Przejdź do komentarzyBez planu cz.11
Tekst 11 z 16 ze zbioru: Powiastka Nr 10
Autor
Gatunekromans
Formaartykuł / esej
Data dodania2019-12-13
Poprawność językowa
- brak ocen -
Poziom literacki
- brak ocen -
Wyświetleń752

Robert już ponad godzinę rzeźbił swoje i tak już muskularne ciało na siłowni w szkółce policyjnej. Doskonale wiedział, że jest atrakcyjny. Płeć przeciwna oglądała się za nim. Zdarzało się, że proponowano mu randkę. Jednak mimo, że łechtało to jego ego, zdecydowanie odmawiał, ponieważ w jego sercu była tylko jedna osoba... Samanta.

Leżał na ławeczce do ćwiczeń i podnosił gryf na który były nałożone ciężary o masie siedemdziesięciu kilogramów. Wyciskał dziewiąte podejście, gdy nagle usłyszał dźwięk sms dochodzący z jego komórki. Ostrożnie odłożył ciężar na uchwyty. Wstał, upił łyk wody. Ujął telefon w drżącą jeszcze dłoń od wysiłku i odczytał wiadomość. Napisała Samanta. Chciała spotkać się, poprosiła aby skontaktował się z nią odnośnie godziny. Długo nie musiał się zastanawiać. Wziął szybki prysznic i ruszył w drogę. Doskonale wiedział gdzie ją teraz zastanie. Był pewien, że aktualnie jak co dzień rano urządzała sobie trening wokół lasu. Do głowy wpadł mu romantyczny pomysł. Podjechał do cukierni pani Relaks. Kobieta była zaskoczona jego tak wczesną obecnością. Zwykle otwierała o dziewiątej, mimo że dochodziła siódma, otworzyła mu sklep z lekkim niesmakiem. Jednak nie potrafiła oprzeć się słowom młodzieńca. Zakupił ulubione rogaliki z budyniem czekoladowym dla swojej ukochanej. Od wczoraj przygotowywał się do tej chwili. W bagażniku miał zakupiony bukiet czerwonych róż, a w schowku auta leżało małe czerwone pudełeczko w kształcie serca. Uśmiechnął się do siebie. Był pewien, że jego niespodzianka wypali.

Nie daleko lasu znajdował się park, a w nim ustawione stoliki z ławkami. Nakrył stolik jasno zielonym obrusem. Na talerzu rozłożył rogaliki. Obok niego stał termos z kawą i szklanki. Kwiaty pięknie dopełniały ekspozycji.

Robert ruszył truchtem w las. Nie musiał daleko biec, ponieważ natknął się na Samantę. Dziewczyna zatrzymała się, wyciągnęła słuchawki z uszu i ucałowała mężczyznę w policzek. Zdziwił się nieco, gdyż zwykle witała jego gorąco całując w usta, lecz szybko porzucił tą pesymistyczną myśl. Postanowił zrealizować plan i zaprowadzić ją do punktu niespodzianki.

Cześć Robercie.

Cześć kochana. Jak widzę ostro trenujesz?

Samanta, aby ukryć zdenerwowanie przeczesała palcami włosy.

Tak. Lubię biegać. Sam wiesz, to świetnie rozkłada emocje.

Rozumiem doskonale. Właśnie wróciłem z siłowni. Muszę dbać o kondycję, która zapewne przyda mi się z racji wykonywanego zawodu w przyszłości. Bo kto będzie łapał złoczyńców jak nie ja? - zapytał z rozbawieniem.

Na twarzy ukochanej pojawił się grymas zamiast uśmiechu.

No tak. - odrzekła krótko.

Zauważył w jej zachowaniu jakiś dziwny dystans. Zwykle tryskała radością, była pełna entuzjazmu, rzucała żartami jak z rękawa. A teraz jest wręcz posępna. Przemierzali drogę w milczeniu. Robert nie wytrzymał i chwycił dłoń kobiety, ale ona natychmiast ją zabrała. Nie przypominał sobie sytuacji w której kiedykolwiek ją uraził. Stwierdził, że być może pokłóciła się z rodzicami. Czasem na nich narzekała, ale kto tego nie robi? Rodzice mają swoje staroświeckie zasady i im młodym nie zawsze to pasuje. Zniecierpliwił się.

