Przejdź do komentarzySUKUB part 1/2
Tekst 1 z 2 ze zbioru: Opowiadania
Autor
Gatunekfantasy / SF
Formaproza
Data dodania2015-03-03
Poprawność językowa
Poziom literacki
Wyświetleń1891

SUKUB



Anna przecierała oczy, piekły jak diabli. Od wielu godzin siedziała nad planami miasta. Jacek zadzwonił przed południem i obiecał wpaść i pomóc, ale drań najwyraźniej ją olał. Już ona sobie z nim porozmawia, a zemsta będzie słodka. Szef się wścieknie, gdy znowu wrócą z niczym. Od wielu dni próbowali wyśledzić seryjnego mordercę, który od miesięcy terroryzował miasto. Upodobał sobie rejon starego miasta, centrum życia towarzyskiego Wrocławia. Gdy wydawało się, że już go mają on znikał gdzieś w okolicy ul. Rzemieślniczej. Jakby zapadał się pod ziemię. Anna spojrzała na zegarek, dochodziła druga w nocy. Z trudem podniosła się z krzesła, każdy mięsień ją bolał. Przeciągając się podeszła do okna. Noc była jasna i bezchmurna. Przez chwilę zastanawiała się czy powinna iść spać, czy wypić podwójną czarną i wziąć się do roboty. Zanim zawlekła się do łazienki wstawiła ekspres i sprawdziła wiadomości. Jacek zostawił jedną około dwudziestej. Z jego chaotycznego bełkotu zrozumiała jedynie, że wybiera się do jakiegoś klubu. Kretyn. Jak miała z kimś takim pracować? Złość na partnera otrzeźwiła ją i sen nie wchodził już w rachubę. Stała pod prysznicem dłońmi opierając się o ścianę. Ciepła woda uderzając o jej ciało, przyjemnie koiła zesztywniałe mięśnie. W powietrzu unosił się aromat lawendowych świec, które zapaliła wcześniej. Gdy już wychodziła z pod prysznica, była rozluźniona. Wskoczyła w dres z miękkiej bawełny i weszła do kuchni, by wlać sobie aromatyczną kawę do półlitrowego kubka. Gdy wróciła do pokoju i usiadła przy biurku. Spojrzała na porozkładane na nim dokumenty i mapy. Czuła, że coś jej umknęło i nagle ją olśniło. Upiła spory łyk kawy. Wstała i stając dwa metry od biurka spojrzała na dokumenty z innej perspektywy. Przez chwilę krążyła po pokoju, analizując własne spostrzeżenia i nie mogła uwierzyć, że przeoczyła tak oczywisty fakt.

Filip stał w cieniu drzewa obserwując okno na drugim piętrze. Stał tak już od dwóch godzin. Po raz pierwszy zobaczył tę kobietę w klubie. Była w towarzystwie jakiegoś nierozgarniętego faceta. Bardzo się zdziwił, bo ludzie nie byli w nim mile widziani, a ona przyszła z jednym z nich. Na szczęście wyszli zanim zjawił się Maks. Zaintrygowała go. Zjawiła się dwa dni później, tym razem była sama. Usiadła przy barze i przez godzinę sączyła szklaneczkę wódki z sokiem. Obserwowała każdego wchodzącego i wychodzącego gościa. Przepytała barmana, a on jak uczniak dawał się podejść i z nieukrywaną szczerością opisał każdego bywalca, którego wskazała. Złamał zasady, które obowiązywały w jego klubie. Filip tego wieczora naprawdę się wściekł. Barman wyleciał z roboty z hukiem i to dosłownie. Już następnego dnia złość mu przeszła. Postanowił dowiedzieć się, kim jest piękna nieznajoma. Zdziwił się bardzo, gdy odkrył, że pracuje w wydziale zabójstw. W pewnym sensie rozumiał jej zachowanie. Sam był czymś w rodzaju gliny, a ostatnio w okolicy rynku miały miejsce liczne morderstwa wskazując na seryjnego mordercę. Ofiarami były głównie młode kobiety. Zadawano im śmierć wyjątkowo brutalnie. Już po pierwszym morderstwie podejrzewał, a nawet był pewny, kto kryje się za nimi, ale wyśledzenie skurczybyka okazało się niezwykle skomplikowane. Filip był zaniepokojony, nie służyło to klubowi i jego klientom. Nie mógł jednak zrozumieć jak sukub mógł pracować w policji. Jeszcze większą zagadką stał się fakt, że łaził za nią od kilku dni. Dzisiejszego wieczora zrozumiał, że Anna wplątała się w niebezpieczną grę, a on powinien ją chronić. I jeszcze ten jej partner. Wieczorem pojawił się w klubie w towarzystwie kobiety wilka. Wyszedł z nią około północy. Filip doszedł do wniosku, że lepiej mieć go na oku, więc szedł za nimi, aż dotarli do mieszkania w jednej z kamienic przy placu solnym. Wtedy postanowił odwiedzić panią kapitan, ale stchórzył i teraz stał pod jej oknami jak uczniak wzdychając.


Anna chodziła po pokoju od piętnastu minut, międzyczasie wypiła całą kawę. Do głowy przyszedł jej szalony pomysł. Niewiele myśląc spięła prawie już suche włosy w koka i włożyła adidasy. Z wieszaka zdjęła kamizelkę, przewiesiła przez ramię małą torebkę i wyszła z mieszkania. Noc przed pełnią była jasna. Ziemia parowała świeżością jak zwykle o tej porze roku. Wiosna, cudowna pora roku. Anna najbardziej ceniła ten czas, gdy znikał brud pozostały po długiej mroźnej zimie. Kwitły magnolie, klomby pełne kolorowych bratków i tulipanów dywanami ścieliły się w każdym miejscu miasta gdzie można było upchać trochę zieleni. Taki był Wrocław, miasto niezwykłych kontrastów. Dochodziła trzecia w nocy, ale zupełnie jej to nie przeszkadzało. Mogła cieszyć się tymi widokami w samotności, prawie, bo gdzieniegdzie przemykali pojedynczy ludzie spieszący się do zacisza własnych domów, gdzie pewnie czekali na nich kochający bliscy. Co w nią wstąpiło? Użalała się nad sobą. Ale prawda właśnie taka była. Od lat była sama. Nie, żeby nie miała powodzenia, ale ilekroć kogoś spotykała, to już po pierwszej randce wszystko się kończyło. Nie rozumiała, dlaczego tak się działo. Pocałunek na pożegnanie był zawsze ostatnim i kropka. Więc od miesięcy unikała flirtowania i nie umawiała się już na randki. Praca była jej jedynym wytchnieniem i miała zamiar znaleźć mordercę, który grasował po mieście. Musiał być zwichrowanym psychopatą, to, co robił tym wszystkim kobietom było potworne. Anna zadrżała na wspomnienie zmasakrowanego ciała ostatniej dziewczyny. By określić tożsamość ofiary musieli pobrać tkankę do badań DNA. Nagle Anna spostrzegła, że znalazła się na placu solnym. Setki kwiatów zachwalane przez kramarki zachwycały barwami, a zapachy wręcz wprawiały w oszołomienie. Uśmiechnęła się do siebie, trochę optymizmu nikomu jeszcze nie zaszkodziło, pomyślała. Spojrzała na kamienicę, w której mieszkał jej partner. Usiadła na ławce. U Jacka w oknach panowały ciemności, pewnie teraz smacznie chrapał. Przez chwilę była na niego zła, ale z każdą chwilą złość ustępowała. Jacek był dobrym gliną i nie musiał być taki jak ona i przejmować się każdym drobiazgiem. Już miała wstać i ruszyć w drogę powrotną, gdy z pomiędzy straganów wynurzył się wyjątkowo przystojny mężczyzna. Szedł szybkim krokiem. Patrzył wprost na nią. Jej czujność się wzmogła. Instynkt gliny zaiskrzył jak żarówka. Przystanął w odległości trzech metrów od niej i nie odrywał od niej wzroku. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji, po prostu stał i patrzył. Anna miała ochotę się roześmiać, bo wiedziała, że tak właśnie działa na mężczyzn. Twarz mężczyzny nagle się zmieniła, grymas niezadowolenia zaowocował zmarszczką między brwiami. Podszedł do niej o krok i odezwał się chłodno.

- Nie powinnaś chodzić po nocy, kiedy gdzieś w pobliżu czai się morderca.

Anna spoważniała i bacznie przyglądała się mężczyźnie, by zapamiętać każdy szczegół z jego wyglądu. Był wysoki, miał pewnie ze dwa metry wzrostu. Przy tym był niezwykle dobrze umięśniony. Ubrany w czarne skórzane spodnie, które podkreślały jego długie masywne nogi, czarną koszulkę z napisem „I’ll Devour You!” (Pożrę cię?). Całość wieńczyła długa skórzana kurtka. W pierwszej chwili ogarnęła ją niepokojąca myśl, czy mógłby być mordercą? Było w nim coś niebezpiecznego, ale jak ktoś z tak przystojną twarzą mógł uchodzić za bandziora. Męskie dojrzałe rysy na tle, których spoglądały na nią dwoje oczu o niezwykłej barwie czystego lazuru południowych mórz. Usta miał duże, wydatne, ale nie przesadnie były idealnie kształtne. Ten mężczyzna był niebezpieczny, ale zupełnie w innym sensie i Anna szczerze zaniepokoiła się własnym spostrzeżeniem. Zaschło jej w ustach. Rozejrzała się dyskretnie po placu, co nie uszło jego uwadze.

