Przejdź do komentarzyRozdział 5 Władza
Tekst 5 z 17 ze zbioru: Tom1 - Przebudzenie mocy
Autor
Gatunekfantasy / SF
Formaproza
Data dodania2024-01-31
Poprawność językowa
- brak ocen -
Poziom literacki
- brak ocen -
Wyświetleń103

– Wejdziemy tamtędy. – Ren, kucając za kwitnącymi drzewkami adenium, wskazał palcem w stronę wejścia dla służby na tyłach pałacu. – Handlarze przynoszą tutaj produkty zamówione przez gospodynie. Musimy być ostrożni, mamy tylko jedną szansę. Jeśli ktoś wzniesie alarm i czarodzieje Minoru staną nam na drodze, zanim dotrzemy na górę, to będzie koniec. Musimy trzymać się planu. – Obserwując drzwi, mówił szeptem do przyjaciół, którzy skuleni kucali obok niego.

Dwie pary oczu nerwowo wpatrywały się w swojego przywódcę. Tania przytuliła się do ramienia Ottona. Wyczuła naprężone mięśnie ukochanego. Chłopak odwrócił się do niej i czule pocałował ją w czoło. Miało to zastąpić słowa wszystko będzie dobrze, ale tego nie mógł jej obiecać. Wiedzieli, jakie mogą być konsekwencje ich działania i przystali na to. Nerwy mieli napięte jak struny, czekali niecierpliwie, aż nadejdzie zmierzch.

W porównaniu do Krainy Słońca, gdzie wieczna gwiazda nigdy nie przestaje świecić, w Krainie Pustyni słońce zachodzi, robiąc miejsce również czerwonemu księżycowi. Nocą daje on mieszkańcom wytchnienie od gorąca. Na szczęście dla buntowników, którzy chcieli pod osłoną nocy dostać się do pałacu, dostarczał on nikłe światło. Dlatego na piaskowych ulicach zapalano latarnie. Ich blask odbijał się od szkarłatnego piasku, sprawiając, że Kraina Pustyni wyglądała, jakby została pokryta krwią.

Ren właśnie tak myślał. Krew należała do mieszkańców krainy, która od wieków zniewolona i udręczona przez swoich władców, nigdy się nie poddała. Do ostatniej kropli swej krwi walczyła i będzie walczyć o wolność. Teraz nadeszła ich kolej.

Upragniony mrok wreszcie nadszedł. Ren znał pałac i jego zwyczaje jak własną kieszeń, dlatego miał ich wprowadzić do środka. Jednym ruchem zarzucił na głowę kaptur od cienkiej, czarnej peleryny, która zlała się z otaczającą go ciemnością. Na co dzień, jak każdy w Krainie Pustyni wybierał jasne kolory odzienia mające za zadanie chronić przed gorącym słońcem.

Biegiem ruszył w kierunku szerokich, stalowych drzwi. Tania i Otton, tak jak się wcześniej umówili, czekali w ukryciu. Było już po kolacji, część służby miała wolne, a reszta zajmowała się królem w łaźni, jak w każdy codzienny dzień. Nikogo nie powinno tu być, ale Ren dla pewności zapukał dwa razy w drzwi. Gdy nikt nie odpowiedział, szarpnął za klamkę. Tak jak myślał, drzwi zostały zamknięte na klucz, ale cóż nie szkodziło spróbować. Jednak dobrze się na to przygotował.

Wyciągnął z kieszeni mały, sztywny drucik, sprawnie włożył go do zamka i parę razy przekręcił. Kiedy usłyszał cichy klekot, uśmiechnął się zadowolony z siebie. Włamanie nie sprawiło mu żadnych trudności, miał dobrą nauczycielkę. Aida nauczyła go kilku przydatnych sztuczek, które nieraz uratowały mu życie. Żałował, że jej tu nie było. Wspomnienie przyjaciółki, która wyruszyła do innych krain w poszukiwaniu sojuszników, zasmuciło go.

Potrzepał głową, odganiając przykre myśli, przecież niedługo wróci cała i zdrowa. Odwrócił się w stronę towarzyszy i cicho zagwizdał – był to znak, że droga wolna.