Samanto? Zachowujesz się inaczej niż dotychczas.

Ja? - rzuciła nerwowo. - Wydaje ci się.

Nie. - zaprzeczył stanowczo. - Widzę, że ewidentnie coś się wydarzyło?

Robert... Muszę z tobą poważnie porozmawiać.

Doskonale. Chodź ze mną usiądziemy przy tamtym stoliku.

Samanta oniemiała. Robert przygotował śniadanie. To cudowne. Jest taki romantyczny, a ona będzie okrutna. Bała się tej sytuacji. Cierpiała głęboko w sercu. Zasiedli do stołu.

Robercie, to co przygotowałeś tak mnie zachwyca. Jestem głodna jak wilk.

Skosztowała kęs pysznego rogalika. Mężczyzna nalał kawy do szklanek.

Samanto? Mam prośbę, zamknij na chwilę swoje cudowne oczęta.

Zamknąć? - zdziwiła się, ale nie zamierzała protestować.

Robert uchwycił w dłoń kwiaty, a w drugą otwarte czerwone pudełeczko. Ukląkł przed dziewczyną.

Możesz otworzyć oczy.

Samanta na widok klęczącego mężczyzny przysłoniła dłonią usta.

Co ty robisz? - spytała panicznie. Kompletnie rozproszył jej plany.

Ukochana widzę zaskoczenie w twoich oczach. Zdaje sobie sprawę, że spotykamy się dosyć krótko, ale jesteśmy dorośli i decydujemy sami o sobie. - odchrząknął. - Ja Robert.. jestem świadom tej decyzji i proszę ciebie Samanto Window o rękę.

Dziewczyna wpadła w popłoch. Wstała i odsunęła od niego.

Robert ja nie mogę. Nie jestem gotowa. Nie chcę tego kroku. Nie jesteś dla mnie odpowiedni.

Mężczyzna zdenerwował się.

Nie jestem dla ciebie odpowiedni?! Co ty pleciesz? Jesteśmy dla siebie stworzeni. Kocham Cię!

Samancie trudno było ustać na nogach. Mimo rozmowy z Emily nie umieła żyć w ten sposób. To co zamierzała zrobić zniszczy ich oboje, ale nie mogła ciągnąć tego dłużej. Wiedziała, że gdyby Robert dowiedział się o gwałcie, to i tak by ją rzucił. Dlatego ona postanowiła rozstać się z nim pierwsza mimo ogromnego cierpienia.

Ostatnio dużo myslałam o nas.... I zrozumiałam, że ten związek nie ma szans. Z nikim nie chcę się wiązać. Chcę być sama.

Jak to sama?

Postanowiłam już. Zrywam z tobą. To koniec. Wybacz mi.

Wybaczyć?! To ja się tak starałem! Tak bardzo dbałem o ciebie. Dobrze! Skoro tak chcesz, to niech tak będzie. Po twojemu. Znajdę sobie kogoś innego. Ofert mi nie brakuje. Widocznie nie jesteś mnie warta. Kiedyś przekonasz się, że popełniłaś duży błąd!

Wykrzyczał i odszedł zostawiając na stole kwiaty i pierścionek. Samanta chwyciła podarunki, których wczesnie nie przyjęła i pobiegła przed siebie. Łzy zasłaniały jej świat. Znalazła się przy swojej kryjówce. Weszła do groty, zapaliła latarkę i usiadła na drewnianej skrzyni. Kwiaty zgubiła gdzieś po drodze. Z kieszeni bluzy wyjęła czerwone pudełeczko. Ostrożnie otworzyła je. W środku znajdował się pierścionek zareczynowy ozdobiony maleńkim zielonym szmaragdem, a po jego bokach przyczepione do niego diamentowe trójkąciki.

