Autor | |
Gatunek | przygodowe |
Forma | proza |
Data dodania | 2020-12-13 |
Poprawność językowa | - brak ocen - |
Poziom literacki | - brak ocen - |
Wyświetleń | 841 |
To miał być zwyczajowy koncert, w malowniczo położonym miasteczku, u podnóża góry.
Ośnieżone okolice, pięknie zdobiły wigilię Bożego Narodzenia.
Zgodnie z tradycją, rozpoczęcie nastąpiło w obszernej,
acz przytulnej sali, w drewnianej chacie ozdobionej lampkami i słonikami.
Symbolami szczęścia.
Początkowo nic nie zapowiadało zdarzeń, które miały niebawem nastąpić.
Zasłuchana publiczność,
płynąca muzyka, a za oknem spadające srebrzyste gwiazdki.
Nagle światła pogasły, a śnieg na zewnątrz zastygł w czasie.
Gdy sala pojaśniała, trąbki zaczęły grać pierwsze skrzypce.
W tej samej chwili umarli pierwsi słuchacze.
Zgodnie z rytmem muzyki, w dziwnych tanecznych
konwulsjach, padali martwi na podłogę.
Tylko nieliczne zwłoki zostały na swoich miejscach.
Orkiestra nie mogła przerwać koncertu, a żywi nie mogli wyjść.
Jakby jakaś siła tym wszystkim sterowała.
Coś niewidzialnego, nie pozwalało wstać z krzeseł.
Mogli tylko siedzieć, słuchać i myśleć, kto następny.
Gdy dźwięk trąbek trochę przygasł, pierwsze skrzypce, zaczęły grać skrzypce.
Umarła następna część publiczności.
*
Wtem zauważono niewielkie, raczkujące.
Weszło po schodach na scenę, trzymając malutkie cymbałki.
Zagrało swoją melodyjkę i momentalnie zapadła oślepiająca cisza.
Żywi odetchnęli z ulgą. Martwi, nie.
*
Członkowie orkiestry nic nie pamiętali. Łącznie z dyrygentem.
Nigdy nie zdołano wyjaśnić owych zdarzeń,
a wielu zadawało sobie pytanie, dlaczego nie postukało
wcześniej.
Cymbałków także nie odnaleziono.