Przejdź do komentarzyBezładnia
Tekst 46 z 46 ze zbioru: Wiersze II
Autor
Gatunekpoezja
Formawiersz biały
Data dodania2025-09-09
Poprawność językowa
- brak ocen -
Poziom literacki
- brak ocen -
Wyświetleń31

często łapię się na zbytecznym i zatruwającym humor 

wydreptywaniu w przyszłość. tę najgłębszą: po mnie. 


bo uwielbiam urbex, a nawet samo oglądanie 

filmików i zdjęć z wypadów do opuszczonych miejsc. 


a takim bez wątpienia, prędzej czy później, 

będzie mój dom. gdy nie starczy, gdy zabraknie. 


wiem, nie powinienem przejmować się czymkolwiek 

co nastąpi w czasach, gdy będę górką mięsnego łajna 

albo cuchnącymi kośćmi. a jednak: potrzeba ochrony 

miejsca, w którym się bytuje. ochrony postletalnej, 

hi, hi, że tak pośmieszkuję. 


zatem: co robić? muszę wytworzyć w sobie złotą 

opończę, otoczyć nią i tak sięgający gwiazd egocentryzm. 


i uwarzyć specyficzny drag, silny narkotyk odśrodkowy, 

którym znieczuliłbym się, zmienił w bezwolne, 

kroczące na sztywnych nogach zombie 

co ma kompletnie gdzieś fakt, że nie ma dzieci, 

więc nikt okien, szklanek, kasetonów po nim 

w miarę szybko nie przejmie. bo rodzina – daleko. 


jedynie ewentualni złodzieje tego, co warte wzięcia 

(czytaj: spieniężenia na alkohol) – bliscy jak zawsze. 


muszę stać się otępiały na fakt, że kiedyś 

będę ograbionym do cna nowobiedniakiem. 

że zapanują zwietrzeliny, 

może: sprej, zygzaki grafficiarskich psujów. 


albo spisać (koniecznie para-gotyckimi zawijasami!) 

ostatnią wolę, gdzie daruję wszystko... komu? czemu? 

błyszczącemu listkowi, który od wieków spada 

z drzewa rosnącego w całkiem innym świecie 

i ciągle nie jest nawet w połowie drogi.

  Spis treści zbioru
Komentarze (0)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
brak komentarzy
© 2010-2016 by Creative Media
×