Przejdź do komentarzyPolowanie na czerwoną latarnię
Tekst 25 z 31 ze zbioru: Pan da pięć biletów do nieba
Autor
Gatunekobyczajowe
Formaproza
Data dodania2018-04-29
Poprawność językowa
Poziom literacki
Wyświetleń1660



Uf, to była śliczna dziewczyna. Może nie z gatunku standardowych silikonów z pierwszych stron gazet dla panów. Cycki nie przypominały regularnych balonów napełnionych helem, które za chwilę uniosą właścicielkę pod sufit. Biodra też nie były zaokrąglone w sposób doskonale pełny i proporcjonalny, atawistycznie sugerując samicę gotową do corocznych porodów. Trochę chłopięca była ta sylwetka i nieco za chuda, ale było w niej coś, co uruchamia we mnie pokłady chuci połączone z artystyczną kontemplacją zjawiska.

Nic w niej ze słowiańskiej urody. Smagła karnacja na granicy podejrzeń o jakiegoś czarnoskórego przodka. Krucze włosy i piwne, wielkie oczy w oprawie, stworzenia której nie osiągnie żaden z mistrzów makijażu. Tylko natura tworzy takie perełki. Nieodparcie kojarzyła mi się z indiańską pięknością – Apanaczi. Wisząca na wieszaku zamszowa kurtka z frędzlami podświadomie podkreślała to wrażenie. Twarz delikatna, madonnowo – subtelna, bez śladu topornej wulgarności, jakiej by oczekiwał od kobiety w takim miejscu.

Miejscem tym był burdel.

Kątem oka obserwowałem ją stojącą przed lustrem. Tył oglądałem w naturze, przód jako odbicie w tafli. Obydwie strony medalu były bardzo zachęcające. Bez skrępowania oglądała swoje ciało ubrane tylko w satynową, jasno-grafitową bieliznę. Kompletnie nie przeszkadzała jej moja obecność.

- O rzesz, kurwa... - zasyczałem. Śrubowkręt, którym rozkręcałem łózko w jej pokoju, zsunął się z łba śruby i wbił się w dłoń. Krew zaczęła kapać na zieloną wykładzinę. Cholera, jeszcze mnie obciążą kosztami czyszczenia!

Przycisnąłem rękę do bluzy i bezradnie rozejrzałem się za czymś, co mogłem wykorzystać do zatamowania krwawienia.

Nie obracając się, skierowała na mnie wzrok w lustrze.

- Polak? - odezwała się czystą polszczyzną bez śladu obcego akcentu. Czyli nasz towar eksportowy.

- Nie. – Warknąłem przez zęby. - Jestem z Marsa. Masz coś do zaklejenia tego świństwa?

Podeszła i wzięła za dłoń. Poczułem jak przeszył mnie dreszcz. Podchodzi do człowieka piękna dziewczyna, w zasadzie rozebrana ,dotyka, a ja..., no właśnie, brudny jak nieszczęście, w przepoconym podkoszulku i i z włosami a`la Chopin po koncercie. W końcu przyjechałem tu wymienić łóżka i naprawić dach, a nie ten, tego. Cóż za niesprawiedliwość losu!

Z łazienki przyniosła bawełniane płatki i wodę utlenioną.

- Zresztą idź najpierw do łazienki i umyj tą rękę. Przydało by ci się większe mycie. - Uśmiechnęła się kącikami ust.

Wkurzyłem się. Przed taką dziewczyną chciałbym stać w ciuchach od Cardina, pachnący Kenzo i kręcąc nonszalancko na palcu kluczykami od Porsche. A portfel powinien przypominać babę w dziewiątym miesiącu.

- W pracy jestem. Każdy pracuje jak umie... - Wymownie i złośliwie spojrzałem jej w oczy.

- Wytrzymała spojrzenie.


*


Rola burdelmamy się nie zmieniła. Tu pełniła ją niska,gruba Ślązaczka w post-balzakowskim wieku z ognistorudymi włosami. Dziewczyny wchodziły co chwila do kuchni, robiąc sobie kawę i wesoło paplając łamaną niemczyzną z mamuśką. Kurde, wszystkie łażą w bieliźnie, kompletnie nie przejmując się siedzącym przy stole przystojniakiem. Czyli mną.


