Przejdź do komentarzyRozdział 1 Zakazana Księga
Tekst 1 z 17 ze zbioru: Tom1 - Przebudzenie mocy
Autor
Gatunekfantasy / SF
Formaproza
Data dodania2024-01-28
Poprawność językowa
- brak ocen -
Poziom literacki
- brak ocen -
Wyświetleń94

Dynamit eksplodował, rozrzucając na wszystkie strony kawałki lodu, które jeszcze przed chwilą połączone tworzyły drzwi wejściowe do Zimowego Pałacu.

Łatwizna, pomyślała Aida i wbiegła po schodach. Zadowolona z efektu przeszła przez ogromną dziurę powstałą wyniku wybuchu. Zdumiona przystanęła, rozglądając się po przestronnym wnętrzu, w którym nie było ani jednego okna, a mimo to panowała tu zaskakująca jasność. Okrągłe pomieszczenie, jak zresztą wszystko w Krainie Lodu, zostało zbudowane z białego, mieniącego się w blasku licznie porozwieszanych płonących latarni śniegu.

Aida wiedziała, że zwykły ogień nie może uszkodzić magicznej konstrukcji pałacu, ale nie rozumiała, po co mnisi oświetlają wnętrze, w którym według niej już i bez tego było za jasno. Na środku prześwitującej, dzielącej pomieszczenie na równe półkule, lodowej podłogi, stał również śnieżnobiały, zdobiony płatkami śniegu, prostokątny ołtarz. Po każdej stronie uniesienia znajdował się lodowy posąg przedstawiający mężczyznę w długiej szacie. Jeden z nich trzymał w dłoniach niepasującą do zimowego wnętrza kamienną księgę. Wiedza bowiem była przez mnichów najbardziej ceniona, w swojej bibliotece posiadali wiele unikatowych dzieł.

Aida żałowała, że brakowało jej czasu, by tam zajrzeć. Jednak nie przyjechała do Zimowego Pałacu, aby go zwiedzać. Miała do wykonania ważne zadanie, na którym musiała się skupić.

Drugi lodowy mężczyzna trzymał w ręce klepsydrę, symbol upływającego czasu, przed którym wszyscy byliśmy równi niezależnie od pochodzenia i zamożności. Za ołtarzem, w głębi pomieszczenia znajdowały się lodowe schody, po których schodziło trzech mężczyzn ubranych w długie, białe szaty. Aida, obserwując ich, pomyślała, że gdyby nie ich czarne bujne włosy, spokojnie mogliby uchodzić za kolejne posągi.

– Koszmarny wystrój! Tak mieszkają mnisi z Krainy Lodu? Straszne! – zawołała Aida.

– Wiemy, po co przybyłaś! Tutaj tego nie ma. Odejdź w pokoju, mieszkanko Czerwonej Pustyni – oznajmił jeden z mężczyzn, zatrzymując się wraz z towarzyszami obok ołtarza, naprzeciwko nieproszonego gościa.

Aida uznała, że to on musiał tutaj dowodzić. Pozostali mężczyźni stali w milczeniu obok wygadanego przyjaciela i świdrowali ją wzrokiem, prawdopodobnie, czekając na rozkazy. Dziewczyna przyjrzała się mnichowi – wyglądał na około pięćdziesiąt lat. Przy jej zaledwie dwudziestu był staruszkiem, przez co zachichotała. We włosach mężczyzny gdzieniegdzie dojrzała pasma siwych włosów, a w kącikach oczu delikatne zmarszczki, ale jego sylwetka świadczyła o tym, że był w dobrej formie. Górował nad nią wzrostem, ale o to nietrudno, skoro tylko dzieci jej nie przewyższały.

Odziedziczyła urodę po matce, kobiecie bardzo niskiej i szczupłej. Przez to brano ją za dużo młodszą, niż była w rzeczywistości i tym samym często nie traktowano jej poważnie, oczywiście do czasu.

Mężczyzna patrzył na nią brązowymi oczami, które kontrastowały z porcelanowym odcieniem skóry. Stanowczy wyraz jego twarzy mówił jej, że bez walki nie odda tego, po co przybyła, a ona nie miała zamiaru bez tego odejść.

