Przejdź do komentarzyRozdział 2 W jedności siła!
Tekst 2 z 14 ze zbioru: Tom2 - Ścieżka Serca
Autor
Gatunekfantasy / SF
Formaproza
Data dodania2024-02-16
Poprawność językowa
- brak ocen -
Poziom literacki
- brak ocen -
Wyświetleń112

Bordowe owoce spadały z drzewa wprost do otwartej dłoni Rozalii. Wygodnie oparta o pień, leżała na miękkiej, kolorowej trawie i zajadała się soczystymi wiśniami. Z całego, ogromnego, przypałacowego ogrodu Motyli, ten kawałek należał do jej ulubionych. Oczywiście nie był to przypadkowy wybór. W sadzie jedzenia miała pod dostatkiem, wystarczyło tylko poprosić dowolne drzewo, a ono chętnie dzieliło się swoimi owocami. A wybór miała ogromny, bo rosły tu brzoskwinie, morele, liczi, czy krzaki muri, których kwaskowaty smak poznała dzięki Danielowi w czasie drogi na Wulkan. Drugim powodem był zapach, aczkolwiek w świecie wróżek wszędzie pięknie pachniało. Ale najistotniejsze było położenie sadu, który znajdował się naprzeciwko pałacu wróżek, a dokładnie jego głównego wejścia.

Rozalia obliczyła, że dwadzieścia drewnianych schodów prowadziło do szerokich drzwi, które stanowiły część rozległego, starego drzewa, bo właśnie tym stał pałac Motyli. Jego gałęzie pokrywały bujne liście, służące za ściany licznych pomieszczeń. Pokoje były przeznaczone dla gości wróżek, bo one dzięki czerpanej ze swoich ziem magii, nie potrzebowały snu. Tak przynajmniej twierdziły Motyle, ale czarodziejka miała inną hipotezę. Sama niewiele tu spała, bo nieustannie częstowano ją kwiatami z magicznej łąki dodającymi jej energii. Dlatego też uważała, że tak naprawdę sypialnie służyły wróżkom i ich kochankom. Jednego z nich nawet całkiem dobrze znała, co tylko utwierdziło ją w przekonaniu, że miała rację!

Pałac i otaczające go ogrody, od reszty świata wróżek odgradzały wysokie dęby pełniące funkcje muru, którego nie wolno im było przekraczać. Zabroniła im tego królowa Mirela. Oddała im ona do dyspozycji swoje ogrody, ale nie lubiła, gdy ludzie bez kontroli pałętali się po jej ziemiach. A nikt nie mógł ich oprowadzić, bo wszystkie wróżki przygotowywały się do Święta Kwiatów.

Od przegranej bitwy z czarnoksiężnikiem minęło trochę czasu – ile dokładnie, Rozalia nie wiedziała, bo podczas pobytu ludzi w świecie Motyli, czas w czterech Magicznych Krainach zwalniał. Ale zdążyła już pogodzić się z tym, że Anastol był jej ojcem i próbował ją zabić, gdy odbierał od niej swoją czarną magię, którą jak się okazało, ukradła mu jej matka.

Teraz jej głowę zaprzątało coś innego. Był to Lenard, który po swojej pierwszej, poufnej rozmowie z królową Motyli, bo później mieli ich jeszcze parę, na polecenie wróżki nie mógł im zdradzić, czego dotyczyła. Wtajemniczony został jedynie Sebastian. Po spotkaniu z Mirelą wrócił on jakoś podejrzanie zamyślony i poważny. Od tamtej pory obaj często szeptali między sobą. Oczywiście ona i Miriam próbowały uzyskać od nich jakieś informację, ale bezskutecznie. Natomiast Daniel tylko się z nich śmiał. Pomimo że partner nie zdradził mu sekretu, ten podszedł do tego wyjątkowo spokojnie. Uważał, że należało zaufać towarzyszą i uzbroić się w cierpliwość, bo tak jak obiecali, kiedy będą mogli, to im o wszystkim opowiedzą. Ale one dobrze wiedziały, że tak naprawdę książę chciał pokazać Sebastianowi, że nie bacząc na jego pokrewieństwo z Motylami i liczne tajemnice, jakie się z tym wiązały, on i tak go kochał. Dlatego on tam mógł sobie czekać, ale ich to nie pocieszało.

Miriam, jako ulubienica królowej, w czasie ich wielokrotnych spotkań próbowała podpytać ją o tę sprawę, ale jak na razie z marnym skutkiem. W tym samym celu, grzejąc się w promieniach wiecznego słońca, Rozalia z sadu obserwowała dom Motyli. Tylko to jej zostało po tym, jak Flora przyłapała ją na podsłuchiwaniu pod salą balową, gdzie dwór królowej czynił przygotowywania do Święta Kwiatów. Wróżka nawrzeszczała na nią i zakazała jej włóczyć się po pałacu.

