Przejdź do komentarzyPrzemiany 9/10
Tekst 9 z 9 ze zbioru: Przemiany
Autor
Gatunekfantasy / SF
Formaproza
Data dodania2021-07-26
Poprawność językowa
- brak ocen -
Poziom literacki
- brak ocen -
Wyświetleń494

- Czy taką królową chcesz mieć - pytam Azazela. 

- Jeśli mówisz o nas i naszym związku. To tak 

- Mówię o tym, co mnie czeka, o tym, co czeka nas wszystkich. 

- Mam wątpliwości. 

- Jakie? 

- Czy będziesz miała czas na naszą miłość. 

- Mówię poważnie. Jakie? 

- Po co ci ta władza? Czy tak nam nie jest lepiej. Mamy siebie i naszych przyjaciół. A teraz, gdy tak wiele już się wyjaśniło, to i my możemy mieć spokój. A to lepsze niż ciągła walka o wszystko. 

Bo po cóż tobie ten cały Gabriel??? 

- Tu cię mam - pomyślałam. Żebyś wiedział, że się nie mylisz. Też się go boję. Też boję się siebie. Też boję się o nas. Ale to z władzą nie ma nic wspólnego. 

- Azazelu - pomyślę jeszcze raz o tym wszystkim - starałam się go uspokoić. 

- Dobrze moja najdroższa. 

Wiedziałam już. Na ich pomoc liczyć nie mogę. Bo cóż mogą zrobić, gdy nawet tutaj odczuwam działanie niektórych swoich hormonów i to nie tych, których działania oczekuję. Oni mogą być przy mnie, pomagać mi, wiernie podporządkować się moim rozkazom, ale na to, bym mądrze rządziła, na to nic poradzić nie mogą. To ja sama muszę zwalczyć w sobie wszystko to, co oddala mnie od misji, lub jeśli tego nie zrobię, muszę z tej misji zrezygnować. Lecz kto uratuje mnie od samej siebie. Kto uspokoi we mnie kobietę, która tak nagle się odezwała i rujnuje wszystko, co osiągnęła dziewczyna wierząca w szczerość i trwałość swoich uczuć. Czy Azazel potrafi to zrobić, czy tym razem diabeł przegra z archaniołem. Boże uratuj mnie i nie karz mi to samej robić, bo przecież chcesz mi ofiarować Niebo a straszysz Piekłem z ziemskich opowieści.

- Co ty ze mną wyprawiasz!? - stałam niczym zamurowana wpatrując się w Gabriela, który jakby od niechcenia, bezczelnie przeciągał się prezentując jednocześnie swój zupełnie odsłonięty tors. 

- Co ty ze mną wyprawiasz! - Powtórzyłam raz jeszcze, ale już z mniejszym impetem. 

-Chciałaś bym się zmienił. Zrobiłem to. 

- Chciałam byś znormalniał a ty zgłupiałeś zupełnie i zachowujesz się, jak nastolatek. To archaniołowi nie przystoi. 

- A od kiedy ty jesteś nagle taką specjalistką od zachowań nieśmiertelnych? 

- Od chwili, gdy zrozumiałam, że tobie nic się w tej twojej głowie nie polepszyło. 

- Nie wiem, co zmieniłem w swojej głowie, ale wiem co zmieniłem w twojej. Drżysz jak podlotka. Czy tak zachowuję się przyszła władczyni. 

- Dlaczego próbujesz zniszczyć moje szczęście? - błagalnie szeptałam patrząc w jego ciemnobrązowe oczy. 

- Niczego nie niszczę. Ja buduję. 

- Niszczysz mnie. Proszę, przestań, takich jak ja, są tutaj miliardy. 

- Takich, jak ty jesteś jedna. 

- Nie odpuścisz mi? 

- Nie! 

Drżałam rzeczywiście. Inaczej niż przy Azazelu. Bardziej. I chciałam uciekać i pragnęłam zostać. I oblewałam się rumieńcem na myśl o nas dwojgu i bladłam zupełnie oszołomiona swoją bezradnością. I nie wiedziałam już zupełnie, czy chcę wracać, czy też, by już teraz Gabriel porwał mnie do siebie i niech się stanie to, co i tak stać się musi. 

- Lecimy - zdecydowałam.

Rozbieraliśmy się w biegu. Gabriel nim poprosił mnie o to był już w moich objęciach i po chwili wszystkie jego uszkodzenia były naprawione. Nim też zdążył nacieszyć się dopiero co odzyskaną męskością, już pieścił mnie całował ze wszystkich sił. Jego twarde mięśnie napinały się do granic, by po chwili jego uścisk mógł zelżeć. Nie mogąc złapać normalnego oddechu, dyszałam ciężko. Byłam szczęśliwa. Byłam spełniona. I po raz drugi i po wielekroć, aż zapadłam wreszcie w błogi spokój. 

Patrzeliśmy na siebie. Dwójka grzeszników. Nie zważając przecież na rozliczne konsekwencje, daliśmy sobie to, o czym od tak dawna marzyliśmy. Droczyłam się z nim a i on udawał, że nie interesuję go zupełnie. Ale to były z naszej strony kłamstwa. Wiedzieliśmy, że wystarczyło jedno spojrzenie, którym kiedyś się obdarzyliśmy, by wszystko, co miało później nastąpić, musiało się wydarzyć. Już nie czułam się winna wobec nikogo. A najważniejsze, nie czułam się winna wobec siebie. Gdybym wystraszała się się swoich marzeń i uciekła, to teraz winiła bym siebie za ten brak odwagi. A tak płonę i spalam się w tym szczęściu. Tylko głupiec myśli, że uczucia można zaplanować. Nic z tych rzeczy. Wystarczy nieraz jedna chwila, by wszystko, co do tej pory cieszyło nas, po jej upływie zniknęło bezpowrotnie. I niczego wtedy nie można logicznie wyjaśnić. I niczego wtedy nie trzeba logicznie wyjaśniać. 

- I co im powiemy? - spytałam jednak 

- Nie powiemy im nic. Niech to pozostanie naszą tajemnicą. 

- Dlaczego. Tak bardzo przecież chcę być z nas dumna. 

- I będziesz, ale później. 

Te jego słowa zmroziły mnie dość mocno. Dlaczego nie chce, by świat się o nas dowiedział, by Niebo wiedziało? Czy wstydzi się mnie? 

- Nic z tych rzeczy - przerwał moje myśli, jakby w nich czytając. 

- Nigdy nie byłem bardziej dumny, niż teraz. Ale, jeśli ktoś o niej się dowie to, ta nasza niespodziewana miłość zniszczy ciebie. Zerwiesz wszystkie więzi, które łączą cię z obu Krainami. Zranisz wszystkich i już nigdy nie odzyskasz ich miłości do siebie. Zamiast radości, w twojej wieczności zagości koszmar. Prawie już uśmierciliśmy Azazela, bo jeśli dowie się o nas, może nie przetrwać. Jego duma nie pozwoli mu nadal żyć. Czy tego chcesz.? 

- Nie. Ja go przecież kocham. 

- Niech więc wszystko zostanie, jak było. Czy się zgadzasz? 

- Tak.

Pozornie wszystko pozostało bez zmian. We czwórkę żyliśmy nadal raz w naszym niebiańskim, a raz piekielnym domu. Potrafiliśmy wielokrotnie w ciągu dnia przekraczać granice obu Krain i przejścia, które robiliśmy sobie zaciekawiały tych, którzy byli z konieczności przypisani do miejsca swojej ostatecznej wieczności i tych, którzy choć mogli, nie korzystali z możliwości przenoszenia się w ten sposób między dwoma światami. Diabły i anioły i, choć nie czuły wzajemnej antypatii, to jednak przywiązani byli do swojego miejsca. Tylko my wędrowaliśmy ciągle i tylko nam nie nudziły się te ciągłe zmiany i brak stabilizacji. Ta nasza brygada, która już dawno nie wykonywała żadnej misji i właściwie powinna być już rozwiązana, trwała jednak. Nie byliśmy przecież przypadkowymi uczestnikami walki. Byliśmy kochającą się czwórką najlepszych przyjaciół, wiecznych kochanków a wreszcie i czwórką istot o niezwykłych cechach, którzy nawet, jak na zaświaty, wyróżniających się się z miliardowych tłumów swoimi cechami. Bo chociaż tylko ja byłam i Diablicą i Boginią i sobą jednocześnie, to przecież i oni, jeśli by tego chcieli, mogli ode mnie otrzymać dary przywracania męskości, tworzenia anielic i diablic, oraz upadłym skrzydeł. To, że tego żadne z nich nie chciało, było tylko efektem przypadku i brakiem konieczności rozszerzania grona uprzywilejowanych. Tylko my z tych przywilejów korzystaliśmy i nie chcieliśmy, aby to, miało się zmienić. Teraz, gdy ja miałam przejąć po Michale tron, bo tylko tym sposobem mogliśmy pozbawić go władzy, tym bardziej nie chciałam wprowadzenia takiego chaosu, bo jak bym wtedy opanowała wszystkie potrzeby i żądze nieśmiertelnych. Lawina, którą bym wywołała, wszystkich by nas pochłonęła, kryjąc w sobie i Piekło i Niebo. To byłby prawdziwy koniec świata. Zupełny brak dyscypliny i totalna anarchia. A nad tym wszystkim, ja siedząca na tronie, pozbawiona możliwości wydawania jakichkolwiek rozkazów, których i tak nikt by nie wykonywał. A tak albo o nas niewiele wiedzą, albo traktują nas, jak istoty nie z ich świata, czyli mają nas za niegroźnych wariatów, którzy ciągle wędrują i ciągle są z siebie zadowoleni. 

Jaka je jestem zdecydowana i konsekwentna. Nigdy nie chciałam władzy i teraz bez żadnych protestów, przyjmę ją. Nie chciałam, by nikt poza naszą czwórką był tutaj tak nadzwyczajny a sama, nieproszona, zrobiłam coś, co może mnie zniszczyć. Wierzyłam w swoją miłość do Azazela a w jednej chwili ją pogrzebałam. Chciałam ich wszystkich wziąć pod swoje skrzydła i bronić, a sama się nie obroniłam. I po tym wszystkim, to ja mam być nadzieją na naprawę Zaświatów. 

Teatr odgrywany przez Michała nie jest niczym w porównaniu z tym, do zrobienia czego, jestem zmuszana przez Gabriela. Zdecydowałam się uczestniczyć w największej farsie, jaką to Niebo widziało. A moi najbliżsi nie ratują mnie z tego mojego ostatecznego upadku. Jest im obojętny los wszystkich, Ja jestem im obojętna. Bo, gdyby było inaczej, ich Ewelina, teraz by z nimi była. A jestem z archaniołem i wierzę, że po naszych wspólnych wzlotach, mój upadek nie będzie tak straszny. I choć wiem, że się mylę, to już niczego przerwać nie potrafię. 

- Azazelu ratuj mnie. - Błagam go w myślach. 

- Azazelu nie rób niczego. - Zaprzeczam sobie po chwili. 

Cokolwiek jednak zrobi mój ukochany diabeł, to wszystko będzie już za późno. I to nie on się zagapił, lecz to ja wystartowałam za wcześnie, by w tym biegu donikąd, nigdy nie dotrzeć do mety. 

Już teraz niszczę wszystko, co z takim mozołem budowałam. W tej mojej wieczności nic nie trwa bez końca. Miłość, przyjaźń, oddanie, już zaginęły ze mną. Już jestem sama. Już nawet i mnie nie ma. 

- Gabrielu, co ze mną robisz, już zginęłam, chociaż nadal, póki mnie nie porzucisz, jestem twoją Eweliną. 

