Przejdź do komentarzyRozdział 3 Święto Kwiatów
Tekst 3 z 14 ze zbioru: Tom2 - Ścieżka Serca
Autor
Gatunekfantasy / SF
Formaproza
Data dodania2024-02-23
Poprawność językowa
- brak ocen -
Poziom literacki
- brak ocen -
Wyświetleń151

– Fryda to chyba złośliwie przydzieliła ci ten pokój – stwierdziła Henrietta, podziwiając widok z okna w sypialni Rozalii.

Ren nie mógł się z tym nie zgodzić. Stał obok niej i ze zmarszczonym czołem, patrzył na chyba najbrzydszy kawałek przypałacowego ogrodu Motyli. Podczas bardzo długiego spaceru, Miriam ze szczegółami opowiedziała mu o ich podróży i wydarzeniach na Wulkanie – uwzględniając fragmenty opisujące miłosne poczynania Lenarda. Ren nie był tym w ogóle zdziwiony, bo znał przyjaciela od tej strony. W Krainie Pustyni również zostawił po sobie wierne grono wielbicielek. Słyszał też plotki, że kiedy Aida poznała Lenarda w mieście Nahran, to na początku połączyło ich coś więcej niż tylko przyjaźń. Było to, zanim buntowniczka ich sobie przedstawiła. Czy to była prawda? Tego nie wiedział, bo nie miał odwagi zapytać. Jednak obawiał się, że tym razem Lenard przesadził, bo Fryda i Rozalia nie należały do zwykłych dziewczyn, a granie na ich uczuciach, mogło mieć dla niego opłakane skutki.

Rozalia westchnęła głośno. Gdy pierwszy raz tu weszła i spojrzała przez okno, to już podejrzewała, że nie bez powodu dostała właśnie tę sypialnie. Całe czarne rośliny z grubymi, pokrytymi kolcami łodygami i kielichami wielkości dorosłego człowieka, leżały na przegniłej trawie. Nie dość, że wyglądały na zwiędnięte, to do tego smętnie pojękiwały, jakby je torturowano. Ich zapach też pozostawiał wiele do życzenia. A kiedy zobaczyła, jakie widoki ze swoich pokojów mieli jej towarzysze, to już wiedziała, że Fryda chciała jej dopiec

Miriam mogła podziwiać biało pozłacane róże przypominające jej dom. Daniel i Sebastian, jako para zajęli jedną sypialnię z widokiem na żółte i błyszczące jak gwiazdy na ciemnym niebie kaczeńce. Lenard – jak jej chętnie powiedziała Fryda, choć Rozalia jej o to nie prosiła – rozgościł się w swoim ulubionym pokoju. Jego okno wychodziło na niskie, ametystowe krzaki bzu otaczające kwiaty na cienkich, rudych łodygach z kielichami składającymi się z małych, pomarańczowych kuleczek. Podskakiwały one wysoko, aż do błękitnego nieba i opadały na dół, głośno przy tym, chichocząc. Widok ten opisała jej Miriam, bo ona nie miała ochoty wchodzić do gniazda kochanków. Z kolei Henrietta i Ren dostali pokoje obok siebie i mogli z nich oglądać dębowy park z kamiennymi rzeźbami Mireli, Aureli, Bogini Celesty i całej reszty magicznej arystokracji. Stały one na niskiej, złotej trawie, wzdłuż wielu wąskich alejek.

– Ciekawe, dlaczego to zrobiła? – zachichotała Miriam, leżąc na olbrzymim łóżku z turkusowych chabrów, które zajmowało większość część niedużej sypialni. Spoważniała, gdy napotkała karcące spojrzenie przyjaciółki i dodała szybko. – Niefortunnie wyszło, że królowa kazała się nami zająć akurat Frydzie.

Rozalia wzruszyła ramionami. Oparta o dużą szafę z cienkich gałęzi, siedziała na miękkiej podłodze z liści paproci między dziwnie spiętym Sebastianem a z troską wpatrzonym w niego Danielem. Przyjaciele niecierpliwie wyczekiwali posłańca mającego ich zaprosić do sali balowej na Święto Kwiatów. Byli bardzo ciekawi, jak w świecie Motyli celebruje się ten dzień.

Myśli Rozalii już wędrowały na przyjęcie. Jako jedyna z całego towarzystwa nigdy wcześniej nie uczestniczyła w obchodach z okazji Święta Kwiatów – zresztą w innych też nie – dlatego była bardzo podniecona. Wiedziała, że we wszystkich czterech Magicznych Krainach był to dzień wolny od pracy, w który ludzie dziękowali Bóstwom i przyrodzie za dary, jakimi ich obdarowano. W Krainie Mgły król, aby uczcić ten niezwykły czas, również organizował wystawny bal. Natomiast zwykli mieszkańcy gromadzili się na ulicach i wspólnie oddawali się zabawie, tańcząc tańce urodzaju w magicznej mgle – to ona użyźniała glebę, mnożąc ich plony. Tak przynajmniej opowiadał jej jeden z nauczycieli. Ona spędzała ten czas samotnie, czytając na szczycie najwyższej wieży pałacu, skąd późnym wieczorem obserwowała z okna pokaz zaczarowanej mgły. Wyjątkowo unosiła się ona wtedy do góry i w formie ruchomych obrazów prezentowała, jak to Bóstwa tworzyły ich świat. Ten cudny widok dopełniały radosne śpiewy ludzi, podobno słuchane nawet przez twórców Magicznych Krain.

Jednak czarodziejka marzyła, aby spędzić ten czas, bawiąc się z innymi ludźmi. Dlatego z zazdrością słuchała opowiadającej Miriam, jak to w Święto Kwiatów jej ojciec wydawał nudny bal maskowy, co ją kompletnie nie interesowało. Ona czekała tylko na okazję, aby wymknąć się z pałacu do pobliskiej wioski na zabawę pod gołym niebem. Tego dnia w krainie wiecznego słońca świeciło ono najmocniej, wysyłając na ziemię obfity deszcz złotych promieni, w których ludzie tańczyli i śpiewali dla Bóstw oraz przyrody. Późnym wieczorem, gdy dar Wulkanu lekko przygasał, jak po burzy na bladym niebie pojawiała się przepiękna, pełna intensywnych kolorów tęcza towarzysząca im już do rana. Mira z wypiekami na jasnej twarzy mówiła o chłopcach, ale gdy doszła do fragmentu, w którym flirtowała z pewnym przystojnym wędrowcem z Krainy Lodu, urwała nagle. Mordercze spojrzenie Daniela, który do tej chwili z kamienną twarzą tylko przysłuchiwał się siostrze, zakończyło ten jakże interesujący dla przyjaciółek temat.

Z zamyślenia Rozalię wyrwało nagłe i bardzo gwałtowne otwarcie się na oścież drewnianych drzwi. Oczy znudzonych wojowników instynktownie powędrowały w tamtą stronę.

Do sypialni bezceremonialnie wleciała Fryda, wystrojona w obcisłą, długą suknię bez ramiączek, wyczarowaną z jasnoróżowych margaretek oraz wianek do pary. Za nią wszedł Lenard, ubrany w eleganckie buty, spodnie i tunikę zapinaną na srebrne guziki w kształcie drzewa. Granatowy kolor odświętnego stroju podkreślał jego duże, błękitne oczy. Czarne włosy musiał dopiero co rozczochrać, bo sterczały mu na wszystkie strony. Wyglądał czarująco, aż Rozalii zakręciło się w głowie.

– A wy jeszcze nie gotowi? – spytał Lenard.

Wyraźnie zdziwieni wojownicy oderwali wzrok od wytwornego przyjaciela i popatrzyli po sobie. Ubrali się w czyste stroje bojowe składające się z wygodnych, prostych spodni i katany – u Rena była ona przewiązana w talii sznurkiem, a u reszty zapinała się na gładkie guziki. Ten Miry i Rózi był w kolorze czarnym, Daniela i Sebastiana ciemnobrązowy, Rena grafitowy, a Henrietty granatowy i również musiał zostać uszyty przez matkę Lenarda. Rozalia od razu to zauważyła, bo gdyby nie niedbałe zaszyte rozcięcie na prawym rękawie chłopaka – co było pamiątką po spotkaniu z wojownikiem mistrza – to ich stroje byłyby identyczne.

