| Autor | |
| Gatunek | obyczajowe |
| Forma | proza |
| Data dodania | 2025-11-19 |
| Poprawność językowa | - brak ocen - |
| Poziom literacki | - brak ocen - |
| Wyświetleń | 26 |

Dżdżyste, piątkowe popołudnie przenikało wieczornym chłodem. Pogrążało się w ciężkim, szarym odcieniu, który nie zwiastował zmierzchu, lecz głębokie, melancholijne przygnębienie. Pachniało gnijącą materią – esencją jesiennej chandry. Niebo, niczym ołowiana misa, zawisło nisko nad miastem, tłumiąc dźwięki i pochłaniając kontury budynków. Z tej posępnej kopuły sączył się skąpy październikowy deszcz, pozostawiając za sobą cichy szmer. Każda kropla osiadała na szybach, tworząc na oknach samochodów smugi matowego szkła. Asfalt lśnił hebanową czernią od wody, a odbite w nim uliczne światła rozlewały się w złociste, zniekształcone plamy. Pod stopami układał się dywan szeleszczących, brązowo-żółtych liści, które czas i wilgoć zdążyły już sprowadzić do stanu rozmokłej pulpy – cichego świadectwa nieubłaganego rozkładu.
Tuż po skończonych zajęciach, Jakub wolnym krokiem zmierzał przez parking uczelni do swojego samochodu. Szedł ociężale, niechętnie, powłócząc nogę za nogą, a przenikający chłód jesieni wdzierał się pod płaszcz. Widział swoje Audi z odległości, blisko czterdziestu metrów, lecz kiedy dojrzał ciemną sylwetkę, która nonszalancko opierała się o błyszczącą karoserię, natychmiast się ożywił. Spiął wszystkie mięśnie, automatycznie przyspieszając kroku.
Dopiero gdy dystans się skrócił, Jakub rozpoznał w mrocznej postaci Damiana – swojego najlepszego przyjaciela. Znali się zbyt dobrze. Od wczesnego dzieciństwa przez wszystkie szkolne lata, aż dotąd Damian znał rygor jego zajęć i harmonogramu lepiej, niż własny, chaotyczny plan dnia. Rutyna Jakuba była dla Damiana jedyną stałą w ich burzliwym układzie. Dlatego to kalkulacyjne spotkanie, wymierzone idealnie w moment jego wyjścia z auli, nie było dla Jakuba żadnym zaskoczeniem. Było jedynie spodziewaną, uprzednio wliczoną w rachunek anomalią, która tylko potwierdzała, że Damian był zakotwiczony w jego codzienności, bardziej niż mogło mu się wtedy wydawać.
— Siema, co tam? — Z silną, wyuczoną pewnością uścisnął Damianowi dłoń. Chłopak odwzajemnił gest, nieznacznie odsuwając się od ciemnego pojazdu.
— Siema — odpowiedział, wykazując się przy tym zdecydowanie mniejszą skwapliwością niż jego przyjaciel, który wydawał się autentycznie cieszyć z tego nieplanowanego spotkania.
Damian spuścił głowę, zastanawiając się jak najlepiej ugryźć temat – z niewymuszoną kurtuazją zapytać o to jak minął mu dzień, wybadać jego nastrój, by następie od ogółu przejść do szczegółu i stopniowo wyłożyć karty na stół, czy szybko, bez owijania w bawełnę podać prawdziwy powód tej wizyty.
— Stary znowu zachlał — nakreślił motyw przewodni, by Jakub domyślił się jaka prośba kryje się za tą informacją. —Miałem odłożone na mechanika. Zabrał wszystko, a za godzinę mam odebrać samochód.
— Ile? — Oschle rzucił Jakub, a w jego głosie pobrzmiewał już ton finalnego znużenia. Uciął temat, jakby nie chciał wiedzieć już niczego więcej. Niewątpliwie poczuł rozczarowanie, bo w głębi duszy liczył na to, że Damian złamie schemat i choć raz przyjdzie z innym problemem.
— Pięćset.