Przez otwarte drzwi widzę wychodzące na na zewnątrz budynku przeszklone pomieszczenie, w którym urzęduje dyżurna dziewczyna. Ubrana była w laserowo-czerwony lateks i buty ze szpilkami o długości mojego przedramienia. Ciekawe czy zdejmują je w trakcie. Toż to śmiertelnie niebezpieczny sprzęt, który mógłby przebić na wylot zawodnika sumo. Gnie się na rurze w takt jakiejś dyskotekowej szmiry, albo siedzi w specjalnym okienku wywalając na zewnątrz biust i epatując plastrem antykoncepcyjnym. Większość z nich je ma. Widocznie teraz taka moda w środowisku. Mój plaster na dłoni chyba nie mieści się w tych kanonach trendu burdelowego.

- Kawy? - Opiekunka przybytku chowa apteczkę i uśmiecha się do mnie – Jest południe to zaczyna się ruch. Dziewczyny powstawały, pierwsi klienci już kręcą się na zewnątrz, to musi pan przejść na dach. Łóżka już pan przeniósł na strych?

- Co? A, tak. - Oderwałem wzrok od dziewczyny na rurze. - Jutro dokończę w reszcie pokoi. Zabiorę tylko narzędzia z pokoju tej dziewczyny. To chyba Polka? Ta, co mnie tu przyprowadziła?

Kobieta zakrzątnęła się przy czajniku. Sypnęła kawę, zalała wrzątkiem i postawiła przede mną. Sama usiadła naprzeciwko.

- Sylwia? Tak. Zbyszek ściągnął ją tu rok temu. Ładna, no nie? Chyba najładniejsza w jego stajni.

Upiłem łyczka i spojrzałem na nią pytająco.

- Zbyszek? Stajni?

- No, właściciela. Też Polak. - Zatarła ręce. – Ma jeszcze kilka domów. W Essen, Dortmundzie, Bonn... Obrotny gość. Dziewczyny są legalnie, mają wszystko. Bardzo dobrze je traktuje. Są bardzo zadowolone.

- Zadowolone?

- A co pan myślał, że tu jakieś niewolnictwo i przymus?

Popatrzyłem znów w głąb domu. Widziałem tylko kształtną dupę rurarki, bo akurat wychylała się przez szklane okienko rozmawiając z jakimś obleśnym gościem, z wielkim brzuchem i tłustymi strąkami spadającymi na ramiona. Niewiele ich było, bo centralnie glacę miał łysą i świecącą jak psu jaja...

Zadowolone? - pomyślałem – Z takim dziadem!Jak może być jakakolwiek kobieta zadowolona dając siebie każdemu kto zapłaci? Na przykład taka Sylwia temu fagasowi przy okienku!


*

- Proszę.

Wszedłem. Dziewczyna stała w aneksie kuchennym mieszając coś w garnku i smakując czubkiem języka. Wciągnąłem nosem zapach. Leczo.

- Sorry. Na chwilę tylko. Chciałem narzędzia zabrać.

Zmrużyła oczy.

- Chcesz kawy?

O matulu, dopiero wypiłem i w końcu nie przyjechałem tu na kawowe plotki. Ale z drugiej strony szef powiedział mi” Langsam, Piotrek. Mnie płacą za twoje godziny przepracowane. Langsam. Jak oni doszli do takiego bogactwa z tym lagsam? No to wolniej. Kawa z taką dziewczyną warta jest postawienia serca w poprzek od nadmiaru kofeiny.

Przysiadła naprzeciwko w fotelu podwijając nogi. Nie bardzo wiedziałem jak się odezwać.

Na stoliku stała oprawiona w srebrną ramkę fotografia jakiegoś chłopaka.

- Narzeczony?

Skinęła głową.

- Nie przeszkadza, kiedy...?

Spojrzała nierozumiejącym wzrokiem.

- Jak to kiedy? Aaa... - Parsknęła wydymając usta. - To mój pokój. Osobisty. - Położyła nacisk na to słowo. - Pokoje gościnne są w tym nowo dobudowanym skrzydle.

Zapadło milczenie. Przyjemnie posiedzieć z taką dziewczyną, ale z drugiej strony o czym rozmawiać z kurwą?

- Nie masz o czym rozmawiać z kurwą? - Aż wzdrygnąłem się i oblałem kawą. Telepatka?

- Ee...

- No, nie krępuj się. Przecież wiem co robię.