– Ale my nie mamy przy sobie odświętnych strojów. Szykowaliśmy się do walki, a nie na tańce – tłumaczył się zmieszany Daniel, jakby bał się, że ktoś z obecnych pomyśli, że on przyszły król nie znał dworskich zasad. A prawda była taka, że książę zawsze robił to, co od niego wymagało jego pochodzenie, ale od kiedy opuścił Krainę Słońca i poznał nowych przyjaciół, pozwolił sobie trochę wyluzować. Chociaż na chwile mógł zapomnieć o swoim przeznaczeniu.

– Spokojnie waszych pokojach też czekają – Lenard obiema rękami przejechał po materiale tuniki – takie oto stroje. Właśnie wracamy z Frydą z sali balowej i widziałem, że goście już przybywają, więc idźcie się szybko przebrać i dołączmy do nich – zakomunikował entuzjastycznie.

Przy okazji zaspokoił ciekawość Rozalii, bo już od dłuższego czasu głowiła się, gdzie on się znowu podział, bo z kim zaginął, to akurat dobrze wiedziała.

– Mirela kazała mi panienkami zająć się osobiście. A wy wypad! – warknęła Fryda, poganiając ociągających się chłopaków.

Sebastian, Daniel i Ren nie ośmielili się dyskutować z nerwową wróżką. Dla spokoju postanowili się przebrać, dlatego wyszli potulnie. Natomiast wyluzowany Lenard podszedł do Rozalii i kucnął przy niej.

– Rózio, mogę prosić o pierwszy taniec? – zapytał, a zrobił to na tyle głośno, że wszyscy w pomieszczeniu usłyszeli.

Wyczekujące odpowiedzi spojrzenia wpatrywały się w parę. Miriam nawet wstała z łóżka, żeby lepiej widzieć i słyszeć.

Policzki Rozalii i Frydy poczerwieniały, ale każdej z innego powodu. Czarodziejka była skrępowana prośbą chłopaka. Nie planowała tańczyć, bo zwyczajnie nie umiała tego robić, ale nie zamierzała zmarnować okazji, aby odegrać się na wrednej wróżce. Nieśmiało patrząc Lenardowi w oczy, przytaknęła. Zadowolony chłopak wstał i nie oglądając się na pozostałe panie, wyszedł za przyjaciółmi. Natomiast Motyl zazdrością wymalowaną na twarzy, oczami odprowadził go do drzwi. Henrietta i Mira wymownie uśmiechnęły się do siebie. Obie całym sercem popierały związek Rózi i Lenarda.

– Wyglądacie okropnie! Dużo pracy mnie czeka – stwierdziła złośliwie wróżka i uśmiechając się krzywo, wyczarowała lustro z amarantową, zdobioną liśćmi ramą. Było ono tak duże, że do reszty zagraciło pokój, w którym stało jedynie obszerne łóżko i szafa, tak samo, jak i w pozostałych sypialniach pałacu Motyli.

– Ja nie mam zamiaru ubierać się w żadną su… – Henrietta podejrzewała, co ją zaraz czeka, dlatego zaczęła protestować. Ale nie zdążyła nawet dokończyć zdania, a już otuliła ją amarantowa mgła. W okamgnieniu wojowniczka została ubrana w zwiewną suknię z przepięknych, pięciopłatkowych, fioletowych kwiatów babiana. Na również magicznie rozpuszczonych sięgających jej, aż do bioder kręconych, niebiesko-brązowych włosach, pojawił się wianek do pary. Skórzane buty sięgające jej za kostki znikły, a na ich miejsce wyczarowane zostały białe, gładkie pantofle.

– Nie musisz dziękować – rzekła dumna z siebie Fryda, źle, interpretując przekleństwo, które wyrwało się obdarowanej przez nią dziewczynie.

Kolejno wróżka skierowała swoją magię do księżniczki, która zachwycona prześlicznym wyglądem przyjaciółki głośno zastanawiała się, jakie rośliny do niej pasują. Fryda w ogóle jej nie słuchała. Wyczarowała dla niej różową sukienkę do kostek z małych goździków i pantofelki takiego samego koloru. Sięgające jej do ramion złote, pofalowane włosy ozdobiła korona w kształcie małych słoneczek. Szczęśliwa Miriam, podskakując podeszła do lustra. Ale kiedy tylko zobaczyła, co miała na głowie, uśmiech znikł z jej twarzy, a w zazwyczaj wesołych, zielonych oczach pojawiła się złość. Odwróciła się do Motyla i zapytała poirytowana:

– Dlaczego ja mam to coś? – Drżącym palcem wskazała na złotą koronę. – A Henrietta ma śliczny wianek! Ja też chcę mieć taki wianek!

Fryda zmarszczyła czoło, zdecydowanie nie takiej reakcji się spodziewała. Lekko speszona zaczęła się tłumaczyć, co było do niej niepodobne.

– Jesteś księżniczką z Krainy Słońca, więc królowa kazała mi to zaznaczyć. Twój brat też będzie miał taką koronę.

Zachowanie Frydy na początku zdziwiło Rozalię i Henriettę, ale przecież Miriam, czy tego chciała, czy nie, to była księżniczką. Choć wróżki uważały się za lepsze od ludzi i innych magicznych istot, to mimo wszystko honorowały jej królewskie pochodzenie.

– Jestem tu jako wojowniczka – zaprotestowała Mira. Następnie demonstracyjnie ściągnęła z głowy koronę i rzuciła ją na łóżko. To dziecinne zachowanie rozbawiło jej przyjaciółki.

Fryda westchnęła ciężko, miała już dość użerania się z rozpieszczoną księżniczką. Widząc, że ta nie zamierzała odpuścić, z łaską wyczarowała pasujący do jej sukienki wianek.

Miriam oglądnęła się w lustrze. Momentalnie uśmiech wrócił na jej twarz. Zadowolona z daru w podziękowaniu z wdziękiem dygnęła.

– Oczywiście poinformuję Mirele, że wbrew jej rozkazowi i obowiązkowi wynikającemu z twojego urodzenia bezwzględnie odmówiłaś ubrania korony wiecznego słońca – oznajmiła sucho wróżka.

– Nic się nie martw, sama jej o tym powiem. Królowa mnie bardzo lubi i na pewno nie będzie miała nic przeciwko – odpowiedziała radośnie Mira.

Wróżka prychnęła cicho. Później zaczepnie popatrzyła na Rozalie, którą umyślnie zostawiła sobie na koniec. Czarodziejka odwzajemniła spojrzenie, starając się mu nie ulec, mrugając. Miała przeczucie, że tak jak pokój z najbrzydszym widokiem teraz złośliwie dostanie szkaradną sukienkę.

– A ty, Rózio, masz jakieś specjalne życzenie? – zapytała wróżka z drwiną.

– Owszem mam! Chce być ubrana w ulubiony kwiat Lenarda. A ty, jako jego była kochanka, to na pewno wiesz, co on lubi – wypaliła bez rozmysłu Rozalia.

Henrietta i Mira wstrzymały oddechy.

– A skąd wiesz, że była? I co niby z Lenardem robimy w czasie naszych ostatnio częstych spotkań?

– Lenard powiedział mi, że tylko się przyjaźnicie i z dobroci serca pomaga ci w przygotowaniach do Święta Kwiatów – odparła Rozalia, co po części było prawdą.

Policzek Frydy drgnął nerwowo. Potwierdziło to tylko wcześniejsze przypuszczenia czarodziejki, że ich romans został zakończony, i to z inicjatywy Lenarda. Rozalii zrobiło się trochę żal rywalki. Niewątpliwie zależało jej na byłym kochanku, który podle wykorzystywał ją do wzbudzenia w niej zazdrości.

– Niebieskie kwiaty pasują do Rozalii. W końcu jej moc ma właśnie taki kolor. – Miriam postanowiła się wtrącić, zanim spór się zaogni i w ruch pójdzie magia, co na pewno długo by trwało, a ona już chciała iść się bawić.

Obrażona wróżka wyczarowała dla Rozalii rozkloszowaną suknie z drobnych, białych śnieżyczek. Była ona tak długa, że sunęła po ziemi, zakrywając jasne pantofelki. Jej czarne sięgające do pasa włosy w połowie zostały magicznie zaplecione warkocza dookoła głowy, w który wpleciony był wianek również z przebiśniegów.

