Przejdź do komentarzyZagubione serca cz. 2
Tekst 2 z 2 ze zbioru: Powiastka nr 2
Autor
Gatunekromans
Formaartykuł / esej
Data dodania2017-07-11
Poprawność językowa
- brak ocen -
Poziom literacki
- brak ocen -
Wyświetleń1471

***


Gdzie ona zwiała? – pytał się w myślach Marco. – W pokoju jej nie ma, mówiąc szczerze dała mi ostro popalić… I w sumie miała dużo racji. Nie powinienem był jej całować drugi raz. Boże ona jest tylko gosposią… Nie miałbym z nią przyszłości… Mówiła, że ma faceta, cholera! A myślałem że mogło by być tak wspaniale, że rzuci się w moje ramiona, a ona mnie odtrąciła.. Za cztery tygodnie ślub. Muszę się opanować. Nie mogę się zniżyć do jej poziomu. To niedopuszczalne. Jestem z Irene. Ale ta dziewczyna mnie tak fascynuje… Chciałbym wiedzieć, co teraz sobie myśli, co lubi, czym się interesuje… Basta! Idę spać.

Dwa tygodnie po tym incydencie, nic się nie zmieniło. Diana zachowała dystans do Marca, większy niż dotychczas. Śniadania, obiady i kolacje zanosił mu Patryk. Za co szczerze była mu wdzięczna. W wolnych chwilach za pozwoleniem Stefano wyrobiła koło domu ogródek kwiatowy, który istniał za życia Alice. Po jej śmierci nie miał kto się nim zająć więc umarł wraz z właścicielką. – Odratowałam go – pomyślała uśmiechając się do siebie.

Marco stanął naprzeciw kobiety, która pieliła kwiaty.

- Dostałam pozwolenie od pana ojca. Nie robie nic bez pozwolenia w przeciwności do pana!

- Jeśli chodzi o ogródek, to pasuje; ale jeśli chodzi o ostatnią sytuację jaka między nami powstała to…

- To, to nie jest zaczęte ani skończone. Proszę posłuchać – wstała - Ja po prostu nie chcę kłopotów. Pan ma narzeczoną, a ja to szanuje więc proszę uszanować też moją decyzję i trzymać się w tych sprawach jak najdalej ode mnie. Czy przyjmie pan to do wiadomości? Bo ja już nie mam słów na pana, nie wiem jak mam pana odwieść od siebie – spojrzała mu w oczy – Proszę zostawić mnie w spokoju.

- Dobrze, zostawię panią w spokoju. Nie będę już panią niepokoił, może być pani pewna.

- Dziękuję…

Marco nic nie powiedział, tylko spojrzał w brązowe oczy dziewczyny z żalem, odwrócił się i poszedł do domu. Diana odetchnęła z ulgą.


***


Staruszek siedział w swoim pokoju i zastanawiał się co skłoniło Dianę do płaczu tamtego późnego wieczoru. Po dziś dzień Marco i Diana dziwnie się zachowują. – Może coś po między nimi zaszło, hi! – pomyślał – To by szło ku dobrej drodze. Może są na razie wrogo nastawieni do siebie, ale myślę, że z czasem…

Dwa dni później Marco musiał wyjechać na miesiąc czasu, aby przeprowadzić jakąś transakcję za granicą więc Diana miała dość czasu na odseparowanie się od tej stresującej sytuacji… Dziewczyna co raz chodziła do ogrodu ze staruszkiem do altany, a wieczorami pływała w basenie.

Marco i Irene wyjechali do New York. Marco rozmawiał w biurze ze inwestorami, którzy mieli wyłożyć pewne kwoty na jego projekt i rozmowa także dotyczyła tego by obecni biznesmeni zawiązali z nim spółkę.

- Panie Smith, co pan sądzi na temat mojego omówionego projektu, czy ten plac trawiasty nadaje się na budowę stadionu, by mogły się we Włoszech odbywać się igrzyska sportowe?

Mężczyzna po czterdziestce zamyślił się, lecz po chwili rzekł:

- Panie Bonetti jak widzę po leżących przede mną dokumentach mogę stwierdzić, że ja, pan Cook i pan Break musimy się naradzić i wtedy wydamy decyzję jaką podjęliśmy.

- W porządku. – uśmiechnął się nieco niepewnie do panów siedzących naprzeciwko – A ile czasu panowie potrzebują?