- Boisz się mnie? – spytał z rozbawieniem.

- Czy ja cię znam?

Mężczyzna roześmiał się pokazując dwa rzędy białych zębów. Podchodząc krok bliżej wyciągnął do niej dłoń. Anna odruchowo odwzajemniła gest, ale cofnęła rękę zanim jej dotknął. Zauważyła lekki grymas na jego ustach. Stwierdziła, że na nią już czas, a ta znajomość może przynieść nie tylko kolejny zawrót głowy, ale kolejne rozczarowanie, których miała już dość w swoim życiu. Przesunęła się lekko na ławce i podniosła. Spojrzała mu prosto w twarz i odezwała się tonem, który miał świadczyć o pewności siebie.

- Nie boję, ale na mnie już czas. Jak powiedziałeś, to niebezpieczna pora na spacer.

Odwracając się już miała odejść, ale nie zdążyła zrobić nawet trzech kroków, gdy poczuła rękę na ramieniu.

- Odprowadzę cię – stwierdził, nie pytał.

- Jak śmiesz! – Anna wyrwała się mężczyźnie. – Czego chcesz, ty…

- No proszę, jesteśmy na bakier z dobrymi manierami? Chciałem się przedstawić, ale odtrąciłaś moją dłoń. – Ukłonił się ze zbytnią kurtuazją i z szelmowskim uśmieszkiem powiedział. – Filip Daszyński do usług.

- Anna – odpowiedziała odruchowo.

- Tak lepiej. Co tu robisz Anno, o tak późnej porze, czy może zbyt wczesnej?

- Dowcipniś z pana.

- Filipie. Nigdy nie uważałem się za dowcipnego, śmiem twierdzić, że jestem raczej ponurakiem. A co do twojego wcześniejszego pytania Anno, to nie poznaliśmy się osobiście, ale ja już cię spotkałem.

- Tak, a gdzie? – spytała zaciekawiona.

- W moim klubie.

Anna przystanęła i spojrzała na Filipa. Parę dni wcześniej faktycznie była w nocnym klubie i to miejsce wydało się jej dość osobliwe. Początkowo nie rozumiała, dlaczego. Jednak, gdy tak siedziała przy barze i obserwowała przebywających tam ludzi. Wyczuwała złowieszczą niszczycielską energię przepełnioną jakąś tajemnicą. Nie wiedziała skąd to wie, ale była tego pewna. Miała nadzieję, że znajdzie wśród nich mordercę i zakończy sprawę, nad którą jej wydział pracował od paru miesięcy. Ale tak się nie stało, nadal tkwiła w punkcie wyjścia.

- W pańskim klubie? – spytała z rezerwą w głosie.

- Anno, rozumiem twój dystans wobec mnie, ale nie musisz udawać. Znam twoją tajemnicę.

Anna zmarszczyła brwi. O czym on do cholery mówi. Jaką tajemnicę? Odwróciła od niego twarz i szybkim krokiem skręciła w kolejną uliczkę. Wpatrzona przed siebie przyspieszyła kroku. Chciała jak najszybciej znaleźć się we własnym mieszkaniu. Jednak on dotrzymywał jej kroku, co doprowadzało ją do wściekłości. Chciała, aby sobie poszedł, a on przyczepił się jak rzep do psiego ogona.

- Dlaczego tak się wściekasz? – spytał.

- Odczep się ode mnie. Idź sobie.

- Anno, ja mogę ci pomóc. Szukamy tego samego faceta.

- Szukasz mordercy? Kim ty jesteś?

- Nie jestem policjantem jak ty, ale kimś podobnym. Wiem o tobie całkiem sporo. Byłaś w moim klubie i zadawałaś kłopotliwe pytania. Nie lubię tego. Dbam o prywatność moich gości i możesz mi wierzyć, że gdyby znalazł się wśród nich morderca, wiedziałbym o tym.

- Wiedziałbyś? Jesteś tego pewien?

- Po prostu jestem i kwita.

- W porządku panie wszechwiedzący, jesteśmy na miejscu. Dobranoc. – Anna wyjęła klucz z kieszeni i już miała włożyć w dziurkę, gdy nakrył jej dłoń.

- Nie jest w porządku, musimy poważnie porozmawiać.

- Puść! – Chciała się uwolnić. – Z tobą nie da się rozmawiać.

- Ze mną? Powiedziałem, że znam twoją tajemnicę, a ty nadal udajesz, że nie wiesz, o czym mówię.

- Bo nie wiem do cholery!

- Nie wiesz, jak to możliwe?

- Ale co? – Traciła cierpliwość.

Filip złapał ją za ramiona, odwrócił do siebie i patrząc prosto w oczy szepnął. – Jesteś sukubem.

Anna pewnie powinna roześmiać się mu prosto w nos, ale jego twarz była taka poważna, że zamarła.

- Ty zwariowałeś, prawda. To jakiś kawał, tak?

- Anno, jak to możliwe, że nie wiesz, kim jesteś? Gdy ujrzałem cię po raz pierwszy tydzień temu, wtedy, gdy przyszłaś z partnerem tym wymoczkiem z kozią bródką. Tak, nie dziw się, sprawdziłem was, ale od razu poznałem, kim jesteś i zdziwiło mnie, że przyszłaś do klubu z człowiekiem. Mój klub jest czymś w rodzaju azylu dla takich jak my, nie ludzi.

- Muszę usiąść. – Anna poczuła, że grunt ucieka jej z pod nóg.


Filip siedział przy łóżku i przyglądał się kobiecie. Jej powierzchowna powłoka była piękna. Idealna sylwetka, raczej średniego wzrostu, ale zaokrąglona w odpowiednich miejscach była jak najbardziej kobieca. Miała twarz bogini, symetryczną, idealną taką, od której nie można oderwać oczu. Teraz, gdy tak leżała z zamkniętymi powiekami, zauważył jak długie ma rzęsy, piękne łuki brwiowe wieńczyły dopełnienie migdałowego kształtu oczu, nieduży prosty nos górował nad kształtnymi, pełnymi ustami. Filip wiedział, że sukuby wewnątrz były żarłoczne i działały bezlitośnie, ale patrząc na tę kobietę nie potrafił sobie wyobrazić, że mogłaby być potworem. Wcześniej omijał te stworzenia szerokim łukiem, bo w dzieciństwie nasłuchał się zbyt wielu opowieści o ich zdradliwej naturze. Anna jednak wzbudzała w nim ciepłe uczucia. Miał ochotę chronić ją przed całym złem tego świata. A jej brak wiedzy na temat, kim jest, zupełnie go zaskoczył. Jakim cudem żyła wśród ludzi z taką swobodą. Nie rozumiał jak udało się jej przeżyć, nie korzystając z własnych umiejętności. Potrzebowała życiowej energii innych istot. Wykorzystując do tego ludzi mogłaby doprowadzić do ich śmierci. Z tego, co wiedział, to do tej pory nikogo nie skrzywdziła. Może, dlatego była taka słaba? Wyczuwał w niej zachwianie życiowej energii. Była niestabilna i bardzo delikatna. Zemdlała. Nie dbała o siebie. Ten fakt rozłościł go. Zaczął wiercić się w fotelu, był zły i zniecierpliwiony. Mijała właśnie godzina jak osunęła się zemdlona w jego ramiona. Za oknem budził się dzień, a on nie wiedział, co robić. Powinien zadzwonić do Maksa, ale coś go powstrzymywało. Anna ku jego uldze poruszyła się, a jej powieki nieznacznie się uniosły. Wpatrywał się w nią nie wiedząc, czego może się spodziewać. Jaka będzie jej reakcja po przebudzeniu? Ale nic strasznego się nie wydarzyło, przynajmniej nie zaczęła krzyczeć. Patrzyła teraz na niego z szeroko otwartymi oczami. Postanowił uspokoić ją, odezwał się pierwszy.

- Jak się czujesz?

- Co się stało? – spytała.

- Zemdlałaś.

Anna powoli usiadła i rozejrzała się wokoło.

- Zemdlałam? Gdzie? Kiedy? Co ty tu robisz?

Filip roześmiał się.

- Za dużo pytań. Zemdlałaś, a ja, jako dżentelmen poczułem się w obowiązku zatroszczyć się o ciebie. Jestem tu i zatroszczę się i ciebie.

- Dlaczego zemdlałam? – Anna maszcząc brwi próbowała przypomnieć sobie, co właściwie się stało. – O Boże już wiem. Powiedziałeś mi, że jestem… cholera, czym, sukubem?

