co jest?

- Tu – Dao Lok wskazał pewien punkt.

- Rysa. Albo pęknięcie.

- Będzie okej – powiedział Dee Ming.

- Jeśli będzie się rwało, to nie będzie – Dao Lok wstał. – Będę tego pilnował.

Dee Ming skinął głową i wskoczył do bolida.

Zajechał na start; Sorimachi już tam był. Popatrzyli na siebie. Potem równocześnie wznieśli kciuki w górą i – także równocześnie – przekręcili je do poziomu. Dee Ming się zaśmiał. Bez względu na rezultat wyścigu musiał pójść z tym facetem na piwo. A może to był tylko jego dobry nastrój.

W tej chwili na pewno był winien wielkiego buziaka Aniki, która wczoraj wykazała takie zrozumienie.

Wystartowali.

- Nie forsuj – usłyszał w słuchawce Dee Ming.

Ale on już przyjął swoją strategię. Miał zamiar jechać dość stonowanie i dopiero pod koniec ładnie przyfiniszować. Nie można ścigać się bezrozumnie, trzeba mieć jakąś strategię, szczególnie przy takim przeciwniku jak Sorimachi, który najwyraźniej doskonale wiedział co robi.

Tym razem nie czuł, żeby coś trzęsło. Albo wtedy mu się wydawało, albo chłopcy wszystko ładnie wyregulowali.

Zjechał do boksu. Sorimachi właśnie z niego wyjeżdżał.

- Masz stratę do niego około 34 sekund – poinformował go Tomy.

- Około? A dokładnie? – zaśmiał się Miu Wai.

Dee Ming czekał spokojnie na zmianę kół. Z mniejszym spokojem zerkał na Dao Loka, który przyglądał się uszkodzeniu bolida. Mina mechanika świadczyła o tym, że ani trochę nie podobało mu się to, co się tam działo.

Wszyscy mechanicy odskoczyli i Dee Ming ruszył dalej.

Ciągle siedział na ogonie Sorimachiego. 34 sekundy to mnóstwo czasu, chyba nieco więcej, niż chciał, ale ciągle do odrobienia.

Przy drugim zjeździe do boksu uważniej obserwował Dao Loka.

- Jak? – zapytał go, ruchem głowy wskazując tył bolida.

- Gorzej – Dao Lok pokręcił głową.

- Skąd to?

- Przypieprzył w ciebie tamten spadający bolid.

Dee Ming skrzywił się.

Po chwili był znowu na torze.

Czas najwyższy dogonić – a raczej przegonić – Sorimachiego.

Przycisnął pedał gazu obydwoma stopami, by mu się jedna nie ześlizgnęła i przyśpieszył. Chciał odzyskać kilka sekund na najbliższej prostej. Potem był dość ostry zakręt, ale zaraz za nim dłuższy odcinek prostej i tam miał zamiar się solidnie rozpędzić.

Wyprzedził dwa bolidy, siadając Sorimachiemu na ogonie. Japończyk chyba się nieco zirytował, bo przyśpieszył.

- Nic ci to nie da – mruknął Dee Ming.

Do boksów zjechali niemal równocześnie.

- Ładnie – Tomy był najwyraźniej usatysfakcjonowany. – Obyś tak samo jutro na torze szalał.

Dee Ming popatrzył na niego poważnie. Potem zerknął na ekipę Sorimachiego. Wydawało mu się, że tamci pracują szybciej. Całkiem zapomniał o uszkodzeniu z tyłu bolida i nie zwracał uwagi na Dao Loka, który je uważnie studiował.

Sorimachi ruszył ze dwie sekundy przed nim. Dee Ming zrobił się zły na swoją ekipę, ale po chwili mu przeszło. Sorimachi najwyraźniej ruszył na zimnych oponach, bo wpadł w poślizg – gdyby wyruszyli z boksów równocześnie niewątpliwie by się zderzyli. Chińczyk zgrabnie wyprzedził przeciwnika i po chwili był już na torze, podczas gdy Sorimachi dopiero do niego podjeżdżał.

Do końca wyścigu Dee Ming nie pozwolił się Japończykowi dogonić. Metę przejechał jako pierwszy.

- Witaj, miszczu!!! – Kit pomógł mu wysiąść z bolida.

