Przejdź do komentarzyM. Sałtykow-Ssiedrin - rozdz. VII Bilans - i wypłata/10
Tekst 224 z 253 ze zbioru: Tłumaczenia na nasze
Autor
Gatunekobyczajowe
Formaproza
Data dodania2019-07-17
Poprawność językowa
- brak ocen -
Poziom literacki
- brak ocen -
Wyświetleń1298

- A wiecie, pani, co? - któregoś dnia ni stąd, ni zowąd obwieścił swej *królewnie*. - Już jak nastanie lato, pojedźmy z państwem Liulkinymi jako konpanią*) do mnie, do mojego młyna-s. Weźniemy ze sobą sakwojaż-s (tak nazywał skrzynkę z winem i zakąską) i wykompiemy sie całkiem gołkiem w rzece za obopólną między nami zgodą-s!

- Ależ! nigdy w życiu! - protestowała z oburzeniem Aniusia.

- Dlaczegoż to-s! Najpierw wykompiemy sie, potem troszki sobie chlapniemy, a potem ciutke prokłaże**) i apiać wykompiemy! Przecudownie bendzie!


Nie wiadomo, czy zrealizowała się ta nowa *idea* Kukiszewa, za to wiadomo, iż rok cały trwał jeszcze ten pijany amok, i w tym czasie ani urząd miejski Samowarnowa, ni podobny urząd ziemski nie wykazały najmniejszego zaniepokojenia co do hulanki obu panów. Liulkin zresztą dla pozoru jeździł do Moskwy i, wróciwszy, rozpowiadał, że sprzedał tam na wyrąb swój las, a gdy przypominano mu, że toż przecie sprzedawał go już 4 lata temu, kiedy żył z Cyganką Domaszką, to natychmiast zaprzeczał, wyjaśniając, że wówczas to było uroczysko Drygałowskie, a teraz chodzi o pustkowie Daszkiną Stydobuszkę. Przy czym, dla dodania swym wykrętom wiarygodności dorzucał, iż sprzedane kilka dni temu pustkowie nazwano tak dlatego, bo kiedyś, jeszcze za pańszczyzny, w lesie tym *przyłapano* dziewkę Daszkę i zaraz na miejscu oćwiczono rózgami. Co zaś do Kukiszewa, to ów, dla zamydlenia oczu rozpuszczał pogłoski, jakoby to bez cła przez granicę przemycił w dostawie ołówków drogie polskie koronki i tą operacją-machinacją uzyskał wielce intratne dochody.


Tym niemniej we wrześniu następnego roku komisarz policji samowarnowskiej poprosił Kukiszewa o coś w rodzaju *pożyczki* w wysokości 1000 rubli, a ten miał nierozsądek jemu odmówić. Wówczas ten w swym rozczarowaniu zaczął o czymś poszeptywać z kolegą prokuratora (*Obaj u mnie szampan więcej roku żłopali!* - zeznawał potem w sądzie Kukiszew).


I oto dokładnie 17. września, w rocznicę Kukiszewskich amorów, kiedy wraz z innymi świętował kolejne imieniny Liubusi, przyleciał tam radny miasta i powiadomił rozochoconego kupczyka, że właśnie trwa posiedzenie, i spisywany jest protokół.


- A więc znaleźli *diubiet*? - dosyć rozwlekle zawołał Kukiszew i bez dalszych rozmów udał się w ślad za posłańcem do rady miejskiej, a stamtąd prosto do kryminału - i za kratki.


Następnego dnia w popłoch wpadła także rada powiatu. Zebrali się jej członkowie, posłali do skarbca po kasę, liczyli, przeliczali, lecz, ile by liczydłem nie stukać, w końcu pokazało się, że i tam także *diubiet* wyszedł. Liulkin, naturalnie, też był przy tej rewizji; blady, ponury, ale... wciąż szlachetny! Kiedy *diubiet* został definitywnie i w sposób namacalny wykryty, a członkowie, każdy sam na sam ze sobą, zastanawiali się, jakie to Pustkowie Drygałowskie każdy z nich będzie musiał spieniężyć, aby pokryć to manko, Liulkin podszedł do okna, wyjął z kieszeni rewolwer i od razu strzelił sobie w łeb.


Wiele szumu uczyniło owo wydarzenie w mieście. Osądzano - i porównywano; Liulkina wszyscy żałowali, mówiąc: ten to przynajmniej skończył jak dżentelmen! o Kukiszewie gadano: handlarzem się urodził, i handlarzem zemrze! o Aniusi i Liubusi zaś wprost powiadano, że to *te*, że to wszystko *przez te* i że je również powinni posadzić, aby podobnym dziewkom na przyszłość dać porządną nauczkę.


Śledczy wszak bliźniaczek nie posadził, lecz za to tak nastraszył, że całkiem straciły wszelkie rozeznanie. Oczywiście, znaleźli się tacy, co po przyjacielsku siostrom radzili co cenniejsze rzeczy i kosztowności schować, ale te tylko słuchały i nic z tego nie rozumiały. Dzięki temu adwokat obu pozwów (obie rady - ziemska i miejska - wynajęły jednego obrońcę), bardzo obrotny zresztą człowiek, pod pozorem zabezpieczania dowodów zjawił się w asyście komisarza u obu sióstr i wszystko, co tam znalazł, opisał i opieczętował, do dyspozycji pań pozostawiając jedynie suknie od M-me Minangoix i te srebrne i złote cacka, które, sądząc po wygrawerowanych napisach, były darami zachwyconej publiczności. Liubusia przy tym zdążyła capnąć paczkę pieniędzy, jakie dostała na imieniny - i ukryć je pod gorsetem. W paczce tej było 1000 rubli - wszystko, z czego przez jakiś czas mogły żyć.


...............................................


*) konpanią - (z akcentem na ostatniej sylabie) Kukiszew próbuje mówić *po chrancuzku*;


**) prokłaże - jak wyżej

  Spis treści zbioru
Komentarze (0)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
brak komentarzy
© 2010-2016 by Creative Media
×