– A ty znowu tutaj – stwierdziła Henrietta i usiadła obok czarodziejki.

Rozalia drgnęła lekko. Zamyślona i zapatrzona w pałac, nie zauważyła zbliżającej się przyjaciółki.

– Tak, ale wróżki tylko wlatują i wylatują, nic ciekawego się nie dzieje. A ty, gdzie byłaś?

– Trenowałam z Sebastianem i Danielem. Tracisz tylko czas, a tu jest co robić. Ja nadal próbuję przejść cały ogród, ale zaczynam podejrzewać, że powiększa się on magicznie. – Henrietta zaśmiała się cicho. – Jest cudny, a niektóre kawałki są wręcz nie do opisania. Lepiej dołącz do mnie!

Rózia wzruszyła ramionami. Następnie zerknęła z ukosa na czarną twarz towarzyszki, na której pojawiły się z wysiłku czerwone rumieńce. Kręcone, brązowe, z niebieskimi pasmami włosy, jak zawsze upięła w wysokiego kucyka, który teraz był potargany. Jej przezroczyste oczy patrzyły gdzieś w dal, co Rozalia przyjęła z ulgą. Nie przeszkadzało jej, że Henrietta była mieszańcem, ale starała się unikać jej przeszywającego spojrzenia, przed którym nie umiała się obronić, a sprawiało ono, że czuła się obnażona z myśli.

Henrietta szybko się odnalazła w drużynie. Gdy czarodziejka doszła do siebie po wydarzeniach na magicznej górze, otwarta Miriam już zdążyła się z nią zaprzyjaźnić. Chłopaki ciągle ciągnęli ją na treningi, które według nich były dużo ciekawsze z jej opanowaniem i darem znikania. Rozalia też ją polubiła, widząc, jak dwudziestojednoletnia dziewczyna radziła sobie z rok młodszym Lenardem, którego próbowała wychować.

– A gdzie jest nasza zakochana para? – zapytała Rozalia, zmieniając temat.

Mira i Rozalia rzecz jasna poprosiły nową przyjaciółkę, aby ta użyła swojej magii znikania i pomogła im dowiedzieć się, co knuje Lenard z Mirelą. Jednak ona w odpowiedzi tylko pokiwała przecząco głową. Z jej zwykle spokojnej twarzy nie dało się nic odczytać, ale nietrudno było się domyślić, że Henrietta coś wiedziała. One szanowały jej lojalność względem przybranego brata, dlatego postanowiły nie poruszać z nią więcej tego tematu, aby nie stawiać jej w kłopotliwej sytuacji.

– Udali się na spacer nad Rubinowy Wodospad.

– Piękne miejsce! A ty nie chciałaś iść?

– Owszem, zapraszali mnie. Ale nie dość, że jest to piękne miejsce, to też bardzo romantyczne. Nie chciałam im przeszkadzać.

Przyjaciółki zachichotały. Ich pobyt w świecie Motyli znacznie się przeciągnął, bo musieli poczekać na ostatniego wybrańca przepowiedni, aby razem z nim udać się do wyroczni. Chcieli poznać treść wróżby, bo zawarte w niej wskazówki podpowiedzą im, jak mogą pokonać czarnoksiężnika. Ale o dziwo nieprzepadający za tajemniczymi wróżkami Daniel i jego partner, w ogóle nie martwili się tym faktem. Jeśli tylko Sebastian nie knuł z Mirelą albo nie przebywał u swojej ciotki Hester, która tak jak on była uzdrowicielką, to para znikała gdzieś magicznie. Przyjaciele zostawiali ich w spokoju, aby mogli nacieszyć się sobą, bo nie wiadomo, co dla nich wszystkich los przygotował.

Chowając się za owocowymi drzewami, Lenard od tyłu zakradł się do dziewczyn. Obie podskoczyły, gdy wyskoczył znienacka.

– Wróciłem – przywitał się. – Tęskniłyście?

– Jesteś nienormalny – warknęła Rozalia.

– Uspokój się – upomniała go łagodnie Henrietta.

– Oczywiście matko – odparł Lenard, śmiejąc się i rozpychając się, usiadł między nimi.

Henrietta pokiwała głową nad głupotą, jak podkreślała w myślach, przybranego brata.

– Rozalio nic się n… – krzyknęła Miriam, biegnąc do przyjaciółki, ale urwała zdanie, gdy tylko zobaczyła Lenarda. – A ty tutaj? – zapytała, szczerze zdziwiona jego obecnością, bo dopiero co widziała go z Frydą po drugiej stronie pałacu.

