Przejdź do komentarzyM. Sałtykow-Ssiedrin - rozdz. VII Bilans - i wypłata/17
Tekst 230 z 253 ze zbioru: Tłumaczenia na nasze
Autor
Gatunekobyczajowe
Formaproza
Data dodania2019-07-23
Poprawność językowa
- brak ocen -
Poziom literacki
- brak ocen -
Wyświetleń1176

Dzięki owym przypadkowym okolicznościom pomyślność na spotkanie zbiedniałemu takiemu rodowi płynie wciąż nieprzerwaną strugą. Pierwsi tryumfatorzy, dzielnie znósłszy swe boje, wychowują następne z kolei nowe czyściutkie pokolenie, któremu żyje się już łatwiej, gdyż główne szlaki są nie tylko już naszkicowane, ale i przetarte. Za tą generacją zaś wyrosną kolejne inne jeszcze, dopóki rodzina w końcu naturalnym biegiem zdarzeń nie wejdzie w krąg tych, co to już bez żadnych uprzednich starań wprost uważają się za elity, posiadające wrodzone prawo do życia w paśmie nieustannej glorii i powodzenia.


Ostatnimi czasy, z powodu wciąż rosnącego popytu na tych świeżych ludzi - popytu uwarunkowanego stopniowym zdegenerowaniem i zużyciem się ludzi *nieświeżych* - przykłady podobnych familii zaczęły zdarzać się coraz częściej. Oczywiście, również dawniej bywało, że od czasu do czasu na horyzoncie ukazywała się jakaś nowa kometa *z warkoczem*, jednak trafiało się to rzadko, po pierwsze dlatego, że nieprzebyty mur, okalający dziedzinę tych elit, nad którego bramą widniał napis *TUTAJ O KAŻDEJ PORZE ZAWSZE JADAMY NADZIEWANE PIEROGI* - mur ten nie miał prawie żadnych szczelin, po drugie zaś także dlatego, że po to, aby przy pomocy *warkocza* przedostać się do tej dziedziny, zaiste poza waleczną duszą należało posiadać także coś bardziej ziemskiego. Dzisiaj i tych szczelin sporo przybyło, a i sama sprawa przeniknięcia znacznie się uprościła, gdyż od tych, co przybyli, nie oczekuje się już wcale jakiejś rzetelnej jakości, a żąda jedynie *bycia świeżym* - i niczego więcej.


Właśnie tego rodzaju fatum ciążyło nad rodem Gołowliowych. W ciągu kilku ostatnich pokoleń przez historię tej rodziny przewijały się trzy charakterystyczne cechy: bezczynność, nieprzydatność do jakiegokolwiek pożytecznego dzieła oraz pijaństwo. Pierwsze dwie pociągnęły za sobą straszliwe gadulstwo, przelewanie z pustego w próżne i wewnętrzną nicość, ostatnia zaś jest jakby obowiązkowym podsumowaniem całego tego życiowego bałaganu. Kilka ofiar owego fatum jak ta pochodnia na oczach Krwiopijcy już spłonęło, przekaz rodzinny jednak głosił również o podobnych losach dziadów i pradziadów. Wszyscy oni byli rozbisurmanionymi, bezmyślnymi i do niczego nie zdatnymi pijanicami tak, że ród Gołowliowych zapewne zmarniałby definitywnie i z kretesem, gdyby nie to, że pośród tego pijanego nierządu jak przypadkowy meteor zabłysnęła Arina Pietrowna - kobieta, która dzięki swojej własnej twórczej energii doprowadziła pomyślność rodziny do zenitu, lecz przy tym wszystkim cały ten jej mrówczy trud darmo przepadł, gdyż nie tylko nie przekazała swych cech żadnemu z czworga dorosłych dzieci, ale i, przeciwnie, sama zgasła z każdej strony oplątana przez własną bezczynność, pustosłowie i wewnętrzną pustkę.


Wszelako jak dotąd Porfiry Władimirycz nie tracił ducha. Być może nawet świadomie wystrzegał się picia, w pamięci mając minione liczne rodzinne przykłady, lecz możliwe też, że póki co wciąż zadowalało go same opium gadaniny i myślenia o niczym. Fama rodzinna wszakże nie darmo skazywała Judaszka na szewskie *pijane* życie. A i on sam również od czasu do czasu czuł, że w jego trwaniu jest przecież jakaś granica; że świat jego złudzeń daje, owszem, wiele - lecz nie wszystko. A zatem brak w nim czegoś ogłuszającego, ostrego, co ostatecznie zniosłoby ten jego obraz istnienia i raz na zawsze wystrzeliło go w pustkę.


I oto pożądana ta chwila sama się nasunęła. Długo, od samego przyjazdu Aniusi, Judaszek, zamknąwszy się w swoim gabinecie, przysłuchiwał się niewyraźnym nocnym hałasom, dobiegającym z drugiego końca dworu; długo zgadywał tylko i uszom swoim nie wierzył... Aż wreszcie wyczuł.


Nazajutrz po opisanej dramatycznej scenie Aniusia oczekiwała jakiś stanowczych kroków, pouczeń, ale takowe... nie następowały. Zgodnie z obyczajem Porfiry Władimirycz cały ranek przesiedział, zamknąwszy się u siebie, jednak, kiedy wyszedł na obiad, zamiast jednego kieliszka wódki (dla siebie) nalał dwa i w milczeniu, z głupawym uśmieszkiem wskazał gestem na jeden z nich Aniusi. Było to, jak to się mówi, milczące zaproszenie - na które też przystała.

  Spis treści zbioru
Komentarze (0)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
brak komentarzy
© 2010-2016 by Creative Media
×