– Nudaaaa – odpowiedziała jak dziecko, umyślnie przeciągając ostatnią literę. Niby przypadkiem, musnęła koniuszkami palców rękojeść miecza wiszącego u jej pasa. – Pokój mnie nie interesuje. Co się z wami stało? Z tej krainy pochodzili najwybitniejsi czarodzieje. Została was garstka, a wasze marne moce nikomu nie zagrażają. Anastol może przywrócić wam chwałę, tylko oddaj mi Zakazaną Księgę.

– Chwałę? Chyba śmierć i zniszczenie! Właśnie to przyniosły jego rządy szesnaście lat temu i tym razem będzie tak samo. Dziecko – mnich zwrócił się łagodnie do Aidy. – Czarnoksiężnikowi zależy wyłącznie na władzy, my wszyscy nie mamy dla niego wartości. Jesteśmy tylko podludźmi. – Patrzył na nią z nadzieją, która z każdą minutą malała, gdy widział w jej lekko skośnych oczach coraz większy upór. Pokiwał głową z bezsilności.

– Mylisz się! – krzyknęła. – Poza tym, w mojej krainie już panuje śmierć i zniszczenie, gorzej nie będzie. Obiecano mi... – urwała, nie zamierzając się tłumaczyć. I tak nie mógł zrozumieć, żyjąc sobie w pokoju, gdy jej kraina tonęła w krwi niewinnych.

– Wiem, co dzieje się w Krainie Pustyni – powiedział ciepłym głosem. Chciał przemówić dziewczynie do rozumu. Domyślał się, jakimi złudnymi nadziejami została nakarmiona jej poraniona dusza. – Rozumiem twoją złość, ale nie łudź się, Anastol nie dotrzyma żadnej obietnicy, będzie gorszy od Minoru. – Mnich śmiało zrobił krok w jej kierunku. – Znajdziemy sposó…

– Nie kłam! – poirytowana przerwała mu krzykiem. Jego słowa nic dla niej nie znaczyły, nie mógł jej pomóc. Mnisi to marni wojownicy, książką nie mogli pokonać Minoru i jego czarodziejów. Wiele razy buntownicy prosili o pomoc władców trzech Magicznych Krain, ale nikt nie przybył im na ratunek. Najwyżej odczują na własnej skórze to, co oni doświadczali od lat, a ona nie miała już nic do stracenia. – Oddaj mi księgę i sobie pójdę.

Mnisi w odpowiedzi na jej prośbę zrzucili długie płaszcze, które bezszelestnie upadły na podłogę. Aida zaśmiała się, widząc ich śnieżnobiałe, dwuczęściowe stroje bojowe. Czy w tej krainie istniał tylko jeden kolor?

Następnie mężczyźni wyciągnęli miecze z pochwy. Aidzie nie zostało nic innego – zrobiła to samo.

– Jak zgodnie. No cóż, przynajmniej się zabawię – stwierdziła.

Z ust wyszedł jej dymek. Po wysadzeniu drzwi, do pomieszczenia wdarło się zimne powietrze. Aida skuliła się, nie przywykła do niskiej temperatury. W Krainie Pustyni, z której pochodziła, było gorąco. Miała na sobie ciemnoszary, bardzo cienki strój bojowy. Zadrżała. Pożałowała swojej decyzji o zostawieniu grubego płaszcza przed drzwiami pałacu, a właściwie to dziury. Zaraz się rozgrzeję, zdobędę Zakazaną Księgę i wynoszę się stąd, pocieszyła się w duchu.

Nie tracąc więcej czasu, Aida przypuściła szturm. Umiejętnie zamachnęła się mieczem, oddając parę badawczych ciosów. Mężczyźni zablokowali ostrze, ale dziewczyna nie dała im najmniejszej szansy na kontratak. Uśmiechnęła się chytrze. Plotki były prawdziwe, mnisi byli beznadziejnymi wojownikami. Dla mnie to lepiej, pomyślała, bez trudu ich pokonam, ale najpierw trochę się zabawię.