- Tomy – Dee Ming popatrzył na swojego trenera. – Ile zyskałem na jego poślizgu, a ile naprawdę na torze?

- Wygrzebał się z tego w ciągu trzech sekund. Reszta jest twoja.

- Co za głupek startuje na zimnych oponach!!! – wykrzyknął Miu Wai.

- Ja kiedyś też tak wystartowałem – powiedział Dee Ming.

- To nie jak ja dla ciebie pracuję.

- Nie. Wtedy w ekipie był jeszcze... Hashimoto... – Dee Ming popatrzył na ekipę Japończyka; Yoshiki tam był, najwyraźniej wściekły. Znowu popełnił ten sam błąd.

Sorimachi zatrzymał bolida, wyskoczył z niego i machnął coś ręką do Hashimoto. Potem zdjął kask, maskę, rąbnął kaskiem w bolida z całej siły, po czym rozrzucił włosy na ramiona wściekłym trzepnięciem głowy.

Dee Ming znieruchomiał.

Jak mógł się tak dać nabrać!!!!

Aniki Sorimachi popatrzyła na niego, potem powoli podeszła.

- Gratulacje, mistrzu. Ale jutro nie wpadnę w poślizg.

Dee Ming nie odpowiedział. Czuł się oszukany. Ona cały czas wiedziała, wszystko przed nim ukrywała.

- Czemu mnie okłamałaś? – spytał w końcu.

- Ja? Kiedy?

- Nigdy nie powiedziałaś, że to ty jesteś Sorimachi.

Patrzyła na niego milcząc.

- To nie była żadna tajemnica – powiedziała w końcu. – Nigdy nic nie ukrywałam, zresztą myślałam, że wiesz.

- A niby skąd?!!

- Wystarczy kojarzyć fakty. O co ci chodzi?? – zirytowała się nagle.

- Zejdź mi z oczu!! – odwrócił się od niej i odszedł, uderzając kaskiem o udo.

Patrzyła za nim jeszcze przez chwilę, potem rozejrzała się po jego ekipie, która się jej przyglądała z ciekawością, a potem wróciła do swojego boksu.

- Myślałem, że ona się popłacze – skomentował Chiu Wai.

- Kurka, nie sądziłem, że Sorimachi to dziewczyna – zdziwił się Miu Wai.

- A sądziłeś, że to dziewczyna, którą Dee Ming posuwa? – Chiu Wai popatrzył na kuzyna.

- No nie. Kurka, ale numer.

- Przestańcie – Kit zmarszczył brwi. – to wcale nie jest śmieszne.

- To jest doskonały materiał na kochanie: lubi wyścigi, sama się ściga, w sam raz dla Dee Minga – powiedział Dao Lok. – No dobra, poplotkowalim, a teraz do roboty. Trzeba zająć się tym uszkodzeniem.

Dee Ming wrócił do hotelu wściekły. Czuł się oszukany, zdradzony, prawie zgwałcony. Suka jedna, wykorzystała go po prostu. Trudno mu było w sumie stwierdzić, do czego go mogła wykorzystać, ale pewnie chciała go wybadać, albo coś takiego.

Był rozżalony.

W toalecie, oddając mocz, popatrzył na swojego penisa i burknął do niego:

- Nigdy więcej już cię nie posłucham.

Dopiero teraz potrzebował pocieszenia. Kogoś, kogo mógłby bez ceregieli przelecieć, a potem – również bez ceregieli – wyrzucić z pokoju i sobie w spokoju zasnąć, niczym się nie przejmując.

Czemu mu nic nie powiedziała??

Potrząsnął głową. Te jego rozważania są jakieś idiotyczne, brzmi to tak, jakby mu na niej zależało, albo coś. Dobrze mu się ją pieprzyło, ale na tym koniec.

Naprawdę był tak niedomyślny, że nie skojarzył faktów??

Głupia dziwka.

Uderzył pięścią w stół, aż laptop podskoczył.

Zwykła dziwka, idzie do łóżka z byle kim. Z nim poszła od razu, zaraz pierwszego wieczora. Normalna puszczalska. Ciekawe, ilu jeszcze zaliczyła w ciągu tych kilku dni.

Odchylił się na oparciu do tyłu. Co go to wszystko?? Jutro miał najważniejszy wyścig w życiu – a już na pewno w tym roku – a on się babą przejmuje.