Pozornie wszystko pozostało bez zmian. Prócz Gabriela. Prócz mnie. Prócz naszej grzesznej miłości. Niezauważana przez nikogo, pojawiałam się u niego i ciągle sobą nienasyceni tańczyliśmy ten swój godowy taniec. Jęczeliśmy z rozkoszy i jęczeliśmy ze smutku rozstań. Było nam mało siebie. Ciągle pragnęliśmy wznosić się wyżej i wyżej. Ale bojąc się upadków w końcu staraliśmy się uspokoić i wrócić, każde z nas do swoich już osobistych radości i problemów. Pozornie nam się to udawało, ale przecież i Gabriel stał się piątym, niemym uczestnikiem naszej ekipy, o którym, prócz mnie nikt nie wiedział. I choć tego bardzo pragnęłam, nie mogłam zmienić niczego. Musieliśmy się ukrywać i musieliśmy uważać, by swoją miłością, tym toksycznym związkiem nie pozabijać, wszystkich, którzy są dla nas najbliżsi, w tym nas samych. 

Pozornie nic się nie zmieniło, prócz tego, że zdecydowałam o detronizacji Michała. Dawno nie odwiedzany przez nas archanioł, nie tęsknił za nami. Nasze pojawienie się zwiastowało mu zawsze kłopoty. To była jakby nasza specjalność. I tym razem miało być nie inaczej. Mieliśmy wejść do niego i całą potęgą wielu aniołów i Gabriela odebrać mu jego ukochaną władzę. Tym razem miał ją stracić tak naprawdę za nic. Ja miałam zasiąść na tronie a on grzecznie miał mi ten tron oddać. A wszystko to miało się zdarzyć prawie po przyjacielsku. Bez szantażu, walki i zamykania kogokolwiek za kratkami. Cała oprawa i asysta uskrzydlonych nieśmiertelnych nie miała być przeciwko komuś, lecz tylko jako moja asysta, nieomal mój dwór. Byli po prostu moimi fanfarami, ogłaszającymi wielką radość ze zmiany i pierwszymi witającymi mnie. Tak wymyślił Gabriel i na to przystałam. A niech wreszcie stanie się to, do czego tak bardzo starałam się przygotować. I w szumie skrzydeł i łopocie anielskich proporców zjawiliśmy się u Michała w jego boskiej rezydencji. I wszystko przebiegło bezproblemowo, tym łatwiej, że nikt na nas nie czekał i zupełnie puste wszystkie pomieszczenia wyglądały na dość dawno opuszczone. Żadnych oznak bytności kogokolwiek. Pozbawione sprzętów lub tylko trochę umeblowane pomieszczenia gotowe były do natychmiastowego przyjęcia całej mojej obstawy, wszystkich zaproszonych gości, mnie i moich najbliższych. Po Michale nie było ani śladu. Jego oddziały specjalne i gwardia przyboczna też w tajemniczy sposób zniknęły. Usiadłam więc na czymś, co przypominało dość wykwintny fotel i tak rozpoczęłam urzędowanie. Bez wiwatów i bez gwizdów. Po prostu, bez żadnego zainteresowania z czyjejkolwiek strony. Opustoszały pałac przejęłam nie wiedząc czym i jak przyjdzie mi zarządzać. Nawet Gabriel, nie mówiąc już o reszcie, stał przy mnie nieco zdezorientowany. Był wprawdzie przygotowany na różne ewentualności a nawet i bunt, ale nie na totalny ostracyzm mojej osoby i powagi urzędu, który miałam sprawować. Nikt nie zainteresował się boską władzą. Nikt pewnie też nie sprawdzał, od jak dawna te wszystkie pomieszczenia stoją puste a Zaświatami nikt nie zarządza. Dla mnie była to wiadomość dość dobra. Bałam się przez tyle lat, że nie podołam obowiązkom. A teraz mogę się obawiać, czy jakiekolwiek obowiązki znajdę. Pewnie gdybym teraz powiedziała, że biorę półwieczny urlop, to nie było by ani protestów, ani konieczności powoływania zastępcy, ani nikt by niczego nie zauważył. Niebiański tron okazał się być czystą farsą. Zaświaty zarządzane, czy też nie są odporne na wszystko. Dlaczego wcześniej nikt na to nie wpadł. Dlaczego moje życie nie zostało oszczędzone a musiałam tutaj przyjść, by zobaczyć tę mizerię pozornej wielkości Boga. Zostałam zabita, bo nikomu nie przyszło na myśl, że beze mnie i bez Victorii, całość przetrwa nie jedną ale wiele wieczności. 

Po skromnej uroczystości, gdy już staliśmy obok siebie w piątkę, zdecydowałam, że nie ma żadnego sensu, byśmy się tutaj przenosili. Skądkolwiek bowiem będę te swoje rządy sprawować i tak to nie ma większego znaczenia tak, jak i nie będzie miało, wszystko to, co kiedykolwiek zarządzę. 

- Jak myślicie. Dlaczego Michał tak postąpił? 

- Bo jest mądry. Teraz już wiesz, że nasza walka nie miała sensu. On, czy ktokolwiek inny a Zaświaty i tak pozostaną takimi, jakimi ich zechciał stworzyć Bóg. Michał, jak zresztą prawie każdy chciał poczuć się ważniejszy i lepszy od pozostałych, dlatego tak zawzięcie walczył o tron. Gdy poczuł, że ostatecznie może władzę stracić, pokazał nam, jak myliliśmy się, sądząc, że ratujemy cokolwiek. Gdyby raz jeszcze zawalczył, tego byśmy nie dostrzegli. 

- Nie możesz jednak Ewelinko opuścić swojego urzędu. - Tłumaczył mi Gabriel, też niezbyt pewien swoich słów i mocno zdegustowany całą tą sytuacją. - Nie ty. Widocznie Bogu podobałaś się i ma wobec ciebie jakieś ważne plany i mimo, że wygląda to teraz na jakąś dziwną grę, to, może jest to tylko zwodniczym mirażem, za którym kryje się konkretny boski plan. Wszystko przecież, co od Boga pochodzi nie może być nijakie. 

- Pewnie, bo skoro raz zdecydowałam się zrobić coś głupiego, to powinnam brnąć w to nadal. Dlaczego Gabrielu chciałeś mnie tak ośmieszyć i poniżyć? I dlaczego wy wszyscy nie ustrzegliście mnie przed nim i przed sobą samą? Pewnie, że nie odejdę. Niech nadal zabawa trwa. 

Na wstępie wprawdzie przegrałam ważną bitwę o swój autorytet, to nadal mogę pokazać wszystkim, jak jeszcze nisko mogę upaść. Z pewnością zlecę na łeb na szyję, poniżej Piekła i stworzę tam nowe Królestwo już nie potępionych, tylko ogłupionych. Ciekawe, czy ktoś będzie tam chciał do mnie dołączyć? 

Przez wiele tygodni a później i miesięcy, czekałam na jakieś zadania, którym postanowiłam sprostać. Nie było niczego. Nikt nie zgłaszał żadnych problemów. archaniołowie i aniołowie omijali i siedzibę Boga i moje tymczasowe dwa biura w Niebie i Piekle. Żadnych doradców nie miałam a moi przyjaciele też nie bardzo wiedzieli co z tym wszystkim zrobić. Królowałam i nikt tego nie kwestionował. Królowałam i nikt tego nie widział. Byłam powietrzem, byłam próżnią. Michał nie pokazywał się. Piekło nie raczyło nawet odnotować zmiany władcy w Niebie. Taka sytuacja nie pozwalała mi na abdykację. Nie miałam przed kim abdykować, nie miałam następcy i co najważniejsze i tak nikt by tego mojego gestu nie dostrzegł. Za wcześniejszą radą Gabriela trwałam na swoim posterunku i bezmyślnie wpatrywałam się w okna, za którymi panoszyła się nasza niekończąca się wieczność i trwało ludzkie pośmiertne życie.

Jedyną moją atrakcją, jako monarchini, były coniedzielne spotkania ze stałymi mieszkańcami Nieba, nowo przybyłymi mieszkańcami i tymczasowymi. Wtedy to w moim biurze na rozbłyskującym nagle hologramie mogłam obserwować, jak automatycznie nastawiony samo włączający się przycisk uruchamia losowo nagrane słowa ciągle jeszcze przecież męskiej wersji Boga. Po ich odtworzeniu hologram ciemniał i już przez cały tydzień nie dał się ożywić. Tak więc kolejny mit o Jego obecności, którym karmieni byli tutaj wszyscy, nie zawierał ani ziarna prawdy. Bezduszna maszyna wykonywała swój zaprogramowany rytuał i uspokojeni tym ludzie mogli rozejść się do swoich pozornie ważnych zajęć. A ja, choć chciałam to oszustwo wykrzyczeć na cały wszechświat, milczałam, gdyż i ja brałam czynny udział w propagowaniu tej farsy. Uriel i Azazel starali się nie zauważać tego wszystkiego. Pewnie wiedzieli o tym od zawsze. Irmina, którą początkowo dziwiło to wszystko, z czasem nawet już nie komentowała niczego. Po prostu takie podejście do tych wszystkich anomalii pozwalało jej na w miarę beztroską egzystencję. 

- Czy musimy to wszystko wiedzieć - spytała tylko raz i nie uzyskawszy żadnej odpowiedzi, już nigdy więcej nie wróciła do tematu. 

Właśnie. Czy musimy to wszystko wiedzieć. Czy nie możemy, jak inni tutaj rozkoszować się wiecznością i podziwiać cała tę organizację wszechświata, chwaląc i uwielbiając za to Boga. 

Ktoś zdecydował, że nie. Nam przypadły tutaj role niemych uczestników teorii chaosu, którzy ze zdziwieniem zauważają, że mimo iż w tym sami uczestniczymy, wszechświat jakoś trwa nadal i nie rozsypuje się w proch. 

Zwerbowana z łapanki do uczestnictwa w tej tragifarsie, jestem teraz obsadzona w tej głównej roli władczyni wszystkiego i niczego zarazem i moje dotychczasowe zasługi w walce o odzyskanie Stwórcy, tracą już zupełnie ba wartości. Nie dość, że już nic nie robię, by to nasze poszukiwanie Boga wznowić, to jeszcze sama ośmieszam się i budząc każdego nowego dnia tę swoją śmieszność pogłębiam.

Irmina znosi to wszystko, co nas spotkało, najspokojniej. Ja mam najczęściej dość wszystkiego. I tego, że nic nie robię i tego, że jak na posterunku oczekuję oczekuję nagłego wezwania. I nigdy nie jestem rozprężona. A ona spokojnie urządza moje biura położone w różnych miejscach, lub sprawdza, czy wszystko jest w nich prawidłowo poukładane. Ta bezsensowna presja niespodziewanej i nagłej misji, powoduję, że ja coraz bardziej strwożona patrzę prosto w oczy trójki moich przyjaciół. A na dodatek, Victoria, która jakby upajała się moim kompletnym upadkiem moralnym i bankructwem prestiżu, nawet nie próbuje się pokazać i totalnie olewa moje prośby o Jej pomoc. Tylko jeszcze czasem Irmina pociesza mnie, robiąc przy tym różne mądre miny i starając się mnie rozśmieszyć. 

- Będziemy najlepsi. - Mówi wtedy. 

- Oczywiście. Będziemy. Nie mamy żadnej konkurencji i do tego gramy przecież w teatrze jednego widza, który już i tak spóźnił się spektakl, lub zupełnie o nim zapomniał. 

- Ale z ciebie jest optymistka? 

- Zawsze tak byłam. 

Irmina zanosi się śmiechem. O dziwo i ja rozpogadzam swoją twarz i moja marsowa mina znika. 

- Jesteś, jak lekarstwo - mówię do niej. 

- Kocham cię za te słowa Ewelinko. 

Jest nam teraz we dwie tak dobrze. Jak dawniej możemy mówić godzinami o wszystkim. 