— Puszczę ci blika — odpowiedział i wyciągnąwszy z kieszeni telefon, uciekł wzrokiem na ekran. Damian zmarszczył czoło.
— Przecież ci oddam…
— Nie chodzi o pieniądze — westchnął, a jego postawa wskazywała na znaczne poirytowanie. — Nie myślałeś o tym, żeby… coś wynająć, wyprowadzić się i wreszcie zacząć normalnie żyć?
— Ta! Wynająć, chyba tylko pokój, w dodatku za miliony monet! — żachnął się Damian. — Tobie jest ławo mówić, bo twój osiemdziesięciometrowy prezent z osiemnastki, cierpliwie czeka, aż skończysz swoje prestiżowe studia z ładnym wynikiem. W prawdziwym życiu to tak nie działa, trzeba ostro zapierdalać, żeby mieć gdzie mieszkać, Kuba. Poza tym, myślałeś, co zrobię z Martą?
Jakub ostentacyjnie parsknął pod nosem, lecz łoskot silników w tle parkingu zagłuszył ten wymowny gest.
— No tak, ty ciężko pracujesz na swoich śmieciówkach, a ja się tutaj tylko opierdalam. — Z jego gardła wydobył się nienaturalny, suchy chichot. — Jak ty chcesz jej pomóc w tym bagnie, Damian? Komu najpierw zakładasz maskę w czasie katastrofy samolotu?
Damian z niecierpliwą irytacją przewrócił oczami. Świat poetyckich przenośni Jakuba był zbyt odległy od prozy jego własnego życia.
— Ona ma jedenaście lat, Jakub — napomknął go stanowczo. — Miałbym zostawić ją samą z tym pijakiem? Ty siebie słyszysz?
Jakub zacisnął szczękę, ostatkiem sił tłumiąc ostry potok słów, by nie prowokować niepotrzebnej wymiany zdań. Nie znosił, gdy Damian w ten sposób manifestował poczucie krzywdy, wytykając mu nieprzystawalność do szarej, brutalnej materii życia.
— Obyś nigdy nie musiał się przekonać na własnej skórze, jak to jest, kiedy jedyną myślą każdego dnia jest to, jak związać koniec z końcem. — Damian nie odpuszczał, chociaż jego ton głosu się rozluźnił. Świadomie wycofał się z ofensywy, mówiąc teraz wyważonym i spokojnym głosem, by nakłonić przyjaciela do głębszej refleksji. — Prawda jest taka, że prędzej, czy później tacy jak ty, przychodzą do takich jak ja po pomoc, bo nie radzą sobie z położeniem płytek w swoich ślicznych domkach.
Jakub posłał mu kąśliwy uśmiech.
— Yhym, jasne, za to później to my musimy ratować dupę takim, jak ty.
— Widzisz? Załapałeś! — winszował mu Damian. — To powód, dla którego musimy żyć w tej symbiozie, nasza przyjaźń nigdy się nie rozpadnie! — Chłopak wzruszył ramionami, a z ust wydarł mu się krótki, szyderczy chichot. Jakub nie zaszczycił go odpowiedzią. Z przepastnej kieszeni płaszcza wyciągnął kluczyk i stanowczym ruchem wcisnął przycisk. Po chwili ciszę parkingu przeszył krótki, ostry sygnał alarmu, pieczętujący koniec tej dyskusji.
—Dawaj, podrzucę cię do tego mechanika — Jakub otworzył drzwi samochodu, wskazując głową na miejsce od strony pasażera.
— Nie trzeba, mam rzut beretem, ale dzięki — odparł, wyciągając rękę na pożegnanie. — I pamiętaj, dziś imprezujemy u mnie, nie spóźnijcie się!
Jakub złożył dłoń w ostatnim, beznamiętnym uścisku. Czekał, aż Damian zniknie za rzędem samochodów, po czym odwrócił się i wsiadł do Audi.
