Przejdź do komentarzyPiotr Nitka /1/
Tekst 16 z 46 ze zbioru: Zapiski z pogranicza
Autor
Gatunekpublicystyka i reportaż
Formaproza
Data dodania2017-04-27
Poprawność językowa
Poziom literacki
Wyświetleń2234

Wieś była na Warmii, jak w bajce, naprawdę za górami, za lasami, i jechało się tam jednopasmówką, pokonując tyle zakrętów, tyle rozdroży i tyle jednakowych przecznic, że, aby bezbłędnie powrócić dokładnie tą samą trasą, trzeba było być miejscowym Ariadny Tezeuszem - i to z potężnym kłębkiem nitek pamięci...


Tak: nici, nitki - to słowo-klucz do historiii, o której już za chwilę... Bez tych mocnych wątków, tych nitek, krzepkich, jak te liny, jakich musisz kurczowo - i to od kołyski - chwycić się oburącz, by nigdy potem już nie zbłądzić, bez tych nici przewodnich, przekazanych przez śmiertelnych ojca i matkę, bez tego wszystkiego, co tak natarczywie, jak ten kit, *starzy* tobie *na chama* wpychają/wciskają, już od proga gubisz się, przyjacielu, nie tylko w tych swojskich polskich bezkresach - błąkasz się w całym swoim własnym życiu, zawracając sobą sobie i innym gitarę i po próżnicy trudząc swoje i nieswoje wiecznie cudze - na pomoc tobie - nogi...


W tych stronach wzdłuż szosy wszędzie, gdzie nie spojrzysz, takie same szachownice ubogich pól, jakieś zagajniki, niski młodnik sosnowy, w którym bliźniacze drzewa stoją rząd za rzędem, jak ci poborowi na przysiędze: głowy wszystkie wygolone, twarze na lewo patrz! zielony mundur jednakowy; znowu te pola-szachownice, miedze z jarzębiną, jakieś w oddali dachy, pojedyncze dzikie grusze, tarniny, lasy milczące - owo wiecznie młode wojsko zielone w prawo marsz! maszerujące - jakieś pola żytka i owieska lichego, wielkie nieskończone kartofliska... I znowu wioska taka-takutka, jak wszystkie poprzednie, sadki i ogródki, łąka z wieczornym konikiem, sosny i brzozy w kolejnym młodym wojskowym leśnym zielonym bezkresie... Można się zatracić w tej płaskiej, jak stół, przestrzeni...


Na naszej szosie pustki - żywego ducha! jedziemy po tej Polsce całej już chyba tylko my...


Adres się zgadzał: zagadnięty przez taksówkarza przypadkowy samotny rowerzysta, wciąż ostro pedałując, machnął w milczeniu ręką w lewo.


-  Aaaa! To tamten dach za drzewami! Dziękuję!


Skręciliśmy z asfaltu w polną drogę, minęliśmy topolowy zagajnik, potem samotną brzozę płaczącą i dalej trzy siostry-lipy... I oto już nasz, widniejący zza kęp zarośli dzikiej róży, w pokrzywach dach w otoczeniu przekwitłych bzów, dziurawej sędziwej wierzby rosochatej, znowu tych pokrzyw i starych, dawno nie prześwietlanych grusz/jabłoni...


Podjeżdżamy do ogrodzenia; my z walizką na kółkach, torbą podróżną i wózkiem-składaczkiem wysiadamy.


Podchodzę z Pawełkiem na ręku do furtki - zamknięta. Brama wjazdowa - na kłódkę. Wracam do naszego *mercedesa* i mówię do taksówkarza:


- Nikogo! Nawet piesek nie szczeka!

- To co? Wracamy z powrotem? - kierowca pyta, cały w złotych zębach i wyraźnie już podminowany.

- Nie. Proszę poczekać. Gospodarz na pewno zaraz wróci. Nie zostawi chaty samej na noc.

- Pani! Ja nie będę czekał! Zapłaci pani za kurs - i odjeżdżam!