Taki piękny. - szepnęła do siebie. Po chwili skumulowała się w niej złość. - Ty draniu! - wykrzyczała myśląc o gwałcicielu. Echo rozniosło się po grocie. - Zniszczyłeś moje życie! Zhańbiłeś mnie! Pozbawiłeś szczęśliwego związku. Właśnie dziś miałam stać się narzeczoną Roberta! Ty chamie! Nienawidzę ciebie! Chodzisz sobie wolno jak ptak. A ja? - zaśmiała się histerycznie. - Ja się czuję jak ptak, ale schwytany w sidła i wetknięty do klatki! - rozpłąkała się. Emanowała w niej taka wściekłość, że nie wiedziała co ze sobą zrobić. Właśnie zakończyła piękną miłość, która ledwie się zaczęła. Za to była szczera i prawdziwa. Przez tego zwyrodnialca musiała poświęcić swoje marzenia o pięknej sukni ślubnej, o zostaniu panną młodą. Nie raz wyobrażała sobie ceremonię ślubną z Robertem. On jest taki dobry, szlchetny, kochany. Jednak była zmuszona to wszystko porzucić. Pozwoliła mu odejść wbrew swojej woli. Uznala, że dobrze postąpiła. Robert pogodzi sie w końcu z ich rozstaniem i znajdzie jakąś szczęściarę, której odda sowje serce. A ona? Jest skazana na nieszczęście. Na życie przepełnione nienawiścią i samotnością. Postanowiła nie wiązać się z żadnym facetem. W jej sercu jest miejsce tylko dla Roberta. Nikt tego miejsca nie zajmie. Nikomu nie pozwoli się zbliżyć.

Koniec z facetami!!!! - wrzasnęła.

Po dłuższej chwili ogarnął ją spokój. Odzyskała siły na tyle, by wrócić do domu. Wstała i pobiegła w jego kierunku ściskając w dłoni czerwone serduszko.


Zrozpaczony młody mężczyzna zaparkował swoje auto w garażu pod domem. Długo siedział w fotelu milcząc i ściskając kierownicę. Złość, flustracja, zranione serce powodowało jego bezsilność. W drodze do domu kupił litr wiskhy, tylko w taki sposób mógł i chciał przeżyć ten straszny dzień. Łyk za łykiem. Gardło paliło żywym ogniem, ale nie przejmował się tym. Chciał bólem fizycznym zniszczyć ból serca. Niestety z każdym łykiem było gorzej. Wytoczył się z auta trzymając w dłoni mocny trunek. Zrobił zamach i rzucił nim o ściane. Butelka rozbiła się w drobny mak, a krople alkoholu obryzgały przód samochodu. Mężczyzna oparł się dłońmi o maskę i zwiesił głowę. Czół się tak jak wtedy, gdy za dzieciaka oberwał manto od ojca za palenie skręta.

W takim stanie zastał go John Window. Idąc do garażu przyjaciela usłyszał trzask rozbijanej butelki. Natychmiast wbiegł do środka. Bał się, że napadnięto Roberta. Mylił się całe szczęście. Od razu zauważył, że kumpel jest rozdarty emocjonalnie i w sekundzie go przejrzał. Był pewny na sto procent, że pokłócił się z Samantą. Podszedł do niego i położył mu dłoń na ramieniu. Mężczyzna odwrócił się, a gdy jego ujrzał rzucił mu się w ramiona i płakał jak dziecko. John nie rzekł ani słowa. Tulił przyjaciela i czekał, aż się uspokoi. Po kilku chwilach Robert wypuścił go z objęć i usiadł na masce auta.

Uffff. Chłopie. Dawno ciebie taiego nie widziałem. Domyślam się, że to przez kobietę? Czuć od ciebie alkohol. Piłeś. Mam rację? - Robert kiwnął głową. - Jak się domyślam do twojego stanu doprowadziła ciebie moja siostra Samanta? - znów potwierdził w ten sam sposób. - W takim razie teraz na spokojnie opowiedz mi co się między wami wydarzyło? Bo na pewno jest to coś poważnego.

Robert wyprostował się i wsadził dłonie do kieszeni spodni i westchnął ciężko.

John. Powiedz mi, czy jest na świecie mężczyzna, który rozumie kobiety?

Obawiam się, że nie ma takiego delikwenta. - zaśmiał się.

No to szkoda. Przydał by mi się teraz ktoś taki. A może ty mi powiesz dlaczego Samanta bez konkretnego powodu zerwała ze mną, gdy się jej oświadczałem?

Pytanie przyjaciela postawiło Johna w osłupienie.

