Przejdź do komentarzyCafe UFO 40
Tekst 140 z 255 ze zbioru: Arcydzieło
Autor
Gatunekfantasy / SF
Formaproza
Data dodania2022-03-18
Poprawność językowa
- brak ocen -
Poziom literacki
- brak ocen -
Wyświetleń522

- Gdzie jest nasza eskorta? - Zapytałem.

- Nie wiem - Odpowiedział Sasina. - Kazałem im jechać przodem.

- A ten czołg?

- Tędy przemieszcza się nasza pancerna. To pewnie jakiś maruder.

Śmierdziało mi to jak karma dla psa. Poprosiłem grzecznie, żeby zatrzymał limuzynę.

- Chce ci się rzygać?

Nie odpowiedziałem. Kierowca zatrzymał samochód. I kiedy wysiadłem, puściłem się biegiem przez pola.

- Hola, hola! - Wołał za mną Podsekretarz. - Nie znajdziemy lepszego dublera. Musisz podpisać dokumenta. A potem, nie wiadomo. Może i tobie coś skapnie.

- Pierdolę waszą politykę - Warknąłem. I byłem już dostatecznie daleko, żeby zdjąć skafander. Założyłem go na stracha na wróble.

Limuzyna zatrąbiła. Stali jeszcze przez chwilę. Nie dałem się na to nabrać. Biegłem przed siebie, aż znalazłem następną drogę. I tak na przemian, raz biegłem, raz z podwózką. Aż se dobiegłem do morza. Tam zaokrętowałem się na statek.

Właśnie wychodził w morze.

- Cóż będziesz robił? Na statku nie ma miejsca dla marudy. Musimy ci znaleźć jakieś zajęcie - Poinformował Kapitan.

- Mogę pracować na kuchni. Zmywać naczynia.

Zaprowadzili mnie do kuchni. Gdzie działało już dwóch kucharzy. Gorąco było jak na Bermudach w czasie aktywności wulkanu. Ale wolałem tę robotę, niż udawać Premiera. Bowiem w skafandrze odczuwało się jeszcze większy gorąc.

- A gdzie że to płyniemy? - Zagaiłem do Kapitana, kiedy żem wyszedł na papierosa. Owiało mnie tam pięknie, lekko kołysało, ale zanosiło się na deszcz.

- Najpierw do Afryki. A potem Ameryka Południowa.

- Pasuje mi ten kierunek - Odpowiedziałem, spoglądając w kierunku brzegu, którego już wcale nie było widać.

Jedno co wam muszę powiedzieć, to to, że na statku kawa była przepyszna. I wcale nie chciało mi się piwa. Robota była nie mówię że ciężka. Chociaż, jak przyszedł sztorm, to musiałem się sporo nabiegać ze szmatą. Ale potem wyszło słońce. I miało się wrażenie, że jego promienie zamieniają się w pióropusz. I ja z tym pióropuszem paradowałem tam w te i wefte. Bo do roboty już przywykłem, gary były umyte, a ja miałem nawet kąsek czasu dla siebie.

  Spis treści zbioru
Komentarze (0)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
brak komentarzy
© 2010-2016 by Creative Media
×