Ren poczekał na resztę. Kiedy stanęli przy nim, jeden po drugim weszli do małego, zaciemnionego przedsionka. Ren prowadził, nogi same go niosły. Skierował się w lewo, później odbił w prawo do ciasnego korytarza prowadzącego prosto do kuchni. Zapach suszonych ziół niósł się po pomieszczeniu, potwierdzając, że pamięć go nie myliła i znaleźli się w odpowiednim miejscu.

Ren zrobił głęboki wdech. Czuł, jak wiele wspomnień do niego wracało. Jako dziecko mieszkał w pałacu. Wuj był bardzo skąpy, dlatego wiele razy podkradał jedzenie z kuchni. Musiał sobie jakoś radzić.

Zamarli. Drzwi prowadzące do kuchni były otwarte. Głosy dobiegające z jej wnętrza zmusiły nieproszonych gości do zatrzymania się. Padające stamtąd światło opromieniało część korytarza. Buntownicy schowali się w jego cieniu. Wstrzymując oddechy, przywarli do ściany – nikt nie mógł ich zobaczyć, bo równałoby się to z wyrokiem śmierci. Oczywiście liczyli się z tym, ale najpierw musieli zabić Minoru albo chociaż spróbować to zrobić.

Dwie służące rozmawiały o jutrzejszym rozkładzie zajęć. Ren dał znać głową, aby czekali – nie chciał niepotrzebnego rozlewu krwi. Stojąca obok niego Tania, palcem pokazała na drzwi, co chłopak od razu zrozumiał: bała się, że kobiety wyjdą i ich zauważą. Pokręcił głową. Znajdowali się tak blisko siebie, że czuli ciepło swoich ciał. Te pięć minut były dla nich jak wieczność. Tak jak przewidział Ren, gdy wreszcie służące skończyły omawiać jadłospis na cały tydzień, zgasiły światło i oddaliły się drugimi drzwiami znajdującymi się na przeciwległej ścianie.

Oni też tam zmierzali. Ren uśmiechnął się odruchowo, bo wszystko szło z jego zamysłem. Pomachał ręką do przyjaciół, aby szli za nim. Nie oglądając się na boki, Ren pewnie przeszedł przez wielką, ciemną kuchnię. Następnie podszedł do drzwi, za którymi chwilę wcześniej zniknęły służące. Od razu przyłożył do nich ucho. Gdy nic nie usłyszał, chwycił za klamkę i najciszej, jak tylko umiał, otworzył drzwi, ale mimo jego starań stare zawiasy lekko zaskrzypiały.

Buntownicy weszli do niewielkiej komórki, gdzie stanęli przed wyborem jednych z trzech słabo oświetlanych schodów. Ren skierował się do tych w środku – wiedział, że zaprowadzą ich prosto do apartamentów władcy, pozostałe natomiast do pokojów służby. Tania i Otton ślepo ruszyli za przyjacielem. Bezgranicznie mu ufali, mimo że był on spokrewniony z Minoru. Od dawna walczyli ramię w ramię, a Ren nieraz udowodnił im swoją lojalność. Poza tym wszyscy buntownicy wiedzieli, że pragnie on zemsty na kuzynie.

W połowie drogi znieruchomieli. Drzwi na szczycie schodów zaskrzypiały, sugerując, że ktoś po nich schodził. Ich serca samoistnie zaczęły bić jak szalone – to koniec, nie mieli gdzie się schować. Jednak Ren nie zamierzał odpuścić. Wyciągnął krótki sztylet, który miał przymocowany do paska na biodrach. Pomyślał, że szczęśliwie dla nich syn odziedziczył skąpstwo po ojcu. Śladowe światło z pochodni nie docierało do miejsca, gdzie stali, dzięki czemu byli prawie niewidoczni. Ren liczył, że zaskoczy swoją potencjalną ofiarę.

– Stój. Tylko spróbuj krzyknąć, a zobaczysz co to jest ból – wyszeptał Ren, do – jak się okazało – służącego, który przerażony zatrzymał się gwałtownie z ostrzem przy piersi.

– J..jaa.. niccc… nieee wwwiem – wyjąkał mężczyzna, wytrzeszczonymi oczami wpatrując się w nóż.

– Co z nim zrobimy? – zapytał niecierpliwie Otton.