Filip rozluźnił się i wygodnie rozsiadł w fotelu. Lustrował reakcje kobiety i uświadomił sobie, że ona naprawdę nie ma pojęcia, kim jest. Może był zbyt bezpośredni i powinien oswoić ją z tą myślą delikatniej.

- Anno, zdenerwowałaś się, ale nie takie były moje intencje – powiedział spokojnie. – Zaskoczyłaś mnie, tak samo jak pewnie ja ciebie. Nie miałem pojęcia, że tego nie wiesz. – Potarł dłonią brodę. – Zupełnie tego nie rozumiem, jak to możliwe?

- Sukubem, powtórzyła Anna. To jakieś brednie. Dlaczego uważasz, że nim jestem?

- Po prostu to wiem. Czuję twój głód.

- Jesteś wariatem tak? Sukuby to jakieś wymyślone antyczne stworzenia, które wysysają z ludzi życie. Gdzieś o tym czytałam i widziałam jak wyglądają. I wybacz, ale nie przypominam tego potwora z obrazka.

- Jesteś niesamowita. Jedynym plusem tej rozmowy jest to, że się nie boisz. Jednak muszę cię rozczarować, sukuby, chociaż mają antyczne korzenie i są przedstawiane, jako demoniczne kobiety z niepohamowanym apetytem, to są jak najbardziej realne i na pewno nie są potworami, nie takimi jak sądzisz. Jak widać na załączony obrazku, mogą być pięknymi kobietami.

- A ty swoje, więc jestem sukubem, tak?

Przytaknął.

- Rozczaruję cię, jestem człowiekiem, całkiem zwyczajnym i żyję zwyczajnie. Jem, sypiam, pracuję i w żadnym razie nie wysysam energii z ludzi.

Roześmiał się i klasnął dłońmi w kolana.

- Zupełnie niesamowite, nie czujesz się w tym swoim zwyczajnym życiu sobą, co? Za to czujesz, że brakuje ci wszystkiego, prawda. Ile masz lat? Wybacz, jesteś piękną młodą kobietą, ale samotną kobietą, dlaczego? Nie spotkałaś partnera, bo w świecie ludzi nikogo takiego nie znajdziesz, mam rację.

Anna słuchała słów Filipa i wiedziała, że to wszystko może być prawdą. Każde słowo potwierdzało jej egzystencję bez miłości. Skuliła się w sobie i chciało jej się płakać. Z trudem powstrzymywała łzy. Drżącym głosem spytała:

- Czego ode mnie chcesz?

Zaskoczyła go. Widział, że z trudem próbuje panować nad emocjami. A właściwie, co on od niej chciał? Ach, chciał, aby przestała wtrącać się w nie swoje sprawy. Jemu powinna zostawić poszukiwania mordercy. Dla niej mogło to być zbyt niebezpieczne. Ponadto wiedział, że zbliża się pełnia i klub powinien pozostać poza wszelkim podejrzeniem. Comiesięczny turniej ściągał z całej okolicy demony różnej maści. Nagroda zawsze była taka sama. Powrót do domu. O ile większość stworzeń nocy nieźle radziła sobie w świecie ludzi, o tyle demony zupełnie nie potrafiły odnaleźć się między nimi. Filip był jednym ze strażników, który odpowiadał za porządek po tej stronie i nie mógł dopuścić, by ludzie odkryli ich istnienie.

- Byś zaprzestała śledztwa – odpowiedział po prostu.

- Słucham? Jestem policjantką, jak pamiętasz i moim zadaniem jest odnalezienie mordercy.

- Wiem i pomogę ci, ale są sprawy, o których powinnaś się dowiedzieć. Jak mówiłem wcześniej mój klub jest azylem dla takich jak ty. Ludzie nie powinni o nas wiedzieć. Oczywiście masz rację, po mieście na wolności biega morderca i należy go schwytać. Ta istota to Nergal, a właściwie jeden z jego nielicznych potomków. I zostanie unicestwiony, ale nie przez policję. Nie mamy pojęcia jak przedostał się przez bramę, czy może ktoś celowo go tu wysłał. Ale nie ma, co płakać nad rozlanym mlekiem, tylko je sprzątnąć i mam zamiar to zrobić, ale sam.

- Nergal? A co to takiego?

- To Symeryjski Bóg, ale to, co przeniknęło do tego świata, to jego potomek. Nergal został uwięziony dawno temu, ale zanim to nastąpiło, rozsiewał swoje nasienie i zarazy gdzie popadnie. Mamy do czynienia z demonem o niszczycielskiej naturze.

- To istne szaleństwo. Zdajesz sobie sprawę, że w jednej chwili zniszczyłeś mi życie. – Anna jęknęła i zasłoniła dłońmi twarz.

Filip wstał i podszedł do łóżka. Złapał ją za nadgarstki i odsłaniając twarz spojrzał prosto w oczy.

- Nie, nie skończyło się, a zaczęło i ja pokażę ci jego uroki. To, kim jesteś mnie nie przeraża. Nie jestem człowiekiem i nie obawiam się ciebie. Anno, nie płacz. Możesz żyć jak dotychczas. Chociaż jest coś, co powinno się zmienić. Twoim obowiązkiem jest zadbać o swoje zdrowie. - Filip kciukiem otarł płynące po policzkach łzy i przytulił ją do piersi, by dodać jej otuchy.

Anna w objęciach Filipa poczuła się niezwykle bezpiecznie. Wszystko, co usłyszała było szalone i takie nierealne. Jednak czuła w sercu, że jak najbardziej prawdziwe. Klub, o którym mówił Filip rzeczywiście był jakiś dziwny i ludzie, których tam spotkała nieco podejrzani. Wyczuła to od samego początku, gdy tylko przekroczyła próg lokalu. Filip również nie był zwyczajnym człowiekiem, było w nim coś niebezpiecznego, coś tajemniczego i jeszcze coś, czego nie potrafiła określić. W tej chwili i tak nie miało to już żadnego znaczenia. Gdyby chciał ją skrzywdzić miał okazję, ale nie zrobił tego, a teraz tulił ją i uspakajał, głaszcząc delikatnie po plecach. Łzy przestały płynąć, a zwyciężała ciekawość.

- Filipie, jeśli uwierzę we wszystko, co powiedziałeś i uznam, że jestem sukubem, co dalej, co mam robić? – Anna pociągnęła nosem.

- Nic, rób wszystko to, co do tej pory robiłaś. No może nie całkiem, musisz zadbać o swoje zdrowie.

- Ciągle to powtarzasz, ale co to znaczy?

- Posilasz się jak zwykły człowiek, ale to pożywienie nie wystarcza, prawda? Ciągle czujesz głód.

- To prawda, właściwie nic mi nie smakuje, ale muszę coś jeść, bo dużo trenuję.

- Ludzkie jedzenie jest źródłem energii, ale nie takiej energii potrzebujesz. Mogłabyś korzystać z energii ludzi, ale mogłabyś kogoś zabić. Jest rozwiązanie i ja jestem jednym z nich. Moja moc jest potężna i mogę dać ci jej część. Ale oczywiście możesz znaleźć kogoś innego. Mogę ci w tym pomóc.

- Nigdy tego nie robiłam i pewnie bym nie potrafiła. To takie dziwne. – Anna odsunęła się od niego i spojrzała na swoje dłonie. Trzęsły się.

- Wiem, nigdy nie spotkałem takiego sukuba. Nie masz pojęcia o własnych potrzebach, to bardzo nietypowe.

- Co masz na myśli?

Filip spojrzał na nią i uśmiechnął się chytrze.

- Nie wiesz, co to sztuka uwodzenia? Każdy sukub to wie.

- Drań! – Zamachnęła się, ale powstrzymał jej dłoń.

- Nie, nigdy więcej tego nie rób. – Jego oczy rozbłysły groźnie. - Chcę ci tylko pomóc. Uwodzenie jest sposobem by zwabić ofiarę, ale nie każdego trzeba do tego zmuszać. Jestem na twoje usługi. – Rozluźnił się, a kąciki jego ust podjechały delikatnie ku górze.

- Nie jestem taka i nie chcę być. Myślę, że mogę żyć tak jak do tej pory. Jestem ci wdzięczna, że powiedziałeś mi to wszystko, ale powinieneś już iść. Na dzisiaj mam dosyć wrażeń.

Filip przyglądał się jej chwilę i nie mógł uwierzyć, że zrezygnowała z jego propozycji. Dziwny był z niej sukub, ale wychowała się wśród ludzi, co mogło tłumaczyć przyczynę jej zażenowania. Wiedział, że musi odejść, chociaż bardzo tego nie chciał. Pociągała go, a on był tylko mężczyzną. No cóż musiał uznać swoją porażkę.