Wspominamy i gdy to nas za bardzo rozrzewnia, wracamy myślami do teraz i do naszych panów. Irmina jest szczęśliwa z Urielem i tak, jak pierwszego dnia, gdy go poznała, rumieni się jeszcze zdradzając mi różne intymne sekrety ich związku. Jej ładną buzię, kuszące oczy i nienaganną sylwetkę, zawsze podziwiałam. I jest to jedyne chyba, które nadal się we mnie nie zmieniło. Tutaj możemy być kim chcemy, mieć taką postać, jaką tylko sobie wymarzymy, ale my nie zmieniłyśmy prawie nic. Dbamy tylko bardziej o siebie. Bardziej i mniej zarazem, bo tutaj nie grożą nam: nadwaga, zmarszczki i bóle nóg z przemęczenia. Dlatego możemy więc cały czas poświęcać na swoje fryzury i ubiory, objadając się przy tym, wszystkimi tuczącymi i niezdrowymi posiłkami z całą plejadą ciast i ciasteczek na czele. Łączenie tych rozkosznych kreacji ze słodyczami jest tutaj jedną z najfajniejszych atrakcji. Gdy więc chcemy się trochę dowartościować, zabawić, czy tylko trochę rozerwać, uciekamy z domów, by gdziekolwiek bądź rozkoszować się wszystkimi tymi smakołykami, obserwując przy tym przechodzących obok chłopców i komentując głośno ich figury. Ta zabawa może trwać całymi godzinami i nigdy się nie nudzi. Nie nudziła. Bo teraz po prostu, choć nic nie robię, nie mam na nią czasu. Jest to kolejny paradoks wieczności. Brak czasu. Może dzieje się tak dlatego, że tutaj czas po prostu nie istnieje, bo czegoś, co nie ma końca nie ma sensu mierzyć. Tutaj więc zawsze jest teraz. Pozorna przeszłość i pozorna przyszłość, dzieją się tylko w naszych umysłach a nie w rzeczywistości. Nie mogę więc powiedzieć: 

- Wczoraj zasiadłam na tronie a jutro może swoje rządy zakończę. 

A to dla tego, że tutaj ani wczoraj, ani jutra nie ma. Tak, czy tak nie mam czasu. I jest to wkurzające. 

- Chcesz, to cię zastąpię - proponuje Irmina. 

- I co, sama będę się włóczyć. Bez ciebie nawet takie atrakcje nie mają sensu. 

- A jak poproszę naszych panów, by tutaj trochę posiedzieli, to pójdziesz. 

- No jasne, że tak.

Bogini-podglądaczka i jej kumpela w akcji. Chyba tylko tak można zatytułować tę część mojej opowieści. Od wieków tego nie robiłyśmy. Siedzimy i gadamy. Siedzimy i lukamy. Dwie prawie nastolatki. Z minami niezbyt rozgarniętych podlotów i jak wypuszczone na wolność ptaki nie wiemy, co nam sprawi największą radość. Chcemy by ta chwila nie miała końca. Wolność. Swoboda. Wieczne wakacje. Jakimi jeszcze pięknymi określeniami mam nazywać ten dany nam czas. Tutaj się nie dorośleje, tutaj się radośnieje.

Piekło i Niebo pozbawione przez Boga erotyki. Dlatego łatwiej nim sterować. A ja narzekam na brak obowiązków. Póki utrzymywałam równowagę w swojej grupie, wszystko jakoś układało się bezproblemowo. Dałam męskość Gabrielowi i zachwiałam tę zbawienną równowagę. I teraz ciągle grozi nam rozpad. I przez to nie wiem, co dalej robić. Dla chwili swojej rozkoszy zaryzykowałam nie tylko swoją przyszłością, ale także bardzo skomplikowałam losy moich przyjaciół. Jedynych przyjaciół, których mam tutaj i na ziemi. Zwykle lubiłam rozwiązywać swoje problemy zaraz, gdy tylko się pojawiły. Z tym problemem nadal nie wiem co zrobić. Nieświadomy niczego Azazel nadal podziwia moją już mocno nadwątloną wielkość i kocha mnie szaleńczo. Irmina, której nic powiedzieć nie mogę, wierzy w każde moje słowo. Uriel, który z anielską cierpliwością znosił moje fanaberie i zmiany nastrojów, trwa nadal przy moim boku i choć nie bardzo wierzy w tę moją boskość, nie dołuje mnie jeszcze bardziej, niż sama sobie to robię. I wreszcie sam archanioł Gabriel, dla którego stałam się wybawieniem i zatraceniem jednocześnie. Pewnie do tej pory zastanawia się, dlaczego sam poprosił mnie o zrujnowanie swojego dotychczasowego świata. A może nie poprosił, tylko nie uciekł, gdy pod presją chwili, zaoferowałam mu siebie i powrót do przeszłości jednocześnie. Myślę, że przeżywa niezły koszmar i choć tego nie mówi, chętnie by mnie opuścił. I tylko fakt, że nie ma do kogo, zmusza go do trwania nadal w kręgu moich zgubnych zainteresowań. A ja ani myślę o daniu mu jakiejś partnerki, przynajmniej póki nie nasycę się nim zupełnie, lub uznam, że stworzenie jakiejś anielicy lub diablicy, jeszcze bardziej nie skomplikuje i tak już złej sytuacji nas wszystkich. Moje zachowanie modliszki przeraża mnie i uświadamia jednocześnie, że nie wszystkie funkcje i zawody są dla kobiet. Ich delikatność i zrównoważenie są pozorne i znacznie przereklamowane. Nawet ja, w swojej ziemskiej części jestem potomkinią Ewy a to ona przecież wyzwoliła w Adamie samcze odruchy i zrujnowała boski plan. Podobnie teraz ja próbuję zrobić. Niech ktoś mnie powstrzyma nim zrobię coś jeszcze gorszego.

- Victorio, poradź mi, co mam czynić. Jesteś przecież bardziej doświadczona niż ja. Dlaczego i ty nic nie robisz, abym i ciebie nie zniszczyła. 

Niestety i tym razem nie doczekałam się ani szumu Jej skrzydeł, ani jakiejkolwiek pomocy. Jedyne co usłyszałam, to, Jej głos, który rozległ się w swoim wnętrzu. 

- Odzyskałaś mojego Gabriela i jak chcesz, to mogę się nim natychmiast zająć. Ty sobie znikniesz na tak długo, jak będę chciała i pojawisz się, gdy on już mi się znudzi. 

Nie chciałam tego, więc ten głos natychmiast uciszyłam. Nie pozwolę Jej przecież zająć swojego miejsca przy Gabrielu. Tron oddam Jej w każdej chwili, jego nigdy. 

- Jeszcze się zdziwisz – jakby czytając moje myśli, postraszyła mnie niespodziewanie. 

- Jesteśmy jednością, - kontynuowała - i nie mogę uwolnić się od ciebie dlatego, jak na razie muszę cieszyć się nim w taki pokręcony sposób. Gdy ty jesteś w jego objęciach, to jest tak, jak bym i ja była. Dlatego niech wszystko pozostanie bez zmian. Dzięki temu, że on za tobą szaleje, szaleje trochę i za mną, więc lepiej nic nie kombinuj, bo dla spełnienia swojej miłości, mogę nie pozwolić, byś mnie w sobie zamknęła a sama zamknę ciebie. 

Już bardziej wystraszyć mnie nie mogła. Pokazała wreszcie swoje pazury i to, że jest także kobietą i to, że wbrew uspokajającym mnie słowom Gabriela, to jednak, nie ja Nią, tylko ona mną steruje. 

- Jesteś bardziej zepsuta niż ja - skarciłam w myślach Victorię. 

- Nie jestem. To nie ja tobie podszepnęłam, byś rozpoczęła tę zgubną tylko dla ciebie przygodę. To zadziałały czynne nawet tutaj twoje ziemskie hormony. To one zniszczyły wszystko, co już zbudowałaś i to one zrujnują ciebie do końca a ja tylko korzystam z tych twoich szaleństw. Sama Gabriela uwieść przecież nie mogę. Chyba, że, gdy mnie zobaczy sam o tym zdecyduje. 

Zamilkła, zostawiając mnie w przekonaniu, że już przegrałam swoją miłość do Azazela i Gabriela. Jak mam przerwać to swoje szaleństwo i, czy to coś zmieni, lub naprawi. Mogę oszukiwać obu, ale siebie oszukać nie zdołam. Byłam przecież przy tym, gdy zauważyłam, że budzą się we mnie te destrukcyjne instynkty i zamiast przerwać ich działanie, to jeszcze je podsycałam. To nie była tylko chęć chwilowego zatracenia się, zadarłam z najpotężniejszym instynktem, którego niszczącą siłę znałam przecież. Na ziemi, razem z żądzami zdobywania pieniędzy i władzy, był on odpowiedzialny za wojny i morderstwa, tutaj widocznie działa tak samo. 

Już przecież w sobie zabiłam niewinność a teraz chcę, aby i Victoria we mnie zginęła, chociaż wiem, że Jej się nie pozbędę a Jej słowa spełnią się na pewno i nie spocznę w tym swoim destrukcyjnym działaniu, nim tego Gabriel nie przerwie, lub Azazel nie dowie się o tej mojej zdradzie. Tak, czy tak już przegrałam wszystko, nawet szczerą wiarę Irminy w mój zdrowy rozsądek. 

Nic już nie będzie takie samo. Nie wróci moja wielka miłość do Azazela i szczere rozmowy z Irminą. I ja już nie będę taka sama. Mam władzę, której nikt łącznie ze mną nie chce. Mam dwóch kochanków z których jednego, choć jeszcze tego nie wie, już zawiadomiłam, mam diablicę i Victorię, które obie wykorzystały mnie tak brutalnie dla swoich przyjemności i mam wreszcie siebie, która z naszej całej trójki jest najmniej warta. Nie mogę litować się nad sobą, bo w swoim upadku uczestniczyłam chętnie i zawsze, nie myśląc ani o konsekwencjach swoich czynów, ani o tym, jak mam obronić się przed sobą. Moja głupota i moje żądze zatriumfowały. Wygrałam tę swoją wojnę o swoją następną śmierć i sama siebie pokonałam. 

Brnęłam dalej w to swoje zatracenie, już nie buntując się, ani przeciwko sobie, ani niczemu innemu. I chociaż wszystko we mnie mówiło mi, bym przestała, nie spieszyłam się, by uwolnić się od Gabriela. Potajemnie, bo na oficjalną zdradę, jeszcze się nie odważyłam, coraz częściej znikałam na długie godziny w pałacu a archanioła, a nie mogąc ciągle się nim nasycić, ani uspokoić swoich żądzy, powtarzałam to swoje zatracenie, starając się, aby żadne wyrzuty sumienia nie zmniejszały mojej rozkoszy. Przy nim byłam do szpiku kości zepsutą grzesznicą, która o mało nie była jeszcze z tego dumna.

Ewelina, nadal mieszkała z córką. Dorastająca Natalia, już nieraz zauważyła u siebie te nadzwyczajne zdolności regeneracyjne skóry, odporność na ból i brak śladów po oparzeniach i ranach. Początkowo dumna była też i z tego, że wszystkie jej koleżanki zauważały jak młodą ma mamę. Sama by tego przecież nie dostrzegła, dla dziecka jej rodzicielka jest przecież zawsze najpiękniejsza a jak to ona robi i dlaczego to się dzieje Natalki to nie interesowało. Jednak z upływem lat , interesować zaczęło. Miała już prawie siedemnaście lat i zaczęła wyglądać na rówieśniczkę Eweliny. Dlaczego tak się działo, nie wiedziała. Matki jej rówieśniczek zaczęły poważnieć i ich wiek zaczął odciskać się na ich twarzach i figurach. U jej mamy nic z tych rzeczy nie było widoczne. 

- Ile masz lat? - zapytała kiedyś Ewelinę. 

Ta, ponieważ od dawna spodziewała się takiego pytania, a wiedziała, że przecież córka zna dokładnie jej wiek, ze strachem w oczach, postanowiła to jednak Natalii wytłumaczyć. 

- Trzydzieści osiem. Lecz nie o to ci córeczko chodzi. Ja się nie starzeję, tak mam zapisane w genach i co więcej, ty także starzeć się nie będziesz. 

Natalka, po tych słowach usiadła, tak dosłownie usiadła na krześle, bo na stojąco tych rewelacji zrozumieć nie mogła. Obie z mamą są nadzwyczajne i jeśli jest to prawda, to jej życie wygląda już kolorowo. 

- Mamo, czy ty mnie nie kłamiesz? Przecież to jest cudowne, dlaczego mi o tym nigdy nie mówiłaś? 

- Bo to cudowne nie jest. Ja odbieram to, jako przekleństwo, a nie dar. Muszę z tym żyć, bo nie mam innego wyjścia. Niestety i ty nie będziesz miała wyboru. Jak po wielu latach wytłumaczymy komuś, że po pięćdziesiątce mamy twarze i figury dwudziestolatek. A później będzie jeszcze gorzej. Gdzie się wtedy ukryjemy? 

