Przejdź do komentarzyRuskie przyszli! (cz.1/2)
Tekst 16 z 108 ze zbioru: Pozostało w pamięci
Autor
Gatunekbiografia / pamiętnik
Formaproza
Data dodania2015-02-24
Poprawność językowa
Poziom literacki
Wyświetleń2569

Skończył się czas dzieciństwa i ledwie opierzonego czasu młodzieńczego. Ukończyłem podstawówkę.

Dwa miesiące wakacji były, jak zwykle, bardzo ciepłe. Minął lipiec, nastał już sierpień. Korzystałem z upalnego lata, codziennie udając się pieszo przez Lasek Rudnicki na plażę nad jeziorem. Daleko było, prawie godzina marszu żużlową, leśną drogą. To była dla mnie tylko drobna niedogodność. Kilka kanapek i napoje w butelkach wystarczały na cały dzień pobytu na plaży. Właściwie większość czasu spędzałem w wodzie, piasek na brzegu potrzebny był tylko na chwilowe wygrzanie się i pogawędki z kolegami.

Kolejny dzień od rana zapowiadał się na równie gorący, jak poprzednie. Wstałem wcześnie, zjadłem śniadanie, zapakowałem jedzenie na cały dzień i ruszyłem przez las nad jezioro. Tym razem szedłem sam. Zostało mi do jeziora jeszcze z dwa kilometry, kiedy nagle zobaczyłem wkopany w poprzek drogi drewniany szlaban, a obok niego... sałdatów. Ruskich żołnierzy! Przetarłem oczy, ale obraz nie zniknął. Kilkadziesiąt metrów przede mną stało uzbrojonych kilku krasnoarmiejców. Byli ubrani w spłowiałe, płócienne bluzy-gimnastiorki, ściągnięte pasami z gwiazdą na klamrze, na nogach mieli sapogi, na głowach hełmy. Na ramionach mieli kałasznikowy... żołnierze „niezwyciężonej Armii Radzieckiej”. Co to, skąd oni tu?! Dlaczego?!

W pierwszej chwili stanąłem jak wryty, tak niespodziewany był to obraz. U nas nigdy ich wcześniej nie widziałem, ani w mieście, ani w lesie. Pierwsza myśl, która przyszła mi do głowy, aż mnie strwożyła. Wojna wybuchła?! Przecież nie śnię, widzę ich. Ani chybi wojna – byli w zwykłych, polowych mundurach, a nie wyjściowych.

Z emocji momentalnie wyschło mi gardło. Przełknąłem ślinę, przetarłem oczy. Żołnierze nie zniknęli, stali w bezruchu i bez słowa patrzyli się na mnie. Zebrałem w sobie odwagę i podszedłem bliżej. Kiedy byłem już tylko kilka kroków od nich, jeden z nich wystąpił, wyciągnął przed siebie rękę i odezwał się po rosyjsku:

– Pareń, nie lzia. Nazad. Pierechoda niet tuda.

Stanąłem. W szkole mieliśmy język rosyjski, więc zrozumiałem, co powiedział. Nie mogłem jednak tak odejść, ciekawość przemieszana z obawą była silniejsza:

– A co się stało? Wybuchła wojna? Szto stałoś? Wajna?

– Niet, nikakoj wajny. Spakojna. Idi damoj.

– A wy atkuda?

– Siekret. No, idi, idi – zamachał ręką, pokazując, abym wrócił, skąd przyszedłem.

– Ale my tędy nad jezioro zawsze chodzimy. Kąpać się, znaczy kupatsia.

– Malczik, nazad. Pierechoda niet.

– A kiedy będziemy mogli znów tędy chodzić? Znaczy, kak dołga nie lzia?

– Ja skazał, siekret. Wozwraszczajsia.

Widziałem, że nic więcej nie powie, oprócz tego, co powiedział na końcu – wracaj. Odwróciłem się i maszerując drogą zastanawiałem się, co zrobić. Iść mimo wszystko nad jezioro, obchodząc cały lasek? To dwa razy dalej, wracając wieczorem też będę szedł prawie dwie godziny. Do tego ci żołnierze! Skąd oni się tu wzięli? Nie mogłem nie podzielić się taką sensacją z chłopakami. Jeden dzień bez pływania wytrzymam; w zamian widziałem już oczyma wyobraźni miny kolegów na to, co im opowiem.

