Autor | |
Gatunek | obyczajowe |
Forma | proza |
Data dodania | 2016-11-12 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 2288 |
PRZYJACIELU
Takiego zwrotu używał Stefan Nieckuła zwracając się do kolegów w pracy, ale wątpię by miał wśród nich przyjaciół. Pracowałem z nim chyba rok, było to ćwierć wieku temu, ale mocno odcisnął się w mojej pamięci.
Kiedy jeszcze pracował w brygadzie elektryków widać to było doskonale. Elektrycy powinni pracować w parach co najmniej – ze względów bezpieczeństwa. Stefan kiedy przychodził usuwać awarię zawsze był sam. Poznając nowych kolegów w pracy nie byłem tym zdziwiony, bo nie znałem wówczas tych zasad, procedur. Dziś jestem zdziwiony tym, że ktoś na to pozwolił, ale to rozumiem.
O sobie powiedział kiedyś, że pochodzi w prostej linii od Dżyngis chana, bo w okolicy wsi skąd pochodził, Tatarzy nagwałcili mnóstwo kobiet. To nosiło znamiona prawdopodobieństwa, bo był taki tatarski – niski ( nieco ponad półtora metra), krępy, o kabłąkowatych nogach – ale Dżyngis nie miał potrzeby osobiście pojawiać się tutaj; od nadzorowania miał zaufanych ludzi. I nie było w jego czasach technologii pozwalającej przewożenia nasienia na takie odległości.
Ale ładną sobie legendę dorobił, prawda?
Jako elektryk robił na mnie wrażenie swą fachowością. Widziałem go w akcji. Nie ma schematu? Dojdziemy do prawdy po kablu. To może, owszem, potrwać, ale jest do zrobienia. Elektrozawór, który przestał działać, zasilany wiązką przewodów grubości ręki, zdemontowany przez poprzednika Stefana – kable ucięte brzeszczotem bez oznaczenia, który do czego – on ocenił tak:
Ja go naprawię, ale to potrwa.
Nie naprawił. Miał inne zajęcia, bardziej absorbujące, a potem udał się na emeryturę. Był rok 1992.
Ponieważ skonfliktowany był z mistrzem elektryków, przeniesiono go do nas, do kotłowni, jako elektryka. To było jak karne zesłanie. Elektryk w kotłowni pracuje w brudzie, ciasnocie – to nie są czyste i schludne rozdzielnie elektryczne. Z kotłowni elektrycy uciekali, jeśli mogli, do brygady elektryków. Na rok przez emeryturą takie przeniesienie na pewno nie było nagrodą. Wściekły był na niego mistrz elektryków, kierownik, główny energetyk, a nawet naczelny dyrektor fabryki. Przepisy nie pozwalały na jego zwolnienie tuż przed emeryturą, więc przenieśli go karnie w brud i syf.
Konflikt zrodził się, a może wszedł w fazę kulminacyjną, gdy mistrz elektryków Sojka i kierownik Sołtys skierowali do dyrekcji wniosek racjonalizatorski o zamianie silników napędzających różne napędy na takie o mniejszej mocy, więc niby oszczędzających zużycie energii. Takie wnioski, zaaprobowane przez dyrekcję, skutkowały nagrodami pieniężnymi dla wnioskodawców. Nieckuła ocenił ich wniosek jako tylko pozornie dający oszczędności i w oficjalnym piśmie do dyrekcji uzasadnił jego zwodniczość. Potem sam zgłosił wniosek racjonalizatorski tyczący się innego zagadnienia. Tu obowiązywała ścieżka służbowa- kiedy pracownik zgłaszał taki wniosek, musiał zaakceptować go mistrz , a następnie kierownik. Ci wprost wyrazili chęć uzyskania części nagrody za wniosek. Stefan uniósł się honorem: wy nie wymyślaliście, więc czemu wyciągacie łapy po kasę?!
I tak Stefan trafił do kotłowni.
Stefan w zakładzie/fabryce nabawił się zięcia. A Piotrek nabawił się teścia. Pracowali razem w jednej brygadzie. I po pewnym czasie Piotr poślubił córkę Stefana. A potem w awanturnej atmosferze się z nią rozszedł. Syna przychodził odwiedzać Piotr, a że wizyty były umawiane, terminowe, więc kiedy Piotr miał przyjść w odwiedziny do jego wnuka, wtedy Stefan podłączał prąd do klamki.