– A gdzie miałbym być jak nie przy Rózi? Muszę się nią opiekować, żeby doszła do siebie po spotkaniu ze złym ojczulkiem – odpowiedział Lenard, bardzo poważnym głosem. Ale w jego błękitnych oczach pojawiło się rozbawienie.

Rozalia spojrzała na niego krzywo. Milczała, zastanawiała się nad jakąś kąśliwą ripostą, ale jak na złość nic nie przychodziło jej do głowy.

– No tak – odparła Mira niepewnie i usiadła naprzeciwko Rozalii.

– A Mirela, nic ci nie powie na temat naszych spotkań, bo nawet jej siostry guzik wiedzą! Mówiłem wam, żebyście nie drążyły sprawy. Obiecuję, że niedługo wszystkiego się dowiecie. Trochę cierpliwości!

W tej samej chwili Sebastian i Daniel, trzymając się za ręce, wyłonili się spoza drzew.

– Cierpliwość, to cnota, której księżniczka Krainy Słońca nie posiada – wyznał Sebastian i zaśmiał się, a książę mu zawtórował.

Zamykając krąg, mężczyźni usiedli na trawie między Henriettą a Mirą, wtedy ta ostatnia pokazała im język. Przyjaciele roześmiali się cicho.

– Co tak szybko wróciliście? – spytała Henrietta.

– No bo nad Rubinowy Wodospad przyleciały wróżki, żeby poćwiczyć układ taneczny z rosnącymi tam makami. Chcieliśmy zostać i popatrzeć, ale Flora nas przegoniła. Stwierdziła, że powinniśmy wracać do Magicznych Krain, bo czarnoksiężnik już tam na nas czeka, a jej tylko przeszkadzamy i ją denerwujemy. Aaa i jeszcze z dwadzieścia razy nam przypomniała, że nie lubi dzieci, czyli nas – odpowiedział, rozbawiony Sebastian.

– Wróżki, to wariatki, ale im bliżej Święta Kwiatów, tym jest z nimi gorzej – podsumował Daniel.

– Coś w tym jest. Fryda wpadła w histerie tylko, dlatego… – zaczął mówić Lenard, ale w słowo weszła mu Rozalia, która była wyczulona na imię amarantowego Motyla:

– A ty akurat byłeś wtedy obok i bohatersko pomogłeś się jej uspokoić!

Pozostali tylko uśmiechali się pod nosem, nikt nie odważył się wtrącić. Nie chcieli narażać się Rozalii, bo rzekomo zdarzało się jej tracić kontrolę nad swoją mocą, która uśpiona przez zwolenników czarnoksiężnika, a obudzona po przekroczeniu Rzeki Snów, teraz nie chciała jej słuchać. Przypadkiem zawsze miało to miejsce podczas wymiany zdań między nią a Lenardem, co ostatnio stało się już normą. Chłopak wręcz prowokował Rózię, wzbudzając w niej zazdrość z pomocą Frydy, która z kolei drażnienie rywalki traktowała, jak świetną zabawę. Jednak na razie nie przyniosło to oczekiwanego efektu. Rozalia może i nie ukrywała zazdrości, ale też nie wpadła mu w ramiona, jak to robiły jego inne adoratorki.

– Oczywiście, bo ja zawsze jestem bohaterski. Chętnie pomagam mojej przyjaciółce Frydzie! Dla ciebie też był to zrobił. Lepiej! Ja dla ciebie już to zrobiłem na magi… Aua… Rózia przestań! – krzyknął Lenard, gdy zesztywniały mu kończyny pod wpływem jej lodowatej magii, która szczypała go boleśnie po całym ciele.

Rozalia nabrała nerwowo powietrze nosem, później wypuściła je pomału ustami, przy okazji wyrzucając z siebie całą nagromadzoną złość. Już spokojna, wycofała swoją błękitną moc, uwalniając Lenarda, który szczękając zębami z zimna, odchylił lekko głowę i popatrzył na nią. W jej orzechowych oczach zauważył szalejące iskry zazdrości. Blady uśmiech triumfu zagościł na jego skostniałej twarzy.

– I znowu straciłam kontrolę nad magią. Ale nie przepraszam, bo przecież jesteś bohaterem, więc na pewno nie przeszkadza ci, że sobie poćwiczę na tobie! – oznajmiła z domieszką ironii Rozalia.