Że co? Jakie zerwanie? Jakie zaręczyny?

Tak, to prawda. Chciałem dzielić z nią życie.

Robercie, nawet nie wiesz jak mi przykro i niezręcznie jest teraz. Faktycznie na początku byłem przeciwny waszemu związkowi, ale jesteś moim przyjacielem. Znam ciebie na tyle dobrze i wiem, że z całą pewnością nie skrzywdziłbyś mojej siostry. Cieszyłbym się z waszych zaręczyn. Mówie szczerze. Zaskoczyłeś mnie tą wiadomością, że Samanta zerwała z tobą w tak ważnym dla kobiet momencie. Była zapatrzona w ciebie. Nic z tego nie rozumiem.

No właśnie. Również widziłem w niej pałającą miłość do mnie.

No dobrze. - rzekł John. - Przydało by się temu bliżej przyjrzeć. Podumajmy nad tym nie tylko jako bliskie osoby, ale także jako przyszli policjanci. Potraktujemy tą sytuacje między wami jako naszą pierwszą sprawę.

Doskonały pomysł. Dziękuję, że angażujesz się, aby mi pomóc.

Nie ma sprawy stary. - John klepnął przyjaciela w ramię. - Tak więc wiemy, że łączyła was ogromna miłośc. Zgadza się?

Dokładnie tak. - odparł Robert.

Co dokładnie powiedziała tobie Samanta?

Wspomniała coś na temat tego, że nie jest gotowa na poważny związek.

To dosyć dziwne. Nie sądzisz? Co raptem zmieniło jej uczucia? Rodzice na pewno poparli by wasze zaręczyny. Nie stawiali by oporu. Tak więc wnioskuję, że problem leży gdzie indziej.

No tak, tylko gdzie?

Hmm... Jaki kolwiek facet nie wchodzi w grę, ponieważ Samanta jak kocha to do grobowej...

Wcześniej byłem zaślepiony gniewem, ale w czasie tej rozmowy uswiadomiłem sobie, że Samanta musi się z czymś zmagać i ukrywa to. Musimy znaleźć osobe pośrednią, taką co zna Samante, jej życie, marzenia.

Czyli przyjaciółkę?

Obaj zamilkli na chwilę skupiając się nad rozwiązaniem. W tym samym momencie wykrzyknęli jedno imię.

Emily Foster!

Uradowani przybili sobię piątkę.

Nareszcie postęp. - rzekł rozchmurzony Robert.

No przyjacielu, mówiłem że trzeba podejść do sprawy profesjonalnie jak prawdziwy policjant. Będziemy dobrymi partnerami.

Aby uczcić nowy pomysł otworzyli sobie piwa i zrobili męski wieczór.


Emily Foster ubrana w dresy, postanowiła uprawiać sport. Może zbyt mocno powiedziane. W jej błogosławionym stanie trzeba kategorycznie uważać na siebie więc tym razem zamiast spaceru wybrała jogę. Siedząc na macie oparła ręce do tyłu, wygięła się lekko do przodu miarowo oddychając. Kontem oka co raz sprawdzała co robi jej mała siostrzyczka. Annabel poprzez jej pasję zainteresowała się cukiernictwem. Tak więc zakupiła jej podstawowe dziecięce przyrządy do tegoż kierunku. Z uśmiechem patrzyła na nią jak piecze niby ciasto przykładowy sernik z piernikami dla swoich lalek i pluszaków. Jej uwagę przykuły dwie postacie. Co prawda byli daleko, ale już na pierwszy rzut oka poznała, że byli to mężczyźni. W zasadzie nie było by nic w tym dziwnego bo ludzi było sporo w paru, gdyby nie to, że kierowali się ku niej. Usiadła wygodniej, by baczniej się im przyjrzeć. Podeszli bliżej. Od razu poznała ich twarze. Byli to John Window i Robert – chłopak Samanty. Mężczyźni przysiedli sie do niej.

Dzień dobry pani Foster. Mamy nadzieję, że nie przeszkadzamy zbytnio?

Nie. Absolutnie. - uśmiechnęła się. - Tylko zastanawia mnie i dziwi to, dlaczego podeszliście do mnie?

John odezwał się pierwszy.