– Śnieżyczka jest ulubionym kwiatem Lenarda. A ty, jako że jesteś w nim po uszy zakochana, to powinnaś o tym wiedzieć – stwierdziła wyniośle Fryda.

Blade policzki Rózi znowu poczerwieniały, na co wróżka roześmiała się niespodziewanie i jak to miała w zwyczaju, bezceremonialnie wyleciała z sypialni. Czarodziejka, nie rozumiejąc zachowania Motyla, pytająco popatrzyła na przyjaciółki. Miriam tylko leniwie wzruszyła ramionami.

– Nie przejmuj się. Znam Lenarda od dziecka, a nie wiedziałam, że ma ulubiony kwiat – wyznała na pocieszenie Henrietta.

Zachwycone swoimi nowymi strojami Rozalia i Miriam oglądnęły się w lustrze z każdej możliwej strony. Natomiast Henrietta zacięcie odmawiała wyjścia z pokoju w sukni, złowrogo życząc złodziejce swojego stroju bojowego. Gdy przyjaciółki w końcu ją do tego przekonały, po chwili ruszyły do sali balowej.

Długi korytarz pokrywały pomarańczowe liście lipy, co tłumiło bieg wojowniczek. Kiedy dotarły do schodów z gałęzi, przystanęły, aby nieco uspokoić oddechy. Później już, idąc spokojne zeszły dwa piętra niżej do przedsionka i skręciły w lewo, skąd dobiegały odgłosy muzyki i dobrej zabawy. Na początku kolejnego, ale o wiele krótszego i bezpośrednio prowadzącego do sali balowej korytarza, czekali ich towarzysze.

Zostali wystrojeni w prawie takie same odświętne stroje, jaki na sobie miał Lenard. Różniły się one tylko kolorami. Dla Rena mieszkańca Czerwonej Pustyni wróżki wybrały bordo. Daniel, jak przystało na księcia Krainy Słońca, cały był w złocie. Kolor ten współgrał z jego jasną skórą i blond lokami, na których błyszczała korona wiecznego słońca. Wszystko to uwydatniało jego szmaragdowe oczy. Z kolei Sebastian został odziany pod kolor swoich tęczówek na ciemnozielono. Jasnorude włosy, które umyślnie ściął na krótko, aby ukryć przed ludźmi z krain, że był mieszańcem, teraz zdobił wianek z podłużnych liści. Nietrudno było się domyślić, że miało to symbolizować jego pokrewieństwo z wróżkami.

– Wyglądacie cudnie, jak bezcenne kwiaty z Łąki Motyli – stwierdził Lenard, który zobaczył dziewczyny jako pierwszy.

Pozostali mężczyźni, idąc za jego przykładem również pospieszyli z pochwałami. Miriam z Rozalią podziękowały za komplementy i odwzajemniły się tym samym. Lenard zerknął na milczącą Henriettę i od razu dostrzegł skrępowanie na jej twarzy. Domyślił się, że winna była temu sukienka, w której chyba nigdy jej nie widział.

– Choć o to nie dbasz siostrzyczko, to jak zresztą zawsze ty też wyglądasz pięknie – dodał.

W odpowiedzi Henrietta niewyraźnie wymamrotała słowo, dziękuję.

Zniecierpliwiona Miriam jako pierwsza podeszła do Rena, który uprzejmie wziął ją pod ramię i poprowadził na przyjęcie. Daniel, obserwując ich, bezwiednie złapał Sebastiana za rękę, zgniatając mu palce. Przez chwilę zastanawiał się, czy nie przywołać siostry do porządku, bo takie zachowanie nie przystało księżniczce, ale w końcu stwierdził, że nie będzie robił sobie wstydu. Znając krnąbrną Mirę, to wywiązałaby się między nimi burzliwa kłótnia zakończona tym, że ona i tak zrobiłaby to, na co miałaby ochotę.

Daniel wiedział to z doświadczenia, bo w pałacu, gdzie jako jej starszy brat potencjalnie powinien mieć nad nią kontrolę, zawsze tak się działo. Miriam robiła, co chciała, a nawet jeśli on albo matka próbowali jej czegoś zabronić, to wtedy szła prosto do ojca, który niczego nie potrafił jej odmówić. Wystarczył słodki uśmiech i błagalne spojrzenie, a częste wybryki uchodziły jej płazem. A teraz ponosili konsekwencje uległości króla względem ukochanej córki.

– Nie martw się – szepnęła Henrietta do księcia, równo idąc z nim i Sebastianem do sali balowej. – Nic z tego nie będzie, bo Ren od dawna podkochuje się w Aidzie. Mówiłam już o tym Miriam, ale ona stwierdziła, że wyleczy go z miłości do zdrajczyni, w co ja wątpię. Znam go dobrze, to przyzwoity chłopak. Na pewno jej nie skrzywdzi.

Uzdrowiciel, który też to usłyszał, z wdzięcznością kiwnął Henrietcie głową, bo partner poluzował uścisk.

Daniel ufał przyjaciółce, więc jej słowa go uspokoiły. Zresztą jak teraz o tym pomyślał, to Ren od samego początku wydawał mu się w porządku. Niewiele o sobie mówił, ale widać było, że należał do nieśmiałych osób, mimo to starał się zintegrować z drużyną. Zawsze był miły i uprzejmy, a jego zbuntowaną siostrę traktował z należytym szacunkiem. Kto wie, może gdyby Ren nie zadurzył się w Aidzie, a Miriam byłaby trochę starsza i nie taka głupiutka, to ich związek miałby przyszłość.

Tymczasem Lenard podszedł do Rozalii. Pewnie chwycił ją za dłoń, a gdy ona odwzajemniła jego uścisk, razem ruszyli za przyjaciółmi na przyjęcie.

– Śnieżyczka to mój ulubiony kwiat. Wiedziałaś? – Lenard nachylił się i prawie dotykając ucha swojej partnerki, szepnął.

Rozalia poczuła jego oddech na szyi, przeszedł ją miły dreszcz.

– Na prawdę? Nie byłam tego świadoma – skłamała. – Ale, jak widać, Fryda wiedziała.

Lenard przytaknął. Pragnął coś jeszcze na ten temat powiedzieć, ale zrezygnował, bo właśnie weszli na przyjęcie, a wtedy Rózia odleciała. Tak jak reszta ich przyjaciół i ona, kręcąc głową na wszystkie strony, oczarowana podziwiała udekorowaną salę balową i bawiących się licznie gości. Lenard nie chciał jej przeszkadzać. Dla niej to wszystko było nowe, a ona jak nikt zasłużyła, aby nacieszyć się tą chwilą. On jako jedyny już to wszystko widział, gdy na prośbę Frydy pomagał w przygotowaniach do Święta Kwiatów, umilając jej obowiązki swoją skromną obecnością. Dlatego teraz przyjął rolę przewodnika. Z Rózią u boku wyprzedził towarzyszy i poprowadził ich na prawo w głąb sali, aby zgodnie z etykietą dworską przywitać się z gospodynią.

Rozalia czuła przyjemne łaskotanie w brzuchu. Chyba nigdy wcześniej nie była tak szczęśliwa, jak teraz, gdy spełniała swoje najbardziej skryte marzenie. Zawsze była tylko żyjącą samotnie wojowniczką i czarodziejką, która na swoich barkach dźwigała los czterech Magicznych Krain. Ale dziś, chociaż na chwilę mogła zapomnieć o problemach i poczuć się zwykłą dziewczyną, która w gronie bliskich jej ludzi przybyła na swój pierwszy w życiu bal. Wszystko wyglądało tu piękniej, niż sobie to kiedykolwiek wyobrażała. Wróżki naprawdę się postarały, owszem kosztowało je to dużo pracy i nerwów, ale według niej było warto.

Bujna, soczyście zielona trawa została dostatnio pokryta sięgającą im do kolan mgłą. Wysokie ściany ogromnego, wielokątnego pomieszczenia pokrywały żółte liście z białymi, ciemnoróżowymi i fioletowymi kwiatami malwy, których ożywczy zapach niósł się na wszystkie strony. Sala balowa nie miała sufitu, co nie było niczym niezwykłym w świecie latających wróżek. Jednak specjalnie na przyjęcie mocno przyciemniono zawsze świecące, jasne słońce, a na granatowym niebie pojawiły się migoczące, kolorowe gwiazdki. Wprowadzało to atmosferę tajemniczości i romantyzmu.