- Myślę, że około trzydziestu minut – rzekł pan Cook.

- Dobrze to ja pójdę coś przegryźć do Cofeebar i wrócę na czas. - mężczyzna kiwnął głową. Po czym Marco oddalił się.

Po pół godzinie Marco siedział przed rozmówcami przy stole.

- Więc co panowie ustalili? - zapytał podenerwowany Marco.

- No cóż panie Bonetti… - rzekł z poważną miną pan Smith – Sądzimy, że to duża inwestycja i… -Marco już był zrezygnowany widząc minę pana Smitha – Dużo trzeba wkładu włożyć w tę inwestycje…Jesteśmy zainteresowani pańską ofertą. Mamy na to środki i sądzimy, że stać nas na to, by dołączyć do pana spółki panie Bonetti. - Marco nie posiadał się ze szczęścia.

- Poważnie? Zgadzają się panowie? Dziękuję. Na pewno panowie będą zadowoleni wchodząc w spółkę ze mną.

- Zobaczymy, zobaczymy – roześmieli się i podpisali umowy.

Natomiast ponętna Irene szalała po sklepach, kupowała sobie ciuchy i różne potrzebne rzeczy do ślubu. – tak jemu zakomunikowała wcześnie rano. Tegoż dnia Marco postanowił wrócić wcześniej do hotelu i uczcić z przyszłą żoną zawiązaną spółkę i udany kontrakt, który zrealizują we Włoszech. Kupił Irene piękny bukiet kwiatów i naszyjnik z diamentów. Stojąc przed drzwiami swego apartamentu usłyszał dochodzące z niego głosy. Jeden należał do jego narzeczonej, natomiast drugi do jakiegoś obcego mężczyzny.

- A co będzie jeżeli twój przyszły mąż – rzekł męski głos – nakryje cię, że go okradasz i że masz kochanka?

- A ha, ha ! – usłyszał zgrzytliwy śmiech, nie podobny do śmiechu Irene. No coś ty, ten idiota nie podejrzewa nawet, że jestem taka. Ma mnie za najpiękniejszy, nieoszlifowany diament. Wyobraź sobie, - zaśmiała się szyderczo - że Marco chce mieć dzieci. Fuj, gdy o tym pomyślę to robi mi się niedobrze. Ja i dzieciaki! Kpina! Gdybym zaszła w ciążę, to wynajęłabym niańkę, a gdy podrósłby, to wyślę go do szkoły z internatem. Co ty na to mój ogierze? A tego starucha wyśle do domu starców jak tylko wyjdę za Marco. Tak mu powiedziałam, jeżeli poskarży się to…. – zaśmiała się pewnie.

- Myślę, że to doskonały pomysł kochanie! – mówiąc, to pocałował Irene w usta.

Leżeli w łóżku roznegliżowani. Marco widząc tą scenę wściekł się i wrzasnął:

- Ślubu nie będzie!

Irene i jej kochanek spojrzeli w stronę rozgoryczonego mężczyzny. Kobieta nawet nie okrywając się wybiegła z łóżka i rzuciła w ramiona narzeczonego mówiąc z udawanym płaczem.

- Marco, to nie tak !

- Co nie tak. Czyżbyś miała własnego masażystę, hm? Wiesz co? Idź do diabła! Dla twojej wiadomości Irene, to co wyprawiałaś z moimi pieniędzmi i kochankiem podejrzewałem już od dłuższego czasu. Tylko czekałem, aż wpadniesz, to dlatego zwlekałem z datą ślubu. I wiesz co? Miałem rację! – po tych słowach wyszedł z hotelu i pojechał taksówką na lotnisko.

Gdy tylko wylądował w swoim rodzinnym mieście Rosarno. Odetchnął z ulgą, ale tylko częściowo, ponieważ mocno została zraniona jego duma, honor i serce. Wchodząc do domu zobaczył, że Diana kierowała się w stronę ogrodu – Czego ona o tej porze może szukać w ogrodzie? - zapytał siebie. Zaciekawiony ruszył cichaczem jej tropem. Usiadł w cieniu na krześle pod parasolem. Było ciemno więc z całą pewnością jego nie ujrzy. Dziewczyna rozebrała się. Miała na sobie miękki, różowy szlafrok z froty.