Właściwie trochę krępujemy się, ponieważ przyszliśmy z dosyć delikatnym tematem.

Delikatnym? - powtórzyła. - Opowiadajcie jestem dobra w `delikatnych temetach`.

Mężczyźni spojrzeli na siebie zdezorientowani. Emily bawił fakt, że zawstydziła młodzieńców.

Żartuję. - roześmiała się. - Opowiadajcie w czym moge pomóc? Może przyszliście złożyc zamówienie cukiernicze? Zgadłam? Mam rację?

Otóż tym razem nie.

Zaskoczona Emily uniosła brew.

W takim razie milczę. Kompletnie nie wiem o co chodzi.

John spojrzał na nią otwarcie i rzekł.

Chodzi o Samantę.

Emily poczuła ciepło rozchodzące się po żołądku.

Nie rozumiem, a co z nią?

Z pewną odwagą w rozmowę wbił się Robert.

Pani Foster. Jest pani moja ostatnią nadzieją.

Ostatnią nadzieją? Nie straszcie mnie. Mówcie mi natychmiast o co chodzi? - uniosła ton głosu.

Proszę się nie niepokoić. Już wszystko tłumaczę. Zapewne wie pani, że z Samantą tworzymy parę?

Tak. Samanta wspominała mi o tym.

To dobrze więc mogę kontynuować dalej. Hmm... Odpowie mi pani jeszcze na kilka pytań?

Pewnie. Pytaj o co chcesz.

Otóż. Czy Samanta skarżyła się na mnie ostatnio?

Nie. W żadnym wypadku. Wydawała się szczęśliwa.

Muszę pani coś powiedzieć. Wczoraj rano spotkałem się z nią w parku.

No i? - ponagliła.

W zasadzie zaaranżowałem zaręczyny i Samanta odmówiła mi.... - powiedział smutno.

Emily w jednej chwili uświadomiła sobie, że ci chłopcy przyszli szukać przyczyny odmowy zaręczyn, a ona jedyna mogła wiedzieć co się stało. Tylko, że była związana przysięgą tajemnicy złożonej dla przyjaciółki. Bo z resztą jak miała im powiedzieć, że Samanta została skrzywdzona i taki sam sekret ona nosi w sercu? Miała w głowie pęd myśli. Nie wiedziała jak z tego wybrnąć. Odchrząknęła głośno.

Bardzo mi przykro, ale kompletnie nie rozumiem jej zachowania. - skłamała. - Zdawała mi się zadowolona z życia.

Robert czuł się zrezygnowany.

No włąśnie. Powiedziała mi, że nie jest gotowa na małżeństwo.....

Cóż... Może tak jest? - rzekła niepewnie.

Jej telefon głośno zawibrował. Nie patrząc kto dzwoni odebrała połączenie.

Emily nie daj nic po sobie poznać, że rozmawiasz ze mna. Stoję parę metrów dalej w zasięgu twego wzroku.

Od razu rozpoznała zciszony głos kobiecy. To była Samanta.

Halo. Tak, Emily Foster. W czym mogę pomóc? - faktycznie dziewczyna wyglądała zza drzewa.

Świetnie Emily. Domyślam się, że chłopaki ciebie maglują?

Tak. Owszem.

Spotkamy się?

Nie ma sprawy. Mogę być w umówionym miejscu za parę minut.

Super. Wyślę ci adres.

Uhm.. Do widzenia. Chłopcy mam ważne zamówienie. Muszę natychmiast spotkać się z klientem.

Mężczyźni wstali.

Rozumiemy. Przepraszamy, że zakłócilismy pani spokój.

Nie ma sprawy. Do zobaczenia.

Mężczyźni pożegnali się. Emily mogła w końcu odetchnąć. Telefon Samanty uratował ją od niewygodnych pytań. Samanta wysłała adres posesji Emily. Przyszła mama uśmiechnęła się i pojechała w tym kierunku. Zastała dziewczynę siedzącą na schodach tarasu wyraźnie posmutniałą. Emily od razu poznała, że ma udręczoną duszę. Przeszła obok niej mówiąć:

Wejdź głupolku.