- Dobrze. Jak chcesz, wyjdę. Anno, ale to, co ci powiedziałem musisz zachować dla siebie. Złamanie zasad jest karane śmiercią. Jestem strażnikiem i nie chciałbym cię skrzywdzić. Zaufaj mi, a jeśli będziesz potrzebowała pomocy przyjdź do klubu. Spytaj o Filipa lub Maksa, to mój przyjaciel. I jeszcze jedno, mordercę zostaw mnie. Do zobaczenia piękna – dodał trzymając rękę na klamce.

Gdy zamknął za sobą drzwi Anna klapnęła na łóżko. Wpatrując się w sufit próbowała przetrawić wydarzenia z ostatnich kilku godzin. Co teraz do cholery? Jak miała żyć? Praca była dla niej wszystkim, co miała. Cała jej egzystencja kręciła się wokół niej. Gdyby miała ją stracić, przestałaby istnieć. Nie mogła uwierzyć, że mordercą był demon, a jeśli Filip miał rację, to znalezienie go i uwięzienie będzie trudne. Szef czekał na raport. Anna spojrzała na zegar i uświadomiła sobie, że to już za trzy godziny. Powinna wymyślić jakąś bajeczkę na tyle realną by, chociaż na chwilę opóźnić poszukiwania. Z drugiej strony każda następna ofiara była pretekstem, aby do akcji dołączyło więcej policjantów. Patrole były okej, ale teraz, kiedy znała prawdę, obawa o kolegów wzrosła. Nie mieli żadnego doświadczenia w walce z istotami takimi jak demony. Co robić? Wpadała w panikę. Na domiar złego Jacek nie odzywał się zbyt długo. Miała złe przeczucie, coś nie grało. Dochodziła piąta trzydzieści. Anna wybrała numer partnera. Po piątym sygnale odebrała kobieta. Jej chrapliwy zaspany głos zirytował Annę. Ona pracowała, a Jacek się zabawiał. Pięknie.

- Daj mi Jacka do telefonu – rozkazała bez uprzejmości.

- Jacek śpi, jest skonany. Zadzwoń później – odpowiedziała leniwie panienka.

- Słuchaj laleczko, jeśli nie chcesz mieć kłopotów, lepiej go obudź. – Anna była szczerze wkurzona.

- Spoko nie wściekaj się.

Anna usłyszała jak dziewczyna próbuje obudzić jej partnera. Jacek jęczał i miauczał rozumiejąc poczynania dziewczyny za prowokację do zabawy. Annę zemdliło. Już miała odłożyć słuchawkę, gdy usłyszała zaspany głos partnera.

- Anna? Co się dzieje? Czy masz pojęcie, która jest godzina, jest środek nocy?

- Ty draniu! – wysyczała przez zaciśnięte zęby. – Zostawiłeś mnie z tym szambem, a sam się zabawiasz. Martwiłam się, zostawiłam ci z dziesięć wiadomości.

- Już dobrze, nie wściekaj się. Wczoraj poszedłem do nocnego klubu tego, w którym byliśmy razem parę dni temu, pamiętasz? Chciałem trochę powęszyć i miałem przyjść do ciebie, ale nieoczekiwanie spotkałem Dagmarę.

- Daruj sobie, nie chcę tego słuchać – przerwała mu. - Rusz dupę i przyjdź do mnie. Mam coś. – Odłożyła słuchawkę, zanim spróbował się wyłgać.


Maks krążył po biurze od kilku minut. Filip obserwował go lekko mrużąc oczy. Po powrocie od Anny zastał przyjaciela w nienajlepszym humorze. Miał świadomość, że zostawił go nie tylko z przygotowaniem turnieju, ale również z problemem odnalezienia mordercy.

- Gdzieś ty się podziewał – wyrzucał z siebie chodząc tam i z powrotem. – Co się z tobą ostatnio dzieje?

- Maks, daj sobie na wstrzymanie. Wiem, że jesteś wściekły, ale jesteś w błędzie, pracowałem – tłumaczył Filip, a jego głos był spokojny, bo czuł się wyjątkowo. Anna, to imię brzmiało w jego głowie i o dziwo bardzo koiło jego zbolałe serce.

- Co masz na myśli? – Maks przystanął w końcu i spojrzał na Filipa.

- Wiesz, że nie tylko my szukamy Nergala. Dzisiaj poznałem policjantkę, która jest gotowa pójść do samego piekła, by znaleźć mordercę.

- Jak ją poznałeś? Ty coś knujesz. – Maks spojrzał na wspólnika podejrzanie.

- Zupełnie nic. Była w klubie i wypytywała o różne rzeczy. Nie spodobała mi się jej dociekliwość i musiałem ją sprawdzić.

- Dlaczego nic o tym nie wiedziałem? Ludzie nie są tu mile widziani. To kłopoty, przecież wiesz.

- Ona nie jest człowiekiem. – Filip wstał i podszedł do barku. Wziął dwie szklanki i nalał do nich dwudziestoletnią whisky. Podał jedną przyjacielowi. Upił spory łyk zanim się odezwał. – Ona jest sukubem – powiedział na wydechu.

Maks zastygł z uniesioną szklanką tuż przy ustach. Jego twarz wykręcił grymas bólu. Filip dobrze wiedział, co przyjaciel w tej chwili czuje. Nigdy nie doszedł do siebie po zdradzie ukochanej Tachiby. Była sukubem tak jak Anna. Maks szczerze nienawidził sukubów i miały one zakaz wstępu do klubu.

- Jasny szlak, coś ty sobie myślał! Była w naszym klubie?

- Jest policjantką, szuka naszego zbiega. A teraz najzabawniejsze, ona nie ma pojęcia, kim jest.

- To jakiś żart.

- Nie, mówię zupełnie poważnie. Wzięła mnie za wariata, gdy jej o tym powiedziałem. Wiesz, ona nie dba o siebie.

- Jak to możliwe? Żyje wśród ludzi i twierdzisz, że nie wiedziała, iż jest sukubem. Coś tu śmierdzi. Chyba się starzeję – powiedział ze śmiechem. Przecież był stary ja sam świat. – Podsumujmy, mamy tu sukuba, który nie wiedział, że nim jest. Nie wykorzystuje ludzi i się nimi nie żywi. Dawno nie byliśmy po drugiej stronie i coś mi się wydaje, że ktoś celowo podrzuca nam kukułcze jajka. W zeszłym roku Ghul, teraz Nergal, międzyczasie Sukub i ciekawe, o czym jeszcze nie wiemy?

Filip słuchał Maksa i nie mógł się z nim nie zgodzić. Coś było na rzeczy i działo się po drugiej stronie.

- Więc? Jaki masz plan – spytał.

- Za dwa dni pełnia. Mamy niewiele czasu by rozprawić się z Nergalem. Później turniej i któryś z nas musi przejść na drugą stronę.

Filip roześmiał się i poklepał przyjaciela po ramieniu.

- Rozumiem, masz na myśli siebie, oczywiście.

- A co myślałeś, ktoś musi pilnować tego bałaganu, a ty się do tego nadajesz najlepiej przyjacielu.

- Masz rację, po tamtej stronie nikt na mnie nie czeka.

Markus prychnął urażony, ale nie skomentował tych słów. Podszedł do barku i wziąwszy butelkę dolał Filipowi i sobie ognistego trunku. Rozsiadł się w fotelu i poprosił:

- Opowiedz o tym twoim sukubie.


Jacek już od samego progu zbierał niecenzuralne razy od Anny. Zupełnie nie rozumiał, co ją tak wkurzyło. Ta słodka kobietka ziała ogniem jak smok wawelski. Zawsze spokojna, zrównoważona, aż ciarki przechodziły po plecach, zamieniła się w istną zołzę. Wszedł do mieszkania i skierował swe kroki prosto do kuchni. Potrzebował kofeiny, by logicznie myśleć. Anna zerwała go ledwie po godzinie snu. Wzdrygnął się na wspomnienie ubiegłej nocy. Kobieta była niesamowita i zmęczyła go do kresu sił. Wziął, co prawda szybki prysznic, ale ledwie trzymał się na nogach. Anna szła krok w krok za nim i nadal nadawała jak wolna Europa. Ledwie kojarzył, o co jej chodzi. Zaparzył kawę w dwa kubki i powlókł się do pokoju. Postawił jeden na ławie, a z drugiego pociągnął spory łyk nie zwracając uwagi na wrzątek. Oczywiście musiał poparzyć sobie język, jęknął z bólu, ale ten fakt go lekko otrzeźwił.

- Anno, zlituj się. Mów powoli i nie irytuj się tak.

- Byliśmy umówieni. Zostawiłeś mnie z całym tym bałaganem – powiedziała rozżalona.

- Wybacz, nie miałem zamiaru. Poszedłem do tego klubu na starym mieście. Możesz mi wierzyć, to miejsce jest jakieś dziwne i ci wszyscy ludzie, którzy tam przychodzą. Mam nieodparte wrażenie, że oni wiedzą coś o naszym zabójcy. Wtedy spotkałem Dagmarę i chciałem pociągnąć ją za język. Nawet nie wiem jak to się stało, że wyszliśmy razem i no sama wiesz jak to się skończyło.