Do mężczyzn bardzo szybko dotarło, że mają do czynienia z dobrze wyszkoloną wojowniczką, ale liczyli na przewagę liczebną. Otoczyli dziewczynę, która widząc ich poważne miny, zaśmiała się głośno. Unieśli miecze i równo przystąpili do ataku. Aida, kręcąc się w kółko, bez większego wysiłku odepchnęła wymierzoną w siebie agresje, dodatkowo raniąc przeciwników. Po chwili mnisi byli już bardzo zmęczeni. Odpieranie agresywnych ataków wyssało z nich całą energię, na czołach pojawiły się krople potu. Ich głośne stęknięcia bawiły Aidę. Mieli dość, więc uznała, że czas zakończyć ich męki, w końcu nieładnie pastwić się nad słabszymi.

Wzięła głęboki wdech. W płucach poczuła lodowate powietrze, które przypomniało jej, po co przybyła do Zimowego Pałacu. Mocno zacisnęła ręce na rękojeści miecza i wyprowadziła cios, wbijając ostrze w najbliżej stojącego mężczyznę. Martwy upadł na podłogę. Aida szybko wyszarpnęła zakrwawiony miecz, ale było już za późno. Śmierć przyjaciela rozwścieczyła mnichów. Gwałtownie rzucili się na nią. W ostatniej chwili odskoczyła do tyłu, unikając zranienia. Drugiemu przeciwnikowi udało się, wytrącił jej broń z ręki, która upadając na lodową podłogę, przeraźliwie zabrzęczała.

Ostrze mnicha drasnęło nadgarstek Aidy, polizała ranę, w ustach poczuła metaliczny smak krwi. Nie szkodzi, pomyślała. Zerknęła na ołtarz i jak kot wskoczyła na niego. Kopniakiem przewróciła posąg lodowego mężczyzny z klepsydrą, który upadając, powalił nadbiegającego mnicha, unieszkodliwiając go.

Aida sięgnęła do prawej nogawki spodni, gdzie pod materiałem miała ukryty nóż. Skoczyła na leżącego mnicha i jednym ruchem poderżnęła mu gardło. Dumnie podniosła swój miecz z podłogi. Pomału odwróciła się w stronę ostatniego przeciwnika, którym okazał się wygadany mnich. Zadyszany patrzył na nią. Wolną rękę uniosła do góry, przeczesała palcami swoje czarne, długie włosy, które poplątały się w czasie walki. Dmuchnęła w grzywkę, która opadała na jej czarne oczy. Nie spieszyła się, czekała na jego ruch. Drwiąco rzuciła ostatnią propozycję, w końcu mistrz kazał jej to zrobić.

– Zostałeś tylko ty, Zakazana Księga jest już moja. Jednak nie musisz umierać, przyłącz się do nas.

– Nigdy – odburknął.

Zmęczony i poraniony mężczyzna, ostatkiem sił natarł na dziewczynę. Kiedy odskoczyła w bok, bezradnie upadł na lód, wypuszczając z ręki miecz, który z hukiem potoczył się po podłodze. Aida stanęła nad nim. Mnich wiedział, co teraz nastąpi, ale w jego oczach nie widziała strachu, lecz ogromny żal.

– Szkoda – szepnęła.

– Kto nas zdradził? – wycharczał ostatkiem sił.

– Mamy szpiegów w każdej krainie. Jest nas więcej, niż myślicie – odpowiedziała Aida.

Jej spojrzenie było pełne niezrozumiałego bólu, jakby toczyła w sobie walkę. Patrząc mężczyźnie w oczy, nachyliła się i szybkim ruchem wbiła ostrze w jego dudniące serce, dając mu szybką śmierć. Tyle mogła dla niego zrobić. Zaszłam już tak daleko, to nie czas na wątpliwości, upomniała się w myślach. Odwróciła się od martwego mężczyzny i z poważną miną podeszła do posągu ozdabiającego lewą stronę ołtarza.

– To moje – powiedziała do siebie, a raczej do lodowego człowieka z marmurową księgą, który został jej jedynym towarzystwem. Mocno przytuliła się do niego. W dotyku okazał się zimny.