- A dlaczego to mamy robić? Niech cały świat dowie się o tym. 

Takie podejście córki, mocno Ewelinę zdziwiło. Obawiała się przecież jej łez, pretensji za zmarnowane życie i tego, że po tym wyjaśnieniu opuści ją i ich dom. Tymczasem była ona szczęśliwa i mimo że nie przemyślała jeszcze wielu rzeczy z tą jej odmiennością związanych, to załamać się tym nie zamierzała. 

- Córeczko, w swoim życiu będziesz wszystkich musiała żegnać, Gdy ty zmieniać się nie będziesz, twój mąż i dzieci tak. Jeśli będziesz ich kochała a przecież tak będzie, to jak ten smutek rozstania potrafisz w sobie stłumić? 

- Dam radę, przecież ty będziesz mnie we wszystkim i zawsze wspierać. Czy nie tak to będzie mamo? 

- Wiesz, że będziesz mogła na mnie liczyć, bo nawet, jeżeli uważam, iż tak łatwo tego wszystkiego nie zniesiesz, to jak bym mogła kiedyś opuścić ciebie, tym bardziej, że jesteś taka przeze mnie. 

- Dzięki tobie mamo! 

Ewelina była wdzięczna losowi, że nigdy jej córka nie widziała jej niebiańsko-piekielnej kopii. Taka spotkanie by ją tylko, podobnie jak kiedyś ją samą , tylko wystraszyło. A tak, nie musi jej teraz tłumaczyć zawiłości pochodzenia ich daru. O genetyce przecież się uczyła a o zabieraniu komuś duszy, to nawet na lekcjach religii, dowiedzieć by się nie mogła. Ta wiedza Natalce nie jest zupełnie potrzebna. Ewelina postara się, by nigdy, ale to nigdy jej córce, ni ona sama, ni ktokolwiek inny całej tajemnicy nie zdradził.

Rozmowa, której tak się bała i jej samej dała dużo do myślenia. Chociaż nadal swoją sytuację uznaje za trudną, to postanowiła w przyszłości aż tak nie dramatyzować. Optymizm córki zaczął i jej się udzielać, Bo przecież, śmierć zdarza się każdemu i wszędzie, zabiera matki od dzieci, żony od mężów i nie trzeba mieć ich daru, by musieć przeżyć tragedię rozstania. Jeśli nawet Natalia pochowa, czy to swojego męża, czy dzieci, to przecież i tak mogło to jej się przydarzyć, jako zupełnie normalnej żonie i matce. Ewelina nie będzie też przed nikim uciekać. Niech ją badają, niech budzi zdziwienie, niech wreszcie dowiedzą się, że po ziemi chodzą dwie nieśmiertelne istoty, które nie przybyły tutaj z kosmosu a normalnie urodziły się w klinikach położniczych. Przecież ani ona ani Natalia nie muszą wiedzieć, dlaczego takie są i nie muszą się z tego tłumaczyć. 

Śmierć dla wszystkich ludzi, jest jak chleb powszedni a ich dar nieśmiertelności będzie dla nich obu od teraz najsmaczniejszą potrawą, którą los postanowił im zesłać.

Myśl, że żaden czyn nie jest pozbawiony konsekwencji, teraz podpowiedziała Ewelinie konieczność zrobienia czegokolwiek, by ich uniknąć. I tak, jak jej beztroska i spontaniczność spowodowały, że, te cechy, które kiedyś tak w sobie lubiła, pchnęły ją w objęcia Gabriela i przez nie uległa jego złudnemu czarowi. Tak teraz odpowiedzialność za siebie i swój związek z Azazelem, powinna zacząć jej pomagać. Lecz nadal właśnie tego problemu nie chciało jej się rozwiązać i ilekroć chciała ostatecznie rozmówić się z archaniołem, tylekroć jego spojrzenie ciemnobrązowych oczu tę decyzję oddalało w czasie. A ponieważ, nie chciała, nawet w myślach zdradzać Azazela, to jednak po takim spojrzeniu archanioła, czuła się coraz bardziej winna i grzeszna. 

To on nie ułatwiał jej podjęcia decyzji. Przy każdym ich spotkaniu, choćby muśnięciem dłoni starał się wywołać jej dreszcze. I to mu się udawało. Diablica może mniej, ale ta cząstka ziemskiej Eweliny, reagowała tak, jak przewidywał. Czy się z nią droczył, czy dręczył. Nie. On, po tak długim okresie postu w swoich kontaktach z dziewczynami, sprawdzał tylko, czy nadal potrafi być uwodzicielski a ona tylko na ten sprawdzian reagowała. Wdzięczny był jej przecież za wszystko, co dla niego zrobiła, nie mógł więc starać się ją zniszczyć. Nie wyczuwał tylko, że jest tym drugim, tym błędem, który trzeba usunąć, aby nie zniszczyć przyszłości. Myślał, że wszystko to, co jemu sprawia przyjemność i jej ją sprawia. I prawie się nie mylił. Chciał dla niej jak najlepiej. By była szczęśliwa i spełniona. Bo to on dawał jej to wszystko. Gdyby przedtem, to jej spełnienie było pełne to nawet by na niego nie zwróciła uwagi. A jednak reagowała za każdym razem, gdy wysłał do niej sygnał. I nawet ten sygnał wzmocniła. Nim ją o to poprosił, uczyniła go mężczyzną. I co najważniejsze, nigdy nie powiedziała, że ją zawiódł i ma dosyć. Gdyby to zrobiła, z ogromnym żalem, może dałby jej spokój. Była dla niego zbyt wartościową osobą, by choćby trochę chciał ją unieszczęśliwić. Lecz skoro ona nie chce odejść, on jej też nie puści. Victoria, choć też droga jego sercu będzie musiała z niego zrezygnować. Już raz przecież to zrobiła, kiedy wieki temu skryła się przed nim, chociaż on tak bardzo ją kochał a później tak długo cierpiał i tęsknił. Teraz on nie pozwoli swojej wybrance tak po prostu zniknąć. Będzie troszczył się o nią. Będzie pilnował, by nikt jego Ewelince nie zrobił krzywdy. 

Oboje na niedomówieniach cierpieli. Gabriel żył złudzeniami, że Ewelina nigdy od niego nie odejdzie a ona wierzyła, że zdoła kiedyś to zrobić. Żaden związek budowany na tak kruchych podstawach nie ma szans na przetrwanie. Gdyby potrafili ze sobą rozmawiać, już dawno by to zrozumieli. Ale oboje byli w tych sprawach zbyt nieśmiali i zbyt niedoświadczeni. I to ich niszczyło. Gabriel, którego instynkty Ewelina rozpaliła do granic wytrzymałości, przez jej obecną wstrzemięźliwość, nieomal wybuchał przy każdym ich spotkaniu. Ona mając swojego Azazela, uciekała wzrokiem od archanioła, by nie dojrzeć w jego spojrzeniu swojej zdrady. Razem być nie mogli a bez siebie więdli jak kwiaty w bezdeszczowe upalne lato.

Coraz trudniej było Azazelowi zrozumieć Ewelinę. Rządzenie nie zabierało jej tyle czasu a z domu znikała na wiele godzin. Wracała rozkojarzona, małomówna i nieczuła. I chociaż wyglądała kwitnąco, coraz trudniej dawała się na mówić na jakieś szaleństwa całej ich czwórki a czego już zupełnie nie pojmował, unikać zaczęła jego pieszczot. Czy te obowiązki tak na nią wpływały, że starała się być bardziej poważna, czy też wstydziła się ich, że właściwie nic nie robi, ale zachowywała się bardzo dziwnie. Z konieczności tylko we trójkę urządzali sobie od czasu do czasu wypady do Piekła, ale bez Eweliny nawet alkohol miał już inny smak i nawet, gdy udało się im jakoś upić, to nigdy na wesoło. 

Nie śledził jej, nie dopytywał o nic. Czekał aż sama to wyjaśni. Otrząśnie się tej swojej nieobecności w ich życiu. Wróci wreszcie taka, jaką wszyscy oni znowu zobaczyć. Niestety czas płynął a ona była dla nich coraz bardziej obca. Irmina płakała czasem, bo mimo że Uriel był dla niej najczulszym kochankiem, wspaniałym partnerem i najzabawniejszym kompanem, to przecież dzięki Ewelinie i właśnie dla niej zamieszkała w tym domu. Zastanawiała się nawet, czy chociaż na jakiś czas nie powinni się przeprowadzić gdzie indziej, bo może jej przyjaciółka zauważy tę ich nieobecność, zatęskni za nimi i postara się, aby wszystko powróciło do wcześniejszego stanu. Jednak, gdy spoglądała w oczy Azazela i widziała jego strach, nie miała sumienia zostawiać go w tym ogromnym domu, samego, wpatrzonego w okna, w oczekiwaniu na jej powrót. 

Niechcianym wyjaśnieniem zachowania jego ukochanej, była dla Azazela jej niewierność, której istnienie zaczął także rozważać. Początkowo, sam siebie strofował za takie podejrzenie. Jego idealna dziewczyna nie mogła przecież dopuścić się tak strasznego czynu. Nie jego słodka diabliczka. Jednak nawet wielokrotne powtarzanie jak mantry tych słów i zaklinanie rzeczywistości niczego nie zmieniały. Wręcz przeciwnie. Zobaczył Gabriela, zupełnie odmienionego z postawą i miną playboya, od razu ten widok zachwiał jego pewnością o niewinności Eweliny. Gabriel patrzył na niego pogardliwym wzrokom i lekko uśmiechając się dawał mu do zrozumienia o swojej archanielskiej wyższości nad diabłem. Cały świat Azazela nagle zawalił się. Nie potrzebował już nawet faktów, zrozumiał, że przegrał. Najsmutniejsze było jednak to, że przecież nie startował nigdy w zawodach o rękę Eweliny. On ją po prostu miał. I ją wypuścił. Może zbyt pewny swojego sukcesu, nie starał się pielęgnować ich miłości, może uznał, że przecież nie istnieje żaden konkurent do jej serca. I nie istniał. Ale to się zmieniło. Azazel domyślił się, że Ewelina uległa namowom Gabriela i jest on taki, jakim do tej pory byli tyko oni dwaj z Urielem. A to nie było już zagrożeniem dla Azazela, to było jego klęską.

- Witaj Michale 

- Witaj moja Bogini 

- Słyszałem, że rozlokowałaś swoje siedziby w różnych miejscach. Łatwiej ci pewnie zarządzać wszystkim, gdy nie musisz tego robić z poziomu jednej siedziby. Mądrze to wymyśliłaś. Słyszałem też, że masz wielu świetnych doradców a już pozyskanie dla siebie Gabriela to czysty majstersztyk. Masz dar do rządzenia. Podziwiam ciebie z oddali i cieszę się, że tron dostał się w tak sprawne ręce. 

- Wreszcie Niebo jest prawidłowo zarządzane - odgryzłam się na te jego impertynencje. - Lecz mimo to Michale, cieszę się, że nas odwiedziłeś. Cóż poza tą kurtuazją sprowadza cię do mnie? 

- Chcę, byś pomogła mi spotkać się z Gabrielem. Chcę z nim zawrzeć pokój. 

- Nic mi nie wspominał, że jest z tobą w jakimś konflikcie. 

- Może, mimo wszystko - chrząknął porozumiewawczo - ma jeszcze przed tobą jakieś tajemnice. 

- Chcesz mnie szantażować? 

- Nie. Na razie nie. Ale chyba sama przyznasz, że bardzo łatwo dałaś się wpędzić w pułapkę. 

- Gabriel to wie? 

- Nie. To ja mam jeszcze swoje służby i to one informują mnie o wszystkim. 

- A co chcesz uzyskać od Gabriela? 

- Niech to na razie pozostanie moją słodką tajemnicą. 

- Dlaczego tak bardzo zależy ci na mojej przegranej? 

- Bo na wygraną nie masz szans. 