Uciekłem wzrokiem w bok od jej piwnych oczu.

- Przecież nic nie powiedziałem i nie oceniam.

- Nie musisz. Przecież wiem co myślisz. - Potarła palcami ucho. Zabująły się srebrne kolczyki z czerwonym kamieniem. Rubin? - A może ja tak lubię. Może nie jestem kurwą, tylko dziwką.

- A jaka to różnica?

Wstała i przeciągnęła się. O matulu! Co za widok!

- Kurwa to zawód, a dziwka to charakter. - Rzuciła ochrypłym głosem.

Brodą wskazałem zdjęcie na szafce.

- Andrzej? Przecież doskonale wie co robię.

Musiałem mieć strasznie durną minę, bo wybuchnęła śmiechem. Podeszła i potargała mnie po włosach. Tuman strychowego kurzu zakotłował w pasmach słońca prześwietlających firankę. Elegancki ze mnie gość.

Wstałem.

- Głupia rozmowa. Dzięki za kawę.

Przytrzymała mnie za ramię. Pachniała ślicznie. Nie jestem ekspertem od zapachów, ale było coś w nim zmysłowego, zniewalającego.

- Byłam tydzień temu w Egipcie. W ubiegłym roku na Teneryfie. Z nim. - Wskazała fotografię. - Myślisz, że po pieprzonej pedagogice stać by było jego i mnie? Trzeba iść z duchem czasu i korzystać z życia. Wiesz ile zarabiam? Cztery, pięć tysięcy euro. Wiesz ile odłożyliśmy? Ciebie bolą ręce robiąc fizycznie u Niemca. Mnie nic nie boli...

- Jak robisz to z obleśnym dziadem też nic cię nie boli?

Wzruszyła ramionami.

- Rzeczywiście głupia rozmowa. Będziesz tu jutro?

- Chyba tak.

Przyglądała mi się spod przymrużonych powiek. Tak dziwnie i zaczepnie, że poczułem mróz w kościach i gorąco w podbrzuszu.

- To tylko pięćdziesiąt euro. Nie majątek. Jestem tu najlepsza bo zawsze daję z siebie wszystko. Na sto procent.

- W stacji krwiodawstwa też? - Odwróciłem się i wyszedłem.


Z tym jutro zrobił się kłopot. Dzielnej, niemieckiej policji udało się za trzecim razem wyrzucić nas z kwatery. A kiedy przyjdą nocą. Kolbami w drzwi załomocą... W zasadzie mieli rację. Nie płaciliśmy już od tygodnia. Nie interesuje ich, że poprzedni pracodawca po dwóch tygodniach pokazał nam puste kieszenie. Weck.

W końcu mosty nad Renem są wystarczająco szerokie, bo samochód - sypialnia na pięciu to średnia przyjemność.

O dwudziestej drugiej oświeciło mnie. Klucze! Mam klucze od tylnego wejścia do burdelu! Zosia – burdelmama dała mi, abyśmy rano mogli wejść na dach nie budząc nikogo. Wejście było ze strychu. A na strychu co? Materace, która dzisiaj tam zniosłem! Ale ryzyko kurewskie. Dosłownie.

Podjechaliśmy na ulicę burdeli. Jakże inaczej teraz wyglądała. Rankiem cicha, wybrukowana kocimi łbami i ozdobiona kolorowymi fasadami starych kamienic. Senna, stara uliczka.

Teraz pulsowała ferią świateł. Kolorowe neony mrugały zachęcająco. Wielkie napisy „Rose”, „Amor” jarzyły się dominująca wokół czerwienią. Tłum facetów, szczęk pracującego pełną parą ulicznego bankomatu i sztucznie rozentuzjazmowany szczebiot panienek z okienek. Fajny rym.

Z trudem znalazłem „swoje” okienko. Zresztą okienko to sprawa umowna. To kawałek uchylnego szkła w przezroczystej ścianie. Siedziała w nim młoda Mołdawianka, którą spotkałem rano w kuchni.

- Sylwia? - zapytałem.

Spojrzała na mnie zachęcająco i coś zabulgotała po germańsku. Chyba mnie nie poznała i zachęcała do siebie. Nawet ładna.

- Nein, nein, Sylwia.

- Ze złością poszła w głąb domu. Usłyszałem głos Sylwii.