Anna nie mogła uwierzyć, że Jacek sam poszedł do klubu, teraz już wiedziała, pełnego potworów. Ta jego Dagmara mogła być jednym z nich. Ale był cały i zdrowy, chociaż wyglądał jakby ktoś przed chwilą zdjął go z krzyża. Nie powinna się tak na niego wściekać. Nie rozumiała, dlaczego czuje takie rozdrażnienie. Od spotkania z Filipem czuła się nieswojo. Może świadomość, iż okazało się, że nie jest człowiekiem tak nią wstrząsnął.

- Anno?

Jacek był zaskoczony wyrazem jej twarzy. Coś musiało się wydarzyć coś, co zmieniło jego partnerkę. Anna spojrzała na niego i uśmiechnęła się blado, a po jej policzkach popłynęły łzy. Jacek w dwóch krokach dotarł do niej i obejmując przytulił. Anna rozszlochała się na dobre. Minęło dobre kilka minut zanim uspokoiła się i odsunęła od partnera.

- Przepraszam – powiedziała, pociągając nosem.

- Do usług. – Jacek podał jej paczkę chusteczek higienicznych.

- Chyba wiem gdzie szukać naszego mordercę – powiedziała spokojnie.

- Naprawdę? Anno, coś ukrywasz, wiem, bo nikt nie zna cię lepiej ode mnie.

- Zarozumialec. Jak się okazało sama mam z tym problem.

- Więc, cały zamieniam się w słuch.

Anna wyjęła chusteczkę z paczki podanej przez Jacka i wypróżniła nos z gracją smoka, po czym rozsiadła się w fotelu i upiła łyk kawy. Zanim przejdzie do sedna postanowiła częściowo wprowadzić Jacka w sprawę. Chociaż mogła pożałować tego kroku, a nawet stracić pracę.

- Wczoraj do późna w nocy siedziałam nad planami – zaczęła. – Zaznaczyłam na nich miejsca, w których znaleźliśmy ciała ofiar. Spójrz – podsunęła mu mapę. – Co widzisz?

Jacek spojrzał na plan z perspektywy Anny stając obok niej. Przechylił głowę pod kątem trzydziestu stopni. Anna trzepnęła go w ramię.

- Nie wygłupiaj się. – Wzięła ołówek i połączyła zaznaczone miejsca. – A teraz?

- O Chryste! – Widzę. Masz rację. On musi ukrywać się w tej okolicy, to tylko dwie ulice.

- No właśnie. Muszę ci powiedzieć coś jeszcze. Jak u ciebie z wyobraźnią?

- Anno, co w ciebie wstąpiło.

- Zupełnie nic, ale to, co ci powiem może być dla ciebie zabójcze, dosłownie. Wczoraj wydarzyło się coś nieoczekiwanego. Zasnęłam nad papierami, a gdy się obudziłam i spróbowałam ponownie skontaktować się z tobą bez rezultatu zresztą. Byłam na ciebie wściekła, ale również martwiłam się o ciebie. Postanowiłam wyjść na spacer. Byłam pod twoją kamienicą. W oknach było ciemno. Doszłam do wniosku, że to był głupi pomysł i już miałam wrócić do domu, kiedy podszedł do mnie mężczyzna. Znał mnie i wiedział o tobie.

Adam otworzył buzię nie ukrywając zdziwienia.

- No właśnie. Wiedział o nas wszystko. Jacku, wiedział o naszym śledztwie. Ostrzegł mnie i prosił abyśmy nie mieszali się do poszukiwań.

- Co to za gość, przecież to sprawa policji.

- I teraz będzie najlepsze. On twierdzi, że ten, którego szukamy nie jest zwykłym człowiekiem i my nie jesteśmy w stanie go schwytać.

- To, kim on jest do cholery! Ten twój informator musi być czubkiem, a może to on jest mordercą?

- Nie, tego jestem pewna. Pytałam jak z twoją wyobraźnią. Boże jak mam ci to powiedzieć. – Anna westchnęła. - On twierdzi, że to jakiś demon, który wyrwał się spod kontroli i tylko on może go schwytać.

Jacek roześmiał się i patrzył na Annę z szeroko otwartymi oczami. Koleś był naprawdę zabawny. Demon? Chryste! Ale - Anna mówiąc to była taka poważna i najwyraźniej nie było jej do śmiechu. Jacek przestał się śmiać.

- Anno, ty tak na poważnie?

Skinęła głową i czekała.

- Chcesz powiedzieć, że po mieście biega demon, który morduje ludzi?

- No właśnie. Wiem jak to brzmi, ale musisz mi zaufać, ja mu wierzę. Oczywiście nie mam zamiaru odpuścić, demon nie demon, to nie ma znaczenia, mam zamiar na niego zapolować. Ta mapa nam w tym pomoże. Obszar poszukiwań jest niewielki, to raptem dwie ulice. Powiedziałam ci o tym, bo chcę byś mi pomógł.

Jacek pił kawę i trawił słowa Anny. Jego partnerka zawsze była realistką, skrupulatną i nad wyraz dokładną. Oczywiście miała rację, co do mapy. Facet musiał mieszkać w obrębie dwóch ulic. Nigdy nie udało się znaleźć żadnego świadka, który by go widział. Zawsze rozpływał się niezauważony przez nikogo. I chociaż teoria była niedorzeczna coś mu podpowiadało, że powinien w to wejść.

- Anno, jesteś pewna. Demon, to brzmi naprawdę idiotycznie. Ale bez względu na to, kim jest ten facet, możesz na mnie liczyć. Tylko, co powiemy szefowi?

- Musimy wymyślić jakąś bajeczkę i tu liczę na ciebie.

- Ładnie, niezłe masz o mnie mniemanie.

- Ja nie mogę. Wiesz, że nie umiem kłamać. Weźmie mnie za wariatkę.

- Zgadzam się, ja już cię tak postrzegam, ale lubię cię wariatko i wybiorę się z tobą na małe polowanko. Pójdę do pracy sam, tobie zostawiam przygotowania. O której wychodzimy?

Anna uśmiechnęła się, rozluźniona, rozsiadła się w fotelu.

- O dwudziestej będzie dobrze.


Maks stał oparty o mur budynku i palił wydmuchując dym nieco nerwowo. Filip się spóźniał. Maks nie tolerował takiego zachowania, ale to był Filip, bezczelny arogant, a za razem najlepszy strażnik, jakiego znał. I był jedynym przyjacielem, jakiego miał. Gdzie ten chłopak się podziewał? Zgasił papierosa i już miał się ruszyć, gdy zauważył ruch z lewej.

- Do jasnej cholery Filip, gdzieś ty się podziewał.

- Ciszej. Mam trop. Idziemy, no rusz się stary zrzędo.

Maks uśmiechnął się w duchu. Lubił tego gnojka, znał się na robocie jak nikt. Bez słowa ruszył za nim. Po pięciu minutach stali przy nabrzeżu. Filip zszedł pod most, z pod pazuchy wyjął sztylet zrobiony specjalnie na taką okazję. Jego ostrze wykute zostało ze stali hartowanej w ogniu piekielnym. Pokryty cienką warstwą srebra zatopiony w sercu demona odprawiał go w zaświaty. Maks nie był gorszy, szedł za przyjacielem dzierżąc w dłoni taki sam sztylet. Pod mostem znajdowała się krata i zejście do kanału ściekowego. Usunięcie jej nie było trudne, ktoś postarał się o to już wcześniej. Filip wszedł do kanału pierwszy i od razu poczuł ten charakterystyczny zapach. Maks również go poczuł, bo przyspieszył. Filip spojrzał na partnera, który najwyraźniej palił się do walki. Jeśli demon faktycznie był Nergalem, obaj będą mieli ręce pełne roboty.


Anna stała w cieniu starego drzewa. Po przeciwnej stronie ulicy widziała Jacka kryjącego się w bramie kamienicy. Mijała już trzecia godzina i Anna straciła nadzieję, że tej nocy uda się zapolować na mordercę. Ruch na ulicach zamierał. Minęła kolejna godzina. Anna już wyciągała komórkę, by zadzwonić do partnera, gdy usłyszała kroki. Młoda kobieta szła szybkim krokiem. Głowę chowała przed wiatrem w kołnierzu kurtki. Pewnie wracała z pracy, ale czy nie zdawała sobie sprawy, że na ulicach jest niebezpiecznie. Anna ledwie o tym pomyślała, gdy nagle ujrzała ogromną postać podążającą za kobietą. Boże, kim był. Istny potwór z niego. Zjawił się znikąd i zaatakował z szybkością kobry. Anna nie zastanawiając wybiegła z ukrycia. Ściskając w dłoni pistolet odbezpieczyła broń i wycelowała . Potwór musiał ją usłyszeć, bo zastygł w bezruchu, ale tylko na chwilę, bo nagle odwrócił się w jej stronę. Bezwładne ciało kobiety odrzucił od siebie. Annę rozwścieczyło jego zachowanie. Nie wiedziała, czy kobieta żyje, ale wiedziała, że ten potwór zapłaci za swoje czyny. On jednak nie czekał. Jego wyraz twarzy wykrzywił grymas zdziwienia. Odwrócił się i zaczął uciekać. Anna wycelowała i krzyknęła, aby się zatrzymał i gdy nie posłuchał polecenia nacisnęła spust. Dostał w plecy, ale nie tylko się nie zatrzymał, ale nawet nie zwolnił. Jacek dobiegł do Anny w tej samej chwili, gdy celowała ponownie.