Stała do niego przodem odwrócona, miał więc doskonały widok. Zgrabnymi dłońmi powoli rozwiązywała pasek szlafroka. Okrycie miękko i delikatnie opadło wokół jej stóp. Oczom Marca ukazało się smukłe ciało. Włosy miała rozpuszczone, okrywały częściowo jej ponętne kształty. Pomimo wiatru, było gorąco. Dziewczyna nieświadoma, że ktoś może ją podglądać usiadła na brzeg basenu. Stopy zanurzyła w chłodnej wodzie. Bawiła się zataczając w niej małe kręgi. Marco był jak zahipnotyzowany, wpatrywał się w piękną kobietę. Diana wskoczyła do wody. Pływała świetnie, równomiernie, sprawnie pokonywała tor wodny. Marcowi dziewczyna skojarzyła się z delfinem, ponieważ delfin jest przyjemny dla oka, przyjazny, fascynujący tak jak Diana. Kobieta wyszła z wody. Z włosów ściekała woda, krople spływały po jej ciele. Wycierała się ręcznikiem niewinnymi ruchami, ale dla Marca tak zmysłowymi, że zaparło mu dech w piersi. Chciał się odezwać, podejść do niej, przytulić; ale zrezygnował, wiedział, że dziewczyna spłoszy się i weźmie go za psychopatę, który obsesyjnie podgląda młode dziewczyny. Dlatego obserwował ją w ciszy i patrzył jak odchodzi do rezydencji.

Przez jakiś czas wspominał niedawno zaistniały obraz pięknej Diany. Marco aż do spotkania Diany myślał tylko o kobiecym pięknie jakie eksponowała Irene; ale nie dostrzegał ludzkich uczuć, zachowań… Nie zależało mu na niczym, tylko na ciele kobiety; aby móc je dotykać, pieścić… Patrząc dzisiaj na Dianę odkrył nie tylko to piękno z zewnątrz, ale także to drugie piękno, te ciepło bijące z jej oczu. Te ruchy, delikatność… Zrozumiał, że ta kobieta jest dla niego „Aniołem”. Chciał, by `Anioł” spojrzał na niego oczami miłości. Pragnął tego tak, że postanowił zdobyć zaufanie i miłość kobiety w której od pewnego czasu się podkochiwał. – zdał sobie sprawę.

Parę dni później, Marco postanowił porozmawiać z ojcem. Miał plan… Staruszek właśnie popijał popołudniową herbatę.

- Ojcze? – rzekł.

- Ooo. Kto do mnie zawitał… Mój syn, który mnie ostatnio zaniedbał w odwiedzinach. – powiedział z sarkazmem Stefano .

- Och, tato wiesz, że potrzebowałem spokoju po rozstaniu z Irene.

- Raczej z Harpią….

Roześmieli się. Stefano ucieszył się, ponieważ usłyszał śmiech syna, który nie gościł w domu od wielu lat.

- No dobrze, a teraz na poważnie . – spojrzał na syna. - Co cię trapi?

- Cóż…Tak się składa, że dopiero niedawno zrozumiałem co to jest miłość. To uczucie trwa od kilku miesięcy, a „przyczyna” krząta się po kuchni…. – spojrzał na minę ojca, był pewien że ojciec wyśmieje go, a tu zobaczył odwrotną reakcję, ojciec się ucieszył.

- Och! Alla fine! W końcu! Od dawna kombinowałem jak was połączyć… Ale czy to na pewno miłość? Bo ta dziewczyna jest dla mnie droga jak córka, nie chcę by cierpiała.

- Och tato! Nie będzie obiecuję. Tylko muszę ją przekonać do siebie… I potrzebna mi jest twoja maleńka pomoc…

- Mówisz „ maleńka”? No dobrze, pomogę tobie, bo chcę aby ta dziewczyna została w tym domu. No więc co mam zrobić?

- Mam plan. Ty namówisz ją na wyjazd. Chodzi mi o ten domek z widokiem na Etne, koło zatoki.

- Mmm, co dalej? – rzekł Stefano w zamyśleniu.

- To będzie taki rzekomy twój i jej wypad. Taki letni odpoczynek. Tylko zamiast ciebie w domku zastanie mnie. Zorganizujemy to tak, że wokół nie będzie żadnego transportu, aby nie mogła wrócić. A za siedem dni wyślesz Patryka po nas. Zaopatrzenie już zapewniłem. Pozostaje tylko wypełnić plan. Co ty na to?