Odszedł. Pogróżki zostały. A ja aż drżałam z przerażenia. Zaatakował skutecznie. Sama sobie z nim nie poradzę a nikt nie pomoże mi pokonać go, szczególnie, gdy wyjdzie na jaw wszystko to, co uczyniłam przeciwko nim i przeciwko sobie. Po raz pierwszy poczułam się zupełnie bezradna i samotna. Do tej pory, gdy nawet ktoś wpędzał mnie w kłopoty, to ktoś inny pomagał mi z nich wyjść, teraz to ja sama sobie to zrobiłam i dlatego nie mogę oczekiwać na czyjąś pomoc. Może dlatego mój ból jest większy. Pociesza mnie tylko myśl, że może Michał był mi potrzebny, bym, tak jak sama siebie błagałam, zdecydowała sobie pomóc. Strach jest przecież największym motorem do działania i bym nie narobiła jeszcze więcej zła, to właśnie Michał stanie się moim opamiętaniem i zbawieniem. 

- Ewelino, posłuchaj mnie - usłyszałam nagle słowa Victorii - Michał nie jest twoim wybawieniem, jest wrogiem. Nienawidzi ciebie i chce ciebie ostatecznie zniszczyć. Czy chcesz, by mu się to udało? 

- Nie chcę, ale, czy Ty jesteś moją przyjaciółką, czy tylko konkurentką? 

- I to i to. Nie będę ciebie oszukiwała. 

- A masz na ten mój problem jakiś problem? 

- Mam. Tym pomysłem jestem ja sama. Michał zawsze zazdrościł mnie Gabrielowi. I tak, im bardziej go omijałam, tak on bardziej podkochiwał się we mnie. Teraz, gdy pozornie będę mu uległa, jest szansa, byś uszła z honorem a może i z życiem. Nie przeszkadzaj mi tylko. Nie protestuj, gdy usłyszysz coś, czego byś sama nie powiedziała. Zaufaj mi. To jedyna szansa nie tylko dla ciebie ale i dla nas. Czy chcesz teraz siebie zastąpić mną? 

- Dobrze. Wierzę ci. Jesteś przecież na tyle mną, na ile ja tobą. A siebie się nie niszczy. Chyba, że z głupoty, jak ja to teraz to zrobiłam.

- Ale mocno tę smarkulę przyparłeś do muru. 

Usłyszałam słowa Victorii, która stała w dość wyzywającej i kuszącej postawie przed Michałem i delikatnie gładziła go po ramieniu. 

- Mam już jej dosyć. Gdyby nie mój dary ukazywania się, gdy tylko zechcę, to ona by mnie więziła w sobie bezustannie i natury, nigdy z siebie nie wypuszczała. Teraz to ja ją uwiężę w sobie. Będziemy mogli zapomnieć o jej istnieniu. Ty wreszcie będziesz mógł zasiąść ponownie na tronie a ja zostanę, jeśli zechcesz, twoją królową. 

Michał przez długą chwilę patrzył na Victorię wielkimi oczami i mimo, że nigdy nie cierpiał na brak wymowy, milczał długo. 

- Przecież mnie nawet nie lubiłaś. 

- Przecież to było tak dawno. 

- Co chcesz zyskać Victorio przyłączając się do mnie? 

- Chcę się na niej zemścić za Gabriela. I chcę zdobyć ciebie. 

- Nie jestem towarem, byś mogła mnie bezwolnie zdobywać. 

- Nie, nie jesteś, ale mnie możesz tak potraktować. Jesteś lepszy od wszystkich archaniołów i od tego niewiernego zdrajcy Gabriela. Nawet nie wiesz, do czego jest zdolny umysł zranionej Bogini. 

- Będziesz ze mną przeciwko Gabrielowi? 

- Nie, będę z tobą tylko dla ciebie samego. 

- Czy to ma coś wspólnego z jakimś uczuciem? 

- Spróbujmy. 

Oboje stali teraz tak bardzo blisko siebie, że Bogini mogła wślizgnąć się pod ramię Michała. Gdy to zrobiła wtuliła się w niego z całą siłą swej kobiecości. Michał nie opierał się jej pieszczotom. Po chwili trochę brutalnie przyciągnął ją do siebie i całował jej usta, policzki, wreszcie oczy. Poddawała się mu bez protestów. Jej ciało wykonywało ruchy, których pragnął i spodziewał się odczuć. Sam trochę niezgrabnie zaczął błądzić się wzdłuż jej ciała i rozrywając bluzeczkę i spódniczkę a później staniczek i majteczki, by całować wszystko, co na swojej drodze napotka. Victoria drżała. Po raz pierwszy od wieków doznawała przecież tego, za czym przez całe wieki marzyła i za czym tak bardzo tęskniła. Nie szkodziło jej, że był to Michał. Była nawet wdzięczna losowi, że to on, bo przecież czuła, że oszukuje i jego i siebie. A to, że czuła się wspaniale i nie chciała, by to podniecenie kiedykolwiek zmalało, z Michałem i tak nie miało wiele wspólnego. Wszystkie te pieszczoty skończyły się jednak tak nagle, jak nagle się zaczęły. Victoria zrozumiała, że ten akt, który z powodu niedoskonałości Michała, nie mógł ostatecznie się zakończyć, tylko właśnie jemu sprawił prawdziwą przyjemność, Ona, Bogini musiała zacząć udawać pełnię rozkoszy, by archanioł nie od razu zauważył, że jego braki mają ogromny wpływ na ich wzajemne kontakty. Długo więc jeszcze muskał ją swoimi ustami i delikatnie dotykał dłońmi. Stopniowo uspokajali się. 

- Dziękuję ci Victorio. Nawet nie wiesz, jak bardzo będziesz mi potrzebna, bym znowu mógł w siebie uwierzyć. Teraz we dwoje możemy zawładnąć całym Niebem. 

- Ewelino żegnaj. Victorio witaj. Moja Bogini, tak mi przy Tobie dobrze i bezpiecznie. Dlaczego wcześniej mnie nie dostrzegałaś. Wszystko by się inaczej potoczyło. Nie musiałaś odchodzić. Wystarczyło, byś wtedy chciała być ze mną. A tak straciliśmy tyle czasu. 

- Michale. Wieczność czasu nie liczy. Liczy się tylko co jest tutaj i teraz. A tutaj i teraz mamy siebie. I to powinno nam wystarczyć. 

- Masz rację. To mi wystarczy, bym mógł przy Twoim boku rządzić i był znowu był Bogiem. 

- A czy w tych twoich planach rządzenia jest także coś o naszej miłości? 

- Wyłącznie.

Rzeczywiście Victoria uwięziła Ewelinę na dobre i obie zniknęły z oczu przyjaciół. Tron znowu był pusty a brak jakiegokolwiek wyjaśnienia, dlaczego tak się stało, przeraził całą trójkę. Na wiele sposobów zaczęli snuć domysły o zagięciu Eweliny. Nikt nawet tutaj w Niebie nie ginie tak zupełnie i mieli nadzieję, że i bezpowrotnie także. Azazel, nie mówiąc o tym nikomu z nich, podejrzewał nawet, że jego diablica uciekła od nich do Gabriela, gdy jednak kilkakrotnie udało mu się to sprawdzić i mógł już wykluczyć tę wersję wydarzeń, zaczął i on poważnie zamartwiać się o nią. Po bezowocnych, chociaż wielodniowych poszukiwaniach, jedyne o czym jeszcze myśleli, to, że porwał ją Michał. I to się potwierdziło, lecz nie do końca. Victoria wprawdzie była z Michałem, ale na porwaną i więzioną zupełnie nie wyglądała. Ci, którzy ich widzieli, mówili nawet, że oboje wyglądają kwitnąco a Michała rozpierała wprost duma, że jest przy nim Bogini. Eweliny nikt jednak nie widział. Pewnie ukryła się w swoim wnętrzu dając działać Victorii. Po co to jednak zrobiła, tego już ustalić się nie dało. 

I tak, jak już wcześniej Ewelina często znikała, tak teraz stracili ją z oczu na dobre. Wszystko zaczęło wyglądać, że jest to już koniec ich wspólnego życia. Mieli tylko nadzieję, że nie ich wspólnej przyjaźni. Przecież nie byli niczemu winni i w niczym Eweliny nie zawiedli. Byli przecież przy niej bezustannie i dlatego teraz, było im tak przykro, że w ten sposób zraniła całą ich trójkę. Teraz, może nawet przez całą wieczność będą szukali nie tylko Boga, ale i jej. A, jeśli nawet potrwa to krócej, to czy po jej odnalezieniu, będzie ona chciała z nimi być nadal. Azazel cierpiał, jeśli nie najbardziej, to zdecydowanie inaczej. Był odrzucony przez Ewelinę, bo jak inaczej wytłumaczyć miał sobie to jej zniknięcie. Kochał ją przecież tak bardzo a mimo to, że przecież w czasie tylu wieków, nie poznał nigdy żadnej innej dziewczyny i właśnie ona była jego pierwszą miłością, to ta jego miłość nie wystarczyła, by dla jakiś fanaberii Victorii, zdecydowała się na jego porzucenie. I nawet, gdy kiedyś wróci, on jej tego już nigdy nie zapomni. Przecież, chociaż to, że była to pierwsza prawdziwa miłość, to nie była jakimś ziemskim szczeniackim uczuciem, lecz dojrzałym, chociaż tak spontanicznym i trochę szalonym jej uwielbieniem. Ewelina, gdy jeszcze nie zabrano jej życia, pewnie niejednokrotnie była zakochana, on nie był nigdy. Jej nie będzie aż tak żal, że zniszczyła to jego gorące uczucie, tym bardziej, że porzuciła go dla innego, a on pozostanie sam. 

Eweliny jednak nie było. Azazel nie miał od kogo odejść. Musiał czekać a że czasu miał bardzo dużo, zaczął myśleć o swojej przyszłości. 

Żeby choć w niewielkim stopniu udało mu się uśmierzyć ten ból, który tak mocno odczuwał, postanowił że wróci do poprzedniego zajęcia i znowu będzie pomagał ludziom w przechodzeniu do wieczności. Tak przecież poznał Ewelinę. Drugiej takiej już nigdy nie spotka, ale właśnie dzięki niej teraz może czuć się pewniej i nie musi już się obawiać kontaktów z ziemiankami. Jako jedyny będzie teraz mógł odwiedzać tę planetę, by podziwiać uroki tamtejszych dziewczyn i kobiet, z których wiele jest chyba tak gorących jak ona i spragnionych prawdziwego uczucia. Może wtedy Ewelina zrozumie swój błąd i chociaż on nigdy jej przebaczyć nie zamierza, to pozwoli jej, by mogła go przeprosić za jego zranione serce. Musi tylko z nią porozmawiać. 

Na ziemi wystarczyła śmierć, aby taką rozłąkę zakończyć, tutaj ból rozstania mógł nie skończyć nigdy. 

Michał uwierzył Victorii już prawie zupełnie. Nie odchodziła przecież od niego ani na chwilę a to mu wystarczyło, by mógł nabrać pewności siebie i by mógł marzyć o całkowitym przejęciu władzy. 

Powoli wracali do niego doradcy. Tajnych służb i łowców z każdym dniem przybywało. Wojska niebiańskie znowu były pod jego boskimi sztandarami, gotowe na atak przeciwko każdemu wrogowi, którego archanioł im wskaże. Monarchę aż rozsadzało z radości. Jeszcze nigdy nie czuł się taki wielki, bo zawsze przedtem był sam. Teraz miał swoją Boginię Aniołów. I choć głośno nie przyznawał się do tego, w jej moc wierzył i to bardziej niż w swoją. Ona mogła miotać pioruny i zabijać a on był pod tym względem bezbronny i swojej siły poszukiwał zawsze we wiernym otoczeniu poddanych mu sług, zwanych przez niego współpracownikami. A w sytuacjach wyjątkowych powoływał Krąg. Teraz przy Niej jego siła wzrosła niewspółmiernie. Victoria znaczyła więc dla niego więcej niż armia i niż siły specjalne. Tylko łowcy potrafili unicestwiać wrogów, ale ich tak zupełnie nie kontrolował i przez to bał się trochę. Dlatego z ich usług korzystał tylko sporadycznie i zawsze uważał, że mogą wystąpić przeciw niemu. A Victoria była od nich silniejsza i była przy nim. I była mu wierna. 