Jasne... ta baba mogła odebrać mu puchar!!

Tego by nie zniósł. Nie dość, że go tak nabrała, to jeszcze teraz odebrałaby mu zwycięstwo. Niedoczekanie!! Zerżnie jej tyłek na torze tak samo jak w łóżku!! Albo jeszcze lepiej!!

Pukanie.

Wstał i poszedł otworzyć drzwi.

- Kit – uśmiechnął się.

- Jak się czujesz?

- W związku z czym? – Dee Ming zapytał podejrzliwie.

- Jutrzejszym wyścigiem, a czym niby?

- A... spoko... chyba.

Kit uśmiechnął się i wszedł.

- Trochę się dziś zdenerwowałeś – zauważył Kit.

- No i co z tego?

- Nie atakuj mnie, Ming. Tak sobie stwierdzam.

- Przepraszam.

- Chcesz pogadać?

- Nie.

- Okej. Daj mi jakiejś wody z sokiem.

Dee Ming podszedł do barku i wziął szklankę.

- Kit... jak mi dziś poszło? Ale tak szczerze.

- A czy ja się na tym znam?

- Przestań. Jak?

- Na moje oko doskonale. Byłeś za nią, ale ją wyprzedziłeś. Nie sądzę, by ten poślizg wiele ci dał, bo ona bez problemu by to nadrobiła.

- Nie zniosę, jeśli jutro mnie prześcignie.

- Co cię boli, Ming?

- Hm?

- Co cię boli. To, że mógłbyś przegrać z dziewczyną?

- Nie, nie o to chodzi.

- Podoba ci się, o to?

- Nie. Właściwie sam nie wiem. Po prostu mnie wkurzyła, czemu nic mi nie powiedziała?

- Może myślała, że wiesz.

- A niby skąd?

- A skąd ona wiedziała kim ty jesteś?

- Dobra, nieważne. Nie będę sobie zawracać tym głowy – Dee Ming podał szklankę z wodą Kitowi, a potem usiadł obok niego.

Lekarz przyglądał mu się uważnie przez chwilę, a potem napił się trochę.

- Odstresowujący masażyk? – zapytał.

- Jak najbardziej – Dee Ming uśmiechnął się słabo.

- Jutro musisz być skupiony. Żadnych dystrakcji. Tylko wyścig.

- Tak będzie. To zbyt ważny wyścig, by go zawalić.

Dee Ming wstał, zdjął koszulkę, a potem rozłożył materac na podłodze i położył się na nim.

Kit usiadł obok, zwilżył dłonie olejkiem, który przyniósł ze sobą i zaczął masować ramiona Dee Minga.

- Ale supeł – mruknął, wbijając łokieć w bark Dee Minga i poruszając nim lekko.

- Ałć!

- No ałć! Gdzieś ty się tak załatwił?? Starzejesz się, Ming, starzejesz.

- Jeszcze tylko jutro. Potem mogę skostnieć.

- Idź dziś wcześnie spać. Jutro wcześnie wstań.

- Jutro wielki dzień. Jak pierwszy dzień w szkole.

- Właśnie. Pamiętaj o tym. Taki dzień jest tylko raz w życiu. Jeden jedyny.

Kit – Dee Ming nagle obrócił się na plecy i popatrzył na przyjaciela.

– Ekipa wie, że to koniec. Nie sądzę, żeby Tomy planował zostać bez pracy. Znalazł sobie już jakiego podopiecznego?

- Nie.

- Ale już szukał?

- Nie.

- Nie??

- Tomy całą energię poświęcił tobie. I dzisiejszemu wyścigowi. Nie interesowało go szukanie innego dzieciaka pod opiekę. Potem sobie kogoś poszuka.

- Potem, czyli od jutra.

- Jutro to też potem. Co się martwisz?

- Trochę bezrobotnymi was zostawiam.

- Nie martw się o nas, my sobie poradzimy. Pytanie brzmi: co z tobą? – Kit obrócił Dee Minga z powrotem na brzuch i kontynuował masaż.

- Nie wiem. Ja też nie myślałem o tym, co będzie potem. To ‘jutro’ bardzo szybko nadeszło, szybciej, niż się spodziewałem.

- Przydałaby ci się Japonka z małymi stópkami, która by ci po pleckach pochodziła – zażartował Kit... i natychmiast pożałował swoich słów, bo dotarło do niego, że to dość drażliwy temat w tym momencie.