Nie miał najmniejszej ochoty na kolejny weekend utopiony w alkoholu, czuł jednak przymus — to była pokuta za jego własny, uprzywilejowany rygor. W głębi ducha obawiał się, że przy tym wyniszczającym trybie życia, Damian zbyt szybko osiągnie punkt, w którym przestanie różnić się od uzależnionego ojca. Z tym cierpkim przekonaniem zatrzasnął za sobą drzwi samochodu, symbolicznie odgradzając się od jego brutalnej rzeczywistości.
***
Chłopak rzucił kluczyki na deskę rozdzielczą, a stukot metalu obudził w dziewczynie nieujarzmioną żądzę. Zaparkowali na kompletnym odludziu, aby nikt ich nie zaskoczył. Przeszli na tylną kanapę. Damian wyprostował się i spojrzał na nią, a w jego ciemnych oczach palił się ten sam gniew, który przed chwilą tłumił w rozmowie z Jakubem, teraz jednak, stopniowo wypierało go pożądanie. Powietrze w samochodzie stało się gęste od adrenaliny i tłumionego od dawna pożądania.
— Och, jak ja na to czekałem — wydobył z siebie szorstki, gardłowy pomruk.
— Na pewno nie bardziej niż ja — odparła, a jej głos zadrżał, ale nie ze strachu, lecz z elektryzującego oczekiwania.
Jej dłoń, niczym pewna siebie drapieżna kuna, powędrowała wzdłuż jego uda, zatrzymując się na sprężystości twardego dżinsu. Damian nie zaprotestował. Zamiast tego chwycił jej nadgarstek i brutalnie skierował jej dłoń niżej. Jej palce przesunęły po twardej wypukłości, ukrytej pod grubym materiałem. Pociągała ją ta zadziorna pewność, to nieokrzesanie, które stało w opozycji do uprzejmej, chłodnej maniery Jakuba.
Zaczął działać szybko i bezceremonialnie. Musiał natychmiast rozładować napięcie. Jednym szarpnięciem rozerwał jej koszulkę, a metalowy guzik poleciał z hukiem gdzieś w odmęty fotela. Kobieta jęknęła z uciechy. W ciągu kilku sekund siedzenia w samochodzie stały się polem bitwy i azylem ucieczki. Damian, dobrze zbudowany i silny, jednym ruchem zerwał z siebie materiał, który go krępował. Jego ciało, doskonale wyrzeźbione przez fizyczną pracę, było nagie, obnażając napiętą męskość i surowe pożądanie. Dziewczyna wsunęła się pod niego, jej oddech był płytki i gorący. Uniosła biodra, po czym zaborczo oplotła jego kark nogami, maksymalizując głębię i intensywność złączenia. Damian nie potrzebował zachęty. Z brutalną precyzją i siłą, której brakowało mu w kontrolowaniu reszty życia, zanurzył się w niej głęboko i mocno. Jej jęki tonęły w tkaninie fotela, a on pchał, zacięty, namiętny i zły. Każdy gorączkowy, mechaniczny ruch był manifestacją tłumionej złości na Jakuba, na ojca, na siostrę i matkę – na cały świat, który wymagał od niego beznadziejnej walki o przetrwanie.
Ona była jego przystanią, jedynym miejscem, gdzie nie musiał udawać i mógł żyć w swoim własnym, nieujarzmionym chaosie.
Gdy skończyli, Damian ciężko opadł obok niej, a jego oddech był głośny i nierówny. Dziewczyna położyła dłoń na jego mokrej od potu piersi, czując pod palcami wyraźne, silne bicie serca. Ich winę zagłuszył tylko łoskot pędzącego za oknem miasta, który stłumił ten krótki, słodko-gorzki grzech ich intymności.
***
Na pierwszy rzut oka w pokoju panował ład i porządek. Sędziwe i mocno sfatygowane meble nosiły na sobie piętno zaniechania jak cała reszta domu, lecz przekraczając próg tego pomieszczenia, miało się wrażenie, że wszystko jest na swoim miejscu. Książki, ułożone w równy stos na rozklekotanej komodzie, monety i drobiazgi wyjmowane z kieszeni, które zawsze lądowały w jednej, małej, pękniętej popielniczce na biurku, a wszystkie puste butelki po piwie były odstawione w jeden, nienaruszony szereg pod ścianą. To był płynny, kruchy ład, wynikający z wewnętrznej dyscypliny, o którą Damian walczył każdego dnia, by zachować pozory równowagi i kontroli nad swoim życiem.