Dziewczyna wyglądała inaczej niż rano. Włosy były ułożone jakoś do góry i błyszczały od brokatowego lakieru. Wciśnięta w króciutką lateksową spódniczkę i obcisłe body, w obowiązkowych szpilach wyglądała drapieżnie i ponętnie. Działa franca na męskie instynkty.

- Zdecydowałeś się? - zapytała ironicznie.

- Na ciebie zawsze, ale nie dziś. Chciałem prosić cię o pomoc...

- W pracy jestem – przerwała mi ostro – Nie znam cię.

- Wiem, ale mam nóż na gardle. Posłuchaj chwilę.

Wyjaśniłem jej szybko. Mieszka na ostatnim piętrze. My nie mamy gdzie spać. Mam klucz od tylnych drzwi, ale gdyby mogła czuwać, pilnować i dać znać gdyby ktoś się zorientował, byłbym niezwykle wdzięczny. Rano po prostu wejdziemy na dach i będziemy pracować jakby nigdy nic.

Słuchała z przygryzioną wargą.

- Ilu?

Zastanowiłem się. Jest nas pięciu. Dwóch to kutasy i chamy. Nie trawię ich i najchętniej spuściłbym gości w kiblu. I to w czasie mojej biegunki. Niech śpią w samochodzie.

- Trzech.

- Dobrze. Za pięć minut przy tylnych drzwiach.



Cicho umościliśmy się na materacach. Sylwia stała w drzwiach przyświecając latarką.

- Dobra – szepnęła do mnie – Do trzeciej nikogo nie powinno być w tym skrzydle. Może czasami przyjść jakaś dziewczyna poprawić makijaż. Elena została, bo ma ciotkę, ale ona mieszka na parterze. Tylko nie chrapcie.

Wyczułem, że się uśmiecha.

- Dzięki, Sylwia.

Położyła mi rękę na ramieniu.

- Wyglądasz dużo lepiej niż rano. Myślałeś o mojej propozycji? O trzeciej będę w pokoju.

- Daj spokój. Nie kupuję dziewczyn, a na pięćdziesiąt euro muszę ciężko zapracować. Wygląda na to, że ciężej niż ty.

Pochyliła się do mojego ucha. Owinął mnie znowu zapach jej zmysłowych perfum.

- Dla ciebie rabat pięćdziesiąt procent. Darmo nie daję. Trzeba oszczędzać.

- Na co? - W moim głosie zabrzmiała niezamierzona ironia. Cóż mnie to w końcu obchodzi? - Na dom, samochód i wczasy z narzeczonym

- Usłyszałem jej cichy śmiech.

- Coś ty?! Otworzę tu kolejny burdel. Pamiętaj, o trzeciej będę u siebie.


*


Dwunasta


Leżałem z otwartymi oczami. Niewiele w tej dziewczynie rozumu. A może wiele? Tak pokierował nią los, to stara się wycisnąć go jak cytrynę. Takie czasy. Czy jako historyk i posiadacz trzech fakultetów nie prostytuuję się intelektualnie naprawiając Niemcom dachy? Dziewczyna jest śliczna i jej miejscem powinien być salon w pięknym domu, a celem dwójka małych amorków biegających po ogrodzie i kochający, przystojny mąż.


Pierwsza


Przecież się dziewczynie nie wymydli. Moralność i etyka to pojęcia zmienne w czasie. Relatywne. Weźmy tak proste pojęcie jak „nie zabijaj”. Natychmiast rodzi się pytanie – kogo? No jak to? – człowieka! A w obronie własnej? A ratując ojczyznę? A największego zwyrodnialca? Kiedyś chwałą było zabić za wiarę... Wszystko się zmienia... Może ona i jej narzeczony mają rację? Brać, korzystać, a potem żyć spokojnie jakby nigdy nic. Bo nic.


Druga


Iść czy nie iść? Dwadzieścia pięć euro to nie pieniądze. Myślę, że powiedziała o nich tylko dla zasady. Od takiej sumy raczej się nie wzbogaci. Po prostu ma ochotę. Ja też. Jestem tylko facetem i mam ochotę na to piękne ciało. Wiem, czeka na mnie w Polsce ktoś, kto mnie kocha. Myśli o mnie, tęskni. Do cholery, przecież się nie dowie! Więcej nie będę miał takiej okazji. Ee, staroświecką mam moralność i etykę. Źle mi na myśl, że oszukałbym, jakoś zawiódł. Ciekawe czy Sylwii źle, że się puszcza? A może tak jak powiedziała – lubi to?