Jak sam o sobie opowiadał, był tyranem i faszystą, choć on tego tak nie nazywał. Oglądamy „wiadomości” o 19.30, a potem gasimy światła i idziemy spać. Nie wiem jak rozmawiał ze swoimi najbliższymi – dla kolegów w pracy ( mnie też)- był absolutnie niekonfliktowy.
Piotrek potem mówił mi: oni mi nie powiedzieli o tym, że ona jest chora psychicznie. W domyśle; jest wybrakowana. Do teścia pluł jadem iście wężowym.
Od Stefana nie pamiętam żadnej wzmianki na temat zięcia. Nie wypowiadał się na ten temat.
Stefan miał działkę i ją uprawiał. Jako emeryta na rowerze spotykałem go wielokrotnie, jeszcze całkiem niedawno.
Przyjacielu, podaj mi ten śrubokręt.
Przyjacielu, możesz tu puknąć młotkiem?[i]
I jak przyszedł, to naprawił. A jak już był to naprawiał to co znalazł na miejscu. Wszystko było w takim stanie, że strach było to obsługiwać. Stefan przez ten rok …w znacznej części ponaprawiał te najistotniejsze. Pamięć jest zwodnicza, ale jakoś tak Stefan mi się kojarzy z montażem pompy takiego półautomatu, z pływakiem. I ta pompa przez długi czas wyręczała nas z wypompowywania wody ze studni chłodzącej.
Jako młody pracownik nie odczułem z jego strony żadnej oznaki dominacji. On po prostu robił swoje I robił to świetnie. Raziło mnie u niego to, ze się nie mył po pracy. Zmyć z siebie pracę pod prysznicem – bezcenne! Ale ja spotykałem się z nim w pracy, w roboczych. Obaj brudni.
Był dla mnie jak gnom naprawiacz.
Nie wiem tego, a on może żyje.
Ale przez sztywność zasad albo gwałtowny przebieg konfliktów Stefan zraził do siebie kadrę i część kolegów.
Powiem to tak: ten człowiek jako kolega był git, jako człowiek już nie bardzo.
[i]
oceny: bardzo dobre / bardzo dobre
Szwankuje interpunkcja. Brakuje przecinków przed: zwracając, by miał, widać, kiedy, zawsze był, nie byłem, skąd, jak rozmawiał, to naprawiał, co znalazł; zbędne przecinki przed: bardziej jeszcze z pływakiem. Zbędna jest spacja przed wielokropkiem i brakuje spacji po nim. Dwukrotnie zbędne spacje po nawiasie otwierającym. Dwukrotnie brakuje spacji przed myślnikiem. Zbędna spacja przed przecinkiem. W tekście jest jeden średnik, ale powinien być zastąpiony dwukropkiem. W środku zdania jest duże "I". Należy więc zmienić na małe lub też postawić przed nim kropkę, by utworzyć nowe zdanie. Raz zamiast "że" jest "ze". W obydwóch kategoriach obniżam oceny minimalnie, mimo że za poprawność językową wypadałoby chyba obniżyć o dwa punkty.
oceny: dobre / bardzo dobre
oceny: bezbłędne / znakomite
A może jednak o to, żeby się ta robota paliła w rękach i wszystko szło jak trzeba?
/w papierowej czy wirtualnej, na płaskim ekranie literaturze/
to jedna z najtrudniejszych warsztatowo form wypowiedzi,
bo każda z tych postaci
/Kot w Butach, Pinokio, Królowa Śniegu, Skórzana Pończocha, Forest Gump, Marysia sierotka, don Kichot, Wokulski, Niania McPhee itd., itd., itd./
k a ż d a jest nie dwu-, nie trój-
a
w i e l o-wymiarowa
Tutaj /na nieskończonym tle innych literackich bohaterów/
Stefan Nieckuła LŚNI jak ten czysty diament
MOC SŁOWA GÓRY PRZENOSI
oceny: bezbłędne / znakomite