Przejdź do komentarzyKat i drużyna w odwiedzinach
Tekst 67 z 116 ze zbioru: Pozostało w pamięci
Autor
Gatunekbiografia / pamiętnik
Formaproza
Data dodania2021-07-08
Poprawność językowa
Poziom literacki
Wyświetleń1162

(Wielkimi krokami zbliża się olimpiada w Tokio, a tam mamy dużą szansę na zdobycie medalu w piłce siatkowej mężczyzn. Byłby to drugi medal, po złotym przywiezionym z olimpiady w Montrealu w 1976. Z tej okazji i w oczekiwaniu na wielkie emocje sportowe wstawię fragmenty jednego z moich opowiadań, o pewnym zdarzeniu z 1975. Do mego miasta zawitała polska drużyna trenera Huberta Wagnera `Kata`, już po zdobyciu mistrzostwa świata w 1974 w Meksyku, a przed zdobyciem złota w Montrealu...)


(...) Praca pracą, natomiast zamiłowanie zamiłowaniem. Firmę zmieniłem, ale dalej uprawiałem siatkówkę. Klub nie miał jeszcze własnej hali sportowej, więc korzystaliśmy czasem z wielkiej sali gimnastycznej w jednostce wojskowej „lotników”. Nie tylko my – w okresie zimowym również lekkoatleci z klubu „Olimpia”, z najbardziej znanym Bronkiem Malinowskim, wtedy już dwukrotnym złotym medalistą mistrzostw Europy, przyszłym wicemistrzem olimpijskim w Montrealu oraz mistrzem olimpijskim w Moskwie.

Ta sala gimnastyczna była naprawdę wielka. Do tego kusiła nowiutkim parkietem, równo położonym i pięknie wylakierowanym. Pod tym względem odstawała na duży plus od innych obiektów sportowych, w których podłogi często przypominały pole najeżone minami-niespodziankami w postaci wystających lub ruchomych klepek.

Wiosną siedemdziesiątego piątego roku, po jednym z treningów, trener Martko zatrzymał nas na chwilę.

– Chłopcy, dostałem świetną wiadomość od prezesa klubu. Odbędzie się u nas jeden z międzynarodowych turniejów przedolimpijskich. Wiecie, co to znaczy? Zobaczymy trenera „Kata”, zobaczymy go w akcji, na żywo, i naszych mistrzów świata.

– O kurde, trener rymuje – wyrwało mi się. – Trenerze, ale w Grudziądzu nie ma prawdziwej hali sportowej. W Toruniu też nie. To do Bydgoszczy pojedziemy oglądać?

– Tu. – Martko uśmiechnął się i wskazał palcem na podłogę. – Tu, u nas.

Lekko mnie zatkało. Spojrzałem po kolegach. Chyba mieli podobne odczucia. Na nasze treningi i mecze ligowe sala wystarczała w zupełności, była dużo lepsza niż te, w których graliśmy na wyjazdach. Ale na turniej międzynarodowy, w którym miało wziąć udział kilka najlepszych drużyn na świecie, z naszymi mistrzami na czele? I trener reprezentacji, Hubert Wagner, popularnie zwany „Katem”, na to się zgodził? Przecież nasza hala była zwykłą salą sportową. Co prawda ogromną, ale nawet nie miała trybun. Kibice przychodzili i siadali pod ścianami na zwykłych ławkach, takich jak w szkolnych salach gimnastycznych.

Popatrzyłem po ścianach naszej szatni, rzuciłem wzrokiem przez otwarte drzwi do sąsiedniego pomieszczenia z natryskami. „Tu mają się przebierać i kąpać słynni siatkarze?!” – nie mogłem w to uwierzyć.

– Tuu?! – Kilku z kolegów uprzedziło mnie w wyrażeniu swojego zaskoczenia.

– Tutaj, tutaj. – Martko pokiwał głową. – Nie wiem, jak i kto to załatwił, ale prezes powiedział mi, że to na sto procent. Podobno wojsko to załatwiało na szczeblu ministerstw. A jednostka i my skorzystamy, bo w try miga wyremontują i poprawią sanitariaty i co będzie trzeba. Wiecie, jak to jest. Jak trzeba, to w miesiąc zrobią, co się robi pół roku.