Druga trzydzieści


Znalazłem w ciemnościach jakiś kawałek szmaty. Wypruwam z niego nitki i liczę: Iść -nie iść, iść – nie iść, iść...


Druga pięćdziesiąt pięć


Usnąłem przy końcówce szmaty.


  Spis treści zbioru
Komentarze (27)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
avatar
Słdki Jezu...
A ja go w niedzielę dodałem... (((:

:)))
avatar
Apage satanas!
Już mnie jeden nawiedzony plagiator rusza, zamiast samodzielnie stawiać te czarne znaczki na białym tle. :)
avatar
Czyli polska norma.
Nie będzie władzy pasić moja obecność, to sobie pójdę i będzie znowu poprawnie i nudno do bólu.
Masz włączone chociaż właściwe radio?

:)))
avatar
Porządny kawał żywego mięsa słowa. W nurcie współczesnej literatury e-migracyjnej rzadko eksplorowany wątek: post na przymusie wstrzemięźliwości na obczyźnie i tych saksach = wyjeździe "za chlebem".

W dobie "wszystkiego nasprzedaży" i wszystkich wyprzedaży jakieś takie głębsze specjalne moralne niepokoje i filozoficzne rozważania są tylko naszą desperacką próbą usprawiedliwienia tej - nazwijmy ją! - powszechnej nie tylko TAM gastarbeiterów prostytucji. W kraju zostały wszak żony z dziećmi - i też całymi latami z różnym skutkiem ćwiczące swój celibat niekoniecznie w światłach czerwonej latarni.

Nikomu przecież chyba nie chodzi dzisiaj o środkowoeuropejski jakiś powojenny głód czy ten "mór czerwonej zarazy" w Polsce - chodzi wyłącznie o szmal i tę pecunię non olet. Życie musi mieć jakieś priorytety - i tym razem tym priorytetem od dziesięcioleci jest Midasa złoto. I dalekosiężny cel: zakładać kolejne burdele.