Nie zważając na przeszywające dreszcze, z całej siły rozkołysała rzeźbę. Po chwili z wielkim hukiem upadła ona, rozsypując się po podłodze. Oczy Aidy zabłysły, gdy między kawałkami lodu dojrzała księgę, ale nie z kamienia, tylko prawdziwą, tą, której szukano od lat. Ostrożnie podniosła ją z podłogi i z ciekawością przyjrzała się jej. Trochę mała, pomyślała, ale była w idealnym stanie, jakby lata spędzone w kamieniu działały na jej korzyść. Aida otwarła ją na przypadkowej stronie. Tak jak myślała, została napisana w nieznanym jej języku. Nieważne, pomyślała i zatrzasnęła księgę. Nie jestem czarodziejką, te zaklęcia i tak do niczego mi się nie przydadzą. Muszę zawieść ją mistrzowi, on wie, co z nią zrobić.

Aida, z drogocenną księgą pod pachą, wybiegła z Zimowego Pałacu. Jej skórzane botki na niskim obcasie stukały o lodowe schody. Szczęśliwa podeszła do swojego ciepłego, długiego płaszcza, który mimo zimna postanowiła zostawić przy wejściu. Uznała, że ciężko byłoby w nim walczyć. Otuliła się nim szczelnie, próbując ukryć przed gwiżdżącym nad jej głową zimnym wiatrem. Schodząc na dół dziękowała losowi, że nie pochodziła z tej okropnej krainy tylko z Krainy Pustyni, gdzie zawsze świeciło ciepłe słońce.

W połowie drogi się zatrzymała. Pierwszy raz odwiedziła Krainę Lodu, korzystając z okazji, postanowiła się rozejrzeć.

Zimowy Pałac otaczały wysokie, białe góry, które ukrywały go przed wścibskimi spojrzeniami, czyniąc to miejsce tajemniczym. Wzdłuż drogi prowadzącej do lodowej bramy rosły wysokie świerki. Wisiało na nich mnóstwo świecących na żółto lampionów. Może miały zastąpić mieszkańcom Zimowego Pałacu słońce, które zapewne rzadko gościło na szarobiałym niebie. Gdziekolwiek spojrzała, widziała bielutki puch. Wystawiła drżącą rękę, na którą spadły białe gwiazdki różnej formy. Nigdy wcześniej nie widziała śniegu. Może i ładny, ale zdecydowanie wolę ciepły, czerwony piasek pustyni, pomyślała.

Pewnie ruszyła po schodach. Kiedy znajdowała się już prawie na dole, niespodziewanie noga ujechała jej do przodu. Przechyliła się do tyłu i upadła, zjeżdżając, po trzech ostatnich stopniach. Zaklęła. Podniosła się szybko i rozmasowała obolałe plecy. Tym razem ostrożnie ruszyła do konia. Chciała jak najszybciej opuścić, to przeklęte miejsce. Oczy ją piekły i łzawiły przez ten rażący, jasny śnieg, który według Lenarda miał być romantycznym, białym, błyszczącym puchem. Prychnęła. Gdzie on tu widział romantyzm?

Przetarła podrażnione oczy i z ulgą wsiadła na konia. Jadąc, Aida rozmyślała, jakie to wszystko było banalnie proste. Już nikt nie stał na jej drodze. Zimowy Pałac znajdował się na odludziu, a reszta mnichów przebywała na pilnym zebraniu w głównym Pałacu Lodowej Krainy. Głupotą było pozostawienie na straży tylko trzech przeciętnych wojowników, i to w dodatku bez mocy. Książkę też nieszczególnie ukryli. Musieli być pewni, że nikt nie zdradzi ich tajemnicy, naiwni. Tyle lat bezowocnych poszukiwań, a teraz wszystko się zmieni, w końcu mają Zakazaną Księgę. Aida batem pospieszyła konia, który jak błyskawica gnał przez gęsty, zasypany śniegiem las.



Góra tajemniczo wznosiła się ku niebu. Otaczające ją zewsząd zielone pasma drzew, w połączeniu z wielobarwnymi łąkami i polanami, tworzyły urokliwy krajobraz, który dopełniała krystalicznie błękitna rzeka, zwana Rzeką Snów. Płynąc dookoła, skutecznie oddzielała te tereny od czterech Magicznych Krain.