– Gdzie jest Minoru? Nadal w łaźni? – Ren, ignorując towarzysza zapytał służącego, który przeniósł spojrzenie z ostrza na Ottona i przeraził się jeszcze bardziej. Ren nie dziwił się mężczyźnie. Jego przyjaciel miał prawie dwa metry wysokości i mięśnie pokaźnych rozmiarów, przez które wydawał się jeszcze większy. Otton umyślnie stanął nad skulonym służącym. Wyglądał on przy nim na małego, zagubionego robaczka. Jąkając się, więzień zaczął grzecznie odpowiadać na zadane pytanie.

– Taakk.. alee.. zaa..rrrr...az bę..bę będzie szedł dddo…

– Dobra skończ, już wszystko wiem – przerwał służącemu podirytowany Ren . Miał już dość trzęsącego się mężczyzny, który w dodatku ze strachu narobił w gacie.

Cała trójka równo jęknęła. Ren wymownie popatrzył na przyjaciela, który od razu zrozumiał co ma zrobić. Otton wycofał się, stanął za plecami więźnia i szybkim ruchem złapał go za szyję. Zaskoczony mężczyzna nawet nie zdążył jęknąć, przyduszony stracił przytomność i osunął się na podłogę. Buntownicy ułożyli jego ciało w miejscu, gdzie wcześniej sami się ukrywali. Mieli nadzieję, że mężczyzna za szybko się nie ocknie i nie wzniesie alarmu. Nie chcieli zabijać niewinnych ludzi, którzy często nie popierali władcy, ale zastraszeni żyli według jego chorych zasad. A ten służący wyglądał na potwornie strachliwego.

– Ruszajmy, nie mamy zbyt wiele czasu. Kiedy ten tchórz się obudzi, na pewno nas wyda – wyszeptała Tania, poganiając towarzyszy.

Poszła pierwsza, zakrywając nos i usta rękami, bo duszący smród pochodzący od służącego był nie do zniesienia. Ren złapał Tanię za ramię, a ta bez słowa przystanęła, robiąc mu miejsce. Wyprzedził ją i zamyślony zaczął wspinać się po stromych schodach.

To on wpadł na pomysł, żeby spróbować zabić Minoru, zanim przybędzie Anastol, bo to, że się zjawi w Krainie Pustyni, było pewne. Wtedy, zamiast jednego, będą mieć dwóch tyranów. A tak mogliby chociaż spróbować zatrzymać czarnoksiężnika, bo zapewne karzeł przywita go tutaj z wszelkimi honorami.

Ren westchnął. Tania i Otton od razu zgodzili się na ten nieco szalony pomysł. Oczywiście nie pytali o pozwolenie przywódcy, wiedzieli, że ten się nie zgodzi. Uznałby, że to misja samobójcza i może tak było, ale trzeba chociaż spróbować. Nie mogli przecież czekać założonymi rękami na to, co nadchodziło i z każdym wstrząsem było coraz bliżej.

Kiedy znaleźli się na szczycie schodów, Ren ponownie przyłożył ucho do drzwi i tym razem mieli szczęście, bo po drugiej stronie panowała cisza. Dla pewności odczekał chwilę. Popatrzył na przyjaciół, którzy skupieni z bronią w ręku dali znak gotowości lekkim skinieniem głowy.

Ren nacisnął na klamkę, zawiasy zaskrzypiały. Dobrze oświetlony korytarz, do którego dotarli, został wyłożony na całej długości czerwonym, puszystym dywanem. Ren pewnie poprowadził ich w prawo. Z każdego kąta bił po oczach niewyobrażalny przepych. Złote ściany zdobiły pokaźnych rozmiarów obrazy z wizerunkiem władcy w różnych pozach. Grymas na twarzy wojowników mówił, co myśleli o takim rodzaju sztuki. Przy każdych drzwiach, a było ich tu sporo, stał złoty monument prezentujący oczywiście Minoru. Otton podszedł do jednego z nich i podrapał się w głowę, bo posąg był prawie tej samej wielkości co on. Tania i Ren stanęli obok niego z uniesionymi brwiami.

– Ten kurdupel ma fantazję – szepnął Otton.

Pozostali przytaknęli, w końcu nie dało się temu zaprzeczyć.

