| Autor | |
| Gatunek | popularnonaukowe |
| Forma | proza |
| Data dodania | 2025-12-03 |
| Poprawność językowa | - brak ocen - |
| Poziom literacki | - brak ocen - |
| Wyświetleń | 17 |

Część piąta
W ciągu następnych osiemnastu miesięcy nie wydarzyło się nic interesującego w życiu Jacka. Jego mały świat miał zasięg wynoszący dwadzieścia stóp okręgu wokół słupa w podwórzu rancza. Na podwórzu były konie i byli ludzie ale byli poza zasięgiem małego okręgu i Jack nie mógł ich widzieć. Zapomniał sztuczek, za które jego poprzedni pan kochał go tak bardzo, dlatego rozrastał się będąc spętany łańcuchami, z wielką beczką po mące, jako swym schronieniem. W pobliżu rancza u stóp gór Sierra był hotel. Natura okolicy zachwycała pięknem: tam były gaiki dębowe na zboczach wzgórz, złote łąki, sosnowe lasy, kwiaty i owoce, słońce i cień, rzeki i potoki. Lecz mężczyźni, którzy przybywali nie widzieli piękna tego miejsca. Byli ignorantami i okrutnikami – najgorszymi z ludzkiej rasy. Byli źli dla Jacka, a odpowiedzią Jacka była nienawiść. Bawiło ich to, że widzieli niedźwiedzia pijącego z butelki piwo. Szczenię lubiło piwo i mężczyźni często dawali mu butelkę. Radowało ich to, jak Jack wyciągał korek, unosił między swoimi szponami butelkę i pił do ostatniej kropli. Od czasu do czasu miały miejsce walki psów. Ci bezwzględni mężczyźni zaciągali psy aby wypróbować je na niedźwiadku. To był przyjemny „sport” dla mężczyzn i dla psów póki Jack nie nauczył się jak z nimi walczyć. W czasie jego pierwszej walki popędził z furią ku najbliższemu psu ale zatrzymał się szarpnięty ograniczającym go łańcuchem. Wtedy inny pies mógł zaatakować niedźwiadka od tyłu. Po miesiącu czy dwóch zmienił swoją taktykę. Nauczył się siedzieć cicho oparty plecami o swoją beczkę i obserwował hałasujące wokół niego psy. Nie poruszał się póki wszystkie były razem w jednym miejscu całkiem blisko niego. Wtedy atakował. Zawsze „chwytał” jednego lub więcej z nich wobec czego mężczyźni zaprzestali tego rodzaju „rozrywki”.
Było blisko czwartego lipca. Właściciel hotelu, który był zmęczony ogromnym więźniem w podwórzu ogłosił, że chciałby obchodzić święto niepodległości walką pomiędzy „bykiem a dzikim grizli”. Wieści rozniosły się błyskawicznie. Właściciel przygotował miejsca siedzące na dachu stajni po pięćdziesiąt centów każde i miejsca siedzące na wozach pełnych siana po dolarze za jedno. Gdy nadszedł dzień walki wszystko było gotowe. Zabili gwoździami beczkę z Jack`iem i wtoczyli beczkę na miejsce dokoła ogrodzone. Byk już tam był. Kowboje przybyli z bardzo daleka, z okolic, a ich dziewczyny były z nimi. Farmerzy, ranczerzy, górnicy również przybyli z daleka aby zobaczyć walkę byka z niedźwiedziem. Niektórzy postawili na byka, a pozostali na niedźwiedzia. Byk zionął nienawiścią, gdy mężczyźni szczuli go aby sprawić by był jeszcze bardziej rozeźlony. Wtedy otworzyli zamkniętą beczkę z Jackiem. Oczekiwali od Jacka, iż popędzi i zaatakuje byka. Ale on tymczasem nie ruszał się - być może ze względu na wielki hałas i tłumy ludzi. Ci, którzy postawili na byka zaczęli syczeć. Byk postąpił naprzód rycząc, póki nie znalazł się dziesięć stóp od niedźwiedzia. Potem odwrócił się i pobiegł na drugi koniec wytyczonego pola. Ci, którzy obstawili grizli zaczęli krzyczeć. Tłum chciał walki. Jeden z mężczyzn wrzucił trochę płonącego suszu do beczki. Susz! Jack wyskoczył jak oparzony. Płonący susz! Jack był zdumiony, zaskoczony, wyskoczył ze swojej beczki na wybieg. Byk cofnął się tak daleko jak tylko mógł. Wznoszono okrzyki i syczano. Dwie główne cechy charakteryzują grizli: to szybkość działania, z jaką czynią plan i siła, z jaką go realizują.
Oczy Jacka powędrowały wzdłuż ogrodzenia i w jednej sekundzie znalazł miejsce, na które mógł z łatwością się wdrapać. W trzy sekundy tam był, w dwie sekundy przeskoczył ogrodzenie i w jednej sekundzie rzucił się do ucieczki przez przerażony tłum gapiów, i pobiegł ku wzgórzom, tak szybko, jak tylko mógł. Kobiety wrzeszczały, mężczyźni krzyczeli, psy szczekały. Mężczyźni popędzili do swoich koni ale grizli był już daleko, w pobliżu rzeki, w której się pogrążył. Psy nie odważyły się tego uczynić i Jack w godzinę dotarł do sosnowych wzgórz. W krótkim czasie hotel na ranczo wraz z łańcuchami i okrutnymi, ludzkimi istotami był kwestią przeszłości. Czwarty czerwca stał się, w istocie rzeczy wielkim świętem – świętem niepodległości dla Jacka, niedźwiedzia grizli.