W powietrzu na białych obłokach i na ziemi w zaznaczonym gładkim kamieniem parkiecie tańczyły w parach oraz w grupach Motyle w swojej ludzkiej postaci i ich magiczni goście z różnych światów. Czarodziejka poznała istoty Baku, z ich długimi, czysto srebrnymi włosami i kobiety Viryave z barwnymi odcieniami skóry. Ale oszołomiona silnymi, bardzo pozytywnymi emocjami nie mogła sobie przypomnieć nazw gości z ciałem pokrytym futrem albo niebieskimi łuskami, ze szpiczastymi uszami, czy ogonem zamiast nóg i wielu innych, o których dużo czytała. Rózi zakręciło się w głowie od ich kolorowych, mieniących się, lustrzanych, a nawet pokrytymi mrugającymi oczami, czy poruszającymi się kamieniami odświętnych strojów.

Uczestnicy zabawy mieszali się z ustawionymi przez wróżki w rozmaitych miejscach, równie barwnymi kwiatami z Magicznej Łąki. Prezentowały one wcześniej nauczone wspaniałe pokazy taneczne. Wszyscy bawili się do wesołej muzyki granej i śpiewanej przez karzełki, stojące na chmurowej scenie znajdującej się w powietrzu przy jednej ze ścian. Siedziało na niej liczne ptactwo, które przyjemnie ćwierkało, akompaniując muzykantom, co idealnie wpasowywało się w klimat balu.

Wojownicy mieli szczęście, bo u gospodyni akurat nikogo nie było. Z marszu weszli po pięciu schodach na chmurowe podniesienie i zatrzymali się przed królową i jej dwórkami. Na powitanie równo pokłonili się, na co wróżki lekko skinęły głowami.

Mirela zajmowała środkowy tron z żółtych irysów. Wystroiła się w długą suknię z białych lilii, ale wyjątkowo na głowie nie miała wianka, tylko wysoką koronę z wydrążonym wzorem drzew. Złoty kolor symbolu władzy był w odcieniu jej falowanych włosów, skrzydeł oraz oczu. Po jej prawej stronie na czerwonych makach siedziała Hester w stroju z fioletowych krokusów. Jej rude, krótkie włosy również zdobiła korona, ale mniejsza od tej, jaką posiadała królowa. Z kolei po lewej stronie na tronie z niebieskich orchidei usadowiła się Flora. Ubrała się w falbankową suknię z błękitnej dalii i wianek do pary. Rozalia uśmiechnęła się na myśl, że niebieski Motyl, tak jak Miriam nie lubił nosić korony.

– Warto było poczekać, aby teraz móc podziwiać magicznie wyglądającą salę balową i równie piękne albo i piękniejsze wasze stroje. – Zaczął mówić Lenard, a pozostali, idąc w jego ślady po kolei równie wylewnie i szczerze wychwalili przyjęcie.

– Dziękuję – odparła Mirela z dumą. Następnie wskazała dłonią na koniec pomieszczenia i dodała. – Gdyby was opuściła energia, to zapraszam na poczęstunek.

Spojrzenia przyjaciół automatycznie powędrowały we wskazanym przez królową kierunku. Stało tam mnóstwo okrągłych stolików z białego drewna przystrojonych zastawą stołową i herbacianymi różami oraz krzesła do pary. Część miejsc była teraz zajęta przez gości. Obok znajdowało się dziewięć długich stołów z cienkich gałęzi równolegle do siebie ustawionych. Na ich środku mocno ściśnięte leżały szklane puchary pełne jakichś trunków, wokół których w nieładzie poustawiane zostały drewniane, czubato wypełnione półmiski. Z tej odległości dało się zauważyć, że w większości z nich były płatki kwiatów i różne owoce, ale zdarzały się i takie przysmaki, które nieapetycznie wyglądały, a czasami to nawet się ruszały. Cóż, wróżki zadbały o wszystkich uczestników zabawy, nawet tych z nietypową dietą.

– Księżniczko Miriam, dlaczego nie założyłaś korony wiecznego słońca? – zapytała rozbawiona Mirela, bo przeczuwała, jaką odpowiedź zaraz usłyszy.

– Bo nie chciałam! Marzył mi się wianek.

Trzy Motyle się roześmiały. Natomiast poirytowany Daniel popatrzył na głowę siostry. Tym razem wyjątkowo nie przeszkadzało mu to, że znowu złamała zasady, bo on i Sebastian też mieli na to ochotę. Jednak oni błędnie myśleli, że skoro Fryda dostarczyła im do sypialni stroje z koronami, to musieli je ubrać, bo takie było życzenie Mireli, której nie chcieli denerwować. Ale oczywiście beztroskiej Miriam jak zawsze się upiekło.

– Świetny wybór! Kwiaty bardziej do ciebie pasują – stwierdziła Hester.

– Widzę, że nie tylko my zrezygnowałyśmy z założenia korony – oznajmiła Flora. Rozalia, Mira, Daniel i Sebastian z ciekawością popatrzyli na Rena. Założyli, że to o nim mówił Motyl, bo tylko jego pochodzenia nie znali. Zmieszany buntownik odruchowo spuścił głowę. – To nie problem. Każdy z nas ma wolną wolę, a więc możemy ubierać się według uznania. Ja też nie przepadam za złotem!

Rozgoryczona Henrietta żałowała w myślach, że tak jak Miriam nie była bardziej stanowcza względem Frydy i pozwoliła jej rządzić swoim strojem. Natomiast Sebastian tylko westchnął cicho.

– Miło się z wami rozmawia, jednak inni goście czekają, aby również się ze mną przywitać. Bawcie się dobrze – powiedziała Mirela, kończąc rozmowę.

Wojownicy zerknęli za siebie. Królowa miała rację, zrobiła się długa kolejka oczekujących na spotkanie z nią.

Gdy Sebastian zobaczył, kto stoi za nimi, ukłonił się im nisko. Magiczne istoty uśmiechnęły się szeroko, dostrzegłszy na jego głowie symbol wróżek i w odpowiedzi skinęły głowami. Pozostali ciekawi, z kim przyjaciel się witał, przyglądnęli się nieznajomym i oniemieli. Grupka mężczyzn posiadała takie same kolorowe, motylkowe skrzydła, jakie posiadały wróżki. Ubrali się w odświętne stroje z liści albo kwiatów i wianki do pary. Tym samym potwierdziły się wcześniejsze słowa uzdrowiciela, że Motyle płci męskiej istnieli i zdecydowanie nie wyglądali na skrzywdzonych przez swoje siostry – co wcześniej insynuował Daniel.

– Dziękujemy, tak zrobimy – odparł Sebastian i poprowadził przyjaciół na lewo, gdzie drugimi schodami zeszli z chmurowego podniesienia. – Tak, to byli Motyle – tym razem odpowiedział na pytające spojrzenia towarzyszy.

– Jak na tyle wróżek, to biedaków jest zaskakująco mało. A gdzie oni mieszkają na co dzień? – zapytał Daniel.

– Chyba nie wszyscy przybyli – powiedział uzdrowiciel i wzruszył ramionami. – Mają niewielki kawałek ziemi, gdzie żyją i stamtąd służą królowej.

– Koniec gadania. Czas na zabawę – rozkazał Lenard, uprzedzając szykujących się do zadawania kolejnych pytań przyjaciół.

Sebastian od razu wykonał polecenie i poprosił Daniela do tańca. Gdy ten się zgodził, uzdrowiciel nie puszczając jego dłoni, delikatnie schylił się i wolną ręką przejechał po mgle, w której teraz stali. Wtedy wydarzyło się to, co w historiach o Święcie Kwiatów, jakie w dzieciństwie opowiadała mu i jego siostrą, ich matka. W jednej chwili magiczna mgła ukształtowała się w obłok i poderwała ich do góry. Książę nie spodziewał się tego. Zaskoczony odruchowo przytulił się mocno do partnera.