- Wiesz, to całkiem niezły pomysł. Piszę się na niego. Kiedy chcesz wyjechać?

- Jak najszybciej. Może jutro?

- W porządku.


***


Trzy godziny później Diana została poproszona do pokoju staruszka.

- Czy coś się stało, Stefano?

- Och. Nie dziecino, chciałem cię o coś zapytać.

- Tak, słucham? Pytaj o co chcesz.

- Właściwie to nie jest pytanie, a propozycja. Ostatnio stwierdziłem, że za dużo pracujesz i tak sobie pomyślałem, że przydałby ci się tygodniowy urlop. Bo wiesz dla mnie też trochę potrzeba odmiany i postanowiłem pojechać do miejsca nie daleko wulkanu Etna, pewnie chciałabyś jego zobaczyć na żywo? To fascynujący widok. Mam tam domek letniskowy, ale nie chcę jechać tam sam. To co? Pojedziesz ze mną?

- Ale, dlaczego ja? Och Stefano to taka wielka niespodzianka. Marzył mi się jakiś odpoczynek, tylko nie wiedziałam jak o to zapytać. Jasne, że się zgadzam. Jestem ci taka wdzięczna, dziękuję! - mówiąc to, przytuliła się do niego.

- Och, ty moja przylepko! – staruszek roześmiał się i rzekł – No to teraz uciekaj i pakuj się, wyjeżdżamy jutro rano. Ty pojedziesz z Patrykiem i dopilnujesz rzeczy. Mnie natomiast, gdzieś godzinkę później przywiezie Marko. Dobrze?

- Oczywiście.

Dziewczyna wybiegła ucieszona z nieświadomej farsy, którą szykują obaj panowie…

Nazajutrz o jedenastej Diana rozpakowywała swoje rzeczy w pokoju; zajęło jej to około dwóch godzin.

- Gdzie jest Stefano? Dlaczego nie przyjeżdża, powinien już być. Kurcze zadzwoniłabym, ale tu nie ma telefonu. – rozmyślała.

Koło czternastej dziewczyna zaczęła robić obiad. Usłyszała, że przed dom zajechał samochód i trzaśnięcie zamykanych drzwiczek, po czym samochód odjechał. Ktoś zaczął szarpać drzwi wejściowe. Dziewczyna wystraszyła się nie na żarty. – A może to złodziej? - pomyślała.

Wzięła w dłonie wałek do ciasta i podeszła odważnie do drzwi wejściowych. Klamka poruszyła się, drzwi powoli otwierały się; dziewczyna mocniej ścisnęła narzędzie do obrony. Zobaczyła napastnika, stał do niej tyłem odwrócony więc jej nie widział. Diana zamaszystym ruchem naparła na napastnika. BUM!!!! Uderzyła mężczyznę w tył głowy. Człowiek padł na kolana.

- Na Boga kobieto! Czyś ty zwariowała!? – ów napastnik to nie był napastnik tylko Marco.

- O ludu, co ja narobiłam. – złapała się za głowę – Przepraszam pana… Ja myślałam, że to bandyta…

- A teraz ten „Bandyta” ma ochotę przetrzepać ci skórę.

Dziewczyna wybałuszyła oczy ze zdziwienia i strachu. Marco roześmiał się.

- Cóż. Głowa jest cała, nie odskoczyła i nie poturlała się nigdzie, – uśmiechnął się - ale potężny guz na pewno będzie nawet czuję jak rośnie, ale mam nadzieję że będzie wszystko dobrze. Idź do kuchni i przynieś woreczek z lodem.

- Dobrze proszę pana już pędzę.

Marco ponownie roześmiał się, gdy na jej twarzy zagościł strach o niego.

- Zaczyna się ciekawie…

Jedząc smaczny obiad dziewczyna zapytała:

- Jak tam głowa?

- Martwisz się mnie?

- A mniejsza o to. Gdzie jest Stefano? Miał pan go przywieźć.

- Ojciec źle się poczuł i przysłał mnie w zastępstwie. Oczywiście jesteś nadal na urlopie tylko zatrzymam się tu dla towarzystwa.

- Nie, to wcale nie ma takiej potrzeby, możemy już wracać. Niech pan zadzwoni do Patryka, aby przyjechał.