Ren nie mógł się nadziwić, wręcz doznał szoku, widząc zmiany, jakie zaszły w pałacu od czasu kiedy cztery lata temu wraz z rodziną go opuścił. Musieli to zrobić zaraz po tym, jak stary król umarł. Jego śmierć zapoczątkowała lawinę tragedii, przez co życie w pałacu stało się niemożliwe. Do dziś bolesne wspomnienia kazały mu omijać to miejsce szerokim łukiem. Jednak Ren dobrze pamiętał, jak wraz z małą siostrzyczką biegali po tych korytarzach. Od podłogi po ściany zdobił je wtedy jedynie czerwony piasek pustyni. W pokojach poza podstawowymi meblami, jak łóżko i szafa, nie było nic. Ren nie miał z tym problemu, nic więcej nie potrzebował. A czerwony piasek pustyni jako symbol tej krainy pasował tu bardziej niż złoto.

To głód był najgorszy. Król bardzo oszczędzał na jedzeniu, ale oczywiście nie sobie i pierworodnemu odejmował od ust, tylko im i mieszkańcom krainy. Od tamtej pory nic się nie zmieniło, ludzie tak jak kiedyś, tak i dziś byli wyzyskiwani.

Ren pokiwał głową zniesmaczony. Sam nie wiedział, który z nich był gorszy. Nie powinien tracić czasu na bezsensowne porównywania, wniosek mógł być tylko jeden – obaj to szaleńcy.

Ruszyli dalej. Kiedy doszli do przedostatnich drzwi, Ren tym razem bezceremonialnie wszedł do środka. Wiedział, że pod nieobecność króla, nikomu nie wolno być w jego pokoju, a gdyby on sam znajdował się w środku, to na korytarzu roiłoby się od straży. Głowy buntowników chodziły na wszystkie strony.

Sypialnia została urządzona w równie tandetnym stylu, co korytarz. Na środku stało wielkie łoże z baldachimem pokryte złotą narzutą i wieloma poduszkami tego samego koloru. Ogromna szafa i komoda zajmowały prawie całą boczną ścianę. Stały one naprzeciwko obszernych okien prowadzących na otwarty balkon zdobiony przez złote, zwiewne zasłony. Jednak to, co było tu najdziwniejsze, to lustra ze złotymi ramkami. W dużych ilościach, o przeróżnych kształtach, stały i wisiały one na każdej wściekle żółtej ścianie.

– Cholerny narcyz – mruknęła Tania i zdegustowana zmarszczyła nos. – Ren, to na pewno twoja rodzina? – spytała szeptem. Nie mogła zrozumieć, jak dwie tak bliskie osoby potrafią się tak bardzo od siebie różnić.

Odwróciła się do przyjaciela stojącego wraz z Ottonem za nią. Widząc jego zmartwioną twarz, od razu pożałowała swoich słów. Mogła mu tylko współczuć, w końcu nie miał wpływu na to, w jakiej rodzinie się urodził.

– Dobre pytanie – odpowiedział ze smutkiem Ren. Już nieraz zadawał sobie to pytanie. Dawno temu dosadnie odpowiedział mu na nie ojciec:

Ich życie w pałacu nie było usłane różami, ale innym wiodło się gorzej. Dlatego Ren, będąc dzieckiem, wraz z rodzicami pomagał głodnym i potrzebującym mieszkańcom Krainy Pustyni. Kiedy dorósł, dotarło do niego, że to rządy wuja doprowadzają ludzi do nędzy. Pewnego dnia nie wytrzymał i zapytał rodzica, dlaczego jego brat nie był tak dobry jak on? Ojciec ze łzami w oczach powiedział zdanie, które pamiętał po dziś dzień. Władza psuje słabych i zakompleksionych ludzi, którzy chcą zbudować wyśniony przez siebie świat, a ich szaleństwo i obsesje tworzą terror, w którym muszą żyć inni. Jedno zdanie dobitnie przedstawiające, sytuację panującą w Krainie Pustyni.

Głosy dobiegające z korytarza sprawiły, że buntownicy oprzytomnieli. Ren i Otton w ostatniej chwili weszli na balkon, natomiast bardzo szczuła Tania, bez trudu zmieściła się po prawej stronie za złotą zasłoną. Dziewczyna gorączkowo zastanawiała się, czy materiał, aby nie prześwituje. Jednak widok miała o niebo lepszy od przyjaciół. Oni ukryci po przeciwległej stronie nie widzieli za wiele. Pozostało im tylko słuchać i z nadzieją wyczekiwać na odpowiedni moment, aby zaatakować.

