Przejdź do komentarzyRozdział 2. 30 synów lejtnanta Szmidta /5
Autor
Gatunekobyczajowe
Formaproza
Data dodania2021-09-11
Poprawność językowa
Poziom literacki
Wyświetleń611

- To co mam robić? - zaniepokoił się Bałaganow. - Jak mam zarabiać na chleb powszedni?

- Trzeba myśleć, - odparł surowo Ostap. - Mnie na ten przykład karmią idee, i ja nie wyciągam łap po byle kopiejki z rąk władzy. Moje przeznaczenie jest dużo szersze. Pan, jak widzę, kocha pieniążki bezinteresownie. Powiedzcie, proszę, jaka suma pana zadowala?

- 5 tysięcy, - natychmiast wypalił zapytany.

- Miesięcznie?

- Rocznie.

- Czyli nam ze sobą nie po drodze. Mnie jest potrzebne 500 tysięcy. I to nie w częściach, a w całości: raz - a dobrze.

- Jednak nie pogardzi pan i tymi w ratach? - jadowicie zauważył mściwy kolega.


Bender bacznie przyjrzał się swojemu rozmówcy i całkiem poważnie odparł:


- Oczywiście, że tak. Niestety potrzebuję tej całej kasy już teraz.


Bałaganow chciał poironizować również na temat tej frazy, lecz, podniósłszy wzrok na Ostapa, raptem zamilkł. Przed nim siedział napakowany atleta ze zdecydowanym - jak na monecie z profilem Cezara - obliczem. Ogorzałą jego szyję przecinała krucha niewyraźna biała blizna. Oczy jego błyszczały groźnym weselem.


Bałaganow ni stąd, ni zowąd poczuł przemożne pragnienie, by stanąć przed nim na baczność *z rukami po szwam*. Chciał nawet z pokorą zakasłać, jak to robią mniej ważni podwładni podczas rozmowy z nadszefem. I rzeczywiście, odkaszlnąwszy w mankiet, zmieszany zapytał:


- A na co wam taka kupa forsy... i to od razu?

- Tak w ogóle to potrzebuję dużo więcej; 500 tysięcy to moje minimum startowe. Muszę wyjechać, towarzyszu Szuro, i to wyjechać bardzo daleko stąd. Do Rio de Janeiro.

- Ma pan tam krewnych?

- Co to znowu za pytanie? Czy ja wyglądam na człowieka, który ma jakąś rodzinę?

- Nie, tylko ja...

- Nie mam żadnych krewnych, towarzyszu Bałaganow. Jestem sam na świecie jak ten palec. Miałem ojca, tureckiego poddanego, ale zmarł w strasznej agonii dawno temu. Rzecz jednak nie o tym. Ja zawsze - i to już od dziecka - marzyłem o Rio de Janeiro. Pan naturalnie nie ma żadnego pojęcia o tym mieście.


Drugi syn lejtenanta Szmidta ze skruchą pokręcił głową. Spośród wielkich ośrodków kultury oprócz Moskwy znał jedynie Kijów, Melitopol i Żmerinkę. Tak w ogóle to był pewien, że Ziemia jest płaska.


Ostap rzucił na blat kartkę wyrwaną z *Małej sowieckiej encyklopedii*.


- To fragment dotyczący Rio de Janerio: *metropolia liczy sobie 1.360.000 mieszkańców, w tym znaczna liczba Mulatów; leży nad przepiękną zatoką Oceanu Atlantyckiego* Ot, co, kochany! *Główne arterie bogactwem swych sklepów i wspaniałością zabudowy nie ustępują największym miastom świata*. Czy pan to sobie wyobraża? Nie ustępują! Mulaci, zatoka, eksport kawy, jak to mówią, kawowy damping, charleston*) pod tytułem *Moja dzieweczka ma malutką...* i... o czym tu jeszcze gadać? Sam pan widzi, co się wyprawia. Półtora miliona mieszkańców nosi tam białe portki. Chcę stąd wyjechać. Ostatnimi czasy z kochaną władzą sowiecką mam ostro na pieńku. Oni chcą budować ten swój socjalizm, a ja nie. To przecież straszne nudziarstwo. Teraz chyba ma pan już jasność, dlaczego potrzebuję tyle forsy?



1931



..............................................................................



*) charleston - słynny amerykański dynamiczny taniec dla dwojga, spopularyzowany na całym świecie w 1923 r.

  Spis treści zbioru
Komentarze (1)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
avatar
Rewelacyjny fragment.
© 2010-2016 by Creative Media
×