Przejdź do komentarzyRodzina z członkiem
Tekst 255 z 255 ze zbioru: Czarcie kopyto
Autor
Gatunekobyczajowe
Formaproza
Data dodania2025-11-13
Poprawność językowa
Poziom literacki
Wyświetleń51


Kawałek realu tym razem. Takie historie się działy i dzieją w tysiącach polskich chałup.



Rodzina z członkiem



Ciotka z wujem mają po siedemdziesiąt lat. Mieszkają w piętrowym domu, w okolicach polskiego Trójkąta Bermudzkiego, czyli Kadzidło - Łyse - Mysianiec. W całym trójkącie i okolicach jest PiS only. Radio ma ryja, a telewizor Republikę. Kiedyś miał TVP, ale Bodnarowcy zabrali. Posiadają troje dzieci: dwóch synów i córkę. Jednym z synów jest Olgierd - doktor ostrołęcki, z zawodu członek. Aktualnie członek skarbu. Czerpie łyżeczką, około stówki na miesiąc. Mógłby chochlą, bo są takie możliwości, ale jest patriotą, a nie złodziejem jak Rudy i spółka. On, także ma dzieci: syna, który mieszka w Sydney i córkę w Warszawie, która robi programy dla TVN. To duży kwas, ale nikt przy doktorze Olgierdzie nie wspomni nawet, no, bo jak? Ale, kiedy nie słyszy to mówią, oj mówią, a Lucyna (ta, co kolaboruje z TVN) ma wyjebane. Szkoda, że nie wiedzą, że Olgierd też.  Życie.


Co jakiś czas Olgierd odwiedza rodziców we wiosce, w lesie. Wizyty są z noclegiem i zawczasu zapowiadane.  To jest zawsze jak wesele. Sąsiadki przychodzą do pomocy. Gotują, smażą i cała chata na błysk. Przy okazji niesie się wieść po rodzinie. Kto może, to też przyjeżdża w odwiedziny, w tym dniu. Za szczęściem i okazją.


Do koligacji z Olgierdem przyznają się nawet  stryjecznego brata  - wujenki Heli, córki i syn. Na ten dzień ubierają swoje pociechy po zawodówkach w garnitury i garsonki. Normalnie, jak na pogrzeb i ślub. Przedstawiąją Olgierdowi jako wybitnie zdolne na urząd, a najlepiej na jakiegoś członka. Nikt nie zwraca uwagi na dłonie. Będzie urząd to się wyszoruje, a jak nie puści to się wymoczy w kwasie solnym. Sama godna młodzież w Trójkącie Bermudzkim. Zresztą wszystkim w rodzinie śni się po nocach członek. Zawód taki. Aktualnie to jest trudna sprawa z tym członkiem, bo szkołę zamknęli, gdzie papiery na członka wystawiali. Z urzędem też, bo wróg przejął Polskę, ale dalibóg przeczekać dwa lata i się okno otworzy. Trzeba czuwać.


Dla Olgierda jest specjalny fotel przy stole. Tylko jeden, reszta siedzi na krzesłach. Każdy wie, że lubi wychlać, a kolejka do polewania mu jest niemiłosierna i pełna awantur. Każdy by chciał polewać dla członka i potem po każdym takim święcie są z tego powodu niesnaski w rodzinie. Gdyby nie ciotka, która ma głowę na łożyskach dochodziłoby do bójek o polewanie głównemu gościowi. Po godzinie doktor Olgierd ma mordę czerwoną jak jego kolega z Solidarnej Polski. Podgardle też takie samo, tyle że łysy. Wokół toczą się zażarte dyskuje, ale kiedy on się odezwie, wszyscy milkną jak za dotknięciem różdżki. Członek ma głos. To, co powie jest święte. Bóg błogosławi rodzinę, która posiada członka. Z czasem, zmęczony przysypia za stołem, a przy fotelu klęczą najbardziej potrzebujący lub ci, którym udało dopchać. Czekają na przebudzenie członka, aby wznosić swoje błagania. Były lata tłuste, a teraz będzie siedem chudych - przypomina co jakiś czas ciotka lgnącym do jej syna, pociotom. Dlaczego siedem? Za dwa lata wybory! Sybilla przepowiedziała - kwituje ciotka - ale, może wymodlimy z Ojcem Rydzykiem. Trzeba wpłacać. Modlić się i wpłacać.