- Anno, biegnijmy! Jest szybki, a kule najwyraźniej nie robią na nim wrażenia. Chyba miałaś rację, to pieprzony mutant.

Biegła ramię w ramię z Jackiem ledwie nadążając za potworem. Stwór wbiegł na most i zeskoczył z niego. Anna dobiegła do poręczy i spojrzała w dół. Nic nie widziała, żadnego ruchu. Odwracając się w stronę Jacka, krzyknęła:

- Jacku, musimy zejść pod most.

- Powinniśmy wezwać wsparcie – zasugerował Jacek.

- I co im powiemy?  Że mordercą jest demon. Jacku właśnie wpakowałam mu kulkę w plecy, a on nawet nie zwolnił.

- Nie bądź cyniczna. Dobra, ale jak tylko coś będzie nie w porządku wycofujemy się.

- Oczywiście, nie jestem samobójczynią. – Anna rozpięła kurtkę i wyjęła zza paska dwa wojskowe noże.

- Nie poznaję cię partnerko. – Jacek wziął do ręki sztylet. Wyważył w ręce i uśmiechnął się do niej. – To lubimy, co?

- Nie zgrywaj się. Pamiętam jak śmiałeś się, gdy zaciągnęłam cię na szkolenie.

Miała rację, wyśmiał ją, ale musiał przyznać, że techniki, które poznali, jeśli chodzi i posługiwanie się białą bronią zrobiły na nim ogromne wrażenie.

- Wobec tego prowadź – powiedział z zapałem.


Filip usłyszał kroki. Nie znaleźli Nergala w jego legowisku. Jednak po oględzinach miejsca stwierdzili, że poczekają na niego. I doczekali się. Demon szedł prosto w pułapkę. Filip pociągnął nosem. Demon był ranny, krwawił intensywnie. Ten fakt zaskoczył strażników. Ktoś jeszcze polował na ścierwojada. Filip usłyszał kroki tuż za demonem. W tunelu panowała całkowita ciemność, ale nie była to żadna przeszkoda dla strażników, ani demona. Natomiast istoty, które podążały śladem rannego Nergala musiały mieć z tym problem. W oddali przebijał się strumień świata latarki. Filip już wiedział, że ma do czynienia z ludźmi. Głupimi ludźmi, jeśli poważyli się ścigać demona. Wyczuł przy sobie Markusa, jego odczucia były podobne. Było jednak za późno, by zmienić plan. Gdy demon pojawił się w zasięgu wzroku, obaj strażnicy rzucili się na niego. Demon zaskoczony nie osłonił się przed pierwszymi ciosami, jakie zadali wojownicy. Z rykiem wściekłości odskoczył od swoich oprawców. Dwa sztylety zalśniły w dłoniach potwora. Filip uśmiechnął się pod nosem i ruszył na demona z bojowym okrzykiem. Maks atakował równocześnie próbując odwrócić uwagę maszkary.

Krzyk bestii i brzęk skrzyżowanej broni rozbrzmiewał echem po tunelu. Anna przystanęła, kierując strumień światła na twarz partnera ujrzała przerażenie, które sama czuła. Przełknęła ślinę, bo nagle gardło ścisnął skurcz. Ścisnęła pięść, w której trzymała sztylet, aż pobielały jej knykcie i ruszyła w kierunku, z którego dochodziły odgłosy walki. Jacek bez słowa ruszył za nią, chociaż przeczucie podpowiadało mu, że powinni wiać z tego cholernego tunelu. W chwili, gdy dotarli na miejsce ujrzeli dwóch mężczyzn walczących z ogromnym monstrum. Nie był to mężczyzna, którego postrzeliła Anna. Teraz wydawał się dwukrotnie większy, a jego wygląd uosabiał najgorszy koszmar. Nieludzka głowa z wyłupiastymi oczami i nienaturalnymi kłami osadzona na masywnym zbyt przerośniętym cielsku sprawiła, że Anna cofnęła się o krok. Światło latarki rozproszyło na chwilę stwora. Wtedy jego przeciwnicy zadali kolejne ciosy. Z jego ran broczyła ciemna maź, oczy świeciły czerwonym blaskiem, a wściekły ryk ociekał jadem. Sparował kolejne ciosy zadawane przez strażników i ruszył w stronę Anny i Jacka. Anna rozpoznała wśród walczących Filipa, widziała jego wściekłe spojrzenie, ale na takie zachowanie było już za późno. Odepchnęła partnera, który nagle zesztywniał i odparowała pierwszy atak. Nie zwalniając rzuciła się na potwora. Trafiła potwora w brzuch, a on nie był jej dłużny trafiając ją w ramię. Syknęła tylko odskakując od kolosa. Już miała ponowić atak, gdy ktoś odepchnął ją prawie przewracając. Demon osaczony przez trzech mężczyzn zawył i rzucił się w wir walki. Anna patrzyła jak potwór odgania się bezradnie przed wojownikami, którzy trafiali za każdym razem. Jej wzrok zatrzymał się na Filipie. Była zauroczona tym mężczyzną. Nie rozumiała, dlaczego budzi w niej tak niepokojące uczucia. Nagle ogarnął ją niepokój, bała się o niego? Zupełnie niepotrzebnie, bo przecież był wojownikiem i walczył z ogromną precyzją. Jego ruchy zachwycały, a siła, jaka od niego biła była przerażająca, ale nie Annę. Mogłaby się w nim zakochać. Otrząsnęła się, bo bestia wydała z siebie przeraźliwy ryk, gdy Filip zatopił ostrze w sercu demona, który padł bez tchnienia. Filip nie czekając, podbiegł do Anny i zaczął ją obracać i dotykać.

- Jesteś cała – spytał.

- Tak, dziękuję, nic mi nie jest.

Jacek sapał, łapiąc oddech. Drugi mężczyzna stał i obserwował tę scenę troski partnera wobec kobiety, którą najpewniej znał. Po nim nie było widać żadnego zmęczenia, nawet się nie spocił. Anna jęknęła, gdy Filip złapał ją za ramię.

- To tylko draśnięcie. – Chciała odsunąć się od Filipa. Poczuła się nieswojo, bo drugi mężczyzna nie spuszczał z niej wzroku, a w jego oczach nie znalazła sympatii.

Filip najwyraźniej wyczuł jej skrępowanie. Odwrócił się do przyjaciela i powiedział:

- Maks chciałem przedstawić ci Annę, o której ci opowiadałem, a to jej partner. – Spojrzał na mężczyznę, który nadal próbował opanować drżenie swojego ciała.

- Jacek – wysapał. – A wy?

Filip zignorował pytanie. - Prosiłem byś się nie wtrącała. Nie lubisz słuchać poleceń, co?

Anna spiorunowała go wzrokiem.

- Nie jesteś moim szefem. Nie muszę słuchać twoich rozkazów. Zaatakował kobietę, nawet nie wiem, czy ona żyje.

Jacek podszedł do nich.

- Zadzwoniłem na pogotowie, gdy zaatakował tę kobietę. Gdy stąd wyjdziemy, sprawdzę, co z nią.

Filip spojrzał na Maksa. Przez chwilę na siebie patrzyli, po czym Filip skinął głową i obejmując Annę ruszył do wyjścia zostawiając przyjaciela.

- Ty też. – Maks skinął głową w stronę Jacka, gdy ten nie ruszył się z miejsca.

Jacek posłusznie wykonał polecenie, bo czuł, że sprzeciw jest bezcelowy. W obu mężczyznach wyczuwało się moc, jakiej Jacek nigdy wcześniej nie doświadczył. Całe życie kierował się intuicją, która rzadko go zawodziła. Gdy Anna powiedziała mu o podejrzeniu, iż ich morderca nie jest człowiekiem, nie chciał się przyznać, że dawno temu spotkał demona. Od tamtej chwili jego życie się zmieniło. Koszmary tamtych wydarzeń prześladowały go prawie każdej nocy. Dzisiejszy wieczór nie tylko przypomniał traumatyczne przeżycie sprzed lat, ale pozwolił sięgnąć w głąb umysłu, który chciał zapomnieć. Czuł, że walka z demonem uwolniła w nim pragnienie pomszczenia rodziny i dokonał jej. Stał się innym człowiekiem. Jacek wychodząc spod mostu spojrzał w niebo.

- Jacku, dzisiejsze wydarzenia muszą pozostać tajemnicą - odezwał się Filip

- Nie martw się, będę milczał jak grub. – Jacek odpowiedział z powagą.