Wróciłem do domu. Na podwórku kilku chłopaków grało „w noża”. Już z daleka do nich krzyknąłem:

– Cześć! Nie poszliście do Rudnika? I już nie przejdziecie przez las. Chyba że naokoło. Wiecie, kogo tam widziałem?!

– Marsjanie wylądowali? – zaśmiał się jeden.

– Taa... zgadywajcie, zgadywajcie.

– A skąd mamy wiedzieć?

– Nie zgadniecie!

– Zgaduję. Jak nie Marsjanie, to pewnie Apacze z Winnetou na czele. Nie oskalpowali cię?

– Gadaj wreszcie – zniecierpliwił się inny z kolegów.

– No dobra. Widziałem... rosyjskich żołnierzy.

– Nie byłeś czasem na wojennym filmie? - na tę kpiącą odzywkę kolegi pozostali wybuchnęli śmiechem.

– Nie wierzycie?! Wiedziałem. To idźcie sami zobaczyć.

– Głupich szukasz?

– Nie chcecie, to nie idźcie. I tak nie przejdziecie nad jezioro.

Koledzy spoglądali dalej na mnie podejrzliwie, ale już z widoczną niepewnością – kłamię, czy nie kłamię?

– Jeżeli chcesz nas w konia zrobić... – Jędrek zaakcentował wyraźną groźbę w głosie.

– Powiedziałem, nie chcecie, to nie wierzcie.

Widziałem po ich twarzach, że ciągle podejrzewali mnie o próbę zażartowania z nich. Oni pobiegną, a ja będę się zaśmiewał z ich łatwowierności.

Jednak rozbudzona już ciekawość zwyciężyła. Spojrzeli na siebie, kiwnęli potakująco głowami i pobiegli. Tylko jeden na odchodne jeszcze krzyknął – Jeżeli to blaga, to ci z dupy nogi powyrywamy!

Wzruszyłem ramionami. Swoje widziałem i wiedziałem. Byłem spokojny o swoje nogi. Zająłem się swoimi sprawami.

Nie minęła nawet godzina, kiedy wrócili. Już z daleka widziałem, że podekscytowani dyskutują między sobą, gestykulując rękoma jak skrzydłami wiatraka. Odczekałem spokojnie, aż podeszli i kpiąco stwierdziłem:

– I co? Oszukałem?

– Cholera, naprawdę są!

– Nie chcieli nawet z nami gadać, kazali wracać.

– I którędy będziemy chodzić do Rudnika?

– Naokoło lasku, jak mówiłem. Koło lotniska. Prawie dwie godziny. Kurde, przydałby się rower...

Niestety, rower był dla wielu z nas jeszcze nieosiągalnym dobrem. Nie zostało nam nic innego, jak marnować pół letniego dnia na samą pieszą drogę nad jezioro i z powrotem.

Zagadka pojawienia się radzieckich żołnierzy w naszym lesie została rozwiązana wieczorem, po powrocie taty z jednostki. Połowicznie. Zaraz zarzuciłem ojca pytaniami, ale sam dużo nie wiedział. Dowódca przekazał im jedynie na odprawie, że w nocy przyjechali na samochodach i zajęli pół lasku wraz ze strzelnicą wojskową. Dostał rozkaz z góry, żeby nasi żołnierze tam nie chodzili, a zaplanowane strzelania mają się odbywać na przykoszarowej strzelnicy. Nic więcej.

Kolejne dni upłynęły nam na zażartych dyskusjach o przyczynach pojawienia się niespodziewanych „gości”. W naszych chłopięcych głowach aż roiło się od najbardziej absurdalnych wytłumaczeń. To była atrakcja, coś, co ożywiło zwykłe letnie wakacje. Jedynym utrapieniem była konieczność dużo dłuższego marszu nad jezioro, aby móc skorzystać z uroków kąpieli.

cdn.

