Autor | |
Gatunek | fantasy / SF |
Forma | proza |
Data dodania | 2016-03-08 |
Poprawność językowa | - brak ocen - |
Poziom literacki | - brak ocen - |
Wyświetleń | 2030 |
Rozdział pierwszy
Wioska na Olcoppe
Obudził się gwałtownie z długiego, dręczącego koszmaru. Coś ukłuło go boleśnie w piersi, nie pozwalając w żaden sposób zapomnieć o trwającym bólu. Gdzieś tam, wewnątrz, tliło się jeszcze życie, ze wszystkich witalnych sił usiłujące utrzymać się jakoś w wątłym ciele. Ostatnie minuty były jedynie pasmem ustawicznego cierpienia, przerywanego nerwowym, nierównomiernym oddechem, który je tylko potęgował. Płuca, niczym dwa rozżarzone tygle, paliły jego organizm od środka, a serce tłukło się niespokojnym rytmem, pragnąc niemalże uwolnić się z klatki, którą utworzyły nieczułe żebra. Ból stawał się trudny do zniesienia. Nie miał pojęcia skąd tak nagle zaatakował ponownie, nagle, niczym huragan niszczący wszystko na swej drodze, niczym pierwsza, wiosenna burza, która przychodzi w biały dzień by zmyć brud, panujący po zimowych roztopach. W głowie niepodzielnie panowały dziwne i niepodzielnie pulsacje oraz zamęt a myśli bawiły się w gonitwę, jednocześnie same się ze sobą mieszając i niwelując znaczenia. Nie potrafił odnaleźć normalnego poczucia bezpieczeństwa, a wysiłki, by przerwać ten koszmar, wydawały się zupełnie daremne.
A jednak...
Zastrzyk, który zaaplikował sobie przez paroma minutami zaczynał już swoje zbawienne działanie. Powoli, jakby z niemierzalnej otchłani, piekący ból zaczął ustępować z pola walki , serce uspokajało się w swym szaleńczym dotąd pulsie, kierowane chemicznym rozkazem, pochodzącym z wewnątrz zawartości strzykawki, który wprowadził do trzewi. Wracało opornie do swego normalnego, dudniącego crescendo. Odkrył już dawno, że jedynie ta stara strzykawka dawała mu jeszcze jakiekolwiek poczucie bezpieczeństwa, tylko dzięki niej potrafił złapać za nogi odrobinę ukojenia. Dobrze, że jeszcze siłą woli potrafił opanować wszechogarniający skurcz mięśni, który w tak bolesny sposób przypominał mu stale o pogłębiającym się stanie chorobowym. Strzykawka leżała tuż obok, tuż obok rozwartej, prawej dłoni. Mógł to stwierdzić, otwierając na chwilę oczy, ale światło ukłuło przestrzeń pod powiekami zbyt boleśnie i człowiek niemal natychmiast i instynktownie je zamknął.
- To nic. – pomyślał . – To tylko światłowstręt. Normalnie... jak po każdym ataku.
Ale te ataki powtarzały się jednak coraz częściej, a on, niczym doświadczony terapeuta, zdawał sobie w pełni sprawę z obecnego stanu swego organizmu. Dobrze również wiedział, że zbliża się do punktu krytycznego, bowiem ataki były jedynie sygnałem ostrzegawczym. Ciała nie dało się przecież w żaden sposób oszukać, stało się jedynie ślepym wykonawcą poleceń, płynących z przestrzeni mózgu. Jego organizm... ten trwały i zarazem bardzo kruchy zbiór tkanek, który pozwolił mu jakoś przeżyć. Jego jedyny właściciel zastanawiał się tylko po co? Przeklęte ciało, przypadkowy zbitek białka i minerałów, gnijące od wewnątrz, toczone nieistniejącym w rzeczywistości robactwem zrodzonym z choroby, której nie znał.
cdn...