Tania obserwowała pokój. Gdy drzwi otwarły się na oścież, a do środka wszedł bardzo niski mężczyzna, na jej twarzy pojawił się grymas niechęci. Jego długa, złota szata ciągnęła się po czerwonym dywanie. Nucąc pod nosem, podszedł on do stojącego blisko okna jednego z luster. Nawet nie zerknął w stronę balkonu. Tania odetchnęła z ulgą, ich kryjówka jak na razie była bezpieczna. Władca wziął do ręki grzebyk i przeczesał czarne, ulizane włosy sięgające mu za ucho. Z podziwem przyglądał się swojemu odbiciu, zamrugał szybko skośnymi oczami i puścił sobie oczko, następnie łobuzersko uśmiechał się do siebie. Tania była zniesmaczona.

– Niebawem w naszej krainie zjawi się czarnoksiężnik, musimy go godnie powitać. Nie będziemy mu stać na drodze – powiedział władca.

Buntownicy uśmiechali się pod nosem, jak na tak małego człowieka Minoru miał zaskakująco śmiesznie gruby głos.

Minoru mówił do dwóch swoich ludzi. Stali oni na baczność przy drzwiach i potulnie potakiwali głowami. Tania wymownie popatrzyła na przyjaciół. Od razu zrozumieli, że to czarodzieje. Na palcach pokazała ich liczbę. Ren mocno zacisnął dłoń na rękojeści noża, którym wcześniej groził służącemu. Tania wybrała dwa długie sztylety, a Otton miecz. Zaszli tak daleko, że nie zamierzali się teraz poddać, może przy odrobinie szczęścia któremuś z nich uda się zabić karzełka.

– Może zorganizujemy przyjęcie, tak to jest wybor…

Świst przecinającego powietrze sztyletu spowodował, że Minoru zamilkł.

To Ren bez żadnego sygnału przystąpił do ataku. Jednak został zauważony przez czarownika. Z łatwością w locie zatrzymał on ostrze, które upadło na puszysty dywan. Po nieudanej ofensywie Ren szybko sięgnął do pleców, gdzie miał umocowane dwa długie, srebrne sztylety, takie same jak Tanii. Gotowe do walki ostrza zalśniły, jednak wojownik nie zdążył ich użyć – odepchnięty przez niewidzialną siłę z hukiem łupnął głową w ścianę, rozbijając jedno z tam wiszących luster. Minoru trzęsąc się ze strachu, upadł na kolana, i jak tchórz wczołgał się pod łóżko. Tania i Otton za przykładem przyjaciela ruszyli na władcę, ale dochodzący sypialni hałas zaalarmował jeszcze trzech wojowników. Wpadli oni do środka, stając na ich drodze. Otton nie miał szans z dwoma czarodziejami, którzy widząc rosłego chłopaka, otoczyli go i wspólnie, za pomocą magicznej mgły powalili na ziemię, sprawiając, że nie mógł się ruszyć. Tania zaciekle walczyła z niemagicznym wojownikiem. I gdyby nie ruda czarodziejka, która nieuczciwie owinęła wokół jej szyi szarą mgłę, pokonałaby przeciwnika. Dusząc się, dziewczyna wypuściła z rąk sztylety i blada upadła na kolana, bez powodzenia próbując poluzować magiczny sznur.

Otumaniony Ren pomału doszedł do siebie i jednym spojrzeniem ocenił kiepskie położenie, w jakim się znaleźli. Nikt na niego nie patrzył. Czarownik, który miał go pilnować, myślał, że był nieprzytomny i stał do niego plecami. Ren niepostrzeżenie podniósł się z podłogi. Najciszej jak tylko umiał, podniósł jeden z leżących obok siebie sztyletów, który będąc ogłuszonym, wypuścił z ręki. Wiedział, że to niehonorowo zachodzić przeciwnika od tyłu, ale na uczciwą walkę z czarodziejem nie miał co liczyć. Bez wyrzutów podszedł do wroga i precyzyjnie mierząc, szybkim ruchem wbił mu ostrze w plecy, jeden mniej, pomyślał.

Mężczyzna jęknął i upadł martwy na podłogę. Zamieszanie przypomniało reszcie o obecności Rena w sypialni. Wojownik, z którym wcześniej walczyła Tania, obojętnie spojrzał na swojego martwego kompana. Nie spiesząc się, podszedł do Rena z mieczem uniesionym ku górze – był gotowym do walki. Sztylet grzmotnął o podłogę, gdy Ren wypuścił go z ręki. Zrezygnowany poddał się, dalsza walka nie miała już sensu. To koniec, zawiedli.

