Przejdź do komentarzyBezdomny z Normandii
Tekst 2 z 2 ze zbioru: Bezdomny z Normandii
Autor
Gatunekobyczajowe
Formaproza
Data dodania2019-11-01
Poprawność językowa
Poziom literacki
Wyświetleń1057

BEZDOMNY Z NORMANDII



Szpital , w którym pracowałam znajdował się w małej miejscowości w Górnej Normandii, gdzie od kilku lat byłam rehabilitantką. W miasteczku wilgoć penetrowała powietrze przez znaczną część roku. Wchodziła w zakamarki malutkich uliczek, oplatała zabytki i stare kamienice swymi mackami. Miasto straciło swą dawną świetność a czasy napływu turystów odeszły w niepamięć.


Emmanuel Dic trafił do nas, na oddział po kolejnym odwyku. Lat 42 , bezdzietny, bez rodziny , bezdomny, alkoholik od ponad 20 lat. Cierpiał na marskość wątroby, przewlekłą chorobę przełyku, padaczkę alkoholową, niedobór witaminy B1 i zespół odstawienia .


Przez pierwszy tydzień rehabilitacji bardzo mało mówił, ledwo co wchodził na rower stacjonarny.

Patrzył gdzieś przed siebie a pot mu spływał po obrzękniętej twarzy, z czoła , uszu i nosa. Gdy był na odwyku piętro niżej, personel musiał chować przed nim mydło z zawartością alkoholu i inne detergenty, bo pił wszystko. Po drugim tygodniu zaczął mówić więcej, lecz zdania urywał w połowie. Gdy wychodziłam z pracy, widziałam jak nawiązuje rozmowę z innymi pacjentami.

Któregoś dnia , podczas seansu, zaczął opowiadać trochę o sobie :

- Picie zaczęło się gdy miałem 13 lat a uciekłem z domu mając 16.

Poprosiłam Emmanuela by na kartce zapisał ćwiczenia, które powinien wykonywać po południu.

- Ja nie mam nic w mózgu, nie mogę , nie umiem.

- Proszę spróbować – zachęcałam.

Z wycelowanym długopisem w kartkę zamarł w bezruchu, po czym ręka zaczęła mu miarowo drgać.

- Zapomniałem jak się pisze.


Było tuż przed siedemnastą, gdy zjawił się na sali gimnastycznej, wyraźnie czymś poruszony. Uśmiechając się , oznajmił:

- Za miesiąc wyjeżdżam do ośrodka , po pierwszej operacji przełyku. Będę miał swój pokój , wreszcie po tylu latach !

- To świetnie – odpowiedziałam – A dlaczego nie było to możliwe wcześniej?

- Przerywałem każdą terapię i piłem.

- A kiedy będzie Pan miał operację?

- Nie wiem dokładnie. Przełyk mam całkowicie spalony.

- A co Pan pił?

- Niech Pani lepiej zapyta, czego ja nie piłem.

Widziałam, jak bardzo powoli dochodzi do siebie. Spacerował 3 razy dziennie wokół szpitala. Książkę , którą mu dałam zaczął czytać po miesiącu.

Na kilka dni przed operacją stał się niespokojny, rozkojarzony, czasem nieobecny.


Nad szpitalem chmury przeciągały się leniwie po niebie a Emmanuel trenował wytrwale na steperze. W między czasie przyszedł nowy pacjent, Pan Hassad, na rehabilitację po endoprotezie stawu kolanowego.

Podeszłam do niego, przywitałam się i zapytałam o samopoczucie, po czym przeszliśmy do ćwiczeń.

- Czy słyszeliście o wczorajszym ataku terrorystycznym na siedzibę redakcji satyrycznego tygodnika ”Charlie Hebdo”, gdzie zginęło 12 osób? Powodem była publikacja karykatur Mahometa.

Emmanuel odzywa się :

- Dlatego nie cierpię Arabów.

Pacjent zerwał się z krzesła:

- Jak Pan może ! To bezczelność ! Ja jestem Arabem i nigdy nikogo nie skrzywdziłem. Mam dosyć tego rasizmu we Francji.

Patrząc na mnie kontynuuje:

- Wie Pani, ostatnio z rodziną byłem w Lyonie. Weszliśmy do baru i poprosiłem o kawę.

Barman wskazał palcem na ścianę, gdzie widniał napis : „Obsługujemy wszystkich, z wyjątkiem Arabów”.

Pacjent nabrał powietrza i spokojnie powiedział :

- A szef tego oddziału, wie Pan kim jest? Jest naszym lekarzem i w dodatku Arabem !

Powiedział: „Przepraszam” i wyszedł.

Emmanuel przerwał trening. Ciekawa byłam co powie.

- Niedługo mam operację – powiedział – nie wiem czy przeżyję, mam dziwne przeczucie. Chciałbym Pani coś opowiedzieć, czy ma Pani czas?

- Tak, oczywiście. Słucham.