Drapieżny świetny tekst z ostrymi podtekstami
avatar
Jeśli gratulujesz mi tekstu, Emilio, to ja gratuluję Ci komentarza.
Bo o takie refleksje idzie.
Jako autor mogę się zgadzać, bądź nie, z Twoimi wynurzeniami, ale przede wszystkim idzie o to, abyśmy coś czytali, myśleli, oceniali i o tym pisali na forum.
Tekst jest częścią całości pod tytułem jak tytuł zbioru.
Zmodyfikowany, aby stanowił zamkniętą całość na użytek forów, gdzie był publikowany.
Tak że ma w sobie jeszcze inne wątki, które mogą nie być widoczne bez znajomości kontekstu.
Niemniej do takich refleksji jak Twoja w zupełności wystarcza.
Dzięki za ocenę.
Jeszcze bardziej za taki komentarz.
avatar
Tekst jest napisany dobrym piórem...
pełnym fantazji i bogatego słownictwa, co zdecydowanie przydaje się podczas tworzenia materiału niekoniecznie... faktograficznego.
A zacząłem wątpić w prawdę, po sposobie parzenia kawy przez bajzel-mamę. W takim burdelu z pewnością
powinien być markowy ekspres do kawy, ale to oczywiście szczegół tej wartkiej opowieści, którą byłbym w stanie wymyśleć nie będąc nigdy w burdelu, co zgodne jest z prawdą - bo nie byłem.
Opowiadanko podoba mi się, chociaż powiem szczerze liczyłem na pikantną puentę... o nawracaniu kurew i sposobieniu ich na najwierniejsze żony naiwnych facetów.
Pozdrawiam :)
avatar
Aurora... może najwyższy czas przestać być grzeczną dziewczynką? :)
avatar
Nie zrozumiałem w tym kontekście słowa: "Weck"?
A może chodziło o... weg?
avatar
Jestem wierny swoim poglądom, jak i sumienie nie ma powodu do niepokoju i nie budzę się w nocy... zlany potem, ani przedtem haha
Umiejętność obrony nie wymaga niegrzecznych form i epitetów.
Jestem zatem niegrzeczny po swojemu, bo to również pewien element złożoności inteligencji, której każdy ma na miarę swoich możliwości.
I z całą pewnością nie dam się wciągnąć pająkowi za obraz. :)
ale rozumiem hierarchię zasad wpojonych i przyswojonych.
Z kobietami podobnie jest, jak z niewybuchami.
Trzeba umieć je rozbroić i dobrać się do... prochu, a wtedy wszystko wylatuje w powietrze... zarówno dobre wychowanie, grzeczność i pewne zasady z pozoru... niełamliwe, ale to materiał na esej, a nie na komentarz. :)
avatar
Ale skąd ten cudzysłów u Ciebie, Auroro, przy słowach: warto być "grzeczną dziewczynką".
Czyżby to przekamuflowana ironia, czy może ukryta prawda o grzecznych dziewczynkach?
avatar
Szanowny Sir Theodorze.
Tak się składa, że tekst jest faktograficzny, a mylisz ekspres do kawy w salonie dla gości z małą kuchenką na zapleczu przybytku.
To nie refektarz, gdzie wszyscy (wszystkie) spotykają się jednocześnie na posiłku, czy kawie, aby potrzebny był nowoczesny ekspres.
I popełniasz błąd w oczekiwaniach przy lekturach tego typu.
To nie western, czy "Gwiezdne wojny", aby kończyć efekciarsko.
To obyczajówka.
Tytułowa "Kamizelka" Prusa nie musiała wybuchać na właścicielu, aby był przekaz dla czytelnika.
Dzięki za obecność saperowi i potencjalnemu, żeńskiemu prochowi. :)))
avatar
Cóż, zatem chybiłem, puszczyku, ale to nie zmienia faktu, że tekst mi się podoba.
Ja potrafię odróżnić potencjał, od zwykłego napięcia. :)
avatar
Więc skąd ta uwaga o zakończeniu?
Pozostawiam specjalnie czytelnika w niedopowiedzeniach, aby sam odnalazł zakończenie.
Jakie mu pasuje do typu peela.
Podanie na tacy fajerwerków jest nudne w tego typu literaturze.
Dzięki za ocenę.
avatar
Auroro, polikwidowałem wszystkie Twoje i inne minusy, oprócz moich - oczywiście - i jaki z tego
morał?
Nie warto być grzeczną dziewczynką.
Dziewczynki mogą być grzeczne, ale tylko tam, gdzie grzeczność jest brana za cnotę, a nie za wrodzoną naiwność, czy uległość.
avatar
Rzadko kometuje prozę, ale tym razem napisze krótko: tekst wciągnął i na wdechu sie czytał. :)
avatar
Dzięki Gruszkowa.
Tym bardziej, że, jak twierdzisz, rzadko zaglądasz do prozy.
Mam wrażenie, że dyskutanci mówią trochę o różnych rzeczach.
Nie znam Twoich doświadczeń, Auroro.
Tutaj i w życiu.
Oczywiście istnieją faceci poszukujący słodkich, uległych idiotek. Wygodne to i zaspakaja chorą potrzebę całkowitej dominacji.
Może nawywijałaś i stąd Twoje złe doświadczenia?
Ale sądząc ze sposobu formułowania myśli nie należysz do tej grupy żeńskiej.
Osobiście takie lubię, co nie znaczy, że lubię, kiedy raczej się kreują na zbuntowane feministki.
Najważniejsze jest partnerstwo i po prostu zdrowo-rozsądkowa równowaga.
Że różnimy się w rolach społecznych i postawach ze względu na płeć to oczywiste.
Sztuka polega na wzajemnej kompatybilności, a nie na udowadnianiu sobie czegokolwiek na siłę.
Ja po prostu lubię kobiety mądre i niezależne w poglądach.
Nie grają nic, a posiadają po prostu inteligencję. Tą kobieco emocjonalną też.
A przyjaźń pomiędzy... hmmm... powiem szczerze, mam wątpliwości, czy najczęściej nie jest podszyta naszymi rolami płciowymi.
Nawet, jeśli jest to nieświadome.
Pytanie też brzmi, czym jest przyjaźń i jak ją rozumiemy.
Wielkim przyjacielem była np. moja babcia, ale zapewne nie o to Ci chodzi.
avatar
Auroro, ze wszystkim mogę się zgodzić, co napisałaś, ale przyjaźń między mężczyzną i kobietą jest zaprzeczeniem instynktu płci.
Chyba, że chodzi o takie zestawienia, jak nieatrakcyjna kobieta, czy sporo starsza od mężczyzny, albo taka, którą mimo swojej inteligencji i mądrości jest nad wyraz aseksualna... to może tak. Albo dotknięta chorobą...
Albo odwrotnie... podobna sytuacja z mężczyznami.
Puszczyk ma rację... kobiety mądre i inteligentne, to najważniejsza część ich "urody", a że są przy tym piękne i atrakcyjne, to wielki dodatek do ingrediencji umysłu. A dlaczego taka kolejność? Bo wszystko zaczyna się od głowy... a szczególnie seks, o czym niezliczona ilość mężczyzn, po prostu nie wie.
avatar
Całkowicie się z Theodorem zgadzam.
Mądra... emocjonalna... piękna... rozmarzyłem się :)
Tylko nas nie pobij!
avatar
Odwieczny lapsus "tą" zamiast "tę" (także w odkomentarzu); "przydałoby" pisze się razem.