Filip roześmiał się i wyciągnął dłoń do Jacka.

- Mam na imię Filip i przyznaję, że pomyliłem się, co do ciebie.

- Nie byłbym tego taki pewien. Ale zdaję sobie sprawę jak brzmiałaby nasza historia. Nikt by nam nie uwierzył.

- Nie o to mi chodziło. Mam na myśli, że widok demona nie był dla ciebie zaskoczeniem.

Teraz Jacek się roześmiał.

- Miałem nadzieję, że już nigdy w życiu nie spotkam…

- Demona? Wiesz, że to niemożliwe. Ten świat jest pełen potworów, ale nie musisz się martwić, ja i mój przyjaciel stoimy na straży i zawsze będziemy bronić ludzi przed nimi.

- Pewnie, wiesz ilu ludzi zginęło zanim zabiłeś tego tam? – Jacek kiwnął głową w stronę kanału.

- Nie wiem, co ci odpowiedzieć. Ten demon nie miał prawa istnieć w tym wymiarze.

- W tym wymiarze? Nie, nie mów nic więcej. Dla mnie to i tak zbyt wiele. Jestem wykończony. Spadam, jeśli ty zajmiesz się Anną. Jeśli nie to pozwolisz – skierował pytanie do partnerki. – Odprowadzę cię do domu.

- Nie ma takiej potrzeby. – Filip odpowiedział, zanim Anna zdołała otworzyć buzię.

- No to spoko. Anno, spotkamy się jutro w pracy. Będę intensywnie myślał nad jakimś kłamstewkiem dla szefa. – Jacek podał dłoń Filipowi ściskając mocno.

Odchodząc usłyszał jeszcze głos Filipa.

- Odpuść sobie spotkania z Dagmarą na trzy dni.

- Co? – Jacek myślał, że się przesłyszał.

- Dagmara jest inna niż myślisz. Bezpieczniej będzie dla ciebie, jeśli dasz jej spokój przez parę dni.

Jacek machnął ręką i odszedł.


- Trzeba cię opatrzyć. – Filip zwrócił się do Anny.

- To tylko draśnięcie. Mam w domu apteczkę, trochę wody utlenionej i plaster załatwią sprawę.

- Nie sądzę. Jeśli nie masz nic przeciwko chciałbym sam ocenić to draśnięcie. Nie wiem, czy wiesz, ale sztylety demonów nasączone są jadem.

- Nie wiedziałam. – Anna dotknęła ramienia. Piekło jak diabli i marzyła, aby być już w domu. Chciała lizać rany w samotności. Filip wzbudzał zbyt wiele emocji i czuła się przy nim skrępowana.

- Anno, myślę, że mogę ufać twojemu partnerowi, ale wolałbym się upewnić.

- Znamy się z Jackiem od wielu lat. To porządny facet i jedyny, któremu ufam.

Filip uśmiechnął się pod nosem i powiedział:

- Już nie jedyny.

Anna odkąd wyszli z tunelu po raz pierwszy spojrzała na Filipa. Miał rację czuła się przy nim bezpieczna. Odwróciła twarz, bo nagle zachciało się jej płakać. Wiedziała, że po dzisiejszej nocy wszystko się zmieni.


Maks wracał do klubu. Pozbycie się ciała demona zajęło mu ledwie chwilę. Odciął demonowi łeb, a ten w jednej chwili zmienił się w pył. Zanim wszelki ślad po demonie zniknął miał chwilę czasu, by spokojnie pomyśleć. Cała akcja przebiegła sprawnie, chociaż gdy zobaczył dwójkę intruzów wręcz go zatkało. Początkowo był zły, ale odwaga, jaką się wykazali godna była uznania. Filip miał rację, żadne z nich nie zagrażało ich sprawie. Kobieta nie przypominała żadnego sukuba, z którym do tej pory miał do czynienia. Znał je dobrze, wyrachowane stworzenia, dla których uczucia innych nie miały większego znaczenia. Anna była inna Maks to wyczuł, a Filip wiedział. A mężczyzna, który z nią był nie zdawał sobie sprawy, iż jego partnerka nie jest człowiekiem i mogłaby pożreć go na śniadanie.


Anna jęknęła, gdy Filip próbował zdjąć z niej kurtkę. Tak jak przypuszczał rana była poważniejsza niż Anna sądziła. Wiedział, że nie obędzie się bez szycia. To nie było jeszcze tak straszne, gorszą sprawą był jad, który przedostał się już do krwioobiegu i zatruł cały jej organizm. Filip powiesił ich kurtki i poszedł za Anną, która zniknęła za drzwiami łazienki. Gdy wszedł za nią zdziwiła się.

- Mówiłam, że sobie poradzę.

- A ja ci powiedziałem, że muszę obejrzeć ranę. – Nieznacznie prawie niezauważalnie się uśmiechnął. – Na co czekasz, wyskakuj z tego golfa.

Prychnęła, ale zrobiła jak kazał. Wiele ją to kosztowało, bo ból był coraz bardziej dotkliwy. Gdy tylko pozbyła się ubrania w oczy rzuciło się jej odbicie w lustrze. Krzyknęła na ten widok. Była przerażona. Jej ciało poznaczone było sinymi pręgami.

Filip wiedział, że tak będzie wyglądała. Zatrucie jadem było śmiertelne, ale istoty takie jak sukuby umiały z nim walczyć. Anna była inna i nie żywiła się siłą życiową innych istot. Musiał jej o tym powiedzieć, ale jak?

- Ja umieram – szepnęła przerywając rozmyślania Filipa.

- Nie, nie umrzesz. Ale jak tylko cię opatrzę będziesz musiała się pożywić.

- Pożywić? Chyba nie masz na myśli…

- Właśnie to mam na myśli.

- Nie zrobię tego.

- Zrobisz i tym razem nie odpuszczę, rozumiesz. – Złapał ją za zdrową rękę i obrócił ku sobie. Drugą dłonią uniósł jej podbródek i spojrzał prosto w oczy. – Zrobisz, co ci każę, bo nie mam zamiaru patrzeć na twoją śmierć.

- Puść mnie. – Anna próbowała się uwolnić, ale Filip był nieugięty. – W porządku, zrobię, co zechcesz tylko mnie puść.

- Już lepiej. Siadaj, muszę zszyć ranę.

- Co!? Nic z tego.

Filip roześmiał się i jednym ruchem posadził ją na brzegu wanny.

- Chyba pani policjant nie boi się małej igły?

- Idiota. – Anna odwróciła głowę i zacisnęła zęby.

Filip zdezynfekował ranę. Był zły, bo ciągle sączyła się z niej krew, na domiar złego była spuchnięta i zaogniona. Musiał zatamować krwawienie, bo inaczej nie będzie mógł jej zszyć. Wykorzystał sytuację, bo Anna bocząc się na niego miała odwróconą głowę. Naniósł na wacik trochę własnej śliny i przemył ranę. W jednej chwili rana przestała krwawić. Założył dziesięć szwów. Anna była dzielna, musiała bardzo cierpieć, ale nie poskarżyła się, jedynie wydawała z siebie ciche syki przy każdym wbiciu igły. Filip, gdy tylko skończył przemył ranę i nakleił plaster z opatrunkiem.

- Gotowe – zakomunikował zadowolony ze swojego dzieła.

Anna wstała i ruszyła prosto do sypialni. Szlafrok leżał na łóżku. Zdjęła buty, spodnie i sięgnęła po szlafrok. Włożyła i opatuliła się nim.

Filip stał w drzwiach i obserwował ją. Miała piękne ciało. Długie smukłe nogi, a piersi, aż chciałoby się zatopić w ich krągłościach, pomyślał i omal nie jęknął. Była trochę za chuda, ale znał przyczynę i wiedział jak temu zaradzić. Czy ona miała pojęcie jak działa na mężczyzn? Założyła szlafrok i siedziała nieruchomo na łóżku. Na co czekała?

- Anno?

Odwróciła głowę i spojrzała na niego. W jej oczach było coś, czego nie rozumiał. Bała się go?

- Anno?

Filip podszedł do niej. Ukląkł przed nią i dotknął jej policzka. Nie musisz się mnie bać. To nie tak jak myślisz. Nie skrzywdzę cię. Chcę dobrowolnie oddać ci część siebie.

- Wiem, ale ja nigdy tego nie robiłam i nie wiem, co powinnam…zrobić. – Ostatnie słowo powiedziała szeptem.

Usiadł przy niej, a jego usta delikatnie dotknęły jej ust. Chwilę bawił się tą pieszczotą i gdy poczuł, że się rozluźniła pogłębił pocałunek. Rozchyliła wargi i poddała się całkowicie. Smakowała wspaniale. Czuł jak jej energia życiowa wzrasta, a on z przyjemnością jej ją oddawał. Przerwał, gdy poczuł, że słabnie. Anna spojrzała na niego zaskoczona nagłym odstawieniem. Ujrzała jego zadowoloną twarz. Uśmiechnął się do niej tak, że na chwilę zabrakło jej powietrza w płucach.