Ponowne i to bezkrwawe przejęcie tronu było szczytem marzeń Michała, więc, gdy wreszcie mogło się spełnić, chciał się postarać, aby wszyscy to zauważyli. Z namaszczeniem samego Boga miała ta uroczystość odbyć się na największym placu Niebiańskiego Spokoju. W asyście Victorii i licznej świty miał otrzymać z rąk Gabriela boską koronę. Chóry anielskie na surmach miały głosić jego chwałę a armia miała przejąć jego zwierzchnictwo i przysiąc wierność jego osobie i urzędowi, który będzie sprawował. Całość uroczystości miała się zakończyć wielkim balem. Całością przygotowań miała się zająć Victoria. I zajęła się 

Po raz pierwszy od spotkania Victorii musiał pozostać sam. A ona miała na ręce Michała przekazać zapieczętowany list, w którym Michał prosił go o tę przysługę w czasie koronacji. W rzeczywistości list ten był tylko pisemnym szantażem i ostrzeżeniem przed zemstą Azazela i pozostałej trójki przyjaciół Eweliny, których Michał, w razie gdyby ten postanowił go zawieść, poinformuje o wszystkich faktach zdrady wiarołomnej pary godnych siebie kochanków. 

Na razie Victoria musiała zrezygnować z planu zdobycia Gabriela i odbicia go Ewelinie. Prawie dyplomatycznie postanowiła odbyć tę swoją misję. Archanioła zdziwiło, że Ewelina tak szybko uciekła przed odpowiedzialnością za losy Nieba i pozwala teraz Michałowi na kolejną zabawę w dobrego Boga. Chciał nawet z Eweliną na ten temat porozmawiać, ale Bogini oświadczyła w jej imieniu, że jak na razie, nie chce ona rozmawiać z nikim a z nim przede wszystkim a to z powodów, których sam powinien się domyśleć. To rzeczywiście przecięło jego chęci zobaczenia jej. Nie chciał przecież teraz oglądać scen rozpaczy o zmarnowanym życiu, po których i tak w łóżku, będzie musiał ocierać jej łzy. Była dla niego początkowo Królową, później kochanką a teraz trochę go nudzi, tymi swoimi żalami o poniżeniu i upadku moralnym. 

Po przeczytaniu listu i upewnieniu się, że Victoria nie zna jego treści dość szybko zgodził się na pokłon przed Michałem i przyklęknięcie na jego powitanie. Tak ostro zaatakowany przez Michała, nie miał już zbyt wielu dróg odwrotu i został zmuszony do tak niegodnych czynów. Wywiązawszy się ze swojej misji Victoria opuściła jego pałac.

O mało jednak do tego kolejnego happeningu Michała by nie doszło. Przecież, prócz Gabriela, drugim głównym bohaterem miał być san Bóg, czyli poprzedni spontaniczny odtwórca tej roli. Kim on był, do tej pory, nad tym archanioł nie zastanawiał się. Teraz musiał. Lecz nawet jego służby nie potrafiły określić nic konkretnego. Więcej nie dowiedziały się niczego. Po raz pierwszy Michał nie otrzymał żadnego raportu z działań z tylko oględne zapewnienie, że poszukiwania nadal trwają. Ten Bóg niespodzianka z poprzedniego Kręgu ulotnił się jak kamfora. I nawet to, Michała to nie obchodziło, ale ten uczestnik być musiał być. Victoria powinna go kimś zastąpić, musiał jej to zadanie zlecić, sam nie miał przecież czasu na urządzanie potajemnego kastingu. 

Niestety i sama Bogini nie wiedziała, kim zastąpić Stwórcę. Nikomu przecież nie miała zamiaru wyjaśniać szczegółów Jego zaginięcia a przyuczać kogoś do odgrywania tak ważnej roli, też zamiaru nie miała. Zresztą i tak nikt z zaproszonych gości nie domyślał się nawet, że ta obecność Przedwiecznego miała tylko pobudować prestiż tej imprezy, a więc Jego braku i tak nikt nie zauważy a sam przebieg tej uroczystości będzie wystarczająco dostojny, by ktokolwiek zrozumiał o co w tym wszystkim chodzi i na tyle nudny, że skrócenie go o ten punkt programu sprawi, że stanie się on bardziej możliwy do przetrwania.

Uroczystość przebiegła sprawnie. Gabriel, choć wyraźnie z zaciśniętymi pięściami, ale z uśmiechem na twarzy wsadził uradowanemu Michałowi koronę na głowę i to tak precyzyjnie, że omal nie urwał mu jednego ucha. Przyklęknął i na tym zakończył swoją rolę. Teraz patrzył tylko z narastającą wściekłością, jak ten uzurpator obejmuje w talii swoją Królową, czyli jego Gabriela Victorię. Obeszło się jednak bez bójki i żadnego innego incydentu, prócz faktu, iż większość i tak nie wiedziała, że Michał stracił kiedyś tron a jeszcze inni, że w ogóle ktoś, prócz Boga zawiaduje tych ich Królestwom Niebiańskim. Ludzie, których na uroczystość nie zaproszono, pozostała jak zwykle w świętej niewiedzy i przez to najmniej ucierpiała z powodu koronacji Michała. Na przyjęciu nowy boski namiestnik patrzył z wyraźną wyższością i pogardą na Michała. 

Dawniej dwaj obaj byli nieomal braćmi, teraz wyraźnie się nienawidzili a Michał, Gabriela nie tolerował, co we wieczności nie powinno mieć miejsca, a co występowało tutaj częściej niż deszcze na ziemi. Wzajemna niechęć wiąże tutaj w Niebie nieśmiertelnych, lepiej nawet, niż inne uczucia wyższe. W imię miłości można i zabijać, byle tylko nie było to nic osobistego.

Victoria, jako nowa Boska Królowa do tej roli nadawała się znakomicie. Nie była odpowiedzialna za żadne straszne przestępstwa i złe uczynki. Nie ona przecież odesłała Boga w czeluść otchłani i nie ona nie chce, by teraz powrócił. Nikogo też nie zabiła. Tak więc, jak w porównaniu z Michałem była wręcz nieskazitelnie czysta, co tej niebiańskiej rzeczywistości było wręcz wyjątkiem a wręcz jak na VIP-kę tej wielkości, godne pochwały. Mogła więc ona z podniesionym czołem patrzeć na swoją radosną przeszłość i wieczną przyszłość. Nie była jawnogrzesznicą a Michała uwiodła tylko dla jego dobra. 

- Victorio, musimy już iść - przerywa zamyślonej Bogini Michał. 

Rzeczywiście już dawno na placu nie pozostał nikt i tylko oni oboje chłonęli jeszcze atmosferę tej chwili. On dumny był ze swojej wielkości. Ona dumna ze swojej. Ich wspólna wielkość nie istniała, lecz Michał tego nie wiedział i wiedzieć nie powinien. Od jutra codzienność wkroczy na ich salony. On będzie bardziej wpatrzony w swoją władzę niż w nią a ona zacznie go omijać szerokim łukiem, by wreszcie zniknąć z horyzontu jego wzroku. I znowu on tego nie zauważy i będzie myślał, że ona mu pomaga i wspiera jego uczynki wobec Nieba i wieczności. A gdy Victoria wróci do niego, to jego dni zostaną policzone i zapisane w annałach, jako tajemnicze zniknięcie największego z największych archaniołów. Ten fundament wiary, ta ostoja wierności Bogu, przestanie nagle istnieć. Rozpłynie się i tylko ulotna pamięć zapisze go na przelatującej chmurze. Ale teraz jeszcze ta magiczna chwila trwa i Michał jest szczęśliwy. Pokonał wszystkich swoich wrogów, osiągnął raz na zawsze swój wymarzony, ostateczny cel i zyskał miłość swojego życia, pomocnicę i wierną Boginię. Cóż może go teraz zmartwić. Chyba tylko to, że wieczność trwa tak krótko.

- Rozumiecie coś z tego? - Irmina nie pojmuje postępowania Eweliny i Victorii 

- Pewnie mają jakiś plan - tłumaczy jej Azazel, który sam czuje, że nie brzmi to zbyt przekonywająco. 

Wie już przecież o zdradzie Eweliny. Cierpi bardzo, lecz aby nie martwić pozostałych, próbuje zmniejszyć ich rozczarowanie. 

- Zwykle rozumiałem postępowanie naszej diablicy, mniej może rozumiałem Boginię, ale teraz po prostu pogubiłem się. 

- Ewelina oddała swoją boską władzę, jakby było to coś mało ważnego a sama wielkość boskiego tronu nieistotna. Tak może czynić tylko istota pozbawiona rozumu, lub ktoś na tyle zniewolony, że nie ma już żadnego innego wyboru. A Ewelinka jest mądra i dobra a przede wszystkim ma nas. Dlatego muszę wierzyć, że tak postępuje, bo jest to element jakiegoś wielkiego planu Boga, o którym my nic wiedzieć nie możemy. 

Wszyscy troje bardzo przeżywają dzisiejszy dzień. Zwykle są we czworo, śmieją się, robią sobie dowcipy, a tu kolejny raz Azazel chodzi nerwowo z kąta w kąt, rozmowy kończą się szybko. Brak Eweliny, wokół której przecież się grupują i która jest ich liderką powoduje, że tracą swój sens istnienia. Wtedy tak dobitnie widać, że to ona tworzy wszystko, ich grupę i ich samych. Jak bardzo od niej zależą, widzą dopiero teraz, gdy uświadamiają sobie, że to w jej domu mieszkają, bo nikomu z nich nie przyszło nawet na myśl, że mogą mieć coś swojego, jakieś własne lokum i inne poglądy niż ich ukochana Ewelinka. 

Teraz jednoczą się jeszcze bardziej. Osłabiona grupa powinna przecież silniej niż dotychczas dbać o każdego z jej uczestników. Rozumieją to i mimo, że Irminka chętnie by zasypiała teraz wtulona w ramiona Uriela, to gdy Azazel jest smutny, tego jej zrobić tego nie wolno. Zasypiają więc wszyscy razem w salonie, nawet nie rozbierając się.

Gabriel rozumie obecną sytuację jeszcze mniej. Dał Ewelinie władzę, dał jej swoją miłość a ona teraz to wszystko traci. Na jej tronie siedzi teraz Michał a ona nie istnieje, bo pozwoliła Victorii zabrać swoje ciało. Teraz Michał wprowadza swoje rządy a wspomnienia Gabriela o Przedwiecznej Bogini, miłości swojego, teraz Królowej Michała, doprowadzają go do rozpaczy. 

Ewelinę mógł nadal wspierać i nie pozwolić, by Azazel kiedykolwiek dowiedział się o ich romansie a ona to wszystko zniszczyła, zaprzepaściła cały jego i ich wspólny dorobek i bez słowa pożegnania odeszła.. 

Im więcej Gabriel rozczulał się nad sobą i swoją słabością, tym bardziej zaczynał być przekonany o tym, że nie da rady i nie dotrzyma wierności swojej wybrance. Teraz słodsza od Eweliny była dla archanioła zemsta na Michale i odebranie mu jego partnerki. Musi tylko poszukać sojuszników, bo sam wszystkiemu nie podoła. Nie może przecież równocześnie uwodzić Victorii i spiskować przeciw Michałowi. Sobie zostawi tę pierwszą część zemsty, pozbycie się Michała pozostawi komukolwiek, kto jeszcze raz chce zawalczyć z ty, archaniołem i przegrać, jak przegrywali do tej pory wszyscy. Samemu Gabrielowi władza była obojętna, ostatnio oddal ją przecież Ewelinie wmawiając w nią jej boskie pochodzenie a ona, mimo że mogła bezkarnie spędzić na tym tronie Stwórcy nawet całą wieczność, oddała bez żadnej walki swoją władzę Michałowi. Ta dziewczyna, która przecież była jego wybawicielką i najwspanialszą kochanką, jako władczyni, przegrała z dotychczasowym mistrzem, którego chociaż sama zdetronizowała, to po tak krótkim okresie swojego panowania, pozwoliła mu na jego powrót. I tak, o ile dążenia Michała były zawsze czytelne, o tyle jej postępowanie wymknęło się wszystkim rozumowym wyjaśnieniom.