Poza Lenardem, któremu Fryda mówiła o przewidzianych atrakcjach na balu, reszta wojowników była równie zdumiona perspektywą latania, co Daniel. Dotąd myśleli, że skoro nie mają skrzydeł to, tak jak inni nielatający goście będą zmuszeni tańczyć na ziemi.

W oczach Miriam pojawiło się pożądanie. Już chciała poprosić Rena do tańca, ale ten zdążył ją na tyle poznać, aby przewidzieć jej zamiary i śmiejąc się, uprzedził ją, podając jej rękę. Księżniczka z nieukrywaną radością się zgodziła. Para wspólnie przywołała obłok, który uniósł ich do reszty uczestników zabawy.

– Nie! – zaprotestowała szybko Henrietta, ubiegając Lenarda. Jak słusznie podejrzewała, chciał on zaproponować jej taniec w trójkę. – Idę napić się czegoś naprawdę mocnego, żeby zapomnieć o tym, co mam na sobie!

– Gdybyś zmieniła zdanie, to zawołaj! – Rozalia krzyknęła do pleców przyjaciółki.

Lenard chwycił partnerkę za rękę i również dotknął magicznej mgły. Puszysta chmurka od razu poderwała ich ku górze.

Po ucieczce z Wulkanu wojownicy dzięki magii Mireli przelecieli przez Łąkę Motyli, ale Rozalia była wtedy nieprzytomna. Teraz okazało się, że było to dużo przyjemniejsze, niż opisywała jej to Miriam. A wszystko za sprawą jej mocy, która mimowolnie stała się aktywna. Niewidzialna energia muskała jej ciało, przynosząc rozkoszny spokój. Czuła, jakby było to dla niej coś naturalnego jak oddychanie.

– Lenardzie, ja nie umiem tańczyć – szepnęła speszona Rózia, na co chłopak uśmiechnął się szeroko.

– Wiem! Dlatego o taniec poprosiłem cię przy Frydzie, bo wiedziałem, że ze względu na nią mi nie odmówisz.

– Nieładnie igrasz z jej uczuciami.

– Ja i Fryda zawsze wiedzieliśmy, że to, co jest między nami, nie będzie trwać wiecznie. Ona nie opuści dla mnie swojego świata, o czym poinformowała mnie już na początku naszej znajomości, a ja też nigdy nie oczekiwałem tego od niej. Jak wiesz, dla wróżek czas płynie inaczej, więc ja się starzeję i kiedyś umrę, a ona nie. Za pewien czas Fryda zwyczajnie o mnie zapomni. Tak w ogóle, to nie jestem takim draniem, jak ci się wydaje. Nie wykorzystuję jej, bo widzisz, ja ją poprosiłem, żeby mi z tobą pomogła.

– To dlatego na końcu rozmowy Fryda się zaśmiała. Przez cały czas tylko udawała zazdrość – oświeciło Rozalię.

– Troszkę jest zazdrosna, ale Fryda jak każda wróżka pragnie rozrywki, a my właśnie tym dla nich jesteśmy. Jednak nie przyszliśmy tu po to, by rozmawiać – oznajmił Lenard i obrócił partnerką, zaczynając zabawę.

Jak się szybko okazało, Rozalia niepotrzebnie się martwiła, bo taniec wcale nie był trudny, a dawał dużo przyjemności. Z całą pewnością na jej opinie ogromny wpływ miał Lenard, który należał do umiejętnych i cierpliwych nauczycieli.

Świetnie się bawiła przy nauce podstawowych kroków, czemu towarzyszył głośny śmiech pary. Według niej najłatwiejsze mogłyby być wolne tańce, bo wystarczyło jedynie powoli bujać się w rytm muzyki, gdyby, tylko nie wiązało się to z przytuleniem do partnera. Jego bliskość – jak zresztą zawsze – krępowała ją. Lenard wówczas uśmiechał się wymownie, ale był na tyle miły, że nie komentował płomiennych rumieńców partnerki.

Zaczarowany obłok idealnie sprawdzał się w roli parkietu. Był stabilny i przesuwał się szybko, wyczuwając, gdzie tancerze postawią kolejny krok. Tych chwil radości czarodziejce nie zakłóciła nawet Fryda tańcząca niedaleko nich z ciemnoskórym Motylem – o purpurowych skrzydłach i włosach. Raz na jakiś czas w tłumie świętujących gości udało się im dostrzec dobrze bawiących się przyjaciół.

Po dłuższym czasie parę dopadło zmęczenie. Zgodnie postanowili zrobić sobie przerwę. Lenard pogłaskał chmurę, która od razu posłuchała rozkazu i opadła na dół, znowu zmieniając się w mgłę. Przyjaciele ruszyli na koniec sali, gdzie przy jednym ze stołów z jedzeniem zauważyli roześmianych i zajadających się smakołykami towarzyszy.

– Jak się bawi nasza solenizantka? – Lenard zaczepił księżniczkę, podnosząc dwie miski z regenerującymi płatkami kwiatów. Jedną z nich podał Rózi, która podziękowała mu grzecznie i zabrała się za jedzenie.

– Wyśmienicie – odpowiedziała radośnie Miriam i dopiła wiśniowy nektar. Wtedy trzymany przez nią puchar napełnił się magicznie.

– Masz dzisiaj urodziny? Które? – zapytał Ren.

– Szesnaste – odparła dumnie księżniczka.

– Ooo, to według prawa jesteś dorosła – stwierdził Ren.

– Tylko według prawa, bo Miriam nie chce doros... – zaczął Daniel, ale siostra weszła mu w słowo.

– Głupoty opowiadasz! Oczywiście, że jestem dorosła!

Pozostali zachichotali pod nosem.

Henrietta, widząc, że Daniel już otwierał usta, aby odpowiedzieć siostrze, wtrąciła się, próbując zapobiec kłótni rodzeństwa.

– To może wznieśmy toast za dorosłą wojowniczkę Miriam.

Przyjaciele unieśli puchary do góry i wypili za zdrowie księżniczki. Następnie po kolei złożyli jej najszczersze życzenia, za co ta im podziękowała ciepło.

– A ty, Renie, ile masz lat? – zapytał złośliwie Sebastian. Postanowił podroczyć się z Miriam.

– Dwadzieścia – odparł buntownik.

– To, tak jak ja, Lenard i Daniel, więc według Miry… – zaczął mówić Sebastian, chichrając się przy tym.

Księżniczka wiedziała, że przyjaciel zaraz powtórzy jej niegdyś niefortunnie wypowiedziane słowa do Mireli, iż mężczyźni w tym wielu byli dla niej za starzy. Próbując go powstrzymać, z całej siły uderzyła go łokciem w żebra. Przyniosło to oczekiwany efekt, bo urwał zdanie i jęknął z bólu.

– Witam przyjaciela Lenarda – zaskrzeczał karzełek przechodzący obok nich.

Miriam odetchnęła z ulgą, bo cała uwaga jej towarzyszy przeniosła się na stworzenie, tym samym kończą niewygodny dla niej temat. Ich oczy z ciekawością wpatrywały się w niską, grubiutką magiczną istotę. Tak jak reszta orkiestry on również miał na sobie odświętny strój w kolorze ciemnobrązowym składający się z kaftanika i obszernych portek.

– Witaj druhu – przywitał się wesoło Lenard.

Twarz Rena poczerwieniała ze złości. Już po głosie rozpoznał jednego ze swoich niedoszłych karzełkowych zabójców.

– Ty znasz tego knypka? – zapytał gniewnie buntownik, pokazując palcem na stworzenie. – Wydał mnie na śmierć Biotyskowi!

Karzełek wytrzeszczył małe, ciemne oczy. Wcześniej nie zauważył Rena, którego oczywiście poznał.

– Rysku, przecież wy nie zabijacie ludzi – zaprotestował Lenard mocno zdumiony słowami przyjaciela.

– Bo ja nie wiedziałem, że wódz będzie chciał złożyć w ofierze człowieka Czerwonej Pustyni, żeby w zamian Bóstwa oddały mu martwego syna – mruknął karzełek, nerwowo głaszcząc swoją białą brodę.

– Ale durny pomysł – skrytykował Lenard i zachichotał. – Renie, ty to masz pecha. Ja wiele razy odwiedziłem karzełki i zawsze dobrze się bawiłem, a jak oni pysznie gotują. – Głaszcząc się po brzuchu wspominał miłe chwilę. – A ty byłeś tam pierwszy raz i od razu chcieli cię zabić.