- Niestety nie zabrałem ze sobą komórki, a telefonu też tu nie ma. Jesteśmy tu uwięzieni na tydzień, ale nie martw się pożywienia jest dużo.

- Ale ja chcę do domu, na pewno jestem dla pana ojca potrzebna…

- Bez obaw. Patryk poradzi sobie, to przecież tylko tydzień.

- By to jasna cholera! – wyszła z domku trzaskając drzwiami.

Poszła nad zatokę na pomost. Żeby było wygodnie, usiadła na lekko ruchomych deskach. Zdjęła byty i zanurzyła stopy w chłodnej, orzeźwiającej tafli wody. - Szkoda, że nie ma tu Stefano, on na pewno by coś poradził… - zamyśliła się – A teraz jestem zamknięta na odludziu z Marco. Boże, no to po prostu tragedia. I co ja teraz sama zrobię? Zanudzę się tu na amen. A ten męższczyzną, który z nią zamieszka jest taki przystojny. Pięknie zbudowane ciało, brązowiutkie, te jego szerokie ramiona i wąskie biodra są niemal zniewalające; a jego spojrzenie sprawia, że uginają się jej nogi. Jest po prostu wspaniały.

Diana zauważyła, że Marco od rozstania z Irene zmienił się całkowicie. Jest o wiele czulszy w stosunku do niej, zbliżył się do ojca; częściej spędzają ze sobą czas, prowadzą długie rozmowy. Nie raz się temu przyglądała, czasem na ten widok usta same układały się w uśmiech. Marco zmienił swoje zachowanie wobec niej. Jest bardziej przyjazny, czasem nawet zabawny. Czasem żartuje do niej, a ona śmieje się do łez. – Jest pod każdym względem ideałem, jejku chyba zadurzyłam się w nim i to na dobre – pomyślała z lekkim przestrachem – I co ja teraz zrobię, on nie może się o tym dowiedzieć… - szepnęła wystraszona tym odkryciem – Przecież Marco nigdy nie spojrzy na mnie jak na kobietę swego życia. On jest poważnym biznesmenem – westchnęła – a ja jestem tylko szarą myszką – jego gosposią. Marco woli dystyngowane damy, pewnie i bogate… Och! Jak ja bym chciała, aby Marco mnie pokochał, ale przecież to niemożliwe… - ponownie westchnęła rozżalona.


Następnego dnia.



Późnym popołudniem Diana postanowiła „zrzucić” kilka kalorii pływając w zatoce. Było już ciemnawo, dziewczyna nie wahała się i weszła do wody w „przebraniu Ewy” – to jej ulubiona forma relaksu. Znajdowała się po nieco dalej od brzegu, daleko od domu; wiedziała, że Marco miał kilka spraw do załatwienia, musiał coś pododawać czy poodejmować – tak to określił więc Diana czuła się całkowicie uspokojona, że on nie przyjdzie. Półtorej godziny później płynąc „żabką” kierowała się w stronę brzegu. Nagle ni stad, ni zowąd usłyszała za sobą, że coś za nią płynie, było ciemno więc nic nie mogła ujrzeć w tym mroku. Wystraszona przyspieszyła tempa w płynięciu do brzegu. Sekundę później coś objęło ją w tali. Zaczęła krzyczeć i szamotać się z całych swych sił. Z tego co się zorientowała napastnik musiał być męższczyzną, ponieważ był bardzo silny nie mogła się uwolnić z objęć więc dziewczyna dała za wygraną. Dopiero, gdy przestała krzyczeć, dotarło do niej, że ów napastnik to Marco jej pracodawca, a zarazem ukochany.

- Spokojnie, to tylko ja Marco!

- Chce pan abym dostała zawału! Po raz drugi mnie tak mocno pan przestraszył! Myślałam, że to jakiś morderca ty głupi wariacie! – uderzyła dłonią w tafle wody i falka chlusnęła mu w twarz.

- Przepraszam! Krzyczałem za tobą Diano, ale widocznie nie słyszałaś mnie. Przepraszam więcej do ciebie nie podejdę w ten sposób. Widzę, że panienka jest strachliwa, hm?

Podpłynął bliżej brzegu. Stali po szyjkę zanurzeni w wodzie.

- O Boże jestem naga! - krzyknęła w myślach.