Dwóch mężczyzn w długich, ciemnych pelerynach zmierzało ku szczytowi ów dziwnie płaskiej góry. Kamienista droga nie była dużym wyzwaniem dla pielgrzymów, jednak ten malowniczy widok budził strach wśród mieszkańców Magicznych Krain. Tylko nieliczni mieli odwagę przepłynąć na drugą stronę Rzeki Snów. Wielu nie wróciło, a tym którym to się udało, opowiadali o dziwnych istotach zamieszkujących okolice magicznej góry. Do niej jednak nikt się nie zbliżał. Lęk przed śpiącym w jej sercu czarnoksiężniku Anastorze, studził zapał nawet najbardziej żądnych przygód wędrowców. Góra nazywana była przez ludzi Wulkanem, gdyż w jej wnętrzu znajdowała się ogromna moc rozlewająca się na cztery Magiczne Krainy, obficie, obdarowując je dobrą magią. Anastol natomiast czerpał z Wulkanu czarną moc, dzięki czemu szesnaście lat temu stał się niepokonany. Okrutne rządy czarodzieja zakończyło zjednoczenie się czterech Magicznych Krain: Słońca, Lodu, Mgły i Pustyni. Z pomocą przyszły również magiczne istoty, nigdy niekalające się czarną magią. Dzięki współpracy ludzi i magicznych istot Anastol został zneutralizowany, jego moc, bowiem była tak olbrzymia, że nikt nie mógł go zabić.

– Myślisz, że Aida zdobyła Zakazaną Księgę? – spytał mnich Dalibor, przerywając grobową ciszę. Czekając na upragnioną odpowiedź, patrzył na towarzysza jak na wyrocznię.

– Oczywiście, nie zamartwiaj się! Wszystko skwapliwie zaplanowałem. Dziewczyna to dobra wojowniczka, poza tym ma proste zadanie. – Machnął ręką. – Będzie o czasie, przejedzie przez tereny należące do naszych sprzymierzeńców – odrzekł mistrz z wyraźną nutą zniecierpliwienia w głosie. Poruszony temat był wałkowany tak często, że zaczął go zwyczajnie nudzić.

– Tak długo czekamy. – Mnich ciągnął temat, nie zważając na niechęć przyjaciela. Przystanął, rozglądnął się po okolicy, podziwiając piękne widoki.

– Wiem, ale tym razem się uda, plan jest idealny. Musimy cierpliwie poczekać na dziewczynę, ona sama do nas przyjdzie. – Zatrzymał się obok towarzysza. – Swoją drogą miałeś racje, ma niezwykłe zdolności – stwierdził podekscytowany. Dłonią poprawił obszerny kaptur, który opadł mu na oczy.

Po chwili odpoczynku mężczyźni ruszyli w dalszą drogę. Im bardziej zbliżali się do celu podróży, tym kamienie pod ich stopami stawały się coraz mniejsze. Suchy piasek tańczył w powietrzu, rozwiewany przez silny wiatr. Nie pomagało to we wspinaczce, ale cudowny zapach kwiatów z Łąki Motyli, który niósł ze sobą, choć trochę rekompensował im utrudnienia.

– Szkoda, że konie musiały zostać. – Dalibor westchnął i uprzedzając odpowiedź towarzysza, dodał szybko. – Wiem, wiem, co powiesz… – Zasapany przerwał w pół zdania. Jego zwykle pulchna, blada twarz teraz była czerwona z wysiłku, a czarne, proste włosy przykleiły się do mokrego czoła. Mnich wziął głęboki wdech, a natrętny piasek wpadł mu do buzi, powodując atak kaszlu. Mistrz poklepał go parę razy po plecach, co przyniosło wyraźną ulgę.

– Wy mnisi, jesteście bardzo wygodni. Większość czasu spędzacie w Zimowym Pałacu, studiując księgi, nic więc dziwnego, że tyle trudu sprawia ci wejście na taką małą górkę. – Śmiejąc się, mistrz ręką wskazał na szczyt Wulkanu. Rad ze zmiany tematu, ciągną dalej. – Pogłębiacie swoją wiedzę, a zapominacie o ciele, które według mnie jest równie ważnym elementem harmonii w życiu każdego człowieka.