Buntownik przeniósł mordercze spojrzenie z karzełka na przyjaciela. Już miał mu coś złośliwego odpowiedzieć, ale uprzedziła go Henrietta, besztając brata:

– Lenardzie, to nie jest śmieszne. Nie znamy treści przepowiedni, ale zapewne nie bez powodu ma nas być ósemka. Przecież śmierć jednego z nas mogłaby mieć dramatyczne konsekwencje. Poza tym to nasz przyjaciel!

Poważni Rozalia i Daniel pokiwali głowami, w pełni zgadzając się z jej opinią. Natomiast Mira i Sebastian rozbawieni słowami przyjaciela z trudem powstrzymywali się od śmiechu.

– Ale Ren żyje, więc nie ma się czym martwić. A jednak trochę ta sytuacja jest zaba…

Kłótnie przybranego rodzeństwa przerwał donośny głos Mireli oznaczający, że nadszedł czas na jej przemowę. Muzyka ucichła, a goście zaprzestali zabawy i zwrócili oczu ku gospodyni, która wstała, aby lepiej ją widziano i słyszano. Tymczasem Rysek skorzystał z okazji, że wojownicy nie zwracali na niego uwagi i czmychnął.

Jakby aktywność królowej była sygnałem, Sebastian z Lenardem momentalnie spoważnieli i nie odwracając się na przyjaciół, ruszyli w kierunku tronów. Rozalia i Miriam wymownie popatrzyły na siebie. Przypuszczały, że zaraz się dowiedzą, co towarzysze knuli z Mirelą. Zaintrygowane wraz z resztą przyjaciół podążyły za nimi. Z niewielkim trudem udało się im przecisnąć do głównych schodów prowadzących na chmurowe podniesienie.

– Jeszcze raz serdecznie witam naszych wspaniałych gości, którzy zechcieli razem z nami uczcić Święto Kwiatów. Dla nas Motyli jest to szczególnie wyjątkowy czas, bo nie tylko stoimy na straży harmonii w przyrodzie w prawie wszystkich światach, ale też jesteśmy jej nieodłączną częścią. Bóstwa, powołując do życia mnie, Aurelie, Hortensje, Ksenie, Myrona, Kasjana, Bazylego i Juliana…

– Nie łączy ich magia krwi. Jak już mówiłem, wróżki władają tylko jasną mocą. Pierwsze Motyle narodziły się z kwiatów, czyli ziemi, która teraz darzy je mocą i magii swoich rodziców Bóstw. Później już rozmnażali się tak jak my. – Nie patrząc na przyjaciół, ale czując ich pytające spojrzenia na sobie i uprzedzając fale pytań, szepnął szybko Sebastian.

– … zapoczątkowały ród Motyli. Wyznaczyły nam obowiązki, które niestety nie zawsze udawało nam się wypełniać. Bardzo nie lubię wracać do czarnych kart naszej historii, ale zmuszają mnie do tego okoliczności. Jak pamiętacie, Aurelia do władzy doszła podstępem, a jej rządy były okrutne i niesprawiedliwe. Gdy nasz brat Julian sprzeciwił się jej, ta bestialsko go zamordowała, co doprowadziło do wojny między nami Motylami, a cierpiała na tym przyroda. Zwyciężyła Aurelia, która mściwie wygnała z naszego świata wszystkich mężczyzn, twierdząc, że to oni zainicjowali powstanie przeciwko niej. Finalnie ja i Rubi pokonałyśmy Aurelie, ale rzuconej przez nią klątwy na nasz świat nie udało się zdjąć nawet po jej śmierci. Przekleństwo uniemożliwia mężczyzną życie tu z nami na stałe, bo po czasie ziemia traktuje ich jak wrogów i wysysa z nich życie.

Mirela wreszcie zaspokoiła ciekawość towarzyszy Sebastiana, którzy nie rozumieli, dlaczego on nie chciał im tego powiedzieć. Przecież nie miał się czego wstydzić, wręcz powinien być dumny, bo jego matka to bohaterka. Ale za to nie byli zdziwieni tym, że wróżki chciały zapomnieć o rysie – jak często podkreślały – na ich szlachetnej naturze. Jednocześnie ta nowina zaniepokoiła ich, bo oni już chwilę bawili w świecie wróżek, więc teraz się zastanawiali, czy dla chłopaków to, aby nie za długo. Popatrzyli na przyjaciela, który nie odrywał oczu od królowej. Nie wyglądał na zmartwionego morderczą ziemią, dlatego uznali, że najwidoczniej nie mieli jeszcze się czego bać.

– Na szczęście znalazłam sposób, aby zapewnić naszym bracią kawałek przestrzeni, gdzie mogą bezpiecznie przebywać i korzystać, chociaż z części mocy naszych ziem. Od tamtej pory żyjemy ze sobą w zgodzie, co służy nie tylko nam, ale również środowisku i innym magicznym istotą. Ale ktoś postanowił zniszczyć równowagę, którą udało nam się wypracować po tych dramatycznych wydarzeniach, próbując pozbawić mnie władzy! – warknęła na koniec Mirela. Jej jasne policzki poczerwieniały ze złości.

W sali balowej nastała bolesna cisza. Magiczne istoty zlękły się po tej nowinie. Ale czy było to spowodowane perspektywą utraty pokoju, czy raczej strachem przed konsekwencjami za zdradę, tego nie dało się wyczytać z ich twarzy. Tylko Flora i Hester po początkowym zdziwieniu potwierdzającym, że królowa nie podzieliła się z nimi wiedzą o spisku, teraz wyglądały na obojętne. Jakby po przemyśleniu sprawy, jednak uznały to za coś błahego.

Natomiast Rozalia, Mira, Daniel i Ren, jak się słusznie domyślili, w końcu poznali temat sekretnych rozmów Mireli i ich towarzyszy. Byli nie mniej zaskoczeni od innych. Żadnemu z nich nawet przez myśl nie przeszło, że mogło chodzić o spisek. Teraz mieli jeszcze więcej pytań do Sebastiana i Lenarda, jednak ten ostatni uprzedził ich i szepnął szybko:

– Tutaj nie będziemy na ten temat rozmawiać.

Zgodnie przytaknęli. Od razu zrozumieli, o co chodziło przyjacielowi. Zdrada musiała się jakoś z nimi łączyć, co oznaczało, że wielu mogło im tu źle życzyć. A w świecie wróżek nawet rośliny miały uszy. Teraz zostało im jedynie cierpliwie poczekać, aż opuszczą ziemię Motyli.

– Mirelo, jesteś dobrą królową. Wiec, że my w pełni cię popieramy i nigdy nie staniemy przeciwko tobie! – oznajmił nagle bardzo stanowczym głosem Motyl ze złotymi skrzydłami i oczami. Jego bracia, pragnąc pokazać, że zgadzają się z nim, jednomyślnie przytaknęli głowami.

– Dziękuję Myronie! Wybrańcy przepowiedni – królowa dłonią pokazała na wojowników – niedawno zmierzyli się z przebudzonym Anastolem. Jak wiecie, przegrali. Ciekawą informacją było dla mnie to, że zastali czarodzieja zaskakująco silnego, jak po tak długim uwięzieniu w sercu magicznej góry. Ale czy powinno mnie to dziwić, skoro zjadł on nasze magiczne kwiaty! – Przez salę przeszedł głośny szmer oburzenia. – Zgadzam się z wami! To haniebny czyn wykorzystywać naszą dobrą magię do pomagania złu. Bez mojej wiedzy z naszych ziem kwiaty mogły pomóc wynieść tylko dwie osoby. – Mirela spojrzała wyczekująco na swoje doradczynie.

– Na mnie Nie patrz. Jeśli dobrze rozumiem, to odzyskanie mocy przez Anastola ma w jakiś pokrętny sposób pozbawić cię korony. Jak wiesz, ja lubię swoje wygodne życie u twego boku, a władza jest odpowiedzialnością i balastem, którego zdecydowanie nie potrzebuje do szczęścia – stwierdziła beznamiętnie Flora.