Marco podszedł do niej i objął ją ciasno swoimi ramionami.

- Co robisz?! To znaczy co pan robi?! Proszę mnie natychmiast ! Ja jestem…

- Naga? – zaśmiał się – Właśnie to odkryłem… - zaczął wodzić rękoma po jej plecach. Dianę przeszył dreszcz. Przez chwilę nie wiedziała co się z nią dzieje. Marco przeniósł dłonie na jej twarz. Spojrzał dziewczynie głęboko w oczy. Zawstydzona odwróciła wzrok.

- Proszę, niech mnie pan puści…

- Mów mi po imieniu, niepotrzebnie uparłaś się na oficjalne zwroty przecież już dawno się przedstawiliśmy na „Ty”. – uśmiechnął się czule.

- Dobrze więc proszę, Marco… Tak nie można, jestem twoją gospodynią, a ty jesteś pracodawcą…

- Mylisz się. Ty jesteś Dianą, moim „Delfinkiem”. Ja natomiast Marco – mężczyzną, który jeśli mi pozwolisz będzie cię uszczęśliwiał jak tylko potrafi… Na wszelkie sposoby.

- Marco możesz mieć wiele kobiet, ja nie jestem ci do niczego potrzebna. Proszę puść mnie, muszę się ubrać.

Jej protesty zdusił pocałunkiem. Oszołomiona tą bliskością, oddała pocałunek jednocześnie obejmując rękoma jego talię. Marco był delikatny wodził dłońmi po jej smukłym ciele. Pocałował ją w szyję, tuż za uchem, dziewczyna westchnęła, mocniej przytuliła się do ukochanego. Marco prześlizgnął się dłońmi na jej piękne pośladki i przyciągnął mocniej do swego naprężonego ciała. Pożądał tej kobiety całym sercem i ciałem; wiedział również, że ona też jego pragnie i to ogromnie. Księżyc jasno oświetlał ich splecione w uścisku ciała. Położyła dłonie na jego torsie, zanurzyła palce we włosy na nim. Marco ponownie ucałował usta swej miłej, kusząco, delikatnie, namiętnie – nie mogła mu się oprzeć. Chciała aby ją posiadł, ale nie w ten sposób, nie w wodzie. Oderwała swe usta od ust pięknego mężczyzny.

- Nie Marco…- szepnęła.

Powoli z sekundy na sekundę trzeźwiała z namiętności jaką ją opętał ów człowiek.

- Puść mnie! Ja nie mogę, nie jestem pierwszą lepszą wiesz o tym, mówiłam tobie.

Mówiąc to wyrwała się z jego objęć i uciekła do domu. Leżąc w łóżku rozmyślała nad zaistniałą przed godziną sytuacją. – Boże spraw, aby Marco mnie nie zranił, pozwól mi zaznać miłości pod warunkiem, że ten mężczyzna jest mi pisany… - z tymi słowami, prośbą do Najwyższego zasnęła.

Rano obudził ją smakowicie pachnący aromat kawy i tostów, tak cudowny, że doprowadził ją do kuchni.

- Dzień dobry mój Aniele. Jak się spało?

- Nie odzywaj się do mnie! – spojrzała na niego nachmurzonym wzrokiem.

Mężczyzna uśmiechnął się.

- Ale ja pytam jak tobie się spało? Czy dostanę odpowiedź?

- Ależ oczywiście, że odpowiem …

- A więc?

- Nie twoja zakichana sprawa! – wrzasnęła.

Marco ponownie się roześmiał. Podszedł do stołu i postawił przed nią talerz z tostami i kawą.

- Proszę, to dla ciebie. Może, gdy zjesz śniadanko, zrobisz się trochę milsza.

Mężczyzną usadowił się przy stole naprzeciwko Diany. Podczas posiłku spoglądał na dziewczynę, a gdy skończył obfite śniadanie, rozsiadł się na krześle perfidnie przyglądał się jej z fascynacją. Zajadała tosty popijając kawę, która jej przyrządził – smakuje jej – przyznał w myślach.

Włosy dziewczyny miękko okalały jej twarz, poprawiła fryzurę zaczesując je palcami za uszy. - Cholera, taki zmysłowy ruch, a ona nawet o tym nie ma pojęcia. – zaśmiał się w duchu. Z zamyślenia wyrwał go jej głos.