– Zapewne masz rację, ale czas płynie nieubłaganie i szkoda mi każdej chwili, którą mogę poświęcić na zdobycie wiedzy... – Znowu musiał przerwać, ponownie wziął głęboki wdech, tym razem uważając na tańczący wokół niego piach. Kiedy wyrównał oddech, zaczął mówić dalej. – Jednak wielu z nas uczy się sztuk walk – dodał dumnie mnich.

– Tak, ale na szczęście dla nas nie są zbyt dobrze wyszkolonymi wojownikami. A ich moce służą raczej do budowania lodowego królestwa niż walki. Zresztą Aida jest świetną wojowniczką, nie spodziewam się w Zimowym Pałacu zbyt wielu trudności.

– Nie każdy może liczyć na równie wybitnego nauczyciela, jakim jesteś ty. – Mnich pochylił głowę, jakby składał towarzyszowi pokłon.

– Jesteśmy na miejscu – odpowiedział mistrz, a komplement puścił mimo uszu. Wiedział o tym, że był świetnym wojownikiem i nauczycielem, więc nikt nie musiał go w tym utwierdzać.

Mężczyźni przystanęli. W ciszy z ciekawością zaczęli rozglądać się po opuszczonym, bardzo zaniedbanym terenie, do którego dotarli. Płaska powierzchnia, pełna porozrzucanych kamieni różnej wielkości i kształtu, między którymi tłumnie wyrastały chwasty. W rozproszeniu dostrzegli nieliczne krzaki. Jednak to, co ich najbardziej interesowało, to środek góry. Zarośnięty krater nie był duży, ale wystarczający, aby mógł się przez niego przecisnąć dorosły człowiek.

– To tutaj śpi Anastol, wielki czarodziej – wyszeptał mistrz, jakby bał się, że może przeszkodzić swojemu panu. – Teraz musimy poczekać na Aide i oczywiście Zakazaną Księgę. – Popatrzył na mnicha, który w odpowiedzi energicznie pokiwał głową.

Dalibor z poważną miną wpatrywał się w krater. Wiedział, że jeśli dziewczyna zdobędzie księgę, to od jego mocy będzie zależało powodzenie dalszej części planu. Dam radę, motywował się w myślach.

Aida nie kazała długo na siebie czekać i energicznym krokiem nadeszła z północy. Miała na sobie cienką, granatową pelerynę, zarzuconą na strój bojowy. Gdy tylko opuściła Krainę Lodu, zdjęła gruby płaszcz. Zrobiła to z wielką ulgą i nadzieją, że już nigdy nie będzie musiała tam wracać. W plecach do tej pory czuła ból, a na samo wspomnienie śniegu i zimna przeszedł ją dreszcz. Góra, a właściwie to magia z niej płynąca wytwarzała przyjemne ciepło bijące od kamieni. Była to miła odmiana, bo w Krainie Lodu przemarzła do kości. Do Wulkanu docierały również ciepłe podmuchy wiatru z Krainy Pustyni. Aida z tęsknotą popatrzyła na wschód, uśmiechnęła się na myśl o domu. Mistrz obiecał, że kiedy zdobędzie Zakazaną Księgę i dzięki zaklęciu w niej zawartym uda się im wybudzić czarodzieja, wówczas pomogą jej obalić króla Minoru. Tylko dlatego zgodziła się pomóc, bo sam czarnoksiężnik jej nie interesował. Żywiła wielką nadzieję, że mistrz wywiąże się z danego słowa.

Na szczycie Wulkanu Aida zastała mistrza z nieznanym sobie mężczyzną. Jego blada cera i czarne włosy świadczyły, że musiał pochodzić z Krainy Lodu. Kiedy mężczyźni ją zauważyli, przerwali rozmowę. W napięciu popatrzyli na jej mocno opaloną, obojętną twarz, szukając na niej odpowiedzi na nurtujące ich pytanie. Udało się?

Aida, widząc ich ciekawskie i nerwowe spojrzenia, bez pośpiechu przywitała się lekkim skinieniem głowy. Gdy mężczyźni odwdzięczyli się tym samym, bez słowa włożyła rękę do przewieszonej na ramieniu torby i wyciągnęła z niej Zakazaną Księgę. Twarz mnicha zapłonęła.