– Rubi po zasztyletowaniu naszej matki, nie miała prawa oddawać ci władzy! – warknęła Hester i wstała gwałtownie z tronu. Wojownicy wytrzeszczyli oczy. To bliskie pokrewieństwo z okrutną Aurelią było powodem, dla którego Sebastian nie chciał podzielić się z nimi wiedzą o wygnaniu mężczyzn ze świata wróżek. Uzdrowiciel tylko wzruszył ramionami. Wszystko zostało już powiedziane, a on nie miał nic do dodania. – Skoro ona jako pierworodna nie chciała rządzić, to kolejno mi należała się korona.

Mirela prychnęła w odpowiedzi, a poruszone słowami Hester obecne w sali magiczne istoty szeptały nerwowo między sobą.

– O kurczę Danielu, ale masz krwiożerczą teściową! Normalnie strach się bać – zachichotał Lenard, gdy pierwszy szok minął.

– I kto to mówi! Twoja teściowa zdradziła swoje siostry i pomogła twojemu teściowi stać się niezwyciężonym, więc pewnie grasuje on teraz po naszych krainach, siejąc tam śmierć i spustoszenie. – Na jednym wdechu odpowiedziała mu książę i dodał. – Bez obrazy Rozalia.

Czarodziejka tylko westchnęła, a Sebastian, nie spuszczając oczu z królowej i jej dwórek, zaśmiał się ze słów partnera. Natomiast Ren, którego Lenard uraził, kpiąc z jego nieprzyjemnej przygody u karzełków, ucieszył się, że chociaż Daniel odpłacił się mu. Z kolei Mira i Henrietta popatrzyły karcąco na księcia i Lenarda, bo to nie był dobry moment na żarty, i to w dodatku tak nietaktowne. Ale oczywiście nie powstrzymało to tego ostatniego przed udzieleniem odpowiedzi:

– Gorzkie zwycięstwo.

Daniel uśmiechnął się z wyższością, a dziewczyny pokręciły głowami nam niedojrzałością mężczyzn.

– Kto mnie zdradził? – zapytała Hester.

– Jak sama widzisz, wiele magicznych istot jest lojalnych wobec mnie – odrzekła Mirela i zapytała z ciekawości. – Co ty właściwie chcesz zrobić? Przecież dobrze wiesz, jaką mocą dysponuje. Nie wygrasz ze mną.

Tym razem to Hester prychnęła. W ogóle nie przyjęła się przewagą królowej. Była bardzo pewna zwycięstwa, a jej kolejne słowa zdradzały, skąd się ona brała.

– Wygrana leży po stronie sztyletu Aurelii, który jest w naszym posiadaniu!

Nie oglądając się na towarzyszy, Sebastian wszedł po schodach na chmurowe podniesienie i ku ogólnemu zdziwieniu, stanął przy ciotce. Dumna Hester oczami przejechała po twarzach zebranych.

Mirela z niedowierzaniem wpatrywała się w syna Rubi, który z kolei patrzył na przyjaciół. O ile wcześniej niektóre informacje ich bardzo zdziwiły, to teraz doznali szoku. Włączając w to Lenarda, z otwartymi buziami gapili się na Sebastiana. Natomiast magiczne istoty zastygły w bezruchu, a na ich twarzach malowało się coś więcej, niż przerażenie takim obrotem wydarzeń.

– Hester opowiedziała mi, co tak naprawdę się tutaj dzieje. Mirela wcale nie jest lepszą królową od Aurelii. Tak jak kiedyś moja matka, teraz i ja czuję się w obowiązku, aby przerwać to okrucieństwo – wytłumaczył swoje postępowanie Sebastian.

– Czegoś tu nie rozumiem – wyznała nagle Flora, nadal siedząc na tronie. Jako jedyna wyglądała na wyraźnie rozbawioną tą groźną sytuacją. Wszystkie oczy zwróciły się ku niej. – Anastol zostaje obudzony przez swoich popleczników, co tobie jest na rękę, bo jak słusznie przewidujesz, Sebastian postanawia wyruszyć na Wulkan, aby pomóc zatrzymać zło, a troskliwa Rubi przekazuje synowi sztylet. Jednak aby tam dojść, musi przejść przez nasze ziemie i ty dostajesz, czego chcesz. Tylko po co dałaś im kwiaty? Przecież dla nas wszystkich byłoby lepiej, gdyby jednak te nieokrzesane dzieci go uśpiły. Z całą pewnością walka nawet z osłabionym czarnoksiężnikiem nie należałaby do łatwych. A że do domu mają daleko, to tak, jak zrobili to po przegranej i wówczas tu szukaliby pomocy. Tym samym miałabyś czas na zjednanie sobie siostrzeńca… Aaa już wiem! – krzyknęła wesoło i zaklaskała w dłonie. – Nie mogłaś ryzykować. W czasie walki albo gdyby jednak czarodziej wygrał, Sebastian mógłby zginąć, a wtedy moc sztyletu przepadłaby razem ze śmiercią jego właściciela. A więc kwiaty za jego życie!

Szyderczy uśmiech Hester zdradzał, że jej siostra zgadła.

– To Generał Sambor przewodniczył planowi, wybudzenia Anastola. Kiedy się z nim dogadałaś? – zapytała Rozalia z ciekawości.

– Gdy tylko się upewniła, że Sebastian ma przy sobie sztylet! A więc gdy weszliście na nasze ziemie, bo wtedy jego moc była dla nas wyczuwalna – odpowiedziała Mirela za rudą wróżkę.

– I na pewno też zdradziłaś mu, że na Wulkan z Rozalią idzie nas więcej, niż pierwotnie zakładano! A my, gdy opuściliśmy wasze ziemie, to natknęliśmy się na wojowników mających zabić Daniela i Sebastiana. O mnie i Miriam nic nie wiedzieli, a to oznacza, że generał musiał im to zlecić po obradach Rady Magicznych Krain, czyli przed zawarciem waszej umowy. Twoja kwaśna mina świadczy, że nie wspomniał o tym. Na magiczną górę dotarł przed nami, więc gdyby tylko chciał, to zdążyłby powiadomić swoich ludzi o zmianie planu. Ale on nie miał zamiaru oszczędzić Sebastiana, a więc oszukał cię Hester – powiedział Lenard, domyśliwszy się, do czego zmierzało pytanie Rózi.

– Bo generał Sambor i Hester to zdrajcy! Potrafią tylko kłamać! Sebastian przecież ty wiesz, że królowa... – zaczęła Mira, ale brat wszedł jej w słowo.

– Daj spokój Miriam! Sebastian najlepiej wie, co ma robić!

– Jesteś uprzedzony, a królowa… – warknęła księżniczka, ale urwała zdanie, bo znowu ktoś jej przerwał. Tym razem był to Motyl Myron, który postanowił zakończyć kłótnie rodzeństwa i spróbować przemówić właścicielowi sztyletu do rozsądku.

– Dzieciaki dość! – Urażeni wojownicy momentalnie zamilkli, a Flora zachichotała szyderczo. – Sebastianie, ja bardzo dobrze znam twoją matkę. Kiedy Rubi zdecydowała się oddać koronę Mireli, powiedziała mi, że robi to dla dobra ogółu, bo w waszej rodzinie nie ma odpowiedniej osoby do piastowania władzy.

Słowa Myrona nie przekonały Sebastiana. W odpowiedzi sięgnął on do pleców, gdzie pod tuniką na pasku przewiązanym w talii miał umocowany drogocenny sztylet. Gdy trzymał w dłoni srebrną, gładką rękojeść poczuł przypływ energii, a wtedy po szklanym ostrzu roztoczyła się ruda mgła. Triumfalnie Hester zarechotała złowieszczo.

Przerażone Motyle i niektóre magiczne istoty cofnęły się o krok, jakby miało to uchronić je przed morderczym ostrzem. Natomiast królowa, którą od sztyletu dzieliło raptem parę centymetrów, nawet nie drgnęła. Dumnie wpatrywała się w broń, tak samo, jak Flora – w dalszym ciągu siedząca na wygodnym tronie.