To nie był pierwszy raz, kiedy Rózia zaatakowała go swoją magią. Jednak Lenardowi to w ogóle nie przeszkadzało. Wiedział, że robiła to rozważnie, bo tak naprawdę nie chciała zrobić mu krzywdy, ale przez samotność, na jaką ją skazano w Krainie Mgły, teraz nie radziła sobie z miłością do niego. Wystarczyło tylko cierpliwie poczekać, aż wieczne słońce ogrzeje jego zmarznięte ciało. Gdy po chwili doszedł do siebie, znienacka pocałował Rozalię w śnieżnobiały policzek, który momentalnie zapłonął.

– Kochanie, warto trochę pocierpieć, aby nacieszyć oczy twoją śliczną, zezłoszczoną buzią, na której widzę wymalowane gorące uczucie do mnie – wyznał szczerze Lenard.

– Nie pochlebiaj sobie…

Pozostali wojownicy długo powstrzymywali się od śmiechu, ale w końcu nie wytrzymali i równocześnie wybuchli głośnym śmiechem, zagłuszając nadal kłócącą się parę.

Henrietta z satysfakcją przyglądała się bratu. Od zawsze koło Lenarda kręciło się mnóstwo dziewczyn, które przyciągał jego czarujący, niespotykany wygląd mieszańca. Czarne, nastroszone włosy, delikatnie opalona skóra i błękitne oczy. To, co dla innych było przekleństwem, on zamienił w dar. Jej zdaniem od tego uwielbienia przewróciło mu się trochę w głowie. Dlatego niecierpliwie wyczekiwała tego dnia. W końcu widziała go tak naprawdę zakochanego, i to w dodatku w dziewczynie, której z trudem, ale udawało się jej opierać jego czułym słówkom i słodkim oczom, co według Henrietty bardzo dobrze mu zrobiło. Jednak mimo wszystko cieszyło ją, że wybranka brata odwzajemniała jego uczucia, bo to dobry chłopak, który nigdy nie odmawiał pomocy innym, ale należało go nieco wychować.

Kiedy tylko wojownicy znaleźli się w świecie wróżek, Rozalia szukała z nią kontaktu. Próbowała dyskretnie ją wypytać o Lenarda, ich relację i jego inne przyjaciółki. Od razu znalazły wspólny język i się polubiły. Wiele je łączyło. Obie były sierotami i dużo przeszły w życiu. Henrietta nic przed nią nie ukrywała i nie usprawiedliwiała zachowania brata. Wyznała jej, że Lenard nie obiecywał nic żadnej dziewczynie, wręcz mówił im otwarcie, że nie nadaje się do związku. Jednak większość z nich i tak się łudziła, że gdy się on wyszaleje, to one zostaną tą jedyną. Zaznaczyła też, że ją traktuje poważnie, a ona wiedziała to, bo dobrze znała Lenarda i wnioskowała to z jego zachowania. Jako naoczny świadek jego chyba wszystkich miłostek, miała spore porównanie.

– Królowa chce was widzieć za piętnaście minut w swoim gabinecie! – krzyknął nagle dziewczęcy głos, który z trudem przebił się przez hałaśliwych gości.

Wojownicy momentalnie zamilkli i unieśli głowy do góry, bo to właśnie stamtąd dobiegł do nich wrzask. Patrzyli z krzywymi minami na wróżkę, która unosząc się w powietrzu, zatrzymała się niedaleko nich. Motylkowe, ogniste skrzydła trzepotały gwałtownie jej na plecach. Na ich ludzkie oko była to osiemnastoletnia dziewczyna. Jej hojnie pokryta piegami blada skóra, idealnie pasowała do upiętych w kok, rudych włosów. Natomiast oczy i sukienkę z żywych, nieznanych im kwiatów miała w kolorze czarnym, jak nieprzenikniony mrok.

– Irmo, po co tak wrzeszczysz? Przecież głusi nie jesteśmy – powiedział Lenard.

– Naprawdę? A ja myślałam, że jesteście, skoro drzecie się tak, że słychać was, aż do sali balowej – fuknęła wróżka.

– Waszym świecie czas prawie nie istnieje, więc skąd mamy wiedzieć, że minęło piętnaście minut? – zapytał książę, zaskoczony jej wcześniejszymi słowami.

– Nie wiem, ile to jest. To wy, ludzie tak często mówicie – przyznał zmieszany Motyl i odleciał w kierunku pałacu.

Gdy tylko wróżka znikła im z oczu, Miriam pożaliła się towarzyszą:

– Wredna ta Irma! Przed chwilą byłam na spacerze z Mirelą i ją spotkałyśmy, to tak na mnie patrzyła, jakbym jej przeszkadzała. A jak ją o coś zapytałam z uprzejmości, to odwarknęła mi w odpowiedzi. Królowa tylko się śmiała z jej niegrzecznego zachowania.