- Odpierdol się.

- Przepraszam, to miał być taki niezwiązany z niczym dowcip.

Dee Ming mruknął coś tylko gniewnie.

- Ktoś puka – powiedział Kit, patrząc w kierunku drzwi.

- Nic nie słyszałem.

Przez chwilę trwali w bezruchu, nasłuchując i faktycznie – rozległo się pukanie.

Dee Ming wstał i podszedł do drzwi.

Otworzył je... i natychmiast zatrzasnął Aniki przed nosem. Potem położył się na materacu jak gdyby nigdy nic.

- To nie było grzeczne – skomentował Kit.

- Bo wcale nie chciałem być grzeczny.

- Jak sobie chcesz. Ale myślę, że ci zalazła za skórę, skoro cię tak to wszystko ubodło.

- Tak, zalazła. Wkurwiła mnie.

- Wkurwiła, bo zalazła. Coś do niej czujesz.

- Gówno prawda... – znowu pukanie. Dee Ming nawet nie zareagował. – Czuję wściekłość. To wszystko.

- Teraz. A wczoraj.

- Wczoraj chciałem ją wydymać. Dziś już nie chcę. Te kilka razy mi starczy.

Kit nic nie powiedział, uśmiechnął się tylko do siebie. Znał Dee Minga na tyle dobrze, by wiedzieć, co się dzieje w farbowanej głowie kierowcy.

- Pukanie powtórzyło się.

- Dobra, starczy tego dobrego – Kit wstał. – Teraz relaks. A ja idę coś zjeść.

- Idź. Smacznego.

- Widzimy się jutro.

- Uhm.

Kit wyszedł.

Aniki stała przy drzwiach. Kit zamknął je za sobą i popatrzył na nią.

- Jest wściekły na ciebie – powiedział.

Wiem. Ale ja naprawdę niczego nie miałam zamiaru przed nim ukrywać. Zresztą... myślałam, że wie, że to ze mną się przede wszystkim ściga.

- Tłumaczenie niczego nie zmieni. Musi się uspokoić.

- Cholera. Męska godność. Wkurza go, że dziewucha może go pobić.

- Nie sądzę, żeby to o to chodziło – ruszyli korytarzem w kierunku windy. – Tu chodzi o ciebie i tylko o ciebie. Jemu się wydaje, że go oszukałaś celowo i to go boli.

- A ty? Ty mi wierzysz?

- Tak.

- To czemu on nie?

- Nie wiem.

Czekali na windę w milczeniu.

- Myślisz, że mu przejdzie i da się z nim pogadać? – zapytała.

- Tak, ale zanim do tego dojdzie, to on już stąd wyjedzie.

- Tak po prostu? Bez słowa?

- Zależy ci na nim? – Kit na nią popatrzył.

- Zaskoczyło ją to pytanie. Nigdy się nad tym nie zastanawiała.

Wzruszyła ramionami.

Drzwi windy się otworzyły. Kit stanął jedną nogą w środku i obejrzał się na Aniki.

- Powiem ci coś: to jest wspaniały facet i jeśli go chcesz, to go bierz. Ale jest też uparty. Więc jeżeli interesuje cię tylko do łóżka to sobie odpuść, bo więcej łez z tej walki wyjdzie, niż przyjemności z jego wacka.

Wszedł do windy i czekał, aż drzwi się zamkną. Aniki patrzyła na niego.

Nie wróciła dobijać się do pokoju Dee Minga, by mu tłumaczyć. No przecież tylko jego wacek ją interesował!!

Skoro tak, to czemu było jej tak przykro, że jemu było przykro?

Dee Ming obudził się dość wcześnie. Poprzedniego wieczora bał się, że przez to wszystko nie będzie mógł usnąć, ale obawy te były płonne. Spało mu się dobrze. A teraz obudził się rześki i pełen pewności w swoje zwycięstwo.

Szybki prysznic, krótki telefon do Tomy`ego, by upewnić się, że nic mu się nie pomieszało i dobrze pamięta godzinę, o której ma się stawić na torze.

Ogólny harmider dookoła świadczył o tym, że jest to dzień wyścigu - nie jakieś tam eliminacje, choćby nie wiadomo jak emocjonujące, ale wyścig w swej własnej, bezpostaciowej osobie.