Natychmiast ruszyła za nią. Obie rozgościły się w salonie. Annabel pobiegła do swojego pieska. Patrzyły na siebie dziwnym wzrokiem każda miała do drugiej wiele pytań. Emily postanwiła uciąć to milczenie.

I coś ty narobiła? - rzekła z nie ukrywaną krytyką.

Samanta westchnęła ciężko.

Weś..... wiesz, że musiałam z nim zerwać...

Gówno prawda! - zareagowała ostrzej. - Nic nie musiałaś. Jedyne co powinnaś zrobić, to przyjąć zaręczyny. - rzachnęła się.

Co? Przyjąć zaręczyny? Zwariowałaś?

Ja zwariowałam?! Wiem co ciebie spotkało, ale to nie koniec świata. Trzeba żyć dalej. Dlaczego nie chcesz być szczęśliwa? Popatrz. Ja jestem w ciąży z tym draniem. Przez niego pokłóciłam się z Garrettem, na szczęście wróciliśmy do siebie. A ty? Dlaczego zaprzepaszczasz swoją przyszłość?

Co ty gadasz? - wściekła się Samanta. - Cierpie! Nie widzisz tego? Robert mnie nie zechce! Nigdy po tym co mi zrobił ten diabeł. A tak wogule od kiedy jesteś z Garrettem? I skąd macie psa?

No właśnie.. Gdybyś nie zamykała się od ludzi w swoim kokonie nienawiści i odwiedziła mnie, to wiedziałabyś wszystko. Postawiłaś mnie w bardzo niezręcznej sytuacji. Nie moge kłamać w żywe oczy twojemu bratu i chłopakowi. Zobacz. Garrett w końcu przejrzał na oczy, chce być ze mną. Zna moją sytuację. Jestem pewna, że Robert również jest takim typem faceta. Wścieknie się, ale zaakceptuje twój problem. Wesprze, ponieważ mocno ciebie kocha durniu mały.

Samanta podbiegła do przyjaciółki, a ta zamknęła ją w swoich ramionach. Tuliła i kołysała jak dziecko.

Samanto. - rzekła spokojniej. - Uważam, że powinnaś zdradzić swoją tajemnicę ukochanemu. To naprawdę ci pomoże uporać się z tym okrócieństwem, które ciebie spotkało. Może na początku Robert zdenerwuje się, ale nie na ciebie tylko na tego bandytę. Przezwyciężycie wszystko bo widzę w was ogromne uczucie. Pozwalasz sercu cierpieć samotnie, ale pamiętaj że ten organ składa się jak jabłko, z dwóch połówek. Moim zdaniem ten ciężki okres nie powinnaś przechodzić sama. Zastanów się. Jeszcze nie wszystko stracone. Pozwól szczęściu zakwitnąć, niepoddawaj się. O życie trzeba walczyć. Zapierać się nogami, aby nie upaść. Obiecaj, że pomyśisz nad tym?

Samanta uspokoiła się, otarła łzy.

Masz rację. Muszę coś z tym zrobić. Jest mi ogromnie ciężko....

Emily pogładziła ją po policzku.

Rozumiem ciebie jak nikt inny. Pamiętaj o tym.

Jesteś najcudowniejszą przyjaciółką na ziemi.

A to się zgadza w najdrobniejszych szczegółach. - roześmiała się. - A teraz przestań mi tu beczeć i wyjmij sernik z lodówki, pokrój na talerz, a ja w tym czasie zaparzę kawę.

Umocniona emocjonalenie Samanta posłuchała się przyjaciółki i po chwili rozkoszowały się ciastem.

Nie ma nic tak dobrego jak słodkości na smutki.

Emily uśmiechnęła się, konsumując smakołyk odrzekła.

Amen.


Promyki słońca zaglądały na poduszkę śpiącej Annabel, gdy poczuła ich ciepło od razu otworzyła oczy. Spojrzała na swoją ulubioną piżamę w serduszka w którą była ubrana. Uśmiechnęła się i zeskoczyła z łóżka. Wybiegła z pokoju i po chwili znalazła się w pod kołdrą Emily. Kobieta nie spała już od pół godziny, udawała zaś chrapiąc głośno, że jest pogrążona w głębokim śnie. Taki był codzienny rytuał. Jej mała siostra budziła ja łąskotkami. Uwielbiała te chwile, takie ciepłe, beztroskie, rdzinne.. Annabel połaskotała ja w szyję. Emily posłała jej zaczepny uśmiech, przytuliła małą i zaczęłła ją łaskotać po brzuszku. Dziewczynka nie mogła wytrzymać, tak się śmiała w głos, że echo rozniosło się po pokoju.

