Przejdź do komentarzyCafe UFO 1
Tekst 101 z 255 ze zbioru: Arcydzieło
Autor
Gatunekfantasy / SF
Formaproza
Data dodania2022-02-18
Poprawność językowa
- brak ocen -
Poziom literacki
- brak ocen -
Wyświetleń550

O czy że to ja chciałem? Aha. Już wiem.

Wielką pardubicką skończyli my na betonie. Skończyliśmy na betonie. O, tak o wiele ładniej. To znaczy, doszliśmy do tego osiedla, gdzie w Prezydium wyznaczono nam lokalizację. Bloki były jakieś puste, ciemne, jakby zdawały się czuwać. U nas już dawno wstały by na swych łapach i poszły się umyć do oceanu, po rzęsistym deszczu z oleju. Żartowałem. Po kolei zapalały się światła.

Znaleźliśmy wreszcie nasz lokal. Klucze pasowały, zgrzytnął zamek. W środku nie było nic.

- Trzeba to będzie zagospodarować - zauważyłem.

Moja brygada rozlazła się po owym zsypie, czuć było że ten lokal to jakaś okropna lipa, i że dawno nie było tu gospodarza. Ale nie po to my tu przylecieli, żeby narzekać.

Administrator jeszcze spał. Nie było sensu go wybudzać. Skąd o tym wiedziałem? Przestudiowałem ludzkie obyczaje, a życie administratora w szczególności.

- Panowie - Zakomunikowałem. - Oto jest nasz lokal, w którym przyjmować będziemy gości, i dalej studiować zachowania istot zamieszkujących tą planetę. Proponuję wypić toast!

- Ale czym? - Zakwestionowali moją propozycję.

Sięgnąłem do plecaka. W termosie było jeszcze trochę herbaty. Bulgotu z tego niewiele, lecz na początek działalności w sam raz.

Potem złapaliśmy za zmiotełki. Po godzinie naszych 70 metrów kwadratowych lśniło jak kabaret w Dusseldorfie. Kuchnia, niczego sobie. Obejrzałem wyposażenie, stwierdzając że jesteśmy gotowi do smażenia frytek.

Przywieźliśmy ze sobą trochę złota, w dużych sztabach, posłużyły nam za taborety. Trzeba było odsapnąć.

- Ta podłoga jakaś goła - Zauważył Kmitek. Nasz naczelny budowniczy, który odzywał się zawsze w temacie. I zawsze miał rację.

- Beton...

- No właśnie.

- Przydało by się przykryć klepką.

- Klepka dobra, ale moim zdaniem najlepszy byłby parkiet. Co powiecie na srebrny, mocny glanc?

- Nie. To nie jest tutaj modne. Srebrny glanc mógłby wywoływać skojarzenia. A przecież nie chcemy być traktowani jak przybysze z kosmosu. Musimy się wtopić w tłum.

- No to zwyczajny parkiet. Ognista jesień. Oni tu mają różne rodzaje drewna.

- Proponowałbym coś bardziej pospolitego. Na przykład sosnowa deska...

- Eee tam. To głupie. Po co wycinać drzewa? Niech zostanie goła podłoga. Mnie się nawet podoba ten beton.

Nie doszliśmy do porozumienia. Ale mieliśmy czas.

Zapaliliśmy. Do koterby wrzuciłem pół kapelusza liści z ogrodu damy dworu, każdy przypiął nur luźnej trąby uwolnionej spod maski i wypełniliśmy przestrzeń aromatycznym chuchnidłem. Nury stłoczyły się gęściej, jak to po popaleniu. Od razu lgnie się w kierunku kompana i chce się być w węższym gronie.

Otwarliśmy okno. Tylko małą szparkę. Tyle, żeby wypuścić dyma dyskretnie, no i wytrzeźwieć.

  Spis treści zbioru
Komentarze (0)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
brak komentarzy
© 2010-2016 by Creative Media
×