- Już po wszystkim. Teraz wyglądasz pięknie. Wróciły ci kolory.

Anna rozwiązała pasek szlafroka i zdejmując go zaczęła oglądać ramię. Rana wyglądała całkiem dobrze, żadnego śladu po siwych pręgach. Z zaskoczeniem, ale i z zadowoleniem spojrzała na Filipa.

- To było niesamowite, dziękuję.

- Nie ma, za co, ale lepiej okryj się tym szlafrokiem. Moja samokontrola ma pewne granice.

- Przepraszam.

Odwróciła się od niego, ale zdążył zauważyć, że się uśmiecha. To wiedźma pomyślał, ale w duchu cieszył się, że Anna rozluźniła się i przestała się bać.

- Napijesz się czegoś – spytała.

- A masz coś mocnego?

- Whisky, może być?

Filip skinął głową i ruszył za nią do salonu. Rozsiadł się w fotelu i obserwował jak otwiera butelkę. Nalała do dwóch szklanek i na chwilę zniknęła w kuchni. Po powrocie wrzuciła po dwie kostki lodu do każdej szklanki. Cholera, już miał jej powiedzieć, że profanuje dobry alkohol, ale powstrzymał się od komentarza. Chciała dobrze. Jednym haustem opróżnił szklankę i sam nalał sobie drugą.

- I co dalej panie strażniku – spytała.

- Co masz na myśli. – Anna zaskoczyła go tym pytaniem.

- Demon został zgładzony. Teraz wrócisz do…

- Prowadzę klub mówiłem ci o tym. Lubię tę robotę.

- Mówiłeś, ale bywalcami tego klubu nie są ludzie. Kim oni są?

- Nie wiesz?

- Nie, przecież gdybym wiedziała, nie pytałabym.

- Jutro wieczorem odbędzie się zamknięta impreza i chciałbym abyś przyszła, więc lepiej byś wiedziała.

- Filip, nie zrozum mnie źle. Powiedziałeś, że Nergal nie powinien być po tej stronie. Jak się tu dostał?

- Jestem strażnikiem, a te istoty trafiają tu za karę. Wcale nie chcą tu być, ani żyć. Sama się przekonałaś jak ciężko żyje się wśród ludzi. Wybacz, ale ty również nie urodziłaś się po tej stronie. Jeśli chodzi o Nergala, to mam pewne podejrzenia. Ktoś celowo go tu wysłał.

- To straszne. Często się to zdarza?

- Nie i całe szczęście.

- Wiesz, ja nic nie rozumiem. Wychowałam się w rodzinie zastępczej. Z tego, co wiem moi przybrani rodzice wzięli mnie z domu dziecka, jako niemowlę.

- To nie zmienia faktu, że ktoś przeniósł cię do świata ludzi. Owszem to może tłumaczyć brak wiedzy, kim jesteś, ale nie zmienia faktu, że nie urodziłaś się tutaj. Rozmawiałem z Maksem i on też nie rozumie, dlaczego ktoś postanowił ukryć cię wśród ludzi. To tajemnicza zagadka i chciałbym, aby przynajmniej na razie nią pozostała. Jesteś sukubem, niewielu żyje po tej stronie.

- Dlaczego?

- Jak myślisz? Anno, musisz zrozumieć, że twój zegar biologiczny zaczął przyspieszać i długo byś nie pożyła bez czerpania sił życiowych z ludzkiego jedzenia. Nie dbałaś o siebie i słabłaś z każdym dniem. Gdybyś trafiła do klubu podobnego do mojego, zostałabyś zgładzona.

- Kto?

- Co kto?

- Źle się wyraziłam, kim oni są, bywalcy twojego klubu?

- No cóż, różnie. Wilkołaki, elfy, wiedźmy i wiedźmini, demony takie jak sukuby, inkuby i istoty, których pochodzenia nikt już nie pamięta.

- Jestem demonem!? – Anna poczuła, że zaraz zwymiotuje.

- Tak, sukuby są demonami, ale nie wszystkie demony są złe.

- Nie są złe? Jestem demonem, to straszne rozumiesz.

Filip wstał z fotela, odstawił szklankę i podszedł do niej. Wziął ją w ramiona i mocno przytulił do siebie.

- Jesteś cudowna i nie ma w tobie zła. Wiesz o tym. Pomagasz ludziom. Łapiesz morderców. Anno, jesteś wojownikiem.

Słowa Filipa działały jak balsam, a ramiona były ostoją. Poczuła jak ogarnia ją wewnętrzny spokój. Jak on to robił?

- Filipie, a ty, kim jesteś?

Odsunął ją od siebie i spojrzał ciepło, po czym pocałował ją w czoło i posadził w fotelu. Usiadł naprzeciwko i dopiero wtedy odpowiedział.

- Służę wyroczni i przez nią zostałem stworzony.

- A kim lub czym jest wyrocznia.

- Jest najwyższą władzą po drugiej stronie. Nigdy jej nie widziałem, nawet nie wiem, czy ktokolwiek, kogo znam widział wyrocznię. Gdy byłem w akademii krążyły opowieści o trzech władcach, którzy stworzyli nasz świat i od początku sprawują nad nim pieczę.

- To takie dziwne.

- Nigdy tak o tym nie myślałem. Wychowałem się po tamtej stronie. To było moje życie podobne do tego, które prowadzę obecnie. Szkolono mnie na wojownika. I przez wiele stuleci służyłem wyroczni. Wyobraź sobie gromady istot o nadprzyrodzonych mocach walczące o władzę i terytoria. To był czas potężnych potyczek. Gdy opad pył i zapanował pokój i nasze usługi okazały się zbyteczne. Przyjąłem propozycję zostania strażnikiem po tej stronie. Nie wyobrażasz sobie, jakie było moje zdziwienie, gdy przeniosłem się tutaj i trafiłem prosto na pole walki. Ludzie przez stulecia toczyli ze sobą wojny, a to o terytoria, to o władzę, albo przekonania religijne, zupełnie tak samo jak tam. Niczym nie różnili się od nas. Z czasem jednak wszystko się zmieniło i nastał pokój, wtedy postanowiłem osiąść w tym mieście. Wraz z Maksem strzeżemy ludzi przed istotami, którym trudno przystosować się do warunków istniejących po tej stronie. Istnieją zasady, których nie wolno łamać i tym się zajmujemy.

- Ostrzegłeś Jacka. Kim jest ta jego Dagmara?

- Wilkołakiem, ale to dobra dziewczyna. Pracuje w wydawnictwie, jest świetnym grafikiem. Tylko w czasie pełni mogłoby ją ponieść, więc twój przyjaciel w tym czasie powinien trzymać się od niej z daleka.

- Jacek powinien wiedzieć. Widzisz, znam go od dawna i wiem, że jeśli czegoś mu się zabrania, to efekt zawsze jest odwrotny.

- Tak podejrzewałem, ale jak miałem mu powiedzieć, że jego dziewczyna jest wilkołakiem. Porozmawiam z Dagmarą, tak będzie prościej.

- Filipie, muszę cię spytać o jeszcze jedno. Ilu sukubów żyje w naszym mieście?

Uśmiechnął się i dolał sobie kolejna szklaneczkę whisky.

- Jesteś jedyna – odpowiedział.

- Jedyna? To, dlatego, że trudno im żyć po tej stronie.

- To również, ale to głównie zasługa Maksa. On nie życzy sobie ich obecności na tym terenie. Wyrocznia to wie i nie przysyłają ich do nas.

- Nie rozumiem.

- To długa historia i wolałbym, aby sam ci ją opowiedział.

- Dlaczego tu jestem skoro wyrocznia wie.

- Nie mam pojęcia, ale ja jestem zadowolony. – Uśmiechnął się do niej.

Anna poczuła się nagle bardzo zmęczona, kolejna nieprzespana noc zaczęła jej doskwierać. Poczuła, że powinna się położyć. Jak miała powiedzieć żeby sobie poszedł? On jakby czytał jej myśli i odezwał się pierwszy.

- Połóż się, wyglądasz na zmęczoną. Pójdę jak zaśniesz, a jutro będę czekał w klubie. Przyjdziesz?

- Tak. – Anna podniosła się i ruszyła do sypialni. – Dobranoc Filipie – powiedziała wychodząc z salonu.

- Dobranoc cukiereczku – odpowiedział, ale ona już go nie słyszała.


  Spis treści zbioru
Komentarze (1)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
avatar
Super opowiadanie. Mam nadzieje, że jest to praca na dłuższą metę. Zabieram się za drugi tekst. Co do formy tekstu nie mam większych zastrzeżeń, jednak wkradają się pewne błędy stylistyczne i gramatyczne. W pewnym momencie pojawiło się imię Adam mimo, że powinno być Jacek. Moim zdaniem lepiej by było, gdybyś wstawiała krótsze teksty, a częściej. Życzę dalszej weny do pisania.
© 2010-2016 by Creative Media
×