– Wiem, że one wszystkie się tu nazywają siostrami, ale jest rudowłosa jak ty Sebastianie. Jesteście spokrewnieni? – zapytał Lenard.

– Nic mi na ten temat nie wiadomo. Ale nawet jeśli, to się tym w ogóle nie przejmuj i bierz się śmiało. Zauważyłem, że lubisz takie pyskate dziewczyny – zażartował na koniec uzdrowiciel, rozśmieszając tylko mężczyzn.

Henrietta prychnęła głośno, a Miriam pokazała na niego palcem, którym następnie postukała się w czoło. Sebastian wiedział, że przesadził. Czuł na sobie lodowate spojrzenie Rozalii, którego teraz unikał, aby jej jeszcze bardziej nie prowokować do użycia magii. Natomiast Lenard bez strachu pospieszył z odpowiedzią:

– Nie dziękuję. Ja już oddałem serce, i to największej złośnicy, jaką znam.

Lenard obiema rękami rozczochrał bujne włosy. Później utkwił błyszczące oczy w Rózi, która zawstydzona jego wyznaniem, spuściła głowę i ukryła w dłoniach jeszcze bardziej czerwone policzki.

– Irma jest po prostu zazdrosna – poinformowała ich Henrietta.

Zrobiło się jej żal Rozalii, dlatego postanowiła się wtrącić, zmieniając temat. Nie zawiodła się, bo uwaga ciekawskich przyjaciół momentalnie przeniosła się z czarodziejki na nią.

– O co? – spytał Daniel.

– Chciała opuścić świat wróżek i pomóc nam pokonać czarnoksiężnika, ale królowa się nie zgodziła – odpowiedziała Henrietta.

– Opryskliwemu Motylowi marzą się przygody – skomentował Lenard.

– Dlaczego jej odmówiła? A ukochana przez wróżki wolna wola? – zapytał prześmiewczo Daniel.

– Skąd to wiesz? – zapytały równo Mira i Rozalia.

– Jestem lepszym szpiegiem od was dziewczyny – stwierdziła Henrietta, na co wszyscy zachichotali. – Z tego, co podsłuchałam, to ona jest za młoda, żeby o sobie decydować. Poza tym Mirela powiedziała, że oby jej czas nigdy nie nadszedł, bo to będą czarne dni dla świata Motyli. Irma pytała królową o szczegóły, ale ta oczywiście milczała na ten temat.

– U Motyli tajemnica goni tajemnice – skwitował Daniel, a pozostali mu przytaknęli. – Sebastianie, a może tobie Rubi wspominała coś o tym? – zapytał i pogłaskał czule kciukiem partnera po wierzchu dłoni.

Uzdrowiciel milczał przez chwilę, jakby się zastanawiał nad odpowiedzią.

– Nie przypominam sobie, a coś takiego na pewno bym zapamiętał. Ale wiem, że wróżka może stąd odejść dopiero po osiągnięciu wieku dojrzałości. Nie mam pojęcia, ile to jest w ich świecie i jak on to w ogóle liczą. Czy od lat życia? Czy może od lat ich pobytu tutaj? – Wzruszył ramionami. – Ale pamiętajcie! Nigdy nie pytajcie Motyla, ile ma lat. No, chyba że chcecie go zdenerwować. To jest ich największa tajemnica! – Przyjaciele ponownie zachichotali. – Jak byłem mały, to spytałem o to matkę. Jej mordercze spojrzenie do dziś wraca do mnie w koszmarach. – Sebastian roześmiał się na wspomnienie z dzieciństwa.

– Twoja matka opuściła Motyle dla mężczyzny z Krainy Słońca, dlatego ty urodziłeś i wychowałeś się w naszym świecie. – Sebastian przytaknął na słowa księżniczki. – Gdy byliśmy tu za pierwszym razem, to Fryda powiedziała, że dziecko wróżki wychowuje się tam, gdzie chce jego matka. Czyli gdzie?

– To jest dość złożona sprawa. Jeśli dziecko jest czystej krwi, to zostaje w tym świecie, a przy mieszanej zawsze decyduje matka. Niektóre dziewczynki wychowują się tutaj, ale najczęściej, zanim ziemia obdarzy je skrzydłami, na nasz czas, to mają wtedy około trzy lata, Motyle wysyłają córki do ojców. W Magicznych Krainach czasami ojciec, szczególnie jeśli sam nie posiada mocy, nie poczuwa się do odpowiedzialności, aby zająć się dzieckiem. Wtedy w najlepszym wypadku trafia ono do rodziny, a w najgorszym kończy w sierocińcu.

– Dlaczego wróżki to robią? Nie kochają swoich dzieci, gdy te nie są czystej krwi? – zapytała gniewnie Henrietta.