- Co się tak przyglądasz? Jestem gdzieś ubrudzona? Powiedz?

- Nie, wszystko w porządku, tylko…

- Tylko co? – rzekła.

- Zastanawiam mnie pewna myśl. Czy dasz mi się pocałować? – uśmiechnął się rozbrajająco.

- Phi! Możesz sobie pomarzyć! Nie mam najmniejszego zamiaru zostać twoją nałożnicą! – burknęła podchodząc do zlewu.

Zmywała naczynia, tym czasem Marco zaszedł ją od tyłu; położył dłonie na zlewie po prawym i po lewym boku dziewczyny tak, aby mu nie uciekła. Brodą delikatnie odgarnął włosy z jej karku i ucałował go. Diana spłukała swe dłonie z płynu do naczyń. Nagle poczuła jego dłonie na swym płaskim brzuchu, powoli namiętnie przyciągnął je na obfite kształty kobiety. Diana odchyliła głowę na bok – jęknęła, gdy Marco pieścił je z nadzwyczajną zdolnością.

- Marco proszę… Co chcesz tym osiągnąć. Możesz mieć cały sznur kobiet. Proszę zostaw mnie w spokoju. Nie jesteśmy sobie pisani, przecież wiesz o tym…

Ucałował jej usta, a ona oddała swój pocałunek z wielką czułością.

- Diano. Dlaczego się tak zapierasz, przecież wiem doskonale, że równie mocno pragniesz mnie tak jak ja ciebie. Poza tym kocham cię do szaleństwa i nie mam zamiaru tracić takiej szansy. Jesteś moją miłością i tak podejrzewam, że ty także mnie kochasz, tylko nie chcesz się do tego przyznać, hm? – Marco patrzył jej prosto w oczy, ale ona odwróciła wzrok, bała się że on odkryje to co jej powiedział jest prawdą.

- Boję się tego, że chcesz się mną tylko zabawić. Proszę nie rań mnie … Nie rań…

Marco pocałował ją w czoło i przytulił do siebie. Dziewczyna w końcu zaczęła wierzyć, że jego zamiary co do jej osoby są poważne.

- Dobrze Diano, nie będę cię zmuszać; ja naprawdę nie chcę ciebie skrzywdzić. Natomiast bardzo pragnę byś mi zaufała. A to, że jesteś piękną kobietą którą kocham…

- Marco. Cieszę się, że tu jesteśmy. Taką chwilę obróciłabym z miłą chęcią w wieczność. Po prostu trzeba mi trochę czasu. Poczekaj proszę…- Poczekam – odparła.

Po obiedzie wybrali się na spacer wokół jeziora. Dużo rozmawiali, odkrywali siebie nawzajem. Ta sielanka trwała jeszcze dwa dni. Razem przyrządzali obiady; wieczorami siadali przed kominkiem zajadając kolację opowiadali sobie śmieszne anegdotki – swoich „ małych ” wybrykach młodzieńczych.

Następnego wieczoru, po kolacji siedząc na miękkim perskim dywanie popijali wino przy którym Marco opowiadał kawały. Byli tak radośni, niczym para beztroskich dzieci. Wino rozgrzało ich. Diana rozpięła górny guziczek bluzki. Marco ujrzał skrawek jej pięknej piersi, nie czekając dłużej przysunął się do kobiety.

- Ale to wino rozgrzewa, tobie też jest tak gorąco? – wyszeptała w całujące ją usta męższczyzny.

- Cichutko. – uśmiechnęli się do siebie.

Dziewczyna zarzuciła ręce na szyję Marco. On natomiast w jednej chwili ułożył ją na łóżku, jednocześnie kładąc się na nią. Całował ją wszędzie, po włosach, oczach, ustach, ramionach. Powoli zdejmował jej bluzkę. Każdy centymetr, który odsłaniał pięknie opalone ciało został scałowany przez Marco. Gdy uporał się z górną częścią garderoby, przeszedł do biustonosza. Najpierw zsunął jedno ramiączko, pocałował tamto miejsce gdzie się ono znajdowało, tak samo zrobił z drugim. Biustonosz był odpinany z przodu, gdy jego ręce dotarły do tego miejsca… - dziewczyna wygięła się w łuk. Fale namiętności targały nimi niczym silny wiatr w czasie sztormu na morzu. Ku jego oczom ukazały się dwie piękne krągłości; szybko uwolnił je z niewygodnej bielizny. Jedną dłonią nakrył pierś masując kciukiem brodawkę, drugą zaś zaczął ssać, dziewczyna jęknęła z rozkoszy. Następnie zdjął spodenki razem z majteczkami. Westchnął na widok tego co ujrzał. Diana usiadła i pomogła się mu rozebrać. Ucałowała jego usta, wtuliła w ramiona silnego mężczyzny, który wodził dłońmi po jej plecach.

