Przejdź do komentarzySzalety miejskie w Kielcach. Przewodnik. cz.4
Tekst 4 z 22 ze zbioru: Bizarre
Autor
Gatunekpublicystyka i reportaż
Formaartykuł / esej
Data dodania2018-11-04
Poprawność językowa
- brak ocen -
Poziom literacki
- brak ocen -
Wyświetleń1103

Jeżeli zaś spod KCK – u ruszymy na południe…

To poprzez dzielnicę willową, a w niej wiele budynków sprzed wojen światowych, a więc reprezentujących ciekawe rozwiązania architektoniczne, dotrzemy do zbiegu ulic Bodzentyńskiej i IX Wieków Kielc  ( od zachodu), al. Solidarności ( na północ), Sandomierskiej ( na wschód) i Źródłowej ( na południe). Nieopodal tego skrzyżowania mieści się ciekawy obiekt warty spojrzenia. 200 metrów od tego skrzyżowania, idąc ulicą Źródłową, przy jej skrzyżowaniu z ul. Jarońskich  stoi dom w stanie surowym. Wieść gminna niesie, ze jest on przeklęty, że w nim straszy i dlatego, mimo że działka w atrakcyjnym miejscu, to dom w tym stanie trwa i trwa. Ja go pamiętam w tym stanie od lat prawie 40. Jest doklejony ścianą szczytową do sąsiada – to mury bez okien i drzwi, ogrodzone betonowym płotem. Na początku lat ’80 wykorzystywali go znani mi wąchacze klejów i rozpuszczalników, a w trakcie seansów narkotycznych byli źródłem różnych hałasów, niepokojących sąsiadów – stąd może fama, że tam straszy. Nie ma walorów widokowych, architektonicznych – jak większość budowli jednorodzinnych z czasów PRL –u to taki bunkrowiec, brzydki raczej, ale warto na niego rzucić okiem ze świadomością, że trwa on w tym stanie od tylu lat. Że tak trwa to może jednak w związku z tym coś jest na rzeczy – że to przeklęte jest miejsce.

Po drugiej stronie skrzyżowania, przy wylotówce na Sandomierz, obok przystanku dla busów autobusów, już na terenie osiedla, trwa ostatnia, wysunięta szaleciarska placówka. Obsługowa.

Jeśli jednak pójdziemy  przy tym skrzyżowaniu w lewo, Bodzentyńską to po lewej miniemy kaplicę prawosławną. Wygląda jak duży garaż, ale trzeba mieć świadomość tego, że kiedy ją budowano, to komuchy nie godziły się na bardziej wyszukane formy architektoniczne, a prawosławni jako kojarzący się z szefami – źródłem stresu – nie byli mile traktowani. Kilka lat temu lokalna gazeta oszacowała ich na 600 osób w mieście.

Idąc jeszcze bardziej w lewo, Bodzentyńską, dotrzemy do rynku. Po drodze, po prawej, miniemy najstarszy kielecki kościół – św. Wojciecha. Gdybyśmy skręcili przy tym kościele nieco w prawo i poszli równoległą do Bodzentyńskiej ul. Kaczyńskiego, to w kamienicy po prawej, na 1 piętrze, zobaczymy balkon, na którym eksponowane są od lat wielu dekle od trumny. Czemu? Po co? Nie wiem tego. Ale to malownicze.

Obsesja kamieniarska, a może asocjacje towarzyskie dają o sobie znać, gdy z Kaczyńskiego dotrzemy do Warszawskiej. Stoi tam kolejna rzeźba miejska – władze/fundatorzy nazwały ją „Siłacz Świętokrzyski”, a kolega Tokariew obkleił ją wklejkami o Janie Niedźwiedziu, osobie wielce dla Kielc zasłużonej, ale nijak niedocenianej. Znam temat: Jan Niedźwiedź zrobił dla Kielc więcej niż Kaczyński, Gosiewski, Piłsudski, Miodowicz, Paderewski i cała reszta. Zrobił tyle, że Sienkiewicza powinna nazywać się Niedźwiedzia.

Idąc do rynku, po lewej napotkamy gwiazdę wśród szaletów , na placu łączącym się z rynkiem, placu św. Tekli ( ponoć agresywnie wojującej feministki). Nowatorska wizja – wygląda jak zmurszałe resztki piramidy ( mam tu na myśli szalet, a nie figurę świętej).