Lenard opiekuńczo położył rękę na ramieniu siostry. Zanim w wieku dwunastu lat Henrietta zamieszkała z jego rodziną w mieście Nahran, po śmierci rodziców siedem lat spędziła w sierocińcu w Krainie Mgły. Tam mieszańcami nikt się nie przejmował. Jedni się ich bali, inni prześladowali. Jej pomógł przetrwać dar znikania, ale nie każdy miał tyle szczęścia. Razem z nią przebywało tam wiele dzieci z odmiennym wyglądem i co najmniej dwóch małych czarodziejów, w których obronie nieraz stawała.

– Spokojnie – powiedział łagodnie Sebastian.

– Przepraszam – wybąkała Henrietta i parę razy otarła się nerwowo policzkiem o dłoń Lenarda. Brat szepnął jej coś do ucha, co ją uspokoiło.

– Motyle robią to właśnie dlatego, że kochają swoje córki. Jeśli dziecko zostaje przy matce, zna tylko ten świat i tym samy ciągnie je do miejsca pochodzenia ich ojca. Jednak kiedy wróżka ma już skrzydła i postanowi stąd odejść, to może odwiedzić swoje siostry, ale zdarzało się, że chciały wrócić na stałe, a na to z kolei nie pozwala im magia ziemi. Natomiast gdy dziewczynka wychowuje się w innym świecie i później przyłącza się do Motyli, to posiada wiedzę na temat tych dwóch światów. A więc matki odsyłają córki, aby dać im szanse na świadomy wybór. Czy to dobrze?

Sebastian westchnął głośno i zamilkł na chwilę, zastanawiając się nad odpowiedzią. Przyjaciele milczeli, nie poganiając go.

– Sam nie wiem. Wszystko zależy od czarodziejki, ojca i matki, dlatego to takie skomplikowane. Zdecydowanie łatwiej jest tym dziewczynką, które są pod opieką ojca albo rodziny, bo w swoim czasie ma kto im to wytłumaczyć. Niektóre tu wracają i są szczęśliwe, a inne odchodzą, bo nie umieją żyć według panujących tu zasad. Często jest też tak, że czują się porzucone, bo nie rozumieją intencji swoich matek. Tak jest zazwyczaj z tymi zdanymi tylko na siebie. Samotna czarodziejka, bez odpowiednich wzorców, i to nie tylko z magią mgły, nierzadko wybiera ścieżkę zła. Na to wróżki mają jedną odpowiedź, z którą ja się nie zgadzam, jest nią oczywiście wolna wola. Dla jasności, Motyle nie zajmują się tu robieniem dzieci. Fryda chciała mieć ze mną córkę, ze względu na moje pochodzenie, ale większość z nich ma dzieci z miłości. Wróżki są potrzebne, bo opiekują się przyrodą w niezliczonej liczbie światów, więc pracy mają niemało. W Magicznych Krainach takich odesłanych dzieci nie ma jakoś bardzo dużo, bo ogólnie czarodziejów jest u nas mniej niż zwykłych ludzi, a za sierotami stoją różne historie, na co dowodem jest Henrietta i Rozalia. Poza tym Motyle zostają siostrami, nawet jak, stąd odejdą. Zdarza się, że wróżki poza tym światem zajmują się dziećmi swoich sióstr. Przez mój dom przewinęło się parę sierot, a większości z nich została porzucona przez magicznych ludzi z bocznej linii pokrewieństwa z Motylami. A dwie z nich, to nawet spotkałem w gabinecie u Mireli. – Sebastian uśmiechnął się szeroko. – Są tu bardzo szczęśliwe i wdzięczne mojej rodzinie za pomoc.

– Trochę to pokręcone, ale jakiś sens w tym jest. Zresztą czego innego można się spodziewać po wróżkach. Ale mówisz o dziewczynkach, a chłopcy też się przecież rodzą. I skoro są dzieci czystej, wróżkowej krwi, to gdzie są mężczyźni? – zapytał Daniel i zrobił wielkie oczy, bo do głowy wpadł mu pomysł. – Te wredne istoty zamieniają ich w magiczne kwiaty! Ja bym się nie zdziwił!

Pozostali wojownicy wybuchli głośnym śmiechem. Daniel czekał spokojnie, aż się uspokoją.

– Nic z tych rzeczy – zaprotestował po chwili Sebastian, wycierając palcami oczy z łez śmiechu. – Mężczyzn poznacie w Święto Kwiatów. A chłopców dla ich dobra wróżki muszą odsyłać. Oni to dopiero muszą czuć się porzuceni, bo o tym, dlaczego tak się dzieje, nikt im nie tłumaczy. Motyle wstydzą się słabości swojej rasy i wolą o tym zapomnieć. Dla mnie osobiście ta historia też nie jest za miła, bo moja rodzina miała w tym swój nieskromny udział. Ale o tym opowiem wam innym razem. Lepiej już, choćby, bo Mirela na pewno już na nas czeka – dodał wymijająco na koniec i wstał.