  Spis treści zbioru
Komentarze (23)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
avatar
Niespodziewane pojawienie się wojska zawsze budzi sensację. Zdarzyło mi się kiedyś siedzieć na łączce nad jeziorem i malować jakąś akwarelkę, kiedy nagle za moimi plecami pojawił się pluton w maskach przeciwgazowych. Widok był szokujący – zwłaszcza ta nagła zmiana oglądanego widoku.
avatar
... zwłaszcza pojawienie się obcego wojska.

Zarebo, musiałaś faktycznie przeżyć szok - nagle pojawili się... Marsjanie. Z wyłupiastymi oczami i dziwnymi rurkami do oddychania. ;)

PS. Obniżyłaś ocenę za "poprawność językową". Popełniłem więc gdzieś błędy w zapisie. Nie mogę ich znaleźć. Możesz je wskazać?
avatar
Ciekawe i barwne wakacyjne wspomnienia, a ich jakość podwyższa użycie rosyjskich słów. A gra w noża też była moją podstawową zabawą, nazywaną u nas pikutami. Czyli była to gra w pikuty.
Brakuje przecinaka przed
"zastanawiałem", a zbędny jest przed "jak poprzednie". No i "nielzia" po rosyjsku pisze się łącznie, mimo że po polsku "nie należy" piszemy łącznie. Ale to drobiazgi. Całość świetna.
avatar
Nigdy nie oceniam jako znakomite. Uważam, że bardzo dobre. Błędów nie ma. Historia byłaby jeszcze lepsza, gdyby miała więcej cech gawędy. Ja też u siebie zauważam skłonności do relacji. Ale w ogóle to ciekawe.
avatar
No, i co dalej?
avatar
Dzięki, Janko, za ocenę wspomnień, ale zwłaszcza za wyłapanie miejsc w zapisie do poprawki.
Wiem, że w innych regionach gra w noża nazywała się grą w pikuty. U mnie nie miała takiej nazwy.

PS. Śmieszną literówkę masz w komentarzu (No i "nielzia" po rosyjsku pisze się łącznie, mimo że po polsku "nie należy" piszemy łącznie) :)))
avatar
Zarebo, nie mówię o osobistej ocenie za "poziom literacki" (miło mi, że opowiadanie się podobało), tylko za "poprawność językową". W tej drugiej ocenę wystawia się za błędy w zapisie, ortograficzne, gramatyczne czy składniowe. Myślałem, że je znalazłaś, gdyż obniżyłaś ocenę.

Przyjęło się, że obniżenie tej oceny trzeba uzasadnić. I słusznie, uczymy się przecież na błędach. Mój pobyt na PubliXo już mi wiele przyniósł pod tym względem.
avatar
A co to jest poprawność językowa? Ortografia i interpunkcja?... One nie decydują o wartości tekstu.
Wiadomo, że pewnych rzeczy nie wypada robić ale nikt nie czyta tekstu z tego powodu, że nie ma błędów ortograficznych. Poza tym, dorosły człowiek czyta przeważnie na pamięć i nie wpatruje się dokładnie w każde słowo – zauważa tylko błędy rażące. Tekst jest bardzo dobry ale mógłby być jeszcze lepszy, gdyby go trochę wystylizować. To jest moje uzasadnienie.
avatar
Zarebo, dalej mylisz dwie oceny - na PubliXo są właśnie dwie, jeżeli chce się oceniać. Treść utworu, czy podobał się, czy nie - to "poziom literacki", ale nie "poprawność językowa". Była już o tym kilka razy mowa w minionych miesiącach, jak pamiętam.

Zostanę przy powyższym stwierdzeniu, nie ma co dalej przeciągać. Pzdr.
avatar
Co dalej? Będzie w drugiej części, Marianie :)
avatar
A słownictwo, frazeologia, składnia, figury stylistyczne, tempo i sposób narracji, brzmienie tekstu itd.?
Pozdrawiam.
avatar
Muszę odpowiedzieć, gdyż zapytałaś, Zarebo - to dla mnie wchodzi już w ocenę "poziomu literackiego".