Ponownie ułożył się na dziewczynie. Przesunął dłonią po wewnętrznej stronie jej zgrabnego uda, dziewczyna odruchowo je zacisnęła. Marco delikatnie rozchylił zaciśnięte uda kobiety wywołane jego pieszczotami. Ułożył się po miedzy nimi, pocałował ją w brzuch, w usta i wszedł w nią szybkim ruchem. Dziewczyna znieruchomiała przez chwilę, ból przeszywał jej wnętrze. Nie miała pojęcia, że jest tak ciasna, a jego… Tak duży. Marco także był w szoku.

- Kotku ty… ty… byłaś dziewicą. – dziewczynie popłynęły łzy z oczu. – Dlaczego mi nie powiedziałaś byłbym delikatniejszy… Cichutko maleńka. – głaskał ją po głowie – Cichutko, mam przestać? – spojrzał na Dianę.

- Nie. – szepnęła – Nie przestawaj proszę kochaj mnie całym sercem i ciałem.

Tak się stało, spełnił jej życzenie. Z każdym ruchem. Diana doznawała takich rozkoszy jakich nigdy nie przeżyła. Marco był jej pierwszym mężczyzną i była pewna, że ostatnim… Wiedziała, że ją kocha, a ona za to oddała także i siebie i swoje serce. Kochali się tak, jakby byli jednością. Ich ciała były jak rozżarzone węgle, które spalały się w ogniu namiętności. W fazie orgazmu wykrzyknęli swoje imiona.

Ogień palił się w kominku, para leżała spleciona w uścisku. Sen zmorzył obojga kochanków, ale w ostatniej chwili Marco usłyszał jedno zdanie wypowiedziane przez jego kobietę:

- Kocham cię, ufam tobie i ufać będę…- z tymi słowami Diana zasnęła.

Marco uśmiechając się wtulił twarz w jej włosy, po czym również zasnął.

Rano obudziły ich promyki słoneczne i łagodny śpiew ptaków.

- Dzień dobry mój Aniele. - szepnął całując włosy kochanki – Jak minęła jaśnie panience uprzednia noc, hm?

Dziewczyna przeciągnęła się niczym kotka.

- Naprawdę chcesz wiedzieć?

- Pytanie! Pewnie, że tak. – zaśmiał się.

- To oświadczam, że jaśnie panienka jest całkowicie uszczęśliwiona uprzednią nocą, wręcz usatysfakcjonowana, ale jest jeden problem…- uśmiechnęła się chytrze.

- Jaki mianowicie, hm?

- Jestem nienasycona … - rzekła.

- Nienasycona powiadasz? – uniósł pytająco brwi – Wierz mi sprostam temu zadaniu.

Natychmiast zaczął ją całować, a ona śmiała się głośno.

- Marco?! Marco?! – śmiała się – Poczekaj.

- Co znowu się urodziło?

- A twój ojciec, nie będzie się sprzeciwiał?

- Stefano? Nie żartuj! Będzie zachwycony! A myślisz, kto pomógł mi ciebie zagonić w to urocze gniazdko, hm?

- Z twoim ojcem rozliczę się później. – udawała obrażoną – Natomiast z tobą mój ty amancie, rozliczę się właśnie w tej chwili.

Kochankowie ponownie złączyli się w jedną spójność.


Dwa tygodnie później odbył się ich ślub, na którym nie zabrakło jej ukochanej przyjaciółki jak i najważniejszego członka rodziny…Stefano.


A jeśli chodzi o Carmelę, to wkrótce zakochała się w przystojnym przyjacielu Marco, Albercie którego poznała na weselu. Także za niego wyszła za mąż.


Jednak pomimo trudności zagubione serca się odnalazły…


  Spis treści zbioru
Komentarze (0)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
brak komentarzy
© 2010-2016 by Creative Media
×