Dee Ming unikał patrzenia w kierunku boksu Aniki. Kit miał nadzieję, że Chińczykowi przejdzie złość przez noc, ale tak się nie stało.

Pucowanie bolida, dyskutowanie strategii... czyli to wszystko, co było przed każdym wyścigiem.

- Pamiętaj o zwiększaniu docisku skrzydła - mówił Tomy. - Bolid mam masę możliwości manewru, a ja czasami mam wrażenie, że ty o tych możliwościach całkiem zapominasz. Wykorzystuj je.

- Jasne - Dee Ming pokiwał głową.

- I nie forsuj bolida. Masz do tego tendencje.

- Jasne.

- I przestań powtarzać ciągle `jasne`, bo mam wrażenie, że mnie nie słuchasz... - Tomy skrzywił się.

- A ci tu czego? - Dee Ming patrzył na coś ponad ramieniem Tomy`ego.

Trener obrócił się i zobaczył dwóch mężczyzn z komisji.

- Coś zmalowaliśmy? - spytał cicho Miu Wai.

Okazało się jednak, że goście byli nie do nich, tylko boks obok - do Aniki Sorimachi.

Podeszli do niej i jej trenera i coś zaczęli mówić.

- Nonsens!! - krzyknęła nagle dziewczyna.

- Proszę się uspokoić - powiedział podniesionym głosem jeden z mężczyzn z komisji.

- Nie!!! Do tej pory było wszystko w porządku, dlaczego tym razem nie jest!!! - Aniki była wyraźnie rozwścieczona.

Dee Ming mimowolnie przysłuchiwał się rozmowie.

- Dane świadczą, że nazywa się pani Aniki Sorimachi. To by świadczyło, że zawodnik jest mężczyzną.

- No i co z tego??

- Ale okazuje się, że nie jest...

- Wywalacie mnie za to, że nie jestem samcem?? Zdurnieliście!!!!!!!! - ryknęła.

Jej trener chwycił ją za łokieć, usiłując uspokoić. Ale ona nie miała zamiaru się uspokoić.

- Nigdy nie powinna pani startować. Potem zostanie zdecydowane, czy anulować dotychczasowe zwycięstwa.

- CO??????? !!!!!!!

Dziewczyna wyglądała, jakby chciała faceta uderzyć.

- Przecież kiedyś musiało się wydać.

- Co wydać, kretynie!!! - Aniki miotała się po boksie. - To nigdy nie była tajemnica!!! Nigdy nie ukrywałam, kim jestem!!

- Nie ma powodu do zdenerwowania. Ale jest pani zdyskwalifikowana.

- Dlaczego?? Gdzie jest napisane, że kobietom nie wolno startować!!

- Gdzie jest napisane, że wolno? - odezwał się drugi z komicji.

Pierwszy popatrzył na niego, pokręcił głową, a potem rzekł:

- To nie są wyścigi mieszane. Co prawda nie jest wyraźnie napisane, że są tylko dla mężczyzn, ale jest to traktowane jak założenie domyślne. Dlatego pani nie ma prawa startować.

Aniki rzuciła się w jego kierunku, ale Hashimoto ją złapał i powstrzymał.

- Pani start byłby nielegalny.

Powiedziawszy to, obaj odwrócili się i ruszyli z powrotem. W międzyczasie wyjęli jakiś papier i zaczęli go studiować.

Dee Ming popatrzył na Aniki. Była rozsierdzona do granic możliwości. W zasadzie to się jej nie dziwił. Też by był. I też uważał - pomimo swojej złości na nią - że to nie jest w porządku. Ale gdy pytał sam siebie, czy się cieszy, że stracił najgroźniejszego przeciwnika, to nie potrafił na to odpowiedzieć; z jednej strony zwycięstwo miał prawie w ręku, ale z drugiej zwycięstwo okupowane pokonywaniem jej smakowałoby lepiej.

Zauważył, że faceci z komisji wracali. Czyżby jeszcze mieli dla niej jakieś niespodzianki?

Ale oni nie szli do jej boksu, tylko do jego.

Podeszli do Tomy`ego. Dee Ming zbliżył się do nich i ani trochę nie podobało mu się to, co usłyszał.

-...raport dowodzi, że bolid nie jest w pełni sprawny.

- Rozumiem - odparł Tomy.