Jeżeli masz inne zdanie, to trudno. Pozostanę przy swoim.
avatar
Tak to jest z pośpiechem, bowiem żona stała nade mną i ponaglała, gdyż wychodziliśmy na zakupy. Zaprzeczyłem temu, co sam napisałem, ale intencja chyba była czytelna.
avatar
Jestem innego zdania. Ludzie uprawiający literaturę chętniej piszą we własnym języku niż w obcym, chociaż mogą doskonale mówić w nim. I chodzi tu właśnie o poprawność językową czyli swobodę wybierania różnych form. Na pewno brak poprawności zaniża poziom.

No tak... Dyskusje literackie można toczyć długo.
avatar
Medicus, proś, a będzie Ci dane :)
Niestety, nie jestem cudotwórcą, na pstryknięcie palcami nic się chce zrobić. Trzeba mnie samemu popracować... jeszcze trochę.

Nie wiem, ile wspomnień odgrzebałem u Ciebie, ale wiem, jak u mnie jedne wspomnienia wywołują na jawę dawno, jak myślałem, zatarte nowe :)A "pasemka siwych na łbie" są podobno bardzo modne. Tak że, nie żałuj wydanych pieniędzy na fryzjera ;)

Taa... masełko, jako krem do opalania. Kiedyś, na obozie turystycznym, w wieku już półmłodzieżowym, wysmarowaliśmy się naftą. Co ona słońce zrobiła z naszą skórą, możesz sie domyślić :)
avatar
A ja przyznam się, że wspomnienia przywołane tym tekstem nie spowodowały pojawienia się na mojej głowie nie tylko pasemek, ale nawet jednego siwego włosa. Natomiast smarowanie się masłem w celu przyśpieszenia procesu opalania to normalka. O benzynie nie słyszałem, ale o ropie, czyli oleju napędowym, owszem.
avatar
... a jak miały u Ciebie spowodować? Mamy mniej więcej taką samą liczbę włosów przez całe życie ;), nie licząc traconych bezpowrotnie (co, jak widzę, nie wchodzi w rachubę w Twoim przypadku).

O ropie jako "opalaczu" też wiem. My zaś wysmarowaliśmy się nie benzyną, tylko czystą naftą. Efekt podobny ;)
avatar
Hardy, nie wiem czy dobrze myślę, ale wydarzenia, które opisałeś kojarzą mi się z 1968r.

Opowiadanie dobre. Najpierw chciałam zaprotestować z tym "zgadywajcie", ale przecież to dialog i możliwe, że taki był żargon lub regionalizm :)
avatar
Brawo, Piórko! Nie spałaś na lekcjach historii :)

Tak, zgadywajcie" w dialogu to oczywiście żargon.
avatar
Hardy, w 1968r miałam zaledwie 9 lat, więc bardziej pamiętam co mówiono o tym w moim domu, a nie z lekcji historii :)
avatar
Piórko, historię poznawało się również w domu, nie tylko w szkole :)
avatar
To, czego w tej frapującej historii z pewnością brakuje, to umocowania zdarzeń w konkretnym c z a s i e. Dla Czytelnika informacja, że rzecz działa się latem, kiedy narrator skończył podstawówkę, to żadna informacja, bo nadal nie wiemy, w którym roku wszystko to było.

W Armii Czerwonej /za komuny/ służyli i Ewenkowie, i Ukraińcy, i Łotysze, i Kazachowie, i Tadżykowie, i Gruzini, i Litwini /etc., etc., etc./

więc te tytułowe Ruski, co przyszli /do Lasu Rudnickiego/, to kolejna nieścisłość.

Tekst nie należy do gatunku bajką czy science-fiction. Jako dokument tamtych czasów w swoich szczegółach musi być precyzyjny
avatar
Emilio - czas akcji jest wyjaśniony na końcu 2. części (zresztą tam się kilka lat temu wpisywałaś).
Natomiast tytułowe "Ruskie przyszli" - to nie narracja, tylko zawołanie z rozmów dzieciaków.
© 2010-2016 by Creative Media
×