- Proszę pana, za nasz przejazd i ten przymusowy pana postój zapłaci gospodarz.

- A jak nie zapłaci!? Co pani myśli, że ja będę darmo ludzi woził??

- Proszę na mnie nie krzyczeć. Dostanie pan swoją należność z naddatkiem.

- Jak się tak elegancko wygląda i jeździ z dzieckiem, to chyba ma się i na przejazd!

- Jak się ma takiego niklowanego *merca* i takie wszystkie złote zęby, to chyba zna się na ludziach i dobrze wie, kto kaskę ma, a kto podlecem jest!


Wkurzenie ogarnia tous les deux! Dobrze, że Pawełek już śpi na moim ramieniu i nie słyszy, co taksówkarz - ten elegancki kulturalny pan - wykrzykuje! Jaka wielkomiejska łacina! Odwracam się, i odchodzimy gdzieś na bok, byle dalej od tej chromowanej pozłacanej tandety.


Mijają kwadranse; wieczór zapada mimo wszystko cichy, pogodny i święty. Pola owsa-jęczmienia falują łagodnie, cykają polne świerszcze, turkucie, pasikoniki... Zza pobliskiego młodnika wzeszedł już wczesny księżyc i powoli zatacza łuk na ciemniejącym od wschodu niebie. Brzoza płacząca, pochylona nad polną drogą, rozczesuje swoje włosy, jak dziewczyna, szykująca się do nocnego spotkania pod gwiazdami... Rozkołysane lekkim wiaterkiem fale rozgrzanego wonnego zboża i pachnących łąk na przemian z chłodnymi wilgociami lasu przynoszą to zapachy kwitnących już kłosów, to dzikiej róży i pokrzyw, to sosnowego igliwia i żywicy... Słońce chowa się za czerwonoczarną koronką ciemnego lasu...


Opatulam plecki śpiącego w moich ramionach Pawełka kocykiem z wózeczka.... Też jest się o co tak po chamsku wydzierać! Myślałby kto, że pierwszy dzień za kierownicą łobuz jeden siedzi!


Matko! Jak tu cicho i pięknie! Gdzieś daleko słychać terkot traktora, porykiwanie krów, które pozostawiono na noc pewnie na tych wonnych łąkach... I ten bliski sercu łaj wszystkich naszych Ciapków, Azorków, Burków i Psotek - wiernych stróżów ubogiego wiejskiego dobytku...


Terkot traktora narasta, wkrótce też pojawiają się odległe, rozchybotane światła, raz wraz znikające za zasłoną zagajników i przydrożnych chaszczy, coraz bardziej widoczne i nasz wzrok na sobie skupiające... Jedzie... czyżby jednak... tutaj??


Ciągnik zatrzymuje się przed domostwem, z kabiny wyskakuje wysoki, chudy jak ta tyka traktorzysta. Podchodzę do niego ze śpiącym synkiem na ramieniu:


- Dobry wieczór! Pan Piotr Nitka? Emilia z Chełmna. My tu właśnie na pana chyba czekamy...


Mówię, że przyjechaliśmy bez uprzedzenia, bo innego wyboru nie było: miałam tylko kwadrans na spakowanie się i opuszczenie z dzieckiem wynajmowanego pokoju. Proszę, żeby zapłacił za taksówkę - a on, bez żadnego słowa czy zdziwienia, zza pazuchy wyjmuje niemałe (sądząc po sporym pliku banknotów) pieniądze i wręcza je kierowcy. Ten, cały w pozłacanych niklowanych uśmiechach, zadowolony, jakby wygrał w totka, podziękował - i po chwili już tylko się za nim zakurzyło...


Zostajemy sami.


/cdn./



  Spis treści zbioru
Komentarze (3)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
avatar
Nie mogę wyjść z podziwu nad specyficzną urodą Twojego języka. Wspaniałe.
avatar
Przepiękny początek wyczuwalnej przygody.
avatar
Obrazki jak ze "Starego Testamentu", chociaż to już czasy polskich traktorów - i mercedesa.
© 2010-2016 by Creative Media
×