- A ja nie - wtrącił się Dee Ming.

- Spokojnie - Tomy popatrzył na niego.

Faceci odeszli.

- Tylko nie rób sceny jak ona - powiedział Tomy.

- Zdyskwalifikowali mnie??

- Tomy pokiwał głową.

- SKURWYSYNY! - huknął Dee Ming.

Dao Lok siedział na masce bolida ze spuszczoną głową. Dee Ming przyskoczył do niego.

- Coś ty napisał w tym raporcie, gnoju!! - kierowca trzepnął go w głowę.

Dao Lok popatrzył na niego.

- Odpierdol się. Miałem łgać, że jest cacy? Zresztą, nie sądziłem, że to byłby powód do dyskwalifikacji.

- Uznali, że jazda takim pojazdem mogłaby stanowić zagrożenie życia dla Dee Minga i może nawet publiczności - wyjaśnił Tomy.

- A ty oczywiście pokiwałeś głową i bez słowa przyjąłeś to do wiadomości!!! - ryknął na niego Dee Ming.

- Ich decyzje są nieodwołalne! - Tomy odkrzyknął kierowcy w twarz.

Dee Ming zepchnął Dao Loka z maski i sam usiadł w tym miejscu. Odchylił głowę do tyłu i zamknął oczy.

- To by było na tyle, jeśli chodzi o piękne zakończenie kariery sportowej.

Siedział tak przez chwilę, poczuł, że ktoś siadł obok niego, ale nie zareagował.

- Weź mojego - usłyszał głos Aniki.

Otworzył oczy i popatrzył na nią.

- Czego tu chcesz? - warknął.

- Weź mojego bolida. Ja i tak nigdzie nie pojadę.

Przyglądał się jej przez chwilę.

- Czemu to robisz? - zapytał w końcu.

- Dla mojej załogi. Oni ciężko pracowali na ten wyścig, a teraz wszystko pójdzie na marne, bo mam pecha być laską. Możesz pojechać moim, oni się nim zajmą, ty tylko musisz wygrać ten wyścig. A ja będę miała przynajmniej satysfakcję, że choć mój cacy bolid przejechał metę.

Dee Ming popatrzył na swoje buty. Nie wiedział, co zrobić. Po tym, jak ją potraktował... Zresztą, ciągle był na nią zły.

- Nie wiem, czy tak wolno - powiedział w końcu.

- Wolno - odparła. - Hashimoto już się dowiadywał. Wolałam mieć pewność, zanim bym ci zrobiła nadzieję.

- Nie schlebiaj sobie, żadnej nadziei mi nie robisz - mruknął zirytowany.

- Chcesz mojego bolida, czy nie? - zapytała; jej głos też już był rozdrażniony.

- Chcę - odparł w końcu.

Wstał i poszedł za nią do jej boksu. Tomy popatrzył na niego zdumiony. Potem ruszył na nim.

- Co jest? - zapytał.

Dee Ming krótko wyjaśnił mu, co zaproponowała Aniki. W tym czasie trener dziewczyny wręczył Tomy`emu swoją słuchawkę i mikrofon.

Przez krótką chwilę obie załogi patrzyły na siebie dość wrogo, ale kiedy tylko rozległo się z megafonów, że zawodnicy powinni zacząć się ustawiać, wszyscy nagle ruszyli się z miejsc i zaczęli pracować nad wyraz skoordynowanie.

Kilkanaście minut potem Dee Ming zmierzał w kierunku startu. Niby pojazd jest taki sam, ale czuło się go jakoś inaczej.

- Ma on jakieś słabości? - spytał Dee Ming.

- Tylko kierowcę - odparła Aniki. - Jeżeli będziesz perfekt, to on też. Ale pilnuj pedału gazu, moje stopy lubiły się z niego ześlizgiwać.

- Okej.

Wystartowali. Z początku myślał, że jedzie mu się źle, ale to była bardziej wrażenie, spowodowane nieznanym pojazdem, niż realia. Dla pewności przyciskał pedał gazu obiema stopami na każdej prostej, na której brał spore przyspieszenie.

W pewnym momencie facet przed nim gwałtownie przyhamował... Prawdopodobnie jemu właśnie przytrafiło się to, czego Dee Ming usiłował uniknąć i przed czym ostrzegała go Aniki.