- Ojciec mój był z pochodzenia Polakiem. Gdy miałem 8 lat, podarował mi Biblię, niedługo potem zmarł . Matka była ateistką i wyszła za Araba, potem w domu zaczęło się piekło. Gdy nie szedł do pracy , modlił się 5 razy dziennie a matka musiała szorować podłogi, by było bardzo czysto. Gdy nie chciałem czytać Koranu, to bił mnie i krzyczał: „Nawrócę cię łotrze, bluźnierco!”


- Od małego lubiłem czytać ale ojczym któregoś razu wpadł w szał, zabrał mi wszystkie książki i kazał przepisywać Koran. Udało mi się zachować Biblię od ojca, dzięki matce. Gdy skończyłem

15 lat, w każdą środę, zaczął mnie stopniowo wprowadzać do ramadanu. Nie mogłem nic jeść ani pić, kuchnia była zamknięta a woda zakręcona. Wtedy pierwszy raz spróbowałem wody kolońskiej bo czułem pragnienie i głód. Dopiero wieczorem mogłem coś zjeść i wypić.


- Miałem około 16 lat, gdy uciekłem z domu. Wziąłem tylko Biblię, jedyną pamiątkę po ojcu. Po dwóch latach spania na ulicy, w ruinach i na polach byłem wykończony. Postanowiłem wrócić do domu. Poszedłem tam, w czasie ramadanu. Wiedziałem, że ojczym jałmużny i pomocy w tym czasie nie odmówi, był zbyt religijny. Zapukałem do drzwi, bałem się. Otworzył ojczym.

- Przemyślałem wszystko, chcę się nawrócić. Wpuść mnie bo jestem głodny.

Matka patrzyła zza firanki. Ojczym wszedł do domu i za chwilę pojawił się z paterą pełna jedzenia, napluł na nią i powiedział :

- Masz, żryj bluźnierco ! Położył na schodach obfity posiłek i zamknął drzwi.


Zebranie z personelem medycznym wyjątkowo tego dnia odbyło się przed południem.

Omawialiśmy na nim wspólnie z zespołem postępy w leczeniu lub ich brak. Zadaniem pielęgniarki prowadzącej było omówienie pokrótce każdego pacjenta, z jej sektora. Były dwa sektory.

Pielęgniarka pierwszego rozpoczęła sprawozdanie :


- Pokój numer 1; Pani Janine Belle – zaczęła więcej jeść, odleżyna się ładnie goi, zmieniłam opatrunek , po południu jedzie na prześwietlenie płuc.

- Pokój numer 2... Pokój numer 3...

- Pokój numer 5 ; Pan Emmanuel Dic – szpital potwierdził datę operacji. Nadmienili mi, że operacja będzie bardzo ryzykowna, ze względu na duże wyniszczenie organizmu.

- Przecież my do gardła mu nie wlewałyśmy detergentów, sam sobie na to zapracował

- skomentowała opiekunka Marie – jest u nas prawie od trzech miesięcy i utrzymujemy go z naszych podatków.

- Pokój numer 6...Pokój numer 7...

- Pokój numer 10; Pan Amir Hassad po endoprotezie stawu kolanowego – tu pielęgniarka z uśmiechem skierowała na mnie swój wzrok :

- Pan Hassad skarżył się na ból w klatce piersiowej, po wyjściu z sali gimnastycznej.

Wtedy ja przytoczyłam całą wymianę zdań między Panem Diciem a Panem Hassadem, który nie ukrywał swojego oburzenia.

W tym momencie wybuchł śmiechem pielęgniarz Johan, który nota bene był muzułmaninem, odpowiedzialnym za sektor drugi. Złożył ręce jak do strzelania i ze swojej wyimaginowanej broni celował do nas wszystkich :

- Hi,hi, w ``Charlie Hebdo ``rozstrzelali wszystkich jak kaczki ! Nie trzeba było śmiać się z Mahometa - i oddał pojedynczy strzał w sufit.

- Pokój numer 11...Pokój numer 12...

Zebranie dobiegło końca. W samo południe na głównym holu oddałam hołd, poległym w ataku terrorystycznym ofiarom, z towarzyszącą mi garstką osób. Johana nie było.


Emmanuel przeżył operację przełyku. Miał problem z połykaniem i przez tydzień odżywiany był pozajelitowo. Cieszył się , że przełamał się do czytania i zdradził mi, że kiedyś pisał wiersze. Ubolewał bardzo nad tym, że nie potrafi pisać.

Dni mijały a on odliczał godziny do nowego, lepszego życia. Musiał rozstać się z ulicą, którą tak kochał i z którą tak zżył się przez tyle lat. Ulica była dla niego niczym matka, tuliła do snu i pozwoliła na sobie zamieszkać.

Była przerwa obiadowa, gdy w głównym holu piłam z koleżanką kawę.

Podszedł do nas Emmanuel, trochę podniesionym głosem zapytał :

- Dlaczego trzymany jestem tu, jak w więzieniu i nie mogę wyjść do miasta?

Koleżanka odpowiedziała :

- To jest wszystko w ramach terapii i może Pan opuszczać szpital, tylko z opiekunem. To dla Pańskiego dobra.

- Ja rozumiem, ale mój pracownik socjalny jest na chorobowym, a osoba , która ją zastępuje nie ma czasu. Muszę wyjść do miasta by wziąć pewną rzecz , która jest dla mnie bardzo ważna!

