Przejdź do komentarzyII cz.1
Autor
Gatunekhorror / thriller
Formaproza
Data dodania2014-08-28
Poprawność językowa
- brak ocen -
Poziom literacki
- brak ocen -
Wyświetleń2092

II


– Jesteś pewna? Nie wrócisz już do domu – powiedział próbując mnie odwieść od wyboru.

– Cóż, martwa też nie wrócę do domu, jedynie gdzie trafię to do kostnicy – odparłam równie pewna siebie, co on.

– Będziesz tego żałować. – Oświadczył, po czym kazał mężczyznom zatrzeć ślady, a mnie zaprowadził do czarnego samochodu stojącego za rogiem budynku.

Kim że jest człowiek, który idzie za głosem intuicji? Idąc w stronę ciemnego lasu, zanurzając się w mrocznych przestworzach. W głębie czarnego tunelu, czekając na promienie wolności budzące nas ze śpiączki, z letargu, w którym byliśmy pogrążeni dłużej niż byśmy chcieli. Mknąc przez puste drogi miasta, skręcając w niezliczaną ilość uliczek, jechaliśmy ponurą drogą do miejsca, gdzie miałam się przebudzić.

– Mogę wiedzieć, chociaż gdzie jedziemy?

– Do domu, to przecież oczywiste. Nie myślałaś chyba, że mieszkamy w trumnach na cmentarzu?

– Nie. Myślałam, że jedziemy, no cóż właściwie nie wiem gdzie – powiedziałam patrząc się przez przednia szybę na nieznaną mi dotąd drogę.

– Ostrzegam, mamy zasady, których będziesz musiała się nauczyć i przestrzegać. Złamanie ich może cię drogo kosztować.

– Jakie zasady? – zapytałam patrząc na jego twarz wyrażającą jedynie obojętność, a może i nawet złość, którą można jedynie wyczuć unoszącą się w powietrzu.

– Pogadamy o tym na miejscu.

Po tych słowach nie padło już nic. Cisza unosiła się nad nami naładowana różnymi emocjami. Mój strach przecinany jego gniewem. Mój gniew przerywany jego niepewnością. Moja ciekawość w związku z jego osobą była przytłaczana jego niechęcią, chociaż nie wiadomo, z jakiego powodu. Coś nas przyciąga, a zarazem odpycha. Mogłoby się wydawać, że to wina naszego przeznaczenia lub poprzedniego wcielenia, ale, o czym ja tu chrzanie skoro wygląda to, jak absurd.

Gdy dotarliśmy na miejsce, przed nami pojawiła się brama kuta z żelaza, a wokół nas rozpościerał się ciemny las. Kiedy tu dotarliśmy? Chyba przed chwilą. Gdzie jesteśmy? Mówił, że jedziemy do domu, lecz nie do zamku.

Przed nami pojawił się wielki budynek przypominający średniowieczny zamek, jeśli nim nie był. Potężne mury zamku z wieżami po rogach wydawał się lekką budowlą jakby poruszała się na wietrze jednocześnie kurczowo trzymając się ziemi.

Wiatr lekko poruszał liśćmi, śpiewając pieśń przybyłych. Księżyc witał wszystkich na dole tak, że widać było jego uśmiech. Las przypominał żywe stwory, dom gdzie żyją skrzaty, elfy, gobliny czy trole.

Gdy doszliśmy do budynku drzwi się otworzyły, a w nich stanęła piękna kobieta, która nie przypominała osoby przyjaznej. Miała blond włosy spadające jej na ramiona. Ubrana w dżinsy i zieloną bluzkę podkreślającą jej oczy.

– Witaj z powrotem – odparła z uśmiechem, który zniknął po chwili, gdy na mnie spojrzała. – Kim ona jest?

– Jest ze mną. – Nie trzeba było niczego innego. Od razu zaprosiła nas do środka, gdzie przed oczami stanął wspaniały obraz. Pomieszczenie, w którym się znaleźliśmy było zapewne przejściem czy coś w tym rodzaju, gdyż było duże i nic szczególnego poza krzesłami czy kwiatami się w nim nie znajdowało. Przeszliśmy przez nie do drzwi na końcu do innego miejsca, które z pewnością było salą tronową. Naprzeciw mnie stały dwa trony obite czerwonym materiałem. Później pamiętam jedynie, że zjechaliśmy windą.

Pokój był w stylu spartańskim. Znajdowało się w nim jedynie łóżko, komoda, biurko, stół i krzesła. Ściany były nagie, nie było na nich żadnego obrazu czy nawet okna. Pomimo tego, że był to zamek nie było świec, które miałyby oświecać pokój, ale po środku pokoju wisiał ogromny żyrandol. Jedna jedyna świeczka znajdowała się na biurku.

– Od teraz ten pokój należy do ciebie. – Usłyszałam głos za swoimi plecami. – Gdybyś czegoś potrzebowała wystarczy powiedzieć.

Gdy spojrzałam się na jego twarz mogłam wyczytać jedynie neutralność. Tak jak i wcześniej zastanawiałam się, czemu jest taki cały czas. Odkąd go spotkałam nie wyczytałam żadnej innej emocji prócz obojętności. Stalowe oczy, groźna postawa, wydawał się czarną duszą, która przybrała postać człowieka. W takich chwilach jak ta, pomimo grubego swetra czułam chłód.

– Nie chcę wyjść na rozpieszczonego bachora, ale czy niemiałbyś może jakiś książek do czytania? – Wtedy jedynie na moment ujrzałam błysk w jego oku.