Buntownik popatrzył z pogardą na kuzyna, który uznał, że już był bezpieczny i niezgrabnie wygramolił się spod łóżka. Ręką przygładzał potarganą fryzurę, jego idealnie równa przegródka znikła.

– No, no, no kogo my tu mamy. Mój drogi kuzyn Ren raczył mnie odwiedzić. Mogłeś uprzedzić, że wpadniesz, ugościłbym cię odpowiednio. – Głos władcy delikatnie drżał, widać było, że przez ostatnie wydarzenia najadł się strachu. Obezwładnieni buntownicy już mu nie zagrażali, ale nawet głupiutki Minoru dostrzegał ich mordercze spojrzenia. Dlatego wolał stać w bezpiecznej według siebie odległości. Przecież nigdy nie wiadomo, co takim niewdzięcznikom może jeszcze przyjść do głowy.

– Każ mnie puścić, to się odpowiednio przywitamy, drogi kuzynie – rzucił Ren przez zaciśnięte zęby.

– Jak zawsze zabawny. – Minoru uśmiechnął się krzywo.

– Zabawić też się możemy. Uczciwie będzie jeden na jednego. Czy może się boisz? – zapytał wyzywająco.

Ren już nie usłyszał odpowiedzi. Minoru znudził się nim, jego spojrzenie powędrowało do Tani. Nadal przyduszana magiczną siłą klęczała na podłodze, z wyraźną trudnością łapiąc kolejny oddech.

– Taniu, moja ukochana. Czyżbyś poszła po rozum do głowy i zmieniła zdanie na temat naszego małżeństwa?

Minoru rozkazał rudej czarodziejce puścić dziewczynę, ale dla bezpieczeństwa miała stać w pobliżu. Uwolniona od magicznego sznura zaniosła się kaszlem. Jej wcześniej idealnie do połowy spięte w wysokiego koka włosy, rozsypały się. Władca pochylił się nad nią, choć wcale nie musiał tego robić był tak niski, że klęcząca Tania była prawie tego samego wzrostu co on.

– Moja piękna, jak ty wyglądasz? Ze mną żyłabyś w luksusie, na jaki zasługujesz. A ty wybrałaś tego wielkoluda. Co on ci może dać? – zapytał władca z wyrzutem, ręką wskazując na nadal leżącego na podłodze w bezruchu Ottona. Tania pochmurnie popatrzyła na ukochanego. Dostrzegła grymas bólu na jego twarzy.

Minoru wyprostował się, ale nadal łapczywie gapił się na Tanie. Nic dziwnego, że to właśnie ją wybrał na żonę, nawet teraz potargana i posiniaczona wyglądała pięknie. Jej uroda zachwycała ludzi we wszystkich czterech Magicznych Krainach. Szczupła, wysoka, dziewiętnastoletnia dziewczyna z gładkimi, czarnymi włosami o świetlistej, opalonej cerze, przyciągała zalotne spojrzenia wielu mężczyzn. Piękna i do tego bardzo mądra, skoro nie chciała tego nadętego karła, Ren uśmiechnął się do swoich myśli. Tania przygryzła dolną wargę, na idealnie podłużnej twarzy pojawiły się rumieńce, ale nie wstydu, tylko złości. Duże, kasztanowe, lekko skośne oczy z odrazą patrzyły na króla.

– Wolę śmierć – wycharczała Tania zachrypniętym głosem.

– Spokojnie, gdzie ci się tak spieszy? Zaraz do tego dojdziemy, ale najpierw pokażę coś mojemu drogiemu kuzynowi – oznajmił Minoru, zacierając ręce.

Następnie odwrócił się i z wysoko podniesionym czołem ruszył na balkon. Ren nawet nie drgnął, chciał zignorować kuzyna, ale został popchnięty przez wojownika, który przez cały czas celował w niego mieczem. Nie miał wyjścia i wszedł na balkon. Gęsta ciemność zapanowała nad oczami Rena. Potrzebował chwili, aby w dali zobaczyć to, co chciał pokazać mu Minoru, a co jemu nie mieściło się w głowie. Zszokowany podszedł do barierki, a podmuch ciepłego wiatru uderzył go w twarz. Ren przełknął głośno ślinę, ze złością patrzył na pola drzewek malura. To dzięki sprzedaży tego niewielkiego, jajowatego owocu – który wybornie smakował, a do tego jego żółta skórka miała właściwości lecznicze – królowi tak dobrze się wiodło. Ren wychował się w Krainie Pustyni, więc oczywiście nieraz widział drzewka malura. Mogły być one uprawiane tylko na czerwonej pustyni, ale nigdy wcześniej nie pracowano nocą. W delikatnym świetle pochodni mężczyźni, kobiety i dzieci zaharowywali się dla tego lenia.