Po raz kolejny dała się Ewelina wmanewrować w walkę bogów, stając się tym razem narzędziem Victorii i Gabriela. Teraz, bezwolna, pozbawiona możliwości obrony, uwięziona sama w sobie, w niczym nie może już sobie pomóc. Oszukana władza i oszukane uczucie. Tym tylko stał się ten czas, od chwili poznania Gabriela. A była przecież szczęśliwą dziewczyną, która tak mocno wierzyła w swoją misję a jeszcze mocniej w szczerość swojej miłości do Azazela. I to wszystko za sprawą archanioła, którego zmieniła sama i to na swoją zgubę. Nawet Victoria nie wyrządziła jej tylu krzywd. I pewnie nic już złego by od niej Ewelinie nie groziło, gdyby tą żądzą sama nie powiększyła wzbierającego w Bogini i rodzącego się z całą siłą uczucia do Gabriela. Gdyby umiała ominąć tę zastawioną przez Gabriela tę pułapkę miłości, Victoria by nadal była dla niego tylko wspomnieniem. Niestety dała się złapać w sidła jego ramion i ust, i tym samym także i w Bogini podobne pragnienia wywołała. Teraz, gdy już jest za późno, Victoria poświęci i ją i diablicę na ołtarzu swojej miłości.

Mijały długie dni a ja wciąż byłam uwięziona w sobie. I chociaż Victoria i Michał coraz częściej kłócili się, to wolności nie odzyskiwałam. 

Bogini, planu odesłania Michała w niebyt na szczęście nie realizowała. I zrealizować nie zamierzała i to była jedyna pozytywna wiadomość. Którą miałam sobie do przekazania. Teraz myślała tylko o Gabrielu. Przed samą sobą, tłumaczyła się pokrętnie, że Wielki Krąg nie chciał się zebrać a innego sposobu nie znała. I chociaż z tym Kręgiem to była prawda, to przecież nie prosiła przecież żadnego z jego członków o tę możliwość zebrania się i zadziałania. Kręgu po prostu nie poinformowała o swoich zamiarach. Ona oszukiwała siebie a ja siebie. Ona, że ma jakiś plan a ja, że uda mi się on niej wyzwolić. Ta moja niewola zaczynała mnie przerażać. I nie był ten strach bezpodstawny, Bo tak, jak kiedyś, mogłam Victorię odwołać, tak teraz na te moje rozkazy a nawet prośby nie reagowała, Oznaczało to, że przedtem udawała tę swoje poddaństwo wobec mnie, bym nie protestowała, gdy sama chciała zadziałać. Zbyt późno to zrozumiałam.

Wielki Krąg, swoją działalność uznał już za skończoną. Odzyskał dla Nieba, utraconego kiedyś Boga i jego członkowie ani myśleli dać się wmanewrować w kolejne usuwanie z tronu Michała. I tym razem nie chodziło im już o to, czy to morderstwo będzie moralne, lecz o to, czy usunięcie filaru w niebiańskiej hierarchii, jakim Michał niewątpliwie był, przyniesie pożądany skutek. To, że archanioł sam się o to prosił, był kompletnie niereformowalny i żadne jego przyrzeczenia i obietnice nie mogły być potraktowanie realnie a jego żądza władzy porażająca, ale jednak , był zawsze chętny do zajmowania się Niebem, czego nikt inny robić nie umiał a wszyscy pozostali nie chcieli. Aby członkowie Kręgu zechcieli zmienić zdanie, potrzebny był cud. A jak wiadomo w Niebie cudów nie ma. Tu, albo się zrobi coś samemu, albo zabraknie ci wieczności, gdy będziesz czekał na pomoc z zewnątrz. 

I to wszystko było prawdą. Po raz kolejny zabranie władzy Michałowi czy to teraz przez Victorię, czy, tak ja to zrobiłam wcześniej, przeze mnie, jest tylko sztuką dla sztuki a wysłanie go w niebyt, czy zabicie, tylko niepotrzebnymi reakcjami na jego przesadną rządzę władzy. Jest szalony, ale jest zawsze tam, gdzie nikt inny by nie wytrzymał nawet kilka lat. Odcięcie go od tego, nie tylko jego zniszczy, zniszczy także i tego, kto to zrobi, bo będzie on musiał zająć miejsce po Michale i także bez błogosławieństwa Stwórcy, jako kolejny uzurpator zarządzać Niebem.

Rządzenie u boku Michała znudziło się Victorii już tak bardzo, że zaczęła szukać sposobu izowolemia się od niego. Mogła tak po prostu odejść, ale nie po to tworzyła ten swój mit o uczuciach do archanioła, by teraz zniszczyć to w jednej chwili. Żadnego pretekstu znaleźć nie mogła i, gdy sytuacja zaczynała wymykać się się spod kontroli, niespodziewanie z pomocą przyszedł jej sam Michał. I stało się tak, że, główny winowajca i sprawca tych kłopotów podszepnął jej rozwiązanie. 

- Victorio - przerwał kiedyś jej długie milczenie. 

- Jak wiesz, moje służby działają sprawnie, więc nie jest dla mnie tajemnicą, że potrafisz tworzyć nowych nieśmiertelnych a także naprawiać nas uszkodzonych. Nie zaprzeczaj. W twojej poprzedniej grupie działy się przecież rzeczy, których całe Niebo i Piekło nie doświadczały od tysiącleci. A mnie, twojego jedynego partnera i do tego Boga nad Bogami, nie raczysz uszczęśliwić? 

Te słowa Victorię wprost zamurowały. Michał wiedział coś, czego wiedzieć nie powinien. To, że zupełnie błędnie przecenił jej rolę w tej sprawie, to jednak przecież pozostałe fakty były zgodne z prawdą. 

- Oczekuję od ciebie moja Królowo odpowiedzi. 

- Twoje służby działają źle i powinieneś zwolnić przynajmniej kilku z tych swoich agentów. Ja niczego z tych rzeczy zrobić nie potrafię. Jestem tylko prastarą Boginią, która tylko niszczy. Miotam, gdy zechcę promienie śmierci i zabijam, ale nie leczę. To potrafi robić tylko Ewelina. 

- Oczywiście żartujesz!? - z furią wrzasnął na Victorię. 

- Ta przybłęda jest wobec nas bezbronna. Jest tak obrzydliwie ludzka, że nie potrafiła mnie pokonać a chcesz mi wmówić, że ma w sobie jakieś boskie moce. Gdyby w niej istniały jakieś nadprzyrodzone siły, już by mnie tu dawno nie było. Przecież ona wie, jak jej nienawidzę. Jak nienawidzę tej jej sprawiedliwości i walki o prawdę. Jak nienawidzę w niej, że kiedyś była istotą ludzką. I ty śmiesz mi wmawiać, że ona coś potrafi. 

- Bo to prawda. 

Michał, który pokazał właśnie swoje prawdziwe oblicze poczuł nagle, że może nie jest przez Victorię oszukiwany. Przestraszył się, że puściły mu nerwy. Teraz obie kobiety wiedziały o nim już wszystko. Za najmniejszy swój grzech w całej poprzedniej wypowiedzi uznał to, że nienawidzi ludzi, ale pozostałe z pewnością obraziły w niewybaczalny sposób i Boginię i ukrytą Eweliną. Dlaczego tak szybko stracił nad sobą kontrolę. Miał jeszcze tak wiele do zyskania a zniweczył szansę na uzyskanie czegokolwiek. Teraz już nikt nie uwierzy w jego zapewnienia a z pewnością nie Ewelina. Musi, przynajmniej na razie, zrezygnować z realizacji tej części swoich marzeń. Przez wieki obywał się jakoś bez tej części swojego ciała, to i nadal to wytrzyma. Szkoda tylko, że przecież nie musiało tak być. Gdyby chociaż nie znieważył swojej jedynej, jak na razie, miłości. Gdyby nie krzyczał na Victorię. Jej wsparcie by mu pomogło. Ona ma wpływ na na tę diablicę z Nieba rodem. A tak nie pomoże mu. Nie wesprze. I nawet może odkocha się w nim. 

- Odchodzę - usłyszał, jakby z oddali i nawet nie miał siły zaprotestować. 

Victoria poczuła, że ma szansę na opuszczenie pałacu, oraz nudnego i despotycznego Michała. 

Nie zatrzymywał jej. Wiedział, że zbyt mocno ją zranił, by tak od razu mu przebaczyła. Niech trochę odpocznie od niego i zatęskni. Wtedy ją odnajdzie, przeprosi i wszystko wróci na stare tory. Wtedy może jeszcze raz ją poprosi. Przecież, gdy on będzie w pełni sprawny to i ona na tym skorzysta. Właściwie to i jej powinno zależeć, aby Ewelina zgodziła się pomóc uatrakcyjnić życie swojej współlokatorce i przyjaciółce. Może tak się stanie. Victoria, która od wieków po raz pierwszy zakosztowała uciech sama będzie chciała ich eskalacji. Może więc nawet i prosić jej nie będzie musiał. To by było najlepsze. Bo jak miałby rozmawiać z Eweliną. Nawet, gdyby ją za te wszystkie słowa przeprosił, to ona wyczuje jego nieszczerość i na nic się nie zgodzi. Zresztą on trochę się wstydzi błagać, aby była śmiertelniczka pomogła jemu, niezniszczalnemu i nieśmiertelnemu. Może jest w niej jakieś ziarno boskości. Ta ironia losu go kiedyś dobije. Jak to być może, że przez Ewelinę wszystkie hierarchie ustalone od zawsze ulegają destrukcji i on ma w tej degeneracji czynnie uczestniczyć. Niebo zatraca swoją tożsamość. Wieczność kurczy się. A jemu przyszło panować na zgliszczach tego boskiego imperium.

- Ewelinko, wreszcie jesteś. 

Victoria postanowiła pozwolić diablicy na chwilowy powrót. Zawsze może tę wolność jej odebrać, Lecz czy będzie musiała to zrobić, czy ona sama tego zechce, bo, po tym, co za chwilę usłyszy, będzie to bardzo prawdopodobne. 

Chór złożony z dwóch głosów wiwatuje na cześć powrotu przywódczyni. Oboje przytulają ją i całują. I trwa to już tak długo. Nie spodziewała się, że tak tęsknili. Była przecież osóbką humorzastą i nie zawsze dla nich miłą. A jednak jej im brakowało. Jakie to miłe. 

- Nie odchodź już więcej od nas na tak długo. A jeśli jest to możliwe nie odchodź w ogóle. 

- Też mi was szaleńczo brakowało. Ale nasza misja wymagała wspólnego poświęcenia. I wierzę, że zakończy się ona sukcesem. 

Gdy tak opowiadała o wszystkim, zauważyła, że właściwie rozmawia tylko z ich dwójką. Azazel stoi oddalony od ich trojga i nawet nie ma zamiaru podejść bliżej. 

- Kochanie, a ty nie przywitasz się ze mną? 

Jej zdziwienie zaczyna narastać, gdy widzi, że on nie reaguje na słowa a nawet nie próbuje zrobić ani kroku w jej stronę. 

- Co się dzieje kochanie? 

- Wyjdźcie proszę – Azazel zwraca się do Irminy I Uriela. 

Posłusznie, choć z przestraszonymi minami opuszczają pokój. 

- Odchodzę. 

W ciszy, która teraz zapanowała słychać było tylko łomot ich serc. Ewelina zrozumiała, że on wie wszystko, że już niczego nie będzie mogła wyjaśnić, że to już koniec.