W powietrzu czuć było śmierć. Wojownicy obawiali się, do czego to wszystko zmierzało. Po Bóstwach Motyle były najsilniejszymi magicznymi istotami. Dlatego zwykłą bronią nie sposób zrobić im krzywdy, to z tego powodu oni w ich świecie nie nosili przy sobie mieczy. Jednak sztylet Aurelii to co innego. Jego moc działała wyłącznie na magię Motyli. Został on stworzony do zabicia Aurelii, i to owemu zwycięstwu nad nią zawdzięczał swoją nazwę. Szklane ostrze po przebiciu wróżki odbierało jej magię ziemi, unicestwiając ją. Ale czy Mirela na pewno zasłużyła na taki los? I czy Sebastian się, aby nie pomylił, zawierzając Hester, która może wcale nie będzie lepszą królową od swojej okrutnej matki?

Sztylet palił skórę swojego pana, jakby chciał go zmusić do działania. Skupiony Sebastian jeszcze mocniej zacisnął prawą dłoń na jego rękojeści, aż zbielały mu kostki. Ostrożnie skierował ostrze w stronę królowej, która z godnością uniosła wysoko głowę.

– Sztylet chroni swojego właściciela i pewnie przebiłby się przez tarcze królowej, dlatego ta się nie broni. Nie wiem, co się stanie po jego zetknięciu z moją magią Bóstw, ale mogę, chociaż spróbować jej jakoś pomóc – szepnęła Rozalia do przyjaciół.

– No nie wiem. Motyle niby stanęły po stronie Mireli, ale boją się sztyletu, więc dopóki jest on w ich świecie, to nie zrobią one nic przeciwko Hester. A jak ona każe nas zabić, to nie będziemy mieć szans z tyloma magicznymi istotami – odparł nerwowo Ren.

– Hester nie będzie dobrą królową. My tu zostać nie możemy. Gdy tylko odejdziemy ze sztyletem, wybuchnie wojna, a wtedy ucierpi przyroda, więc i ludzie – cicho stwierdził Lenard.

Henrietta w pełni zgadzając się z nim, przytaknęła głową.

– Sebastian nie pozwoli nam zrobić krzywdy. Ingerencja Rozalii go otrzeźwi – wtrąciła drżącym głosem Miriam.

– Nie mieszajmy się! Zaufajmy Sebastianowi! – oznajmił Daniel.

Tymczasem Sebastian zerknął dyskretnie na ewidentnie coś kombinujących towarzyszy. Nie mógł pozwolić, aby włączyli się w spór, bo to zniweczyłoby misternie ułożony plan. Ręka mu zadrżała. W końcu odważył się dać sztyletowi to, czego ten tak pożądał – czyli magię Motyla.

Szybko obrócił ostrze i wbił je w pierś swojej ciotki. Teraz to Hester z niedowierzaniem patrzyła na posępną twarz siostrzeńca. Nagle sztylet Aureli zapłonął, po czym zaczął wysysać rudą moc z wróżki, zachłannie ją pochłaniając. Przeraźliwy krzyk wydostał się z jej gardła. Wiele osób, w tym Mira, zasłoniło dłońmi uszy. Trwało to krótką chwilę. Kiedy szklane ostrze zgasło, nastała głucha cisza, a ciało Hester zesztywniało i przemieniło się w czerwony pył. Wtedy Mirela wyczarowała podmuch wiatru, który poniósł prochy jej siostry ku ciemnemu niebu, a następnie skierował się w stronę Łąki Motyli i po chwili znikł im z oczu.

– A nie mówiłem. Trochę wiary w przyjaciela – stwierdził Daniel.

– Jak się domyśliłeś? – spytał Ren.

– Sebastian często powtarzał mi, że Rubi ufa królowej, ale pozostałym wróżką już nie bardzo. Kiedy to sobie przypomniałem byłem już pewny, że nie zrobi on nic przeciwko Mireli, bo mądrości matki zawsze bierze sobie do serca.

Wojownicy zachichotali. Tak jak większość obecnych w pomieszczeniu magicznych istot i oni poczuli ogromną ulgę.

– Chwała królowej Mireli! – Gdy emocje nieco opadły, po chwili Sebastian krzyknął do tłumu i nisko ukłonił się królowej. Miało to być jasnym sygnałem dla wszystkich jej przeciwników, po której stronie znajdował się sztylet Aurelii.

Nikt z obecnych nie chciał zostać posądzony o współudział w spisku, dlatego bez żadnego wyjątku Motyle i ich goście oddali cześć monarchini. Mirela subtelnie kiwnęła im głową.

– Piękne przedstawienie – pochwaliła Flora, która szybko zorientowała się w zamiarach Mireli i Sebastiana. – Skoro już wszyscy wiedzą, co grozi za zdradę, to chyba możemy wrócić do zabawy.

– Dokładnie! Niech to będzie ostrzeżenie! – zawtórowała królowa i dwa razy klasnęła w dłonie. Wtedy muzyka znowu zaczęła grać, a z nieba padał kolorowy deszcz płatków kwiatów.

Jak gdyby nic się nie stało, goście wrócili do zabawy.

Zaspokojone szklane ostrze wróciło do pochwy. Sebastian, schodząc do przyjaciół, od razu zaczął się im tłumaczyć:

– Nie chciałem zabijać ciotki, ale nie miałem innego wyjścia. Kwestia czasu, a doszłoby do kolejnej wojny u wróżek. Ten pokaz to Mirela wymusiła na mnie!

– Dobrze zrobiłeś! Gdyby Hester nie dała generałowi kwiatów, to na pewno uśpiłabym Anastola – powiedziała buntowniczo Rozalia, a Mira pokiwała energicznie głową.

– Ale że ci uwierzyła. Przecież wszyscy wiedzieli, że ty i Lenard knujecie coś z Mirelą – stwierdziła Henrietta.

– Wy uwierzyliście. Trzeba było widzieć swoje miny. Prawie się zdradziłem, tak mi się śmiać chciało. – Sebastian zarechotał. – A tak na poważnie, to chwile nad tym pracowałem. Powiedziałem Hester, że Lenard spotyka się z Mirelą w sprawie ostatniego wybrańca przepowiedni, ale robią z tego tajemnice, więc nie znam szczegółów. A ode mnie królowa chce sztylet Aurelii, bo uważa, że jako mężczyzna nie jestem go godzien. Był to postęp, bo choć od początku podejrzewałem ciotkę o zdradę, to pewności nie miałem. Na wzmiankę o sztylecie oczy jej zabłysły. A gdy zobaczyła moją udawaną niechęć do Mireli, to już się upewniła, że jestem po jej stronie i wygadała się o spisku. Tak w ogóle to mi się wydaje, że ona bardzo chciała w to wszystko wierzyć.

– Ale skąd wy w… – zaczęła Mira, ale Lenard przerwał jej.

– Mówiłem nie tutaj! Dlaczego mi nic nie powiedziałeś?

– Mirela zabroniła. Nie chciała, żeby wasza niewiarygodna reakcja nas zdradziła i zepsuła jej zabawę – odparł Sebastian.

– To byłaby tragedia – stwierdził z ironią Lenard. – Ach te wróżki.

– Najlepszą reakcję to miała Flora. Nawet nie próbowała udawać – powiedział Ren.

– Tak, ale jej lekceważące zachowanie nikogo nie dziwiło, więc to musi być u niej normalne – stwierdziła Rozalia, na co pozostali przytaknęli.

– Dziękuje za zaufanie – powiedział Sebastian i pocałował partnera. – Lenard ma rację! Obgadamy temat, gdy stąd odejdziemy. To nasze ostanie chwilę beztroski, więc chodźmy zatańczyć.

– Lepiej, stąd uciekajmy, zanim ta ziemia weźmie nas za wrogów i wyssie z nas życie! – oświadczył Daniel, a reszta chłopaków mu zawtórowała.

– Spokojnie, mamy jeszcze czas. A Fryda na pewno nas zawiadomi, kiedy mamy stąd odejść. Przecież nie pozwoli, żeby jej ukochanemu Lenardowi spadł włos z głowy – zażartował uzdrowiciel.

Przyjaciele wybuchli głośnym śmiechem.

  Spis treści zbioru
Komentarze (1)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
avatar
Przeczytałam opowiadanie, w którym zawarta jest spora dawka wyobraźni. Widzę w niej dobry materiał na film dla dzieci.Jest bohaterka,jest Dobro i Zło oraz Lenard - marzenie bohaterki, przy czym wszędzie kwiaty.
© 2010-2016 by Creative Media
×