– Mistrzu, zdobyłam Zakazaną Księgę. – Aida z dumą wręczyła mu swoją zdobycz. Błyszczące oczy utkwiła w mężczyźnie, łaknąc pochwały za wykonane zadanie. Mistrz, jednak nie zaszczycił jej choćby jednym spojrzeniem. Jego oczy zachłannością patrzyły na małą książkę, którą trzymał w drżących dłoniach. Jej ciemna, skórzana okładka kusiła. Mistrz delikatnie zaczął przewracać strony Zakazanej Księgi, jakby bał się, że pod wpływem jego dotyku mogłyby się zamienić w proch. Na karku czuł oddech mnicha, który z zaciekawieniem zaglądał mu przez ramię, próbując odczytać słowa.

– Jest! – krzyknął podekscytowany mistrz. – Znalazłem zaklęcie. – Jego towarzysze wstrzymali oddech. – Dziś w końcu to zrobimy, obudzimy Anastola. Jakieś trudności? – Ostatnie pytanie zostało skierowane do Aidy, która w końcu doczekała się upragnionej uwagi swojego mistrza.

– Wszystko poszło zgodnie z planem – odparła zadowolona z siebie. – Musiałam zabić przebywających w Zimowym Pałacu mnichów. Tak jak prosiłeś, zaproponowałam, aby się do nas przyłączyli, jednak zgodnie odmówili.

Mistrz obojętnie skinął głową. Dla niego liczyło się tylko to, że zdobyła księgę, ofiary były wpisane w każdą misję.

– Ilu ich było? – zapytał mnich ze smutkiem w głosie.

– Siedmiu – odparła z wyższością. Umyślnie zwiększyła liczbę poległych mnichów, pragnęła uznania, a trzech pokonanych to z pewnością za mało. Poza tym, gdyby istniała taka konieczność, to i siedmiu przeciwnikom dałaby radę.

– Szkoda – powiedział ze smutkiem. – Moi bracia kiedyś się przekonają, że stoją po złej stronie i wówczas dołączą do nas. – Mnich westchnął.

Dalibor powoli podszedł do krawędzi góry. Na chwilę zapomniał o Zakazanej Księdze i czarnoksiężniku. Ze smutkiem rozmyślał o swoich braciach z Zimowego Pałacu. Popatrzył na północ w stronę swojej krainy. Mimo wielu kilometrów, jakie dzieliły go od domu, prawie idealnie widział pokryte śniegiem Góry Corda, które przypominały dwa białe połączone ze sobą serca. Oznaczyły one granice Krainy Lodu. Towarzysze mnicha nie przejęli się jego cierpieniem, zostawili go z własnymi myślami i kontynuowali rozmowę.

– Dobrze się spisałaś – stwierdził mistrz.

Aida uśmiechnęła się, słysząc długo wyczekiwaną pochwałę, która według niej jej się należała. Gdyby nie ona i jej wrodzony talent do zdobywania informacji, to pewnie ci idioci następne szesnaście lat szukaliby Zakazanej Księgi.

– Co teraz mistrzu? – zapytała Aida. Mówiła bardzo szybko, co zdradzało jej zniecierpliwienie. – Wybudźmy szybko czarodzieja i ratujmy moją…

– Spokojnie, spokojnie, wszystko w swoim czasie – przerwał jej leniwie mistrz. – Na razie nasz przyjaciel z Krainy Lodu, mnich Dalibor mający w sobie wystarczającą moc, obudzi Anastola. Później zajmiemy się Minoru. – Dłonią wskazał na swojego towarzysza, który słysząc swoje imię, odwrócił się w ich stronę.

Aida z poważną miną przytaknęła głową. Mocno przygryzła dolną wargę. Oby tak właśnie było, pomyślała.

– Jednak, zanim Anastol odzyska w pełni moc, minie trochę czasu – oznajmił mnich.