Na rozkładanej kanapie, której sprężyny zwiastowały rychły rozkład, siedział Jakub, a obok niego Maja. Z miniaturowej membrany głośnika, usadowionego na biurku, leniwie sączył się stłumiony szept melodii, subtelnie przerywając gęstą ciszę panującą w pokoju. Dziewczyna bez słowa ostrzeżenia przesunęła się na Jakuba, siadając na nim okrakiem z lekką, zmysłową gracją. Ujmując jego chłopięco gładką twarz w swoje dłonie, z nienasyconą pasją objęła ustami jego spierzchnięte wargi. Jej pocałunek nie był pieszczotą, a przemyślaną inwazją, pełną namiętności. Jej ruchy były zdecydowane i świadome, jakby sam akt jej pożądania miał być świadectwem władzy. Ciało Mai, ubrane w obcisły kostium, stało się nagle ciężarem i wyzwaniem. W pierwszej chwili Jakub nie protestował; jego postawa, zazwyczaj stanowcza i nieugięta, była teraz zamrożona w niezdecydowaniu. Maja, wyczuwając ten półmrok wahania, zaangażowała się jeszcze bardziej. Jej wilgotne usta odnalazły płatek jego ucha, który perwersyjnie przygryzła, a drobne dłonie, wsunięte pod materiał jego koszulki, kreśliły ścieżkę pożądania na jego ciepłej skórze. Następnie, sensualnie poruszając biodrami, napierała na jego męskość – to była jednoznaczna, bezceremonialna propozycja, rzucona na stół pełen tabu. Jakub wreszcie drgnął, próbując ją odsunąć, jednak jego sprzeciw był daremny i opóźniony.
Damian obserwował scenę z gorączkowym, niezdrowym skupieniem. Ich bliskość, ambiwalentny, arogancki brak wstydu wobec jego osoby, budziły w nim gwałtowny impuls złości. Z jego spojrzenia wyzierała się paląca gorycz. Mężczyzna impulsywnie przyłożył butelkę do ust, biorąc długi, niesmaczny łyk gorzkiego piwa. Chociaż bardzo chciał, nie mógł oderwać od nich wzroku. Czuł, jak wszechwładne rozgoryczenie, które zazwyczaj tłumił w sobie, zaczyna przenikać gorzką furią. W tym akcie cudzej intymności znajdował dziką, nieczystą fascynację. Pochłaniał każdy dotyk, ruch bioder, każdą zmysłową manifestację Mai, traktując ten widok jako zabroniony, upragniony skarb.
Po krótkiej chwili Jakub odzyskał panowanie nad sobą, a jego umysł powrócił do surowej dyscypliny.
— Maja… przestań — wysapał ostatnim tchem. W dole brzucha poczuł gwałtowny wzrost ciśnienia, a jego ciało poddało się twardniejącemu, bezwzględnemu zewowi fizjologii. Maja uśmiechnęła się lubieżnie, prowokując jego opór.
— Przeszkadza ci, że patrzy? — zapytała, demonstracyjnie odwracając się w kierunku Damiana.
— A tobie nie?! — warknął. — Co z tobą? Za ścianą jest dziecko.
Jakub gwałtownie zerwał się z kanapy, sprawiając, że Maja bezwładnie opadła na wysłużone oparcie.
— Zaraz wracam — powiedział z lekkim naburmuszeniem i zaraz potem znikł w wąskim, ciemnym korytarzu.
Damian z celową, spowolnioną ostentacją odstawił butelkę na blat biurka. Tępy łoskot grubego szkła rozerwał chwilową ciszę, a jego wzrok przeszył Maję niemym potępieniem.
— Musiałaś?!