To akurat wiedzieliśmy. Czyny społeczne i oddawanie w rekordowym tempie wielkich budów na święta państwowe były nieodłącznym czynnikiem życia publicznego w naszej ojczyźnie. „Ale będzie co oglądać. Na żywo!” – pomyślałem podekscytowany i nie mogłem się już doczekać tego wydarzenia.

Przez następne tygodnie obserwowaliśmy, jak sala sportowa nabierała blasku. Najważniejsza jej część, czyli podłoga, była już wcześniej gotowa, ale ściany straciły liszaje, malarze zerwali starą farbę i położyli nową – od razu pojaśniało całe wnętrze. Już po dwóch tygodniach szatnie i prysznice wyglądały jak w folderach reklamowych, i to nie tylko na lśniących zdjęciach albumu, mających przyciągnąć klientów, ale i w rzeczywistości. Teraz, po treningach, czuliśmy się nie jak zwykłe szaraczki, półamatorzy podbijający rękoma piłkę w lokalnym klubie siatkarskim, ale jak prawdziwi zawodowi sportowcy, korzystający z luksusów im tylko dostępnych.

***

cdn.

  Spis treści zbioru
Komentarze (4)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
avatar
Myślałem, ze kontynuacja nastąpi niezwłocznie, dlatego nie komentowałem. Nie znam historii tego turnieju, ale mam nadzieję, że się odbył. W związku z Waszymi treningami i meczami w hali sportowej wojska przypomniała mi się sytuacja, jak w dość małej sali gimnastycznej Oficerskiej Szkoły Wojsk Łączności w Zegrzu k. Warszawy trenowała i rozgrywała swoje mecze drugoligowa drużyna siatkarska LZS Mazowsze. Ekstraklasy wtedy jeszcze nie było. Był to sezon 1967/1968. O wejście do pierwszej ligi toczyły w Zegrzu boje: Beskid Andrychów, BBTS Bielsko, Resowia Rzeszów, Pogoń Szczecin i właśnie LZS Mazowsze. Z racji rozmiaru sali nie mogło tam być nikogo poza zawodnikami i obsługą techniczną. Na szczęście był balkon, na którym były ławki wykonane w kilku poziomach dla około 50 osób. A że zainteresowanie grą było duże, ponadto nie płaciło się za wstęp, chętnych do oglądania meczów było ponad dwukrotnie więcej niż miejsc. Któregoś dnia podczas brawurowego kibicowania ławki runęły, ale na szczęście nikomu nic się nie stało. A zainteresowanie było tym większe, że grał tam nasz kolega z pierwszego roku Ryszard Bosek. I to właśnie wtedy przyjeżdżała do naszej szkoły Matka Boska, o czym już kiedyś pisałem. LZS Mazowsze wszedł do pierwszej ligi i chyba jeszcze Beskid Andrychów, a Ryszard zrezygnował z edukacji oficerskiej i dopełnił swoją służbę do dwóch lat jako żołnierz zasadniczej służby wojskowej. W drużynie tej grał rownież Karol Napierski, prokurator z Pułtuska, późniejszy prokurator krajowy. LZS w pierwszej lidze długo miejsca nie zagrzał, a drużyna się rozleciała. R. Bosek trafił do jakiejś innej drużyny.
Barwna i interesująca opowieść. Trochę przeholowałeś z przecinkami. Na mój gust są zbędne przecinki przed: po złotym, już po, z najbardziej, Hubert Wagner, korzystający z.
avatar
Dzięki, Janko, za kawałek barwnych wspomnień z mojej ukochanej siatkówki. Do tego Ryszard Bosek, zawodnik złotej drużyny "Kata" :)
dzięki za poprawki przecinków. Tak już jest - albo za mało, albo za dużo :)
PS. Jestem ostatnio dość zajęty i nie zawsze zaglądam. 2. część zaraz wstawię. To, co wybrałem, jest w trzech odcinkach (zapomniałem zaznaczyć przy tytule).
avatar
Heroiczne miasto naszych wspaniałych Pradziadów, Dziadków i Rodziców - wielki mały Grudziądz!
avatar
Tak, Emilio - to wspaniały, starodawny gród Grudziądz :)
© 2010-2016 by Creative Media
×