Niepocieszeni wojownicy pokiwali tylko głowami i wstali posłusznie.

– A królowa ma dzieci? – wypaliła Rozalia.

– Yhm – odparł Sebastian.

– A gdzie one są? – spytała Miriam.

Uzdrowiciel wzruszył ramionami.

– Tam, gdzie sobie życzy ich matka – odpowiedział im kobiecy głos.

Głowy wojowników znowu odruchowo powędrowały ku górze. Leciała do nich czarnoskóra, z amarantowymi oczami, włosami i skrzydłami wróżka, ubrana w suknie z bladoróżowych listków. Zatrzymała się przednimi, parę centymetrów nad ziemią.

– Czy Irma poinformowała wam, że w końcu przybył kolejny wybraniec i czeka na was w gabinecie królowej? – dodała Fryda.

– Nie – zdziwiła się Henrietta. – Mówiła, tylko że za piętnaście minut królowa chce nas widzieć w swoim gabinecie.

Fryda na wzmiankę o piętnastu minutach zmarszczyła czoło, ale nie skomentowała słów swojej siostry, tylko zatrzepotała motylkowymi skrzydłami i ruszyła w stronę pałacu. Goście musieli biec, aby za nią nadążyć.

– Ile dzieci ma Mirela? Gdzie one są? – drążyła temat Miriam, choć tak jak jej przyjaciele wątpiła, że usłyszy odpowiedź.

– Królowa ma troje dzieci, które przebywają w różnych światach. Jedna córka bardzo, bardzo nieudana. Druga całkiem dobrze się zapowiada. Natomiast syn jest wprost idealny, ale niestety rzadko nas odwiedza! – odpowiedziała chętnie Fryda, czym zaskoczyła gości.

Daniel i Rozalia popatrzyli wymownie na siebie. Obydwoje pomyśleli o tym samym. Na pewno wszystkie wróżki – na czele z Frydą – chciałyby mieć z nim dziecko, dlatego biedak omijał ich świat szerokim łukiem.

Gdy po chwili stanęli przed trzymetrowymi, drewnianymi drzwiami, te otwarły się magicznie. Po ich przekroczeniu znaleźli się w dużym i bardzo wysokim przedsionku. Jego ściany i podłogę pokrywały wielkie, żółte liście, które nie niszczyły się, mimo że oni ciągle po nich chodzili. Na środku znajdowały się szerokie, uformowane z gałęzi schody prowadzące na wyższe piętra do sypialni. Po ich prawej stronie, w głębi pomieszczenia było wejście do sali balowej. To tam bez słowa poleciała Fryda. Natomiast oni ruszyli na lewo, wąskim korytarzem, którym doszli do gabinetu królowej. Dobiegały z niego krzyki Flory i nieznajomej im kobiety. Wojownicy zgodnie przystanęli przed zamkniętymi drzwiami i popatrzyli niepewnie po sobie. Żadne z nich nie było chętne, aby dołączyć do kłócących się kobiet.

– Adelo, przesadzasz. Przecież istoty Viryave pomagają zagubionym wędrowcom, więc tylko spełniłaś swoją powinność! – krzyknęła lekceważąco Flora.

– Przypominam ci, że ty też wywodzisz się od istot Viryave, a więc powinnaś wysłać mi wiadomość przez ptaka, których macie tu...

– Daruj sobie i tak mnie to nie obchodzi! – wtrąciła Flora.

Adela jęknęła głośno i wyleciała z gabinetu jak oparzona.

Wojownicy w ostatniej chwili przywarli ciałami do miękkiej ściany. Uratowało to ich przed zderzeniem się – jak wywnioskowali z rozmowy – z przyrodnią siostrą Flory, która to miała sprowadzić ostatniego wybrańca przepowiedni. Niebieska, rozmazana poświata, która musiała być istotą Viryave, tworząc silny podmuch wiatru, jak strzała przefrunęła obok nich.

– Histeryczka! – krzyknęła Flora za siostrą.

Wojownicy zaglądnęli niepewnie do gabinetu. Znudzona Mirela siedziała na tronie, ubrana w suknie z fioletowych fiołków i pasujący do niej wianek, który zdobił jej falowane, złote włosy. Rozbawiona Flora stała tuż obok i niedbale opierała się łokciem o oparcie krzesła. Czarnoskóra wróżka wystroiła się w drobne tulipany, które były w takim samym niebieskim odcieniu, co jej skrzydła i lekko skośne oczy. Gdy tylko królowa zauważyła swoich gości, ożywiła się i ręką zaprosiła ich do środka.