A potem już jesteśmy na rynku. W lewo jest Bodzentyńska. Ulica przy której kiedyś płynęła Silnica. Dziś ta rzeka do pewnego etapu płynie pod ziemią. Nad rzeką, ze względu na wylewy budowano nisko, więc zabudowa niewysoka, tak kiedyś budowano. Tuż opodal kaplicy prawosławnej jeszcze do niedawna funkcjonował postój taksówek bagażowych. Przed św. Wojciechem był kiosk na postumencie, kilka stopni wzwyż. Ale pamiętam deszczowe lato, gdy idąc ulicą ze studzienek deszczówki  tryskały fontanny i tych ludzi skupionych wokół kiosku, bo woda sięgała ostatniego stopnia schodów postumentu. Dziś poziom ulicy nieco jest podniesiony, wizualnie więc kiosk nieco się obniżył.


Z rynku odchodzi 7 ulic. Na rogu północno zachodnim ( Piotrkowska/ Kozia) stoi najstarsza w mieście kamienica – jako jedyna w mieście przetrwała wielki pożar z początku XIX w. Miastem władali wówczas Austriacy. Jeżeli pójdziemy w dół  ulicą Kozią, to naprzeciw jej końca ujrzymy stojący na wysepce pomiędzy jezdniami budynek dawnej synagogi, jeszcze kilka lat temu wykorzystywany jako siedziba Archiwum Państwowego, a od czasu przeniesienia się tego na peryferyjny Stadion, niewykorzystywany. W głowie rządzącego miastem 4 kadencje wąsatego Lubawskiego roiły się różne pomysły na jego zagospodarowanie. Ostatnio, bodajże, miał tam znaleźć siedzibę kolejny teatr i w celu przekomponowania wnętrz planowano wynająć jednego z najdroższych europejskich architektów, ale ten – stety/niestety ( zależy z jakiej perspektywy na to spojrzeć) zmarł zanim doszło do finalizacji pomysłu.

Jeżeli pójdziemy z dół ulicą Piotrkowską miniemy po lewej  jedną z najbardziej deficytowych kieleckich inwestycji, czyli parking wielopoziomowy. Na zachodniej ścianie tego obiektu wiszą dwa ekrany, na których emitowane są reportaże produkowane przez prezydencką/miejską telewizję. Obok nich umieszczono … ścianki wodne: woda po nich spływa w okresie od wiosny do jesieni. Kolejne z nich umieszczono na przeciwległej ścianie, naprzeciw ratusza. Idąc w dół ulicą Piotrkowską widzimy kolejno – godne zauważenia – Ratusz, parking wielopoziomowy, przeszklony pałac ZUS –u.  Po prawej, już na końcu ulicy, pomnik ( jeden z kilku) mający upamiętniać istnienie w tym miejscu getta w czasie II wojny światowej. Nieszczęsny pomysł i warto o tym pamiętać, że upamiętnia on cierpienia Żydów, bo wbrew pierwszemu wrażeniu nie jest to ścianka do sikania zlokalizowana na wolnym powietrzu. Niemal naprzeciw, po drugiej stronie dwupasmówki , stoi długi wieżowiec Urzędu Wojewódzkiego. A prawie naprzeciw tej nieszczęsnej ścianki, po drugiej stronie ulicy, przy UW, kolejny upamiętniający zagładę Żydów pomnik, a zarazem w dużej części samowola budowlana – dobre chęci, pozytywne działanie przy niedopełnieniu wszystkich formalności – blaszana menora jakby zapadająca się w podłoże. Za nią zaczynają się tak zwane doliny, czyli dolina rzeki Dąbrówki płynącej z północy. Teren rekreacyjno spacerowy – alejki wzdłuż rzeki ze ścieżką rowerową. W powszechnym mniemaniu rzeka ta funkcjonuje jako Silnica, podczas gdy ta płynąc pod ziemią łączy się z Dąbrówką  między tymi dwoma żydowskimi pomnikami.

  Spis treści zbioru
Komentarze (0)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
brak komentarzy
© 2010-2016 by Creative Media
×