Przejdź do komentarzyMichaił Sałtykow-Ssiedrin - Ród Gołowliowych. Rozdział 2 - Jak to w rodzinie/14
Tekst 133 z 253 ze zbioru: Tłumaczenia na nasze
Autor
Gatunekobyczajowe
Formaproza
Data dodania2019-04-14
Poprawność językowa
- brak ocen -
Poziom literacki
- brak ocen -
Wyświetleń1372

- Wynoś się... ty!

- Ach, jak to jednak ta choroba ciebie zepsuła! Nawet charakter - i ten też jaki to krnąbrny się zrobił! Wynoś się i wynoś - no, i jakżeż to ja pójdę! Pić ci się zachce - w szklaneczce wody podam; lampka zakopci - i światełko poprawię, olejku doleję. Ty poleżysz, ja posiedzę; cichutko i spokojniutko - nawet nie zauważysz, jak czas zleci!

- Precz stąd, Krwiopijco!

- Ty mnie wyzywasz, a ja przyszedłem za ciebie pomodlić się do boga. Wiem, że ty tak nie od siebie, to tylko ta twoja choroba. Ja, bracie, wybaczać przywykłem - i wszystkim wybaczam. Ot, i dzisiaj - jadę do ciebie, a tu po drodze jakiegoś chłopka mijamy, i ten coś na mnie krzyknął. I co z tego? bóg z nim! Toż on swój język tylko plugawi! A ja... nie tylko że się nie zgniewałem, ale nawet krzyżem świętym żem go przeżegnał - tak!

- Ograbiłeś... chłopa..?

- Kto? Ja? Nie, mój drogi, ja nie kradnę, to zbójcy po gościńcach rabują. Ja działam zgodnie z prawem. Konia jego na mojej łączce schwytali - to i podałem sprawę do sądu! Jak sędzia powie, że paść na cudzych łąkach można - i bóg z nim! A jeśli orzekną, że to niedozwolone - trudno! płać! Zgodnie z prawem, gołąbku, zgodnie z paragrafem!

- Judasz! zdrajca! matkę z domu wygnał!

- I znowu ci powiem: chcesz - złość się, nie chcesz - nie, tylko ty źle mówisz! I gdybym nie był chrześcijaninem, mógłbym też... za taką obmowę wyciągnąć konsekwencje!

- Wygnał, wygnał, wygonił... własną matkę w świat!

- No, przestań już, przestań! Ot, pomodlę się do boga: może będziesz spokojniejszy...


Jak nie hamował się Judaszek, wyzwiska umierającego jednak tak go ubodły, że aż pobladłe wargi wykrzywił. Lecz obłuda tak była niezbędna jego naturze, że raz już rozpoczętej komedii nijak nie mógł zakończyć. Wraz z ostatnimi słowy rzeczywiście uklęknął w kącie i przez dobry kwadrans wznosił ręce i szeptał. Spełniwszy swe modły, wrócił do łóżka chorego z uspokojoną, nieledwie jasną twarzą.


- Toż ja, braciszku, o sprawie z tobą pomówić przyjechałem. - powiedział znowu siadając w fotelu przy jego nogach. - Ty mnie wyzywasz, a ja o duszy twojej myślę. Powiedz no mi, kiedy ty ostatnio przyjmowałeś ojczulka-popa, co?

- Matko! ależ cóż to... zabierzcie-ż go ode mnie! Ulitka! Agaszka! jest tam kto? - jęczał umierający.

- No, no, no! uspokój się, gołąbeczku! wiem, że nie lubisz o tym mówić! Tak, bratku, zawsześ był złym parafianinem, teraz też taki jesteś. A dobrze by było, ach! jak by to było dobrze w takiej sytuacji pomyśleć też i o duszy! Toż dusza jest nasza... ach! z jaką dbałością należy się z nią obchodzić, drogi mój! Cóż bowiem nakazuje nam cerkiew? Módlcie się, powiada, i dziękczynienia wznoście... A jeszcze: chrześcijański skon naszego żywota niebolesny, chlubny, spokojny - ot, co, mój kochany! Posłałbyś po ojczulka popa, a szczerze, ze skruchą... No, no! już nie będę! nie będę! a dobrze by było...


Paweł Władimirycz leżał cały purpurowy i wprost się dusił. Gdyby mógł w tym momencie rozbić sobie głowę, niechybnie tak by zrobił.


- Co zaś do majątku - może już i wydałeś jakie rozporządzenia? - kontynuował Krwiopijca. - Piękniutki, bardzo piękny masz mająteczek - słowa złego nie powiem. Ziemia nawet lepsza niż w Gołowliowie: glina z piaseczkiem! No, i masz też kapitał! Przecie ja, braciszku, nic o niczym nie wiem. Wiem tylko, żeś chłopów swoich wydał na wykup, a co i jak - nigdym się tym nie interesował. Ot, nawet dzisiaj - jadę do ciebie i w duchu sobie mówię: brat Paweł pieniądze ma na pewno, a zresztą, myślę sobie, jeśli je ma, to już dawno w tej sprawie wydał jakieś dyspozycje!


Chory odwrócił się do ściany i ciężko wzdychał.


- Nie wydałeś? - to i tym lepiej, mój drogi! Według prawa - to nawet sprawiedliwiej. Toż nie obcym, a swojemu w udziale przypadnie. Ja też jestem już całkiem zgrzybiały - jedna noga w trumnie! a wciąż jeszcze kombinuję: na co mi czyj testament, skoro prawo wkrótce samo rozstrzygnie, co i jak. I przecie jakaż to wyręka, gołąbku! Ni rodzinnych kłótni, żadnych zawiści czy intryg... bo to prawo!


To był jakiś koszmar! Pawłowi Władimiryczowi zwidziało się, że go żywcem pogrzebano, i leży tak skuty w letargu, ani jednym palcem nie może kiwnąć i tylko wysłuchuje, jak Pijawka pastwi się nad jego ciałem.

  Spis treści zbioru
Komentarze (0)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
brak komentarzy
© 2010-2016 by Creative Media
×