Treść typowa dla rasowej - dla PubliXo - prozy, która niekiedy tu się trafia. Do rozmówek Aurory z Autorem czy Theodorem się nie wtrącam. Nie moje to klimaty...

;-)
avatar
Mówiąc szczerze, to tu raczej nie trafiłem na rasową prozę.
Dzięki Bef.
avatar
Miałaś rację Auroro.
Już mnie jakaś miernota zablokowała.
A o mojej poezji nic Tfujca nie dodał?
Popłakałem się :))) (Ze śmiechu oczywiście).
Pozazdrościłem mu talentu i masz... :)))
avatar
Drżę z podniecenia na myśl o tym ujarzmianiu mojej osoby, Auroro :)))
Żadnych przyjaźni!!! Czysty instynkt.
Droga Bef, facet jestem i raczej dobrze się znamy, choć już mnie tam nie ma, gdzie się poznaliśmy :)
avatar
Auroro, partnerstwo, to dobrowolna utrata pewnej części niezależności, zatem kiedy być niezależnym?
Tylko będąc samotnym, ale to też nie jest dobre rozwiązanie, bo człowiek jest socjalnym "zwierzęciem".
A gdzie Ty odpływasz, Jutrzenko? Do Petersburga pod Pałac Zimowy?
avatar
Auroro... zaufanie, to świetna sprawa, ale kontrola jeszcze lepsza haha
Ale co z tym odchodzeniem? Ktoś nie dał prolongaty na przygodę z poezją, czy kompromis się wyczerpał?
avatar
No masz... i ja jestem w Dolnej Saksonii...
Tylko ujarzmiać rozpieszczonego poetę :)
Do dupy są rady w tym wierszu, Auroro.
Tacy jak my, tylko w takich się zakochują.
Może cierpią później, ale to fajny i twórczy rodzaj cierpienia.
avatar
Auroro, byłbym ostatnim, który mógłby Tobie dokuczyć.
Nie jestem Luciusemannąmartinem, który regularnie obraża w swoich wierszach befanę... niewybrednie i niepoetycko. Dla mnie ktoś, kto obraża kobiety jest zwykłym, mizernym facecikiem i damskim bokserem. Nie zmienia to faktu, że luciusannamartinowa potrafi pisać wiersze. Dla mnie nie jest w tym wypadku poetą, a raczej rzemieślnikiem poezji, piszącym swoje wiersze, podobnie, jak hydraulik montuje instalacje CO.

Zatem nie czas na Pałac Zimowy... a już się wystraszyłem... że kolejna rewolucja w Petersburgu. :) Aurora już w muzeum, ale licho nie śpi...
avatar
Widzisz, Auroro, ja tak niestety nie mogę... sumienie i zasady mam w alarmowej pozycji...
luciusannamartinowa obraża befanę i dlatego nie zachodzę do bufona z Bawarii, ale Tobie nie przeszkadza bywać i u befany, i u luciusaannymartinowej.
Wspomniałaś coś, że cenisz sobie szacunek do kobiet, ale wpadasz do niego...
czy ocena szacunku mężczyzn do innych kobiet wynika z innych priorytetów, czy ich braku?
Ja Cię do niczego nie namawiam, ani nie wywołuje presji... rozmawiamy o szacunku.
© 2010-2016 by Creative Media
×