Wtedy ja się odezwałam :

- A co to jest? Może ja mogę Panu jakoś pomóc?

- Jest to Biblia od mojego ojca, o której Pani opowiadałem i jeszcze coś. Niestety nie mogę Pani powiedzieć gdzie to schowałem.

Koleżanka znowu zabrała głos :

- Proszę iść do szefa serwisu lub kierownika działu.


Emmanuel na dzień przed zaplanowanym wyjazdem stoczył swoja kolejną walkę. Musiał dokonać wybory między nieśmiertelną matką ulicą a przedsionkiem nowego życia, gdzie miał mieć zagwarantowany wikt i opierunek. W przypływie stłumionego szału, otworzył sobie znowu wrota do piekła.

Po trzech miesiącach w pieleszach szpitalnych wszedł znowu na tory destrukcyjnego mechanizmu, któremu nie potrafił się oprzeć. Po sprzeczce z szefem serwisu, wypisał się ze szpitala na własne żądanie i opuścił jego mury na pół dnia i całą noc.

Porwała go fala. Rozbił się o klif normandzkiego wybrzeża. Nad ranem zmartwychwstał i wrócił do szpitala tuż przed dziesiątą, czekając na swój wyjazd do ośrodka.

Spotkałam go na głównym holu, uśmiechnął się i do mnie pomachał. Podeszłam do niego, bo nie mogłam stać się niewidzialna. Biblię trzymał na kolanach. Z błyskiem w oczach, którego wcześniej nie widziałam , powiedział :

- Jeszcze dziesięć minut i wyjeżdżam. Byłem u Pani, na sali gimnastycznej i coś zostawiłem na Pani biurku. Na pamiątkę. I dziękuję za wszystko.

Pożegnałam się z nim, życząc powodzenia, nie mogłam mu powiedzieć, że przyszedł tu na próżno. Emmanuel tuż po dziesiątej dowiedział się, że jego wyjazd został anulowany, z powodu przerwanej terapii .

Nigdy więcej już go nie widziałam a słuch po nim zaginął.


Na swoim biurku znalazłam zwiniętą, podniszczoną kartkę ,na której znajdował się ten tekst:


CIĘŻAR MOTYLA


Nic nie mówię, cisza stała się przeklęta. Głośno krzyczą grzechy moje. W moim ciele sztorm;

delirium tremens, palpitacje. Bóg wie co jeszcze...Za oknem zaraz księżyc zaśnie. Coś widzę na ścianie. Zbliża się do mnie . Boję się...Dygoczę cały. Dwa obrazy mówią do mnie. Nie rozumiem.

Choć się staram. Przez dziurkę od klucza krzyczy sąsiadka: - Stasiu, Stasiu, otwórz. Trzy dni już nie wychodzisz z domu. On prosi po cichutku o jeszcze jedną szansę. Butelczynę czule obejmuje i tańczy walca : - Ja tu piję i przemijam, w przedpokoju mego życia. Jeden krok to zbyt daleko jak dla mnie . Po co żyję? Czemu piję? Czemu... ? Łzy suną mu po policzkach. Gdy pierwszy raz matka zobaczyła go w tym stanie, na czworakach – powiedziała: - Synku, czemu tak się upiłeś?

Bóg ci nie wybaczy ! Kula w gardle a on szlocha : - Wybaczysz mi ? Wybaczysz...? Wezmę urlop bezterminowy od swego zatracenia i może wrócę do siebie...Ciebie...

Obrazy do mnie mówią a ty milczysz ! Rzucił butelką : Kurwa ! Mów do mnie ! Krzyczy coraz głośniej : - Czemu ja ... !? A nie ten czy tamten ?! Wielki motyl usiadł na balkonie : - O jaki piękny

i ruszył w jego stronę . Sąsiadka z okna krzyczy : - Stasiu... ! Co ty robisz, zejdź, bo spadniesz ! - Łapię motyla – wybełkotał, kiwał się w prawo, w lewo, wyciągnął ręce. - Stasiu, tu nie motyla...!

Zahaczył się jeszcze o swoje rzęsy i runął . W objęcia motyla.



  Spis treści zbioru
Komentarze (5)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
avatar
Przejmujący opis.Zmieniłbym tylko tytuł /jeżeli można coś sugerować/ na "Motyl".
avatar
A w wojsku powiadają, że każdy z szeregowych w swoim plecaku nosi buławę marszałkowską...

Bylebyś nie wdepnął w szambo - już jesteś wygrany!
avatar
Takich bezdomnych jak ten z Normandii (patrz tytuł opowiadania) w tak unijnej i europejskiej przecież Polsce na każdym rogu dzisiaj co najmniej kilku
avatar
Poruszająca historia ale takich bezdomnych coraz więcej i coraz bardziej przejmujące są ich historie. Ale trzeba o tym pisać ...mówić...krzyczeć...
avatar
Dziękuję bardzo za wszystkie komentarze. Cieszę się, że trafiłam do tak ciepłego grona:)Pozdrawiam.
© 2010-2016 by Creative Media
×