Autor | |
Gatunek | publicystyka i reportaż |
Forma | artykuł / esej |
Data dodania | 2025-09-19 |
Poprawność językowa | - brak ocen - |
Poziom literacki | - brak ocen - |
Wyświetleń | 34 |

Mistrz Stanisław Lem powiedział w jednym z wywiadów o ostatnim rozdziale „Summy technologiae”, który dotyczył losów sztuki w wieku technologicznej eksplozji:
Pisałem tam wówczas, w co głęboko wierzyłem, że sama proliferacja utworów we wszystkich dziedzinach literatury, muzyki i plastyki jest czynnikiem niszczącym, gdyż jeśli mamy tysiące Szekspirów, to nikt nie jest Szekspirem. Twierdzenie to spotkało się z surową oceną Leszka Kołakowskiego. Polemizowałem z nim po niemiecku, ale to było już po czternastu latach, gdy w wielu partiach książka ta przestawała być fantastyczna, zwłaszcza we fragmentach dotyczących inżynierii genowej. Niestety jednak swoją kategoryczną negacją zniechęcił mnie tak bardzo, że ostatni rozdział wyrzuciłem z następnych wydań. Dzisiaj jednak widzę, że miałem sporo racji. Kiedy ostatnio we Frankfurcie odbywały się targi książki i sześćdziesiąt cztery tysiące wydawców przedstawiło dwieście osiemdziesiąt osiem tysięcy nowych tytułów, ktoś obliczył, że gdyby przez cały czas trwania wielodniowej wystawy chcieć zajrzeć do każdej książki, to wystarczyłoby na każdą książkę tylko cztery dziesiąte sekundy.
O przeczytaniu tego w trakcie jednego życia ludzkiego nie ma nawet co marzyć. Jest tutaj jakaś samozagrażalność, bo nie trzeba już żadnych cenzur i politycznych interwencji, gdyż sztuka, która ukazuje się w takich ilościach, podlega nieuchronnie samozgubnej inflacji.
Gazety
Pół wieku trzasło od wywiadu pana Lema i zaskrzeczało milusim postępem. Już pierwsze strony gazet powiadamiały mnie, że jest cacy i że za jakiś czas będzie jeszcze lepiej. Informowały, że miasta pięknieją, rusztowania wznosi się zgodnie z planem na ubiegły rok, że już wkrótce przybędzie mieszkań dla zamożnych. Z dumą oświadczały, że transport stwarza coraz mniejsze zagrożenie dla korków, a autobusy i pociągi wyprzedzają rozkłady jazdy i nie ma takiej dziedziny, byśmy byli do tyłu.
Lecz że świat nie składa się wyłącznie ze szczęśliwych wydarzeń, jak rauty, egzekucje i koronacje, dla równowagi, bym się za bardzo nie rozbrykał z optymizmem, zaserwowały mi raport o najświeższych masakrach, gwałtach i rozbojach. Nie poskąpiły mi również wieści o nadciągających kataklizmach. Informowały, że w narodach panuje pełna dysharmonia i co mądrzejszych trafia solidny szlag. Wszędy jest beznadziejnie, bo nikt już nie wie, kto pod kogo się podszywa i w co wierzyć na mur. Swietłana przyszłość wyłazi nam bokiem, wiatr popyla nieboskłonem i co chwila zmienia się klimat, a po domach, polach i zagrodach, latają brednie, falsyfikaty i podróby.
Obliczyłem, że sylabizowanie JEDNEJ, zajmuje dwie godziny z niewielką odrobiną. Poniekąd mało, ale przeczytać trzeba WSZYSTKIE, by nie posądzono mnie o nieznajomość źródeł i by nie wyjść na ordynusa. Pomnożyłem ilość gazet przez ilość godzin i otrzymawszy wynik, chwyciłem się za głowę, bo wymiarkowałem, że przy obecnej obfitości tekstów, choćbym się wściekł, to w żaden sposób nie dam rady być na bieżąco. Nie udźwignę, bo czas przeznaczony na lekturę, to pryszcz w porównaniu z następnymi godzinami poświęconymi na zrozumienie artykułu.
Na dodatek są jeszcze gazety antypapierowe, gdyż internet rozdął się niesamowicie. Pojawiły się więc rozmaite portale, you tuby i inne serwisy ze zbędnymi wiadomościami, mające ambicję powiedzieć nieprawdę.
To raptem nieważna szczegóła i wierzchołek problemu. Schody się zaczną, gdy dojdzie do lektury tygodników, miesięczników i prasy ukazującej się co kwartał. Należy wiedzieć o nich do ostatniego wióra. Trzeba przeczytać wszystkie, bo dopiero po szczegółowej lekturze można oddzielić ziarna od plew. Tyle do zaznajomienia się, przeczytania, zrozumienia, narzekamy. A to przecież psi obowiązek człowieka chcącego cokolwiek wiedzieć. Zaś jeszcze większy - dla pragnącego pisać (czytam listę arcydzieł literatury światowej i tak sobie myślę, że już po zobaczeniu samych tytułów ma się owrzodzenie psychiki, kompleksowe wzdęcia i mordercze zamiary, bo stwierdzam, iż oprócz czytania, mam radosną manię bazgrania. Z czego wynika, że jako dokumentnie oczytany, zacząłbym pisać będąc w wieku dziesiątego krzyżyka). Skąd wziąć na to wszystko czas?
Od tamtej pory wzrosła nie tylko liczba ludzi, ale i wzrosły hektary informacji. Nowinek, ciekawostek, zdarzeń wpędzających nas w euforię, obdarzających czkawką rozmyślań, czy powodujących poznawczą zgagę! Jest ich tak wiele, że nie nadążamy z kartkowaniem, a co dopiero z ich analizą. Każdego dnia otrzymujemy ich coraz więcej.
Wniosek nasuwa się sam: żeby wiedzieć, co, gdzie, komu i jak piszczy w trawie, potrzeba sporo czasu na bycie bezrobotnym. Tyle, że wtedy nie miałbym za co kupić tylu gazet.