Autor | |
Gatunek | historyczne |
Forma | proza |
Data dodania | 2020-05-20 |
Poprawność językowa | - brak ocen - |
Poziom literacki | - brak ocen - |
Wyświetleń | 1074 |
W nocy spałem źle i obudziłem się już o 5:00. Odsłoniłem firankę. Nad szczecińskim portem wisiała liliowa mgiełka. Słońce już wstało. Nie czuło się jeszcze gorąca, ale dzień zapowiadał się wspaniały. Wysunąłem głowę przez iluminator. Na nabrzeżu przy naszym trapie stał wermachtowiec z automatem. Co to ma znaczyć? Wcześniej nigdy tego nie było. Po co on tam stoi?
*A czort z nim. Skoro go postawili, to tak ma być. To przecież wojna...* - pomyślałem i zacząłem się ubierać.
Całe ciało miałem wilgotne od potu. Wsunąłem głowę pod strumień zimnej wody w umywalce, i poczułem się trochę lepiej. Natarłem się mokrym ręcznikiem, wyżąłem go, wypłukałem pod kranem i znowu nim natarłem, i po chwili było już w miarę dobrze. Wdziałem koszulkę i wzułem oficerki. Nade mną w kajucie kapitana posłyszałem kroki, a więc on wstał również. Kończyłem się golić, kiedy usłyszałem jego zdenerwowany krzyk:
- Jurka, szybko! Chodź do mnie i po drodze wezwij starszego mechanika!
Po samej intonacji jego głosu zrozumiałem, że coś się stało. Po drodze wpadłem do naszego *dziadka*, Georgija Aleksandrowicza Dołżenko, wołając:
- Pilnie do starego! - i skacząc przez stopnie trapu, wbiegłem do kajuty kapitana.
Iwan Iwanowicz w kompletnej konsternacji stał na środku w kapciach, z jednym namydlonym policzkiem, w dłoni trzymając cały w pianie pędzel do golenia. Z głośników nabrzeża i z wielkiego z zielonym okiem radiodbiornika naszego kapitana dobiegały jakieś histeryczne wrzaski.
- To orędzie do narodu Hitlera. Wojna ze Związkiem Radzieckim, panowie.
Kapitan świetnie mówił po niemiecku, lecz to wszystko brzmiało tak niedorzecznie, że wraz z *dziadkiem* obaj jednocześnie zawołaliśmy:
- Wojna z nami?! To niemożliwe! Coś pan pomylił chyba!
- Nie. Przedtem Furher takich zwrotów i wyrażeń wobec nas nigdy nie używał. To wojna! Szybko! Grigoriju Aleksandrowiczu, tu są dokumenty. Nie mogą wpaść w ręce Niemców. Natychmiast spal to w piecu!
Kapitan wsunął mu spory plik, a ten przycisnął to wszystko do piersi i migiem rzucił się po schodach na dół do kotłowni.
Wojna! Nie mieściło to się w głowie. Od września 1939 r. często słyszeliśmy to słowo, sami go używaliśmy każdego dnia, czytaliśmy o niej w codziennych doniesieniach w gazecie i słyszeliśmy w radiu. Jaka jest naprawdę? I co teraz z nami będzie? Co się stanie z Lidusią, z naszym synkiem, mamą, z Leningradem? Jak sobie tam poradzą?? Kapitan mówił właśnie, że Hitler przed chwilą powiadomił świat, że Niemcy już zbombardowali nasze miasta...
- Wojna, panowie! - znowu powtórzył Iwan Iwanowicz. - Ten z przedziałkiem wariat z wąsikiem grozi zniszczeniem Armii Czerwonej w ciągu trzech miesięcy i klnie się, że skończy z czerwoną Rosją po wsze czasy. Zobaczymy!
Ze szczekaczek nadal dobiegały wrzaski Furhera, ale przestało nas to interesować. To najważniejsze złowrogie słowo *wojna* właśnie zostało wypowiedziane.