– Cóż, mam owszem. Chociaż spodziewałam się bardziej nowocześniejszego pytania. – Po czym wyszedł i podszedł do drzwi na końcu po przeciwnej stronie pokoju. Gdy ruszyłam za nim i podążyłam za nim do pokoju, ujrzałam regały książek. – Biblioteka. Do twoich usług.

Półki z książkami sięgały sufitu. Jedynie gdzie nie gdzie można było znaleźć skrawek ściany. Wzrokiem wędrowałam po grzbietach książek aż zatrzymałam się na drzwiach po prawej stronie.

– Tam jest mój pokój – powiedział, gdy podeszłam do drzwi. – Uściślając można powiedzieć, że jesteś w mojej prywatnej kwaterze. Każdy z wampirów w tym zamku ma swój prywatny teren. Bez pozwolenia nie wolno go naruszać chyba, że pragniesz śmierci. Łazienka jest na końcu obok twojego pokoju. Za chwilę jedna z karmicielek przyniesie ci kolację. Jutro dokończymy zwiedzanie oraz wytłumaczę ci parę zasad, a teraz muszę już iść.

Poszedł do swojego pokoju by po chwili wyjść z niego w nowej koszuli. Jeszcze przed wyjściem zdążyłam go zatrzymać.

– Mogę, chociaż poznać twoje imię?

– Alkar. – Odparł przy drzwiach poprawiając koszulę. – Dobranoc.

Po godzinie siedząc w bibliotece z nudną książką w dłoniach usłyszałam pukanie do głównych drzwi. Gdy je otworzyłam stanęła przede mną kobieta z tacką.

– Witaj. Alkar kazał przynieść tobie kolacje. Mam nadzieję, że nie jesteś uczulona na jajka.

– Nie, nie jestem. – Po czym zaprosiłam ją do kwatery, gdzie tackę postawiła na stole i skierowała się z powrotem do wyjścia. – Już idziesz? – zapytałam ze zdziwieniem.

– Tak. Mam jeszcze coś innego do zrobienia. Czy coś jeszcze panience potrzeba?

– Nie, ale czemu… – Nie dokończyłam, już wyszła. Jedynie, co mnie zastanawiało. Ta inna sprawa, która była związana z obowiązkiem karmicielki. I kim one właściwie są?

Na tacy znajdowała się jajecznica, chleb i herbata. Bądź, co bądź pachniało zachęcająco, a smak tylko potwierdził moje przypuszczenia.

Nie miałam pojęcia, która była godzina, ale wiedziałam, że nie jestem sama w kwaterze. Gdy wyszłam do salonu, gdyż apartament nie miał korytarza, zza drzwi jego pokoju słychać było rozmowę.

– … dobrze wiesz, że każda twoja decyzja ma wpływ na innych. Dobrze się jeszcze zastanów.

– W przeciwieństwie do ciebie każda moja decyzja…

– Pamiętam każdą twoją decyzję. Od początku byłem przy twoim boku. Zbyt długo szliśmy ramię w ramię by ciebie nie znać. Ale ta decyzja będzie miała wpływ na dalsze losy naszego gatunku. Ona jest…

– Dobrze wiem, kim jest. – Alkar uciął naglę, aż zapadła głucha cisza.

– Więc czemu ona? – Gdy westchnął usłyszałam kroki zmierzające w moją stronę. Zdążyłam jedynie uskoczyć, kiedy drzwi się otworzyły i stanął w nich spoglądając się na mnie. Byłam przerażona, ale nie tym, że mnie nakrył. Raczej, dlatego że jego twarz wciąż była jak kamień. Nawet teraz, kiedy powinien płonąć z gniewu jego twarz nic nie wyrażała. Dopiero po dłuższej chwili uświadomiłam sobie, że wciąż stoję w miejscu. Stałam jak sparaliżowana nie mogąc się ruszyć. Dopiero, gdy spostrzegłam mężczyznę za jego plecami pobiegłam do swojego pokoju.

* * *

Nie była zwyczajna. Nigdy. Zawsze magia dawała o sobie znać w momentach, gdy najbardziej tego potrzebowała. Często bywało tak, że miała przez to kłopoty.

Tydzień przed końcem ostatniej klasy podstawówki z pewnej grupy dziewczyn, które jej nie lubiły, dziewczyna oskarżyła Sarę o kradzież jej telefonu, który w tamtych czasach był naprawdę drogi. Nauczycielka kazała sprawdzić torbę dziewczyny, gdzie leżał zaginiony telefon. Jednak o dziwo nikt go nie widział. Sara stała spokojnie przyglądając się tej zabawnej sytuacji. Gdy nauczyciele sprawdzali jej szafkę ona po cichu schowała telefon do torby złośliwej dziewczyny, po czym zażądała, aby sprawdzono jej torbę.

– Przecież to ona zgłosiła zaginięcie.

– Więc nie zrobi to dla pani różnicy jeśli się to sprawdzi.

– Aune pokaż mi proszę torbę.

– Ale po co? Przecież to Sara mi ukradła telefon.

– Więc nie masz nic przeciwko temu alby sprawdzić zawartość twojej torby.

Sara w ataku złości zapragnęła kary dla Aune. Wtedy pierwszy raz pragnienia stały się rzeczywistością. W torbie znajdował się nie tylko telefon, ale i papierosy. Na zakończeniu roku szkolnego dyrektor powiadomił o wydaleniu dziewczyny. To była najsurowsza kara, jaka dotąd była użyta w szkole.

* * *


  Spis treści zbioru
Komentarze (0)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
brak komentarzy
© 2010-2016 by Creative Media
×