– Jesteś chory! To są mieszkańcy Krainy Pustyni, a nie twoi niewolnicy! – krzyknął oburzony Ren.

– Tak jest zbudowany świat. Jest duże zapotrzebowanie na owoc, więc musiałem zlecić nocne prace. Ren, jako moja rodzina, mogłeś czerpać korzyści płynące z tego wszystkiego. – Minoru wskazał ręką na pola. – Nie jestem taki jak mój ojciec, podzieliłbym się z wami. A ty wbijasz mi nóż w plecy, oczywiście nie dosłownie, tylko zdradą, choć wiem, że o tym marzysz. Myślisz, że chcę tutaj Anastola? Po co mi on? Wole sam rządzić, robię to świetnie. Czyż nie? – Zarechotał i zaczął mówić dalej: – Widzisz, czarnoksiężnik jest silny, lepiej działać z nim, niż przeciw niemu. Wiesz komu możesz podziękować za powrót Anastola?

Zdziwiony pytaniem Ren popatrzył na kuzyna z uniesionymi brwiami.

– Widzę, że nic nie wiesz! – Władca ponownie zarechotał, bawiła go ta sytuacja. – Aida, nasza mała Aida znalazła Zakazaną Księgę.

– Nie, to jest niemożliwe, ona nigdy by tego nie zrobiła – wyszeptał Ren bardziej do siebie, niż do Minoru.

– Tak to już jest, ufasz ludziom, a oni cię zawodzą. Teraz wiesz, co czułem, gdy ty, wuj i moja ukochana Yuki mnie zostawiliście. To nie ja jestem winny temu, co się przydarzyło waszej matce, mi również jej brakuje. – Mówił udawanym łamiącym głosem i teatralnie wytarł łzę.

Rena zemdliło. Tego było już za wiele, czerwony na twarzy mocno zacisnął dłonie w pięści. Po tym wszystkim, co zrobił, ma jeszcze czelność wspomnieć o mojej matce, głośno dysząc, pomyślał Ren.

– Jesteś popaprany, kiedyś spotka cię zasłużona kara za całe zło, którego się dopuściłeś! – Wyprowadzony z równowagi Ren krzyknął. Chciał uderzyć pięścią kuzyna, ale strażnik przytrzymał go od tyłu.

– Zabrać ich do lochów – oznajmił Minoru i wystraszony pospiesznie wszedł do sypialni.

Ponownie popchnięty przez wojownika Ren został wprowadzony do środka. Czuł na sobie spojrzenia obecnych w sypialni osób. Był świadomy, że słyszeli całą jego rozmowę z Minoru. Bezceremonialnie podszedł prosto do nadal klęczącej na dywanie Tani. Nie patrząc na nią, pomógł jej wstać. Wdzięczna przytuliła się do niego, tylko tyle mogła teraz zrobić. Gdy uwolniony od magicznej mgły Otton dołączył do nich, eskortowani przez czarodziejów ruszyli do drzwi. Już mieli wychodzić, gdy król coś sobie przypomniał.

– Czekajcie, prawie zapomniałem, jeszcze wyrok. Taniu, jesteś pewna swojej decyzji? Moje łoże na ciebie czeka. – Dziewczyna splunęła mu w twarz. Czerwony ze złości, wytarł się długim rękawem od złotej szaty. – Jak wolisz, jeszcze będziesz mnie błagać o litość. Sędzia wydaje wyrok, czyli ja – stwierdził ze złośliwym uśmiechem. – Za dwa dni zostaniecie powieszeni. Niech ci niewdzięcznicy, którzy was popierają, zobaczą swoich wybawców na stryczku. Wyprowadzić ich do lochów! – krzyknął na koniec.

  Spis treści zbioru
Komentarze (0)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
brak komentarzy
© 2010-2016 by Creative Media
×