IV

Po tym, jak Ewelinie udało się zniszczyć samą siebie, zabić w Azazelu jego miłość do niej i kompletnie zawieść Irminę i Uriela postanowiła, że to ona ich opuści. Ten gest, dla niej rozpaczliwy, a dla pozostałych niezrozumiały i symboliczny, sprawił jednak, że w jednej chwili losy całej czwórki zostały przez nią przesądzone. Niczego im nie wyjaśniła, za nic nie przepraszała, lecz rozwinęła skrzydła i ze łzami w oczach przez otwarte na taras drzwi wyfrunęła. Dopiero w locie, zaczęła się zastanawiać, że właściwie nie wie, gdzie ma ten lot zakończyć. Nie miała jeszcze domu a u rodziców, taka zapłakana i nieszczęśliwa, wstydziła się pokazać, został jej tylko sprawca tych wszystkich nieszczęść, Gabriel. I tak też zrobiła. Poleciała w stronę jego pałacu.

Michał niecierpliwie przemierza pomieszczenia swojej rezydencji. 

- Jak długo jeszcze Victoria będzie się na mnie droczyć? 

Nie spodziewał się, że on tak atrakcyjny i najznamienitszy władca Nieba, będzie tęsknił. Wprawdzie ona była Boginią a on tylko archaniołem, ale odkąd sprawuje władzę Boga, to nawet ona powinna mu być posłuszna. Ale, że tak bardzo był stęskniony, to gdy Victoria wróci, aż tak tej swojej wyższości nad nią nie okaże. A ponieważ brakuje mu już prawie wszystkiego, jej spojrzeń i uśmiechów a nawet krzyków i złości, to zgodzi się na jej przyznanie się do błędu i pozwoli na przyrzeczenie poprawy. Te wspomnienia jej kocich ruchów i sekretów ciała, w jego myślach, urastały już do tak niebotycznych wyobrażeń, że bez niej mógł już niczego robić. Nic go nie cieszyło. Po raz pierwszy, nawet władza nie potrafiła w nim wywołać uczucia rozkoszy. Tę potrafiła wzbudzić tylko jego Królowa. Żadna inna prócz niej przecież nie istniała. Chciał znowu tylko ją. To jego pragnienie było jednocześnie proste i zarazem skomplikowane, bo odkąd wolą Boga zniknęły wszystkie anielice a diablic stwarzania zabronił, dostępne były dla niego jeszcze tylko dwie dziewczyny, byłe śmiertelniczki, których nie cenił zupełnie, gdyż drażniły go swoją niedoskonałością i tym, że były ukochanym wytworem Boga a najbardziej tym, że właściwie to przez te ludzkie istoty Bóg pozbawił wszystkie anioły, nawet te upadłe, męskości. Nie usprawiedliwia je nawet to, że teraz są diablicami, brzydzi się nimi, gdyż kiedyś były ludźmi i dlatego, że z nakazu Stwórcy właściwie to powinien je kochać. A tej woli Boga przestrzegać i wykonywać nie chce. I mimo, że pozornie nie wypowiedział swojemu Panu posłuszeństwa, to w kwestii szanowania tej rasy, jego poglądy od tych boskich znacznie się różniły. Tych wad nie miała tylko jego Victoria, bo nie dość, że od zawsze była nieśmiertelną Królową Aniołów, to i teraz jest taka wspaniała i taka idealna, że nie dostrzega u niej nawet tego, że aby żyć musi mieszkać w jednym ciele wspólnie z Eweliną. Jest to dla niego pewna niedogodność, ale w imię miłości i tego jej także nie wypomni, byle tylko do niego wróciła. I musi to zrobić, bo on, aby nie być sam, nie zniży się do poziomu tych istot ziemskich a poza tym to zupełnie nie wie nawet, jak się przy nich zachować. W chwili, gdy oficjalnie zastępuje Boga i oczywiście Nim jest, nawet nie wypada mu skalać się kontaktami z tymi ziemiankami, które i tak nie zrozumieją i nie docenią jego prawdziwej platonicznej miłości, którą w przeciwieństwie do ich ziemskich partnerów, tylko on mógłby im dać. 

Dlatego pozostała mu tylko Victoria. I Ją akceptuje i Jej pozwali się kochać. Powinna to wiedzieć. Ale nie, ona nadal buntuje się i mimo, że na tym traci, to jednak nie wraca. Przez co on i jego pałac cierpią samotność. Czy tego nie wie, że chce ją przytulić, wziąć w ramiona i postara się zapomnieć o jej niewdzięczności za tak wielkie dobra, które może od niego otrzymać. 

Ta wizja obecności przy nim Bogini pojawiała mu się coraz częściej. Wszędzie Victorię widział i nieomal fizycznie czuł. Coraz mniej cieszył się władzą i coraz częściej pragnął jej widoku. A jej nie było. Mijały długie dni i miesiące a on siadał na swoim tronie i rozmawiał tylko z Jej zapamiętanym wizerunkiem. Ta samotność, którą kiedyś tak sobie cenił, teraz była nie do zniesienia. Niczym nie potrafił jej zastąpić. Ciągłe inspekcje w armii, kontrole chórów i przyjmowanie wielokrotnych wiernopoddańczych oświadczeń składanych mu przez każdą ze służb, nie dawały nic. Wprawdzie, chociaż te rzeczy trochę go jeszcze bawiły, to już nie tak jak kiedyś a że nie miał przed kim czymkolwiek się pochwalić, to te resztki jego radości ostatecznie ginęły. Co innego gdy Victoria wróci. Opowie jej, jak to wszystko układa się im znakomicie, jak wszyscy ich kochają a Niebo nie miało jeszcze nigdy lepszego władcy niż on. 

- Brakuje mi Ciebie - krzyczał na cały głos, jakby wierzył, że ona go usłyszy i zjawi się tutaj natychmiast. 

Odpowiadała mu jednak cisza. Czuł, że zaczyna wariować. Chciał coś zrobić, by nie musiał tęsknić, ale nie mógł. Bo jak miał się pokazać w domu Eweliny i powiedzieć: 

- Przepraszam. 

Ona by go wyśmiała i wyrzuciła za próg. A jak inaczej ma mu się udać przebłagać Victorię, która teraz jest częścią tej wszechmocnej diablicy. Siłą też nic zrobić nie może. Szantaż, który już raz zastosował, niczego nie załatwi, rozwścieczy tylko jeszcze bardziej obie dziewczyny. Analizując to, Michał poczuł się taki bezradny. Taki samotny i niekochany. Taki niechciany. Wzruszyło go to bardzo. Współczuł sobie i dlatego omal nie popłakał się nad swoim losem. Zmęczony, usnął na swoim tronie, który chociaż był tak niewygodny, to przecież taki bliski jego sercu.

Ewelina, otworzyła wrota pałacowe przeszła kilka kroków i zasiadła przy pustym stole. Gabriela nie było. Rozżalona i nieszczęśliwa, nawet nie próbowała już złościć się na siebie. Nic by to nie dało. Ma już nowe życie, Bez Iminy i Uriela, Bez Azazela. A teraz nawet bez swojego archanioła, przez którego tak łatwo zatraciła się w zgubnym i niszczącym wszystko pożądaniu. 

Jednym cięciem, skalpela rozpusty przekreśliła tyle lat nadziei na wspaniałą wieczność. I, gdy właściwie była już bliska celu, miała miłość swojego ukochanego diabła i najszerszą przyjaźń Iminy a także szacunek Uriela, to po tym zabiegu totalnej resekcji ich uczuć do niej, pozostały tylko wspomnienia. Victoria, która pozostała z nią i w niej zarazem mogła ją tylko jeszcze bardziej unieszczęśliwić. Patrzyła teraz na swoje odbicie w lustrze. Widziała, jak rozmazujący się od łez makijaż spływa brudnymi stróżkami po jej policzkach. Z wielkiej władczyni, którą jeszcze tak niedawno była, ze szczęśliwej partnerki Azazela, przyjaciółki Irminy, tak jak z tego makijażu, nic już nie pozostało. 

To rozczulanie się nad sobą przerwał wreszcie Ewelinie Gabriel, który wyczuwając jej obecność zjawił się w swoim domostwie. 

- Już wszystko wie? 

- Nie pytałam. - Stwierdza, nadal pochlipując. 

- I co teraz? - sama pyta Gabriela. 

I co teraz? - on odpowiada jej pytaniem na pytanie. 

- Powiedz, że mogę zostać, że chociaż ty mnie chcesz. 

Zapada cisza. 

Victoria, będąc tam, w jej środku, zupełnie inaczej przeżywała ten ból Eweliny. Współczuje jej, lecz wie, że diablica sama powinna wyczuć, jakim była dla siebie poważnym zagrożeniem. Jednak Ewelina nie zrobiła nic, by siebie uratować. Ba, zrobiła wszystko, aby ostatecznie siebie pogrążyć i dopiero, gdy już została sama, teraz nie chce zatracić sensu swojego istnienia i pragnie zawalczyć o siebie. Lecz robi to za późno. Nie zabije się, bo tutaj jest to niemożliwe, ale żyć przestanie. Stanie się jedyną, która, w poszukiwaniu swojej nowej tożsamości, mimo posiadania mocy, będzie bezużytecznie przemieszczała się między Niebem i Piekłem, aby wspominać tylko swoje wcześniejsze cudowne chwile, które z niej nie ulecą, bo nawet Jezioro Zapomnienia tych przeżyć z niej nie usunie. Dla niej potrzebne będą jakieś drastyczne środki. A ich także nie znajdzie. Z nieomal dziewczęcej niewinności przeszła nagle w kobiecość pełną żądz i pragnień i zrobiła to, raniąc siebie, gdyż za bardzo uwierzyła w siłę miłości, której nie było i w swoje oddanie, które ją tylko od Gabriela oddaliło. A teraz już wie, że nie potrafi niczego cofnąć, za nic przepraszać i nie ma już nawet komu przyrzec swojej poprawy. Nie jest już dzieckiem. I nie może obiecywać, że już będzie grzeczna, Azazela nie zdradzi a przyjaciół nie okłamie. To już zrobiła. Była niegrzeczna, zdradzała i kłamała i tak stała się dla siebie i pozostałych femme fatale. I właśnie teraz, jako ta kobieta fatalna, musi starać się przetrwać ten swój upadek i na gruzach swojego szczęścia starać się zbudować choćby tylko fundamenty przyszłości. Victoria jej w tym nie pomoże. Sama jest kobietą i nie wie, czy błędów Eweliny też by nie popełniła. 

Michał z wrażenia aż nieomal przysiadł na swoim tronie. Zdrada Eweliny została ujawniona. Miało to dla niego dobre i złe strony. Jednak tych dobrych było znacznie mniej. Nawet nie specjalnie ucieszył się tym, że ktoś utarł nosa smarkuli, tak zdołowana dla Michała będzie jeszcze mniej dostępna i szansa, że cokolwiek będzie mógł od niej utargować, spadła błyskawicznie do zera. Rozpad jej grupy, choć tak oczekiwany kiedyś, teraz, gdy już mu i tak nie groziła dymisja stał się nieomal obojętny, jeśli nie liczyć tego, że każde ich niepowodzenie, to jego drobna radość. Najbardziej ucieszyło go to, że Gabriel wreszcie ma jakieś realne problemy. Odrzuci Ewelinę, czy też ją sobie zostawi zawsze zrobi źle. Nie będzie już mógł się puszyć tą swoją odzyskaną męskością, bo Ewelina przypilnuje, żeby nie miał z kim się nią cieszyć. Nie stworzy mu przecież w nagrodę żadnej innej partnerki, tylko za to, że nie potrafił uszanować jej miłości. Nie pomoże Gabrielowi już w niczym. Przecież ktoś, kto odrzucił jej najgorętszą miłość, nie może liczyć, by sam mógł się takim uczuciem nadal cieszyć. 

- Jakie to będzie miłe z jej strony, że go teraz postara się zniszczyć. 

I tym, że tak może i powinna zrobić, już ucieszyła serce Michała, chociaż jego sympatii nadal nie zdobyła, bo on myśli tylko o Victorii.


  Spis treści zbioru
Komentarze (3)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
avatar
Biblijni upadli aniołowie i ziemskie upadłe kobiety, ich wzajemne splątanie, wezbrana rzeka słów o seksie, miłości i o władzy - a wszystko to panu Bogu w okno i psu na budę :(


Ma-sa-kra
avatar
To jedno wielkie popielisko. Wystarczy przeczytać ostatni akapit, by mieć tego pewność
avatar
Takie te przemiany
Od ściany do ściany!
© 2010-2016 by Creative Media
×