Na podwórzu jakaś szarpanina, bójka. Mirek tradycyjnie spuszcza benzynę z baku olgierdowego auta. Bywało, że ktoś musiał następnego dnia dymać z karnistrem na stację, bo z baku wyparowało. Niby żaden problem, bo Olgierd ma służbową kartę, i tak, kto zechce, to zaleje swoje auto do pełna, Mirek też, ale skąd ta benzyna wycieka? - zastanawia się. Anka czeka na odpowiedni moment, żeby przetrzepać Olgierdowi kieszenie, ale wycwanił się. Już nie nosi banknotów jak dawniej, sam plastik. Chytrus.


Następnego dnia, każdy po klinie i na mszę. Po mszy Olgierd udaje się na plebanię do proboszcza, a wieczorem ktoś z rodziny odbiera go, przywozi półprzytomnego na pożegnanie do domu, a potem na dwa samochody trzeba go odwieźć do Warszawy. Rutyna.


Jakby to Smarzowski wziął w pazury to by zrobił lepsze Polywood, niż `Wesele` i dałby tytuł ` Rodzina z członkiem`. Czytajta szybko. Daję wam 48 godzin i usuwam, bo jak się ciotka dowie to mnie zajebie.

  Spis treści zbioru
Komentarze (4)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
avatar
Parę lat temu przeprowadziłem w myślach proces poszlakowy i doszedłem do wniosku, że jakiś matoł z Zadupia, albo (bliżej cywilizacji) sklepikarz czy handlarz awansowany na pisowskie salony to zwyczajny słup. Złoty deszcz przywilejów przypisany do stanowiska pozostaje nietknięty, ale już wynagrodzenie to papierowy zapis. To, które ląduje w kieszeni na waciki wystarczy, ale co z resztą? - Ano właśnie. W takim procesie myślowym zawsze pojawia się pytanie: co ja bym zrobił na miejscu nadprezesa partii matki. Otóż założyłbym dobrze ukryty fundusz na czarną godzinę. Po trochu, łyżeczkami z mnóstwa źródeł i półka na gacie się zapełni. Czasem tylko towarzyski zgrzyt, gdy z zastawionego stołu na podłogę upadnie cały kotlet, a nie to, co z widelca nie trafiło do gęby. Jak półtora miliarda O`Baytka.
avatar
Aż mi się ćmi od widoku różnych "członków", którzy tylko stóweczkę na miesiąc zajumają... Kilka twarzyczek od razu staje przed oczami.
Świetny felieton.

Moje uwagi/sugestie do zapisu:
"...bo szkołę zamknęli" - znaczy Collegium Tumanum ;)
"Załapać się na członka" - od razu przypomina się fraza z filmu: "Mój mąż jest z zawodu dyrektorem".
*we wiosce - w wiosce (chyba że to zamierzone)
*Do koligacji z Olgierdem przyznają się nawet stryjecznego brata - wujenki Heli, córki i syn. - (troszkę zły układ zdania. Może: Do koligacji z Olgierdem przyznają się nawet córki oraz syn brata stryjecznego i wujenki Heli).
*którym udało dopchać. - którym udało się dopchać. (inaczej byłoby dwuznaczne)
PS. Troszkę mi jeszcze w tekście interpunkcja szwankuje, ale to już domena Janko.
avatar
Legionie, pięknie to zrelacjonowałeś. Pochodzę z pobliskiego czworokąta: Pułtusk - Serock - Wyszków - Ostrołęka. Rodzina, jak to w Polsce bywa, rozpierzchła się po całym kraju, ale najwięcej jest w stolicy. Jest też sporo doktorów, a nawet jeden profesor. Członów jednak raczej nie ma, a jeśli nawet tak, to tylko ci kończący swój żywot, którzy ukończyli podstawówki na kompletach wieczorowych, a co najwyżej zawodówki przyzakładowe.
Przy tak rewelacyjnym tekście wybaczam Ci kilka potknięć interpunkcyjnych.
avatar
Świetny przykład klasycznego modelu rodziny zdefiniowanego przez Kaczora - oparty na chrześcijańskich i patriotycznych, to znaczy pisowskich, tradycjach. I obowiązkowo, przynajmniej z jednym członkiem.
© 2010-2016 by Creative Media
×