Mistrz podniósł rękę w kierunku Dalibora, który zdziwiony zamrugał parę razy, zanim zrozumiał, o co chodzi. Z szerokim uśmiechem podszedł do przyjaciela i drżącą ręką wziął od niego Zakazaną Księgę. W końcu się doczekał. Złe myśli odeszły, gdy zaintrygowany przeglądał zawartość księgi. Liczyła ona około trzydziestu przyżółkłych stron. Każda była zapisana małymi, zbitymi literami w starożytnym języku czarodziejów. Bardzo rzadko używanym, znanym przez nielicznych magicznych ludzi. Jednak on należał do tych szczęściarzy mających możliwość nauki owego języka, rozumiał więc każde słowo zawarte w księdze.

– Tak, ale ja wiem, jak to przyspieszyć. Dlatego drugą częścią planu zajmę się osobiście. Ruszam w drogę, a ty – mistrz palcem wskazał na zaczytanego Dalibora – odczytaj zaklęcie, wówczas czarnoksiężnik się przebudzi. Wstrząsy towarzyszące jego wychodzeniu z Wulkanu, będą znakiem dla naszych wrogów, iż wraca prawowity władca Magicznych Krain. Niech się boją, bo mają czego.

Mnich, nie odrywając oczu od Zakazanej Księgi, przytaknął.

– Co ze mną, mistrzu? – zapytała Aida. Jednocześnie głowiąc się, jaka jest druga część planu. Już nieraz pytała o to mistrza, ale ten zbywał ją.

– Pod moją nieobecność musisz chronić mnicha Dalibora. Jak już miałaś przyjemność zaobserwować, w Zimowym Pałacu, mnisi nie potrafią walczyć. Nie przewiduję gości, ale bądź czujna, wróg nie śpi. Wrócę jak najszybciej.

Nie czekając na reakcje Aidy, pospiesznie odwrócił się i biegiem ruszył na zachód. Kamienne podłoże nie stanowiło dla niego trudności. Był zwinnym, dobrze zbudowanym mężczyzną w sile wieku. Silny podmuch wiatru zdmuchnął mistrzowi obszerny kaptur, który do tej pory misternie zasłaniał jego czarną twarz. Nie zatrzymując się, dłonią zagarnął niesforne, długie, ciemnobrązowe włosy do tyłu i ponownie zarzucił kaptur na głowę. Aida patrzyła za nim, aż ten zniknął z zasięgu jej wzroku. Następnie przekręciła oczami, świetnie zostałam nianią, pomyślała.

Obrażona podeszła do mnicha. Podał on jej otwartą na odpowiedniej stronie księgę i nakazał trzymać ją tak, aby mógł przeczytać zaklęcie. Dalibor wyciągnął blade ręce przed siebie, następnie pomału i wyraźnie zaczął czytać. Aida nic nie rozumiała. Dziwnie przeciągane przez mężczyznę słowa brzmiały obco, ale najważniejsze było to, że zaklęcie działało. Z dłoni mnicha wyszła pomarańczowa mgła i rozeszła się po kraterze, delikatnie otulając go. Moc nie była duża, ale dało się ją wyczuć. Aidę przeszedł dreszcz. Kiedy mnich skończył czytać, wziął od niej księgę. Był nieco zmęczony, ale jednocześnie zadowolony z siebie.

– Gotowe, teraz pozostaje nam tylko cierpliwie czekać. Czarnoksiężnik będzie wychodził kraterem, niedługo powinny pojawić się pierwsze wstrząsy, ale chwile to potrwa – oznajmił Dalibor. Następnie podszedł do najbliższego kamienia i ręką strzepał z niego osiadający grubą warstwą piach. Rozsiadł się wygodnie i zanurzył w lekturze.

– Czekajmy więc – mruknęła Aida.

Aida usiadła na kamieniu niedaleko mężczyzny. Wolała mieć go na oku, nie ufała nieznajomym. Wyciągnęła miecz, na którym widoczna była zastygnięta krew należąca do zabitych przez nią mnichów. Zaczęła czyścić ostrze, wcześniej nie miała na to czasu. Zajęła czymś ręce, jednak myśli i spojrzenie ciągle uciekało jej w kierunku krateru, jakby miało to przyspieszyć pojawienie się czarnoksiężnika. Cierpliwości, upominała się w myślach.

  Spis treści zbioru
Komentarze (0)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
brak komentarzy
© 2010-2016 by Creative Media
×