Przejdź do komentarzyKto się boi i kto straszy
Tekst 20 z 51 ze zbioru: poważne historie
Autor
Gatunekpublicystyka i reportaż
Formaproza
Data dodania2016-11-15
Poprawność językowa
Poziom literacki
Wyświetleń2719

KTO SIĘ BOI I KTO STRASZY

Zbliża się kolejna rocznica wprowadzenia stanu wojennego i akurat zdarzyło mi się wysłuchać relacji o tym, jak się to odbywało. Wszystkie relacje, jakie napotykałem są opowiadane z perspektywy internowanych, tych, którym się tego uniknąć udało. I  w mediach funkcjonują co roku te same martyrologiczne opowieści . „Solidarność” i i z drugiego bieguna uzasadnienia konieczności.

To nawet nie jest pół prawdy. To gówno prawda. W środku tego wszystkiego było masę ludzi, którzy nie opowiadali się po żadnej ze stron, chcieli po prostu żyć spokojnie, rodzinnie.  A jak się dowiedziałem w rozmowach z kolegami z pracy, że ten i ów wówczas siedział w syfie ( oficjalnie nazywało się to: odbywał zasadniczą służbę wojskową), to oczywiście byłem ciekaw tego, co im mówiono. I co zrobiono tym, którzy wyjść mieli w październiku, ale nie wyszli. Co im z mózgami zrobiono.

Piotrek słabo pamiętał i konfabulował. Nie chciał, albo nie potrafił mi powiedzieć, co kierowca czołgu, który miał wyjść w październiku, robił w syfie jeszcze w grudniu i jeszcze kilka miesięcy potem. Ale Rysiek, który jak się okazało był w jednostce tuż obok tej, w której ja byłem – tylko kilka lat przede mną- opowiedział mi taką historię, że aż mnie przerażenie brało, gdy jej słuchałem.

Rysiek był w batalionie saperów w Krośnie Odrzańskim. Ja dekadę potem byłem w batalionie zaopatrzenia – kiedy tam trafiłem oba bataliony siedziały w tych samych koszarach. I Rysiek opowiadał co im robili z mózgami w listopadzie, październiku i na początku grudnia 1981. O atmosferze oblężonej twierdzy, wokół której krąży ekstrema „Solidarności”.

Jeżeli spotkacie takiego brodatego z dłuższymi włosami, to właśnie tak wygląda typowy przedstawiciel ekstremy. Nie rozmawiać, odejść, nie rozmawiać. Przekabaci, otruje, oczadzi, odradzamy próbowanie.

Na wszelki wypadek jedna kompania zamontowała w koszarach siatki na okna, gdyby ekstrema chciała obrzucać koszary granatami. Druga kompania zrobiła worki z piaskiem na kulochwyty, gdyby ktoś chciał ostrzelać koszary z broni ręcznej, A trzecia postawiła wieżyczki strażnicze na miejsce budek. Nikt nie mówił, o co chodzi, ale wszyscy wiedzieli , że są to wyraźne przygotowania do obrony. I jeszcze milicja, która tu, na środek placu, sprowadziła cały swój park maszynowy.

I jeszcze  to, że na drzwiach mieszkań oficerów malowano w listopadzie i grudniu czarne krzyże – w sensie zaznaczono w ten sposób te lokale. Tych oficerów zbyt wielu, ludności cywilnej relatywnie mało,  by ich tak straszyć – no chyba, że konflikty w tym wojskowo cywilnym świecie nabrzmiewały już od dawna. A w Krośnie Odrzańskim w tych czasach było chyba więcej wojskowych niż cywili, samych jednostek chyba z dziesięć, no i sztab 4 Dywizji…

I samolot, który przeleciał nad jednostką i zrzucił ulotki: nie strzelajcie, nie słuchajcie oficerów, chodzi nam o Polskę. Tego już sobie nie można wymyśleć. A jak to jest prawda, to to wcześniej to…  No dobra, to może  akurat jakieś kółka rolnicze, z samolotami do opryskiwania pól – czy była taka akcja?

A potem przyszedł stan wojenny i batalion saperów ruszył w drogę z Krosna Odrzańskiego do… Nie wiadomo dokąd. Najpierw kierunek Poznań, potem nastąpiła zmiana planów, potem jeszcze jedna.