Emily błagam przestań! - krzyczała śmiejąc się. - Nie moge już. Zrobie zaraz siusiu!!!!

Emily postawiła siostrę na podłogę.

No to leć. Ja wyjmę drożdżówkę i zrobię kakao.

Po nie długim czasie zajadały ze smakiem śniadanie.

Emily? Co będziemy dzisiaj robiły?

Kobieta przełknęła kęs bułeczki.

Wybierzemy sie do marketu.

Hurraaa! Naprawdę?

Tak, przecież mówię.

Fajnie. To ja idę się przebrać. - zeskoczyła z krzesła.

Hola, hola. Najpierw proszę dokończyć śniadanie.

Dziewczynka lekko nachmurzyła się.

No doooobraaa.


Emily zaparkowała przed marketem, wzięła wózek i weszła z małą do środka. Annabel natychmiast ruszyła między regały. Emily znalazła ją w dziale zabawek rzecz jasna.

Emily kup mi proszę tego różowego jednorżca.

Emily spojrzała na cenę, która nieco ją zdziwiła, że taki mały pluszak jest, aż tak drogi.

Annabel, on jest zbyt drogi.

Dziewczynka posmutniała, a jej oczy napełniły się łzami. Kobiecie zrobiło się jej żal.

Kochanie nie smuć się. No dobrze. Kupimy pluszaka, ale w zamian pomożesz mi szukać produktów na ciasto. Zgoda?

Dziewczynka z jednorożcem w dłoniach z radości podskoczyła do góry.

Super! No to chodźmy!

Po nie długim czasie obie znalazły się przy kasie. Emily wyjęła cały towar z wózka na taśmę.

Dzień dobry. Witamy w naszym markecie.

Dzień dobry. - odrzekła uprzejmie Emily. - Lubię wasz sklep. Jest tu dobre zaopatrzenie i nawet nie drogo. - uśmiechnęła się.

Ekspedientka przyglądała się jej uważnie.

Przepraszam. - zagadnęła. - Nie pamiętam skąd, ale kojarzę panią.

Emily roześmiała się.

No pewnie, że pani mnie kojarzy, przecież często robię tutaj zakupy.

Uhm... - zamyśliła się sprzedawczyni. - Nie.. to nie to... Już wiem. To pani prowadzi lekcje wypieków.

A, tak. To prawda.

Może przedstwię się. - wyciągnęła do niej dłoń. - Jestem Rebeca Marley, a z tyłu za mną obsługuje Margo Adams. Zapisałyśmy się na dzisiejszą lekcję wypieków.

To wspaniale. Miło mi was poznać. Będę na was czekała o szesnastej.

Cudownie. Do zobaczenia. - rzekła Rebeca wręczając paragon Emily.



Witam moją drugą grupę na pierwszej lekcji wypieków! - rozległy się brawa. - Mam nadzieję, że te trzy godziny miną nam w miłej atmosferze. Wspomnę tylko tak jak dla pierwszej grupy, że na koniec kursu odbędzie sie konkurs, gdzie główną nagrodą będzie praca przy moim boku, gdyż planuje otworzyć własną cukiernię.

Kobiety zaczęły szemrać między soba z uśmiechami na twarzach.

No dobrze. - klasnęła dłońmi Emily. - Tradycyjnie prosiłabym panie abyście się przedstawiły; przecież wszystkie musimy się zapoznać. - dodała posyłając im uśmiech. - Może zaczniemy od mojej prawej strony.

Mam na imię Angelina Turner. Mam czterdzieści siedem lat i jestem bibliotekarką. Niestety wdowa od pięciu lat.

Emily jak i pozostałym kobietom zrobiło się smutno.

Przykro nam pani Angelino. Mam nadzieję, że lekcje z nami wniosą do pani życia choć odrobinę radości.

Dziękuję, wręcz jestem tego pewna.