Była jednak różnica pomiędzy jej bolidem, a jego - czuł większe przeciążenie na zakrętach. Miał nadzieję, że nie dostanie zawrotu głowy od tego. Zdecydowanie czuł dyskomfort, znośny, ale jednak powodujący trudności w skupieniu się.

Jechał jeszcze dość spokojnie. Chciał wykorzystać tę samą strategię, której użył podczas ostatnich eliminacji, gdy wyprzedzał Aniki. Spokój po drodze i ładny finisz.

Zjechał do boksu.

Kit podał mu soczek przez słomkę. Aniki podniosła kciuk w górę i uśmiechnęła się, a jej ekipa oporządzała bolida. Przez głowę mu przemknęło, że mogliby go sabotować. Ale nie miał wyboru, musiał im zaufać.

Przez kolejne okrążenia coraz bardziej oswajał się z pojazdem. Jechało się mu zatem coraz lepiej.

W końcu przestał myśleć o czymkolwiek: o Aniki, o jej ekipie, o tym, co będzie potem... To było ostatnie okrążenie... teraz albo nigdy...

Zdobył przewagę już trzy okrążenia temu, teraz sztuka polegała na tym, by jej nie stracić, a pewno niejeden postanowił prześcignąć go właśnie teraz, tuż przed finiszem. Ale Dee Ming był przygotowany na takie zamachy i nie miał zamiaru nikomu pozwolić na wyprzedzenie go, nawet gdyby miał grać nie fair i zajeżdżać drogę.

Ale takiej konieczności nie było. Kilkaset metrów przed metą zaczął doganiać jego ogon jakiś bolid, ale już było dla delikwenta zdecydowanie za późno.

Docisnął skrzydło, mocno nacisnął pedał gazu obiema stopami i przejechał metę w maksymalnym pędzie, jaki był w stanie wycisnąć z pojazdu.

Właściwie nie zauważył karambolu, jaki zdarzył się podczas wyścigu, nie wiedział, że siedmiu zawodników wypadło z toru i na niego już nie wróciło, nie było ważne, że to nie jego bolid... ważne było tylko to, że gdy się z niego gramolił niezdarnie, dookoła niego była masa ludzi, a na plecach czuł poklepywanie mnóstwa rąk.

Był szczęśliwy. Gdyby tylko Dee Lai mógł go teraz widzieć...

Trochę idąc własnymi siłami, trochę ciągnięty przez gratulujący tłum zauważył przy podium Aniki. Stała tam, śmiejąc się i klaszcząc. Wszedł na należne mu pierwsze miejsce, uśmiechając się szczęśliwie, rozdając całusy wszystkim dziewczynom dookoła, uśmiechy swojej ekipie, a zbierając gratulacje... Czuł się głupio, ignorując Aniki... ale inaczej nie potrafił. Nie chciał na nią patrzeć, ciągle go bolało, że go oszukała.

A końcu zerknął na nią, uśmiechała się do niego, jak gdyby nigdy nic. Patrzył na nią przez długą chwilę, dopóki nie pochylił głowy, by mu założono na szyję medal, a potem całkowicie przestał o niej myśleć.

  Spis treści zbioru
Komentarze (3)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
avatar
Wciągające ;) ale przyznam się szczerze że liczyłem na bardziej emocjonujące zakończenie :) ale i tak kawał dobrego opowiadania :)
avatar
Bardzo interesująca historia. Tekst napisany profesjonalnie. Sprawnie poprowadzone dialogi. Nieoczekiwany zwrot akcji. Może ciut za mało opisu metamorfozy dziewczyny od zachwytu seksem do miłości. Choć, patrząc drugiej strony, to raczej męski tekst. Nie z
avatar
Schemat: on /tutaj półkrwi Koreańczyk lat 37, mistrz kierownicy/ i ona, wyścigi samochodowe, włóczęga po pubach, puste dialogi, piwko, hotel, łatwy, prosty jak ta bułka z masłem seks - i tak wkołomacieju aż do samego końca...

który zaskakuje tylko tym, że wychodzi na jaw fakt, że ona też jest mistrzem kierownicy. Japońskim.

Jakieś głębsze przemyślenia? Bogatszy świat przedstawiony? Coś bardziej oryginalnego? odkrywczego?

Nic z tego. Schemat
© 2010-2016 by Creative Media
×