Za każdym razem, gdy wchodzili do niewielkiego, półokrągłego pokoju, robił on na nich ogromne wrażenie. Przyjaciele czuli się, jakby przenosili się do nieba, bo jego podłogę i ściany pokrywały prawdziwe, puchate chmury, a ich kolor zmieniał się w zależności od nastroju Mireli. Zanim do niego weszli, zdobiła je czerwień, a teraz już były jasnoszarej barwy. Jednak główną rolę odgrywał tu sufit – jak im opowiadała właścicielka tego gabinetu – był on zaczarowanym oknem na wszystkie istniejące światy. Teraz mieli je na wyciągnięcie ręki. Niezliczone, różnych kształtów, wielkości i kolorów gwiazdy migotały i poruszały się po ciemnym tle, które co pewien czas zmieniało swoją perspektywę, ukazując jedną z wielu stron magicznego nieba. Najzwyklejsze, jak na ten pokój stanowiło jego minimalistyczne umeblowanie. Wyczarowane z białych róż, składało się z dziesięciu krzeseł ustawionych przed tronem i biurkiem królowej.

Tylko jedno miejsce było teraz zajęte, a siedział w nim mieszkaniec Krainy Pustyni. Gdy tylko Ren zobaczył ich, poderwał się do góry i podszedł do Henrietty i Lenarda.

– Coś czułem, że cię tu spotkam – przyznał buntownik i uścisnął się z Lenardem, z jak najlepszym przyjacielem. – A ty nadal go pilnujesz, aby nie wpadł w tarapaty. – Ostatnie zdanie powiedział do Henrietty i również przytulił się z nią.

Reszta wojowników zachichotała. Lenard spojrzał na nich i udał oburzenie.

– Już za późno. Zresztą, on sam jest chodzącym kłopotem – skwitowała Henrietta, co znowu rozbawiło obecne w gabinecie osoby.

– To jest Ren, buntownik z Czerwonej Pustyni. – Lenard przedstawił go towarzyszą. Następnie, pokazując ręką na każdego ze swoich przyjaciół, dokonał ich prezentacji. – Książę Daniel z Krainy Słońca, jego siostra księżniczka Miriam, Sebastian uzdrowiciel i Rozalia nasza niby wybawicielka, czarodziejka, ale o tym to później.

Ren uśmiechnął się nieśmiało i zgodnie ze zwyczajem panującym w czterech Magicznych Krainach kiwnął głową na powitanie. W odpowiedzi wojownicy uczynili to samo.

– Cudownie! Skoro już się znacie, to możecie ruszać do wyroczni. Szczęśliwej drogi i nie wracajcie za szybko – stwierdziła złośliwie Flora.

– Nie! Moim życzeniem jest, aby zostali na Święto Kwiatów – rozkazała Mirela.

Lenard i Sebastian zgodnie pokiwali głowami. Pozostali milczeli. Wiedzieli, że nie mieli w tej kwestii nic do powiedzenia, bo wszystko już dawno zostało uzgodnione między tą trójką.

Tak jak wcześniej jej siostra, Flora jęknęła i obrażona wyleciała z gabinetu. Mirela obojętnie patrzyła za swoją doradczynią.

– To prawda, że Aida znalazła Zakazaną Księgę i pomogła obudzić czarnoksiężnika? – wypalił zniecierpliwiony Ren.

– Niestety, ale tak – wyznał smutno Lenard.

W czarnych oczach Rena pojawił się wyraźny ból.

– Mamy jeszcze szanse pokonać Anastola. Tak jak my, ty też jesteś wybrańcem przepowiedni – powiedział optymistycznie Daniel.

– Po to tu przybyłem!

– W jedności siła! – podsumowała Mira i podskoczyła z radości. Następnie podeszła do Rena i wzięła go pod ramię. Niska i trochę zaokrąglona księżniczka wyglądała przy nim jak mała dziewczynka. – Pokażę ci świat Motyli. Może Rubinowy Wodospad? A po drodze w tajemnicze cię we wszystko, co się wydarzyło do tej pory.

Ren był tak oszołomiony otwartością księżniczki, że poszedł z nią posłusznie. Daniel zazgrzytał zębami ze złości. W porównaniu do jego siostry jemu nowy towarzysz się nie spodobał. Gdy para znikła za drzwiami, Mirela i pozostali wojownicy się roześmiali.

  Spis treści zbioru
Komentarze (0)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
brak komentarzy
© 2010-2016 by Creative Media
×