Proszę dalej. - ponagliła kolejną osobę.

Margo Adams, dwadzieścia pięć lat. Obok mnie stoi Rebeca Marley, dwadzieścia osiem lat. Obie pracujemy w tutejszym markecie.

Miło mi ponownie was widzieć. Kto następny?

Clara Robinson, księgowa w banku. Lat pięćdziesiąt pięć. Mam dorosłe dwie córki i jednego dwuletniego wnuczka, Mike.

Emily wskazała ostatnią osobę.

Sophie Parker, florystka, lat trzydzieści osiem. Mama pięcioletniego Brodiego.

Doskonale. Miło mi was wszystkie poznać. Zapytam tak przy okazji. - zwróciła się do Sophie. - Czy prowadza pani Brodiego do przedszkola? Pytam, ponieważ mam siostrę w tym samym wieku.

Tak. Przedszkole nazywa sie `Promyczek`, znajduje się nie daleko banku. Umówię panią z przedszkolanką.

Super. Jestem pani bardzo wdzięczna. W związku z tym, że zaczęłam prowadzić kursy. Jest mi troszkę trudno pogodzić pracę z opieką nad siostrą. Dlatego przedszkole było by najlepszym rozwiązaniem dla nas obu. Ok. Tą sprawę mam załatwioną. - uśmiechnęła się do florystki. - Może zaczniemy już lekcję wypieków, bo czas goni...

Na stołach macie przygotowane składniki, obok nich leży przepis. Zapoznajcie się z nim.



Przeczytam głośno składniki:

`Ciasto 3 Bit`


Na biszkopt składa się:


6 jaj

1 szklanka cukru

1 łyżka wody

2 łyżki oleju

1 szklanka mąki pszennej

1 łyżeczka proszku do pieczenia

2 łyżki kako


Najpierw zabierzemy się za zrobienie biszkoptu, aby wam było łatwiej. Potem zajmiemy się masą. Tak więc do dzieła!

Do miski wsypujemy suche składniki. Do drugiej wbijamy jajka, miksujemy je z cukrem. Następnie dodajemy olej, wodę i mąkę wymieszaną z proszkiem do pieczenia i kakao.

Gdy kobiety ukręciły biszkopt, wstawiły do piekarnika na 30 minut w temp. 180 stopni.

Po wyjęciu z piekarnika i ostudzeniu biszkoptów, Emily oglądnęła każdy z osobna.

Widzę drogie panie, że macie dobrą rękę do wypieków. - pochwaliła swoje uczennice. - Biszkopt jest takim wytworem cukierniczym dosyć kapryśnym do upieczenia. Dla początkujących nawet często wychodzi zakalec, a tu takie miłe zaskoczenie. Doskonale wam poszło. Dobrze więc jedziemy z koksem. - w kuchni rozległ się chóralny śmiech. - Zabieramy sie za masę:


Na masę składa się:


1 kostka masła

1 puszka masy kajmakowej


Dodatkowo :


6 małych paczek herbatników

dżem porzeczkowy

szklanka mleka


Do miski wrzucamy masło, rozcieramy je i dodajemy po łyżce masy kajmakowej. Czy wszystko gotowe? - dziewczyny potwierdziły. - W takim razie została najprzyjemniejsze. Przekładanie.

Mianowicie należy przekroić ciasto wzdłóż. Macie do tego ospowiednią cukierniczą piłę w której nóż zastepuje drucik. Tnie ona na równe części także nie bójcie się, że wyjdzie wam krzywo. Spód proszę posmarować dżemem. Na to wyłożyć herbatniki uprzednio namoczone w mleku. Następnie wyłożyć część masy i rozłożyć ponownie herbatniki. Na to masa, potem biszkopt. Wierzch smarujemy cienko reszką masy i posypujemy pokruszonymi ciastkami.

Wszytsko na ten temat ciasto zrobione.

Ale to proste ciasto! - wykrzynęła radośnie Sophie.

Dokładnie. - odrzekła Emily. - Proste i bardzo smaczne. Pokroję jedną blachę, zjemy po kawałku do kawy.

Kobiety wiwatowały radośnie.

  Spis treści zbioru
Komentarze (0)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
brak komentarzy
© 2010-2016 by Creative Media
×