Kierowca ciężarówki napotkany w drodze zapytał Ryśka:

Co wy wyprawiacie? Jadę od Rzeszowa i wszystkie drogi mają pobocza pokryte popsutym sprzętem.

Z 13 SKOT –ów batalionu bez problemu na miejsce dotarł jeden. Ten prowadzony przez Ryśka psuł się po drodze – pod Warszawę, jak się okazało – kilkakrotnie. Ludzie po drodze gościnni, skorzy do udzielania pomocy. No i po drodze raz przy transporterze zatrzymał się samochód naprawczy kolei. Też chcieli pomóc, ale że byli długowłosi i brodaci strasznie wystraszyli Ryśka. Tym, że ekstrema idzie w jego stronę i pewnie zabiorą mu pistolet. Nic z tego – oni pomogli naprawić mu pojazd.

Kto wymyślał te wszystkie straszne historie? A robiono to nieźle, skoro tak trafiały do żołnierskich głów.


  Spis treści zbioru
Komentarze (7)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
avatar
"Divide et impera" czyli "dziel i rządź" - mawiali starożytni Rzymianie. Ta metoda zawsze była i jest wykorzystywana wtedy, gdy trzeba zrobić wodę z mózgu prostemu człowiekowi.
avatar
Byłem wtedy w tym syfie, co prawda nie przetrzymali mnie, tak trafiłem czasowo, ale to, co piszesz, to prawda. Jeszcze jedno, całe wojsko stanu wojennego opierało się na podoficerach z poboru. Był to w przytłaczającej większości pobór z czasów Gierka, sprzed sierpnia 1980. Ci ludzie nawet nie mieli szansy zarazić się bakcylem "Solidarności". Jadąc pociągiem na przepustkę, a pociągami jeździli wtedy żołnierze na przepustkach, nasłuchałem się o rannych ZOMO-wcach ze Szczecina i spod kopalni Wujek. Z drugiej strony mówiono nam, że ekstrema demoralizuje młodzież, jakby w ZOMO służyli emeryci.
avatar
Z tego, co się dowiedziałem, to ci, którzy mieli wyjść w październiku, ale zostali,zostali do tego skuszeni jako nadterminowi; już za prawdziwsze pieniądze i za lepsze warunki.
To bardzo trudne jednocześnie uczyć samodzielnego działania i jednocześnie skrupulatnego wykonywania rozkazów.
Nie wiem jak jest teraz, ale w 1990, kiedy tam byłem to wszystko redukowało się do wykonywania rozkazów. Plus - to nowość - polecenie zorganizowania pielgrzymki.
avatar
Ten kto straszy bois się,że mu kiedyś oddadzą.
avatar
Wiedza człowiecza na poziomie ćwiczonego rekruta - to efekt kumulacji i w głowach tej kumulacji przeróbki. Jedyne, co było WTEDY "wiadome" na bank - to to, że wszyscy odejdziemy stąd nogami tylko do przodu. Cała reszta była/jest/będzie czyjąś zawsze odgórnie "łopatami kładzioną", wciąż na nowo pracowicie na beton z cementu dla nas preparowaną konfabulacją. Mój brat-kapitan chemik w W-wie w grudniowych mrozach 1981 pilnował jak najbardziej starannie strzeżonego w zaspach anonimowego mostu. Gdyby tam się pojawili jak w Czechosłowacji i na Węgrzech...

Czy coś W TYM TEMACIE w naszym/waszym/ich woju się bodaj na włos gdziekolwiek zmieniło?? Znacie Szan. Państwo taką armię, w której uzbrojony po pachy żołdak uczony jest wyłącznie szarmancji?
avatar
W peerelowskiej służbie zasadniczej nikt nie nosił długich włosów, więc widok uzbrojonych w łyżki i widelce pokojowo usposobionych hippisów rzeczywiście musiał budzić w naszym na zero ściętym żołnierzu prawdziwą trwogę. Co ciekawe, im dalej od opisywanych zdarzeń, tym liczba narodowych bohaterów większa.
avatar
Nie na zero, tak się nie było wolno strzyc. Ostrzygłem się tak kiedyś tuż przed wyjazdem na przepustkę i nie chcieli mnie wypuścić z jednostki do domu.
Na zero strzygli tych, którzy na wcielenie do jednostki przyjechali pijani. Taka stygmatyzacja.
© 2010-2016 by Creative Media
×